dr Zbigniew Hałat Felietony w Radio Maryja 2005 - 2016
" 'Pomiędzy 'Szczęść Boże!' a 'Z Panem Bogiem' ".
W tym miejscu są same teksty i
podpisy ilustracji, co ułatwia wyszukiwanie słów w pliku b. dużego
rozmiaru obejmującego wszystkie lata.
Illustracje, przypisy, linki (odnośniki) można znaleźć na osobnych stronach.
2005 2006 2007 2008 2009 2010
2011 2012 2013 2014 2015 2016
ROK 2005
13 października 2005
W maju 2005 r. w Niemczech po raz 51. zebrała się sprawująca
realną władzę nad światem grupa Bilderberg. Grupie Bilderberg
przewodniczy prezes firmy Suez-Tractebel zajmującej się
wytwarzaniem energii, przesyłem gazu i usługami energetycznymi. W
skład tej firmy wchodzi światowy potentat w zakresie budowy i
ekspolatacji wodociągów - Lyonnaise des Eaux. Sekretarzem generalnym
grupy Bilderberg jest przedstawiciel globalnej wywiadowni gospodarczej
Goldman Sachs International.
W majowym spotkaniu wzięli udział prezesi banków, byli i obecni
komisarze Komisji Europejskiej, ministrowie różnych krajów, szefowie
światowych korporacji, jak Coca-Cola, Shell, BP, Siemens, Ford,
DaimlerChrysler, Bauholding Strabag, ThyssenKrupp AG, Novartis,
Rothschild, znane osobistości, jak David Rockefeller z banku JP Morgan,
Paul Wolfowitz z Banku Światowego, Natan Sharansky, czy Henry Kissinger
obok przewodniczącego międzynarodówki socjalistycznej Antonio Guteressa
i George Papandreou, prezesa greckich socjalistów, a także Angela
Merkel, przewodnicząca CDU. Licznie reprezentowane były opiniotwórcze
koncerny medialne: International Herald Tribune, Financial Times,
Economist, Newsweek, Le Figaro, Der Standard, Axel Springer, Washington
Post, Die Zeit, a nawet Hubert Burda Media. Rangi spotkaniu
nadawała obecność sekretarza generalnego NATO i przewodniczącego
Komisji Europejskiej.
Polska na spotkaniu grupy Bilderberg była także „reprezentowana” przez
pana Andrzeja Olechowskiego, który na swojej stronie internetowej sam
przedstawia się jako członek komitetów doradczych: Goldman Sachs,
Creditanstalt, Banca Nazionale del Lavoro, International Finance
Corporation, The Newmarket. Pan Andrzej Olechowski uczestniczył w
obradach grupy Bilderberg w 1995r. jako minister spraw
zagranicznych rządu SLD-PSL, w latach 1996 – 1999 jako prezes firmy
Central Europe Trust, w 2001r. już jako lider Platformy Obywatelskiej i
były kandydat na prezydenta RP, zaś w 2003, 2004 i 2005 jako
lider Platformy Obywatelskiej. W 1998 panu Olechowskiemu w spotkaniu
grupy Bilderberg towarzyszyła pani Hanna Suchocka, minister
sprawiedliwości, a w roku 2005 pan Jacek Szwajcowski, prezes Polskiej
Grupy Framaceutycznej.
Ponieważ niektórzy politycy Platformy Obywatelskiej dopuszczają
się furiatycznych ataków na Radio Maryja, publicznie podważając
wiarygodność niewygodnych im faktów, uprzejmie informuję wrogów
wolności wypowiedzi, że informacje o uczestnikach kolejnych spotkań
grupy Bilderberg można znaleźć na stronie internetowej
(http://www.bilderberg.org/ ), do której BBC przekierowuje osoby
zainteresowane swoim artykułem „Bilderberg - szczyt teorii spiskowej” (
http://news.bbc.co.uk/1/hi/magazine/3773019.stm ). BBC zastrzega
się, że nie odpowiada za zawartość zewnętrznych stron internetowych i
ja też to czynię, przypominając zwolennikom kneblowania ludziom ust, że
Polacy żadnemu totalitaryzmowi nigdy jeszcze nie ulegli, a cenzura
narzucana przez prusactwo, carat, hitleryzm i komunizm odniosła
odwrotny do zamierzonego skutek, choć za cenę wielkich ofiar, które
symbolizuje męczeńska śmierć ks. Jerzego Popiełuszki, której 21.
rocznica przypada we wtorek 19. października.
W pierwszym zdaniu wspomnianego artykułu BBC można przeczytać:
„Grupa Bilderberg, elitarna koteria zachodnich myślicieli i
manipulatorów władzy, była i jest oskarżana o rozstrzyganie o losach
świata za zamkniętymi drzwiami.”. W świetle tego rodzaju opinii
pojawiających się w światowych środkach masowego przekazu, niech mi
wolno będzie wyrazić zaniepokojenie źródłami dziwnej zbieżności
ujawnionych dotychczas wspólnych interesów pani Angeli Merkel, obecnie
kanclerza Republiki Federalnej Niemiec i pana Donalda Tuska,
kandydata na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej oraz roli pana
Andrzeja Olechowskiego, stałego bywalca spotkań grupy Bilderberg w
wykreowaniu pana Donalda Tuska na kandydata na prezydenta, łącznie z
generowaniem sił, w tym medialnych, i środków finansowych na wyborcze
przedsięwzięcia Platformy Obywatelskiej, wszak zgodnie z konstytucją RP
finansowanie partii politycznych jest jawne.
Ktoś by mógł powiedzieć, że lider Platformy Obywatelskiej Andrzej
Olechowski dzięki przynależności do grupy Bilderberg jest gwarantem
zapowiedzi kandydata tej partii na prezydenta: „będziemy dumni z
Polski". Ktoś inny, że z powodu ewidentnych związków Platformy
Obywatelskiej ze sprawcami zrujnowania naszego kraju, głosując na
Tuska, Polacy znów padną ofiarą strategii trzech „o”: ogłupić, okraść,
ośmieszyć. Zainteresowanym pozostał tydzień na przekonanie wyborców,
zwłaszcza tych, dla których nadchodzące wybory prezydenckie mogą być
ostatnimi w życiu. Za pomyłkę nad urną zapłacą bowiem, albo odcięciem
od możliwości dojazdu do lokalu wyborczego z powodu dalszej likwidacji
linii kolejowych lub autobusowych, albo brakiem możliwości korzystania
z opieki zdrowotnej ratującej przed przedwczesną śmiercią, bądź
pogłębiającą się niepełnosprawnością. Niechby też kandydat grupy
Bilderberg z właściwą sobie urokliwą szczerością zapewnił swoich
zamożnych i zdrowych entuzjastów, że wystarczy im pieniędzy na
dostatnie życie, bo nie pozwoli, aby międzynarodowe koncerny nadal
panoszyły się w naszej Ojczyźnie.
27 października 2005
Podczas złotej polskiej jesieni 2005r. demokratyczne wybory Polaków
przyniosły zwycięstwo polskiej racji stanu. Zwyciężyła polska racja
stanu wolna od gnuśnego kunktatorstwa, zgniłych kompromisów i
nachalnego serwilizmu w stosunku do dowolnego ośrodka zagranicznej
władzy. Tuż po wyborach zaczęły spadać maski z wielu twarzy. Najemnicy
i politycy antydemokratycznych pseudoelit z pogardą odnoszą się do
wyboru większości, a powołując się, o zgrozo!, na dobro publiczne, dają
upust swojej manii prześladowczej w stosunku do osób nie zgadzających
się z ich poglądami. Łamią przy tym wszelkie prawa człowieka i
obywatela oraz biją rekordy śmieszności, wynosząc się ponad
innych z racji miejsca zamieszkania, wykształcenia i posiadanych
pieniędzy.
Już żyjący na przełomie XV i XVI wieku św. Tomasz Morus zwrócił uwagę
na fakt, że istnieje jakieś sprzysiężenie bogaczy, dbających o własne
tylko korzyści pod pozorem dobra publicznego. Tomasz Morus kanonizowany
w 1935r. przez Piusa XI, w roku 2000 został ogłoszony przez Jana Pawła
II patronem wszystkich rządzących i polityków. U progu trzeciego
tysiąclecia Chrześcijaństwa Ojciec Święty uznał, że postać tego
świętego jako patrona polityków przyniesie korzyści dobru publicznemu,
co uzasadnił następująco: <<Jest wiele powodów proklamowania
Tomasza Morusa patronem mężów stanu i osób życia publicznego. Wśród
nich pojawia się odczuwane przez świat polityki i administracji
publicznej zapotrzebowanie na wiarygodne wzorce zachowań zdolne
wskazywać drogę prawdy w tych czasach dziejów, w których narastają
trudne wyzwania i najwyższa odpowiedzialność. Rzeczywiście, w
naszych czasach struktury społeczne są na nowo kształtowane przez
innowacyjne siły ekonomiczne, a z drugiej strony, osiągnięcia naukowe w
dziedzinie biotechnologii podkreślają potrzebę obrony życia ludzkiego
na każdym etapie rozwoju, podczas gdy obietnice nowego społeczeństwa –
skutecznie przedstawione zdezorientowanej opinii publicznej –
pilnie domagają się jednoznacznych decyzji politycznych na korzyść
rodziny, młodych ludzi, osób starszych i zepchniętych na
margines.>>. Tomasz Morus głosił zasady egalitaryzmu, czyli
poglądu społeczno-politycznego uznającego za podstawę sprawiedliwego
ustroju społecznego zasadę równouprawnienia obywateli pod względem
ekonomicznym, społecznym i politycznym.
Równość obywateli jest droga wszystkim Polakom od pradziejów, a teraz
wymaga od wszystkich stanowczej i bezkompromisowej obrony. Musimy
stanąć murem za ludźmi, którym większość wyborców powierzyła swój los.
Ich misja będzie niezwykle trudna. Nasi przedstawiciele zastaną w
miejscach swojej służby narodowi swąd spalonego papieru, zapchane
pojemniki niszczarek dokumentów, wyczyszczone twarde dyski komputerów.
Przecież polakożercy z Rzeszy Niemieckiej, Sowietów, PRL i III RP
mieli i nadal mają swoje straszne tajemnice, po których ślad zaginął
wraz z życiem i majątkiem ich ofiar. Nasi wybrańcy zastaną w
ministerstwach i innych urzędach państwowych liczne zastępy wrogich im
urzędników skrycie uprawiających sabotaż, bądź po prostu niezdolnych do
rzetelnego wykonywania swoich obowiązków, bo pochodzących z negatywnej
selekcji. Przez pewien czas - oby jak najkrótszy - będziemy składać się
na utrzymanie pałacowych dworzan i załganych autorytetów
moralnych, skorumpowanych urzędników i leniwych inspektorów,
przestępczych koterii w ośrodkach władzy różnych szczebli i wiernie im
służących propagandystów opłacanych z podatku
radiowo-telewizyjnego. Złodzieje w białych kołnierzykach pod krawatem
bezczelnie okradający nas z Boga, Honoru, Ojczyzny, pieniędzy i
zdrowia nie czmychną nagle w popłochu, a mając zbyt dużo do stracenia,
w tym swoją wolność i łupy, zrobią wszystko, aby wielkie
zwycięstwo Polakom zohydzić. Posługując się ludźmi o mało skrywanej
antychrześcijańskiej i antypolskiej postawie, często przy tym
psychicznie niezrównoważonymi, użyją każdej argumentacji i każdej formy
walki politycznej zmierzającej do upadku IV Rzeczypospolitej, w której
po raz pierwszy od 66 lat możemy urządzać własny dom po swojemu.
Każdy Polak wiąże jakieś szczególne nadzieje z IV Rzeczypospolitą. Moją
nadzieją jest spełnienie dewizy ruchu ochrony zdrowia zamieszczanej pod
winietą czasopisma Zagrożenia Zdrowia w Polsce. Pochodzi ona z dzieła
Cycerona De legibus (O prawach) i brzmi następująco: SALUS POPULI
SUPREMA LEX ESTO, co można przełożyć DOBRO LUDU NIECHAJ BĘDZIE
NAJWYŻSZYM PRAWEM lub też ZDROWIE NARODU NIECHAJ BĘDZIE NAJWYŻSZYM
PRAWEM. Już w naszych czasach zdrowie narodu w następujący sposób
definiuje prof. med. Jan Karol Kostrzewski, twórca polskiej
szkoły epidemiologii, zmarły 27. maja 2005r.: zdrowie społeczeństwa
ludzkiego jest to nie tylko brak choroby oraz dobry stan zdrowia
fizycznego, psychicznego i społecznego jednostek składających się na
dane społeczeństwo, ale również harmonijny rozwój naturalny ludności
oraz takie warunki otoczenia, które sprzyjają zdrowiu ludności.
3 listopada 2005
Polityka to umiejętność zdobycia i utrzymania władzy państwowej. Bywają
politycy, którym sił wystarczy tylko do zdobycia władzy i można o nich
powiedzieć, że są skuteczni w zakresie autoreklamy. A reklama -
jak wiadomo - pokazuje tylko jedna stronę monety. Z wyborczej reklamy
wynika, że na monecie widnieje orzeł, a po wyborach okazuje się, ze na
odwrotnej stronie monety, tam gdzie miała być reszka, jest
n.p…„rzeszka”. Zamiast konkretnego nominału, jakiś dziwny układ o
każdej z możliwych barw tęczy, spoza których ledwie przebijają się
nasze biało-czerwone. Dobrzy obywatele zrobili wszystko, co było w ich
mocy: poszli do urn wyborczych i wybrali upragnioną przyszłość.
Wyborcom pozostaje ufać, że głosowali na mężów stanu a nie na pętaków.
Wyborcy przez jakiś czas cierpliwie poczekają na spełnienie wyborczych
reklam, chyba że wyjadą z kraju w poszukiwaniu lepszych,
bezpieczniejszych warunków życia i perspektyw dla swojej rodziny. Chyba
że z powodu braku pomocy lekarskiej nie dożyją skutecznej realizacji
sztandarowego hasła zwycięzców wyborów, jakim była naprawa
ochrony zdrowia.
A jest co naprawiać. Trudno uwierzyć, ale według opublikowanego przez
Organizację Narodów Zjednoczonych tegorocznego raportu w sprawie
rozwoju cywilizacyjnego przeciętna długość życia stawia nasz kraj na
49. pozycji wśród 175 krajów świata. Z dłuższego od nas życia mogą się
cieszyć nawet obywatele zaliczanych do tzw. Trzeciego Świata
krajów Ameryki Łacińskiej, jak Costa Rica, Chile, Urugwaj i Panama oraz
zrujnowanych niedawną wojną Bałkanów, jak Chorwacja oraz Bośnia i
Hercegowina.
Znaczną część przedwczesnych zgonów można przypisać warunkom
leczenia w szpitalach i przychodniach oraz dostępności skutecznej
opieki zdrowotnej w Polsce. Przez kilkanaście lat władze sanitarne nie
potrafiły wyegzekwować postanowień Rozporządzenia Ministra Zdrowia i
Opieki Społecznej z dnia 21 września 1992 r. w sprawie wymagań, jakim
powinny odpowiadać pod względem fachowym i sanitarnym pomieszczenia i
urządzenia zakładu opieki zdrowotnej. Po przejściu siedmiu
„dostosowawczych” nowelizacji rozporządzenie, które miało zapewnić
bezpieczeństwo pacjentom i pracownikom służby zdrowia, zostało w
czerwcu 2005r. zastąpione nowym. Pomimo upływu wielu lat, postępu
technicznego, a przy tym podwojenia się dochodu narodowego,
właściciele - zarządcy przychodni i szpitali także w 2005r.
głośno krzyczą, że nie są w stanie spełnić wymagań, jakim powinny
odpowiadać pod względem fachowym i sanitarnym pomieszczenia i
urządzenia zakładów opieki zdrowotnej.
Skutki zaniedbań w tym zakresie ilustruje między innymi porównanie losu
pacjentów narażonych na zakażenie wirusami zapalenia wątroby typu
B i typu C. Dzięki wprowadzeniu w 1993r. intensywnego
programu zapobiegania i zwalczania wirusowego zapalenia wątroby typu B
do 2004r. roczna liczba zarejestrowanych zachorowań spadła z 13 296 do
1 473. Tylko w ciągu pierwszego dziesięciolecia działania programu
można było zapobiec około 85 tysiącom zachorowań na ostrą postać tej
choroby i 13 tysiącom postaci przewlekłych. Było to możliwe dzięki
istnieniu skutecznej szczepionki przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby
typu B. Niestety, szczepionka przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu
C nie jest dostępna. W przypadku tej choroby, jak i wielu innych,
którymi zagraża nieprzestrzeganie wymogów
sanitarno-przeciwepidemicznych, zapobieganie opiera się nie na
szczepieniach a na skutecznej sterylizacji sprzętu do zabiegów
medycznych, tzw. inwazyjnych, do których należą wstrzyknięcia i inne
zabiegi z naruszeniem ciągłości tkanek, endoskopia, dializa. W 1997r.,
tj. w pierwszym roku niepełnej rejestracji zanotowano 997 zachorowań na
wirusowe zapalenie wątroby typu C, w roku 2004 - 2 059, a od 1.
stycznia do 15 października 2005r. już 2 336. Dane te w żadnym
przypadku nie odzwierciedlają rzeczywistego zagrożenia, gdyż według
oszacowań częstość zakażeń wirusem zapalenia wątroby typu C w Polsce
sięga 1,5%, co oznacza, że ok. 600 tys. osób może być rozsadnikami
zakażenia w szpitalach, przychodniach, zakładach fryzjerskich,
kosmetycznych, czy też w miejscach pokątnego wykonywania tatuażu lub
zakładania kolczyków. Jednak w odróżnieniu od miejsc nielegalnych
usług, które powinny być likwidowane przez policję z równą
starannością, jak zagrażające tymi samymi chorobami miejsca wstrzyknięć
narkotyków, szpitale i przychodnie są przecież finansowane ze środków
publicznych. Co więcej, roszczenia poszkodowanych pacjentów pokrywają z
ubezpieczeń. A koszty polis ubezpieczeniowych opłacają z funduszów
publicznych.
Do tego dochodzi podległość państwowej inspekcji sanitarnej ministrowi
zdrowia, który jako klinicysta ma zwykle blade pojęcie o zdrowiu
publicznym i zwykle nie potrafi uwolnić się od żądań swojego
środowiska i rozmaitych grup nacisku żerujących na budżecie państwa. Od
2000r. główny inspektor sanitarny przestał być zastępcą ministra
zdrowia do spraw sanitarno-epidemiologicznych i stał się kierownikiem
instytucji centralnej administracji, która, zgodnie z
ustawą, jest powołana do realizacji zadań z zakresu zdrowia
publicznego, w szczególności poprzez sprawowanie nadzoru nad
warunkami higieniczno-sanitarnymi, jakie powinien spełniać
personel medyczny, sprzęt oraz pomieszczenia, w których są udzielane
świadczenia zdrowotne w celu ochrony zdrowia ludzkiego przed
niekorzystnym wpływem szkodliwości i uciążliwości środowiskowych,
zapobiegania powstawaniu chorób, w tym chorób zakaźnych i
zawodowych. Rozwój sytuacji epidemiologicznej wskazuje na
zasadniczą trudność sprawowania skutecznego nadzoru w sytuacji, gdy
nadzorujący podlega nadzorowanemu. Jak powiadają, pies nie gryzie
własnego ogona.
Ofiarami bezczynności władz są tysiące ludzi. U 80% osób zakażonych
wirusem zapalenia wątroby typu C rozwija się przewlekłe zapalenie
wątroby, które u co czwartego przechodzi w marskość wątroby, a ta
zagraża pierwotnym rakiem wątroby. Pierwsze objawy zapalenia wątroby
typu C to osłabienie, brak apetytu, mdłości, wymioty, bóle
stawowo-mięśniowe i stany podgorączkowe. Choroba wymaga unikania
wysiłku fizycznego, stosowania kosztownej diety wątrobowej, zażywania
leków, co łącznie kosztuje pacjenta minimum 200,-zł miesięcznie. Koszt
standardowego leczenia jednego chorego interferonem i rybawiryną sięga
40 tys. zł. W Narodowym Funduszu Zdrowia brakuje pieniędzy na terminowe
i skuteczne leczenie nawet tych chorych, którzy zostali zarażeni
w szpitalach i przychodniach mających kontrakty z Funduszem.
Prawo i sprawiedliwość nakazują natychmiast naprawić błędy III
Rzeczypospolitej.
17 listopada 2005
Zamierzone wyludnianie Polski stoi na czele długiej listy zbrodni
antypolonizmu i wymaga sprawiedliwego osądu. O sprawiedliwość
wołają miliony osieroconych rodzin i niezliczone zastępy ludzi żyjących
w przekonaniu, że ich życie zrujnowała arogancja i ignorancja władz PRL
i III RP. Za technikę wyludniania bardziej podstępną i skuteczną niż
zmuszanie Polaków do emigracji należy uznać narażanie ludzi na czynniki
chorobotwórcze i odmawianie im pomocy lekarskiej, kiedy zachorują.
W dziele Henryka Pająka i Stanisława Żochowskiego p.t. „Rządy zbirów
1940 - 1990” można znaleźć wierne tłumaczenie z oryginału rosyjskiego
ściśle tajnej Instrukcji Nk/003/47 wydanej w Moskwie 2. kwietnia 1947r.
Oto fragment tej instrukcji:
Punkt 28. Zwrócić baczną uwagę, by w odbudowywanych i nowych większych
i osiedlach nie budowano nowych ujęć wodnych niezależnych od głównej
sieci wodociągowej. Stare ujęcia wodne i studnie uliczne systematycznie
likwidować.
Następny punkt objaśnia intencje autorów przepisu na zbrodnię:
Punkt 29. „Przy odbudowie i rozbudowie przemysłu dopilnować, aby ścieki
przemysłowe spływały do rzek mogących stanowić rezerwuary wody pitnej.
Techniczny przepis sowieckiej okupacji obowiązywał do końca istnienia
PRL, a jeszcze w 2003r. zaledwie 40%, spośród wszystkich 2 434 zakładów
przemysłowych posiadało oczyszczalnie ścieków o wystarczającej
przepustowości, a 181 zakładów bez oczyszczalni ścieków
odprowadzało ścieki do wód lub do ziemi. W 1980 zakładów takich było
341. Do tego należy dodać 211 hektometrów sześciennych nieoczyszczonych
ścieków komunalnych odprowadzanych w 2003r. do wód lub do ziemi.
Zgodnie z prawem zakłady wodociągowe powinny stosować techniki
uzdatniania odpowiednie do wykrytego poziomu zanieczyszczeń surowca. W
przypadku największego zanieczyszczenia rzek i jezior woda wymaga
wysokosprawnego uzdatniania fizycznego i chemicznego, w szczególności
utleniania, koagulacji, flokulacji, dekantacji, filtracji, adsorpcji na
węglu aktywnym, dezynfekcji (ozonowania, chlorowania końcowego). Kiedy
uzdatnianie nie jest skuteczne, dochodzi do narażenia wielkiej liczby
ludzi na skutki spożycia produktu najbardziej masowego i najmniej
bezpiecznego, jakim jest woda z kranu. Dlatego woda wodociągowa musi
podlegać badaniom na obecność szeregu czynników chorobotwórczych, w tym
będących powodem raka, czyli kancerogenów.
Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem dzieli czynniki
rakotwórcze na pięć kategorii:
1. czynniki uznane za rakotwórcze dla człowieka
Do kategorii tej zaliczono 78 czynników (grupy czynników).
Na 11 z nich ludzie są narażeni, spożywając niebezpieczną
wodę.
Są to: arsen, azbest, benzen, beryl, chrom 6+, chlorek winylu,
dioksyny, kadm, nikiel, radon, tlenek etylenu
2a. czynniki prawdopodobnie rakotwórcze dla człowieka
Do kategorii tej zaliczono 63 czynniki
(grupy czynników).
Na 8 z nich ludzie są narażeni,
spożywając wodę.
Są to: akryloamid, benzo(a)piren, dwubromek etylenu, epichlorohydryna,
formaldehyd, polichlorowane bifenyle (PCB), tetrachloroetylen,
trichloroetylen
2b. czynniki o możliwie rakotwórczym działaniu na człowieka
Do kategorii tej zaliczono 235 czynników
(grup czynników).
Na 25 z nich ludzie są narażeni,
spożywając niebezpieczną wodę.
3. czynniki o niedostatecznie udowodnionym rakotwórczym działaniu na
człowieka
Do kategorii tej zaliczono 483 czynniki (grupy
czynników).
Na 29 z nich ludzie są narażeni, spożywając
niebezpieczną wodę
Najgroźniejszym zabójcą ludzi jednak tytoń. Zagraża rakiem, chorobami
układu krążenia i wieloma innymi zarówno użytkownikom, jak i ludziom
zmuszanym do wdychania cudzego dymu, a także nienarodzonym dzieciom.
Skazuje na cierpienia domowników osób palących. Miarą sanitarnego
zacofania Polski jest brak przeciwdziałania władz torturom, jakie muszą
znosić osoby niepalące w miejscach publicznych, w zakładach pracy,
urzędach, koszarach i zakładach karnych. Zarówno ofiary nałogu
nikotynowego, a tym bardziej ludzie, którzy nie palą, mają pełne prawo
domagać się ochrony przed wszechobecnymi czynnikami rakotwórczymi.
Kancerogeny w powietrzu, wodzie, żywności i napojach,
kosmetykach, lekach kupowanych bez recepty oraz zagrażające
pacjentom i pracownikom wielu zakładów są sprawcami codziennych
zmagań Polaków z okrutnym wrogiem - rakiem.
W naszym kraju z roku na rok narasta udział zgonów z powodu raka wśród
wszystkich zgonów. W dekadzie lat 90. nastąpił przyrost
udziału odsetkowego zgonów z powodu nowotworów złośliwych wśród
wszystkich zgonów o prawie 5 punktów procentowych. W obecnej dekadzie
przyrost ten nabiera tempa i pomiędzy rokiem 2000 i 2002 w całym
kraju skoczył z 23% na 24,4%, a w niektórych województwach
znacznie przekroczył średnią krajową. W 2002r. najwyższy udział zgonów
z powodu raka wśród zgonów ze wszystkich przyczyn występował w woj.
pomorskim - 27,9%. Nic dziwnego, że prawdziwi Kaszubi
odrzucili kandydata na prezydenta, który zachęcał ich do używania
tytoniu.
Epidemii raka w Polsce w żadnym przypadku nie wolno wiązać tylko ze
starzeniem się społeczeństwa, skoro ok. 2/5 nowych przypadków raka
rozpoznaje się u osób poniżej 60. r. ż. W ciągu trzech lat 1999 – 2001
według niekompletnych danych nowotwór złośliwy zarejestrowano u 119 537
osób, które nie osiągnęły 60. r. ż. Z wyjątkiem najstarszej grupy
wieku nowotwory złośliwe zbierają kilkakrotnie większe żniwo niż
każda z trzech określonych chorób układu krążenia. W samym 2002r.
na raka zmarło 87 731 osób, z czego 22 616 osób, czyli
ponad 1/4 nie przekroczyła 59 r. ż. Na 100 osób do 59. r.
ż. zmarłych w 2002r. z powodu głównych określonych przyczyn
63 osoby zmarły na raka, 22 z powodu choroby niedokrwiennej
serca, 13 z powodu chorób naczyń mózgowych i 2 na miażdżycę. Na 100
osób w wieku lat 60 i więcej zmarłych w 2002r. z powodu
głównych określonych przyczyn 37 osób zmarło na raka, 25 z powodu
choroby niedokrwiennej serca, 21 z powodu chorób naczyń mózgowych i 17
na miażdżycę.
Polska Unia Onkologii podaje, że liczba zachorowań na nowotwory
złośliwe w Polsce należy do najwyższych w Europie, odsetek
pacjentów podejmujących leczenie we wczesnej fazie choroby
nowotworowej jest 4-krotnie niższy niż w całej Europie i USA, zaś
odsetek wyleczeń wynosi 30% (cała Europa - 40%, USA - 50%). Gdy
zawodzi wczesne wykrywanie i leczenie choroby
wyniszczającej swoje ofiary i ich bliskich, należy zrobić wszystko co
możliwe, aby ograniczyć do osiągalnego minimum zagrożenie ze
strony czynników rakotwórczych.
24 listopada 2005
Tomasz Jefferson, autor Deklaracji Niepodległości i trzeci prezydent
USA, mówił o Tadeuszu Kościuszce „he is as pure a son of liberty
as I have ever known" - „on jest najbardziej przejrzystym synem
wolności, jakiego kiedykolwiek znałem". Amerykanie często posługują się
cytatami z licznych listów Jeffersona do Kościuszki, np. „głównym
celem wszystkich nauk jest wolność i szczęście człowieka” (1810r.) oraz
„szczęście i dobrobyt naszych obywateli są jedynym uprawnionym celem
rządu i pierwszym obowiązkiem rządzących” (1811r.).
Tadeusz Kościuszko był jednym z pierwszych Europejczyków przybyłych na
pomoc amerykańskiej rewolucji i wkrótce stał się jednym z jej
najbardziej zasłużonych bohaterów. O wyzwoleniu Amerykanów spod
brytyjskiej opresji nie zadecydowała ani wybitna osobista odwaga
trzydziestoletniego generała, ani nawet jego niezwykłe zdolności
strategiczne. Choć i te cechy Polaka zyskały po drugiej stronie
Atlantyku nieprzemijający podziw i uznanie. Największe zasługi Tadeusz
Kościuszko odniósł jako inżynier wojskowy, czyli saper. Zasłynął swoją
inżynierską wiedzą, projektując umocnienia decydujące o wygranych
bitwach, zwłaszcza pod Saratogą, gdzie po wzięciu do niewoli 6 000
brytyjskich żołnierzy, Amerykanie dowiedli swoich możliwości i
pozyskali nowego alianta – Francję.
Genialny inżynier Tadeusz Kościuszko powinien być wzorcem osobowym dla
młodych Polek i Polaków zastanawiających się nad wyborem przyszłego
zawodu. Od pana premiera Kazimierza Marcinkiewicza zależy, czy młodzież
szkolna uzyska dobre przygotowanie w zakresie nauk ścisłych, które
pozwoli na konkretne studia dające rzetelną wiedzę i umiejętności
przydatne zawsze i wszędzie, zwłaszcza w obecnym - niezwykle
konkurencyjnym - świecie.
Przypadający w tym roku 24. listopada Dzień Dziękczynienia wymagał
okazania wdzięczności wielu Amerykanom, którzy szczególnie pamiętają o
swoim i naszym bohaterze narodowym. Należą do nich członkowie Izby
Reprezentantów stanu New Hampshire. Izba ta jest trzecim co do
liczebności największym zgromadzeniem parlamentarnym w świecie
anglojęzycznym. Co do liczby członków wyprzedza ją tylko Kongres
Amerykański i Brytyjski Parlament, ale każdy z czterystu członków izby
pobiera raz na dwa lata zaledwie symboliczne wynagrodzenie w wysokości
200 dolarów oraz otrzymuje zwrot wydatków na paliwo.
Wiosną 2005r. Izba Reprezentantów stanu New Hampshire przyjęła
rezolucję o ogłoszeniu 12. lutego dniem Tadeusza Andrzeja Bonawentury
Kościuszki. Już teraz miasta i osiedla stanu New Hampshire planują na
ten dzień pierwsze uroczyste obchody na cześć naszego rodaka.
Wnioskodawcami rezolucji byli: pani Caitlin A. Daniuk (studentka,
Partia Demokratyczna) i pan David P. Currier (prezes, Partia
Republikańska). Mam nadzieję, że polska dyplomacja złożyła stosowne
podziękowania na ręce obojga, a jeśli nie, to proszę Polaków po obu
stronach Atlantyku o podjęcie tematu.
Kościuszko. Bohater narodu polskiego i amerykańskiego, urodzony na
ziemiach dzisiejszej Białorusi, mądry i dzielny, był szanowany przez
wszystkich. Jego pomnik stoi przed Białym Domem, siedzibą
prezydenta USA, jego imię nosi najwyższy szczyt Australii.
Otrzymał honorowe obywatelstwo Francji. Jedynie po klęsce pod
Maciejowicami ranny Kościuszko był potraktowany w sposób poniżający,
przynoszący hańbę jego oprawcom działającym na polecenie Aleksandra
Suworowa, generała Katarzyny II. O tej carycy Feliks Bering, autor
dzieła „Przekleństwo tronu Romanowów” pisze następująco: „Była kobietą
przebiegłą rozpustną, bezlitosną i pozbawioną wszelkich skrupułów. Jej
rządy znaczyły kolejne zbrodnie. (…) Ona też stała się grabarzem
niepodległości Polski, dławiąc Rzeczpospolitą w kolejnych rozbiorach.”
Dla wielu Tadeusz Kościuszko ucieleśnia zdrowie Polaków. Ratował nas
przed zagładą, kiedy inni opuścili ręce. Jego dzieło, już w
naszych czasach, kontynuuje inny Tadeusz…
Mądrzy, dzielni, nieustannie poniżani i zabijani słowem polscy patrioci
współczesności muszą natychmiast przystąpić do naprawy naszego
wspólnego dobra – Państwa Polskiego. Miarą zadań jest tegoroczny
raport Transparency International, według którego nasz kraj znalazł się
wśród 158 sklasyfikowanych krajów świata na 70. pozycji za krajami
wolnymi od raka korupcji. Wspólną z nami 70. pozycję mają m. in. kraje
afrykańskie, jak Burkina Faso, Egipt, Lesoto, choć inne państwa Afryki
znacznie zbliżyły się do pierwszej dziesiątki krajów wolnych od
korupcji, do których należą Islandia, Finlandia, Nowa Zelandia,
Dania, Singapur, Szwecja, Szwajcaria, Norwegia, Australia, Austria. I
tak Botswana zajmuje miejsce 32., Tunezja - 43., Afryka Płd. – 46,
Namibia – 47., Ghana – 65. Do ostatnich na tej liście – Chadu i
Bangladeszu – Polskę zajmującą miejsce 70. dzieli zaledwie 88 miejsc. A
jeszcze na początku lat 90. byliśmy klasyfikowani na pozycji 22.
Kto zawinił staczaniu się niepodległej Polski do kategorii krajów
upadłych? Oczywiście byli to nasi wybrańcy, czyli nasi przedstawiciele
wybrani w kolejnych wolnych i demokratycznych wyborach przez tych
obywateli, którzy uznali, że mogą mieć wpływ na poprawę swojego losu i
poszli do urn wyborczych. Wybierając za siebie i za niegłosujących,
ludzie dosłownie oddali swoje życie i majątek w ręce posłów, senatorów
i prezydentów. Toutes proportions gardées należy przypomnieć
skutki, jakie dla Niemców miały wybory z 1933r. W powiecie grodzkim
Breslau głosowało 85,5% wyborców, z czego 201 309 (49,4%) oddało głosy
na NSDAP. W powiecie ziemskim Breslau głosowało 92,2% wyborców, z czego
55 084 (48,0%) oddało głosy na NSDAP, a w sąsiednim powiecie ziemskim
Schweidnitz głosowało 94,2% wyborców, z czego 23 551 (42,20%) oddało
głosy na NSDAP. Rządy Narodowosocjalistycznej Partii Robotniczej
Niemiec przemieniły zwykłych zjadaczy chleba w bestie i doprowadziły do
zagłady nie tylko ich sąsiadów, ale także - choć w mniejszym stopniu -
ich samych. Rządy nazistów doprowadziły też do przepadku niemieckiego
mienia na rzecz ich ofiar i dzięki temu do zakończenia
dwustuletniego panowania prusactwa w kolebce naszej państwowości – na
Śląsku, który przyjął swą nazwę od świętej góry Prasłowian – Ślęży
dominującej nad żyzną równiną pomiędzy Wrocławiem i Świdnicą. Wbrew
dowodom archeologicznym i historycznym Prusacy jeszcze tuż przed wojną
zacierali polskie pochodzenie nazw wielu wsi ślężańskich, nadając im
zmyślone nazwy od wędrownych Wandalów – Silingów (Strachów zamieniono
na Silingtau, a Sulistrowiczki na Silingtal). Ofiarami nazistów byli
też niegłosujący na nich wyborcy niemieccy, np. w Bawarii. W Monachium
na NSDAP głosowało 178 419 osób, tj. 37,8% wszystkich głosujących, w
powiecie Altoeting pierwsze miejsce zajęła Bawarska Partia Ludowa (11
331 głosów – 46% głosujących), a dopiero drugie NSDAP ( 6 381 głosów –
25,7% głosujących). W 1933 w miejscowości Marktl, powiat Altoeting,
było 952 mieszkańców…
1 grudnia 2005
W trzeciej dekadzie wyniszczającej ludzkość pandemii AIDS warto
przypomnieć jej początki, których uosobieniem jest postać Brendana
O'Rourke. Przyszedł on na świat 5. października 1982r. z wagą
urodzeniową nieco ponad 1000 gramów. Dzięki ratującej życie transfuzji
krwi mały Brendan został wypisany ze szpitala do domu, gdzie stał się
szczęściem swoich rodziców i starszego rodzeństwa w katolickiej
irlandzkiej rodzinie z San Francisco. W 1987r. okazało się, że
transfuzja krwi była przyczyną zakażenia tego dziecka wirusem
wywołującym AIDS.
AIDS, czyli zespół nabytego upośledzenia odporności, otrzymał nazwę w
1982r., roku urodzenia Brendana, a zaledwie rok wcześniej zgromadzono
informacje dotyczące 111 przypadków pneumocystydozy i mięsaka
Kaposiego, niemal wyłącznie u mężczyzn, z czego 94% było
homoseksualistami. Dopiero w 1984r. ogłoszono, że przyczyną AIDS jest
wirus, test wykrywający przeciwciała w krwi osób zakażonych został
udostępniony w 1985r., a leczenie przedłużające życie osób zakażonych
wirusem wywołującym AIDS wprowadzono w roku 1987.
W 1982r. było wiadomo, że AIDS występuje głównie u homoseksualistów,
narkomanów stosujący środki odurzające we wstrzyknięciach, ale
także u biorców krwi i preparatów przeciwkrwotocznych stosowanych w
hemofilii. W grudniu 1982r. opisano pierwszy przypadek AIDS u biorcy
krwi – noworodka, który otrzymał transfuzję krwi pobranej wprawdzie od
dawcy zdrowego w czasie oddawania krwi, ale później zmarłego na
AIDS.
Dzisiaj wiemy, że ryzyko zakażenia biorcy krwi pobranej od
bezobjawowego dawcy jest niezwykle wysokie i mieści się w zakresie 90 –
100%. Dlatego niezwłocznie pod udostępnieniu testów wykrywających
przeciwciała obecne we krwi osób zakażonych wirusem AIDS wprowadzono
obowiązek badania tymi testami wszystkich osób zgłaszających się do
stacji krwiodawstwa.
Jednak odpowiedź immunologiczna zakażonego organizmu nie jest
natychmiastowa. Jak w przypadku innych zakażeń, przeciwciała można
wykryć dopiero po pewnym czasie zwanym okresem „okienka
serologicznego”. Zanim wytworzą się przeciwciała wykrywalne testami,
krew osoby zakażonej - choć zawierająca znaczne ilości wirusa -
może zostać zakwalifikowana jako nadająca się do przetoczenia i zarazić
osoby otrzymujące transfuzje krwi.
Przy założeniu, że okres okienka serologicznego przy zastosowaniu badań
rutynowych liczy tylko 20 – 25 dni, ryzyko zakażeń
potransfuzyjnych wirusem wywołującym AIDS szacuje się na 1/676
000 donacji. Badając krew testami reakcji łańcuchowej polimerazy (PCR)
można wykryć nie przeciwciała a antygen p24 po 16 – 17 dniach od
zarażenia, zaś RNA po 10 – 12 dniach od zarażenia.
Testy te są jednak znacznie droższe, zwłaszcza w zastosowaniu do
badania wszystkich krwiodawców i do tego - jak każde badanie dodatkowe
w medycynie - w części przypadków zawodne, a nadto z natury rzeczy nie
są w stanie wykryć obecności wirusa we krwi dawcy do 10 dni od
zarażenia.
W praktyce okres niepewności przesuwa się aż na 12 miesięcy od
zarażenia.
Stąd od samego początku pandemii AIDS do chwili obecnej w każdej stacji
krwiodawstwa na całym świecie można znaleźć wyraźne i jednoznaczne
instrukcje co do tego kto nie może być krwiodawcą.
Polski Czerwony Krzyż informuje niezmiennie: „Krwiodawcą nie może
zostać nosiciel wirusa HIV oraz nosiciele wirusów zapalenia wątroby
typu B i C, a także osoby zakażone chorobami wenerycznymi. Wyklucza się
osoby z tzw. grup podwyższonego ryzyka m.in. narkomanów,
homoseksualistów oraz ludzi mających liczne kontakty seksualne z
wieloma partnerami. (…) Nie można oddać krwi w ciągu 6 miesięcy po
zabiegu operacyjnym oraz w ciągu 12 miesięcy po przetoczeniu krwi lub
po wykonaniu tatuażu, przekłuciu różnych części ciała, akupunkturze.”
Brytyjska Służba Krwi przestrzega bardziej dosadnie: „ Nigdy nie wolno
ci oddawać krwi, jeżeli jesteś mężczyzną, który współżył z innym
mężczyzną nawet z zastosowaniem środków zaporowych. (…) Jeżeli jesteś
kobietą, nie wolno ci oddawać krwi przez 12 miesięcy po współżyciu z
mężczyzną, który współżył z innym mężczyzną”.
Amerykański Czerwony Krzyż idzie jeszcze dalej: „Nie wolno ci oddawać
krwi, jeżeli masz AIDS, twój test na AIDS był kiedykolwiek
dodatni, albo jeżeli uczyniłeś/uczyniłaś coś takiego co sprowadziło na
ciebie ryzyko zakażenia wirusem AIDS.
Ryzyko zakażenia wirusem AIDS dotyczy ciebie, jeżeli
* kiedykolwiek użyłeś/użyłaś igły do wstrzyknięcia
narkotyków, sterydów lub czegokolwiek bez recepty lekarza
* jesteś mężczyzną, który kiedykolwiek miał kontakt
płciowy z innym mężczyzną, nawet jeden raz, po roku 1977.
* kiedykolwiek wzięłaś/wziąłeś pieniądze, narkotyki
lub inną zapłatę za współżycie płciowe po roku 1977
* miałeś/miałaś kontakt płciowy w ciągu ostatnich 12
miesięcy z którąkolwiek wyżej opisanych osób.”
Warto znać te wymagania prawa amerykańskiego, bowiem - w
odróżnieniu od naszego kraju - w USA, w przypadku świadomego narażenia
innych ludzi na utratę zdrowia i życia należy się liczyć z nieuchronną
karą.
Nawet rzecznicy bardzo wpływowych w wielu krajach grup homoseksualnych,
a także politycy żerujący na słabościach ludzkiej psychiki nie
ośmielają się w związku z powyższymi faktami medycznymi zachęcać
homoseksualistów do oddawania krwi.
Owszem, homoseksualistom należy się współczucie.
International Journal of Epidemiology Uniwesytetu w Oxfordzie, w 1997r.
podaje, że “oczekiwana liczba lat dalszego życia homoseksualistów
w 20 r. ż. jest od 8 do 20 lat niższa niż dla wszystkich mężczyzn (…)
niemal połowa homoseksualistów liczących obecnie 20 lat nie dożyje
swoich 65. urodzin (…) aktywność homoseksualna jest do trzech razy
bardziej śmiertelnym zagrożeniem niż palenie tytoniu. Homoseksualiści o
860% zwiększają prawdopodobieństwo zakażenia chorobą weneryczną,
zwiększając o 500% ryzyko zarażenia się wirusem wywołującym AIDS.”
W Journal of Epidemiology and Community Health z roku 2004 prof. Mark
Bellis i inni badacze z Liverpool przypisują osobom o rozwiązłym trybie
życia odpowiedzialność za szerzące się epidemie chorób wenerycznych.
Prof. Bellis za rozwiązłych uznaje ludzi, którzy wcześnie podjęli swoje
życie płciowe i współżyli z wieloma osobami. Według prof. Bellisa
składają się na 10% populacji.
Jedną najbardziej znanych osób, które wybrały rozwiązły tryb życia i
przez to wpłynęły na gwałtowne szerzenie się epidemii AIDS był steward
Kanadyjskich Linii Lotniczych Gaëtan Dugas, którego nazwano “pacjentem
zero”, czyli zapoczątkowującym nową epidemię, związku z czym poświęcono
mu książkę i film pt. „A kapela grała dalej”. Szacuje się, że zanim
zmarł na AIDS w 1984r. współżył z ogromną liczbą 2 500 mężczyzn.
Spośród 248 chorych, u których rozpoznano AIDS do kwietnia 1982r.
aż 40 współżyło albo samym “pacjentem zero”, albo z mężczyzną,
który z nim współżył.
Na tle powyższych informacji należy wrócić do losów małego chłopczyka
Brendana O'Rourke, który w 1982r. tuż po urodzeniu otrzymał transfuzję
krwi przez co został zarażony wirusem AIDS. Oto po dwóch miesiącach od
wykrycia w jego krwi przeciwciał przeciw wirusowi AIDS Brendan znalazł
się w tłumie 62 chorych na AIDS oczekujących w bazylice Mission Dolores
w San Francisco na wsparcie duchowe błogosławieństwem naszego Ojca
Świętego. Spoczywający na rękach tatusia niespełna pięcioletni
chłopczyk podobno zawołał na widok Jana Pawła II „Hi Viva Papa”!
(Cześć, Viva Papa!). Kiedy Ojciec Święty serdecznie przytulił buzię
Brendana do swojej twarzy, chłopczyk chwycił Ojca Świętego za ucho!
Rozległy się oklaski, wielu ludzi miało łzy w oczach. Jan Paweł II
powiedział do zebranych: „Bóg was kocha. Bóg was wszystkich kocha. Bóg
kocha tych, którzy są chorzy, którzy cierpią z powodu AIDS.”
Zdarzyło się to 17. września 1987r. i ta data jest uznawana przez
wszystkich ludzi dobrej woli na całym świecie za przełomową w podejściu
do osób zakażonych wirusem AIDS. W tym dniu Ojciec Święty nadał AIDS
ludzką twarz, pokazał co trzeba robić z ludźmi cierpiącymi – należy ich
przytulić.
Brendan jeszcze raz spotkał się z Ojcem Świętym, tym razem w Watykanie.
Z Jego rąk przyjął Komunię Świętą i ponownie został niezwykle
serdecznie przytulony.
Brendan zmarł 17. sierpnia 1990r. Z kalendarza na szpitalnej ścianie
odliczał dni pozostałe do swoich 8. urodzin, których nie doczekał.
8 grudnia 2005
Oczekując z radością obchodów 15. i następnych rocznic zapoczątkowania
wiekopomnego dzieła polskich redemptorystów prowadzonych przez Ojca
Tadeusza, Rodzina Radia Maryja, jak każda rodzina, chciałaby gromadzić
się co roku w komplecie przed radioodbiornikami, telewizorami,
monitorami komputerów podłączonych do internetu, czy wreszcie na
miejscu wydarzeń – w Toruniu, mieście Kopernika.
Tytułowe „Fides et ratio” encykliki Jana Pawła II, wiara i rozum, to
kopernikańskie źródła skutecznej pracy dla Boga, Kościoła Świętego i
Ojczyzny, dobrze znane w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe
milionom, milionom ludzi – kropel wzbierającej fali współtwórców i
życzliwych świadków Toruńskiej Wiktorii Ojca Tadeusza.
Są też ludzie obojętni, a nawet wrodzy pełnieniu przez polskich
redemptorystów skutecznej misji ewangelizacyjnej ściśle powiązanej z
wprowadzaniem w życie nauki społecznej Kościoła Katolickiego, a więc
misji pokornie i cierpliwie przekładającej na codzienność każdego
człowieka zasady doktryny wiary głoszone przez Ojca Świętego Jana Pawła
II, kardynała Józefa Ratzingera, obecnie Ojca Świętego Benedykta XVI,
posłusznych im biskupów i inne osoby konsekrowane służące Bogu i Ludowi
Bożemu składającemu się na 1/6 ludności całego świata.
Istnieniu wrogich zachowań nie można się dziwić. Codzienność każdego z
nas to przecież walka dobra ze złem. Walka na argumenty, uczucia,
przekonania, wartości, ambicje. Jako chrześcijanie aż za dobrze znamy
skutki pychy i nieposłuszeństwa oraz podstępy i moc zła. Przecież
upadły anioł - szatan, ośmielił się kusić samego Boga w osobie Jezusa
Chrystusa! Dając nam wolność wyboru, Bóg nie tylko uznał nas za swoje
umiłowane dzieci, lecz także uczynił nas stroną na polu bitwy dobra ze
złem. Wolny człowiek może przychylić się do jednej z przeciwnych
opinii, w określonej sytuacji wybrać jedno z dwóch wzajemnie
wykluczających się zachowań, przestrzegać wszystkich Przykazań Bożych,
bądź też wybrać te, których chce przestrzegać a pozostałe uznać za
niepraktyczne w określonej sytuacji, w stosunku do konkretnej osoby,
czy na pewnym etapie życia. Każdy wybór podlega jednak ocenie i
decyduje o życiu wiecznym człowieka obdarowanego przez Stwórcę wolną
wolą. To sam Bóg bez naszego udziału i bez naszej wiedzy sprawiedliwie
osądzi tych, którzy prześladują misjonarzy. Do nas należy tylko
wykorzystanie odpowiednich instytucji cywilizowanego państwa, których
obowiązkiem jest przestrzeganie konstytucyjnych i powszechnie
obowiązujących w świecie praw każdego człowieka i obywatela do ochrony
przed prześladowaniem, oczernianiem i pomówieniami.
Posługiwanie się medialną nagonką i pałką bojówkarza-pseudodziennikarza
nie przystoi wam, „prawdziwi Europejczycy”! To skamielina rodem z
hakaty, ochrany, nazizmu i komunizmu. Wstyd i hańba! A nadto
odpowiedzialność za skutki czynów ludzi psychicznie niezrównoważonych,
w których systematyczne szczucie może wyzwolić pomysł na zbrodnię.
Dlaczego zatem ludzie ufają kłamcom? To oczywiste - nikt nie
przedstawia się jako kłamca! Albo lobbysta, albo agent jakiegoś
koncernu, obcego państwa, czy ugrupowania, albo akwizytor czy wykonawca
kampanii reklamowej jakiegoś produktu. Wiarygodni kłamcy nakładają
starannie wypracowane maski. To przecież też znamy z Pisma Świętego.
Umiejętność odróżniania kłamstwa od prawdy przychodzi z wiekiem, nieraz
o wiele za późno, kiedy nie ma już czasu i możliwości naprawienia szkód
będących następstwem czy to łatwowierności, braku okazji na spotkanie z
prawdą, czy też awersji do prawdy, awersji narzuconej przez wrogów
prawdy.
W tym miejscu wracam do wstępu dzisiejszego felietonu, w którym
wyraziłem przekonanie, że Rodzina Radia Maryja, jak każda rodzina,
chciałaby gromadzić się co roku w komplecie dla uczczenia kolejnej
rocznicy zapoczątkowania dzieła Ojca Tadeusza. Oczywiście zdając sobie
sprawę z doczesności naszego ciała, wiemy, że ci, którzy dożyją swoich
lat, będą się z nami radować już w Domu Pana, o ile swoim życiem na to
zasłużą.
Ale będą też tacy, którzy mogliby być z nami i duszą i ciałem, ale im
na to nie pozwoli przedwczesna śmierć lub ciężkie cierpienie tłumione
silnymi środkami przeciwbólowymi.
Odwołuję się tu do poprzednich felietonów, w których podkreślałem, że z
wyjątkiem najstarszej grupy wieku nowotwory złośliwe zbierają w
Polsce kilkakrotnie większe żniwo niż każda z trzech określonych
chorób układu krążenia, do których należą choroba niedokrwienna serca,
choroby naczyń mózgowych i miażdżyca.
Aktualny stan wiedzy medycznej oparty o oszacowania epidemiologiczne
opublikowane w październiku 2005r. przez naukowców Szkoły Zdrowia
Publicznego Uniwersytetu Harvard pozwala przypisać dziewięciu
zagrożeniom zdrowia częściowe sprawstwo zgonów z powodu dwunastu typów
nowotworów złośliwych:
Picie nawet najmniejszej ilości alkoholu - 5%
Palenie nawet najmniejszej ilości tytoniu – 21%
Spożycie owoców i warzyw poniżej 550 - 650 g/dzień (dotyczy dorosłych)
- 5%
Zanieczyszczenie powietrza w domach w wyniku użycia paliw stałych
(węgla) bez odpowiedniej wentylacji – 0,5%
Zanieczyszczenie powietrza w miastach pyłem (dotyczy stężenia pyłu
zawieszonego z separacją frakcji PM 2.5 powyżej 7,5 mikrograma/metr
szesc. i frakcji PM10 powyżej 15 mikrogramów/metr szesc) - 1%
Nadwaga i otyłość, gdy wskaźnik masy ciała przekracza 20 - 22 kg/m2 – 2%
Brak wysiłku fizycznego odpowiadającego co najmniej wartości 400 KJ,
gdy czas trwania umiarkowanego wysiłku fizycznego nie przekracza 2 i
pół godziny na tydzień,– 2%
Sprzęt do wstrzyknięć w zakładach opieki zdrowotnej przenoszący
wirusowe zapalenie wątroby typu B i C – 2%
Współżycie płciowe z mężczyzną przenoszącym wirusy brodawczaka
ludzkiego – 3%
Wszystkie powyższe zagrożenia są sprawcami zaledwie 35% wszystkich
przypadków raka. Ich działanie potęguje się wzajemnie i wpływa
synergistycznie na działanie tysięcy innych substancji i czynników
rakotwórczych, do których należą np. azbest i radon.
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia w roku 2002r. w Polsce
zarejestrowano 85 082 zgony na raka, a obliczona na pięcioletnie
przeżycie liczba ludzi żyjących z rakiem wynosiła 283 500. Stąd można
wyliczyć co następuje:
Gdyby nie alkohol, 4 254 osoby nie zmarłyby na raka, a 14 175 osób nie
żyłoby z rakiem.
Gdyby nie palenie tytoniu, 17 867 osób nie zmarłoby na raka, a 59 535
osób nie żyłoby z rakiem.
Gdyby nie spożycie owoców i warzyw poniżej 550 - 650 g/dzień przez
dorosłych, 4 254 osoby nie zmarłyby na raka, a 14 175 osób nie żyłoby z
rakiem.
Gdyby nie nadwaga i otyłość, gdy wskaźnik masy ciała przekracza 20 - 22
kg/m2, 1 702 osoby nie zmarłyby na raka, a 5 670 osób nie żyłoby z
rakiem.
Gdyby nie brak wysiłku fizycznego poniżej 2 i pół godziny na tydzień
umiarkowanego wysiłku fizycznego, 1 702 osoby nie zmarłyby na raka, a 5
670 osób nie żyłoby z rakiem.
Gdyby nie sprzęt do wstrzyknięć w zakładach opieki zdrowotnej
przenoszący wirusowe zapalenie wątroby typu B i C, 1 702 osoby nie
zmarłyby na raka, a 5 670 osób nie żyłoby z rakiem.
Gdyby nie współżycie płciowe z mężczyzną przenoszącym wirusy
brodawczaka ludzkiego, 2 553 kobiety nie zmarłyby na raka, a 8 505
kobiet nie żyłoby z rakiem.
Gdyby ludzie na czas poznali prawdę o zagrożeniach, przynajmniej części
z nich udałoby się przed nimi uratować.
22 grudnia 2005
Nadzieja – to pierwsze skojarzenie z wizerunkiem Dzieciątka Jezus
przedstawionym na kartce zawierającej życzenia Wesołych Świąt Bożego
Narodzenia.
Zakupy – to pierwsze skojarzenie z widokiem stosu paczek złożonych pod
kapiącą od ozdób choinką z kartki z życzeniami wesołych świąt,
odnoszącej się jakoby do zamieszkania wśród nas Żywego Boga, a w
rzeczywistości bez skrupułów eksploatującej w celach komercyjnych
dobroduszność chrześcijan.
Bóg czy złoty cielec, prawda czy jej pozory, wiara czy komercja -
komu lub czemu służy wydrukowanie takiej czy innej kartki świątecznej?
Komu lub czemu służy wybór takiej czy innej kartki świątecznej dokonany
przez nas samych albo nadawców otrzymanych przez nas życzeń? Ani sami,
ani nikt z nam bliskich nie chcemy być narzędziem zła, a jednak nieraz
jesteśmy, ulegając manipulacji odwołującej się nawet do
najświętszych dla nas symboli.
Ojciec Święty Benedykt XVI stanowczo i jednoznacznie stanął w obronie
prawdziwej treści Świąt Bożego Narodzenia, a do liczącego ponad miliard
członków Powszechnego Kościoła Katolickiego należy przełożyć nauczanie
papieża na codzienne wybory, w tym na wybory konsumenckie. Jeżeli Bóg
pozwoli, już za niecały rok każdy z nas będzie mógł zamanifestować
swoje chrześcijaństwo na polu walki o symbolikę Świąt Bożego
Narodzenia, choćby w tak pozornie drobnym wymiarze jak wybór kartki
odnoszącej się do tych świąt a nie ich karykatury.
Dobre wybory konsumentów – nabywców wszelkich towarów i usług - nie są
jednak dokonywane w próżni. Nie istnieje przecież próżnia społeczna, w
tym - polityczna. I za czasów PRLu i w III RP ludzie z tych
samych kręgów, a często ci sami ludzie należący do kasty trwale
trzymających władzę, czy to przez otwartą, czy też ledwie skrywaną
walkę z wartościami chrześcijańskimi, wspierali druk i zbyt
kartek pseudoświątecznych z wizerunkiem „dziadka mroza”. Ludzie ci
ograbili wielu Polaków z wiary ojców, rodzicom ukradli dzieci, dzieciom
rodziców, Polsce dobrych obywateli. Neopogaństwo z jego pogardą dla
nauki społecznej Kościoła Katolickiego przyniosło nam upadek obyczaju,
prawa i sprawiedliwości.
Jednak za sprawą Ojca Świętego Jana Pawła II i przy pomocy twórcy wielu
wiekopomnych dzieł, z których wszyscy korzystamy, tegoroczne Boże
Narodzenie jest czasem szczególnej nadziei dla naszego kraju.
Nasuwa się tu pewna analogia z wychodzeniem Polaków z mroków pogaństwa.
Następstwem małżeństwa Mieszka I z czeską księżniczką Dąbrówką był
chrzest Polski, który przyniósł naszej Ojczyźnie niebywałą potęgę pod
berłem Bolesława Chrobrego, naszego pierwszego króla, wysoko cenionego
przez cesarza Ottona III, władcę Świętego Cesarstwa Rzymskiego,
od XV w. zwanego Świętym Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego.
Siostra Chrobrego - Świętosława, znana w Skandynawii jako
Gunhilda albo Sygryda Storrada, czyli Dumna, była matką wodza duńskich
wikingów – Kanuta, jednego z największych zdobywców swoich czasów,
który po zdobyciu Anglii przystąpił do rzezi tamtejszych
chrześcijan – Anglosasów. Jednak pod wpływem swojej matki Świętosławy -
Sygrydy po 1016r. doznał przemiany i po uhonorowaniu w katedrze
Canterbury szczątków arcybiskupa zamordowanego przez Duńczyków Kanut
Wielki jako król Danii i Anglii oparł swoją władzę na sprawiedliwości i
dobrych rządach. Drugi syn Świętosławy, a brat Kanuta – Harald II, też
był królem Danii.
Kolejny przykład znaczenia Chrześcijaństwa dla naszej państwowości to
rozkwit Rzeczypospolitej Obojga, a właściwie Trojga, Narodów.
Następstwem małżeństwa Władysława Jagiełły z królową Polski - Jadwigą
był chrzest Litwy w 1385r. i zapoczątkowanie dynastii władającej
największym mocarstwem ówczesnego świata.
Chrześcijańska Polska przez wieki przyjmowała na siebie pierwszy impet
ataku na Europę okrutnych najeźdźców z imperiów wschodu. To dzięki
polskim katolikom większa część ludów Europy uratowała się przed
niewolą turecką i bolszewicką.
Im człowiek starszy, tym mniej odległe wydają się zdarzenia z
przeszłości. Przecież 50 lat z życia pięćdziesięcioparolatka to
zaledwie 1/20 tysiąclecia! A tu na nasze życie przypada nie tylko
pontyfikat Jana Pawła II, lecz także szansa na wyzwolenie z władzy
neopogaństwa.
Już wkrótce okaże się czy z szansy tej potrafimy skorzystać, czy
następstwa wyborów dokonanych przez nas podczas złotej polskiej jesieni
2005r. dobrze posłużą życiu wiecznemu i doczesnemu Polaków oraz
wszystkich ludzi dobrej woli na świecie. Czy odrzucenie pogańskiej i
neopogańskiej pogardy dla osoby ludzkiej przyniesie Polakom rozkwit
umiłowanej Ojczyzny.
Tak nam dopomóż Bóg.
Tam nam dopomóż Bóg, Panie Prezydencie.
29 grudnia 2005
Aby Polacy przestali wymierać, należałoby zrealizować fundamentalne
obietnice wyborcze zwycięskich partii, w szczególności dotyczące
polityki pronatalnej i polityki prozdrowotnej. Owszem, w ostatnich
dniach 2005r. polskie rodziny otrzymały wyraźny sygnał, że ich
podstawowa rola, jaką jest macierzyństwo i ojcostwo, znajduje realne
poparcie parlamentu.
Zapoczątkowując w ten sposób politykę prorodzinną, wybrani przez nas
parlamentarzyści udowodnili zgodność czynów z zapowiedziami, szacunek
dla wyborców i rzeczywistą odpowiedzialność przed Bogiem i historią.
Niestety, w tym samym czasie doszło do kolejnego poważnego kryzysu w
polityce zdrowotnej. Od Nowego Roku milionom Polaków zagraża brak
dostępu do lekarzy pierwszego kontaktu. Już teraz lekarze
rodzinni odmawiają rejestrowania pacjentów. Podopieczni dowiadują
się, że po pierwszym stycznia 2006r. drzwi przychodni mogą być
zamknięte, ponieważ lekarz rodzinny należący do Porozumienia
Zielonogórskiego nie podpisał kontraktu na przyszły rok z powodu
zbyt niskiej stawki wyznaczonej przez Narodowy Fundusz Zdrowia na
poziomie 5 złotych za opiekę lekarską przez miesiąc nad jedną osobą
będącą potencjalnym lub rzeczywistym pacjentem.
W tak dramatycznej sytuacji pojawiają się rozmaite poglądy co do
prawdziwych przyczyn płacowego strajku lekarzy rodzinnych ogłoszonego
przez zarząd Porozumienia Zielonogórskiego. Są głosy, że pacjenci stali
się zakładnikami walki politycznej, ofiarami zemsty za wybory wygrane
przez prawicę, a nawet próby destabilizacji państwa przez komunistyczne
służby specjalne. Są też opinie zarzucające członkom Porozumienia
Zielonogórskiego chciwość i bezwzględne dążenie do wysokich korzyści
materialnych, chęć zarobku dosłownie „po trupach”. Sam minister zdrowia
w rządzie premiera Kazimierza Marcinkiewicza wygłasza apele do lekarzy,
„by nie zamykali swoich przychodni”, bo „są potrzebni pacjentom”.
Należy z tego rozumieć, że zdaniem rządu lekarze rodzinni mają
wykonywać zawód w ramach swoistego wolontariatu, bez oglądania się na
koszty zorganizowania, wyposażenia i utrzymania praktyki, za to
dopłacając do niej ze źródeł innych niż środki oficjalnie przyznane
przez Narodowy Fundusz Zdrowia. No cóż, prof. Zbigniew Religa musi
jednak wiedzieć, że jeżeli miałyby to być źródła nieujawnione,
urząd skarbowy może - a nawet powinien - zażądać 90% podatku, a
pozostałe 10% lekarzom nie wystarczy nawet na opłatę kosztów
narzuconego przez ministerstwo zdrowia obowiązkowego dokształcania się.
Uczestnicząc w niesponsorowanych przez producentów leków i aparatury
medycznej, a przez to jeszcze bardziej kosztownych kursach,
konferencjach i seminariach, płacąc niezwykle wysokie ceny za trudną do
uzyskania, bo obiektywną, literaturę medyczną, polscy lekarze rodzinni
mogliby nabyć wystarczającej wiedzy i umiejętności z zakresu prewencji
i profilaktyki chorób dziesiątkujących ich podopiecznych. Wówczas
okazałoby się, że nie są w kraju potrzebne kolejne ośrodki
kardiologiczne wyposażone w kosmicznie drogą aparaturę i zużywające
siły i środki niewspółmiernie wysokie do uzyskiwanych korzyści
zdrowotnych.
Przeliczanie ośmiuset milionów złotych, które jakoby mają wynikać z
podniesienia miesięcznej stawki dla lekarza rodzinnego o 1 złotówkę za
pacjenta na koszt powstania 8 ośrodków kardiologicznych to jawna
manifestacja przekonania ministra zdrowia o wyższości medycyny
naprawczej nad zapobiegawczą. Jest ono sprzeczne z obecnym stanem
wiedzy medycznej opartej od dowody dostarczane przez epidemiologów, w
szczególności ze współczesną doktryną zdrowia publicznego, która
zdążyła już trafić pod strzechy w postaci popularnego powiedzenia
<<lepiej i taniej zapobiegać niż leczyć>>.
Każdy wie, że im więcej wypalonych papierosów, im więcej wypitego
alkoholu, tym większe ryzyko raka, choroby wieńcowej serca oraz chorób
naczyń mózgu. A taka właśnie jest kolejność głównych zabójców Polaków
we wszystkich grupach wieku z wyjątkiem najstarszej, tj. liczącej 85
lat i więcej, w której na pierwsze miejsce wśród przyczyn zgonów wysuwa
się miażdżyca.
Zanim dojdzie do przedwczesnego zgonu ludzie bardzo cierpią, wydają
ostatnie pieniądze na stale drożejące leki, dojazdy na leczenie w
ośrodkach coraz to bardziej oddalających się od ich miejsc
zamieszkania, męczą się w szpitalach niedostosowanych do wymogów
sanitarno-higienicznych, są za to poddawani wysoko specjalistycznym
procedurom, z których każda pochłania fortunę ze środków publicznych.
Oczywiście ludziom już chorym osiągalnej pomocy odmówić nie wolno, ale
też nie wolno pomijać dorobku cywilizacji, który właśnie na lekarzy
pierwszego kontaktu nakłada - obok leczenia niespecjalistycznego -
najważniejsze zadania z zakresu opieki zdrowotnej, a to: kształtowanie
zachowań sprzyjających zachowaniu i umacnianiu zdrowia, wczesne
wykrywanie chorób i innych zaburzeń zdrowia wymagających skutecznej
interwencji zanim dojdzie do zmian nieodwracalnych, odpowiedzialne
poradnictwo z zakresu zdrowia środowiskowego, alergologii, żywienia
człowieka w różnych grupach wieku i szeregu innych dziedzin medycyny
zapobiegawczej.
Jeżeli lekarz rodzinny tak rozumie swoje obowiązki, jego podopieczni
mogą liczyć na życie w zdrowiu długie i wolne od wyniszczającego
ciężaru wielu chorób, którym można zapobiec. Takiemu lekarzowi warto
zapłacić ze wspólnej składki na tyle dużo, aby akwizytorzy leków i
sprzętu medycznego nie posługiwali się nim dla wyrwania pieniędzy
podatnikom, płatnikom Narodowego Funduszu Zdrowia, czy bezpośrednio
pacjentom. Dodatkowa złotówka za miesiąc opieki nad podopiecznym dla
lekarza pierwszego kontaktu i tak nie zbliży nawet minimalnie statusu
majątkowego lekarza praktykującego w Polsce do statusu zapewnianego w
wielu innych krajach, do których polscy lekarze masowo emigrują w
poszukiwaniu godnych warunków wykonywania zawodu.
W tym momencie przed oczami słuchaczy staną zapewne należące do
niektórych lekarzy okazałe domy, drogie samochody i im podobne tzw.
zewnętrze cechy zamożności. Część z nich niewątpliwie ma źródła w
dochodach nie ujawnionych urzędom skarbowym, konkretnie pochodzących z
honorariów przyjmowanych przez lekarzy w uzupełnieniu oficjalnych
zarobków. I tu jest pies pogrzebany. A właściwie zdieś sobaka zaryta,
bo to właśnie Armia Czerwona wprowadziła pokutujące u wielu do
dzisiejszego dnia radzieckie przekonanie, że lekarza – wracza nie warto
wynagradzać oficjalnie za jego wiedzę, trud i poświęcenie, bo i tak
dostanie dużo więcej od wdzięcznych pacjentów. Może dziwić, że tego
rodzaju doktryna korumpująca lekarzy obowiązywała właściwie tylko w
Związku Sowieckim i w PRLu, zaś doktorom w Czechosłowacji, na Węgrzech
i w NRD płacono wyróżniająco lepiej niż przedstawicielom innych
zawodów. Jeszcze bardziej dziwi, że argumenty na rzecz faktycznej
dyskryminacji płacowej lekarzy można słyszeć w ustach tych polityków,
którzy nie tylko potępiają rujnujące dla Polski skutki władzy
komunistów i postkomunistów, lecz także pozyskali głosy wyborców,
zapowiadając radykalne zerwanie z myśleniem obowiązującym w PRL i III
RP.
ROK 2006
5 stycznia 2006
W nowy rok 2006 Polska wchodzi jako państwo dojrzałej demokracji,
którego obywatele potrafili wyłonić spośród siebie reprezentantów nie
różniących się istotnie od wyborców co do deklarowanych przekonań,
systemu wartości, narodowej tradycji i kultury.
Na czele państwa uznawanego na całym świecie za ostoję Katolicyzmu
stanęli politycy jednoznacznie określający się jako członkowie Kościoła
rzymskokatolickiego, co więcej – publicznie głoszący, że nauka
społeczna Kościoła jest źródłem podejmowanych przez nich decyzji. Jest
to dobra wiadomość dla wszystkich, w kraju i na świecie, zwłaszcza dla
osób nie będących katolikami, bo przecież zgodnie z nauką Chrystusa,
katolicy zawsze i wszędzie kierują się przykazaniem miłości i głoszą
wszystkim pokój.
Dzięki wyrazistej postawie wybranych przez nas polityków nie trzeba już
zgadywać jaki jest stosunek prezydenta, premiera, czy marszałka sejmu
do ochrony człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci, do godnych
warunków życia emerytów oraz do trwałości i rozwoju polskich
rodzin. Przecież już dzieci przygotowujące się do pierwszej Komunii Św.
uczą się Dekalogu na pamięć i ze zrozumieniem przykazań <<Nie
zabijaj>>, <<Czcij ojca swego i matkę swoją>>,
<<Nie cudzołóż”>>.
Znikają też wątpliwości, czy prezydent, premier i marszałek sejmu
uszanują kolejne przykazanie - <<Nie kradnij>>. Gorliwym
katolikom można z pełnym zaufaniem powierzyć pieniądze z podatków i
rozlicznych składek zbieranych wprawdzie pod przymusem, ale do mądrego
wykorzystania dla wspólnego dobra.
Same podatki czynią nas niewolnikami systemu państwowego prawie przez
połowę każdego roku. W 2005r. dzień wolności podatkowej przypadał na
23. czerwca, co oznacza, że od 1. stycznia do 22. czerwca pracowaliśmy
tylko na podatki, a dopiero po tej dacie na potrzeby indywidualne. W
2001r. był to 18. czerwca, w 2002r. – 24. czerwca, w 2003r. – 28.
czerwca, a w 2004r. – 24. czerwca Jak ten nasz wspólny wysiłek został
wykorzystany możemy się tylko domyślać, śledząc losy kolejnych afer
korupcyjnych, a przy tym widząc ogrom zaniedbań. Przez te lata byliśmy
więc niewolnikami kasty okradającej nas z owoców ciężkiej pracy.
Ileż to razy powtarzaliśmy sobie, że wystarczy nie kraść, aby mieć
takie sukcesy organizacyjne i inwestycyjne jak ojciec Tadeusz, którego
dzieła przyćmiewają wszystko, co powstało w Polsce co najmniej w
ostatnich kilkunastu latach. Są to dzieła wymodlone, a zbudowane i
utrzymywane za ofiary wyproszone u milionów ludzi, nie za daniny
wymuszone siłą, jak podatki, nie za środki publiczne wyłudzone
podstępem jak fortuny naciągaczy pasożytujących na budżecie.
Wystarczy nie kraść, aby przywrócić dawny blask Najjaśniejszej
Rzeczypospolitej.
Przecież pomimo tylu wieków zmagań z wrogimi mocami jesteśmy zaliczani
do grupy 57 państw wysokim rozwoju cywilizacyjnym według klasyfikacji
ONZ z 2005r. Klasyfikacja ta opiera się o oczekiwaną długość życia,
przeciętną zamożność oraz umiejętność czytania i pisania wśród osób
powyżej 15. r. ż.. U nas odsetek analfabetów wynosi 0,3%, a w Grecji,
od nas niemal dwa razy bogatszej i cieszącej się dłuższym o 4 lata
życiem swoich obywateli – aż 9%.
Ostatnie dostępne w tym zestawieniu ONZ dane za 2003r. są następujące:
- Produkt Krajowy Brutto w wysokości 209,6 miliarda dolarów
amerykańskich stawia Polskę na pozycji 19., a PKB na osobę w wysokości
5 487 dolarów stawia Polskę na pozycji 43.
- Produkt Krajowy Brutto w wysokości 434,6 miliarda dolarów
amerykańskich według parytetu siły nabywczej stawia Polskę na pozycji
14., a PKB na osobę w wysokości 11 379 dolarów według parytetu siły
nabywczej stawia Polskę na pozycji 42.
- Ludność w liczbie 38,6 miliona stawia Polskę na pozycji 10., ale
według prognozy ONZ na 2015 rok, a więc bardzo krótkiej, Polska ma
liczyć o 500 tysięcy mniej mieszkańców i spaść w tym rankingu o 1
miejsce. W tym samym czasie w Meksyku ma nastąpić przyrost ludności o
14,8 miliona, w USA o 11,3 miliona, w Argentynie 4,7 miliona, w
Kanadzie o 3,5 miliona, w Australii o 2,5 miliona, po o ponad 2 miliony
w Hiszpanii, Francji i Wielkiej Brytanii, prawie o 2 miliony w Chile, o
700 tysięcy w Irlandii, co stanowi 17,5% przyrostu w stosunku do
wyjściowej liczby 4 milionów obywateli tego kraju. Jednak rekordy
pobije Izrael, gdzie według prognoz ONZ liczba ludności od 2003 do 2015
roku ma powiększyć się o 1/5. W roku 1975 Izrael liczył 3,4 miliona
mieszkańców, w 2015 ma liczyć 7,8 miliona mieszkańców. W okresie
2000 – 2005 na jedną kobietę w Izraelu przypadało 2,9 urodzeń a w
Polsce zaledwie 1,3. Dla porównania w USA – 2,0, we Francji i Irlandii
- 1,9, w Norwegii i Danii - 1,8 urodzeń na jedną kobietę.
- Oczekiwana liczba lat życia osoby urodzonej w 2003r. wynosząca 74,3,
stawia nasz kraj na pozycji 44., zdecydowanie najgorszej wśród
wszystkich największych krajów świata o wysokim poziomie rozwoju
cywilizacyjnego.
- Wydatki na zdrowie w 2002r. na osobę w dolarach amerykańskich według
parytetu siły nabywczej w wysokości 657 dolarów stawiają nasz kraj na
pozycji 42., ale są – niestety – zgodne z wyliczonym trendem w oparciu
o realne dane międzynarodowe wskazującym na bezpośrednią i silną
zależność średniej długości życia od siły gospodarczej państwa i tym
samym zamożności jego obywateli.
W obecnej sytuacji jedynym dostępnym sposobem zmniejszenia ciężaru
chorób i przedwczesnych zgonów w Polsce jest ograniczenie
marnotrawienia wydatkowanych środków i przeniesienie priorytetów
z działań pozorowanych na służącą wszystkim Polakom prewencję,
profilaktykę i terapię opartą o ewidencję naukową.
Wykresy do powyższej informacji osoby zainteresowane znajdą na mojej
stronie internetowej www.halat.pl .
Dane za rok 2005 będą dostępne dopiero za dwa lata i one dopiero - w
moim przekonaniu - będą rzeczywistym raportem otwarcia prezydentury
pana Lecha Kaczyńskiego i rządu pana premiera Kazimierza
Marcinkiewicza. Kolejne lata pozwolą dokonać oceny skuteczności działań
naszych polityków na rzecz podjętych zobowiązań.
Polscy katolicy powinni zdawać sobie sprawę z faktu, że wybrali swoich
przedstawicieli a nie gladiatorów.
19 stycznia 2006
Przebogata mowa polska zawiera wiele zapożyczeń, których nie sposób
zastąpić rdzennymi odpowiednikami. Dotyczy to nawet tak podstawowego
pojęcia jak zaprzeczenie prawdy. Prawda to piękne słowo, miłe duszy i
sercu. W logice dwuwartościowej prawda jest jedną z dwóch wartości
logicznych, Drugą jest fałsz.
Zaprzeczenie prawdy jednak wcale nie wyczerpuje wszystkich znaczeń
obcego wyrazu fałsz.
Trzytomowy Słownik Języka Polskiego pod redakcją naukową prof.
Mieczysława Szymczaka tak definiuje wyraz fałsz: niezgodność z prawdą,
nieszczerość, obłuda, kłamstwo. Przykłady użycia: Fałsz historyczny.
Wyczuć fałsz w czyichś słowach. Poznać się na fałszu i przestarzałe:
Zadać komuś fałsz, czyli ujawnić, że ktoś kłamie, jest nieszczery,
obłudny.
Stąd przymiotnik - fałszywy, w takim rozumieniu jak: Niezgodny z
prawdą, błędny, niewłaściwy. Fałszywe zeznanie, oskarżenie. Fałszywy
donos, alarm. Fałszywe wnioski. Fałszywy krok, czyli nierozważne
posunięcie, pociągające za sobą przykre następstwa.
Fałszywy to też: obłudny, nieszczery, przewrotny; świadczący o czyjejś
obłudzie, nieszczerości, przewrotności. Fałszywy człowiek,
sprzymierzeniec. Fałszywi przyjaciele. Fałszywy uśmiech, pocałunek.
Fałszywa grzeczność. Fałszywy wstyd. Fałszywa skromność, duma, ambicja.
W innym znaczeniu fałszywy to: udający kogoś, podszywający się pod
kogoś, pozorny. Fałszywy książę, prorok. Fałszywy świadek, czyli
świadek celowo składający zeznania niezgodne z prawdą.
Fałszywie – to niezgodnie z prawdą, kłamliwie, błędnie. Zeznawać,
donosić fałszywie. Tłumaczyć, rozumieć coś fałszywie. Obłudnie,
nieszczerze: uśmiechać się fałszywie.
Fałszywość – niezgodność z prawdą, bycie fałszywym. Dowieść fałszywości
zdania.
Fałszywiec to człowiek fałszywy, obłudny, nieszczery, zaś fałszerz, to
ten, kto fałszuje, podrabia coś, trudni się fałszerstwem.
Fałszować to sporządzać imitację czegoś, podrabiać coś podając za
oryginał, a w przenośni – przedstawiać coś niezgodnie z prawdą,
zniekształcać. Fałszować prawdę, fakty, historię, rzeczywistość, czyjeś
myśli.
Fałszować to także obniżać wartość produktów spożywczych, zachowując
pozorną ich jakość.
Od 17. października 2005r. obowiązująca ustawa z dnia 11 maja 2001 r. o
warunkach zdrowotnych żywności i żywienia tak definiuje środek
spożywczy zafałszowany: środek spożywczy, którego skład lub inne
właściwości zostały zmienione, a nabywca nie został o tym poinformowany
w sposób określony ustawą, albo środek spożywczy, w którym zostały
wprowadzone zmiany mające na celu ukrycie jego rzeczywistego składu lub
innych właściwości; środek spożywczy jest środkiem spożywczym
zafałszowanym, jeżeli:
a) dodano do niego substancje zmieniające jego skład i obniżające jego
wartość odżywczą,
b) odjęto składnik lub zmniejszono zawartość jednego lub kilku
składników decydujących o wartości odżywczej lub innej właściwości
środka spożywczego mającego wpływ na jego jakość,
c) dokonano zabiegów, które ukryły rzeczywisty jego skład lub nadały mu
wygląd środka spożywczego o należytej jakości,
d) niezgodnie z prawdą podano jego nazwę, skład, datę lub miejsce
produkcji, termin przydatności do spożycia lub datę minimalnej
trwałości albo w inny sposób nieprawidłowo go oznakowano, jeżeli
działania te mają wpływ na jakość środka spożywczego.
Od 17. października 2005r. zgodnie z ustawą opakowania środków
spożywczych muszą być znakowane w sposób zrozumiały dla konsumenta, ich
napisy muszą być wyraźne, czytelne i nieusuwalne, umieszczone w
widocznym miejscu, a także nie mogą być w żaden sposób ukryte,
zasłonięte lub przesłonięte innymi nadrukami czy obrazkami.
Inspektorzy sanitarni dysponują więc ustawową definicją zafałszowania
żywności, którą mogliby - gdyby chcieli – wykorzystywać w celu ochrony
zdrowia konsumentów, choćby przed chemicznymi i genetycznymi
zafałszowaniami żywności.
W obecnej sytuacji pilnie należy zdefiniować fałsz w polityce i dla
wspólnego dobra upowszechniać umiejętność odróżniania w życiu
publicznym prawdy od fałszu.
26. stycznia 2006
Bóg, Honor, Ojczyzna są fundamentem polskości. Do rozbicia fundamentu,
na którym stoi nasz dom, niezmiennie dążą twórcy i wykonawcy zbrodni
antypolonizmu. Zależnie od sytuacji zabiegają o skłócenie i bratobójczą
walkę Polaków, jak to czyniła Róża Luksemburg i jej świadomi i
nieświadomi skutków własnych czynów ideowi następcy, albo też sami
stosują eliminację fizyczną i/lub cywilną Polaków, jak to czynili
carowie, cesarze, kanclerze i sekretarze stojący na czele ludobójczych
systemów, a także, co jest już żałosnym dorobkiem naszych czasów,
właściciele i redaktorzy naczelni środków masowego przekazu.
Daremne ich wysiłki!
Oto doczekaliśmy niezwykle korzystnego dla Polski układu sił
politycznych, w którym dla partii głosami wyborców najsilniejszej Bóg,
Honor i Ojczyzna są fundamentem polskości. Także rozpoczynający
pięcioletnią kadencję Prezydent swą postawą zapowiada niezłomną wolę
umacniania fundamentu naszego domu – Polski.
Nagle znaleźliśmy się w świecie zupełnie nieznanym ogromnej większości
Polaków. Władza jest nasza! Prezydent i rząd opowiadają się dokładnie
za tymi samymi wartościami, które Naród uznaje za swoje. Został
spełniony niezbędny warunek, aby państwo przestało być wrogie,
rządzone przez obcych i tych kierowanych z zewnątrz, i tych kierujących
się egoizmem. Do przeszłości odchodzą podziały polityczne wyrosłe
w poprzednich okresach historii. Jądrem krystalizacji nowoczesnego
patriotyzmu stają osoby, którym ludzie ufają, bo doceniają nie tylko
ich dobrą wolę i zgodność czynów z deklaracjami, lecz także skuteczność
w osiąganiu zamierzonych celów. Nakazem chwili jest wszystko postawić
na jedną kartę - sprawdzoną i najsilniejszą. Przecież Ojczyzna to jeden
wspólny obowiązek a nie postaw sukna rozszarpywany przez konkurentów do
władzy i pieniędzy z nią związanych. Umiejętność prowadzenia skutecznej
polityki dla wspólnego dobra jest talentem rzadko spotykanym i tym
bardziej powinna być ceniona w naszym kraju, im mocniej zagraża nam
prywata i anarchia, także w obszarze zrównoważonego wypełniania
rozmaitych funkcji państwa.
Za przykład niech tu posłuży zderzenie niezwykle słusznych postulatów
poprawy sytuacji materialnej seniorów z polityką lekową dotychczasowych
rządów, katastrofalną dla zdrowia i majątku ludzi oraz budżetu państwa.
Bez pilnej i radykalnej naprawy polityki lekowej pieniądze podatników w
postaci dodatku senioralnego szerokim strumieniem popłyną do
międzynarodowych korporacji farmaceutycznych, a nasi emeryci i renciści
znajdą się dokładnie w tej samej sytuacji, w którą uwikłano rolników
przydzielając im dotacje natychmiast wyrywane im z kieszeni przez
rosnące koszty produkcji rolnej.
Bez skutecznej interwencji ministra zdrowia i finansów oraz kierowników
kilku urzędów centralnych powtórzy się sytuacja ze środkami
gromadzonymi przez Narodowy Fundusz Zdrowia, z których najłatwiej
skorzystać sprzedawcom leków.
W wyniku wieloletnich zaniedbań w zakresie zdrowia publicznego, w
szczególności w obszarze prewencji i profilaktyki, szacowana liczba
straconych lat życia w zdrowiu wyliczona dla osoby urodzonej w
2002r. wynosi w przypadku płci męskiej 7,5 roku, a żeńskiej – 10,6
roku. Oczywiście u osób urodzonych przed 2002 liczba lat silnie
obciążonych wydatkami na leczenie jest znacznie większa.
Według ostatnich dostępnych oszacowań Światowej Organizacji Zdrowia
65,8 lat życia w zdrowiu prognozowanych dla osoby urodzonej w 2002r.
stawia Polskę na 43. pozycji na świecie i 29. pozycji w Regionie
Europejskim WHO sięgającym po Władywostok i obejmującym byłe sowieckie
republiki Azji Środkowej. Tylko z powodu przedwczesnej umieralności
nasz kraj zaliczany jest do podregionu epidemiologicznego B Regionu
Europejskiego, wraz z większością krajów bałkańskich, byłymi
republikami sowieckimi Kaukazu, Azji Środkowej i Turcją.
Czechy, Słowacja, Słowenia i Chorwacja to kraje podregionu
epidemiologicznego A. Największą liczbą lat życia w zdrowiu cieszyć się
mogą liderzy podregionu epidemiologicznego A: Szwedzi - 73,3
oczekiwanych lat życia w zdrowiu, Szwajcarzy – 73,2, Włosi - 72,7,
Hiszpanie - 72,6, Francuzi i Norwegowie – 72 oraz Niemcy - 71,8
oczekiwanych lat życia w zdrowiu. Jakże mizernie i niewspółmiernie do
naszych możliwości wygląda na tym tle Polska z syntetycznym
wskaźnik dobrobytu mierzonym oczekiwaną liczbą lat życia w zdrowiu,
którą dla osoby urodzonej w 2002r. wyliczono, przypominam – na 65,8 lat
życia.
Oby ludzie dźwigający ciężar władzy w naszym kraju zechcieli
przychylnie spojrzeć na zdrowie Narodu i przybliżyć nam zdobycze
współczesnej cywilizacji.
lutego 2006
Współczuć powinni wszyscy. I współczują. Modlić się mogą ci
uprzywilejowani, którzy poznali moc Bożej Dobroci. I modlą się.
Wypełnić sumiennie swoje powołanie pragną ludzie cieszący się
publicznym zaufaniem – bohaterscy ratownicy i inni pełni poświęcenia
uczestnicy akcji ratunkowej, wybitni eksperci, dzielni policjanci,
wnikliwi prokuratorzy, najwyżsi dostojnicy naszego państwa znajdujący
natychmiast drogę do pomocy ludziom w potrzebie. I wszyscy oni potrafią
w sposób budzący podziw i szacunek udowodnić swoją przydatność na
zajmowanych stanowiskach.
Ogrom bólu i potrzeb jest bezmierny. Łączna liczba ofiar katastrofy na
Śląsku może przekraczać kilka tysięcy, jeżeli obok ofiar bezpośrednich,
a więc zabitych na miejscu, zmarłych w trakcie leczenia, poszkodowanych
fizycznie i psychicznie, często na zawsze, uwzględni się ofiary
pośrednie - osieroconych członków rodzin i innych bliskich.
Liczbę zabitych i rannych w wyniku zawalenia się dachu Międzynarodowych
Targów Katowickich należy jednak odnieść do średniej liczby zgonów w
następstwie wypadków i nieszczęśliwych następstw
wypadków, których według ostatnich dostępnych danych statystyki
państwowej rejestrowano rocznie niemal 25 tysięcy. Stąd łatwo policzyć,
że w roku 2003 z powodu wypadków i ich nieszczęśliwych następstw 70
osób ginęło codziennie. Co piąta śmierć była następstwem wypadku w
ruchu pojazdów silnikowych. W roku 2004 wśród wszystkich ofiar wypadków
drogowych zarejestrowano 5 712 zabitych i 64 661 rannych. Dzień w
dzień tylko w następstwie wypadków drogowych 16 osób poniosło
śmierć, a 177 odniosło rany.
Śmierć, ból i cierpienie w każdym przypadku mają taką samą wagę dla
ofiary i jej bliskich. Niezależnie od przyczyn i okoliczności wszystkim
ofiarom wypadków należy się taka sama pomoc ze strony władz
publicznych. Każdy ma prawo domagać się opieki Państwa równie
troskliwej jak ta, którą objęto uczestników wystawy gołębi w
Katowicach. Każdy poszkodowany mógłby domagać się nie mniejszych
środków wsparcia publicznego niż te, które były przyznane ofiarom
tragedii na Śląsku. Jeżeli nie jest to wykonalne, należy dołożyć
wszelkich starań, aby nieszczęściom skutecznie zapobiegać na tyle na
ile jest to możliwe.
Tragiczne skutki katastrof budowlanych i innych wypadków, zwłaszcza
drogowych, wcale nie wyczerpują długiej listy tych przyczyn
przedwczesnych zgonów, chorób i niepełnosprawności, którym można
zapobiec. Chorzy i zmarli na raka z powodu skażenia kancerogenami wody
z kranu i żywności, powietrza dymem tytoniowym, azbestem, spalinami,
sprzętu medycznego wirusami zapalenia wątroby typu B i C też mają prawo
do opieki władz. Związek przyczynowo – skutkowy pomiędzy zgonem na raka
a wieloletnim narażeniem na czynniki rakotwórcze nie jest jednak tak
oczywisty jak nagła śmierć pod spadającym dachem. Ten związek
przyczynowo – skutkowy wymaga znajomości aktualnego stanu wiedzy
medycznej, która jest na tyle skomplikowana, że musi być przełożona na
praktykę zdrowia publicznego poprzez język ustaw, rozporządzeń i norm
sanitarnych. Skutki zaniedbania wymagań sanitarnych dotyczą
nieporównywalnie większej liczby ludzi niż zaniedbania wymagań
budowlanych. Są jednak rozproszone i przez to mniej dostrzegalne nawet
przez samych chorych i rodziny zmarłych. Nowotwory złośliwe, wady
rozwojowe, alergie, zatrucia chemiczne przewlekłe i o przebiegu
podklinicznym, ciężkie zaburzenia hormonalne i metaboliczne,
niezdiagnozowane zakażenia i zatrucia pokarmowe to przykładowe grupy
zagrożeń zdrowia i życia, którym można zapobiec przestrzegając wymagań
sanitarnych.
Znaczna część tragicznych następstw wypadków, nie tylko drogowych i
budowlanych, ogromna większość skracających życie w zdrowiu skutków
naruszeń wymagań sanitarnych to efekt czyjegoś zaniedbania. Sprawca
nieszczęścia innych osób może charakteryzować się zbrodniczą
lekkomyślnością, kiedy kieruje pojazdem mechanicznym, będąc pod wpływem
alkoholu, albo uchyla się od utrzymania obiektu w stanie
niezagrażającym życiu pracowników i użytkowników. Może też z
premedytacją okradać ze zdrowia i bezpieczeństwa konsumentów, klientów,
pracowników, bądź współużytkowników środowiska. Obniżając koszty
produkcji lub usług, odniesie sukces rynkowy, puści z torbami
konkurencję posłuszną prawu. Złoczyńca tryumfuje, pozostali stracą
majątek, zdrowie, życie.
Oto dorobek III Rzeczypospolitej, której autorzy zgodnie z wezwaniem
jej pierwszego prezydenta upierają się chronić jak źrenicy oka:
korupcjogenne prawo, sparaliżowani inspektorzy, przekupni policjanci,
prokuratorzy odrzucający kierowane do nich sprawy z powodu rzekomo
niskiej szkodliwości społecznej, kompromitujące sprawiedliwość wyroki
sądów, załgane środki masowego przekazu. Ludzie żyjący w strachu przed
kolejnym nieszczęściem, wstyd przed światem.
Silne i uczciwe Państwo Polskie ma obowiązek chronić podstawowych
interesów obywateli. Czyni to siłami inspekcji. Zadaniem inspektorów
jest porównać wyniki przeprowadzonych kontroli z obowiązującym prawem.
Oględziny nadzorowanych obiektów, pomiary, pobór próbek do badań
laboratoryjnych, analiza dokumentów, zabezpieczenie dowodów to
podstawowe czynności inspektorów. Od ich profesjonalizmu i rzetelności
zależy nasze życie i majątek.
Oby tragedia na Śląsku była wystarczającym powodem radykalnych zmian
działania inspektorów w naszym kraju.
9 lutego 2006
Każdy intuicyjnie odczytuje swoją wartość jako istoty stworzonej na
wzór i podobieństwo samego Boga. Właśnie w szacunku dla osoby ludzkiej
w każdym jej stadium i każdej kondycji tkwi potęga Chrześcijaństwa.
Z tej to przyczyny przynajmniej niektórzy widzowie zasiadający na
kamiennych ławach Koloseum wreszcie zrozumieli, że żywe pochodnie to
męczennicy a nie powód do dobrej zabawy. W dzisiejszej Polsce to samo
zrozumienie dotarło już do znacznej części widzów zasiadających w
fotelach przed telewizorami, na których arenie chrześcijan poniewiera
się równie okrutnie jak za czasów Nerona, choć jeszcze nie fizycznie.
Obalając bariery oddzielające niewolników od ich właścicieli,
Chrześcijaństwo od samego początku było źródłem siły słabych, a tym
samym celem nienawistnych ataków ze strony tych ludzi, którzy
zawłaszczyli władzę nad innymi ludźmi.
Cóż bowiem groźniejszego dla wyniosłych uzurpatorów niż Chrystusowe
przykazanie: kochaj bliźniego swego jak siebie samego! Skoro każdy
człowiek jest bliźnim, nie można było zgodzić się na niewolnictwo ani w
starożytności, ani w czasach Tadeusza Kościuszki, który na zawsze
zaskarbił sobie wdzięczną pamięć u miłujących wolność Amerykanów,
wyzwalając swoich niewolników, ani obecnie, w XXI w. – wieku, w
którym – o zgrozo - żyje najwięcej niewolników wszechczasów.
Są to nie tylko dzieci sprzedawane lub porywane do katorżniczej pracy
przy pozyskiwaniu lateksu na plantacjach Afryki, w zalewających świat
tanimi produktami zakładów Azji, czy w kopalniach Ameryki Łacińskiej.
Są to też ofiary handlu żywym towarem, wśród nich tysiące Polek, a
nawet polskich dzieci, są też pracownicy zatrudniani na
niegodziwych warunkach, a więc wykonujący pracę półniewolniczą, a nawet
sensu stricte niewolniczą, kiedy wcale nie otrzymują uzgodnionego
wynagrodzenia. Tych niewolników w naszym kraju są miliony. Dołącza do
nich rzesza rolników, przedsiębiorców budowlanych, dostawców rozmaitych
produktów i usług, którzy nigdy nie doczekali się umówionej zapłaty za
wykonaną pracę. Oznacza to, że ich praca była niewolnicza, a do tego
pochłaniająca własne środki. Ofiary systemowych i jednostkowych
błędów aparatu ścigania, sprawiedliwości i podatkowego to też
niewolnicy naszych czasów; pozbawieni wolności, poddani przez
współwięźniów torturom, odarci z dobrego imienia i dobytku w wielu
przypadkach do dzisiaj nie zostali wyzwoleni, nie otrzymawszy należnego
zadośćuczynienia i zwrotu utraconych dóbr, czują się niewolnikami
wrogiego państwa. Takie same emocje targają ludźmi chorymi, rodzinami
bezskutecznie szukającymi ratunku dla swoich bliskich. Dla nich
wyzwolenie z niewoli, oznaczałoby udostępnienie podstawowego dobra
współczesnej cywilizacji, jakim jest dostęp do opieki zdrowotnej w
odpowiednim czasie i na właściwym poziomie. Przecież ludzie płacą na
Narodowy Fundusz Zdrowia, a w zamian bywają traktowani gorzej niż
niewolnicy, bo nikomu nie zależy na ich zdrowiu i przeżyciu. A jaki
jest los współczesnych niewolników żyjących przy drogach zapchanych
pędzącymi jeden za drugim smrodliwymi i hałaśliwymi tirami większymi od
domów, zamieszkałych w otoczeniu zakładów zatruwających wodę i
powietrze, składowisk niebezpiecznych odpadów, w tym azbestu,
pracujących w warunkach urągających godności człowieka, mieszkających w
zagrzybionych mieszkaniach w stanie rozpadu. Przecież ludzie płacą
podatki, a w zamian bywają traktowani gorzej niż niewolnicy, bo nikomu
nie zależy na ich zdrowiu i przeżyciu.
Masy niewolników trzymane są w karbach przez garstkę możnych i
wpływowych. Przepustką do tej grupy nie są ani zasługi na polu chwały,
jak to dawniej bywało, ani wybitne zdolności i pracowitość. Źródeł
nagłych wzbogaceń, fortun nieosiągalnych w żaden dający się uzasadnić
prawnie sposób należy szukać choćby w materiałach komisji
śledczych sejmu poprzedniej kadencji.
Zamieszkać za murem odgradzającym skutecznie od obrabowanych, schować
łupy zagranicą lub zainwestować w czysty interes, przemieszczać się na
niskim poziomie lotu własnym helikopterem, samolotem tuż nad głowami
ogłuszanej reszty, leczyć się we Wiedniu lub Londynie, a w kraju
korzystać z elitarnych systemów opieki zdrowotnej, które już wypatrują
zysków z prywatnych ubezpieczeń społecznych, to nagroda za umiejętność
odebrania innym ludziom szansy na zwykłe przeciętne życie. Aby jej nie
utracić, trzeba być bezwzględnie lojalnym w stosunku do szajki o
charakterze wielogłowej hydry. Trzeba też pozyskać i dobrze opłacić
gotowych do każdej niegodziwości najemników. Przecież rzymscy cesarze
nie krzyżowali chrześcijan własnymi rękoma, mieli do tego swoich ludzi.
Byli jednak znani z imienia, jak np. Neron. Dyktatorzy stojący na czele
ludobójczych systemów XX w. też nie byli anonimowi. W pamięci wielu
narodów, zwłaszcza polskiego, zapisały się także nazwiska ich
pretorianów - masowych morderców. Dlaczego więc obecna forma
zniewalającej przemocy, jaką jest przemoc propagandowa, nie ma swojej
twarzy, odpowiednika Hitlera lub Stalina? Przecież nikt nie dałby wiary
masowym mordercom, takim jak Bierut, Światło i jego podwładni, gdyby ci
zapewniali, że do nich należy pełnia władzy. W stanie wojennym każdy
wiedział, że przebrani w mundury spikerzy dziennika telewizyjnego, jak
pani Falska i pan Tumanowicz, wypełniają wolę pana Jaruzelskiego, który
się z tym wcale nie krył. Dzisiaj na froncie walki o utrzymanie systemu
niewolniczego w Polsce pokazywane są tylko twarze dziennikarzy albo
tzw. autorytetów wykreowanych w minionych epokach. Nawet w telewizji
publicznej zleceniobiorcy zlecenia na medialne zabójstwo
chrześcijańskiego przeciwnika niewolnictwa otrzymują po piętnaście
tysięcy złotych za udział w dwugodzinnym programie rozrywkowym. Są to
jednak tylko najemnicy. Ich mocodawcy i zleceniodawcy pozostają w
cieniu. Jawne są jednak nazwiska redaktorów naczelnych, wiadomo do kogo
należą poszczególne media, kto i ile daje im na reklamę, kto decyduje o
wypłatach dla najemników pieniędzmi pochodzącymi wszak z naszych
kieszeni, bo albo z abonamentu radiowo-telewizyjnego, albo z tej części
ceny kupowanych produktów, która pokrywa wydatki na reklamę. Obowiązuje
tu stara zasada, że za wszystko i tak zapłaci konsument, nawet na swoją
zgubę.
Czy w takiej sytuacji można się dziwić, że miliony Polaków szukają
wyzwolenia w znoszącym niewolnictwo Chrześcijaństwie, okazują szacunek
wybranym w demokratycznych wyborach władzom państwowym kierującym się
nauką Chrystusa, a w rzeczywiście katolickich mediach chcą odbierać
prawdziwy obraz świata?
26. lutego 2006
Lojalność wobec Polski. Tego Polakom trzeba najbardziej. Żyjemy
przecież w świecie ostrej konkurencji, a prawdziwa siła jest w jedności
obywateli lojalnych wobec swojego suwerennego państwa. Zagrożeń ciągle
przybywa, do najpoważniejszych należy zaliczyć drenaż mózgów, wręcz
kradzież ludzi.
Komisja Europejska uznała ostatnio za konieczne zwiększenie ruchliwości
migracyjnej mieszkańców bloku, co oznacza, że nie pytani o zdanie
będziemy okradzeni z naszej młodzieży, zwłaszcza tej bardziej
atrakcyjnej dla zagranicznych pracodawców. Już nie Tatar w jasyr, nie
Moskal w kamasze a <<head hunter>>, łowca głów z
pośrednictwa zatrudnienia zabierze Polsce jej przyszłość.
Paradoksalnie ofiary porwania ucierpią więcej niż porzucone rodziny,
popłakujące mamy i babcie, stale zasmuceni ojcowie i dziadkowie. Młodzi
ludzie powinni wiedzieć, że to właśnie pierwsze pokolenie emigrantów
ponosi największe ciężary wyjazdu. Dać się wykorzenić, to skazać się na
się na mniej lub bardziej dolegliwy szok cywilizacyjny łagodzony
środkami odurzającymi z alkoholem na czele, przygodnymi znajomościami
wątpliwej jakości, nawiązywaniem kontaktów z zakamuflowanymi
kryminalistami, którzy bezwzględnie wykorzystują ufność zagubionych
przybyszów. Następstwa wykorzenienia przez całe dekady były
dostrzegalne na Ziemiach Odzyskanych w postaci najwyższych w kraju
współczynników przestępstw, alkoholizmu, chorób wenerycznych i rozwodów.
Ludźmi wykorzenionymi niezwykle łatwo manipulować, co do dzisiaj
wyraźnie widać na mapie wyborczej Polski. W tym zapewne tkwi sens
pomysłu Komisji Europejskiej, stanowczo sprzeczny z dotychczas
obowiązującymi doktrynami polityki migracyjnej, których podstawowym
założeniem jest wzmocnienie potencjalnych emigrantów ekonomicznych w
ich miejscu zamieszkania. Dać szkołę, pracę, dom, satysfakcję z
bezpiecznego swojskiego życia, to cele, na które Unia Europejska
przeznacza sporo pieniędzy wysyłanych w ramach programu zatrzymania na
miejscu obywateli byłych kolonii państw zachodnioeuropejskich. O dziwo,
są to pieniądze także z polskiej składki, mimo że kiedy imperia
kolonialne dokonywały podbojów, Polska sama była kolonią bezlitośnie
eksploatowaną przez Rosję, Prusy i Austrię.
Z jednej strony kuszeni nominalnie wysokimi zarobkami i wprowadzani w
błąd co do prawdziwych kosztów emigracji, z drugiej strony młodzi
Polacy są wypędzani z własnego kraju naporem propagandy podważającej
wiarę w pomyślną przyszłość własnej Ojczyzny. Kabaretowe występy
niektórych polityków spotykają się z entuzjastycznym poparciem ze
strony osób obsadzonych w roli idoli, wesołków i pseudokontestatorów
doskonale dopasowanych do kanonów estetyki młodzieży. Ci to już
potrafią zrobić wodę z mózgu każdemu, kto z natury rzeczy utożsamia się
ze swoją grupą rówieśniczą.
Do tego dochodzi stała i niczym nienaruszona od czasów PRLu
indoktrynacja komunistyczna, tym samym antynarodowa, w polskiej szkole
każdego szczebla. Wystarczy zajrzeć do podręczników, porozmawiać z
uczniami i studentami, wysłuchać publicznych wypowiedzi profesorów
antypolonizmu, aby zdać sobie sprawę z ogromu przyczyn, dla
których wielu młodych Polaków nie wierzy w Polskę i czuje się obco we
własnym domu.
Lojalność wobec Polski potrzeba jest od zaraz. Każdy, kto utożsamia się
z Polską, niezależnie od tego skąd przybyli jego przodkowie i kiedy
włączyli się w skład naszego Narodu, powinien przemyśleć swoje
zachowanie i zastanowić się nad problemem lojalności wobec Ojczyzny.
Jeśli kogoś Polska uwiera, nie pozwala mu się rozwinąć, zrealizować,
narzuca mu swoje tradycje, wartości i świętości, niech ten skorzysta z
oferty Komisji Europejskiej i przeniesie się choćby i do ociekającego
złotem Luksemburga.
Prawdziwych euroentuzjastów poznaje się przecież po ślepym oddaniu
nawet najgłupszym pomysłom Brukseli.
Pozostali niech wiernie służą Ojczyźnie w ślad za Rudolfem Weiglem,
Ludwikiem Hirszfeldem, rodami tatarskich Kociumbasów i ormiańskich
Agopsowiczów, aby wymienić tylko tych Polaków, którzy z serdecznego
wyboru pozostali przy Polsce i to w tych potwornych czasach próby,
kiedy Polska przenosiła się ze Lwowa do Wrocławia.
2. marca 2006
W Wielki Post 2006r. Polacy wchodzą głęboko zranieni. Kolejne ciosy
spadły na zrozpaczone rodziny tych młodych ludzi, którzy już znaleźli
się w otchłani uzależnienia od alkoholu i narkotyków. Nie dość, że nasz
syn, córka, brat, siostra, wnuk, wnuczka nie mogą przeżyć jednego dnia
bez piwa, wódki, amfetaminy, marihuany, kokainy i innych środków
odurzających, to jeszcze sąd w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej wydaje
wyrok skazujący za ujawnianie dokumentu o zarazie wyniszczającej nasze
dzieci.
To jest wasz krzyż na Wielki Post 2006r. - ojcowie odbierający córki z
izby wytrzeźwień, pogotowia opiekuńczego i aresztu,
i wasz - matki ukrywające przed światem straszną prawdę o synu, który
bez sumienia ogołoci dom z każdych pieniędzy i sprzętów,
i wasz - dziadkowie starający się dociec co dzieje się z wnuczką za
drzwiami meliny,
i wasz - babcie czuwający dzień i noc przy szpitalnym łóżku dziecka
potwornie skrzywdzonego przez dorosłych,
i wasz - sąsiedzi młodziutkich alkoholików i narkomanów, którzy mogą
was zabić za dwa złote na piwo,
i wasz - uczniowie podstawówek i gimnazjów, dla których początek
dorosłego życia zaprogramowano od nagiej orgii w błocie.
Wyrwano wam serce i zmieszano z błotem w dosłownym znaczeniu tego
słowa. Nie czujcie się osamotnieni. Z wami, bracia i siostry, łączą się
w bólu wszyscy ludzie dobrej woli.
Jako chrześcijanie dołączymy nasze cierpienie do męki Zbawiciela i tym
bardziej żarliwie będziemy modlić się za tych, co nie wiedzą co czynią,
a także za tych, którzy dobrze wiedząc co czynią, nie doznali jeszcze
łaski zawrócenia ze złej drogi. Ludzka krzywda zawsze obraża Boga, ale
za sprawą Bożego Miłosierdzia nawet największy krzywdziciel póki żyje
ma możność w każdej chwili wyrzec się zła i zacząć naprawiać poczynione
krzywdy.
Wszyscy już pokrzywdzeni i ci, nad których głowami zawisło nadchodzące
nieszczęście alkoholizmu i narkomanii w rodzinie, nie są w stanie
zrozumieć przyczyn, dla których w naszym kraju nie jest podejmowana
debata na temat sposobów zmniejszania popytu na alkohol i narkotyki
wśród dzieci i młodzieży. Zwiększona podaż alkoholu, zwłaszcza
zawartego w piwie i tanich wódkach, to oczywisty dorobek lobby
alkoholowego dysponującego nieograniczonymi wpływami politycznymi oraz
nieprzebranymi zasobami finansowymi na reklamę i kryptoreklamę, które
są przekazywane zarządom telewizji publicznej, właścicielom telewizji
prywatnych, koncernów medialnych oraz organizatorom licznych imprez, w
tym z udziałem dzieci i młodzieży oraz sportowych.
Podaż taniego alkoholu rośnie, a mimo to - w odróżnieniu od podaży
narkotyków - nie słychać o próbach jej ograniczania, kiedy zyski
czerpane są z naruszenia prawa. Owszem, w mediach ujawniane są niekiedy
wykrycia nielegalnych rozlewni alkoholu, jego przemytu lub zakupu przez
nieletnich, ale zdarza się to znacznie rzadziej niż wykrycia
przestępstw związanych z produkcją i obrotem innymi środkami
odurzającymi. Można sobie wyobrazić, co działoby się w naszym kraju,
gdyby walka z narkotykami była równie niemrawa jak z alkoholem. Na
flagi z liściem marihuany można byłoby natknąć się nie tylko na
imprezie gromadzącej dzieci i młodzież z każdego zakątka kraju.
Od puszki piwa do skręta droga niedaleka. Każdy wie, że narkomania
zaczyna się od drobnych kroczków. Zamroczenie alkoholowe po piwie to
wstęp do odurzania się piwem i narkotykiem równocześnie. Z dnia na
dzień, z miesiąca na miesiąc zwiększa się zapotrzebowanie na doznania,
które można kupić już tylko od dilera narkotyków. Kupić za
pieniądze ukradzione, zrabowane, zarobione na sprzedaży ciała i zasad.
W pewnym momencie, co do którego każdy staczający się ma pewność, że
nigdy nie nadejdzie, człowiek jest na dnie, z którego nie ma szans
wydobyć się bez pomocy aktywnej, profesjonalnej i pełnej miłości.
O tym wszystkim dobrze wiedzą rozliczne organizacje społeczne zajmujące
się alkoholizmem i narkomanią, zapobieganiem tym plagom oraz
łagodzeniem ich skutków. Siłą tych organizacji pozarządowych są pełni
poświęcenia działacze, a źródłem utrzymania - podatki, różne opłaty,
nawiązki sądowe, dotacje rządowe i samorządowe, wreszcie składki
społeczeństwa przeznaczone na organizacje pożytku publicznego. Czy
działacze tych organizacji mogą przejść obojętnie obok widoku dzieciaka
z puszką piwa, może kolekcjonera puszek, a może szukającego marihuany
pod powiewającym szyldem z rysunkiem liścia tego narkotyku? Czy
działacze tych organizacji nie widzą potrzeby obrony wolności mediów,
wolności ujawniania przyczyn najpoważniejszych problemów społecznych,
właśnie tych, których ofiarami zajmują się na co dzień ?
A jak wygląda stan prawny wolności mediów w Polsce? Warto sprawdzić na
serwerze sejmowym aktualne brzmienie ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r.
Prawo prasowe, która doczekała się licznych nowelizacji, z których 10
sejm uchwalił po 1990r., ostatnią w roku 2005.
Art. 1. Prasa, zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej,
korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich
rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i
krytyki społecznej.
Art. 2. Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej
Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki niezbędne do
wykonywania jej funkcji i zadań, w tym również umożliwiające
działalność redakcjom dzienników i czasopism zróżnicowanych pod
względem programu, zakresu tematycznego i prezentowanych postaw.
Sapienti sat!
9. marca 2006
Liczne i złożone są przyczyny wzrostu i upadku narodów. Na czoło wybija
się zdolność adaptacji do nowych warunków, co w zastosowaniu do
pojedynczego człowieka nazywamy inteligencją, często łączoną z
umiejętnością osiągania kompromisów. Niektóre kompromisy mogą jednak
zgubić naród. Bywa bowiem, że umiejętność trzeźwej oceny sytuacji i
zdolność dostosowania się do nieraz skrajnie trudnych wymogów otoczenia
nacechowana jest kapitulanctwem.
Człowiek zgina kark przed przemocą, wyrzeka się własnych wartości za
cenę przeżycia, dobrobytu, kariery. Na początku walczy jeszcze ze swoim
sumieniem, tłumi wewnętrzny bunt zadowoleniem z osiągniętych korzyści,
a alkoholem znieczula poczucie przyzwoitości. Potem już gorliwie służy
nowym panom, wtapia się w otoczenie sobie podobnych, stara się o
nagrody i awanse. Pociąga swoim przykładem rodzinę, przyjaciół,
sąsiadów i współpracowników.
Jakież to ludzkie i jakże powszechne, a nadto zaraźliwe. Atmosfera
Sodomy i Gomory towarzyszy ludzkości od czasów biblijnych po dzień
dzisiejszy. nieliczni są na nią odporni. Jeżeli naród nie wykaże się
wystarczającą siłą sprawiedliwych, ulega zagładzie i zapomnieniu. Obcy
zajmują jego terytorium, zacierają ślady przeszłości, dla
usprawiedliwienia przemocy tworzą historyczne mity. To wręcz reguła w
historii świata. Zdarzało się i Polakom wyprzeć się Ojczyzny. Wszak na
kresach żyli nie tylko ich obrońcy, a nielojalność w stosunku do
wartości narodowych była nierzadka wśród elit przeciągniętych
przekupstwem lub podstępem na stronę zaborców. Reszcie pozostawał wybór
pomiędzy posłuszeństwem obcej władzy, a stryczkiem, kulą, toporem kata,
twierdzą, więzieniem lub zsyłką. Skonfiskowane majątki powstańców,
zamęczonych bohaterów narodowych przejmowali kolaboranci, dla których
polski patriotyzm był groźną mrzonką.
Jednak wystarczyło tylko dwadzieścia lat edukacji patriotycznej
międzywojnia, aby Polacy zadziwili współczesnych. Jedyny naród, z
którego Niemcom nie udało się pozyskać odpowiednika Quislinga, sam
skazany na zagładę wyłonił z siebie najwyższą liczbę sprawiedliwych
spośród narodów świata, stworzył państwo podziemne z własną armią,
walczył na wszystkich frontach w obronie demokracji.
Imperium zła z góry uznało za wrogów niezdolnych do kompromisu tych
jeńców niewypowiedzianej wojny, których czerwonoarmiści schwytali w
mundurach oficerów zawodowych i przychodzących z rezerwy lekarzy,
adwokatów, inżynierów, nauczycieli, urzędników, policjantów i
pograniczników. Już po wojnie do ofiar Golgoty wschodu dołączyli
patrioci wymordowani podczas wieloletniej wojny domowej i późniejszych
represji stalinowskich, księża i studenci zabici przez sprawców do
dzisiaj nieznanych.
W PRLu urodziła się i wychowała większość dzisiaj żyjących Polaków,
którzy sami wiedzą najlepiej, na jakie kompromisy musieli pójść, aby
uszczknąć choć trochę z dóbr dzisiaj z pozoru łatwo osiągalnych. Dostęp
do paszportów, posad, samochodów, mieszkań, a nawet wędlin był przecież
narzędziem manipulacji socjotechnicznej służącej zniewoleniu. Kto
wyparł się wiary ojców, uznał za dopuszczalną żołnierską przysięgę
wierności Związkowi Radzieckiemu, ten spełniał oczekiwania czerwonych
elit i mógł liczyć na profity, pomimo że komuniści doskonale zdawali
sobie sprawę z rozmiaru załgania w życiu publicznym. W końcu było im
wszystko jedno co naprawdę myślą Polacy, których – zgodnie z doktryną
sowieckich generałów - miał zmieść z powierzchni ziemi kontratak
atomowy Zachodu napadniętego z naszego terytorium. Im wyższy poziom
zaprzaństwa narodowego reprezentował dopasowany do komunizmu obywatel
PRLu, tym większych korzyści mógł oczekiwać.
Już po odzyskaniu suwerenności okazało się, że niewola polityczna
zamieniła się w opresję ekonomiczną wymagającą od bardzo wielu Polaków,
dostosowania się do wilczych reguł dziewiętnastowiecznego kapitalizmu,
który reaktywowano, aby ograbić nasz kraj.
Na szczęście w ostatnich demokratycznych wyborach Polacy odrzucili
kapitulację przed neokolonialnym wyzyskiem, zgodę na zepsucie władzy
ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej oraz zawodów zaufania
publicznego, przyzwolenie na bezprawną ingerencją w nasze sprawy ze
strony obcych jawnych i tajnych ośrodków władzy i ich agentów. W
wolnych wyborach parlamentarnych i prezydenckich głosujący poparli
ochronę wartości chrześcijańskich i narodowych.
Polscy wyborcy oddali władzę w ręce prawdziwych demokratów - twardych,
upartych, zaprawionych w bojach o wspólne dobro zwykłych ludzi, życiowe
interesy Polski. Dowodzi tego każdy dzień pracy tych osób. Czy w takim
razie potrzebny jest kompromis z władzą marzeń? Jak najbardziej! Od
zdolności adaptacji nas wszystkich do nowych warunków politycznych
zależy tempo wzrostu naszego narodu. Czasem trzeba przymknąć oko na
pewne potknięcia, niekiedy zrezygnować z niemożliwych do
natychmiastowego zaspokojenia żądań, zawsze ostro reagować na
nieuzasadnione ataki na instytucje naszego państwa i nasze wartości.
Szczycąc się obywatelstwem praworządnej Ojczyzny wszystkich Polaków,
należy jednak bez kompromisów i konsekwentnie bronić swoich
podstawowych praw, zwłaszcza tak sponiewieranych jak prawo do ochrony
zdrowia i sprawiedliwości.
16. marca 2006
W jednym z poprzednich felietonów wykazałem silną zależność długości
życia od zamożności, co potwierdzają zarówno zestawienia danych
międzynarodowych dotyczących produktu krajowego brutto na osobę według
parytetu siły nabywczej i oczekiwanej liczby lat życia, jak i też
obserwacje epidemiologiczne porównujące długość życia osób ze środowisk
o dochodzie niskim i wysokim.
Na te dramatyczne nieraz różnice składa się i znajomość zagrożeń
zdrowia i motywacja do ich unikania, i – przede wszystkim – możliwość
wykorzystania posiadanej wiedzy i szczerych chęci zapobiegania
chorobom. Możliwość ta w rodzinach o niskim dochodzie na osobę jest
ograniczona, na co składają się zbyt często uwarunkowania kulturowe, a
więc podtrzymywanie dziedzicznej tradycji pijackiej i cywilizacji
śmierci odtytoniowej. Zaporowe koszty wykształcenia nie pozwalają wielu
młodym ludziom oderwać się od zgubnych wzorów zachowań, uciec od piwa,
wódki i papierosów, a mafia narkotykowa czyha na młodzież już
uzależnioną od tzw. używek i bezwzględnie wykorzystuje słabości młodych
ludzi. Woń alkoholu i dymu tytoniowego znana z rodzinnego domu coraz
częściej miesza się z odorem marihuany podczas spotkań młodzieży, nawet
na co dzień, w domach młodych rodzin, rodziców dzieci nienarodzonych,
niemowląt i małych dzieci od samego początku skazywanych na skutki
zagrożeń zdrowia dziesiątkujących ludzkość.
Również tak powszechne bezrobocie i wynikająca z niego straszna bieda
pogłębiają problemy zdrowotne ich ofiar. Stałe napięcie nerwowe,
frustracja, poczucie krzywdy i utrata nadziei znajdują ukojenie w
zaciągnięciu się dymem papierosa, przechyleniu kolejnego kufla piwa
i/lub kieliszka wódki. Ci wszyscy, którzy wytykają bezrobotnym, że tych
stać na papierosy i alkohol niech się dobrze zastanowią, co zrobiliby
na ich miejscu, czy rzeczywiście oparliby się pokusom wprawdzie
doprowadzającym do zupełnej ruiny budżet domowy, ale powszechnie
uznawanym za należący się każdemu środek na <<uspokojenie nerwów
papierosem i zalaniem robaka>>.
Tu pełna oddania praca misyjna odbudowująca poczucie wartości
zniszczonych i zapomnianych przez władze III RP dzieci Bożych jest nie
do przecenienia.
Kolejny mechanizm oddziaływania biedy na długość życia to skład
pożywienia i jakość żywności. Łatwy dostęp do stosunkowo taniej
słoniny, podgardla, tłuszczu drobiu i opartych o te surowce mielonek,
kiełbas, parówek, wyrobów garmażeryjnych i innych produktów maskujących
solą, farbą, wzmacniaczami smaku i zapachu szkodliwą dla zdrowia
zawartość, skraca życie nie mniej skutecznie niż brak dostępu do bardzo
drogich, jak na możliwości ubogich rodzin, owoców, warzyw i przetworów
zbożowych.
O sposobie traktowania bezpieczeństwa ludzi doprowadzonych do biedy
świadczy anemiczna i stale pogarszająca się aktywność licznych
inspekcji zajmujących się bezpieczeństwem żywności, którą najlepiej
ilustruje nagłośniony przed niemal rokiem fakt wydania przez inspektora
sanitarnego zezwolenia na przekazanie mieszkańcom Wałbrzycha wielu ton
wędlin wycofanych z rynku przez zakłady „Constar” w Starachowicach
przyłapane na odświeżaniu zapleśniałych produktów i przedłużaniu
terminów ważności.
Nie wolno dopuścić do powstania dwóch standardów jakości zdrowotnej
żywności: innej dla ludzi niezamożnych i innej dla tych, którym powodzi
się lepiej.
Podwójne standardy już obowiązują nawet w przypadku zaopatrzenia ludzi
w wodę. Według oficjalnych danych GUS za 2004r. liczba wodociągów
objętych ewidencją stacji sanitarno-epidemiologicznych wynosiła 18 878,
z czego w ciągu roku sprawozdawczego skontrolowano 16 532, uznając 3
058 obiektów za dostarczające wodę nie odpowiadającą wymaganiom.
Odsetek wodociągów ani razu w ciągu roku nie skontrolowanych spośród
objętych ewidencją stacji sanitarno-epidemiologicznych systematycznie
rośnie: w 2001 wynosił 8,0%, w 2002 – 8,1%, w 2003 – 9,2% i w
2004 – 12,4%. W 2004r. łączny udział procentowy wodociągów ani razu w
ciągu roku nie skontrolowanych i tych spośród skontrolowanych, w
których wykazano, że jakość wody nie odpowiada wymaganiom spośród
objętych ewidencją stacji sanitarno-epidemiologicznych wyniósł dla
wszystkich wodociągów 29%. W przypadku wodociągów o wydajności poniżej
100 metrów szesc. na dobę odsetek ten wynosił 34%, od 100 do 1 000 -
17%, od 1 001 do 10 000 - 12%, od 10 001 do 100 000 - 6%. W
przypadku studni publicznych odsetek ten sięgał aż 89%. Im mniejsza
wydajność wodociągu, tym większa część odbiorców otrzymuje wodę nie
odpowiadająca wymaganiom. Najgorszą wodę sprzedają zaopatrujące
największą liczbę Polaków wodociągi o wydajności do 1000 metrów
sześciennych na dobę. Spośród wszystkich płacących za wodę z tych
wodociągów co siódmy odbiorca kupuje złą wodę. Spośród korzystających z
wodociągów o najmniejszej wydajności wodę nie odpowiadającą wymaganiom
otrzymuje prawie co drugi mieszkaniec miast woj. łódzkiego i
warmińsko-mazurskiego i co trzeci mieszkaniec wsi woj.
warmińsko-mazurskiego i pomorskiego.
A przecież te precyzyjne oceny to tylko punkt wyjścia do zastanowienia
się jak na długość życia w zdrowiu wpływają inne jej uwarunkowania
zależne od różnic jakości zdrowotnej środowiska zamieszkania, pracy,
nauki i wypoczynku.
23. marca 2006
Prestiżowy magazyn <<Forbes>> właśnie ogłosił listę
dziesięciu najlepiej sprzedających się leków na receptę. Są to:
1. na wysoki poziom cholesterolu LIPITOR, który
zarobił dla firmy Pfizer 12,9 miliarda dolarów, osiągając 6,4% wzrostu
sprzedaży w ciągu roku
2. na choroby serca PLAVIX, który zarobił dla
firm Bristol-Myers Squibb i Sanofi-Aventis 5,9 miliarda dolarów,
osiągając 16% wzrostu sprzedaży w ciągu roku
3. na zgagę NEXIUM, który zarobił dla
firmy AstraZeneca 5,7 miliarda dolarów, osiągając 16,7% wzrostu
sprzedaży w ciągu roku
4. na astmę SERETIDE/ADVAIR, który zarobił dla
firmy GlaxoSmithKline 5,6 miliarda dolarów, osiągając 19% wzrostu
sprzedaży w ciągu roku
5. na wysoki poziom cholesterolu ZOCOR, który
zarobił dla firmy Merck 5,3 miliarda dolarów, osiągając 10,7% wzrostu
sprzedaży w ciągu roku
6. na nadciśnienie NORVASC, który zarobił dla
firmy Pfizer 5 miliardów dolarów, osiągając 2,5% wzrostu sprzedaży w
ciągu roku
7. na schizofrenię ZYPREXA, który zarobił dla
firmy Eli Lilly 4,7 miliarda dolarów, osiągając 6,8% wzrostu sprzedaży
w ciągu roku
8. na schizofrenię RISPERDAL, który zarobił dla
firmy Johnson & Johnson 4 miliardy dolarów, osiągając 12,6% wzrostu
sprzedaży w ciągu roku
9. na zgagę PREVACID, który zarobił dla firmy
Abbott Labs i Takeda Pharmaceutical 4 miliardy dolarów, osiągając 0,9%
wzrostu sprzedaży w ciągu roku
10. na depresję EFFEXOR, który zarobił dla firmy Wyeth 3,8
miliarda dolarów, osiągając 1,2% wzrostu sprzedaży w ciągu roku
Na całym świecie wystąpił 7% wzrost sprzedaży leków na receptę, a
łączna wartość rynku farmaceutycznego po raz pierwszy przekroczyła 600
miliardów dolarów. Warto przyjrzeć się, jaki jest udział Polaków w
zyskach wielkich koncernów farmaceutycznych i jakie mechanizmy nim
rządzą.
Przed miesiącem w tygodniku <<WPROST>> panowie Aleksander i
Jan Piński poinformowali polską opinię publiczną, a tym samym organy
ścigania, że <<sprzedaż leków w Polsce w 2005 r. wzrosła o 7,2
proc. - do 17,26 mld zł. W 2006 r. wartość sprzedanych w Polsce leków
przekroczy 20 mld zł, czyli wzrośnie niemal o jedną piątą! Za leki na
receptę, uwzględniając parytet siły nabywczej, drożej od nas w Unii
Europejskiej płacą tylko Łotysze. (…) Ciągle płacimy za te same leki od
kilkudziesięciu do kilkuset procent więcej niż w innych krajach Unii
Europejskiej. Na przykład lek przeciwnowotworowy Endoxan - Asta w
Polsce ma cenę 49,71 zł, podczas gdy we Francji ten sam koncern
sprzedaje go za równowartość 17,43 zł. (...) Takich przykładów jest
kilkaset. Na dodatek Polacy płacą za leki z własnej kieszeni
przeciętnie 67 proc. ich wartości (w 2005 r. wzrost o 3 punkty
procentowe). To najwyższy wskaźnik w 25 krajach Unii Europejskiej. Winę
za drożyznę w Polsce ponosi przede wszystkim rząd, bo koncerny
farmaceutyczne wykorzystują tylko swoje prawo do maksymalizowania
zysków. Problem tkwi w tym, że nasz system wystawiania recept oraz
tworzenia listy refundacyjnej to zachęta do korumpowania urzędników i
lekarzy. W Polsce nikt nie chce monitorować rynku - od lat nie
wprowadza się na przykład rejestru usług medycznych (system sprawdzania
pracy lekarzy), chociaż system, którego koszt wyniósłby około 500 mln
zł, przyniósłby w pierwszym roku 2-3 mld zł oszczędności. To lobby firm
farmaceutycznych i środowisk lekarskich robi wszystko, aby nigdy nie
powstał. Polski rynek leków jest ewenementem w skali światowej. Brak
RUM przy złych przepisach dotyczących refundacji stworzył idealną
możliwość korumpowania środowisk lekarskich i aptekarskich. Co więcej,
zgodnie z obowiązującymi przepisami NFZ refunduje (do wysokości limitu)
cenę wszystkich lekarstw z danej grupy, w tym tych drogich,
oryginalnych, a nie tylko generyków, czyli dopuszczonych prawem
tańszych kopii. Nic więc dziwnego, że lekarze bez skrupułów przepisują
drogie lekarstwa, bo nikt tego nie sprawdzi i nie wyciągnie wobec nich
konsekwencji. - Naszych lekarzy trzeba wręcz leczyć z przepisywania
drogich markowych leków zamiast ich tańszych i nie gorszych
generycznych odpowiedników - mówi Tadeusz Szuba z Polskiego Towarzystwa
Farmaceutycznego. Nikt z Ministerstwa Zdrowia nie dba o to, aby
dostarczyć lekarzom materiały, które byłyby odpowiedzią na reklamową
papkę serwowaną im przez koncerny farmaceutyczne. Tymczasem na przykład
w Niemczech Instytut Naukowy Kas Chorych co roku wydaje księgę z
zaleceniami dla lekarzy, jakie leki mają zapisywać i dlaczego. W
Wielkiej Brytanii dwa razy w roku Towarzystwo Lekarskie i Towarzystwo
Farmaceutyczne wydają spis leków zalecanych i tych, których lekarze nie
powinni przepisywać. W Polsce podobną publikację wydano dotychczas raz
- w 1995 r. Naszych lekarzy zostawiono sam na sam z ponad 5 tys.
reprezentantów handlowych (tzw. repów) zachodnich gigantów
farmaceutycznych. To właśnie działalność <<repów>> sprawia,
że decydują się przepisywać droższe leki, zwykle skuszeni obiecywanymi
przez nich grantami. (..) Nad horrorem farmaceutyczno-lekarskim, o
którego sfilmowaniu marzyłby Alfred Hitchcock, czuwa Ministerstwo
Zdrowia. Przeprowadzona w październiku 2005 r. przez odchodzącego
ministra Marka Balickiego <<regulacja cen>> przyniosła
opłakane skutki. Resort zdrowia podkreślał, że aż 97 leków staniało
przeciętnie o 2 zł. Tymczasem cena całego koszyka wzrosła aż o 138,61
zł! Ministerstwo Zdrowia wprowadziło niepotrzebną korektę listy leków
refundowanych, która będzie kosztować budżet państwa miliard złotych,
czyli jedną szóstą rocznych wydatków na refundację leków. - Na listę
wprowadzono kilka nowych, reklamowanych przez koncerny farmaceutyczne
środków, których działanie jest praktycznie takie samo jak dotychczas
stosowanych leków>> powiedział pan Tadeusz Szuba autorom artykułu
z 19. lutego 2006r.
Do powyższego opisu sytuacji należy dodać, że lista leków refundowanych
powstała za poprzednich rządów do dzisiaj nie jest dostosowana do
uzasadnionych oczekiwań pacjentów i ekspertów, a 22. marca 2006r.
Minister Zdrowia w porozumieniu z Ministrem Finansów zatwierdził zmianę
Planu Finansowego Narodowego Funduszu Zdrowia na 2006 rok. Zmiana
przewiduje wzrost refundacji cen leków o 8,2 miliona zł, do łącznej
kwoty 6 miliardów 635 milionów złotych, co stanowi 18% łącznej sumy
ponad 36 miliardów 250 milionów złotych odbieranych nam wszystkim
poprzez ZUS i KRUS składek na Narodowy Fundusz Zdrowia. Wydatki na
refundację leków stanowią 19% kosztów świadczeń zdrowotnych i zajmują
drugą pozycję za kosztami lecznictwa szpitalnego – 14,4 miliarda zł
(41%) i znacznie wyprzedzają koszty podstawowej opieki zdrowotnej -
prawie 4 miliardy zł (12%) i ambulatoryjnej opieki specjalistycznej
- ponad 2,5 miliarda zł (7,2%).
Właściwa polityka rządu w stosunku do koncernów farmaceutycznych
mogłaby zmienić te udziały, i nie tylko powstrzymać drenaż kieszeni
pacjentów, lecz także zaspokoić słuszne żądania płacowe lekarzy i
innych pracowników medycznych.
30. marca 2006
W latach pontyfikatu Jana Pawła II w samej Polsce urodziło się około 15
milionów Polek i Polaków. Znaczna część z nich zawdzięcza swoje
przeżycie nauczaniu Ojca Świętego.
Mniejsze od ziaren piasku osoby ludzkie nagle znalazły obrońcę.
Mocarza, który słowem przeciwstawił się zabijaniu ludzi jeszcze nie
narodzonych. Bez armii, bez wyrzutni ludobójczych pocisków, bez
pieniędzy, bez intryg i kłamstw dyplomacji jeden człowiek obronił życie
niewyobrażalnej liczby ludzi w Polsce i na całym świecie. Obronił też
przed sponiewieraniem godność i sumienie setek milionów kobiet i
mężczyzn, potencjalnych pomysłodawców, sprawców, pomocników i
popleczników zabójstwa człowieka w łonie matki. Wystąpił przeciwko
realnym siłom zorganizowanej w skali świata zbrodni, które w naszym
kraju do dnia dzisiejszego dysponują silnymi agenturami spod znaku
dzieciobójcy Heroda.
Dlaczego On? Co takiego jest w tym skrawku Małopolski, który Go wydał?
Jaka jest moc Beskidu Małego na który spoglądają mieszkańcy tej Ziemi
od Bielska-Białej, przez Kozy, Kęty, Bulowice, Andrychów do Wadowic?
Może jest to moc tradycji, siła ducha, dosłowne traktowanie głoszonych
przekonań, uporczywe trzymanie się prawdy, niezłomność, wytrwałość? A
nade wszystko pełne - iście góralskie - zawierzenie Panu Bogu i
wstawiennictwu Matki Bożej?
Takich ludzi tworzą trudne warunki życia, zwykłe przecież w górach i na
pogórzu. Te same cechy charakteru przebijają z postaci następcy naszego
Ojca Świętego. Zachęcam słuchaczy Radia Maryja do skorzystania z
najbliższej okazji zbliżenia dwóch narodów, które wydały obu papieży.
Oto w miejscowości Marktl nad rzeką Inn, z której pochodzi nasz obecny
Ojciec Święty Benedykt XVI, pomiędzy Pasawą a Monachium, od 16 do 21.
kwietnia 2006r. odbędą uroczystości upamiętniające pierwszą rocznicę
wyboru kardynała Józefa Ratzingera na Stolicę Piotrową. Program
uroczystości i informacje o możliwościach zakwaterowania są dostępne na
stronie internetowej www.markt-marktl.de . W pobliskim Altoetting,
religijnym sercu Bawarii, znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Królowej
Bawarii, Unsere Liebe Frau zu Alten Oetting, słynące z cudów od czasu
wybudowania kościoła przez św. Ruperta, apostoła Bawarii, w miejscu
kultu pogańskiego już w VIII wieku po narodzeniu Chrystusa. Czarna
Madonna z Altoetting jest patronką Bawarii od 1623r., czczoną przez
Niemców, tak jak my czcimy Matkę Boską Częstochowską.
Cóż bardziej może zbliżyć członków powszechnego Kościoła katolickiego
jak wspólna modlitwa do Matki Bożej w podobny sposób zapisanej w
historycznej pamięci każdego z narodów? A jakże wielka siła pojawi się
w naszej jedności! Czas najwyższy serdeczną i niezwykle skuteczną
współpracę Jana Pawła II i kardynała Józefa Ratzingera przełożyć na
współdziałanie katolików polskich i niemieckich w dziele przywracania
Europy Chrystusowi. Spróbujmy spłacić dług wdzięczności apostołom
Polski z czasów pierwszych Piastów, niemieckim zakonnikom i księżom
przynoszącym Dobrą Nowinę naszym pogańskim przodkom. Gdyby nie ci
misjonarze, może w dzisiejszej Polsce - o ile Polska by się
ukształtowała i jeszcze istniała – krzewiłaby się pogarda dla życia,
pogarda dla godności kobiet, pogarda dla sprawiedliwości, pogarda dla
wolności i równości wszystkich ludzi, pogarda dla prawdy i innych
wartości chrześcijańskich. Może nieustępliwy atak zła na dobro, którego
każdy człowiek jest świadkiem i polem bitwy przez całe swoje życie,
zakończyłby się zwycięstwem zła? I w ludziach starych, chorych i
niepełnosprawnych zacząłby budzić się strach nie tylko przed falą
medialnych kpin i szyderstw, lecz także przed ostatecznym rozwiązaniem
rzekomego <<problemu>>, jaki stwarzają ludziom tymczasowo
młodym, pięknym i zdrowym. W Europie ma przecież miejsce ucieczka ludzi
starych i chorych z neopogańskich krajów dopuszczających zabójstwo pod
nazwą eutanazji. Kto może i kogo na to stać, ucieknie przed
śmiercionośnym zastrzykiem lub odłączeniem od aparatury podtrzymującej
życie. Pozostali podzielą los ludzi zabitych w łonie matki, jak tylko
zapadnie na nich wyrok.
Umyślne zabójstwo to tylko fragment, choć najbardziej drastyczny,
realizacji neopogańskiej kultury śmierci. Nie mniej skuteczne zabijanie
może odbywać się w powolnym tempie, kiedy to człowiek już od poczęcia
przez całe lata jest skazywany na działanie obecnych w środowisku
czynników szkodliwych dla zdrowia. Przed kilku laty pan burmistrz Marek
Fryźlewicz z Nowego Targu przypomniał słowa Jana Pawła II wypowiedziane
w Detroit w 1987r.: <<Woda, powietrze, ziemia, zwierzęta,
rośliny, zostały stworzone przez Boga i zasługują na szacunek ze strony
człowieka. Nieustanna egzystencja milionów ludzi cierpiących z powodu
głodu i niedożywienia i rosnąca świadomość tego, że naturalne zasoby
Ziemi są ograniczone uświadamiają nam wyraźnie, że ludzkość stanowi
jedną całość. Zanieczyszczenie wody, powietrza i ziemi zagraża coraz
bardziej delikatnej równowadze biosfery, od której zależy los obecnych
i przyszłość pokoleń, przypominając nam zarazem, ze dzielimy wspólnie
jedno środowisko>>.
Wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy, nawet o tym nie wiedząc, uratowali
swoje życie dzięki Janowi Pawłowi II, niech mają to nauczanie Ojca
Świętego na względzie, kiedy w nadchodzącym, pełnym silnych wzruszeń
tygodniu, będą powtarzać końcowy fragment homilii kardynała Józefa
Ratzingera wygłoszonej 8 kwietnia 2005r. podczas Mszy św. pogrzebowej
za Jana Pawła II: <<Możemy być pewni, że nasz umiłowany Papież
stoi obecnie w oknie domu Ojca, spogląda na nas i nam błogosławi>>
6. kwietnia 2006
Świat nie jest rajem. Z raju to człowiek został wygnany i może do niego
powrócić, o ile zda egzamin z posłuszeństwa Panu Bogu. Popularne
powiedzenie głosi, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Nic
dziwnego, skoro świat nie jest rajem, a życie doczesne jest czasem
próby. Im cięższej próbie sprosta człowiek, tym większa czeka go
wieczna nagroda. Ucznia Chrystusa wyróżnia fakt, że jest poddawany
egzaminowi przede wszystkim z miłości bliźniego. Przez wieki dawaliśmy
przykład innym narodom, jak należy dosłownie traktować Chrystusowe
przykazanie miłości, przyjmując pod swój dach rzesze ludzi okrutnie
prześladowanych i wypędzanych z własnych domów. Przez wieki Polacy
masowo oddawali życie, dowodząc wierności judeochrześcijańskiej
kulturze Europy opartej o fundament Dekalogu, a przede wszystkim o
największe z przykazań: <<Będziesz miłował swego bliźniego jak
siebie samego>>.
O źródłach naszej wiary dobitnie przypomina najpiękniejsze z
dzieł ks. kanonika Ryszarda Staszaka, którym jest Sanktuarium
Ślężańskiej Matki Bożej Dobrej Rady w Sulistrowiczkach, 42 km na
południe od Wrocławia. Jest to wotum Wielkiego Jubileuszu
Chrześcijaństwa i 1000-lecia biskupstwa wrocławskiego. W 1993r. ks. bp
Józef Pazdur poświęcił pamiątkowy krzyż i plac budowy, w 1995r. górale
z Chochołowa i Cichego przenieśli część żywej kultury Podhala na Dolny
Śląsk, a już w czerwcu 1996r. JEm. ks. Henryk kardynał Gulbinowicz,
metropolita wrocławski, dokonał poświęcenia ołtarza. Wiosną 1999r.
ustawiono nastawę ołtarzową, symbolizującą <<Różdżkę
Jessego>>, czyli ród, z którego wywodzi się Matka Boska. U
podstawy rzeźby spoczywa Jesse, nad nim dwunastu patriarchów o
niezwykle ekspresyjnie wyrzeźbionych twarzach i dłoniach, a u szczytu
nastawy znajduje się obraz Ślężańskiej Madonny. Autorką nastawy jest
pani Natalia Buczacka, absolwentka szkoły artystycznej w Odessie. Prace
trwały dwa lata i były poprzedzone wnikliwą analizą Starego Testamentu.
W wywiadzie dla red. Marzeny Tomaszczak z czasopisma <<Świat
Sobótki>>, p. Natalia Buczacka powiedziała o pracy nad nadstawą:
<<to było jak jeden wielki sen>>.
Obraz Ślężańskiej Matki Bożej Dobrej Rady zawiera napis po łacinie z
błaganiem: Sanctissima Mater Boni Consilli Ora pro Nobis Iesum Filium
Tuum. Jednak aby odczytać imiona każdego z 12 patriarchów, należy znać
litery alfabetu hebrajskiego, bo przecież takimi literami posługiwali
się członkowie rodu, z którego wywodzi się Matka Boska. W ten sposób
nastawa ołtarza Sanktuarium Maryjnego w Sulistrowiczkach symbolizuje
początki wiary chrześcijańskiej. Z dziełem tym słuchacze Radia Maryja
mogą zapoznać się, oglądając fotografie na stronie internetowej
Towarzystwa Ślężańskiego Sulistrowiczki – Wrocław – Warszawa w domenie
www.halat.pl , a jeszcze lepiej, uczestnicząc we mszy św. w
Sulistrowiczkach i słuchając Starego Testamentu podczas pierwszego
czytania…
Fundament judeochrześcijańskiej kultury Europy, jakim jest Dekalog,
znajduje swoje współczesne objaśnienia w postaci Katechizmu Kościoła
Katolickiego.
Warto dzisiaj przywołać zapisy Katechizmu dotyczące siódmego
przykazania; << Siódme przykazanie zabrania zabierania lub
zatrzymywania niesłusznie dobra bliźniego i wyrządzania bliźniemu
krzywdy w jakikolwiek sposób dotyczącej jego dóbr. Nakazuje
sprawiedliwość i miłość w zarządzaniu dobrami materialnymi i owocami
pracy ludzkiej. Z uwagi na wspólne dobro wymaga ono powszechnego
poszanowania przeznaczenia dóbr i prawa do własności prywatnej. Życie
chrześcijańskie stara się dobra tego świata ukierunkować na Boga i
miłość braterską.
I dalej w artykule siódmym katechizmu omawiane są sprawy dotyczące
działalności gospodarczej i sprawiedliwość społecznej:
Praca ludzka jest bezpośrednim działaniem osób stworzonych na obraz
Boży i powołanych do przedłużania - wraz z innymi - dzieła stworzenia,
czyniąc sobie ziemię poddaną. Praca jest zatem obowiązkiem: "Kto nie
chce pracować, niech też nie je!". Szanuje ona dary Stwórcy i otrzymane
talenty. Może mieć także wymiar odkupieńczy. Znosząc trud pracy w
łączności z Jezusem, rzemieślnikiem z Nazaretu i Ukrzyżowanym na
Kalwarii, człowiek współpracuje w pewien sposób z Synem Bożym w Jego
dziele Odkupienia. Potwierdza, że jest uczniem Chrystusa, niosąc krzyż
każdego dnia w działalności, do której został powołany. Praca może być
środkiem uświęcania i ożywiania rzeczywistości ziemskich w Duchu
Chrystusa.
W pracy osoba wykorzystuje i urzeczywistnia część swoich naturalnych
zdolności. Podstawowa wartość pracy dotyczy samego człowieka, który
jest jej sprawcą i adresatem. Praca jest dla człowieka, a nie człowiek
dla pracy. Każdy powinien mieć możliwość czerpania z pracy środków na
utrzymanie siebie, swoich bliskich i na pomoc wspólnocie ludzkiej.
Słuszne wynagrodzenie jest uzasadnionym owocem pracy. Odmawianie go lub
zatrzymywanie może stanowić poważną niesprawiedliwość. Aby ustalić
słuszne wynagrodzenie, należy uwzględnić jednocześnie potrzeby i wkład
pracy każdego. <<Należy tak wynagradzać pracę, aby dawała
człowiekowi środki na zapewnienie sobie i rodzinie godnego stanu
materialnego, społecznego, kulturalnego i duchowego stosownie do
wykonywanych przez każdego zajęć, wydajności pracy, a także zależnie od
warunków zakładu pracy i z uwzględnieniem dobra wspólnego>>.
Porozumienie stron nie wystarczy do moralnego usprawiedliwienia
wysokości wynagrodzenia.
Taka jest treść Katechizmu Kościoła Katolickiego.
Trzeba obwiniać poprzedników obecnej władzy, że stworzyli tak bardzo
niesprawiedliwy system wynagradzania w opiece zdrowotnej. Zapewne ich
znajomość Katechizmu Kościoła Katolickiego była ułomna. Nie można
obwiniać członków obecnej władzy, że w ciągu kilku miesięcy nie zdążyli
naprawić tak wielkiej niesprawiedliwości.
20. kwietnia 2006
Każdy jeszcze ze szkoły pamięta pierwsze zdanie zapisane w języku
polskim: Day ut ia pobrusa, a ty poziwai, daj, ja będę mełł, a ty
odpocznij. Te słowa wypowiedział Ślązak Boguchwał do żony zmęczonej
mieleniem zboża w żarnach. Jest to jedyne zdanie po polsku zawarte w
Księdze Henrykowskiej spisanej w całości po łacinie w latach 1268 –
1273, a związanej z założeniem klasztoru Najświętszej Panny Marii w
Henrykowie, miejscowości położonej 57 km na południe od Wrocławia na
drodze do Ziębic. W ołtarzu bocznym kościoła w Henrykowie znajduje się
figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem z XVI wieku nazwana Matką Języka
Polskiego przez kurię arcybiskupią we Wrocławiu.
Zezwolenia na zbudowanie w Henrykowie koło Ziębic filii klasztoru
cystersów w Lubiążu udzielił wielki prawnuk Bolesława Krzywoustego -
Henryk Brodaty, władca Śląska, Ziemi Lubuskiej, Krakowskiej,
Sandomierskiej i lewobrzeżnej Wielkopolski. Uczynił on Śląsk
najbardziej rozwiniętą gospodarczo dzielnicą Polski. Jego dziełem jest
plan wspaniałego rynku we Wrocławiu. Pod koniec życia Henryk Brodaty
podjął starania o koronę królewską dla swojego syna, Henryka II,
zwanego Pobożnym, tego samego, który później zginął 9. kwietnia
1241 w bitwie z Tatarami pod Legnicą, otwierając długi poczet
najbardziej znamienitych polskich obrońców Chrześcijaństwa w Europie.
Żoną Henryka Brodatego i matką Henryka II Pobożnego była córka księcia
Bertholda VI von Andechs z Bawarii, Margrafa von Istrien i Herzoga von
Meranien. Oddana bez reszty biednym i chorym Matka Ubogich została
kanonizowana w 1267r. i jako św. Jadwiga jest patronką całego Śląska.
Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie pobytu na Górze Św. Anny pod Opolem
powiedział te słowa: <<I dlatego dzisiaj droga mojego
pielgrzymowania prowadzi przez Wrocław, gdzie czciliśmy Świętą Jadwigę,
córkę narodu niemieckiego, a równocześnie wielką matkę polskich Piastów
na przełomie XII i XIII stulecia (...) Starajcie się czerpać również
pojednanie: przede wszystkim coraz głębsze z Bogiem samym w Jezusie
Chrystusie i za sprawą Ducha Świętego, równocześnie zaś pojednanie z
ludźmi, bliskimi i dalekimi - obecnymi na tej ziemi i nieobecnymi.
Ziemia ta, bowiem wciąż potrzebuje wielorakiego pojednania, jak o tym
już dziś mówiłem we Wrocławiu, nawiązując do dzieła Świętej
Jadwigi.>>
Od 1990r. w pocysterskim klasztorze w Henrykowie mieści się filia
Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu. To
najstarsze seminarium na ziemiach polskich podjęło działalność w 1565r.
Na Śląsku można trafić też do innej wsi o nazwie Henryków. Jest to
Henryków pod Lubaniem, powiatowym miasteczkiem nad rzeką Kwisą zaszytym
w Sudetach na naszej zachodniej rubieży. Choć w pięknej scenerii,
trudne jest życie na ziemiach górskich. Zwodociągowanie terenów
wiejskich w powiecie lubańskim jest najniższe w całym województwie
dolnośląskim i wynosi zaledwie 40%. Odsetek mieszkańców powiatu Lubań
zaopatrywanych w wodę z wodociągów, której jakość odbiega od norm
sanitarnych, jednak korzystnie wyróżnia się wśród tutejszego pogórza,
bo wynosi zaledwie 14%, choć i tak przekracza średnią krajową wynoszącą
9%. Zwodociągowanie pobliskich powiatów jest wyższe: powiat Zgorzelec -
83%, powiat Jelenia Góra - 59% i powiat Lwówek Śląski - 45%, ale aż 80%
mieszkańców tych powiatów kupuje wodę wodociągową nie spełniającą
wymagań sanitarnych.
W Henrykowie Lubańskim nie ma takich zabytków, jak w Henrykowie koło
Ziębic, nie ma obiektów sakralnych, o których można rozprawiać całymi
godzinami, podnosząc co rusz to inne aspekty ich znaczenia dla Polski,
Europy i Kościoła Powszechnego. A jednak istnieje tu niezwykle
interesujący punkt zaczepienia uwagi turystów i inwestorów.
Jest nim najstarsze drzewo rosnące w Polsce – cis liczący 1 300 lat!
Ksiądz proboszcz Jan Marciniak stanął na czele przedsięwzięcia pod
nazwą <<Nasz cis naszym bogactwem>> i wspólnie z radą
parafialną opracował projekt, który otrzymał od Fundacji Wspierania Wsi
w Warszawie dotację w wysokości 10 000 złotych. Dzięki wsparciu pojawią
widokówki ze zdjęciem prastarego drzewa, tablice informujące o
przeszłości wsi i reklamowa strona w internecie. Turyści będą mogli
kupić sadzonki ponadtysiącletniego cisa, na które rada parafialna
wystawi certyfikaty długowieczności. Ksiądz proboszcz Jan Marciniak
wyjawił mi w rozmowie telefonicznej, że jego największym marzeniem jest
stworzenie w Henrykowie Lubańskim takiego ośrodka rehabilitacyjnego dla
seniorów, jaki już działa w Henrykowie pod Ziębicami. Pani Teresa
Trefler, sołtys Henrykowa Lubańskiego, ma nadzieję, że przedsięwzięcie
pod nazwą <<Nasz cis naszym bogactwem>> sprowadzi
inwestorów i wypowiada słowa, które niechby tej wiosny stały się mottem
każdego Polaka: <<Trzeba działać, bo jak będziemy tylko biadolić,
nigdy nie będzie lepiej>>.
27. kwietnia 2006
W 20. rocznicę największej katastrofy w historii energetyki jądrowej,
t. j. wybuchu w Czarnobylu, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej przyjął
uchwałę, która wymaga dłuższej wypowiedzi, może nawet specjalnej
audycji w ramach programu <<Rozmowy Niedokończone>>. Wielu
słuchaczy Radia Maryja żywotnie zainteresowanych sytuacją zdrowotną
własną i swoich rodzin, mogłoby wtedy porównać trzy wzajemnie
wykluczające się oceny skutków katastrofy zestawione przez serwis
informacyjny EURACTIVE w materiale p.t. <<Rocznica Czarnobyla
staje się bronią w wojnie nuklearnego lobbingu.>>
Pierwsza ocena skutków katastrofy w Czarnobylu, zawarta w opublikowanym
w listopadzie 2005r. raporcie ONZ-owskiej Międzynarodowej Agencji
Energii Atomowej zakłada, że na raka umrze łącznie około 9 000 osób,
druga, autorstwa frakcji Zielonych w Parlamencie Europejskim,
przewiduje od 30 000 do 60 000 przedwczesnych zgonów, wreszcie trzecia,
autorstwa 50 naukowców z całego świata współpracujących z organizacją
Greenpeace szacuje liczbę zmarłych na raka w wyniku odległych następstw
Czarnobyla na ponad 100 000.
Trzeba podkreślić, że doskonałym przykładem nuklearnego lobbingu są
absurdalnie zaniżone liczby ofiar katastrofy lansowane w ostatnich
dniach w naszym kraju przez środki masowego przekazu, także te
publiczne, czyli zobowiązane do obiektywnego informowania nie tylko
kodeksem etyki dziennikarskiej, lecz także ustawą nakładającą na
wszystkich odbiorców obowiązek opłacania abonamentu
radiowo-telewizyjnego. Wbrew przesłaniu uchwały Sejmu RP, a także
przestrogom Ojca Świętego Benedykta XVI wygłoszonym podczas audiencji
generalnej właśnie 26. kwietnia b.r., rocznicowe materiały medialne
miały na celu głównie poprawę wizerunku energetyki atomowej w Polsce -
jednym z nielicznych państw europejskich bez elektrowni atomowych i
związanych z nimi zagrożeń: problemów z awariami oraz transportem i
składowaniem odpadów.
Austriacy, którzy są w podobnej do naszej sytuacji, od lat starają się
odeprzeć zagrożenia związane z elektrownią atomową w Temelinie na
południu Czech, wywierając stały nacisk na czeskie władze i uzyskując
dzięki temu pewne zmniejszenie ryzyka w wyniku eliminacji najbardziej
niebezpiecznych aspektów działania Temelina. Z kolei Czesi są obecnie
pod wrażeniem wykrycia nielegalnych składowisk wielkich ilości odpadów
sprowadzanych z Niemiec. Można sobie więc łatwo wyobrazić skutki budowy
elektrowni atomowej w Polsce, zarówno w postaci wycieków do środowiska
substancji radioaktywnych, co często zdarza się w Temelinie, jak i też
otwarcia naszego kraju na transport odpadów radioaktywnych, a może i
składowanie tysięcy ton wypalonego paliwa jądrowego, z którym kraje
zachodnie zupełnie nie mogą sobie poradzić, szukając rozwiązań coraz to
bardziej bulwersujących opinię publiczną, od wywożenia odpadów
radioaktywnych do państw ubogich, po budowanie ogromnych składowisk
sprowadzających zagrożenie radiacyjne na okolicznych mieszkańców.
Pewnym wskazaniem co do zasięgu terytorialnego zdrowotnych skutków
katastrofy w Czarnobylu może być badanie rozmieszczenia koncentracji
radioaktywnych izotopów cezu w Polsce, zawarte w publikacji Państwowego
Instytutu Geologicznego ATLAS GEOCHEMICZNY POLSKI. Józef Lis i Anna
Pasieczna podają co następuje:
<<Dane o przemieszczaniu się na obszarze kontynentu europejskiego
skażonych mas powietrza pozwalają na kilka wniosków:
1. W ciągu pierwszych 30 godzin po awarii masy
skażonego powietrza przesuwały się z Czarnobyla w kierunku
północno-zachodnim i nie objęły obszaru Polski. Dowodem na to są bardzo
niskie skażenia we wschodniej części województwa suwalskiego i
białostockiego.
2. W następnych dniach po 27 kwietnia kierunek
przemieszczania się mas skażonego powietrza zmienił się na zachodni (wg
danych białoruskich) i dotarły one nad obszar Polski. Z naszych danych
wynika, że w okresie tym skażone powietrze dotarło na teren Polski
poprzez Podlasie, północny skraj województwa lubelskiego i południowy -
białostockiego. Następnie masa powietrza wędrowała w kierunku
północno-zachodnim poprzez wschodnią część Mazowsza i dotarła do
Pojezierza Olsztyńsko-Mrągowskiego. Wielkość depozycji cezu z tych mas
powietrza nie była wysoka (maksymalnie rzędu 10-50 kBq/m kw.). Anomalie
mają charakter niewielkich terytorialnie plam, a na większości obszaru
koncentracje cezu wahają się od 8 do 15 kBq/m kw. Takie wielkości
skażeń wynikają z warunków pogodowych.
3. Zmiana warunków meteorologicznych
spowodowała zmianę kierunku przesuwania się skażonych mas powietrza na
południowo-zachodni. W dniach 30 kwietnia i 1 maja osiągnęła ona
południowo-zachodnie obszary Polski, Czech i południowe Niemcy,
powodując na całym tym terenie znaczne skażenia cezem. Ich wielkość
zależy od lokalnych warunków pogodowych, zwłaszcza opadów. Na
Opolszczyźnie wielkość koncentracji cezu osiągnęła 100 kBq/m kw., a w
Bawarii 40 kBq/m kw.>>
4. maja 2006
<<Lepszy na wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli
przysmaki>>, mawiali za Adamem Mickiewiczem Polacy wyruszający na
saksy lub za wielką wodę w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Gdyby
nie uwięzienie całego narodu przez komunistów, liczba Polaków zbiegłych
z niewoli totalitaryzmu może byłaby proporcjonalna do liczby innych
uciekinierów z paszportem PRLu, co w praktyce oznaczałoby wyludnienie
wielkich połaci kraju. Wystarczy przypomnieć masowe wyjazdy w czasie
chwilowego rozluźnienia polityki paszportowej sprzed wprowadzenia stanu
wojennego, przepełnione obozy dla uchodźców z Polski, poniewierkę
całych rodzin z małymi dziećmi, z których część w pewnym momencie
znalazła się w pułapce pomiędzy zamkniętą już granicą Austrii a Polską,
gdzie mieszkanie już zostało sprzedane, praca porzucona, mosty powrotu
spalone…
Od siedemnastu lat już nie wolność a godziwy zarobek jest celem
emigrantów. Zwykłe przeliczenie spodziewanego wynagrodzenia z obcej
waluty na złotówki powoduje zawrót głowy zwłaszcza u ludzi młodych,
którzy nawet jeśli mają w kraju pracę, to jest ona dorywcza i
niskopłatna. Dopiero na miejscu ujawnia się dobrze znana starym
emigrantom nieprzyjemna prawda, że opłaca się zarabiać na Zachodzie i
wydawać w Polsce. Koszty mieszkania, utrzymania, ubezpieczeń, uzyskania
stałej legalnej pracy zgodnej z dobrym polskim wykształceniem są tam
tak horrendalnie wysokie, że - z wyjątkiem kilku zawodów - do rzadkości
należy kariera choćby zbliżona do osiągalnej w kraju. Owszem, są
jeszcze resztki pracy w szeroko pojętych usługach, zwłaszcza tej
niechcianej z uwagi na jej uciążliwość lub ewidentną szkodliwość dla
zdrowia. Pozostają prace sezonowe, dorywcze, bez ubezpieczeń
zdrowotnych i socjalnych, w strefie szarej lub czarnej, wreszcie te, do
których młodych Polaków płci obojga przysposabiają nadzwyczaj wyraziste
w głoszeniu swoich poglądów osoby i organizacje starające się uczynić z
naszego kraju zagłębie żywego towaru eksportowanego dla zaspokojenia
zwyrodniałych żądz metodycznie kreowanych przez globalne systemy
medialno-propagandowe.
Upokorzenie i poczucie nieprzydatności wynikające z braku pracy i
godziwego wynagrodzenia to silne emocje negatywne, które zmuszają wielu
Polaków do opuszczenia Ojczyzny. Są też emocje pozytywne, jak ciekawość
świata, zmierzenie się z nowymi wyzwaniami zagranicą, a nawet gotowość
do przemieszczania się bez względu na ryzyko; wszak już Plutarch
zanotował słowa Pompejusza <<Navigare necesse est, vivere non
est>>, czyli żeglowanie jest rzeczą konieczną, życie –
niekonieczną.
Czy to negatywne, czy też pozytywne emocje wypędzają Polaków z
Ojczyzny, mają one ewidentnie charakter broni masowego rażenia. Jeśli
jest prawdą, że ostatnio Polskę opuściły prawie dwa miliony
mieszkańców, to przy zachowaniu tego trendu wkrótce może okazać się, że
teraz Polaków ubywa w szybszym tempie niż w czasie drugiej wojny
światowej. Ponieważ masowo wyjeżdżają ludzie najmłodsi, jeszcze
bezdzietni, tym większe straty ludnościowe ponosi Polska. Mogą one być
trudniej naprawialne niż poniesione w latach 1939-45, gdyż zabraknie
młodych rodziców – odpowiedników tych, którzy dali życie powojennemu
wyżowi demograficznemu.
Kształtowanie postaw proemigracyjnych było doktryną układu, który
Polacy odrzucili w ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich.
Inną doktryną tego układu było zohydzanie Polakom Ojczyzny, kalanie jej
przeszłości i psucie Państwa Polskiego w stopniu trudnym do zniesienia
przez obywateli oczekujących minimum lojalności od własnego państwa.
Ruszając w obce strony, sponiewierani Polacy opuszczają przeżarty
korupcją kraj o rozpadającym się systemie sprawiedliwości i ochrony
zdrowia. Najlepsi z najlepszych, członkowie pokolenia Jana Pawła II,
idą na tułaczkę, zamiast rozwijać duchowe i materialne piękno Ojczyzny
tak umiłowanej przez największego z Polaków.
Aż tu nagle nad Polską pojawia się majowa jutrzenka 2006r. Głos wolny,
wolność ubezpieczający, jak Orzeł Biały, patrząc w gwiazdę Polski, lot
swój w niebo wzbił i pozostawił pod sobą pełzających we własnych
nieczystościach obmówców i potwarców. Plujący do góry padli pod gradem
własnych pocisków. Wyproszona u Matki Boskiej Królowej Polski wiktoria
na miarę poprzednich nie powinna jednak pogrążyć zwycięzców w grzechu
pychy, musi za to być sprawnie i taktownie wykorzystana do poszerzenia
społecznej bazy nowoczesnego patriotyzmu i zapoczątkowania zasadniczych
zmian ułatwiających wszystkim godnym tego zaszczytu Polakom powrót do
Ojczyzny. Powrót z emigracji zarówno zagranicznej, jak i wewnętrznej.
11. maja 2006
System ochrony zdrowia w Polsce to bagno spowite oparami absurdu. Ze
wszystkich stron dobiegają jęki i narzekania wielkiej liczby ludzi
tracących bezpowrotnie zdrowie, wręcz konających, którym nikt ręki nie
poda, choćby i zaniechanie pomocy było karalne w wyniku sprawiedliwego
egzekwowania prawa kreślonego artykułem 162. kodeksu karnego:
§ 1. Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym
bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego
uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez
narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo
ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega
karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Nie popełnia przestępstwa, kto nie udziela pomocy, do której jest
konieczne poddanie się zabiegowi lekarskiemu albo w warunkach, w
których możliwa jest niezwłoczna pomoc ze strony instytucji lub osoby
do tego powołanej.
Jak widać autorzy kodeksu karnego nie przewidzieli sytuacji, w której
człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim
niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu
nie udziela pomocy instytucja lub osoba powołana do wykonywania
zabiegów lekarskich.
System ochrony zdrowia w Polsce to bagno spowite oparami absurdu. Od
czasu do czasu nad tym trzęsawiskiem rozlega się ryk łosia dość szybko
przechodzący w łabędzi śpiew. Władca bagna oznajmia tonącym, że za rok,
najdalej za pięć lat, będzie lepiej, bo pieniądze pójdą za pacjentem
lub będą leki za złotówkę, albo też szczerze oświadcza, że kto ma pecha
ten nie przeżyje, bądź że zdrowie jest tylko dla bogatych.
Każdy, kto sam przeżył wożenie w karetce pogotowia od szpitala do
szpitala, odmowę udzielenia w przychodni lub szpitalu pomocy lekarskiej
zdaje sobie sprawę z faktu, że padł ofiarą oszustwa polegającego na
wyłudzeniu składki na Narodowy Fundusz Zdrowia i podatków na
zapewnienie obywatelowi gwarantowanego konstytucją prawa do ochrony
zdrowia. Każdy, kto z braku udzielonej na czas pomocy lekarskiej doznał
uszczerbku na zdrowiu, dobrze wie, jaka jest cena inwalidztwa, ile
kosztują rozpaczliwe próby odzyskania choćby części utraconego zdrowia.
Odpowiedzi na pytania: kto za to odpowiada i kto za to zapłaci można
znaleźć artykule 6. i 2. kodeksu karnego:
Art. 6. § 1. Czyn zabroniony uważa się za popełniony w czasie, w którym
sprawca działał lub zaniechał działania, do którego był obowiązany.
Art. 2. Odpowiedzialności karnej za przestępstwo skutkowe popełnione
przez zaniechanie podlega ten tylko, na kim ciążył prawny, szczególny
obowiązek
zapobiegnięcia skutkowi.
Prawny obowiązek zapobiegnięcia uszczerbkowi na zdrowiu
świadczeniobiorcy świadczeń zdrowotnych spoczywa na ministrze zdrowia,
który zgodnie z rozporządzeniem prezesa rady ministrów kieruje działem
administracji państwowej - zdrowie. Dział ten obejmuje sprawy ochrony
zdrowia i zasad organizacji opieki zdrowotnej.
Jak dotychczas odpowiedzialność za zaniechanie skutecznej organizacji
opieki zdrowotnej pozostaje bezkarna. Może więc warto tu przytoczyć
stosowne artykuły kodeksu karnego.
Art. 156.
§ 1. Kto powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci:
1) pozbawienia człowieka wzroku, słuchu, mowy, zdolności płodzenia,
2) innego ciężkiego kalectwa, ciężkiej choroby nieuleczalnej lub
długotrwałej, choroby realnie zagrażającej życiu, trwałej choroby
psychicznej, całkowitej albo znacznej trwałej niezdolności do pracy w
zawodzie lub trwałego, istotnego zeszpecenia lub zniekształcenia ciała,
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 jest śmierć człowieka,
sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
Art. 157.
§ 1. Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój
zdrowia, inny niż określony w art. 156 § 1, podlega karze pozbawienia
wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 2. Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój
zdrowia trwający nie dłużej niż 7 dni, podlega grzywnie, karze
ograniczenia wolności
albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 lub 2 działa nieumyślnie,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności
do roku.
§ 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 2 lub 3, jeżeli naruszenie
czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia nie trwał dłużej niż 7
dni, odbywa się z oskarżenia prywatnego.
W dochodzeniu praw ciężej pokrzywdzonych powinien pomóc prokurator.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa można zgłosić w
prokuraturze lub na policji ustnie do protokołu albo napisać odręcznie
na zwykłej kartce papieru i wysłać pocztą.
18. maja 2006
Jak niezwykłe są czasy, w których nam przyszło żyć, wiemy z własnych
obserwacji i przemyśleń, często inspirowanych i pogłębianych przez
ludzi cieszących się naszym zaufaniem, w szczególności przez księży i
zakonników, którzy potrafią odczytać znaki dla innych zakryte. Pilnie
więc korzystajmy z nauczania osób, które więcej od ludzi świeckich
wiedzą o sprawach najważniejszych.
W dobie transmisji radiowych, telewizyjnych i internetowych możemy "na
żywo" słyszeć i widzieć następcę św. Piotra. W jednej chwili nauczanie
samego Ojca Świętego jest dostępne wszystkim tym wiernym, którzy
korzystają ze zdobyczy współczesnej techniki.
Rozwinięty transport kolejowy, drogowy i lotniczy umożliwia wielu
członkom Kościoła katolickiego bezpośrednie uczestnictwo w
nabożeństwach prowadzonych przez następcę św. Piotra. Po przemierzeniu
z nieznaną dotychczas prędkością i wygodą setek, tysięcy kilometrów
nagle można znaleźć się w miejscu, w którym sam papież przewodniczy
mszy św.
Są wśród nas seniorzy w wieku 80, 90, a nawet 100 lat. Słuchając
relacji z ich młodości, przenosimy się w świat już nieistniejący i
zapominany. Świat ludzi z powodu biedy i wojen słabo wykształconych,
często niepiśmiennych, dla których jedynym źródłem informacji było
niedzielne kazanie. Wielu wspaniałych polskich księży i zakonników
przez dziesięciolecia podejmowało trud misyjny i cywilizacyjny na słabo
rozwiniętych, bardzo ubogich obszarach naszej Ojczyzny w jej
poprzednich i obecnych granicach. Można sobie wyobrazić jak długa była
droga słów ówczesnych papieży do wiernych z zaszytej gdzieś wśród
lasów, pól i bagien parafii Kościoła Rzymsko Katolickiego.
Inna niezwykłość naszych czasów, to trwałość pokoju, którym Pan Bóg
obdarzył nasz kraj. Miliony Polek i Polaków urodzonych po 1945r.
zaczynają przechdzić na regularną emeryturę, przez całe swoje życie nie
zaznawszy okropieństw wojny. Nie pomniejszając znaczenia ofiar zbrodni
terroru komunistycznego i pamiętając o stałym dążeniu Sowietów do
podpalenia świata, trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że całe życie poza
teatrem wojny było przywilejem niewielu pokoleń Polaków.
Co do licznych przełomowych wydarzeń powszechnie uznawanych za cudowne,
co do błogosławionej w naszej i całego świata historii roli Prymasa
Tysiąclecia Stefana kard. Wyszyńskiego i Ojca Świętego Jan Pawła II
wszyscy współcześni mają własne spostrzeżenia i utrwalone opinie,
bowiem sami byli niemal świadkami działalności tych Wielkich Sług
Bożych, albo przynajmniej korzystają z Ich dorobku, jak na razie w
życiu doczesnym.
Na tym tle Polska przygotowuje się do przyjęcia pielgrzymki Ojca
Świętego Benedykta XVI, który w dniu urodzin Ojca Świętego Jana Pawła
II udziela audiencji panu premierowi Kazimierzowi Marcinkiewiczowi. W
tym samym dniu w Warszawie Prezydent RP prof. Lech Kaczyński, syn
powstańca warszawskiego, gości Prezydenta Republiki Federalnej Niemiec
dr. n. ekon. Horsta Koehlera, urodzonego w 1943r. w Skierbieszowie koło
Zamościa w wielodzietnej chłopskiej rodzinie sprowadzonej z Besarabii w
celu objęcia gospodarstwa po wymordowanych lub wypędzonych mieszkańcach
Zamojszczyzny.
W dniu 18. maja 2006r. ma miejsce jeszcze jedno spotkanie, o równie
niezwykłej wymowie. Oto z okazji 86. rocznicy urodzin naszego Ojca
Świętego władze miast Zgorzelec i Goerlitz postanowiły Mostowi
Granicznemu nadać imię Jana Pawła II i odsłonić pamiątkowe tablice.
Msza św. w kościele św. Bonifacego, przejście jej uczestników przez
Most Miejski, okolicznościowe przemowy, odsłonięcie i poświęcenie
tablicy znajdującej się po stronie niemieckiej, a wkrótce potem - po
stronie polskiej Nysy Łużyckiej, to główne punkty uroczystości w
Zgorzelcu, woj. dolnośląskie i Goerlitz, Saksonia.
Każdy, kto zna sytuację polityczną w przedzielonym Nysą mieście zwanym
Zhorjlec przez rodzimych Serbołużyczan, zdaje sobie sprawę z
niezwykłości tego wydarzenia.
Za sprawą Ojca Świętego Jana Pawła II dokonują się zasadnicze przemiany
w duszach ludzkich. Nienawiść pierzcha przed miłością. Cywilizacja
śmierci ustępuje cywilizacji pełni życia z poszanowaniem godności osoby
ludzkiej. Zmory przeszłości przestają decydować o teraźniejszości,
niszczyć przyszłość. Kiedy prawda wyzwoli prawdziwe pojednanie,
spotęgowanie się siły duchowej Polaków i Niemców spowoduje, że staniemy
przed kolejnym przełomowym wydarzeniem, które uznamy za cudowne. Ojciec
Święty Benedykt XVI przywróci Europę Chrystusowi i w tej Europie
chrześcijanie już więcej nie będą prześladowani.
1. czerwca 2006
Wiekopomna pielgrzymka Ojca Świętego Benedykta XVI do naszej Ojczyzny
sprawiła, że kolejny papież jest nasz, a my - Jego.
Papieska ponad pięćdziesięciomilionowa Gwardia Polska, na którą
składają się polscy katolicy żyjący w kraju i na obczyźnie na tle
mikroskopijnej Gwardii Szwajcarskiej wyróżnia się potężną siłą
oddziaływania na wszystkie aspekty życia na ziemi, na które może
wpływać człowiek. Obyśmy tylko potrafili wykazać się szwajcarską
dokładnością w dotrzymywaniu wymagań naszej wiary, obyśmy chcieli i
umieli stanowczo reagować na przejawy zła atakującego naszych bliźnich
i nas samych! Niezłomność i odwaga nie mogą nie rozkwitnąć w państwie,
którego głowa określa się jako katolik. Miłość bliźniego nie może nie
osiągnąć wyżyn pod tęczą rozpostartą na krajem, w którym wrogowie
chrześcijaństwa stworzyli anus mundi, a papież pochodzący z ich narodu
od samego Boga uzyskał biblijny znak pojednania.
Każda działalność człowieka jest obciążona wieloma błędami. Nawet
działając w najlepszej wierze, możemy pogubić się, posłuchać złych
doradców i przekupnych ekspertów, zaufać fałszywym przyjaciołom,
ludziom pragnącym naszej zguby. Wilków w owczej skórze wszędzie bez
liku. Wystarczy trochę zdrowego rozsądku na miarę imci Onufrego
Zagłoby, aby dostrzec diabelski ogon wystający spod ornatu nakładanego
ostatnio przez zdeklarowanych wrogów Pana Boga, którzy w tym nowym
przebraniu chcą dowoli mieszać nam w głowach, kreować konflikty,
niszczyć więzi i w nowej formie realizować swoją sprawdzoną strategię
trzech <<o>> – ogłupić, okraść, ośmieszyć. Tak jak dla Ojca
Świętego Benedykta XVI jesteśmy nadzieją Kościoła, tak dla wrogów
Kościoła Świętego jesteśmy przeszkodą, którą należy rozbić, rozproszyć
i zlikwidować, bo stoi na drodze do deprawowania dzieci, poniewierania
kobiet, wyzyskiwania pracowników i dostawców, niszczenia zdrowia
mieszkańców, oszukiwania konsumentów, zabijania pacjentów. Kościół
Katolicki bierze w obronę wszystkich ludzi, zwłaszcza tych
najsłabszych, a to już wystarczy, aby ludzie opanowani przez zło
egoizmu, nieprawości i nadużycia uznali Kościół i każdego z jego
gorliwych członków za wroga, którego trzeba niszczyć wszelkimi
sposobami, siłą i podstępem, w domu, w pracy i na ulicy, a nade
wszystko w środkach masowego przekazu.
Na szczęście w naszym kraju prawdziwie chrześcijańscy politycy
przestali chować się za sutanną kapłana, lękliwie zerkać zza zakonnej
sukienki, czy aby się komuś nie narażą, gdy naruszą wynaturzenia
politycznej poprawności przez opowiedzenie się za zasadami dekalogu w
życiu społecznym, zasadami, za których obronę zakonnik jest publicznie
rozszarpywany przez media jak przez lwy na arenie.
Warto tu podkreślić niezwykle ważną i wiele obiecującą symbolikę
niedawnego wydarzenia. Oto Pan Prezydent Lech Kaczyński wręczył Ojcu
Świętemu Benedyktowi XVI kopię kopii włóczni św. Maurycego, której grot
przechowywany jest w Skarbcu Katedralnym w Krakowie. Oryginał włóczni
znajduje się w wiedeńskim muzeum Schatzkammer. W opracowaniach
katolickich można przeczytać, że <<jest to włócznia, za pomocą
której rzymski żołnierz Gaius Cassius, później zwany Longinusem,
przebił bok Chrystusa. Wierzy się, że włócznia posiadała nadprzyrodzoną
moc, której pierwszym znakiem było uzdrowienie ślepnącego Cassiusa
krwią pozostałą na ostrzu i późniejsze jego nawrócenie.
Według legendy rzymski oficer Gaius Cassius przebił bok Pana Naszego
Jezusa Chrystusa, a gdy kropla krwi wpadła mu w oko, przejrzał. Udał
się do Piłata, pokazał mu oko i opowiedział o cudzie. Cassius
nawróciwszy się na Chrześcijaństwo zginął śmiercią męczeńską przez
ścięcie mieczem. W roku 290 właścicielem włóczni został rzymski oficer
legii tebańskiej, chrześcijanin Maurycy. Nie chcąc przed wyruszeniem na
wojnę oddać zwyczajowej czci bogom Rzymu, poniósł wraz z całym legionem
śmierć męczeńską. Został uznany za świętego, a jego włócznię nazwano
włócznią św. Maurycego.>>
Kopia włóczni św. Maurycego i korona to pierwsze w Polsce insygnia
władzy królewskiej, które otrzymał w roku 1000 na zjeździe
gnieźnieńskim książę Bolesław Chrobry od cesarza Ottona III.
Gall Anonim w swojej Kronice tak opisał to wydarzenie:
Zważywszy jego chwałę, potęgę i bogactwo, cesarz rzymski zawołał w
podziwie: <<Na koronę mego cesarstwa! to, co widzę, większe jest,
niż wieść głosiła!>> I za radą swych magnatów dodał wobec
wszystkich: <<Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby
jednego spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz [wypada]
chlubnie wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną>>. A
zdjąwszy z głowy swej diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na
[zadatek] przymierza i przyjaźni, i za chorągiew tryumfalną dał mu w
darze gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z włócznią św. Maurycego, w zamian
za co Bolesław ofiarował mu ramię św. Wojciecha. I tak wielką owego
dnia złączyli się miłością, że cesarz mianował go bratem i
współpracownikiem cesarstwa i nazwał go przyjacielem i sprzymierzeńcem
narodu rzymskiego. Ponadto zaś przekazał na rzecz jego oraz jego
następców wszelką władzę, jaka w zakresie [udzielania] godności
kościelnych przysługiwała cesarstwu w królestwie polskim, czy też w
innych podbitych już przez niego krajach barbarzyńców, oraz w tych,
które podbije [w przyszłości]. Postanowienia tego układu zatwierdził
[następnie] papież Sylwester przywilejem św. Rzymskiego Kościoła.
8. czerwca 2006
Spośród wielu rodzajów współczesnego patriotyzmu za najbardziej godny
poparcia należy uznać patriotyzm dosłowny. Miłość Ojczyzny, jak każda
inna miłość, domaga się wyłączności. Nie tylko lojalności, a właśnie -
wyłączności. Nie wystarczy bowiem nie szkodzić Ojczyźnie, trzeba jej
być wiernym, zwłaszcza, gdy jest ona w potrzebie, jak w małżeńskim
przyrzeczeniu: << i nie opuszczę cię aż do śmierci>>.
Wyłączność praktycznie wyklucza bigamię, równoczesny konkubinat, nawet
jakieś chwilowe fascynacje prowadzące do zdrady, w tym przypadku do
zdrady Ojczyzny. W odróżnieniu od zdrady małżeńskiej, ofiarami zdrady
Ojczyzny bywają miliony rodaków, kompatriotów a nie tylko mąż, żona,
dzieci i inni członkowie bliskiej rodziny.
Inna różnica to stosunek zdradzającego do ofiar swojego czynu. Mało kto
powie żonie lub mężowi; <<zdradzam cię, aby było ci lepiej
>>. Co innego w przypadku zdrady Ojczyzny. Tu od osób ewidentnie
szkodzących interesom Ojczyzny, sprzedającym ją, zohydzającym jej
historię, okradającym rodaków z wiary ojców, godności, tradycji i
majątku zawsze słyszeliśmy: <<robimy to dla waszego
dobra>>. Dzisiaj od tych samych ludzi słyszymy: <<my też
byliśmy patriotami>>.
Wspierani przez tego rodzaju pożałowania godnych patriotów, jak niegdyś
pojedynczy władcy, obecnie ludzie zawłaszczający przestrzeń publiczną
sprowadzają na nasza Ojczyznę zastępy wrogów człowieczeństwa, prowokują
głosy potępienia agresji obrzydliwości na ulicach, w szkołach, nawet w
przedszkolach, kreują zakłamany, niesprawiedliwy obraz naszej Ojczyzny
zagranicą. Twierdzą, ze czynią to dla dobra ludzkości, w tym dla dobra
naszego, aby nas wyzwolić z nietolerancji, zacofania, religijnego
fundamentalizmu. Chcą wyzwolić z religijnego fundamentalizmu dziesiątki
milionów ludzi, w których Ojczyźnie jeszcze nie przebrzmiało echo słów
Ojca Świętego Benedykta XVI, który jasno i wyraźnie nawoływał do bezkompromisowego trwania w wierze!
To po prostu niesłychany przejaw agresji na naszą Ojczyznę, wymagający
stanowczego odporu ze strony władz wybranych w demokratycznych wyborach
i potępienia przez opinię publiczną.
Pytanie czy znów na froncie ma walki ma stanąć tylko Rodzina Radia
Maryja i znowu stać się celem zmasowanych ataków i fałszywych oskarżeń?
Otóż nie.
Mam dobrą wiadomość dla tych wszystkich, którzy ulegli zastraszeniu:
jesteśmy wszyscy pełnoprawnymi obywatelami. Mamy pełne, niezbywalne
prawo do zabierania głosu w każdej sprawie i nikomu, nikomu nie wolno
zamykać nam ust. Istnieją liczne środowiska społeczne i naukowe poza
Rodziną Radia Maryja, które umacniają w Polakach poczucie godności
obywatelskiej i obywatelskiej odpowiedzialności za Ojczyznę. Należy do
nich silna intelektualnie i organizacyjnie grupa skupiona wokół
Magazynu Obywatel i Instytutu spraw Obywatelskich w Łodzi. W dniach 15
- 18 czerwca 2006 r odbędzie się IV FESTIWAL OBYWATELA . Miejsce
wykładów i pokazów filmowych: Uniwersytet Łódzki Wydział Zarządzania,
Łódź, ul. Matejki nr 22/26, aula "A0"
15. czerwca 2006
Nieporównywalnie skromniejszy względny dorobek minionego
siedemnastolecia w porównaniu z międzywojennym dwudziestoleciem zmusza
do postawienia pytań elitom będącym u władzy od ostatnich wyborów
parlamentarnych i prezydenckich: jakie są perspektywy dla Polski i dla
Polaków, kiedy już dojdzie do wyłapania wszystkich złodziei mienia
publicznego i neutralizacji narodowych szkodników? Co dalej? Jakie są
gwarancje, że Rzeczpospolita Polska, która jest dobrem wspólnym
wszystkich obywateli pozostanie demokratycznym państwem prawnym,
urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej, państwem
jednolitym, gdzie władza zwierzchnia należy do Narodu, a Naród sprawuje
władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio? Kto stanie w
obronie Konstytucji RP, która głosi, że Rzeczpospolita Polska strzeże
niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium, zapewnia wolności
i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwo obywateli, strzeże
dziedzictwa narodowego oraz zapewnia ochronę środowiska, kierując się
zasadą zrównoważonego rozwoju?
Koniec <<okresu refleksji >> przypadający na czerwiec
2006 roku powoduje wzmożenie aktywności lobbystów wykonujących zadania
na rzecz tzw. konstytucji europejskiej. Kariery osób zaangażowanych
wcześniej w nakłanianie Polaków do opowiedzenia się za przystąpieniem
Polski do Unii Europejskiej pokazują, że warto być euroentuzjastą, bo w
nagrodę można dostać lukratywną posadę w unijnej biurokracji lub
wysokie apanaże wraz z dożywotnim immunitetem za zasiadanie w
parlamencie europejskim. Gorzej mają ci, którzy pozostali przy
PRL-owskich pensjach, a nie należąc do starego lub nowego układu, nie
mogą liczyć na dochody z udziału w radach nadzorczych spółek skarbu
państwa i im podobnych miejscach sowitego rozdawnictwa wspólnego
majątku. Lekarzom, pielęgniarkom, górnikom i policjantom nie zapewniono
unijnych zarobków na pokrycie coraz to bardziej unijnych kosztów
utrzymania. Kto może, ucieka. Kto nie może uciec, traci resztki
cierpliwości i zaufania do swoich przedstawicieli. Kolejne roczniki
Polaków z poczuciem krzywdy i głębokiego rozczarowania wyjeżdżają z
kraju lub odchodzą na zawsze, także z powodu braku dostępu do
nowoczesnej medycyny zapobiegawczej i naprawczej. Zostaje wyludniający
się kraj o niezwykle korzystnych walorach geograficznych. Czyżby Polskę
bez Polaków przygotowywano pod nową kolonizację?
Fundacja Instytut Spraw Publicznych i państwowy, nadzorowany przez
ministra spraw zagranicznych, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych
opublikowały materiał p. t. << Przyszłość Traktatu
Konstytucyjnego Unii Europejskiej – strategia dla Polski>>,
odnoszący się do powstałego wcześniej raportu Instytutu Spraw
Publicznych p. t. <<Polacy o Unii Europejskiej i Traktacie
Konstytucyjnym>> Opracowania te są szeroko propagowane po
angielsku na forum światowym, warto więc, aby i polska opinia publiczna
je poznała. Oto kilka cytatów: <<Obecnie mamy w Polsce do
czynienia z sytuacją paradoksalną. Z jednej strony badania opinii
publicznej wskazują, że odsetek Polaków popierających integrację
europejską jest niezwykle wysoki i wynosi aż 80%. Z drugiej zaś strony,
ci sami Polacy wybrali najbardziej eurosceptyczny parlament w swojej
historii po 1989 roku. Niedawno uformowany w Polsce rząd koalicyjny
jest postrzegany, zwłaszcza za granicą, jako zdecydowany przeciwnik
ścisłej integracji europejskiej>>. Temu rządowi Instytut Spraw
Publicznych udziela pouczeń: << Niezależnie od scenariusza,
według którego potoczą się losy Traktatu Konstytucyjnego, prędzej
czy później Polska stanie przed kwestią rezygnacji z nicejskich zasad
podziału głosów w Radzie Unii Europejskiej. Praktyka decyzyjna pod
rządami <<Nicei>> pokazała, że – mimo iż Polska uzyskała
prawie tyle głosów co Niemcy i inne duże państwa unijne – w Unii liczy
się przede wszystkim zdolność do budowania zwycięskich koalicji. Polska
powinna zatem uznać <<Niceę>> za element przetargowy w
dalszych negocjacjach z unijnymi partnerami, a w szczególności z
Niemcami, które przejmą przewodnictwo w UE w pierwszej połowie 2007 r.
W zamian za zgodę na zasadę podwójnej większości Polska powinna np.
zyskać poparcie Niemiec i innych państw członkowskich dla dalszego
poszerzenia UE o Ukrainę oraz realizacji konkretnych polskich
postulatów w dziedzinie wymiaru wschodniego czy bezpieczeństwa
energetycznego. >>
Zarząd Instytutu Spraw Społecznych sprawują prof. Lena
Kolarska-Bobińska, dyrektor Instytutu Spraw Publicznych i mec. Jerzy
Zimowski, wiceminister spraw wewnętrznych w latach 1990-1996. W skład
rady nadzorczej wchodzą: prof. Jerzy Michalski, dyrektor Instytutu Nauk
o Człowieku w Wiedniu, red. Jerzy Baczyński, redaktor naczelny
tygodnika <<Polityka>>, prof. Marcin Król z Uniwersytetu
Warszawskiego, redaktor naczelny <<Res Publica Nowa>>, red.
Helena Łuczywo, zastępca redaktora naczelnego <<Gazety
Wyborczej>>, prof. Wiktor Osiatyński, Helsińska Fundacja Praw
Człowieka, prof. Jerzy Regulski, prezes Fundacji Rozwoju Demokracji
Lokalnej, Andrzej Topiński, prezes Zarządu Związku Banków Polskich.
Skład rady programowej Instytutu Spraw Społecznych według danych
publikowanych przez tę fundację w połowie czerwca 2006r. jest
następujący: Włodzimierz Cimoszewicz, prof. Bronisław Geremek, poseł do
parlamentu europejskiego, Marek Józefiak, prezes Telekomunikacji
Polskiej S.A., prezydent Lech Kaczyński, prezydent-elekt, prof. Leon
Kieres, Instytut Pamięci Narodowej, prof. Ewa Łętowska, Trybunał
Konstytucyjny, Andrzej Olechowski, (N. B. reprezentujący Platformę
Obywatelską podczas tegorocznego spotkania Grupy Bilderberg w
Kanadzie), bp Tadeusz Pieronek, Episkopat Polski, prof. Andrzej
Rychard, Central European University, Tomasz Sielicki, prezes i
dyrektor firmy ComputerLand S.A., Cezary Stypułkowski, prezes i
dyrektor PZU S.A., prof. Mirosław Wyrzykowski, Trybunał Konstytucyjny i
Maria Wiśniewska, Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych.
Poszczególne projekty Instytutu Spraw Społecznych są realizowane dzięki
dofinansowaniu lub przy współpracy następujących instytucji i
organizacji: Ambasada Brytyjska, Ambasada Francuska, Ambasada Królestwa
Niderlandów, Bank Pekao S.A., Bank Światowy, ComputerLand S.A.,
European Fundation for the Improvement of Working and Living
Conditions, Europejski Fundusz Społeczny (EFS), Fundacja im. Friedricha
Eberta, Fundacja im. Friedricha Neumanna, Fundacja Wspomagania Wsi,
Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, Fundacja Fundusz Współpracy,
Fundacja im. Konrada Adenauera, Fundacja im. Stefana Batorego, Fundusz
Inicjatyw Obywatelskich, Inicjatywa Współpracy
Polsko-Amerykańsko-Ukraińskiej (PAUCI), Kancelaria Sejmu RP, Komisja
Europejska, Krajowa Izba Gospodarcza, Ministerstwo Edukacji Narodowej i
Sportu, National Endowment for Democracy, Narodowy Bank Polski,
Instytut Społeczeństwa Otwartego Jerzego Sorosa, Polsko-Amerykańska
Fundacja Wolności, Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych, The
German Marshall Fund of the United States, Trust for Civil Society in
Central and Eastern Europe (utrzymywany m .in. przez Instytut
Społeczeństwa Otwartego Jerzego Sorosa i Fundację Pfizera), Rockefeller
Brothers Fund, Urząd Komitetu Integracji Europejskiej i Warta S.A.
22. czerwca 2006
Naiwność i łatwowierność są dowodem braku doświadczenia. A czego
dowodem jest lekceważenie nauk płynących ze złych doświadczeń? Głupoty
rzeczywistej, czy może pozorowanej? Maska "głupiego
Jasia>> bywa wygodną przykrywką dla perfidnych złoczyńców. Po
wykonaniu zamierzonego zadania, po wypełnieniu powierzonej im roli,
umyją ręce i powiedzą: "pierwsze słyszę, nic mi nie było wiadomo
o możliwości pojawienia się szkodliwych skutków moich czynności i/lub
zaniechań! >> Pobłażliwość wobec funkcjonariuszy państwa jest
naszą najgorszą wadą narodową. Ściga się ofiary złych rządów a nie ich
sprawców. Nikt nie pyta za co wzięli pieniądze kolejni ministrowie
zdrowia, tylko każdy ma pretensje do lekarzy i pielęgniarek o to, że
nie chcą całe życie służyć w semi-wolontariacie. Decydenci na każdym
szczeblu władzy administracji państwowej i samorządu terytorialnego
mają zagwarantowaną comiesięczną wypłatę pensji, niezliczonych premii,
dodatków funkcyjnych i rozmaitych innych, otrzymują trzynaste pensje,
nagrody pieniężne i rzeczowe. Po przejściu na zasłużoną emeryturę żyją
długo i szczęśliwie, bo mają za co. Referenci w gminie i dygnitarze
zajmujący najwyższe urzędy państwowe już pierwszego dnia od powołania
zaczynają szukać miękkiego lądowiska po odwołaniu. Zależnie od
możliwości załatwionych sobie na zajmowanym stanowisku jedni urządzają
się w spółkach komunalnych, inni w Banku Światowym, ONZ i rozmaitych
agenturach globalnej dyktatury. Do najbardziej sprawdzonych strategii
życiowych należy przestrzeganie zasady "nie wychylaj się i w ten
sposób niekopnięty wnet dożyjesz starczej renty.>> Dobro wspólne,
interes narodowy, zasady etyki ustępują mniejszym lub większym
korzyściom z działania w grupie, nieraz przestępczej, choć urzędowej,
zyskom z bezczynności, interesom z niedostrzegania prawdziwych
problemów wyborców, podatników, klientów, konsumentów, pacjentów,
mieszkańców, uczniów, pracowników, czyli wszystkich tych, którzy
utrzymują pasożytniczą kastę leniwych urzędników.
Jak wiele zależy od patriotyzmu i oddania sprawom dobra wspólnego
pojedynczych osób podejmujących decyzje o losie milionów można ocenić
na przykładzie działalności prof. Lecha Kaczyńskiego i wielu ministrów
obecnego rządu. Kto zwiedzał Muzeum Powstania Warszawskiego nie może
powstrzymać się od podziwu dla inicjatora tego narodowego monumentu.
Kto został pokrzywdzony lub poszkodowany w kraju ograbionym z prawa i
sprawiedliwości, ten docenia tytaniczne wysiłki obecnego ministra
Zbigniewa Ziobry. Czas najwyższy, aby wszyscy wzięli się do skutecznej
roboty.
Znaczna część przedsiębiorców inwestujących swój czas i pieniądze w
legalną działalność gospodarczą na skutek szkodliwej aktywności lub
zbrodniczej bezczynności władz traci zdolność utrzymania się poza
systemem biurokracji i zasila jej szeregi, automatycznie powiększając
rzeszę beneficjentów budżetu państwa, który tym samym zwiększa wydatki
i równocześnie traci przychody. Czy takie państwo może się rozwijać? O
tym, że państwo niszczone przez błędy na górze nie może się rozwijać
świadczą niemal wszystkie wskaźniki porównujące nasz kraj z krajami do
naszego podobnymi. Uderza zapóźnienie cywilizacyjne, niebotyczny
zadłużenie Polski i przeciętnego jej obywatela, masowa ucieczka ludzi
młodych i wykształconych za granicę, rosnąca liczba biurokratów i
malejąca przedsiębiorców A czy takie państwo może przetrwać? Czy może
przetrwać państwo, którego oficjalni przedstawiciele uczestniczą w
agresji na własną Ojczyznę? Dziwny przebieg wyborów do parlamentu
europejskiego przynosi straszne owoce. Jaczejka im. Wandy Wasilewskiej
nie może rozgrzeszać się naiwnością i łatwowiernością. Należą do niej
osoby jeszcze niedawno pełniące w naszym państwie najwyższe urzędy,
dopuszczane do tajemnic państwowych i podejmujące strategiczne decyzje
decydujące o losach naszego kraju. Inny pomysł na uporanie się z
polskim problemem w stale głodnej wschodu Europie ma starą i sprawdzoną
tradycję: rozbiory. Zapewne to Towarzystwo im. polakożercy
Bismarcka, Bismarckverein, uchwaliło potrzebę wskrzeszenia Prus
pod nazwą "Euroregion Odry>>, do którego Polska miałaby
oddać, jak na razie, województwo wielkopolskie, lubuskie, dolnośląskie
i zachodniopomorskie. Stolicą odnowionych Prus miałby być oczywiście
Berlin, miasto nad Szprewą, rzeką leżącą w zlewisku Łaby a nie Odry.
Tragifarsa na miarę antypolskiej rezolucji parlamentu europejskiego nie
może nabierać tempa bez udziału tzw. polskiej strony. W obydwu
skandalicznych przypadkach niczym nie usprawiedliwionej agresji na nasz
kraj uczestniczą ludzie z mandatem społecznym do reprezentowania
polskich wyborców.
Przedstawię tu po raz pierwszy znacznie lepiej uzasadnioną propozycję
powołania Euroregionu Śląsk rzeczywiście związanego z Odrą a przy tym
osadzonego w realiach ponad tysiącletniej historii, w której prusactwo
miało epizod zaledwie dwustuletni i to zakończony autodestrukcją pod
komendą Hitlera. Euroregion Śląsk powinien objąć województwo śląskie,
opolskie, dolnośląskie, przyległą część Saksonii z powiatami łużyckimi:
Niederschlesischer Oberlausitzkreis, czyli Delnjosleško-hornjołužiski
wokrjes, Landkreis Kamenz, czyli Wokrjes Kamjenc, Landkreis
Bautzen, czyli Wokrjes Budyšin, Landkreis Löbau-Zittau, całe miasto
Zgorzelec, a także Śląsk Czeski leżący na terenie Kraju
Morawsko-Śląskiego i Ołomuńckiego z takimi miastami, jak:
Havířov, Karviná, Frýdek-Místek, Opava i Třinec, aby wymienić tylko
pięć największych.
Ogółem na obszarze tak zdefiniowanego Euroregionu Śląsk jest 256 miast,
w tym 16 liczy więcej niż 100 000 mieszkańców. Historyczna stolica
całego Śląska, Wrocław, ma obecnie ponad 600 000 mieszkańców. Drugim co
do wielkości śląskim miastem są Katowice liczące o połowę mniej
ludności niż Wrocław. Najstarszy na Śląsku, a obecnie najpotężniejszy i
najbogatszy, drugi po Warszawie w rankingu zamożności
mieszkańców, Wrocław leży nad Odrą, główną arterią całego Śląska.
Jest więc naturalnym centrum gospodarczym i kulturalnym Euroregionu
Śląsk. Więcej na stronie www.silesian.eu
29. czerwca 2006
Zgodnie z Art. 104. Konstytucji RP przed rozpoczęciem sprawowania
mandatu posłowie składają przed Sejmem następujące ślubowanie:
"Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki
wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko
dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i
innych praw Rzeczypospolitej Polskiej. >>
Ślubowanie może być złożone z dodaniem zdania "Tak mi dopomóż
Bóg>>.
Takie samo ślubowanie składają senatorowie.
Z kolei Art. 130. Konstytucji RP głosi, że Prezydent Rzeczypospolitej
obejmuje urząd po złożeniu wobec Zgromadzenia Narodowego następującej
przysięgi:
"Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej
Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom
Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i
bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą
dla mnie zawsze najwyższym nakazem>>.
Przysięga może być złożona z dodaniem zdania "Tak mi dopomóż
Bóg>>.
Na podstawie Art. 151. Konstytucji RP Prezes Rady Ministrów,
wiceprezesi Rady Ministrów i ministrowie składają wobec Prezydenta
Rzeczypospolitej następującą przysięgę:
"Obejmując urząd Prezesa Rady Ministrów (wiceprezesa Rady
Ministrów, ministra), uroczyście przysięgam, że dochowam wierności
postanowieniom Konstytucji i innym prawom Rzeczypospolitej Polskiej, a
dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze
najwyższym nakazem. >>
Zgodnie z ustawą z dnia 8. marca 1990r. o samorządzie gminnym przed
przystąpieniem do wykonywania mandatu radni składają ślubowanie:
"Wierny Konstytucji i prawu Rzeczypospolitej Polskiej, ślubuję
uroczyście obowiązki radnego sprawować godnie, rzetelnie i uczciwie,
mając na względzie dobro mojej gminy i jej mieszkańców. >>
Ślubowanie odbywa się w ten sposób, że po odczytaniu roty wywołani
kolejno radni powstają i wypowiadają słowo "ślubuję>>.
Ślubowanie może być złożone z dodaniem zdania: "Tak mi dopomóż
Bóg. >>
Objęcie obowiązków przez wójta (burmistrza, prezydenta) następuje z
chwilą złożenia wobec rady gminy ślubowania o następującej treści:
"Obejmując urząd wójta (burmistrza, prezydenta) gminy (miasta),
uroczyście ślubuję, że dochowam wierności prawu, a powierzony mi urząd
sprawować będę tylko dla dobra publicznego i pomyślności mieszkańców
gminy (miasta). >> Ślubowanie może być złożone z dodaniem zdania: "Tak mi dopomóż Bóg. >>
Ks. Michał Kaszowski objaśnia teologiczne znaczenie powyższych zapisów
ustaw: "Przysięgać lub uroczyście przyrzekać oznacza wzywać Boga
na świadka tego, co się twierdzi. Oznacza odwoływanie się do
prawdomówności Bożej jako do rękojmi swojej własnej prawdomówności.
Przysięga angażuje imię Pańskie. Niewłaściwe używanie imion świętych
jest grzechem krzywoprzysięstwa. Krzywoprzysięstwo wzywa Boga, by
był świadkiem kłamstwa. Drugie przykazanie zakazuje krzywoprzysięstwa.
Wierność wymaga spełnienia danego słowa i obietnicy. To zobowiązanie
jest tym większe, gdy ktoś obiecuje coś pod przysięgą albo bierze Boga
na świadka, że dotrzyma przyrzeczenia. "Przyrzeczenia dawane
innym w imię Boże angażują cześć, wierność, prawdomówność i autorytet
Boga. Powinny one być dotrzymywane w duchu sprawiedliwości. Niewierność
przyrzeczeniom jest nadużyciem imienia Bożego i w pewnym sensie
czynieniem Boga kłamcą. "Wiarołomcą jest ten, kto pod przysięgą
składa obietnicę, której nie ma zamiaru dotrzymać, lub ten, kto
złożywszy pod przysięgą obietnicę, nie dotrzymuje słowa. Wiarołomstwo
jest poważnym brakiem szacunku względem Pana wszelkiego słowa. >>
W XVII wieku na Śląsku, przynajmniej wokół stolicy Śląska – Wrocławia,
za krzywoprzysięstwo karano obcięciem palców prawej ręki.
Dzisiaj zgodnie art. 233. kodeksu karnego, kto zeznaje nieprawdę lub
zataja prawdę, czyli składa fałszywe zeznania, w postępowaniu sądowym
lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy podlega karze
pozbawienia wolności do lat 3. Warunkiem odpowiedzialności jest
uprzedzenie przez przyjmującego zeznanie o odpowiedzialności karnej za
składanie fałszywych zeznań lub złożenie przez składającego zeznanie
przyrzeczenia, którego treść zawiera art. 188. kodeksu
postępowania karnego:
"Świadomy znaczenia moich słów i odpowiedzialności przed prawem
przyrzekam uroczyście, że będą mówił szczerą prawdę, niczego nie
ukrywając z tego, co mi jest wiadome. >>
Warto zauważyć, że karze pozbawienia wolności do lat 3 zgodnie z art.
231. kodeksu karnego podlega także niewspółmiernie bardziej od
przeciętnego obywatela odpowiedzialny funkcjonariusz publiczny, który
przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa
na szkodę interesu publicznego lub prywatnego.
Kary za składanie fałszywych zeznań pomimo złożonego przyrzeczenia
orzekane są rzadko. Funkcjonariusze publiczni wyjątkowo bywają karani
za działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego przez
niedopełnienie obowiązków. Kary za krzywoprzysięstwo i wiarołomstwo
nigdy nie dosięgają posłów, senatorów, prezydentów, premierów,
ministrów, wójtów, burmistrzów, prezydentów miast i radnych. Pewnie
dlatego, że wierność przysięgom i ślubowaniom wielu osób sprawujących
funkcje publiczne dopiero teraz jest tak wyraźnie dostrzegalna. Stanowi
jasne tło, na którym coraz bardziej wyróżniają się ciemne plamy
krzywoprzysięstwa i wiarołomstwa na szkodę Polski i Polaków.
6. pażdziernika 2006
Pan Bóg obdarował Polaków ziemią niezwykle przyjazną człowiekowi. Nasz
kraj wyróżnia się na korzyść nawet na tle innych obszarów Europy
powszechnie uznanej za kontynent, choć ze wszystkich najmniejszy, to
stwarzający ludziom niezwykle dogodne warunki do życia szczęśliwego,
wolnego od częstych gdzie indziej kataklizmów, następstw klimatycznych
skrajności, skutków wyczerpania zasobów wody i żyznej gleby. Kilka
tygodni suszy, kilkudniowe ulewy będące powodem zniszczenia upraw i –
niestety – corocznych powodzi i podtopień w Sudetach i Beskidach,
sporadyczne trąby powietrzne unoszące dachy i stodoły to tylko próbka
ataku żywiołów, które ogromna większość Polaków zna wyłącznie z
telewizji, a z którymi zmagają się na co dzień miliardy ludzi na całym
świecie.
Do tego te niezwykłe miejsca, w których Polacy mogą czerpać siłę z mocy
swojego kraju. Klasztor Jasnogórski, rynek we Wrocławiu, Wawel, gdański
Długi Targ, Zamek Królewski, Wały Chrobrego w Szczecinie, Zamość,
Kazimierz nad Wisłą, Toruń, Przemyśl są znane wielu Polakom, a jeśli
nie wszystkim, to głównie dlatego, że dopiero rząd pana Jarosława
Kaczyńskiego przywrócił nadzieję na wyrównywanie szans w zakresie
edukacji patriotycznej. Tak jak nie wolno pozostawić bez pomocy
bezdomne ofiary żywiołów, tak samo nie można opuścić ludzi, którym
okupanci i ich pogrobowcy odebrali poczucie przynależności do Ojczyzny
i uczynili ludźmi bezdomymi duchem.
Podobnych starań wymaga rozbudzenie wrażliwość na kruche piękno dzikiej
przyrody. Zasypane odpadami z domów i fabryk lasy, zagajniki i łąki
świadczą o podłej kondycji człowieczeństwa sprawców równie dosadnie jak
wulgaryzmy w ustach przechodniów, a nawet tzw. elit, sprowadzające
przebogatą polszczyznę do prymitywnego bełkotu poniżej poziomu
więziennej grypsery, bo posługującego się zaledwie kilkunastoma
ordynarnymi słowami.
Jednak nadal każdy, kto szuka w Polsce miejsc pięknych i czystych, ma
łatwą szansę je znaleźć. Wystarczy przejść parkową alejką, leśną
ścieżką, miedzą dzielącą pola, zajrzeć nad staw lub rzekę, odwiedzić
plażę. Wielu z żalem pomyśli o straconej już bezpowrotnie okazji do
godziwego wykorzystania minionych ciepłych dni w Polsce. Kto zmarnował
wakacje, hodując sobie raka skóry w promieniach tropikalnego słońca,
niech weźmie pod uwagę możliwość spędzenia przyszłego lata w miejscu
niezwykłym, pełnym spokoju, harmonii przyrody pogodzonej z
gospodarowaniem ludzi, tchnącym mocą natury i polskiej historii.
Miejscem tym są majestatyczne Gorce.
Na dość rzadko uczęszczanym szczycie Lubania, skąd rozległy widok na
Podhale zamknięte koroną Tatr wprost zapiera dech, można przysiąść pod
niedawno postawionym krzyżem o charakterystycznym kształcie. Pod
krzyżem kamienna płyta z wykutym napisem: “Gorce bardzo kochałem, a na
Lubaniu wiele razy byłem. Jan Paweł II.” Po stronie południowej krzyża
napis głosi “Dla upamiętnienia wielokrotnych gorczańskich wędrówek
duszpasterza akademickiego z Krakowa księdza Karola Wojtyły 14 sierpnia
2004 w 50 rocznicę krzyż ufundowali Ks. Stanisław Wojcieszak –
proboszcz z Ochotnicy Dolnej, Anna i Kazimierz Wolscy z Mizernej,
Helena i Bronisław Wolscy z Krośnicy.”
Zachęcam całą rodzinę Radia Maryja, z kraju i zagranicy, kto tylko może
niech wybierze się na Lubań, a za przykładem naszego Ojca Świętego na
pewno pokocha Gorce. Nocleg w pobliskiej wsi, pod pewnym względem
polsko-amerykańskiej Ochotnicy Dolnej dostępny jest u państwa
Barnasiów, czyli w wygodnej i gościnnej Barnasiówce.
Przez najpiękniejsze partie Gorców prowadzi szlak papieski. Warto nim
udać się na Halę Turbacz, oddaloną kilkanaście minut od schroniska PTTK
im. Władysława Orkana, pisarza z okresu Młodej Polski, który z
góralskiej biedy dostał się do panteonu polskiej literatury, a przy tym
pozostał wierny góralszczyźnie, zakładając i będąc pierwszym
przewodniczącym Związku Podhalan. Na Hali Turbacz króluje drewniany
ołtarz z zaznaczonym gontowym daszkiem, z którego powiewają dwie flagi:
polska i papieska. Przy ołtarzu kamień z przytwierdzoną płytą
granitową, w której wykuto napis: “W tym miejscu 17. września 1953 roku
ksiądz Karol Wojtyła odprawił mszę świętą po raz pierwszy stojąc
odwrócony twarzą do wiernych grupy przyjaciół – młodych naukowców i
studentów z Krakowa oraz gorczańskich pasterzy. W 50. rocznicę tamtej
mszy świętej oraz 25. rocznicę pontyfikatu Ojca Świętego Jana Pawła II
w hołdzie uczestnicy tamtej liturgii, przyjaciele, turyści. Hala
Turbacz, 13 września 2003r.” Widoki od ołtarza i stojącego przy nim
wysokiego drewnianego krzyża są szczególnie piękne o wschodzie słońca.
Stąd kilkugodzinne przejście do Doliny Kamienicy i jej zwiedzanie
powinno znaleźć się w programie szkolnych wycieczek jako nagroda dla
najlepszych uczniów z całej Polski. Obcowanie z tak wspaniałą ostoją
dzikiej przyrody to przecież źródło miłości Boga i Ojczyzny, a przy tym
świetna przygoda do zapamiętania na całe życie.
Legendarne schronisko na Starych Wierchach pyszni się dużymi panelami
zbierającymi energię słońca. Czyż to nie wspaniały znak nowych czasów?
W tym miejscu realna troska o czyste środowisko nabiera szczególnej
wymowy. Każdemu łatwo dostrzec wartość tego, co możemy utracić. Ze
Starych Wierchów jest kilka zejść z Gorców: najbliżej przez Obidową,
najczęściej do Rabki, ale dla panoramy Nowego Targu na tle Tatr warto
też skierować się na południe i przejść przez Bukowiec. W stolicy
Podhala ludzie zawsze potrafią zaskoczyć gestem i życzliwością. Pan
Łukaszczyk, sławny nowotarski restaurator, choć akurat w tym dniu
gościł trzy wesela na kilkaset osób każde, to nie tylko podjął z drogi
na Kowańcu dwoje nieznanych sobie turystów i trochę niegrzecznego psa,
to jeszcze zawiózł nas tam, gdzie chcieliśmy. Bóg zapłać od
nieznajomych!
To jest Polska właśnie. Od takiej Polski wara. Prosimy nie przeszkadzać.
13. pażdziernika 2006
tylko audio
20. października 2006
Każdy jest obdarowany jakimiś zdolnościami. Już małe dziecko może
wyróżniać się konkretnym talentem – może ładnie śpiewać, tańczyć,
recytować wierszyki, albo rysować. Niemało dzieci wykazuje się wieloma
talentami. Potem przychodzi czas szkoły i poszukiwanie swojego
powołania. Niektóre talenty usychają, bo nie pozwolono im się rozwinąć,
inne kwitną starannie pielęgnowane przez mamusię, tatusia, babcię,
dziadzia, kochające rodzeństwo i innych członków rodziny, parafii, czy
innej społeczności sąsiedzkiej. Nadzwyczajny wpływ na ujawnianie i
rozwój talentów ma oczywiście szkoła. Od nauczania początkowego po
studia wyższe w rękach nauczycieli leży przyszłość ich uczniów i
studentów. Jedna jedyna niesprawiedliwa ocena, bądź kąśliwa uwaga może
zabić talent, odepchnąć od powołania młodego człowieka, któremu sam Pan
Bóg dał niezbywalne prawo wolności wyboru i buntowniczą fazę
dorastania. Z drugiej strony jedna lekcja lub jeden wykład potrafi
skierować myśli młodego człowieka na nieznane mu wcześniej piękno
jakiejś dziedziny wiedzy, wyzwolić zdolności, których istnienia sam się
nie domyślał, wreszcie odkryć powołanie, któremu poświęci się do końca
życia. Nic jednak nie zastąpi mozolnej pracy rodziców, nauczycieli i
kapłanów w kształtowaniu młodych ludzi zgodnie z przeznaczonym im
planem Bożym, który wyznaczają zdolności i powołanie.
Wielu ludzi, gdyby mogło, chciałoby kupić swoim dzieciom gwarancje na
dobre życie. Czy gwarancje na dobre życie zapewni przedszkole za dwa
tysiące złotych miesięcznie, niemniej ekskluzywna szkoła, studia, na
których czesne przyprawia o zawrót głowy? Czy można kupić dziecku
przyszłe szczęście, kiedy wyposaży się je w wiedzę i umiejętności
przydatne n. p. w zdobywaniu kolejnych szczebli kariery w koncernach
ponadnarodowych? Przecież według jednego z prominentnych rektorów
naszych wyższych uczelni szczytem marzeń każdego polskiego studenta
powinno być zatrudnienie w jakimś ponadnarodowym koncernie, aby
wykazując się swoją dla tego koncernu przydatnością, mógł osiągnąć
najwspanialszy z możliwych awans życiowy w postaci lukratywnej posady w
centrali lub w jednym z licznych oddziałów regionalnych tegoż koncernu
rozsianych na różnych kontynentach. Polacy są utalentowani i zdolni do
podejmowania licznych wyzwań i wielu rzeczywiście zrobiło karierę w
takim rozumieniu tego słowa. Mam tylko jedno pytanie: za jaką cenę?
Czym płaci się za bezwzględne posłuszeństwo przełożonym, zwłaszcza
kiedy obowiązująca w firmie dyscyplina prowadzi do zaprzaństwa, też
narodowego, a także zdrady wszelkich wartości chrześcijańskich czy
humanitarnych, co na jedno wychodzi, z minimalnym szacunkiem dla
zdrowia i życia innych ludzi włącznie? Niemal na każdym szczeblu
firmowej hierarchii każdy jest odpowiednio do swej roli poinformowany o
tym co zagraża interesom firmy i jak należy to zagrożenie zwalczać. Czy
warto realizować, ba, tworzyć antyludzkie scenariusze? W odróżnieniu
zachodniej polska opinia publiczna pozbawiona jest dostępu do
informacji o sprawach sądowych i administracyjnych przegrywanych przez
właścicieli światowych marek i to wcale nie tylko sektora tytoniowego
lub żywności genetycznie modyfikowanej. Czy to nie jest zmowa
właścicieli działających w Polsce środków masowego przekazu i
wszechmocnych firm posługujących się z równą wprawą pieniędzmi na
reklamy co na pozaprawny lobbing? A jak czują się mniej lub bardziej
sławni? Czym różni się wykonywanie zadań zleconych na Zachodzie po
1989r., od tych, które były zlecone wcześniej na Wschodzie, a może
nadal są tam zlecane? Łatwo się w tym pogubić, pomieszać prawdę z
fałszem, pozorną karierę z życiową przegraną.
Na szczęście Polacy mają wyraźny punkt odniesienia w osobach trzech
kapłanów – naszych wyzwolicieli z sowieckiej niewoli. Siłą niezłomnych
ojców współczesności Polski i całego świata była zdolność – łaska wiary
ugruntowana w niezamożnych domach, z których pochodzili i powołanie do
kapłaństwa odkryte w okolicznościach znanych z ich biografii. Zwykli
polscy chłopcy – Stefek, Karolek i Jurek wyrośli na mocarzy, którzy
słowem zmienili świat. Krusząc imperium zła, miliardom ludzi
przybliżyli Królewstwo Boże. Janku, Aniu, Wojtku i wy – Sylwio, Maćku i
Kasiu, wszyscy szukajcie w sobie talentów, łask Bożych, którymi
zostaliście obdarowani. Idźcie za powołaniem i nie popadajcie w żadną
niewolę, bo w niewoli nikt jeszcze szczęścia nie znalazł. Jeśli waszym
powołaniem nie jest życie konsekrowane, szukajcie ścieżek przez życie w
życiorysach rodziców i innych osób najbliższych, z którymi można
szczerze i wyczerpująco przedyskutować swoje pomysły i uzyskać pomoc w
ich realizacji.
Ważnym, może nawet decydującym warunkiem osiągnięcia zamierzonych
życiowych celów jest niezłomność. Nieuleganie przeciwnościom,
nieugiętość, niezachwiana wiara w szczytne ideały to skarby charakteru
każdego człowieka. Gdy człowiek ten decyduje o życiu innych i
korzystnie wpływa na życie lokalnej społeczności, a nawet całego
narodu, skarby jego charakteru mogą być dobrem narodowym. Łatwiej
chwalić zmarłych niż żyjących polityków, ale przyjrzyjmy się twardej,
męskiej walce o nasze wspólne dobro, którą toczą bez chwili wytchnienia
zwycięzcy parlamentarnych wyborów sprzed roku. Stawiają czoła
zmasowanym atakom ze wszystkich możliwych stron. Potwarz, obelgi,
szyderstwa, pułapki medialne i polityczne, skoordynowane kampanie
krajowo-zagraniczne to przecież narzędzia wojny psychologicznej. Wojna
jest wprawdzie wypowiedziana przez wielu przeciwników politycznych, ale
nigdy nie osiągnęłaby tak intensywnego nasilenia, takich totalnych
rozmiarów, gdyby nie była finansowana i kierowana z jednego punktu
dowodzenia. Psy wojny nie są przecież wodzami. Stosowanie tych samych
rodzajów broni, korzystanie z tych samych najemników, co w kampanii
przeciwko Ojcu Tadeuszowi i Jego dziełom, wskazuje na same źródła
finansowania wojny propagandowej. Każda wojna drogo kosztuje, a tu
takie ogromne pieniądze idą w błoto. Wystarczy spytać naszych
słuchaczy. Stale powiększająca się Rodzina Radia Maryja może
zaświadczyć jak przyrasta wiarygodność osób bezpodstawnie i okrutnie
prześladowanych. Szkoda czasu i zmarnowanej energii społecznej. Z
punktu widzenia wyborców i podatników trzeba się cieszyć, że tym razem
nie pomyliliśmy się. Na czele naszego Państwa stoją ludzie obdarzeni
niezwykłą siłą charakteru i wypełniający bez cienia wahania swoje
powołanie do zaprowadzenia w Polsce prawa i sprawiedliwości, nawet
kosztem pewnych kompromisów.
Tu u wielu osób pojawi się wątpliwość na jakie kompromisy można
pozwolić. Każdy zgodnie ze swoimi zdolnościami i powołaniem
zrealizowanym w postaci uzyskanej wiedzy i posiadanych umiejętności
ocenia czy i w jakim zakresie realizowane są jego nadzieje wyborcze i
korzystając ze swoich obywatelskich uprawnień przypomina rządzącym o
ewentualnych niedoskonałościach ich pracy.
Ze swej strony muszę więc przypomnieć ustawowe zadania tego segmentu
służby zdrowia, który ma bezpośredni wpływ na każdy aspekt higieny
naszego życia, tym samym na długość życia w zdrowiu każdego obywatela
Polski i innych krajów Unii Europejskiej. Państwowa Inspekcja Sanitarna
jest powołana do realizacji zadań z zakresu zdrowia publicznego, w
szczególności poprzez sprawowanie nadzoru nad warunkami: higieny
środowiska, higieny pracy w zakładach pracy, higieny radiacyjnej,
higieny procesów nauczania i wychowania, higieny wypoczynku i
rekreacji, zdrowotnymi żywności, żywienia i przedmiotów użytku,
higieniczno-sanitarnymi, jakie powinien spełniać personel medyczny,
sprzęt oraz pomieszczenia, w których są udzielane świadczenia zdrowotne
– w celu ochrony zdrowia ludzkiego przed niekorzystnym wpływem
szkodliwości i uciążliwości środowiskowych, zapobiegania powstawaniu
chorób, w tym chorób zakaźnych i zawodowych. Wykonywanie tych zadań
polega na sprawowaniu zapobiegawczego i bieżącego nadzoru sanitarnego
oraz prowadzeniu działalności zapobiegawczej i przeciwepidemicznej w
zakresie chorób zakaźnych i innych chorób powodowanych warunkami
środowiska, a także na prowadzeniu działalności oświatowo-zdrowotnej.
Do zakresu działania inspektorów sanitarnych wykonujących swoje zadania
przy pomocy stacji sanitarno-epidemiologicznych, w skrócie zwanych
sanepidami, należy m. in. uzgadnianie projektów planów zagospodarowania
przestrzennego oraz ustalanie warunków zabudowy i zagospodarowania
terenu pod względem wymagań higienicznych i zdrowotnych oraz
inicjowanie przedsięwzięć oraz prac badawczych w dziedzinie
zapobiegania negatywnym wpływom czynników i zjawisk fizycznych,
chemicznych i biologicznych na zdrowie ludzi, a także kontrola
przestrzegania przepisów określających wymagania higieniczne i
zdrowotne, m. in. dotyczących higieny środowiska, a zwłaszcza wody do
spożycia, czystości powietrza atmosferycznego, gleby, wód i innych
elementów środowiska, utrzymania należytego stanu higienicznego
nieruchomości, zakładów pracy, instytucji, obiektów i urządzeń
użyteczności publicznej, dróg, ulic oraz osobowego i towarowego
transportu kolejowego, drogowego, lotniczego i morskiego, warunków
produkcji, transportu, przechowywania i sprzedaży żywności oraz
warunków żywienia zbiorowego, nadzoru nad jakością zdrowotną żywności,
warunków zdrowotnych produkcji i obrotu przedmiotami użytku, materiałów
i wyrobów przeznaczonych do kontaktu z żywnością, kosmetykami oraz
innymi wyrobami mogącymi mieć wpływ na zdrowie ludzi, warunków
zdrowotnych środowiska pracy, a zwłaszcza zapobiegania powstawaniu
chorób zawodowych i innych chorób związanych z warunkami pracy, higieny
pomieszczeń i wymagań w stosunku do sprzętu używanego w szkołach i
innych placówkach oświatowo-wychowawczych, szkołach wyższych oraz w
ośrodkach wypoczynku i higieny procesów nauczania. Do obowiązków
inspektorów sanitarnych należy także inicjowanie i wytyczanie kierunków
przedsięwzięć zmierzających do zaznajamiania społeczeństwa z czynnikami
szkodliwymi dla zdrowia, popularyzowania zasad higieny i racjonalnego
żywienia, metod zapobiegania chorobom oraz umiejętności udzielania
pierwszej pomocy, pobudzanie aktywności społecznej do działań na rzecz
własnego zdrowia, udzielanie porad i informacji w zakresie zapobiegania
i eliminowania negatywnego wpływu czynników i zjawisk fizycznych,
chemicznych i biologicznych na zdrowie ludzi, ocena działalności
oświatowo-zdrowotnej prowadzonej przez szkoły i inne placówki
oświatowo-wychowawcze, szkoły wyższe oraz środki masowego
przekazywania, zakłady opieki zdrowotnej, inne zakłady, instytucje i
organizacje.
27. października 2006
Pierwszy zgłoszenie napłynęło w połowie września b. r. z Niemiec,
następne, 19. września – z Irlandii, kolejne z Holandii i Wielkiej
Brytanii. Z Austrii w jednym dniu 21.września nadeszły 4 raporty, w
dniu następnym z Włoch – 2, ze Słowenii – 1. Potem odezwała się Belgia
i po raz kolejny i to po kilka razy Holandia, Austria i Niemcy, Wielka
Brytania i znowu Belgia. W październiku Europejski System Wczesnego
Ostrzegania o Niebezpiecznych Produktach Żywnościowych i Środkach
Żywienia Zwierząt (RASFF) otrzymał zgłoszenia z następujących państw:
Norwegia – 7, Austria – 16, Finlandia – 2, Niemcy – 7, Cypr – 1,
Szwecja – 4, Irlandia – 3, Włochy – 1, Francja – 2, Wielka Brytania –
4, Malta – 5.
W ramach systemu RASFF przesyłane są powiadomienia o produktach, które
nie spełniając wymagań przepisów prawnych, stanowią równocześnie
potencjalne zagrożenie dla zdrowia lub życia konsumentów.
Wymienione na wstępie zgłoszenia dotyczyły genetycznie modyfikowanego
ryżu długoziarnistego importowanego z USA, choć było też kilka raportów
z wykrycia genetycznie modyfikowanego ryżu importowanego z Chin, a
zwłaszcza produktów sporządzonych z takiego ryżu określanych jako
kluski.
Po raz kolejny muszę tu przypomnieć, że konsumentom żywności
genetycznie modyfikowanej grozi alergia, oporność na antybiotyki i rak.
Rozważany jest udział produktów inżynierii genetycznej w zaburzeniach
metabolicznych prowadzących do szalejących – zwłaszcza w USA – epidemii
otyłości i cukrzycy. Krytycznym problemem jest pleotropia, czyli
zaskakująca ekspresja pojedynczego genu w jego nowej lokalizacji w
konstelacji genów gospodarza, prowadząca do nieoczekiwanych i licznych
efektów w zmodyfikowanym organizmie. Niespodziewanie mogą pojawić się
białka, w tym toksyny i alergeny, będące powodem wielu zagrożeń zdrowia
człowieka i środowiska.
Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady z 2003r. w sprawie
genetycznie zmodyfikowanej żywności i paszy przewiduje, że żadna
genetycznie zmodyfikowana żywność ani pasza nie może zostać wprowadzona
do obrotu na rynku Wspólnoty, chyba że jest ona objęta zezwoleniem
wydanym zgodnie z tym rozporządzeniem. Nie należy przy tym zatwierdzać
żywności i paszy zmodyfikowanej genetycznie, o ile nie zostało wykazane
w sposób właściwy i wystarczający, iż nie wywiera ona szkodliwych
skutków dla zdrowia ludzi, zwierząt lub środowiska naturalnego, nie
wprowadza konsumenta ani użytkownika w błąd ani nie odbiega od żywności
czy też paszy przeznaczonej do zastąpienia w takim zakresie, że jej
normalne spożycie byłoby ze względów żywieniowych niekorzystne dla
ludzi lub zwierząt.
Na obszarze Unii Europejskiej żaden ryż genetycznie modyfikowany nie
jest dopuszczony do obrotu.
W dniu 18 sierpnia 2006r. władze USA poinformowały Komisję, że produkty
z ryżu zanieczyszczone genetycznie zmodyfikowanym ryżem pod nazwą
Liberty Link RICE 601, który nie był zatwierdzony do wprowadzenia do
obrotu, zostały znalezione w próbkach ryżu długoziarnistego pobranych
na rynku USA. Zanieczyszczenie produktów było zgłoszone władzom
amerykańskim w dniu 31. lipca 2006r. przez koncern agrochemiczny Bayer,
tj. firmę, która opracowała genetycznie zmodyfikowany ryż LL RICE 601,
oficjalnie dopuszczony tylko do eksperymentów polowych w latach 1999 –
2001. Pomimo wniosków ze strony Komisji, władze USA nie były w stanie
zagwarantować, że produkty z ryżu przywożone ze Stanów Zjednoczonych
nie zawierają ryżu LL RICE 601.
Z tego powodu dnia 5. września 2006r. zapadła Decyzja Komisji sprawie
środków nadzwyczajnych w odniesieniu do niedozwolonego genetycznie
zmodyfikowanego organizmu pod nazwą LL RICE 601 w postaci ryżu
długoziarnistego pochodzącego z USA. Zgodnie z decyzją państwa
członkowskie mają obowiązek wyrywkowo pobierać próbki produktów
wprowadzonych do obrotu i je analizować w celu potwierdzenia
nieobecności genetycznie zmodyfikowanego ryżu LL RICE 601, a w
przypadkach wykrycia tego ryżu informować Komisję Europejską za pomocą
systemu wczesnego ostrzegania o niebezpiecznej żywności i paszach –
RASFF.
W naszym kraju dopiero 4. października 2006r. ukazała się informacja
Głównego Inspektora Sanitarnego w sprawie nieautoryzowanego genetycznie
zmodyfikowanego ryżu LL Rice 601 głosząca, iż Główny Inspektor
Sanitarny bezzwłocznie zobowiązał Państwowych Wojewódzkich Inspektorów
Sanitarnych do podjęcia stosownych działań w celu spełnienia wymagań
Decyzji Komisji z 5. września 2006r., w tym pobrania wstępnie 50 próbek
produktów spożywczych, które potencjalnie mogą zawierać ryż LL RICE
601. Próbki te do dnia 10. października 2006r. miały być przekazane do
akredytowanego laboratorium badania żywności genetycznie zmodyfikowanej
działającego w strukturach Państwowej Inspekcji Sanitarnej, w którym
miały zostać zbadane. Wyniki badań miały być umieszczone na stronie
internetowej Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Do 26. października
zapowiedź ta nie została zrealizowana.
Każdy ma prawo oczekiwać bezpiecznego powrotu swojego dziecka spod
opieki innych dorosłych, zwłaszcza, kiedy wiek tego dziecka czyni je
szczególnie bezbronnym. Każdy ma prawo oczekiwać bezpiecznego zakupu
wszystkich produktów obecnych w obrocie, zwłaszcza, kiedy charakter
tych produktów budzi niepokój na całym świecie. Polskim rodzicom i
konsumentom te prawa też przysługują.
Świeże jeszcze rany, jakie odnieśliśmy wszyscy w związku z tragedią w
gdańskim gimnazjum nie zaczęły się jeszcze goić, ale już władze
potrafiły wykazać się programem naprawy sytuacji i przeciwdziałania
kolejnym nieszczęściom.
W projekcie budżetu na 2007r. na realizację celu określonego jako
zapewnienie warunków i nadzoru sanitarnego kraju zaplanowano 695 888
000 złotych, o 12% więcej niż na rok bieżący. Wśród działań
zmierzających do zrealizowania tego celu wymienia się poprawę jakości i
efektywności działania oraz wizerunku Państwowej Inspekcji Sanitarnej.
4. listopada 2006
Co roku pierwsze dni listopada stwarzają bezcenną okazję do
ogólnonarodowej refleksji nad kruchością człowieczego życia na tym
świecie. Memento mori – pamiętaj, że umrzesz – przypomnienie, że nie
można uniknąć śmierci płynie z każdego krzyża nagrobnego, z każdego
kamienia z wyrytą datą narodzin i zgonu.
Wszyscy przechodnie mogą szybko obliczyć liczbę lat, które przeżył
człowiek pochowany w mijanym grobie. Bliscy zmarłej osoby wiedzą
więcej. Znają okoliczności śmierci, potrafią dokładnie wymienić jej
przyczyny, nawet podać nazwę choroby, która doprowadziła do zgonu. Na
wspomnienie ukochanych członków rodziny, przyjaciół, sąsiadów oczy
zachodzą nam łzami. Czujemy się opuszczeni, pozbawieni wszystkiego, co
zmarła osoba wnosiła w nasze życie. Nawet, jeśli był to Ktoś, o kogo
świętości jesteśmy wszyscy przekonani i ufamy, że trafi prosto do
Nieba, to też płaczemy na Jego wspomnienie, bowiem czujemy się
osieroceni. Śmierć Jana Pawła II pogrążyła w głębokim smutku największą
liczbę ludzi na świecie pomimo wyznawania przez przytłaczającą
większość żałobników wiary w życie wieczne i świętych obcowanie.
Zgodnie ze swoją naturą ludzie cierpią po śmierci najbliższych, nawet
tych, którzy życiem doczesnym zasłużyli na życie wieczne pełne radości
będącej tajemnicą wiary.
Część wszystkich świętych, o których wiemy i tych, których nazwisk nie
znamy, wykazywała się świętością już od chwili osiągnięcia dojrzałości
ciała i umysłu pozwalającej uznać człowieka za świadomego swoich czynów
i odpowiedzialnego za wybór postępowania. Inni po latach grzesznego
życia doznali nagłej przemiany, bądź też zbliżali się do świętości
powoli, w wyniku stopniowego dochodzenia do takiego korzystania z
przywileju wolnej woli, jakie cieszy Pana Boga i służy ludziom.
Wszyscy wiemy, że z upływem lat życia przychodzi i rozum i pobożność.
Im więcej ludzi dożyje wieku, w którym doświadczenie życiowe pozwoli
odrzucić marność pokus świata doczesnego i żałować za popełnione
grzechy, tym więcej dusz zasłuży na życie wieczne. Im dłużej człowiek
żyje, tym ma większe szanse uzyskać odpuszczenie grzechów i naprawić
krzywdy wyrządzone bliźnim. Z kolei wykazując się cechami świętości,
może za życia pociągać innych ludzi swoim przykładem czy nauczaniem.
Stąd dbałość każdego człowieka o własne zdrowie doczesne niesie skutki
wieczne dla niego samego i innych ludzi. Nie ma nic wspólnego z
przyklejaną jej etykietą kultu ciała, apoteozy fizyczności, mody na
urodę. Dbałość każdego o własne zdrowie doczesne jest wynikającym z
dekalogu obowiązkiem człowieka wobec siebie samego i osób zależnych, do
których zaliczają się nie tylko najbliżsi, lecz także liczni nieznajomi.
Dbałość o zdrowie nie własne a innych osób jest oczywiście także
obowiązkiem prawnym. Trzeba powiedzieć, że prawo w Polsce pozostaje
daleko w tyle za przepisami chroniącymi zdrowie obywateli innych
krajów. Przypomina nam o tym wszechobecny dym tytoniowy, który musimy
wdychać w miejscach użyteczności publicznej, nawet przy drzwiach
wejściowych do szpitali i przychodni, nie mówiąc o przystankach
autobusowych i tramwajowych. Zakaz palenia tytoniu w miejscach
publicznych wprowadziło już wiele krajów świata, w tym zaliczanych do
grupy tzw. rozwijających się. Jazda samochodem po spożyciu alkoholu
jest tak częstą w Polsce przyczyną zdarzeń drogowych prowadzących do
śmierci, trwałego kalectwa i ciężkich chorób wielu ludzi nie dlatego,
że Polacy piją więcej niż inni, ale dlatego że kary za pijaną jazdę są
zbyt niskie i w jakże wielu przypadkach możliwe do uniknięcia przez
uprzywilejowanych beneficjentów rzeczypospolitej skorumpowanej. Znaczna
część reklam i przekazów kryptorekalmowych publikowanych w
przeznaczonych dla Polaków środkach masowego przekazu nie mogłaby
pojawić się w innych krajach, bo stanowiłaby naruszenie prawa
chroniącego widzów, słuchaczy i czytelników, też tych najmłodszych,
przed epidemią otyłości, cukrzycy, raka i chorób serca, a także tych i
wielu innych działań niepożądanych leków sprzedawanych bez recepty.
Owszem, siłami rządowej koalicji wprowadzane są zaostrzone sankcje
karne, choćby zwiększające odpowiedzialność za niezgodne z przepisami o
ochronie zdrowia konsumentów wprowadzanie do obrotu i znakowanie
żywności genetycznie zmodyfikowanej, za co od 28. października 2006r.
grozi kara do pozbawienia wolności do lat 2. Nie wiadomo jednak, czy
nowa ustawa o bezpieczeństwie żywności będzie realizowana mniej
opieszale niż ją poprzedzająca – o warunkach żywności i żywienia i czy
wyeliminuje łamanie prawa sanitarnego na masową skalę. Nie brak prawa a
niemrawe egzekwowanie obowiązujących przepisów jest przyczyną poczucia
bezkarności, które stoi za kolejnymi skandalami wytrwale ujawnianymi
przez dziennikarzy. Ostatnio przerażeni konsumenci z mediów dowiedzieli
się o karmieniu zwierząt hodowlanych mączką mięsno-kostną i o
przerabianiu padliny na wędliny. Osiąganie zysku kosztem zdrowia i
życia innych ludzi jest, niestety, często spotykane, ale za jego
ujawnianie i eliminowanie podatnicy płacą funkcjonariuszom państwowym,
nie dziennikarzom.
Za tydzień uwagę Rodziny Radia Maryja pozwolę sobie skupić na postępach
prac nad zagrożeniami zdrowia w następstwie skażenia środowiska. W
najbliższych latach muszą zniknąć z ekologicznej mapy Polski czarne
punkty położone w obrębie takich miejscowości, jak Tarnowskie Góry,
Wiślinka pod Gdańskiem, Siechnice pod Wrocławiem, znajdujące się na
obszarze powiatu Piła i gminy Szczucin. Zanim zapowiedziana góra
pieniędzy zostanie przeznaczona na inne cele, obowiązkiem nas
wszystkich jest ochronić zagrożone zdrowie i życie tysięcy ludzi. Dajmy
im szanse na świętość.
10. listopada 2006
Według prasy zachodniej w latach 2007 – 2013 dla Polski przeznaczone są
pieniądze większe od Funduszu Marshalla, który nie tylko wydobył
Republikę Federalną Niemiec z powojennych gruzów, lecz także uczynił z
niej jedną z wiodących gospodarek świata. The Guardian pisze, że dla
Polaków, którzy w końcu dostają te pieniądze z Europy nie są one jak
Fundusz Marshalla a są Funduszem Marshalla wypłacanym właśnie teraz za
rozbiory i okupację Polski.
Nie wydaje się możliwe, aby w obecnym układzie politycznym w Polsce
doszło do bezczelnego rozkradzenia tych pieniędzy, wystawienia naszego
kraju na pośmiewisko i wprowadzenia Polaków w stan osłupienia i
wściekłości na własną głupotę nad wyborczą urną. Możemy mieć nadzieję,
że sprawne służby państwowe będą potrafiły na czas wykryć i ujawnić
sytuacje korupcjogenne i przypadki korupcji niszczącej naszą Ojczyznę i
jej opinię w świecie. A jaka może być ta opinia, skoro według
najnowszej klasyfikacji Transparency International w 2006r. Polska
znalazła się na 61. pozycji za państwami najmniej zżeranymi przez raka
korupcji, którymi są Finlandia, Islandia i Nowa Zelandia. Mniej
skorumpowane od Polski są nie tylko wszystkie państwa Unii
Europejskiej, Australia, Kanada, Japonia, USA, lecz także Chile,
Urugwaj, Izrael, Malezja, Korea, Namibia, Botswana, Afryka Południowa,
większość państw arabskich, Turcja i Kolumbia. W stosunku do 2005r.
sytuacja uległa minimalnej poprawie, ale nadal jest dramatycznie zła i
w pełni uzasadnia bezwzględne i ostre podejście do problemu korupcji w
Polsce. Skoro przed rokiem wyborcy w większości korupcję odrzucili,
choć sami musieli po części być jej sprawcami, należy działać szybko i
nie dopuścić do rozpanoszenia się zarazy zła, utraty wiary w powodzenie
zmian i zdolność samooczyszyszczenia się Polski z mafijnych układów.
Bezradna większość prawomyślnych obywateli czeka nadal na efekty
wyborczych obietnic sprzed roku, a przy tym z niepokojem wypatruje
skutków nadchodzących wyborów samorządowych, które na cztery najbliższe
lata mogą oddać w ręce członków i najemników lokalnych szajek nie tylko
władzę, ale i ogromne pieniądze z Funduszu Marshalla dla Polski.
Kwota 80 miliardów euro, które mają uzupełnić nasz budżet w latach 2007
– 2013, jest przeznaczona na cele społeczne i infrastrukturę
regionalną. Wybierane przez nas w najbliższą niedzielę władze
samorządowe powinny zadbać, aby za te środki raz na zawsze usunąć z
ekologicznej mapy Polski czarne punkty położone w obrębie takich
miejscowości, jak Tarnowskie Góry, Wiślinka pod Gdańskiem, Siechnice
pod Wrocławiem, znajdujące się na obszarze powiatu Piła i gminy
Szczucin. Warto zwrócić uwagę na fakt, że skutki oddziaływania tych
megaźródeł szkodliwych substancji chemicznych wielokrotnie przekraczają
liczbę potencjalnych ofiar leku działającego podobnie do pavulonu,
który znalazł się w tysiącach fiolek z napisem Corhydron produkcji
Przedsiębiorstwa Farmaceutycznego Jelfa. W odróżnieniu jednak od
skandalu związanego z bezczynnością inspektorów farmaceutycznych nie
budzą powszechnego przerażenia w kraju, może dlatego, że są problemami
pozornie lokalnymi, ostentacyjnie lekceważonymi przez kolejne rządy i
władze samorządowe, a co najgorsze zamiatanymi pod dywan przez władze
sanitarne, które pomimo ustawowych obowiązków nie inicjują
przedsięwzięć oraz prac badawczych w dziedzinie zapobiegania negatywnym
wpływom czynników i zjawisk fizycznych, chemicznych i biologicznych na
zdrowie ludzi. Bez rzetelnych badań epidemiologicznych mieszkańcy nie
mają twardych argumentów na obronę swojego zdrowia i życia. Tym łatwiej
inspektorom sanitarnym oddalać obawy ludzi wyciągających oparte o
zdrowy rozsądek wnioski z faktu narażenia na oddziaływanie hałdy
związków baru, boru i cyjanku i innych trucizn w Tarnowskich Górach lub
fosfogipsów w Wiślince pod Gdańskiem. Udział stacji
sanitarno-epidemiologicznych w ocenie zagrożeń jest niezastąpiony.
Tylko dzięki wprowadzeniu w 2000r. cywilizowanych norm na wodę
wodociągową mieszkańcy Tarnowskich Gór dowiedzieli się, że poziom
trójchloroetylenu (TRI) w ich kranach przekracza dopuszczalny poziom aż
60 razy! Hałda po byłych zakładach chemicznych powoduje dobrze
rozpoznane skażenie zbiorników wód podziemnych stanowiących źródło
zaopatrzenia w wodę pitną dla 600 000 ludzi.
Z kolei złożona z metali ciężkich i popiołów hałda po zbrojeniowej
hucie stali chromowej w miejscowości Siechnice znajduje się w
odległości 300 metrów od ujęcia wody powierzchniowej dostarczającego
wodę do Zakładu Produkcji Wody we Wrocławiu zamieszkałym przez 640 000
ludzi. Szczegółowe, nawet rozszerzone badanie wody jest tu więc
niezbędne. Niestety, od 17. sierpnia 2006r. nie istnieje w Polsce
przepis prawny zapewniający bezpieczeństwo i zdrowie konsumentom wody
wodociągowej – do 9. listopada minister zdrowia nie wydal nowego
rozporządzenia w tej sprawie, choć o takiej potrzebie jest wiadomo od
półtora roku.
W odległości 10 km od centrum Gdańska znajduje się hałda fosfogipsów,
na którą zrzucane są dodatkowo osady z oczyszczalni ścieków. Pył
powstały w wyniku erozji jest roznoszony przez wiatr i wdychany przez
ludzi w szerokim promieniu.
Wielkopolska roi się od czarnych punktów, w których źródła szkodliwości
i uciążliwości mogą istnieć, a nawet nasilać swoje oddziaływanie na
zdrowie i życie ludzi tylko dlatego, że akurat tam są inwestycje
uruchamiane i działające z pogwałceniem obowiązującego prawa
sanitarnego. Korupcja polityczna inspektorów jest powszechnie
krytykowana od dawna, a jej najbardziej ostre przejawy są przyczyną
cierpień mieszkańców powiatu pilskiego, wsi Więckowice i wielu innych
miejsc, o których cały świat dowiaduje się z przerażeniem z telewizji.
Jednak za rekordowe należy uznać przynoszące Polsce hańbę traktowanie
mieszkańców gminy Szczucin w Małopolsce. Obszar klęski ekologicznej
sięga poza granice tej gminy i wiąże się z zagrożeniem azbestem dobrze
rozpoznanym już w 1998r., kiedy oszacowano objętość odpadów azbestowych
i mas ziemnych zanieczyszczonych azbestem na 1 mln metrów szesc. i
wykazano przy tym ponad 68-krotnie wśród mężczyzn i ponad 30-krotnie
wśród kobiet zwiększoną umieralność z powodu nowotworu swoistego dla
narażenia na azbest – międzybłoniaka opłucnej.
W wyborach samorządowych warto kierować się zdrowym rozsądkiem i
postawić na tych, którzy dowiedli, że potrafią zadbać o zdrowie i życie
wyborców.
17. listopada 2006
Rozwój cywilizacji doprowadził do ścisłego sformalizowania uprawnień
zastrzeżonych dla poszczególnych karier zawodowych osób posiadających
ten sam dyplom. Absolwent prawa z doświadczeniem radcy prawnego nie
założy togi sędziego, jak i prokurator nie zamieni się miejscami z
adwokatem. Różne są także drogi życiowe lekarzy. Podstawowy wybór
podejmowany najczęściej wkrótce po zakończeniu stażu podyplomowego
dotyczy lekarskiej specjalizacji. Specjalizacja uprawnia lekarza do
wykonywania zawodu w wybranej dziedzinie medycyny bez konieczności
zwracania się w razie potrzeby o opinię do kolegów posiadających inną
wiedzę specjalną.
Dzięki temu pacjent może mieć pewność, że w zwykłych warunkach nad
stołem operacyjnym pochyli się chirurg a nie np. pediatra albo
specjalista od menopauzy, a nawet weterynarz, co wszakże miałoby
uzasadnienie np. w czasie wojny lub w głębi buszu afrykańskiego.
Jest sprawą oczywistą, że odpowiedzialność lekarza jest tym większa, im
więcej ludzi oddaje w jego ręce swoje zdrowie i życie. Najbardziej
zapracowani chirurdzy z wielkim poświęceniem dzień w dzień ratują życie
wielu pacjentom, ale choćby wszyscy lekarze byli wyłącznie chirurgami i
tak nie podołaliby lawinie przypadków będących skutkiem zaniedbań w
obszarze zdrowia publicznego. Trzeba też podkreślić, że zdrowie
publiczne w żadnym przypadku nie ogranicza się do systemu ratownictwa
medycznego. Owszem, sprawny system ratownictwa jest wizytówką każdego
państwa, w którym na wypadek katastrof, kataklizmów i nagłego
pogorszenia zdrowia każdy obywatel i każdy przybysz powinien mieć równy
dostęp do kwalifikowanej pomocy medycznej w każdym miejscu i każdym
czasie. Tu podatnik musi ponieść wysokie, ale dobrze uzasadnione
wydatki na stworzenie i utrzymanie systemu, łączność, transport
samochodowy i śmigłowcowy, aparaturę i leki, nawet gdyby w przeliczeniu
na jedno uratowane życie ludzkie były to koszty niewspółmiernie wysokie
w stosunku do nakładów na zapobieganie wypadkom drogowym, katastrofom
budowlanym, powodziom, pożarom oraz epidemiom chorób zakaźnych i
niezakaźnych.
Nikogo nie można zostawić bez pomocy medycznej, ale też nie można
zaniedbywać innych niż ratownictwo obszarów zdrowia publicznego. Co z
tego, że na pobliskim polu wyląduje helikopter sokół ze Świdnika, z
którego wybiegnie wysoko wykwalifikowana ekipa ratowników, jeżeli
ratowany pacjent umrze, bo we fiolce oznakowanej jako lek wchodzący w
skład określonego przepisem prawnym zestawu przeciwwstrząsowego
znalazła się trucizna o działaniu kurary lub lepiej znanego w Polsce
pavulonu? Co z tego, że ponoszone są ogromne koszty poprawy wizerunku
Polski w oczach światowej opinii publicznej, skoro pierwsze pytanie
zadane mi po ujawnieniu skandalu z Corhydronem przez dziennikarza
światowego koncernu medialnego, który nie jest i nie musi być
przesadnie życzliwy naszym interesom, dotyczyło wiarygodności polskiego
systemu nadzoru nad jakością leków, a tym samym ryzyka, jakie ponoszą
nabywcy leków produkowanych w Polsce? Czy był to błąd fabryki leków,
czyn szaleńca, zamach terrorystyczny? A co to obchodzi lekarza i
pacjenta, zwłaszcza wtedy, kiedy nie musi kupować leków z konkretnej
fabryki, a nawet z obszaru kraju, w którym działa skompromitowany
system nadzoru nad jakością leków. Czy można było przeciąć ciąg zdarzeń
zagrażających życiu ludzi i rujnujących naszą gospodarkę inaczej niż to
uczynił premier, na użytek krajowej i zagranicznej opinii publicznej
ogłaszając dwie decyzje: jedną – o wstrzymaniu produkcji leków o
niepewnej jakości i drugą – o przyjęciu rezygnacji głównego inspektora
farmaceutycznego, zgodnie z ustawą kierującego Inspekcją Farmaceutyczną
w celu zabezpieczenia interesu społecznego w zakresie bezpieczeństwa
zdrowia i życia obywateli przy stosowaniu produktów leczniczych i
wyrobów medycznych.
System ratownictwa medycznego i program sztucznego serca są ważne, ale
stosowanie w zdrowiu publicznym zasady krótkiej kołdry prędzej czy
później musi skończyć się skandalem związanym z ujawnieniem tragicznych
faktów, które nawet zatajone i tak przecież kosztują życie i zdrowie
wielu ludzi.
Równolegle ze sprawą Corhydronu toczy się sprawa ryżu genetycznie
modyfikowanego, o czym od 3. października już wielokrotnie informowałem
polską opinię publiczną.
15. listopada 2006r. TELEXPRESS zawiadomił, że właśnie w tym dniu
rozpoczęto zwracanie skażonego ryżu do producenta. Dwie i pół godziny
później WIADOMOŚCI tego samego Pierwszego Programu Telewizji Polskiej
stwierdziły, że nie od połowy listopada a od początku października
wycofano w Polsce ponad 300 ton ryżu ze Stanów Zjednoczonych, zaś pani
rzeczniczka prasowa Głównego Inspektora Sanitarnego była uprzejma
problem zbagatelizować: “mowa o śladowych ilościach genetycznie
modyfikowanego ryżu, śladowe ilości, czyli tak naprawdę niewielkie, na
tysiące ziarenek mogło być jedno ziarenko gmo”. Tydzień wcześniej
Państwowa Inspekcja Sanitarna powiadomiła poprzez internet, że tylko w
3 próbkach na 48 zbadanych na terenie trzech województw stwierdziła
obecność materiału genetycznie zmodyfikowanego, a w jednym województwie
inspektorzy wcale nie znaleźli ryżu długoziarnistego w obrocie!
Przedstawicielka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we
Wrocławiu przed kamerą WIADOMOŚCI ujawniła przyczyny tych skromnych
osiągnięć: “otrzymaliśmy informacje gdzie i jakich sklepach może być, w
jakich sieciach i tam nasze służby monitorowały jak wygląda
wycofywanie”. A przecież zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej wydaną
z 5. września 2006r. państwa członkowskie mają obowiązek wyrywkowo
pobierać próbki produktów wprowadzonych do obrotu i je analizować w
celu potwierdzenia nieobecności genetycznie zmodyfikowanego ryżu LL
RICE 601, a w przypadkach wykrycia tego ryżu informować Komisję
Europejską za pomocą systemu wczesnego ostrzegania o niebezpiecznej
żywności i paszach – RASFF.
Pierwsze powiadomienia o wykryciu skażonego ryżu pojawiły się już 15.
września w tych państwach Unii Europejskiej, które potrafią zadbać o
zdrowie swoich obywateli i wizerunek swojego przemysłu. W naszym kraju
kołdra zainteresowania działalnością inspekcji zdrowia publicznego jest
zbyt krótka, aby zagrzać do działania wszystkich, od których zależy
zdrowie, życie i dobrobyt Polaków.
W tej sytuacji warto sięgnąć do doświadczeń konsumentów amerykańskich.
W 2002r. niewielkiej liczbie osób wypłacono łącznie 9 milionów dolarów
odszkodowania za rozstrój zdrowia w następstwie spożycia śladowych
ilości genetycznie modyfikowanej kukurydzy StarLink zarejestrowanej w
USA tylko jako pasza dla bydła. Genetycznie modyfikowany ryż Liberty
Link 601 nigdzie na świecie nie był dopuszczony do spożycia. Nawet
przez bydło.
24. listopada 2006
Ojciec miasta Ruda Śląska, pan Andrzej Stania obiecał objąć niezawodną
opieką rodziny 23 mężczyzn, którzy zginęli w czeluściach kopalni
Halemba uznawanej za jedną z najbardziej niebezpiecznych w Polsce. Były
górnik wie, co mówi, kiedy odnosi się do najbardziej tragicznych
realiów życia na Śląsku. Pomoc wdowom i sierotom po zasypanych
górnikach to tylko jedna z form rzeczywistej solidarności między ludźmi
w tej części Polski. Nie gazetowej, nie sloganowej, nie partyjnej a
prawdziwej solidarności człowieka z człowiekiem w potrzebie. Ludzie
zamieszkali na Śląsku od setek lat opierają swój byt o pracę w
górnictwie. Augustyn Morcinek, zanim został pisarzem znanym jako Gustaw
Morcinek, pracę w kopalni podjął w wieku 16 lat. Kiedy miał lat 19,
dzięki pieniądzom zebranym przez górników poszedł do szkoły
nauczycielskiej, stał się odważnym obrońcą polskości Śląska, śląskim
pisarzem, dla którego Zofia Kossak była literacką matką chrzestną. Za
felietony, w których kpił z polakożerców w rodzaju Bismarcka, w latach
1939 – 1945 Niemcy więzili pisarza obozach śmierci Sachsenhausen i
Dachu. Po wojnie był wykorzystywany do sowietyzacji Polski. Jednak
nowela Gustawa Morcinka ŁYSEK Z POKŁADU IDY z 1933r. jako lektura
szkolna wielu ludziom w Polsce przybliżyła realia śląskich kopalń
węgla. Budziły one grozę i podziw dla ludzi potrafiących podołać
podziemnym żywiołom i przeżyć okrutny wyzysk. Nieludzkie warunki pracy
na dole nie były nie do pokonania przez tysiące mężczyzn, najczęściej
synów chłopskich, przybywających co roku na Śląsk z Podbeskidzia,
Podhala, Podkarpacia, Kielecczyzny i jeszcze dalszych stron kraju,
gdzie z roli nie dało już się wyżyć, na Saksy albo za morze nie
werbowali, a do pracy najemnej brano tylko na kopalni.
W XXI wieku dużą aglomerację Śląska i Zagłębia zamieszkuje co dziesiąty
Polak. I nadal mężczyźni są gotowi do pracy w nieludzkich kopalnianych
warunkach, bo innych możliwości nikt im nie oferuje na tyle skutecznie,
aby zechcieli je przyjąć i wyrwać się zaklętego kręgu niemocy Państwa
Polskiego skazującego ludzi na warunki życia i pracy urągające
poziomowi współczesnej cywilizacji. Dumping socjalny i pracowniczy w
kopalniach węgla jest wprost wpisany w tę gałąź gospodarki,
oszczędności na bezpieczeństwie, zdrowiu i życiu górników obniżają cenę
węgla i czynią ją niższą od oferowanej przez konkurencję, która mniej
ryzykuje życiem pracowników.
Ludzie na Śląsku doskonale zdają sobie sprawę z ryzyka w kopalniach
takich jak Halemba. A jednak je podejmują. Z takich samych powodów, z
jakich każdy z nas wziąłby jedyną dostępną pracę pozwalającą zarobić na
rodzinę. Niedawno w telewizji można było zobaczyć reportaż z
kopalnianego chodnika, który górnicy przemierzali, czołgając się pod
górę. Przypomniałem sobie wtedy pacjentów z kopalń wałbrzyskich, z
typowym dla górników alergicznym wypryskiem dłoni, czyli egzemą,
alergiczną chorobą skóry w następstwie uczulenia na chrom. Prosili o
skuteczne i szybkie wyleczenie zmian skórnych utrudniających im pracę.
Silny świąd, ból, krwawiące rany na dłoniach i na twarzy nie były dla
nich wystarczającym powodem pójścia na zwolnienie lekarskie, bo zbyt
dużą ponieśliby stratę finansową z powodu nieobecności w kopalni.
Wałbrzyskie kopalnie cennego surowca zostały zamknięte z powodu
niebezpiecznych warunków eksploatacji węgla. Ryzyko wydobycia węgla
było uznane za zbyt duże. W uzasadnieniu podawano trudne warunki
geologiczne, w tym chodniki, w których można było tylko się czołgać, a
ściany fedrować tylko na klęczkach. Kopalnie wałbrzyskie zamknięto,
ludzie poszli na bruk, ich problemy do dzisiaj nie są rozwiązane.
Szkoda, że obcnie Śląsk nie ma swojego polskiego piewcy, jakim był
Gustaw Morcinek. Pisarz ten stracił wiele w wyniku poddania się
komunistycznej manipulacji. Opowiadając się po stronie imperium zła,
zaprzeczył wspaniałemu dorobkowi z okresu międzywojennego. Narodowy i
ekonomiczny wyzysk polskiego Śląska z rąk Niemców przejęli, z krótką
przerwą, Rosjanie. I Morcinek swoją aktywnością polityczną w PZPR
konserwował kontestowane wcześniej kopalniane realia, które teraz
rozpatruje się w kategoriach łamania praw człowieka, obywatela i
pracownika.
Czy jednak koniecznie trzeba liczyć na pisarza, aby dzisiaj obudzić
ludzkie sumienia? Czy prawda o dzisiejszym Śląsku nie bije z
telewizyjnego ekranu? Czy rzeczywistości nie odsłania tragedia 23
mężczyzn z kopalni Halemba? Właściciele kopalń, nadzór górniczy,
związkowcy, inspektorzy pracy, sanitarni otrząśnijcie się! Wasza
decyzja lub zaniechanie może być wyrokiem śmierci. Politycy
odpowiedzialni za zatrudnienie przenieście się na Śląsk! Zaparkujcie
limuzyny i przejdźcie piechotą chociaż kilka ulic śląskich miast,
zajrzyjcie na podwórka. Zapytajcie ludzi z czego żyją, za co kupują
jedzenie dzieciom. Wyciągnijcie tysiące rodzin z chciwych łap
żerujących na ludzkim nieszczęściu. Zorganizujcie transport na budowy,
na których nie ma rąk do pracy. Przestańcie marnować publiczne
pieniądze na pozorowaną walkę z bezrobociem i nauczcie ludzi dobrze
płatnych i coraz bardziej deficytowych zawodów – hydraulika,
kafelkarza, malarza, ślusarza, stolarza.
Pan prezydent Andrzej Stania według ogólnodostępnej informacji
szczególnie zajmuje się uporządkowaniem gospodarki wodno – ściekowej i
odpadami, budownictwem mieszkaniowym, promocją miasta skutkującą
wzrostem firm i miejsc pracy. Ojciec miasta chce udowodnić, że Ruda
Śląska jest najpiękniejszym miastem na świecie. Po modlitwie za
tragicznie zmarłych, pomódlmy się za tych, którzy troszczą się o
pozostałe po nich wdowy i sieroty.
1. grudnia 2006
Dorastając, człowiek jest bezradny i bezbronny wobec problemów, które
niesie codzienne życie rodzinne, szkolne i pozaszkolne. Rodzina ma
zapewnić młodemu człowiekowi opiekę i pełne oparcie. Nie mniejsze a
większe niż córeczce i synkowi, kiedy byli malutkimi jeszcze dziećmi.
Jest takie powiedzenie: małe dziecko – małe problemy, duże dziecko –
duże problemy. I tym dużym problemom matka i ojciec też muszą stawić
czoła, w żadnym przypadku nie rezygnując w sytuacjach najtrudniejszych,
które wprost są walką o życie własnego dziecka. Kto, jeśli nie matka i
nie ojciec ma wbrew wszelkim trudnościom i piętrzącym się przeszkodom
wytrwale, do ostatnich sił zabiegać o życie własnego dziecka? Kiedy
ojciec i matka sami wymagają pomocy, albo jedno z nich porzuciło
rodzinę, wówczas energiczną opiekę nieraz przejmuje babcia lub dziadek,
starsze rodzeństwo, lub dalsza rodzina, ale z reguły to rodzice ponoszą
trudy wychowania dorastającego dziecka.
A są to trudy niemałe, na które składają się głównie wynikające z
czystej anatomii i fizjologii tysięczne problemy tej fazy
psychofizycznego dojrzewania człowieka, nieodparty pociąg do
eksperymentów, chęć sprawdzania się w nowych rolach i wreszcie zupełnie
bezkrytyczny stosunek do otrzymywanych propozycji, ofert i zachęt.
Jak łatwo jest manipulować młodymi ludźmi wiedzą najlepiej producenci
napojów słodzonych wysokofruktozowym syropem skrobiowym, którego wpływ
na rozwój epidemii cukrzycy i otyłości zwłaszcza wśród dzieci i
młodzieży był ostatnio ponownie dobitnie podkreślony przez światowe
autorytety. Ta sprawa jest może mało znana w naszym kraju, stąd też
wielkie interesy producenta syropu i jego klientów, czyli firm
wytwarzających markowe produkty spożywcze słodzone syropem. Ale o
wpływie nadmiaru kalorii na zniekształcającą nadwagę i zabójczą otyłość
chyba wszyscy słyszeli. Każdy rozsądny człowiek, nawet bardzo młody,
jak tylko umie już liczyć, może sam się przekonać, że tylko jedna
jedyna puszka słodkiego napoju gazowanego pokrywa 13-16% dziennego
zapotrzebowania na energię młodej osoby ważącej 50 kg. Dwie puszki
słodkiego napoju to już od jednej czwartej do jednej trzeciej
kaloryczności pożywienia potrzebnej nastolatkom na całą dobę!
Producenci napojów, batonów i innych słodzonych przekąsek zaspokajają
wzmożone zapotrzebowanie dzieci i młodzieży na słodycze, na wszelkie
możliwe sposoby kusząc młodych konsumentów reklamami osadzonymi w
młodzieżowym środowisku, charakterystycznymi atrybutami, językiem,
modą. Dokładnie w ten sam sposób, którym posługują się producenci
sprzętu do słuchania muzyki, czy to z głośników o wielkiej mocy, czy ze
słuchawek, a więc urządzeń, które składają się na poważny ubytek
słuchu, głuchotę u 2 na 5 Polaków.
Na tej samej zasadzie wtopienia się w świat swoich klientów działa
światowy przemysł narkotykowy. Już kierownicy średniego szczebla
zarządzania w narkobiznesie to ludzie w sile wieku, nieraz bardzo
poważani inwestorzy, biznesmeni, politycy, właściciele wielkich
posiadłości, luksusowych aut i samolotów. Tak potrafili zorganizować
podaż i popyt, że okrutnie eksploatując biedaków n.p. w Afganistanie
czy Kolumbii, wyciskają równocześnie ostatnie siły z tysięcy finalnych
sprzedawców, czy to uzależnionych, czy też na zimno zarabiających
pieniądze na swoich rówieśnikach. Dorastając, młody człowiek odrywa się
stopniowo od mamy i taty, a nie będąc pewnym pączkującej
samodzielności, silnie utożsamia się z grupą rówieśniczą, naśladuje
zachowania rówieśników. Zachowuje się tak, jak wszyscy znajomi się
zachowują. Tak samo się ubiera, mówi, bawi. Kiedy ciągle słyszy i
widzi, że wszyscy biorą narkotyki, nie odmówi przyjęcia pierwszej
porcji, nieraz darmowej, od sprzedawcy, który sobie upatrzył nową
ofiarę. Sprzedawca narkotyków, tak samo ubiera się, mówi, bawi jak
wszyscy. Tyle że ma za zadanie sprzedać jak najwięcej powierzonego mu
towaru. Często jest autorytetem, narzuca styl, wyśmiewa tych ‘spiętych’
i tych ‘niewyluzowanych’. Z oczywistych powodów jest entuzjastą pełnej
swobody, wszelkiej możliwej wolności dla każdego w każdym wieku, a
zwłaszcza legalizacji narkotyków, bo w Amsterdamie są legalne, bo
spadnie przestępczość itp. Chętnie opowiada o swoich halucynacjach,
wizjach, inicjuje o nich rozmowy, wreszcie sprzedaje swój towar. Z taką
samą tęga miną, jak sprzedawcy puszek słodzonych napojów, głosi, że
niektóre narkotyki tak naprawdę nie są szkodliwe dla zdrowia. Młodzi
naiwni wierzą tym zapewnieniom, bo u nastolatków poczucie zagrożenia
odległymi skutkami prawie nie istnieje, trzydziestolatek jawi się
starcem. Szeptana reklama działa skutecznie. W szkołach i dyskotekach
wiadomo, od kogo można kupić narkotyk. Jak każdy interes na wielką
skalę, narkobiznes ma wsparcie w filmach, kolorowych czasopismach, w
showbiznesie. Gwiazdy narzucające swój styl milionom młodych ludzi,
popularni politycy, eksperci, właściciele stacji telewizyjnych, wydawcy
to nieraz marionetki w rękach szefów światowego przemysłu narkotykowego
zawsze połączonego z handlem ludźmi. Ludźmi młodymi płci obojga,
których podaż nie zaspokaja zwyrodniałego popytu i dlatego podejmowane
są wzmożone działania na rzecz uruchomienia nowych zasobów żywego
towaru, zwłaszcza w krajach, gdzie wielu młodych dorasta w rodzinach
doprowadzonych do ubóstwa. Warto te sprawy przemyśleć w Światowym Dniu
AIDS 2006r.
15. grudnia 2006
Życie wszystkich stworzeń – ludzi, zwierząt i roślin – toczy w pełnej
zależności od innych. Niech no tylko małe dziecko gdzieś zgubi się w
tłumie, oddali się od rodziców, a już popada w przerażenie. Ogarnia je
w pełni uzasadniony strach związany z nagłą utratą opieki ze strony
najbliższych, którym ufa. Im człowiek słabszy, tym bardziej szuka
niezawodnej opieki.
Przez niemal całe tysiąclecie mieszkańcy południowo-wschodnich kresów
Rzeczypospolitej drżeli przed Tatarami, później Turkami. Nie bez
powodu. Po tysiącach ludzi, całych rodach, wszelki ślad zaginął.
Popioły spalonych wsi, miast, stanic i chutorów rozwiał wiatr po
stepie. Jedyną nadzieję na przeżycie dawała opieka wojsk koronnych i
litewskich. Do polskiego króla zanoszono błagania o pomoc przed dziką
przemocą. Majestat Rzeczypospolitej na ile mógł, na tyle chronił swoich
poddanych, ale i tak wielu z nich przerażonych nadciągającą perspektywą
strasznej śmierci i jeszcze gorszej niewoli w jasyrze zjeżdżało całymi
gromadami do centrum Korony, do Lwowa i okolic. Rzeczpospolita, jak
dobra matka, potrafiła przygarnąć wszystkich, nawet tych, którzy
działali wpierw na jej, później na swoją zgubę i w istocie skazali
dziesiątki milionów swoich potomków na śmierci głodową, kiedy to
imperium rosyjskie założyło czerwoną maskę.
Wypędzona z ukochanego pięknego miasta historyczna pamięć Lwowian
rozwija się we Wrocławiu. Też ukochanym i równie pięknym, choć inaczej.
Potomkowie kresowian dobrze przysłuchują się odgłosom zza miedzy.
Słysząc wyraźne zapowiedzi rewizji granic, nie mogą pozostać obojętni
na nadciągającą perspektywę kolejnego wypędzenia, a może i strasznej
opresji. W naszych uszach jeszcze przecież dźwięczą słowa pradziadków,
dziadków, ojców i matek, których sołdat zapakował do bydlęcych wagonów
i wysłał na zachód. Na szczęście – na zachód, do Polski. Pod opiekę
Rzeczypospolitej.
Miniony tydzień miał dla nas wielkie znaczenie. Od prześwietnego
tryumfu wszystkich dzieł Ojca Tadeusza po monumentalne wydarzenia we
Wrocławiu, każda chwila życia w Polsce była przepojona miłością Boga,
Ojczyzny i bliźniego. Po latach upokorzeń, szyderstw, zdrad, oszustw,
po tysięcznych i – niestety – zbyt często udanych próbach ogłupienia
Polaków, wreszcie doczekaliśmy się donośnego, jednobrzmiącego głosu
najwyższych władz Rzeczypospolitej, jak nigdy wcześniej zgodnego z
opinią publiczną. Głosu, który potrafił przebić się przez nastawione na
pełny regulator zagłuszarki gadzinowej propagandy.
Sprzedani obcym, wykpieni z powodu wieku i miejsca zamieszkania,
sponiewierani w swojej godności narodowej, cierpiący prześladowania
religijne, zagrożeni wypędzeniem, wszyscy ci zostali wydobyci z
otchłani zwątpienia. Pokolenie Sierpniowe już raz przeżywało tego
rodzaju renesans człowieczeństwa w pełnym wymiarze. Tamtej euforii nikt
nie zapomni. Czas na nowe zachłyśnięcie się wolnością. Czas korzystać z
wyższej formy tej wolności, jaką jest mądra opieka Majestatu
Rzeczypospolitej, który nie pozwoli skrzywdzić żadnego Polaka. Miarą
polskości niech będzie lojalność w stosunku do wspólnego dobra,
Rzeczypospolitej, Rzeczy Wspólnej nas wszystkich.
Dobre uczynki, o które nas prosi Ojciec Święty Benedykt XVI, niech za
Jego przykładem będą obfitowały w próby nawiązania współpracy dla
wspólnego dobra, wybaczenia win tym, którzy o to poproszą, pomocy
młodym, o którą zabiega Ojciec Tadeusz.
22. grudnia 2006
Od soboty do wtorku potrwa tegoroczny czas świąt Bożego Narodzenia.
Kalendarz wyznaczył nam sporo dni na spotkanie w rodzinnym gronie,
bowiem radość z Narodzenia Pańskiego od dawien dawna Polacy starają się
dzielić z najbliższą rodziną. Za wszelką cenę. Za cenę kosztów biletu,
niebywale wysokich zwłaszcza w komunikacji krajowej, niewygód podróży,
dąsów przyjaciół, niezadowolenia pracodawców. Dorosłe dzieci rozsiane
po całym świecie zlatują do rodzinnych gniazd, aby choć przez kilka dni
pobyć z rodzicami, przytulić się do babci, posłuchać opowiadań dziadka.
Odnowiona przy wigilijnym stole atmosfera rodzinnego domu nada nowego
smaku okruchom wspomnień, wyniesie ich wartość na należne im miejsce
wśród innych wartości, także tych, za którymi młodzi ludzie rzucili się
w pogoń na obczyźnie.
Być może nad barszczem z uszkami, nad pachnącą polskim lasem zupą
grzybową, potoczą się rozmowy o zaskoczeniu, jakie budzi zagranicą
nasza tradycja kulinarna. Pink soup może zadziwiać kolorem, mushroom
soup straszyć zawartością. Do tego ten carp w innej roli niż ozdobna
złota rybka. Ileż to trzeba się nagadać z obcokrajowcami, aby im
opisać, to co dla nas jest oczywiste, bo znane od najmłodszego
dzieciństwa. A kulinaria są drobiazgiem na tle spraw tak zasadniczych,
jak wartości, diametralnie różne w różnych krajach Europy, co wykazał
niedawno opublikowany Eurobarometer. Zaskakujące różnice kulturowe to
trwały temat rozmów, nawet w czasach powszechnego dostępu do obrazu
życia w innych krajach, tak łatwo osiągalnego za pomocą klawisza
telewizyjnego pilota. Potem przyjdzie rozpakowywanie prezentów. Z
bardzo wysokiej stałej pensji lub zaoszczędzonych kosztem wielu
wyrzeczeń resztek pozostałych z nie zawsze regularnej wypłaty można
sprawić radość najbliższym, udowodnić im i samej lub samemu sobie, że
warto było wyjechać za pracą i płacą. Ten karp i te prezenty nie są
przecież udziałem wszystkich. Tysiącom rodaków ambicja nie pozwala
przyznać się do błędu, do życiowej porażki, jaką był wyjazd z kraju.
Próbowali setki razy zaczepić się gdziekolwiek i zawsze spotykali się z
odmową albo oszustwem. Ziemia obiecana stała się krainą wrogą, z
niewiadomych powodów odrzucającą niektórych przybyszów z Polski.
Wiedza, umiejętności, pracowitość i przedsiębiorczość, nawet w
połączeniu, nie zawsze są wystarczają, aby odnieść sukces czy to w
ojczyźnie, czy na obczyźnie. Tyle że wśród obcych gorycz porażki jest
bardziej dławiąca. Co więcej, w porze wigilii ludziom największego
sukcesu, najtęższym głowom, najtwardszym charakterom, oczy zajdą łzami,
kiedy zdadzą sobie sprawę jak strasznie są samotni na duchowej pustyni
poza domem.
Stawiając pusty talerz na wigilijnym stole, pomyślmy o wszystkich
pukających, jeśli nie do naszych drzwi, to na pewno do naszych serc.
Nie rezygnujmy z ułatwienia im powrotu do domu, do Ojczyzny. I tak
Polska ponosi niepowetowane straty demograficzne, które, o czym
wielokrotnie wspominałem, w swoich następstwach przekraczają straty
wojenne. Pomimo pokładanych w nim nadziei, nawet obecny rząd nie
potrafi wykazać się skutecznym programem przywrócenia Polski Polakom.
Pielęgnowanie narodowych tradycji i umacnianie narodowej tożsamości są
rzeczywiście dostrzegalnym i niezwykle chwalebnym dorobkiem obecnej
władzy. Wielką zasługą jest także wyraźne i jednoznaczne opowiadanie
się za polskim interesem narodowym w ponawianych jedna za drugą
konfrontacjach z interesami innych narodów, zwłaszcza tych, które nie
mogą się wyrzec agresji lub protekcjonalizmu w stosunku do wiecznie im
przeszkadzającej Polski. Aby docenić postawę obecnej władzy, wystarczy
wyobrazić sobie, co by z nas zostało, gdyby ostatnie wybory
parlamentarne przyniosły inny wynik. Naprawa wymiaru sprawiedliwości
idzie pełną parą i trzeba mieć nadzieję, że herkulesowych sił starczy
panu ministrowi Zbigniewowi Ziobro i jego współpracownikom do
wyczyszczenia tej stajni Augiasza.
Jednak na tym nie kończy się ogrom zadań stojących przed rządem RP. Jak
przy udzielaniu pierwszej pomocy, podstawowym zadaniem ratownika jest
powstrzymać upływ krwi, zatamować krwotok. Polska wykrwawia się, traci
najbardziej przedsiębiorczych, najlepiej wykształconych, najmłodszych.
Emigracja pożera nasze dzieci. Pozostałym w kraju starszym pokoleniom
pozostaje strach przed przyszłością, mieszkańcom, rolnikom i
przedsiębiorcom już silnie doskwiera brak rąk do pracy, a pacjentom
coraz trudniej o fachową pomoc. Jest o czym w porozmawiać w domu, a
wnioski z rodzinnych rozmów przenieść na forum życia publicznego,
okupowanego obecnie przez żenujące sprawy trzeciorzędnej wagi.
Przełamanie się opłatkiem i wysłuchanie Ewangelii o narodzeniu
Chrystusa otwiera najserdeczniejsze z naszych świąt. Dzielmy się do
syta ich radością w rodzinnej wspólnocie.
29 grudnia 2006
Radość Narodzenia Pańskiego przepełnia chrześcijan przez całe życie, a
zwłaszcza pod koniec starego i z początkiem nowego roku. Obok
tysięcznych innych zachowań i symboli wywodzących się ze stosunku
człowieka do aktu najwyższej miłości Boga do Jego stworzenia, także
noworoczna radość uległa odcięciu od korzeni, z których się wywodzi.
Otyły przerośnięty krasnal wymyślony przed drugą wojną światową przez
sprzedawców coca-coli ukradł miliardom ludzi przesłanie św. Mikołaja,
biskupa Miry położonej we wschodniej części cesarstwa rzymskiego,
zmarłego w połowie IV w. A jest to przesłanie miłosierdzia, odwagi i
sprawiedliwości. Kierując się miłosierdziem, prawdziwy św. Mikołaj
rozdawał odziedziczony majątek potrzebującym, między innymi dyskretnie
wyposażył ubogie trzy młode kobiety; kierując się odwagą i
sprawiedliwością uratował od wyroku śmierci trzech fałszywie
oskarżonych urzędników. Św. Mikołaj Cudotwórca jest patronem Grecji.
Rosji, Moskwy i Nowogrodu, a także pojednania Wschodu i Zachodu.
Taka to wspaniała postać świętego katolików i prawosławnych jest
obecnie parodiowana w reklamach, na ulicach, w telewizji, na kartkach
zwanych urągliwie świątecznymi.
Podobnie jest z radością Bożego Narodzenia, której apogeum
manipulatorom kultury masowej udało się przenieść na ostatnią noc
kończącego się roku, na św. Sylwestra. Pontyfikat ogłoszonego później
świętym papieża Sylwestra I przypadał od 31 stycznia 314 do 31 grudnia
335r. Były to pierwsze lata wolności wyznawców Chrystusa. W 313r.
cesarz zachodniej części Imperium Rzymskiego Konstantyn Wielki i cesarz
wschodniej części Licyniusz ogłosili w Mediolanie edykt zapewniający
chrześcijanom wolność wyznania w Cesarstwie Rzymskim. W roku
poprzedzającym ten punkt zwrotny w historii ludzkości, tuż przed bitwą
decydującą o przejęciu całkowitej władzy nad Cesarstwem Rzymskim przez
Konstatyna, na niebie pojawił się świetlisty krzyż z otaczającym
napisem IN HOC SIGNA VINCES, czyli W TYM ZNAKU ZWYCIĘŻYSZ. I tak się
stało. Pomimo nierówności sił, przy Moście Mulwijskim nad Tybrem 28.
października 312r. wojska Konstantyna pokonały trzy razy bardziej
liczne zastępy dowodzone przez jego rywala Maksencjusza. Konstantyn
stał się jedynowładcą zachodniej części Imperium Rzymskiego, uznał za
konieczne chrześcijanom dać zupełną wolność wyznawania religii, a
żołnierzom rzymskim nosić krzyże na tarczach i zbrojach.
Pijackie orgie w noc sylwestrową mają tyle samo wspólnego ze św.
Sylwestrem, co wisiorki w kształcie krzyża zakładane przez osoby jawnie
wrogie Chrześcijaństwu z wizją Konstantyna W TYM ZNAKU ZWYCIĘŻYSZ.
Zaiste zjawiskom tym należy się słuszny osąd, którego nie ma prawa
zagłuszyć rechot siwobrodego grubasa w czerwonym ubranku i szlafmycy z
pomponem.
Chyba nie wszyscy już całkiem zdziecinnieli.
Upowszechniony przez labarum Konstantyna Wielkiego znak Chi-Rho, od
pierwszych dwóch greckich liter imienia Chrystusa, czytany według liter
alfabetu łacińskiego XP, w XXI w. dotarł do każdego zakątka globalnej
wioski. Za tym znakiem powinny, muszą trafić do każdego świadomego
człowieka aktualne objaśnienia jego znaczenia. Te zawarte są w Orędziu
Ojca Świętego Benedykta XVI na Światowy Dzień Pokoju 1. stycznia 2007
roku OSOBA LUDZKA SERCEM POKOJU. Ojciec Święty Benedykt XVI na początku
nowego roku kieruje do rządzących i odpowiedzialnych za narody oraz
wszystkich ludzi dobrej woli życzenie pokoju. Zwraca się z tym
życzeniem przede wszystkim do tych, którzy zaznają bólu i cierpienia,
do tych, którym zagraża przemoc i siła oręża, i tych, którzy,
pozbawieni wszelkiej godności, oczekują dowartościowania na poziomie
ludzkim i społecznym. Kieruje je do dzieci, których niewinność ubogaca
ludzkość w dobroć i nadzieję, a ich cierpienie pobudza nas wszystkich,
abyśmy zaprowadzali sprawiedliwość i pokój. Właśnie myśląc o dzieciach,
zwłaszcza o tych, których przyszłość jest zagrożona przez wyzysk i zło
dorosłych, nie mających skrupułów, Ojciec Święty Benedykt XVI pragnie z
okazji Światowego Dnia Pokoju skoncentrować uwagę wszystkich na
temacie: Osoba ludzka sercem pokoju. Papież jest bowiem przekonany, że
gdy szanuje się osobę, umacnia się pokój, a wprowadzając pokój, tworzy
się perspektywy dla autentycznego, integralnego humanizmu. W ten sposób
przygotowuje się spokojną przyszłość dla następnych pokoleń. Kolejne
rozdziały orędzia noszą następujące tytuły:
* Osoba ludzka i pokój – dar i zadanie
* Prawo do życia i do wolności religijnej
* Równość natury wszystkich osób
* “Ekologia pokoju”
* Redukcyjne wizje człowieka
* Prawa człowieka i organizacje międzynarodowe
* Międzynarodowe prawo humanitarne i wewnętrzne
prawo państw
* Kościół w obronie transcendencji osoby ludzkiej
W noworocznym Orędziu Ojciec Święty Benedykt XVI dwukrotnie odwołuje
się do nauczania swojego czcigodnego poprzednika Jana Pawła II, co dla
dziesiątków milionów rodaków naszego papieża jest szczególnym
zobowiązaniem do odpowiedzi na gorący apel Benedykta XVI do Ludu
Bożego, aby każdy chrześcijanin poczuł, że jego zadaniem jest być
niezmordowanym budowniczym pokoju i wytrwałym obrońcą godności osoby
ludzkiej i jej niezbywalnych praw.
Aby odpowiedzieć na ten apel, należy znać pełny tekst Orędzia,
stosownie do potrzeby cytować jego fragmenty i niezłomnie opowiadać się
za jego przesłaniem.
Wersja elektroniczna pełnego tekstu Orędzia opracowana przez Biuro
Prasowe Konferencji Episkopatu Polski na podstawie tłumaczenia Sekcji
Polskiej L’Osservatore Romano liczy niecałe 3000 wyrazów i jest
dostępna na stronie internetowej Episkopatu Polski www.episkopat.pl .
ROK 2007
5. stycznia 2007
Od pierwszych dni nowego roku drzwiami i oknami zło wdziera się do
naszych domów. Członkom Kościoła rzymskokatolickiego podaje się do
wierzenia zupełnie nowe zasady traktowania kapłanów. Już nie zakonnika,
redemptorystę, a kolejnego arcybiskupa czyni wrogiem publicznym numer
jeden. Świadomi ponoszonego ryzyka aktywiści dawnej PZPR nawołują do
przestrzegania zasad wymuszonego na nich konkordatu. Wiele lat
zajmowania miejsca kapłanów przez sekretarzy partii faszystowskich lub
komunistycznych nigdzie na świecie nie zakończyło się sukcesem
totalitarystów, nawet w Rosji. Pompastyczne faszystowskie ceremoniały
nie zastąpiły nabożeństw katolikom w Bawarii. Renesans Prawosławia w
wielkim narodzie rosyjskim dobitnie świadczy o tym, że ludziom
potrzebna jest wiara w Boga a nie Lenina i wiary tej nie uda się
wykorzenić, podstawiając działacza partyjnego w miejsce kapłana, choćby
i przepych kolejnych zjazdów partii przekraczał ludzkie wyobrażenie.
Człowiek wyznający wiarę podczas niedzielnego nabożeństwa ma doskonale
uporządkowany system wartości. Chcąc pogłębić swoją wiedzę, sięga do
Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu, Katechizmu Kościoła
Katolickiego, encyklik kolejnych papieży, orędzi zwłaszcza tych
najbardziej aktualnych, jak Orędzie Ojca Świętego Benedykta XVI sprzed
kilku dni. Chcąc pogłębić swoją wiarę, katolik przyjmuje za swoją treść
nauczania Kościoła, a dla jej uzupełnienia stawia pytania zakonnikom,
księżom i biskupom, wysłuchuje ich odpowiedzi i z pełnym przekonaniem
pokłada w nich wiarę, bo przecież są to osoby jak najlepiej
przygotowane do udzielania odpowiedzi w zakresie swojej, jakby to można
powiedzieć, ekspertyzy.
Na tej samej zasadzie lekarzowi pytania stawia pacjent – kolejarz,
prawnik, czy przedstawiciel innego zawodu. Rozmowa może przejść w żywą
dyskusję, ale nie wyobrażam sobie, aby pacjent dysponował większą ode
mnie wiedzą w zakresie mojej ekspertyzy. Po co by w takim razie pacjent
przychodził do lekarza, skoro wie lepiej. Może miałoby być odwrotnie –
to może lekarz ma pytać kolejarza, prawnika, albo przedstawiciela
innego zawodu jak ratować i umacniać zdrowie?
A relacja lekarz – pacjent dotyczy zaledwie maleńkiego fragmentu życia
człowieka. Życia na tej ziemi, trwającego zaledwie siedem – osiem –
dziewięć dziesiątków lat okresu próby. W tym czasie albo człowiek
zasłuży na życie wieczne, albo w wyniku sprawiedliwego Sądu je straci.
Stąd sam Chrystus wyznaczył św. Piotrowi i jego następcom zadania
szerzenia Królestwa Bożego, które nie jest z tej ziemi. Stąd osoby
duchowne mają tyle razy bardziej odpowiedzialne zadania od lekarzy, ile
razy dłuższe jest życie wieczne od życia doczesnego.
Jak jest więc możliwe, że działacze partyjni, dziennikarze, rozmaici
spece od spraw różnych wypowiadają się na temat kapłanów Kościoła
rzymskokatolickiego, kiedy Rzym milczy.
Wiara i wiedza, czy nauka, nie są tożsame, choć jak wykazywał to
wielokrotnie Ojciec Święty Jan Paweł II, wzajemnie się uzupełniają.
Kanonik z Fromborka, Mikołaj Kopernik wiedział i wierzył i choć nie
doczekał uznania swojej wiedzy przez Rzym, pozostał wierny Kościołowi
rzymskokatolickiemu.
Jakim więc prawem łowcy sensacji metodycznie niszczą zaufanie wiernych
do ich kapłanów? Czy listy od czytelników mają zastąpić konfesjonał,
opinie polityków o dopuszczalności kary śmierci wyprzeć jedno z
przykazań danych ludziom już na Górze Synaj, a rozproszone owieczki
mają pójść za głosem wilków w owczej skórze?
12 stycznia 2007
Zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego tradycja katechetyczna
przypomina, że istnieją grzechy, które wołają o pomstę do nieba. Wołają
więc do nieba: krew Abla, grzech Sodomitów, narzekanie uciemiężonego
ludu w Egipcie, skarga cudzoziemca, wdowy i sieroty oraz
niesprawiedliwość względem najemnika.
Są to znane z małego katechizmu cztery grzechy wołające o pomstę do
Boga: po pierwsze – rozmyślne zabójstwo, po drugie – grzech sodomski,
po trzecie – uciskanie ubogich, wdów i sierot oraz po czwarte –
zatrzymanie zapłaty pracownikom.
We współczesnej frazeologii języka polskiego coś woła o pomstę do
nieba, kiedy wywołuje zgrozę i oburzenie.
Może to być na przykład krzywda, czyli szkoda moralna, fizyczna lub
materialna wyrządzona komuś niezasłużenie, bezprawnie; nieszczęście
niesprawiedliwość, obraza dotykająca kogoś niesłusznie.
Krzywda wołająca o pomstę do nieba doczekała się ostatnio niezwykle
wyrazistego ucieleśnienia, którego obrazu nie będziemy mogli zapomnieć
do końca życia.
Zamykamy oczy… Kogo widzimy jako ucieleśnienie krzywdy wołającej o
pomstę do nieba?
Wystarczy zamknąć oczy, aby ujrzeć postać kapłana będącą ucieleśnieniem
krzywdy wołającej o pomstę do nieba, postać biskupa, umęczonego nie za
to, co zrobił w przeszłości a za to, czego mógł dokonać w przyszłości.
Narodowi i Państwu Polskiemu należy życzyć, aby drugi w ciągu bez mała
tysiąca lat przypadek umęczenia biskupa Stanisława przed ołtarzem, nie
pociągnął następstw podobnych do pierwszego.
Wincenty Kadłubek zostawił przecież potomnym objaśnienie okoliczności
niemal współczesnego jego czasom zabójstwa biskupa Stanisława przez
króla Bolesława II Śmiałego przed ołtarzem w kościele na Skałce.
11. kwietnia 1079r. publiczną dyskusję o przestrzeganiu wartości
chrześcijańskich w życiu społecznym ówczesny władca Polski przeciął
mieczem, rozcinając na części ciało kapłana. Wkrótce potem potężne
państwo Piastów rozpadło się na dzielnice, a narastające osłabienie
władzy centralnej doprowadziło w końcu do trwającego setki lat
oderwania Śląska od polskiej macierzy i przyniosło Polakom na Śląsku
prześladowania najbardziej nasilone po zagarnięciu ich ziem na dwieście
lat przez Prusy.
Męczeństwo świętego Stanisława, patrona Polski, której siłą zawsze i
niezmiennie był niezależny od władzy świeckiej Kościół
rzymskokatolicki, zostało przedstawione już przed rokiem 1163 w postaci
płaskorzeźby w świątyni na Ołbinie we Wrocławiu.
Obraz Jana Matejki z 1892r. “Zabójstwo biskupa Szczepanowskiego”
znajduje się w zbiorach w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku od 1968r.
Obraz telewizyjny z pamiętnej niedzieli 7. stycznia 2007r. mamy w
pamięci.`
19. stycznia 2007
Ufamy swoim rodzicom. To zupełnie oczywiste i naturalne, że bez
jakichkolwiek zastrzeżeń ufamy ludziom, których twarze znamy od
kołyski. W okresie buntu dorastania bywa, że manifestujemy odrzucenie
zaufania do rodziców, a mimo to w razie rzeczywistej potrzeby to u nich
szukamy ratunku, bo komu możemy zaufać, jeśli nie matce i ojcu?
Ufamy też rodzeństwu i innym krewnym oraz powinowatym, im są nam bliżsi
tym bardziej im ufamy. To przecież zupełnie oczywiste i naturalne, że w
rodzinie wszyscy darzą się wzajemnym zaufaniem.
Ufamy ludziom deklarującym przyjazne zamiary, którzy w pozdrowieniu
wyciągają do nas otwartą prawicę, zwracają się słowami pokój z tobą,
salam alajkum czy szalom lub o podobnym znaczeniu, wskazującym na to,
że bliźni życzy nam dobrze a nie złorzeczy. Ochrzczeni w Kościele
Katolickim z własnego wyboru lub – co zdarza się znacznie częściej –
jeśli nasi przodkowie mieli szczęście usłyszeć Dobrą Nowinę i pozostali
wierni Świętemu Kościołowi Powszechnemu, cieszymy się przywilejem
katolickiego wychowania i określamy się jako katolicy. Kiedy ktoś
określa się jako katolik, jest godny zaufania, gdyż daje jednoznaczną
charakterystykę celu, do którego zmierza, swoich postaw i
przewidywalnych zachowań. Niczego nie trzeba się domyślać, ani niczego
zgadywać. Szczegóły zasad katolickiego myślenia i postępowania są
powszechnie dostępne w krajach wysokorozwiniętych i w dużej części
krajów na średnim poziomie rozwoju. Ludzie, którzy nie mają żadnego lub
swobodnego dostępu do książek, gazet, radia, telewizji i internetu,
muszą liczyć na wysiłki misjonarzy, o ile przebywają w zasięgu
działania misji. Ta jednoznaczność kanonów naszej wiary i otwartość ich
głoszenia stanowi tak wielkie zagrożenie dla zła, które ludzie
wyrządzają Bogu i człowiekowi, że całe systemy bezkompromisowego
zwalczania Kościoła posługują się fizycznym i psychicznym niszczeniem
księży, utrudnianiem dostępu do publikacji katolickich, działają też za
pomocą dyskryminacji religijnej i/lub antykatolickiej propagandy,
często uprawianej pod pozorem zatroskania o dobro wspólne.
Ostatnio wielką karierę zrobiło powiedzenie o Świętym Kościele
grzesznych ludzi dążących do świętości. Nic bardziej prawdziwego!
Ułomności człowieczej natury nie są obce wszystkim żyjącym, nawet
kapłanom, nawet przyszłym świętym. Ale zdając sobie sprawę z
oczywistego faktu, że wszyscy jesteśmy grzeszni, pozostajemy w głębokim
przekonaniu, że kapłanom naszej wiary należy się pełne zaufanie. Nawet
tym widzianym po raz pierwszy w jakichś egzotycznych warunkach. Po raz
pierwszy w życiu widząc miejscowego księdza odprawiającego mszę świętą
przed ołtarzem gdzieś w Irlandii, w głębi Afryki, czy w Indiach, z
pełnym zaufaniem przyjmujemy z jego rąk Ciało Chrystusa. Każdy ksiądz
cieszy się takim samym zaufaniem ponadmiliardowej rzeszy wszystkich
katolików świata, jak dobrze znany proboszcz własnej parafii.
Ufamy, że każdy kapłan całym sobą usilnie zabiega o świętość dla siebie
i bliźnich, służy Bogu i ludziom najlepiej jak potrafi, wiemy bowiem
jak długa żmudna jest droga od chwili, kiedy ktoś odkryje w sobie
powołanie do momentu święceń kapłańskich. I jaka jest rola biskupów i
samego Ojca Świętego w zachowaniu wartości kapłaństwa w posłudze
wiernym. Nie wszystkim seminarzystom i kapłanom dar powołania jest dany
z siłą niezmienną i na zawsze, stąd niejeden odchodzi od kapłaństwa, a
kompensując związane z tym problemy psychologiczne, staje się niekiedy
zaciekłym wrogiem religii, prześladowcą Kościoła, czy fałszywym
autorytetem katolickim, na miarę znachorów wyrosłych z relegowanych
studentów medycyny.
Pełne zaufanie do kapłanów jest kwestią wiary. Ludzie małej wiary
czyniący publiczne przedstawienia ze swojej ułomności narażają się na
śmieszność. Stwierdzenie: wierzę w Święty Kościół Powszechny, ale nie
mam zaufania do kapłanów jest równie bezsensowne, jak: obowiązuje mnie
dziesięć przykazań, z wyjątkiem jednego. Katolikiem się jest albo w
pełni, albo wcale. Tertium non datur. Co innego grzeszyć, a co innego
zapierać się swojej wiary.
Pełne zaufanie do polityków nie jest kwestią wiary a rozumu. Po
wygranych wyborach politycy przeistaczają się w zarządców życia
publicznego. Korzystając z pokładanego w nich zaufania, decydują za nas
o priorytetach narodu, o tym, co jest najważniejsze dla wszystkich i
dla każdego z osobna, na przykład o sprawach zapobiegania chorobom i
przedwczesnym zgonom, rozwoju rodzin i demograficznego wzmocnienia
narodu, godziwych warunków pracy i uczciwej płacy. Jak więc ocenić
polityków, którzy określając się jednoznacznie jako katolicy, nie
potwierdzają swoimi czynami deklarowanych wartości? Politykowi, jak
każdemu, przysługuje prawo wyboru pomiędzy dobrem a złem. Z grzechów
polityk na pewno będzie rozliczony na sądzie ostatecznym i nikomu z nas
nic do tego, żałosna jest pogańska pycha, która skłania niektórych do
wydawania sądów zastrzeżonych dla Pana Boga. Z przestępstw i wykroczeń,
polityk może będzie rozliczony przez wymiar sprawiedliwości. Z
realizacji obowiązków nakładanych na polityka przez naukę społeczną
Kościoła Katolickiego będzie on rozliczony i przez Boga i przez
wyborców.
26 stycznia 2007
Od końca II wojny światowej do 1995 ludność Polski zwiększyła się o
14,5 miliona ludzi. Od 1995 do 2001 nastąpiła stagnacja ludności na
poziomie 38 milionów 300 tysięcy, a od 2002 do 2006 – na poziomie 38
milionów 200 tysięcy. Gdyby władcy PRLu dopuszczali możliwość wyjazdów
za żelazną kurtynę bylibyśmy już pewnie narodem wymarłym w swoim kraju,
wśród innych rozproszonym i w nich stopniowo ulegającym roztopieniu. W
pierwszej kolejności wyjechaliby najmłodsi, najbardziej
przedsiębiorczy, aby zasilić sprawnie działające systemy rozwiniętego
Zachodu i po krótkim czasie osiągnąć dobrobyt w imperium sowieckim
niewyobrażalny i nieosiągalny nawet za żółtymi firankami.
Ale żelazna kurtyna była nie do przebicia, heroiczne ucieczki należy
zaliczyć do nielicznych wyjątków. Reszta narodu musiała pozostać w
Polsce. Część pozostać chciała, widząc ewidentne korzyści z życia w
tzw. demokracji ludowej w porównaniu z warunkami, które wyniszczona
zaborami i I wojną światową międzywojenna Polska mogła stworzyć swoim
obywatelom. Wbrew temu, co dzisiaj należy do tez poprawnych
politycznie, była to część znaczna, nawet przeważająca. Ośmieszane
obecnie określenie awansu społecznego w Polsce Ludowej było
doświadczeniem milionów młodych ludzi wyciągniętych z ubogich
rodzinnych domów a to w pogoń za faszystami na Berlin, a to do
rozbiórki miast zamienionych w morza gruzowisk, a to do budowy stolicy,
Nowej Huty i kolejnych wielkich budów PRLu. I oczywiście do szkół:
średnich i wyższych. W milionach rodzin pojawili się po raz pierwszy
studenci, potem absolwenci z tytułami, o których przed wojną nie można
było marzyć tam, gdzie doktora całowano po rękach i za poradę lekarską
płacono kurą z braku jakiegokolwiek grosza, a cała inteligencja
miasteczka zbierała się na bridżu i to z dziadkiem.
Niemcy i Rosjanie wymordowali Polakom przedwojenną inteligencję, część
osób wykształconych pozostała na Zachodzie, nie ryzykując skutków
powrotu do okupowanego przez sowiety kraju, dlatego wrota do awansu
społecznego były szeroko otwarte. Ktoś musiał uczyć, sądzić, leczyć.
Pojawiła się wielomilionowa rzesza ludzi z wyższym wykształceniem,
pogodzonych z systemem, choć zdających sobie sprawę z życia w niewoli,
dostrzegających przepaść pomiędzy komunistyczną indoktrynacją a
rzeczywistością obserwowaną, a tym bardziej komentowaną przez
rozgłośnie Wolna Europa czy Głos Ameryki. Ale w rzeczywistości PRLu
trzeba było żyć, pracować, mieszkać, założyć rodzinę, wychować dzieci.
Czy władcy PRLu bardziej oszukiwali ludzi niż politycy wybierani w
wolnych wyborach po 1989r.? Niech powiedzą ci, którzy wychowali się w
blokach zasiedlonych przez ich rodziców na podstawie książeczki
mieszkaniowej, a teraz muszą emigrować, bo nie tylko brak szans na
mieszkanie, lecz także nie ma pieniędzy na opłaty. Niech zabiorą głos
ci, którzy wtedy co roku jeździli do sanatorium, a dzisiaj latami
czekają na zabieg ratujący życie.
Czy w PRLu wszyscy spiskowali i tworzyli coś na kształt Polskiego
Państwa Podziemnego z lat 1939-44? Owszem, moc Prymasa Tysiąclecia
oddawała w ręce interrexa rząd milionów dusz w Polsce, kapłani
sprzeciwiający się ograniczaniu wolności religijnej znajdowali poparcie
wiernych, a księża, którzy w dramatycznych okolicznościach potajemnie
udzielali sakramentów funkcjonariuszom państwa komunistycznego, właśnie
chłopskim synom z awansu społecznego, dzisiaj milczą, może nie chcą
rzucać pereł przed wieprze. Ale wbrew temu, co się obecnie rozgłasza,
antykomunistyczny opór na narodową skalę pojawił się dopiero po
sierpniu 1980r., wcześniej ludzie żyli najczęściej pogodzeni z realiami
rzeczywistości, w której się urodzili, wykształcili i wychowali. Partia
celebrowała swój marksizm-leninizm, a ludzie, śmiejąc się z tego, żyli
w takiej Polsce, jaka była im dana z racji daty urodzenia. Nauczyciele
uczyli, lekarze leczyli, sędziowie sądzili. Oczywiście, jeśli ktoś
chciał robić szybką karierę, dostać pracę w pożądanym miejscu,
przydział na mieszkanie, samochód, kolorowy telewizor, musiał wykazać
się jakąś lojalnością, ale tam, gdzie były głębokie braki kadrowe
zatrudniano każdego, kto miał odpowiednie wykształcenie, nawet tzw.
element niepewny. Używając obecnego języka, ówczesny zasób kadrowy
obsadzał np. wyższe uczelnie. Pozostanie na uczelni oferowano
studentom, którzy byli członkami PZPR lub jej przybudówek albo
młodzieżówek. W wielu szkołach wyższych kariera naukowa była
zarezerwowana dla partyjnych. W latach siedemdziesiątych naganiacze do
partii zamęczali każdego, kto rokował jakieś nadzieje i w rezultacie
realizacji planu upartyjniania wyliczanego w procentach na dzielnice
miasta, sektory gospodarki itp. podstawowe organizacje partyjne
wchłonęły znaczną część powojennego wyżu demograficznego, który wtedy
właśnie doszedł do dorosłości. Dyrektorzy, kadrowcy i sekretarze partii
w zakładach pracy byli tak samo odpowiedzialni za upartyjnienie, jak za
informowanie służby bezpieczeństwa o tym, co ludzie mówią i robią. W
zakładach pracy wszyscy dyrektorzy musieli upartyjniać i składać
meldunki, ale przecież nie wszyscy donosili i szkodzili. Ktoś, kto
dzisiaj przedstawia sytuację lat siedemdziesiątych inaczej, po prostu
kłamie. Ktoś, kto urodził się w Polsce pomiędzy rokiem 1944 a 1960,
czyli w 1980r. miał co najmniej 20 lat i dzisiaj opowiada jak to
wszyscy zwalczali komunizm, a tylko nieliczni prowadzili zwykłe życie,
po prostu kłamie. Tak w PRLu, jak w środkowoafrykańskim cesarstwie
Bokassy, zwykłym ludziom potrzebni byli zwykli nauczyciele, lekarze,
sędziowie, kapłani, piekarze, murarze i stolarze. O tym, że PRL może
upaść, wszyscy dowiedzieli się nie za pierwszej Solidarności, bo ta
domagała się socjalizmu z ludzką twarzą, a dopiero po pierwszych
półwolnych wyborach w 1989r.
Ktoś, kto kłamie w sprawach, które są znane z własnych doświadczeń
milionom ludzi nadal żyjących, cechuje się mniejszą wiarygodnością niż
ten, kto wypiera się eksterminacji Polaków, których świadectwa są już
poza naszym zasięgiem.
Ta linia propagandy może odnieść sukces tylko wśród ludzi bezkrytycznie
łykających opowieści o sprawach zupełnie im nieznanych. To tak jakby
szerzyć wśród przybyłych z Turcji nowych obywateli Niemiec kłamstwo o
braku winy nazistów za zagładę Polaków.
2. lutego 2007
Rozpatrując relacje pomiędzy władzą a obywatelami, amerykańska nauka
już w latach sześćdziesiątych ub. wieku zaproponowała typologię udziału
społeczeństwa w decyzjach, szczególnie przydatną w rozpatrywaniu
konfliktów społecznych wokół zagrożeń zdrowia i życia.
Pierwotnie za ilustrację koncepcji etapów partycypacji społecznej
przyjęto model drabiny liczącej osiem szczebli podzielonych na trzy
piętra. Na samy dole tej drabiny znajduje się piętro siły władzy, która
nie dopuszcza obywateli do udziału w podejmowaniu decyzji bezpośrednio
tego społeczeństwa dotyczących. Władze działają bez komunikowania się z
obywatelami, a w sytuacjach kryzysowych w najlepszym przypadku
podejmują działania zgodne z obowiązującym prawem, egzekwują istniejące
przepisy. Najniższy szczebel tego piętra zakłada ordynarne
manipulowanie opinią publiczną, a drugi od dołu – zabiegi z zakresu
psychoterapii, którą władze aplikują uznanym za niezrównoważonych i
niezdolnych do dostosowania się do realiów niepokornym obywatelom. Z tą
haniebną i arogancką intencją posługują się nie tylko uprawnionymi
terapeutami, lecz także rozmaitymi psychologami społecznymi,
socjologami itp. profesjonalistami z zakresu uśmierzania społecznych
niepokojów. Swoje cele władze osiągają przez propagandę i public
relations.
Na samej górze drabiny udziału społeczeństwa w decyzjach je dotyczących
znajduje się piętro siły obywatela. Jego szczebel najwyższy to
sprawowanie przez obywateli kontroli nad wszystkim, co ich dotyczy.
Szczebel niższy uwzględnia sprawowanie władzy przez przedstawicieli
społeczeństwa dzierżących większość w organach decyzyjnych, a najniższy
w tym obszarze – oparte o procedury negocjacyjne partnerstwo władzy i
obywateli. Na szczeblu najwyższym obywatele działają bez komunikowania
się z władzami, prowadząc dochodzenia obywatelskie, opracowując i
wprowadzając w życie własne programy. Nie potrzebują żadnych
pośredników. W przypadku partnerstwa ma miejsce podział sił. Obywatele
i władze razem rozwiązują problemy. Grupy obywateli otrzymują
odpowiednie do zaproponowanych projektów dofinansowanie, które pozwala
im wynająć specjalistów i wdrożyć własne pomysły. Nadzór i monitoring
obywatelski są oczywistością, a w celu publicznego przedyskutowania
spornych spraw władze i grupy obywateli wspólnie zwołują zebrania.
Władze proszą obywateli o znaczący wkład w proces podejmowania decyzji
i mają szczery zamiar uwzględnić wysłuchane opinie. Powstają
obywatelskie komitety doradcze, częste są spotkania nieformalne i
dialog jest procesem ciągłym.
W środkowej części drabiny udziału społeczeństwa w decyzjach je
dotyczących – w połowie drogi pomiędzy siłą władzy a siłą obywatela –
znajduje się piętro polityki słów zastępujących czyny. W tym obszarze
na szczeblu najniższym, najbardziej zbliżonym do siły władzy, znajduje
się informowanie, czyli sytuacja, w której władze mówią, a ludzie
słuchają. Do informowania wykorzystywane są materiały i konferencje
prasowe, komunikaty, biuletyny, broszury i kampanie informacyjne. Na
wyższym szczeblu pojawia się zasięganie opinii. Władze proszą obywateli
o ograniczony wkład w proces podejmowania decyzji, ale w rzeczywistości
wolałyby niczego nie słuchać, bo i tak zrobią swoje. Tak kończy
większość wniosków o odpowiedź na formalne propozycje złożone przez
obywateli.
Najwyższym szczeblem piętra polityki słów zastępujących czyny jest
pozorowane angażowanie obywateli w proces decyzyjny. Władze prześcigają
się w tworzeniu rozmaitych komisji, komitetów, rad i innych ciał
kolegialnych, do których obywatele mogą wybrać swoich przedstawicieli,
tyle że ci przedstawiciele są w mniejszości i choćby sobie gardła
zdarli i tak nie przegłosują działającej w zmowie większości
skompilowanej przez władze, odpornej na wszelkie dowody i najbardziej
racjonalne argumenty. A reprezentantów obywateli niekiedy nie trzeba
nawet przegłosowywać. Wystarczy ich przekupić.
Oczywiście drabina uczestnictwa społeczeństwa w podejmowaniu decyzji ma
zastosowanie uniwersalne, ale w mojej opinii powinna być zawsze
przystawiana do każdego z niezliczonych konfliktów pojawiających się w
naszym kraju w związku z zagrożeniem zdrowia ludzi, zwierząt i
środowiska. Nawet jeśli obecny rząd zwalczy najbardziej jaskrawe
przejawy korupcji, nawet jeśli utrąci wszechmoc oligarchów i partyjnych
bonzów, nawet jeśli zdąży przybliżyć Polakom praworządność i nie będzie
przedkładał pozorów dobra wspólnego nad realne dobro jednostek, to i
tak każda rodzina, każdy konsument, mieszkaniec i pracownik mogą nagle
znaleźć się w sytuacji zagrożenia zdrowia, majątku i jakości życia
tylko dlatego, że w procesie podejmowania decyzji bezpośrednio ich
dotyczących nie uwzględniono opinii wszystkich zainteresowanych stron.
Zwykłym zjadaczom chleba należy się wpływ na jakość mąki.
9. lutego 2007
Zbyt wielu z nas ma problemy z tożsamością. Przychodzą i odchodzą w
miarę nacisków otoczenia, rozmaitych pokus, załamań i wątpliwości. Obok
banalnych, są też bardzo poważne. Dobry katolik czasem popełni grzech
śmiertelny, patriota niekiedy wyprze się ojczyzny, sprawiedliwy sędzia
weźmie w łapę, strzegący prawa policjant usiądzie za kierownicą po
spożyciu alkoholu. Jak to? – zapyta grzeszny katolik – zawsze byłeś
patriotą, a dzisiaj pracujesz dla obcych? To musi pana drogo kosztować
– mówi sędzia, zwalniając z odpowiedzialności pijanego kierowcę w
mundurze.
A tymczasem na katolików liczą wszyscy, nawet ci, którzy prawdy o
Chrystusie nigdy nie słyszeli, jak pariasi z Kalkuty objęci niegdyś
posługą błogosławionej Matki Teresy, a teraz innych Misjonarek Miłości.
Na patriotów liczy cały naród w kraju i zagranicą, na sędziów –
praworządni obywatele, na policjantów – ludzie zagrożeni przez
kierowców wiozących śmierć.
Każdy, kto liczy na zachowanie innych zgodne z deklarowaną przez nich
tożsamością, może srogo się zawieść. Jakże częsta jest kradzież
tożsamości! Za lekarzy przebierają się aktorzy reklamujący jakieś
produkty niby to zdrowsze od innych, za dobroczyńców – zwykli
przedsiębiorcy, którzy koszty wizerunku zdobionego hojnością i tak
przerzucą na barki drobnych klientów ledwo wiążących koniec z końcem.
Kradzioną tożsamością posługują się także absolwenci szkół różnych
szczebli, którzy ściągając, załatwiając, czy wręcz płacąc łapówki,
także w postaci zawyżonego czesnego, formalnie zrównali swoje
pseudokwalifikacje z dorobkiem uczniów i studentów solidnie
przykładających się do nauki. Ich ukradziona tożsamość w postaci
niezasłużonego świadectwa lub dyplomu może zaważyć na losach wielu
ludzi, liczących na fachowość obsady w administracji publicznej, w
ochronie zdrowia, przemyśle, rolnictwie, tak jak pasażerowie pędzącego
ekspresu liczą na fachowość maszynistów pociągu i przedstawicieli
innych zawodów niezbędnych do utrzymana bezpieczeństwa na kolei.
Bywają takie czasy w historii narodów, że większość obywateli godzi się
na rozpanoszenie ukradzionych i kalekich tożsamości. Pojawia się
specyficzna cicha umowa społeczna. Taka zmowa złodziei. Za
przyzwoleniem, a nawet za przykładem władzy ludzie kradną i zaraz
rozgrzeszają się sami, mówiąc: przecież wszyscy kradną, to i mi wolno.
Tego rodzaju postawa dominowała pod rządami PZPR i jej następców,
budząc zgrozę Polaków ukształtowanych w okresie przedwojennym, ale już
nie następnych pokoleń. Podobno jeszcze dzisiaj 1/3 naszej gospodarki
rozwija się w szarej strefie, nieobciążonej żadnymi podatkami i
obowiązkowymi składkami, nie objętej żadnym nadzorem i kontrolą i
choćby z tych względów oferującej ceny tańsze, tym samym konkurencyjne.
Na rynku pojawia się tania mąką z ochratoksyną, albo tani ryż
genetycznie modyfikowany. Nie trzeba dodawać, że organizmy genetycznie
modyfikowane są typowym przykładem ukradzionej tożsamości. Zgodnie z
ustawową definicją organizmy genetycznie modyfikowane są to takie, w
których materiał genetyczny został zmieniony w sposób nie zachodzący w
warunkach naturalnych. Zanim zachorujemy, sami nie potrafimy ustalić,
czy tożsamość ryżu, kukurydzy, soi, pomidora i kurczaka jest naturalna
czy ukradziona. Wykryć kradzież tożsamości środków spożywczych może
tylko inspekcja utrzymywana przez podatników i o ile tożsamość tej
inspekcji nie została ukradziona – wykonująca swoje ustawowe obowiązki
na rzecz zdrowia narodu tak sumiennie, jak na to liczą Polacy.
Z gąszczu wzajemnie przenikających się ukradzionych i kalekich
tożsamości dopiero od niedawna zaczęliśmy się wydobywać. Nawet
głosiciele PRL-owskiej doktryny niskich płac dla lekarzy, którym za to
pozwalano zdzierać skórę z pacjentów, musieli troszeczkę ustąpić i
dzięki temu odzyskali w pewnym zakresie tożsamość wiarygodnych
polityków. Znacznie trudniej przyjdzie przywrócić tożsamość każdemu ze
zbankrutowanych szpitali. Z napisu na szyldzie wynika, że jest to
lecznica, a w środku nie leczą, tylko każą czekać albo udają, że leczą.
Za zorganizowanie, prowadzenie i nadzorowanie systemu opieki zdrowotnej
obywatele jako podatnicy od lat płacą niebotyczne pensje i nagrody. Za
leczenie dzieci chorych na raka ci sami obywatele jako ludzie dobrej
woli znowu płacą, odpowiadając na rozpaczliwy apel lekarzy oraz samych
pacjentów i ich rodziców. Za leczenie innych chorych może już nikt nie
zapłacić. Mało zostaje do podziału po opłaceniu kosztów refundacji
leków i obsługi systemu.
W kontraście z ułomną tożsamością organizatorów ochrony zdrowia
pozostaje wyrazista tożsamość patriotyczna na samym szczycie władzy w
Polsce.
Niedawno Polska Agencja Prasowa cytowała mocne słowa premiera Jarosława
Kaczyńskiego w sprawie stosunków polsko-niemieckich: Czy to Polska nie
chce potwierdzić praw własności na jednej trzeciej terytorium Niemiec?
Czy to Polska próbuje zweryfikować obraz historii, by w istocie
przerzucić część odpowiedzialności ze sprawców na ofiarę? Czy Polska
forsuje rozwiązania europejskie niekorzystne dla Niemiec? A może to
mniejszość niemiecka w Polsce podlega zakazowi mówienia we własnym
języku do własnych dzieci? I wreszcie, czy to my podejmujemy inicjatywy
gospodarcze zagrażające bezpieczeństwu energetycznemu Niemiec? Polska
byłaby w nieporównanie lepszej sytuacji wobec partnerów, gdyby elity
jako całość broniły polskich interesów narodowych – powiedział premier.
Po wielu, wielu latach miliony polskich wyborców usłyszały słowa
zdecydowanie bliższe ich poglądom niż dusery, którymi był obdarzany
wielki przyjaciel niektórych Polaków, kanclerz Gerhard Schroeder,
obecnie ikona rurociągu zamieniającego Bałtyk i całe wybrzeże w obszar
megakatastrofy ekologicznej.
Skoro polskie interesy narodowe były tak chwalebnie wzięte w obronę w
obszarze stosunków polsko-niemieckich, jako obecni i przyszli pacjenci
z niecierpliwością wypatrujemy tego samego w obszarze ochrony zdrowia.
16. lutego 2007
Jeszcze w połowie XVII w. Chiny liczyły o 1/5 mniej ludności niż
Europa. W połowie XX w. liczba Chińczyków i Europejczyków była mniej
więcej równa. W połowie XXI w., już za 43 lata, za życia wielu obecnie
żyjących, a na pewno za życia naszych dzieci i wnuków, szacowana liczba
mieszkańców Chin ma sięgnąć 1 miliarda 606 milionów, a Europy – spaść
do 678 milionów. Można sobie wyobrazić ogrom nadchodzących zmian na
świecie wynikających z tak nagle następującej polaryzacji
demograficznej na obszarze Eurazji.
Rozrost ludności Chin następuje w sytuacji gwałtownego uwolnienia
inwencji i legendarnej pracowitości obywateli Chińskiej Republiki
Ludowej, a co Chińczyk potrafi w warunkach wolności gospodarczej łatwo
dostrzec w tych miastach Zachodu, w których kolonia chińska kontroluje
znaczną część usług i handlu, oferując okazyjne ceny i miażdżąc
konkurencję szybkością decyzji i sprawnością działania.
Już teraz gospodarka Chin bije rekordy ekspansywności, mierzone ilością
asortymentów wypychających z półek sklepowych produkcję innych krajów,
też wprowadzanych do obrotu legalnie, z zachowaniem wszystkich praw
własności intelektualnej, standardów sanitarnych i innych jakościowych.
Jaki jest udział pracy niewolniczej i zanieczyszczenia środowiska w
zaniżaniu cen produktów chińskich, można się tylko domyślać, znając
drastyczne przejawy łamania praw człowieka w Chińskiej Republice
Ludowej oraz skażenie wody, gleby i powietrza niszczące nie tylko w
same Chiny, lecz sięgające nawet po zachodnie wybrzeże USA. Należy
jednak podkreślić, że zachodni model praw człowieka i wolności
obywatelskich jest wyprowadzony wprost z wartości chrześcijańskich i to
co dla nas jest oczywistą reakcją na krzywdę ludzką, dla innych może
być pretekstem do wtrącania się w wewnętrzne sprawy narodu o tradycjach
innych niż chrześcijańskie. Z kolei problemami skażenia środowiska
władze chińskie zajmują się już bardzo, ale to bardzo intensywnie,
zabiegając o poprawę wizerunku Państwa Środka w oczach turystów,
importerów żywności i światowej opinii publicznej zatroskanej globalnym
kryzysem środowiska, a przede wszystkim odpowiadając na niepokoje
społeczne, wręcz masowe bunty rzesz obywateli wystawianych na skutki
skażenia rzek stanowiących źródło zaopatrzenia ludności w wodę pitną,
powietrza wokół zakładów pracy emitujących trucizny i wreszcie żywności
wytworzonej w skażonym środowisku i przy użyciu metod bezpośrednio
zagrażających zdrowiu konsumentów.
Rozwiązywanie tych problemów ma miejsce w czasie intensywnego wzrostu
ludności Chin i w związku z tym coraz głośniej słychać zadawane od lat
pytanie czy Chiny są w stanie same się wyżywić. Po wyłączeniu z
produkcji rolnej obszarów pustynnych i półpustynnych, skalistych,
wysokogórskich, stepowych, a także intensywnie skażonych, bądź
zniszczonych w wyniku suszy i działania innych klęsk i żywiołów, areał
zaspokajający zapotrzebowanie na żywność już wkrótce
ponadpółtoramiliardowej populacji Chin będzie stanowczo
niewystarczający.
Należy wątpić, czy USA zdołają wyżywić Chińczyków, skoro zaczęły
pojawiać się poważne ostrzeżenia przed skutkami wykorzystywania ziemi
rolnej do produkcji biopaliw kosztem żywności. Nasilają się obawy, że
lukratywna i nie obciążona wymaganiami jakości konsumpcyjnej produkcja
roślin przemysłowych, oparta o odmiany genetycznie modyfikowane, może
doprowadzić nie tylko do upadku średnich i małych gospodarstw rolnych,
ale i wywołać kryzys w zakresie wyżywienia Amerykanów, nie mówiąc o
eksporcie.
USA jak dotychczas skutecznie zabiegają o względy Chin, aż do tego
stopnia, że rozważany jest legalny import drobiu z Chin do USA, a więc
z kraju będącego rozsadnikiem ptasiej grypy H5N1 do kraju konsumentów
szczególnie wyczulonych na zagrożenia zdrowia. Być może jest to
transakcja wiązana. W zamian za import pasz genetycznie modyfikowanych
i opatentowanych nasion genetycznych mutantów, których właścicielami są
koncerny amerykańskie, czy też raczej ponadnarodowe, do Ameryki ma
niejako wrócić produkcja zwierzęca powstała w oparciu o tego rodzaju
pasze. Szkoda, że podobnego gestu ze strony naszych sojuszników nie
mogą się doczekać hodowcy przekształcający w Polsce importowane z USA
genetycznie modyfikowane pasze na drób, wieprzowinę czy wołowinę i inne
produkty spożywcze pochodzenia zwierzęcego. Jest jednak nadzieja, że
Komisja Europejska wkrótce podejmie decyzję nakazującą zamieszczać na
produktach pochodzenia zwierzęcego informację, że do ich powstania
wykorzystano pasze genetycznie modyfikowane. W świetle badań nad
poparciem dla żywności genetycznie modyfikowanej zależnie od jej
znajomości w Unii Europejskiej i w każdym z krajów członkowskich w
2005r. oraz w USA w 2006r. nie ma wątpliwości, że nastąpi wtedy kres
sprzedaży mięsa, mleka, jaj i innych produktów pochodzenia zwierzęcego
powstałych w oparciu o pasze genetycznie modyfikowane. Poparcie w Unii
Europejskiej i USA dla żywności genetycznie modyfikowanej deklaruje
zaledwie 27% osób, czyli co czwarty konsument, w najbogatszym
Luksemburgu 13%, w Grecji 14%, we Francji 20%, w Niemczech 21%, w
Polsce 23%. Odsetek osób deklarujących znajomość żywności genetycznie
modyfikowanej w Unii Europejskiej sięga 80%, w USA jest o połowę
mniejszy. Szczegółowe dane udostępniam na stronie internetowej
www.halat.pl i pochodnych. Nie są znane wyniki podobnych badań
przeprowadzonych w Chinach, ale wiadomo, że lawinowo narasta tam
zapotrzebowanie na żywność ekologiczną, a więc atestowaną i pochodzącą
z państw cieszących się na świecie dobrym wizerunkiem w zakresie
ochrony dzikiej przyrody i wolnych od organizmów genetycznie
modyfikowanych.
23. lutego 2007
W prestiżowym amerykańskim dzienniku THE WALL STREET JOURNAL 19. lutego
2007r. ukazał się artykuł Sharon Begley p. t. Nowe dane – niektóre
funkcje mózgu poprawiają się z wiekiem.
Artykuł zawiera przegląd najnowszych doniesień naukowych wskazujących
na lepsze funkcjonowanie mózgu ludzi w podeszłym wieku niż młodych w
takim zakresie, jaki jest szczeglnie przydatny do uzasadnienia wartości
głosu ludzi starszych w podejmowaniu ważnych decyzji w życiu rodziny,
zakładu pracy, małej społeczności, narodu i świata.
Trzeba z całą mocą podkreślić, że po raz kolejny odkrycia naukowe
potwierdzają naturalną prawdę znaną człowiekowi od początku jego
istnienia. To najstarsi decydowali o losach rodzin i rodów, rady
starszych brały na siebie ciężar odpowiedzialności za grupy
terytorialne i plemiona, senaty za państwa. Sprawność umysłu Ojca
Świętego Jana Pawła II mogliśmy obserwować dzień w dzień w kolejnych
latach długiego pontyfikatu. W ostatnich latach nie zakłócił jej ani
podeszły wiek, ani ciężkie choroby. Dzisiaj skałą Kościoła jest Ojciec
Święty Benedykt XVI, ktry już wkrótce – 16. kwietnia – ukończy 80 lat.
Obraz tych dwóch niezwykle nam bliskich papieży może być ilustracją
poniżej streszczonych najnowszych odkryć naukowych.
Osoby starsze dysponują bogatszym zasobem słów, łatwiej posługują się
synonimami i antonimami. Mają większy zasób wiedzy eksperckiej
odpowiadającej wykonywanemu zajęciu, co pozwala im w konkretnej
sytuacji odwołać się do licznych wariantów rozwiązania problemów. Eryk
Kandel laureat nagrody Nobla z roku 2000 w dziedzinie medycyny, który
nadal czynnie uczestniczy w życiu naukowym i dydaktycznym, uważa, że w
wieku 77 lat jest lepszym naukowcem niż wtedy, kiedy był młodszy,
bowiem w nauce bardzo ważny jest rozum i obecnie łatwiej mu odróżnić
problemy ważne od nieważnych.
Nic dziwnego, że reprezentanci powojennego szczytu demograficznego lat
pięćdziesiątych opierają się przymusowi przechodzenia na emeryturę.
Wspierają ich odkrycia nauki dotyczące pamięci semantycznej, czyli
przywoływania z pamięci faktów i liczb. Pamięć semantyczna jest
względnie oporna na starzenie się. Obejmuje słownictwo, ktrego bogactwo
narasta z wiekiem tak niezawodnie, przynajmniej u osb, które nie
zaprzestały czytać, że ktoś młodszy nigdy nie powinien starać się
prześcignąć inteligentnego 75-latka w rozwiązywaniu krzyżówek.
Starości opiera się także wiedza ekspercka, czyli zasób posiadanych
informacji z zakresu własnego zawodu czy hobby. Nauka jest przekonana,
że synapsy kodujące wiedzę ekspercką są niezniszczalne. Są jak wykute w
kamieniu. Dlatego zawiadujący ruchem startujących i lądujących
samolotów kontrolerzy lotów liczący od 60. do 69. roku życia, są co
najmniej tak sprawni jak ich koledzy pomiędzy 30. a 39. rokiem życia,
zwłaszcza w sytuacjach skomplikowanych i nadzwyczajnych. Doświadczenie
kompensuje ubytek innych zdolności, co zdaniem naukowców skłania do
rewizji poglądw na wiek emerytalny. Badania też wykazały, że z wiekiem
nie ulega obniżeniu koncentracja wybiórcza, czyli zdolność skupiania
uwagi na konkretnej sprawie i oporność na czynniki odwracające uwagę.
Jest to ważne nie tylko dla kontrolerów lotów, ale i kierowców
skupionych na ruchu drogowym pomimo migających świateł i hałaśliwych
pasażerów.
Najbardziej korzystną cechą mózgu starszych osó`b jest to, że mniej
rzeczywistych wyzwań wymaga obciążonego dużym wysiłkiem zastanawiania
się jak rozwiązać powstałe problemy. Zamiast godzinami metodycznie
rozgryzać jakiś tekst, starszy ekspert skupia się na ważnych
fragmentach tego tekstu i je dopasowuje do tego, co już wie o sprawie.
To samo dotyczy esencji artykułów, w tym naukowych, łatwiej wydobywanej
przez osoby starsze.
Mózgi osb młodszych rozwiązują problemy krok po kroku, zaś mózgi
starszych – odwołują się do szablonów poznawczych, ogólnych zarysów
jakiegoś problemu i jego rozwiązania, które kiedyś okazało się
skuteczne. Tak ocenia się nowe sytuacje lub nowe problemy, z którymi
miało się już do czynienia i nie trzeba do nich podchodzić metodycznie.
Nawet jeśli starsi ludzie zapominają o drobiazgach i czasem mają
kłopoty z koncentracją, dysponują tak dużym bogactwem szablonów
poznawczych, że są wystarczająco kompetentni, aby sprawować pełną
kontrolę nad sytuacją. Nawet przy zmniejszonych dostawach krwi i tlenu
do mózgu.
W rezultacie starsi ludzie wykonujący zawody wymagające profesjonalnego
przygotowania łatwiej oddzielają sprawy ważne od nieważnych i ich
zdolność do znaczącego wkładu w sukces zespołu narasta z czasem,
doświadczeniem i wiekiem. Zdolność oddzielania ziaren od plew, jest
szczególnie przydatna n.p. w procesach o odszkodowanie, gdzie wstępna
dokumentacja może być tak obszerna, że mogłaby wypełnić halę
magazynową, a potrzebne są tylko fakty wspierające wygranie sprawy a
nie te, które odwracają uwagę sądu.
Dalsza sprawa do czynności automatyczne. Po wielu latach wykonywania
nie kosztują już one żadnego wysiłku, a do tego są najmniej podatne na
starzenie. Jeśli decyzje opierają się na wiedzy i umiejętnościach,
starsi ludzie mają przewagę na młodszymi tylko z tego powodu, że ich
umysł ma do udźwignięcia mniejszy ciężar.
Mózgi osb starszych łatwiej kontrolują uczucia, zwłaszcza negatywne,
takie jak niecierpliwość i gniew. Opublikowane w 2006r. badania 250 osb
trwające od okresu ich dorastania do osiągnięcia 80. roku życia po raz
pierwszy udokumentowały pozytywne zmiany tej części mózgu, która rządzi
emocjami. Jest to anatomiczna podstawa zmniejszającej się z wiekiem
nerwowości i przesadnego reagowania na stres. Jednocześnie starsi ludzi
wykazują wybitną inteligencję emocjonalną i łatwość oceny czyjegoś
charakteru. Lepiej od osób młodszych potrafią ocenić, że ktoś jest miły
lub inteligentny, albo też nieuczciwy.
2. marca 2007
Najnowszy raport Europejskiej Agencji Środowiska ujawnia, że coroczne
subsydia na transport pochłaniają od 270 do 290 miliardów euro, z czego
połowa idzie na transport drogowy, jeden z najbardziej szkodliwych dla
środowiska. Niemal co dziesiąty spośród obywateli 25 państw
członkowskich Unii Europejskiej żyje w odległości mniejszej niż 200 m
od drogi, którą przejeżdżają w ciągu roku ponad 3 miliony pojazdów, a
co czwarty – w odległości mniejszej niż 500 m od tak zatłoczonej drogi.
W następstwie narażenia tak wielkiej liczby ludzi na spaliny
samochodowe liczba straconych lat życia sięga 4 milionów w ciągu
jednego tylko roku. Jest oczywistym dla każdego faktem, że przedwczesne
zgony, przewlekłe choroby i niepełnosprawność są tym częściej
spotykane, im większa jest koncentracja spalin. Załamywanie rąk nad
losem ludzi zamieszkujących budynki, które tworzą wąskie kaniony
wypełnione rzeką tirów, albo w oczekiwaniu na przejście przez jezdnię
krztuszą się czarnym nieraz dymem z rur spalinowych ma pełne
uzasadnienie nie tylko zdroworozsądkowe, ale i medyczne. Wątpiącym
można przestawić wyniki badań epidemiologicznych o niepodważalnej
wartości dowodowej.
Odrębnym zagadnieniem są następstwa narażenia na całodobowy hałas
przekraczający dopuszczalne poziomy dobowe i chwilowe, prowadzący jego
ofiary wprost do stanu depresji. Do wibracji i wstrząsów budynków
mieszkalnych położonych w bliskim sąsiedztwie dróg nie są w stanie
adaptować się nawet ludzi zamieszkali w takich budynkach od urodzenia.
Ryk silników, kakofonia sygnałów dźwiękowych, brzęk szklanek, kołysanie
się żyrandola, pył wdzierający się do domu drzwiami i oknami ani na
chwilę nie pozwalają zapomnieć, gdzie musi się mieszkać.
Wśród morza zapowiedzi rozwiązania kryzysu zapoczątkowanego w Dolinie
Rospudy za najbardziej rozsądny i wymagający masowego poparcia w ramach
narodowego referendum należy uznać przypominany obecnie program TIRY NA
TORY, gdyż przesuwanie po Polsce drogowych pasów śmierci jedynie
podtrzyma krociowe zyski przemysłu chemicznego, samochodowego,
medycznego i pogrzebowego inicjowane przez europejskich podatników
składających się na subsydia.
Szkoda, że w tzw. raporcie otwarcia przy obejmowaniu władzy przez Prawo
i Sprawiedliwość nie oceniono w sposób właściwy zaniedbań w zakresie
kolejnictwa w naszym kraju. Dążenie do likwidacji przewozów towarowych
było zbrodnią, a przerzucanie kosztów na pasażerów – zwykłą kradzieżą
.Podróż z Warszawy do Wrocławia po przekątnej, czyli przez Łódź zabiera
prawie siedem godzin i kosztuje połowę ceny biletu za pięciogodzinną
podróż przez Poznań. Protestów przedstawicieli mieszkańców Wrocławia
nie słychać, choć wielu ludzi narzeka na ten rozbój.
Wracając do zagrożeń zdrowia związanych z narażeniem na czynniki
środowiskowe, należy zwrócić uwagę na bardzo ważne orzeczenie
Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. W uzasadnieniu
wyroku z dnia 2. listopada 2006r. (skarga nr 59909/00) zobowiązującego
władze Włoch do wypłaty 12 000 euro jako zadośćuczynienie za krzywdę
moralną w postaci udręki i lęku, której doznała ofiara sąsiedztwa
zakładu oddziałującego szkodliwie na środowisko, trybunał podał
pogwałcenie art. 8. europejskiej konwencji praw człowieka i
podstawowych wolności nakazującego chronić życie prywatne, rodzinne,
dom i korespondencję. Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że
ochrona prawa do domu odnosi się nie tylko do fizycznego obszaru życia
osoby i rodziny, lecz także do spokojnego cieszenia się tym obszarem, a
tym samym naruszenie miru domowego nie ogranicza się do aktów
konkretnych lub fizycznych, jak nieuprawnione wtargnięcie do czyjegoś
domu, ale uwzględnia także naruszenia niekonkretne i niefizyczne, takie
jak hałas, emisje, odory i inne formy szkodliwego oddziaływania.
Już obecnie Polacy są w ścisłej czołówce niemal wszystkich, z wyjątkiem
obywateli Białorusi, narodów szukających sprawiedliwości przed
Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu, ale wyrok z dnia 2.
listopada 2006r. dołoży podatnikom do kosztów utrzymania bezczynnych
organów państwa lawinowo narastające wypłaty odszkodowań za powszechne
łamanie reguł zdrowia środowiskowego, o ile problemy z tożsamością
rozmaitych inspektorów i rzeczników praw wszelkich nadal będą
paraliżować ochronę praw człowieka w Polsce.
Parlament Europejski 13. lutego 2007r. uratował kraje Europy Środkowej,
w tym Polskę, przed zalewem odpadów do spalenia, które Komisja
Europejska chciała przenieść z kategorii odpadów do kategorii surowców
energetycznych z odzysku, co pod pozorem korzyści dla ekologii w
efekcie uczyniłoby Europę Środkową terenem spalania nie własnej a
importowanej części 3,5 miliarda ton odpadów wytwarzanych w Unii
Europejskiej, uzupełnionych sprowadzanymi z całego świata odpadami
niebezpiecznymi do spalenia w samych tylko Niemczech w ilości 2,6
miliona ton (wg Der Spiegel: rozpuszczalniki z Australii i Chin,
pestycydy z Kolumbii, gruz z azbestem z USA są sprowadzane w celu
odpłatnego spalenia, aby uzupełnić moc przerobową spalarni w
Brunsbuettel, Herten, Dormagen i Leverkusen).
Jednak narastający w Niemczech opór obywatelski przeciwko spalaniu
importowanych odpadów w spalarniach, które choć wysokosprawne i tak
stwarzają zagrożenie dla otaczającego środowiska, w szczególności dla
zdrowia ludzi i jakości zdrowotnej płodów rolnych (najgroźniejsze są
dioksyny), może nasilić legalny i nielegalny import odpadów do Polski
oraz być powodem znanych w wielu obszarach zdrowia środowiskowego
oszukańczych kampanii bagatelizujących ryzyko śmiercionośnych
inwestycji.
9. marca 2007
Eliminacja słabszych jednostek jest podstawą uprawy, ogrodnictwa,
sadownictwa i hodowli, a więc tych wszystkich zajęć, które od zarania
ludzkości składają się na nasz byt materialny. Krzywo wyrosłe drzewko
idzie pod topór, dla utykającego jagnięcia kalectwo oznacza rychłą
śmierć. Ubój sanitarny zwierząt chorych, a nawet całkiem zdrowych, ale
podejrzanych o zakażenie, np. w związku z przebywaniem w strefie
zagrożenia ptasią grypą, to zwykła praktyka weterynaryjna, obecnie
prowadzona w megaskali, w wyniku której miliony sztuk drobiu kończą na
stosach zamiast na talerzach. Niedołężnego psa jego przyjaciele
prowadzą do uśpienia.
A jak ludzie traktują ludzi? Czy eliminacja słabszych jednostek ma
zastosowanie do ludzi?
Od zarania dziejów czystka towarzyszyła każdemu podbojowi. Dla
słabszych, bo pokonanych, nie było litości. Wiedzieli o tym dobrze
Słowianie już na tysiąc i więcej lat przed Hitlerem. Wiedzą rodziny
ofiar Golgoty Wschodu. Autorom i wykonawcom masowej zagłady bezbronnych
obywateli II Rzeczypospolitej wyobraźnia podpowiadała tysięczne
usprawiedliwienia, w gruncie rzeczy wyrosłe z przekonania, że brutalna
siła zastąpi każdy argument. Można powiedzieć, że to przeszłość i
wracać do niej tylko we wspomnieniach junkrów pruskich, starannie i
cierpliwie kreowanych na jedyne ofiary historii. Ale nie tak dawna fala
okrucieństw w byłej Jugosławii powinna przybliżyć młodym Europejczykom
strach przed rozpasaniem zła tuż za progiem, w zasięgu kilkugodzinnej
podróży samochodem. Doniesienia z Iraku to nie buchalteria polegająca
na codziennym wypełnianiu rubryk liczbami setek zabitych i rannych a
obraz nieszczęść bezbronnych ludzi, rodzin bez źródeł utrzymania,
sierot, niezliczonej rzeszy osób okaleczonych, bez rąk, nóg,
jakichkolwiek szans na przeżycie. W relacjach z Iraku słychać strzały,
a za tło dźwiękowe powinno posłużyć rozrywające serce zawodzenie wdów i
jęk bólu małych dzieci. Silni chowają się za murem, pancerzem,
kuloodporną szybą limuzyny. Wydają rozkazy eliminacji słabych po
przeciwnej stronie konfliktu, przedstawianego jako religijny, płacą za
masowe egzekucje niewinnych ludzi.
A u nas? W Polsce dążenie do eliminacji słabszych jednostek ma się,
niestety, dobrze. Wielu szuka pretekstu, komu by tu dołożyć, kogo
wykończyć, usunąć z życia publicznego, wsadzić za kraty. Pozornie dla
pogan najsłabszym jawi się katolik, najlepiej kapłan. Przecież nie
będzie się bronić, a nawet przebaczy winowajcom. Arena znowu spływa
krwią chrześcijan, igrzyska toczą się w najlepsze. Na jakieś
przerażająco koślawe tory kierowane jest naturalne dążenie Polaków do
ograniczenia wpływu jednostek szkodliwych na życie publiczne, w obecnej
odsłonie stare jak pierwsza Solidarność. Czy to w ramach walki o dusze,
czy dla odwrócenia uwagi, z premedytacją dąży się do eliminacji
katolików z życia publicznego, w rzeczywistości potwierdzając naszą
siłę siłą stosowanej przeciw nam broni. Bez obaw. Kościół wzmocniony
cierpieniem da sobie radę.
Potrzeba prawa i sprawiedliwości jest naturalna. Nic dziwnego, że
skierowane przeciwko korupcji, nepotyzmowi i prywacie wysiłki obecnej
władzy znajdują powszechne uznanie. Słaba i uboga większość docenia
starania o rządy prawa w sądach, urzędach skarbowych, szpitalach,
szkołach, zakładach pracy i na ulicach.
Ale rzecz nie powinna się skończyć na osaczaniu publicznych szkodników
winnych jawnemu dążeniu do eliminacji słabych jednostek spośród
podsądnych, podatników, pacjentów, uczniów, kierowców i przechodniów.
Winnych próbie eliminacji jednostek słabych, bo nieprzywykłych do walki
na prawach dżungli. Słabych, bo za naiwnych. Słabych, bo za
bezbronnych. Słabych, bo za szczerych, za uczciwych, za
prostolinijnych. Słabych, bo za starych, albo za młodych.
Ludziom w tych powodów słabym, a składającym się na większość
elektoratu, politycy często obiecują ochronę przed eliminacją, a
niekiedy nawet dotrzymują słowa.
Jest jednak grupa ludzi najsłabszych, którzy albo jeszcze długo nie
będą mieli prawa wybierać polityków na wysokie urzędy, albo z tego
prawa już nie mogą skorzystać.
Należy stanąć jednym murem w obronie tych najsłabszych jednostek przed
najbardziej brutalną, fizyczną eliminacją.
16. marca 2007
Pszczelarze kochają swoje pszczoły. Jak tu nie kochać istot tak
pracowitych i tak wspaniale zorganizowanych, a do tego tak łatwo
dostępnych obserwacji w cudownym otoczeniu kwitnącego sadu, łanu zboża,
czy grządki pyszniącej się pięknym kwieciem.
Pszczelarze darzą pszczoły wielkim szacunkiem. W zamian za staranną i
mądrą opiekę otrzymują od pszczół cieszące się niezmiennym
zainteresowaniem klientów produkty o wysokiej wartości. Będąc bliżej
pszczół niż ludzie innych zawodów, pszczelarze swoją troską okazują im
wdzięczność nas wszystkich za trwającą od rana do nocy pracowitą
krzątaninę, dzięki której zapylone rośliny dają plony będące podstawą
naszego utrzymania.
Z pszczelich produktów najmilszym sercu jest jednak miód. Od dawien
dawna miód był rzadkim, radującym zwłaszcza dzieci, źródłem słodyczy,
podstawą ciast i deserów, a w naszych warunkach odpowiednikiem winogron
jako surowca do wytwarzania szlachetnych trunków. Gdzie jak gdzie, ale
w Polsce i na Litwie wielkie obszary pokryte lasami zawsze sprzyjały
rozwojowi bartnictwa i zamiłowaniu do jego wyrobów. Co stoi na
przeszkodzie ruszyć z tradycyjnymi naszymi umiejętnościami na podbój
Europy i reszty świata? Biorąc pod uwagę regionalny charakter miodów,
ich zróżnicowanie zależne od gatunku, można sobie wyobrazić marki
miodów, tak jak francuskie wina noszące nazwy miejscowe i do tego
podzielone nie na kilka tylko gatunków, jak wino czerwone, białe,
różowe, musujące, słodkie, wytrawne, półsłodkie lub półwytrawne, a na
znacznie więcej samych podstawowych, jak miód akacjowy, bławatkowy,
koniczynowy, lipowy, rzepakowy, gryczany, wrzosowy, z drzew owocowych,
spadziowy i ziołowy (górski). A te dopiero dzielone według sposobu
sporządzania brzeczki, stopnia rozcieńczenia brzeczki wodą oraz sposobu
doprawienia brzeczki. Niechby sycony korzenno-ziołowy koniczynowy
półtorak ze Zgorzelca konkurował z niesyconym naturalnym lipowym
trójniakiem z Augustowa. Jakbyśmy postarali się wszyscy w kraju i
zagranicą, może i Johnny Walker w kilku odmianach farby i inne szkockie
czy irlandzkie whisky, posunęłyby się trochę na półkach sklepów i
domowych barków i zrobiły miejsce dla naszych miodów pitnych. Nie
trzeba dodawać, że polscy dyplomaci i przedstawiciele handlowi,
politycy i urzędnicy powinni być zobowiązani do reklamowania polskich
miodów gdzie tylko to możliwe i co najmniej tak energicznie, jak ich
francuscy odpowiednicy reklamują swoje wina i sery.
Pszczoły mają jeszcze jedną niezwykle ważną rolę do spełnienia, podobną
do tej, która była udziałem kanarków w kopalni. Tak jak kanarki,
umierają pierwsze. Zanim człowiek sam na sobie odczuje skutki
niedostrzegalnych zagrożeń, widzi śmierć pszczół. Martwe pszczoły mogą
być dowodem zbrodniczego skażenia środowiska, n. p. w wyniku
niezgodnego z zasadami stosowania pestycydów.
Wysokiej klasy specjaliści są w stanie wykryć przyczyny masowej śmierci
pszczół i w razie potrzeby ustalić sprawców skażenia środowiska i
umożliwić pociągnięcie ich do odpowiedzialności, nawet wtedy, kiedy
pszczoły opuszczą swoje ule i odlecą, aby umrzeć w ukryciu.
Właśnie teraz amerykańscy pszczelarze przeżywają bardzo ciężkie chwile.
W wielu stanach dochodzi do nagłych padnięć całych pasiek. W
odróżnieniu od znanych wcześniej atakujących roje chorób bakteryjnych,
grzybiczych, czy pasożytniczych, teraz nieszczęście nie zajmuje
jakiegoś obszaru stopniowo a pojawia się bez ostrzeżenia. Pszczelarz,
sprawdzając po zimie stan swojej pasieki, widzi opustoszały ul.
Tylko w lutym ujawniono wyginięcie od 60 do 90% rojów na różnych
obszarach pomiędzy wschodnim a zachodnim wybrzeżem, spodziewane straty
gospodarki idą w miliardy dolarów.
Ponieważ wszystkie znane przyczyny tej katastrofy zostały wykluczone,
coraz częściej słychać głosy przypisujące winę uprawom roślin
genetycznie modyfikowanych, już dotychczas tak skutecznie niszczących
amerykańskie rolnictwo, aby wspomnieć tylko międzynarodowy skandal z
ryżem z końca ubiegłego roku.
Częstym produktem inżynierii genetycznej są pestycydy wbudowane w
rośliny (ang. plant-incorporated pesticides) będące białkami o
właściwościach trujących dla owadów. Są obecne we wszystkich częściach
roślin transgenicznych, także w jadalnych, a człowiek jest ich
mimowolnym konsumentem w wyniku arbitralnej decyzji organów
rejestrowych, Jak dotychczas pszczelarze słyszeli zapewnienia, że
pszczołom kontakt z genetycznie modyfikowanymi roślinami niczym nie
zagraża, choć już od dawna wiadomo, że bakterie zasiedlające jelita
pszczół stają się oporne na antybiotyki w efekcie kontaktu z
transgenicznym rzepakiem, co obok skażenia miodu pyłkiem organizmów
genetycznie modyfikowanych było od samego początku powodem ostrego
sprzeciwu pszczelarzy brytyjskich przeciwko lokowaniu upraw transgenów
w pobliżu pasiek. Jak się teraz podejrzewa pyłki genetycznie
modyfikowanego rzepaku lub kukurydzy, wywołując upośledzenie
odporności, mogą prowadzić do powolnej śmierci rojów.
Professor Joergen Tautz z Wuerzburga podaje liczbę 130 000 gatunków
roślin, w których zapylaniu udział pszczół jest niezbędny i stwierdza,
że dla wyżywienia ludzi pszczoły są ważniejsze od drobiu.
Na koniec warto przypomnieć myśl Alberta Einsteina, który
przepowiedział, że kiedy znikną pszczoły, ludzie przeżyją je tylko o
kilka lat.
3. marca 2007
Po siedmiu miesiącach kompromitującego braku regulacji produktu
najbardziej masowego, a przy tym najbardziej niebezpiecznego, jakim
jest woda z kranu, minister zdrowia w dniu 13. marca 2007r. podpisał
rozporządzenie w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia przez
ludzi.
Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 13 marca 2007r. w sprawie
jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi określa wymagania
mikrobiologiczne, organoleptyczne, fizykochemiczne, oraz radiologiczne,
które dotyczą wody pobieranej z urządzeń i instalacji wodociągowych, z
indywidualnych ujęć wody zaopatrujących ponad 50 osób lub
dostarczających więcej niż średnio 10 m szesc. wody na dobę, z
indywidualnych ujęć wody, bez względu na ilość dostarczanej wody,
jeżeli woda ta służy do działalności handlowej lub publicznej, z
cystern lub zbiorników, ze zbiorników magazynujących wodę w środkach
transportu lądowego, powietrznego lub wodnego oraz wprowadzanej do
jednostkowych opakowań. Według zapisów paragrafu 20. konsumenci
uzyskują informacje o jakości wody zgodnie z przepisami o dostępie do
informacji publicznej.
Informacja o jakości wody powinna zawierać:
1) dane o przekroczeniach dopuszczalnych wartości parametrów jakości
wody oraz związanych z nimi zagrożeniach zdrowotnych;
2) dane o pogorszeniu jakości wody pod względem organoleptycznym;
3) informacje o możliwości poprawy jakości wody przy użyciu środków
dostępnych dla konsumentów;
4) informacje o planowanych przez przedsiębiorstwo wodociągowo –
kanalizacyjne przedsięwzięciach naprawczych i harmonogramach ich
realizacji;
5) zalecenia mające na celu minimalizację zagrożenia dla zdrowia
ludzkiego.
Ustawa z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej
głosi, iż każdemu przysługuje prawo dostępu do informacji publicznej, a
od osoby wykonującej prawo do informacji publicznej nie wolno żądać
wykazania interesu prawnego lub faktycznego. Prawo do informacji
publicznej obejmuje uprawnienia do uzyskania informacji publicznej, w
tym uzyskania informacji przetworzonej w takim zakresie, w jakim jest
to szczególnie istotne dla interesu publicznego, uprawnienia do wglądu
do dokumentów urzędowych oraz uprawnienie do niezwłocznego uzyskania
informacji publicznej zawierającej aktualną wiedzę o sprawach
publicznych. Udostępnianie informacji publicznych następuje w drodze
ogłaszania informacji publicznych, w tym dokumentów urzędowych, w
Biuletynie Informacji Publicznej dostępnym poprzez stronę internetową
http://www.bip.gov.pl i pochodne. Informacja publiczna, która nie
została udostępniona w Biuletynie Informacji Publicznej, jest
udostępniana na wniosek, przy czym ta informacja publiczna, która może
być niezwłocznie udostępniona, jest udostępniana w formie ustnej lub
pisemnej bez pisemnego wniosku. Informacja publiczna może być
udostępniana w drodze wyłożenia lub wywieszenia w miejscach ogólnie
dostępnych, a także przez zainstalowane w tych miejscach urządzenia
umożliwiającego zapoznanie się z tą informacją. Podmiot udostępniający
informację publiczną jest obowiązany zapewnić możliwość kopiowania
informacji publicznej albo jej wydruk lub przesłania informacji
publicznej albo przeniesienia jej na odpowiedni, powszechnie stosowany
nośnik informacji. Udostępnianie informacji publicznej na wniosek
następuje bez zbędnej zwłoki, nie później jednak niż w terminie 14 dni
od dnia złożenia wniosku. Jeżeli informacja publiczna nie może być
udostępniona w terminie 14 dni od dnia złożenia wniosku podmiot
obowiązany do jej udostępnienia powiadamia w tym terminie o powodach
opóźnienia oraz o terminie, w jakim udostępni informację, nie dłuższym
jednak niż 2 miesiące od dnia złożenia wniosku. Udostępnianie
informacji publicznej na wniosek następuje w sposób i w formie zgodnych
z wnioskiem, chyba że środki techniczne, którymi dysponuje podmiot
obowiązany do udostępnienia, nie umożliwiają udostępnienia informacji w
sposób i w formie określonych we wniosku. Jeżeli informacja publiczna
nie może być udostępniona w sposób lub w formie określonych we wniosku,
podmiot obowiązany do udostępnienia powiadamia pisemnie wnioskodawcę o
przyczynach braku możliwości udostępnienia informacji zgodnie z
wnioskiem i wskazuje, w jaki sposób lub w jakiej formie informacja może
być udostępniona niezwłocznie. W takim przypadku, jeżeli w terminie 14
dni od powiadomienia wnioskodawca nie złoży wniosku o udostępnienie
informacji w sposób lub w formie wskazanych w powiadomieniu,
postępowanie o udostępnienie informacji umarza się.
Dostęp do informacji publicznej jest bezpłatny, ale jeżeli w wyniku
udostępnienia informacji publicznej na wniosek podmiot obowiązany do
udostępnienia ma ponieść dodatkowe koszty związane ze wskazanym we
wniosku sposobem udostępnienia lub koniecznością przekształcenia
informacji w formę wskazaną we wniosku, podmiot ten może pobrać od
wnioskodawcy opłatę w wysokości odpowiadającej tym kosztom. Podmiot ten
w terminie 14 dni od dnia złożenia wniosku powiadomi wnioskodawcę o
wysokości opłaty. Udostępnienie informacji zgodnie z wnioskiem
następuje po upływie 14 dni od dnia powiadomienia wnioskodawcy, chyba
że wnioskodawca dokona w tym terminie zmiany wniosku w zakresie sposobu
lub formy udostępnienia informacji albo wycofa wniosek.
Odmowa udostępnienia informacji publicznej oraz umorzenie postępowania
o udostępnienie informacji przez organ władzy publicznej następują w
drodze decyzji. Do tych decyzji stosuje się przepisy Kodeksu
postępowania administracyjnego, z tym że odwołanie od decyzji
rozpoznaje się w terminie 14 dni, a uzasadnienie decyzji o odmowie
udostępnienia informacji zawiera także imiona, nazwiska i funkcje osób,
które zajęły stanowisko w toku postępowania o udostępnienie informacji.
Dzięki nowemu rozporządzeniu konsumenci mogą poznać jakość zdrowotną
wody płynącej z ich kranów.
30. marca 2007
Ledwo obeschły łzy, ludzie zaczęli dostosowywać się do świata bez
Niego. Jeden po drugim wydobywał z pamięci strzępy wspomnień, rozważał
zasłyszane myśli, porównywał z innymi, odnosił do szerszych spraw,
faktów z życia własnego i innych. Na kraj spłynęła kolejna w dziejach
Polski fala opamiętania.
Ktoś powie, że zmiana władzy w 2005r. była następstwem typowego
wychylenia wahadła politycznego, tym razem w prawą stronę. Może i tak.
O ile za stronę lewą uzna się polityków, którzy ogłosili się lewicą
sami sobie nakładając fałszywe etykiety. Właśnie jest ujawniania
prawdziwa jakość nie pierwszej świeżości produktów znakowanych jako
lewica, a znajdujących się w politycznym obrocie od niemal dwóch dekad.
Co do poziomu załgania agentury imperium sowieckiego prezentującej się
jako lewica przez cztery poprzednie dekady zapewne nie ma wątpliwości
nawet sam José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej.
Niedawno wspominał swoje szkolne czasy, kiedy jako maoistowski
komunista walczył przeciwko łamaniu praw obywatelskich w Portugalii.
Dzisiejszy polityk centroprawicy jest zdania, że za wszelką cenę należy
stać na straży prawa do wypowiedzi i ostrzega przed zgubnymi
następstwami poprawności politycznej, która zabija wolność
Europejczyków. Tymczasem dla niegdyś mu bratnich lewaków z sąsiadującej
Hiszpanii Polska roku 2007 jest krajem odrażającym, bo nie chce oddawać
czci NKWD-yście znanemu jako Karol Świerczewski, dla którego udział w
okrutnej zagładzie księży i zakonnic w wojnie domowej Hiszpanii był
tylko przerwą w instalowaniu władzy Sowietów w Polsce. Dziką rzeź w
hiszpańskich kościołach, zakonach i seminariach od przemysłu zadawania
bólu i morderstw kwitnącego w narodowo-socjalistycznym systemie III
Rzeszy lub wytrwale dążącym do komunizmu systemie socjalistycznym
Sowietów różni ilość ofiar, nie jakość czynów.
Na niedawne obchody 50-lecia podpisania Traktatów Rzymskich do Berlina
zjechali przywódcy 26 obecnych krajów członkowskich Unii Europejskiej,
a mimo to tzw. Deklarację Berlińską podpisały tylko trzy osoby:
kanclerz Republiki Federalnej Niemiec, przewodniczący Parlamentu
Europejskiego i właśnie pan Barroso. Pierwszych dwoje to członkowie
jednej partii – niemieckiej CDU, w której skład wchodzą ziomkostwa
dążące do rewizji granic z Polską i Czechami. Wypowiadane półgębkiem
przez prezydentów Polski i Czech niezbyt entuzjastyczne opinie na temat
Deklaracji Berlińskiej zostały uznane za niepoprawne politycznie przez
kreatorów poprawności politycznej w Europie i na świecie. Pan Barroso,
piewca wolności wypowiedzi, nie stanął w obronie panów prezydentów
Polski i Czech. Choć ostrzega przed zgubnymi następstwami poprawności
politycznej, która zabija wolność Europejczyków, pan Barroso może
okazać się równie niespolegliwy, kiedy przyjdzie chronić przed
aresztowaniem tych, którzy publicznie dadzą wyraz nierzadkim w Europie
obawom, że pod etykietą opartej o konstytucję Unii Europejskiej Niemcy
budują IV Rzeszę z wiodącą rolą Prus wyciągniętych z grobu historii ze
względu na zasługi.
Przeciwko obecnemu rozwojowi spraw w Unii Europejskiej wypowiada się
często i stanowczo Ojciec Święty Benedykt XVI. Forsowane rozwiązania z
wykorzystaniem przemocy, podstępu i polityki faktów dokonanych są więc
z natury rzeczy nie do przyjęcia przez katolików. Nie mam tu na myśli
osób jakichkolwiek innych wyznań niż katolików rzymskich, obdarzanych
zależnie od poziomu wypowiadającego się różnymi epitetami – od
fundamentalistów, tradycjonalistów, czy konserwatystów do oszołomów,
oazowców i moherowych beretów. W celu usunięcia tej kłody stale leżącej
na drodze socjalistycznego lub narodowo-socjalistycznego postępu
ludzkości od ponad dwustu lat używa się różnych sposobów wysyłania do
nieba katolików, a zwłaszcza katolickich kapłanów: gilotyny, kuli,
noża, cyklonu B, bunkra głodowego, mrozu, kół samochodu, celi
więziennej, pomówienia, fałszywego oskarżenia i linczu medialnego.
Ewentualnie lansuje się prowadzących wiernych na manowce
nibyduszpasterzy w formie księży patriotów lub księży redaktorów, albo
innych luminarzy z określnikiem "katolicki".
Tuż przed drugą rocznicą odejścia do Domu Ojca Sługi Bożego Jana Pawła
II ulicami Warszawy przeszła wielotysięczna manifestacja w obronie
życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Modlitewny marsz katolików
przeciw zbrodni w gabinetach lekarskich i szpitalach zorganizowało
dwoje lekarzy. Pani dr Urszula Krupa i pan dr Witold Tomczak, posłowie
Rzeczypospolitej Polskiej do Parlamentu Europejskiego zorganizowali
wielotysięczny marsz ludzi domagających się wprowadzenia w życie
podstawowego przesłania Ojca Świętego Jana Pawła II. Trudno o lepsze
wspomnienie postaci Największego z Rodu Słowian.
W czasie trwania marszu wrogowie katolików wysłali kilku z nich do
nieba. Na razie symbolicznie. Są jednak głosy, że nie był to ordynarny
żart, a faktyczna groźba pozbawienia życia: jeżeli nie przestaniesz,
pójdziesz do nieba, jak ks. Popiełuszko. Narastająca agresywność zła
zawsze budziła w Polakach skuteczny opór.
Po 2. kwietnia 2007r. nadejdą kolejne rocznice. Warto towarzyszące im
emocje przekuwać w konkretne czyny.
13. kwietnia 2007
Chcąc nie chcąc, jesteśmy wciągani w kolejne kampanie wyborcze: do
parlamentu europejskiego, do sejmu, do samorządu terytorialnego i
wreszcie w prezydencką.
W odróżnieniu od wyborców zabiegający o władzę politycy mają dobre
rozeznanie mechanizmów tzw. demokracji i precyzyjnie odliczają dni
pozostałe do rozstrzygnięć nad urnami wyborczymi. Rozmaite grupy i
grupki, rozpoznawane przez konkurentów jako kliki i szajki, zanim
przekształcą się w komitety wyborcze planują dzień po dniu akcje
medialne, promocyjne, wydarzenia, happeningi i tym podobne próby
zainteresowania sobą opinii publicznej.
Oby jeszcze media uczciwie opisywały to, co dzieje się w przestrzeni
publicznej, oby kierowały się dobrem wspólnym, przynajmniej interesem
swoich czytelników, widzów czy słuchaczy, albo dziennikarską etyką
zawodową wymagającą bezstronności i relacjonowania stanowiska
wszystkich stron sporu. Niestety, w bezstronność mediów nie wierzą
nawet czytelnicy szkolnych gazetek, skoro w telewizji publicznej można
podziwiać oracje dziennikarzy lepiej od ekspertów znających się na
wszystkim, lepiej od polityków reprezentujących interesy wyborców,
lepiej od kapłanów interpretujących kanony wiary. Zapytani o
uprawnienia czy to zawodowe, czy polityczne płynące wygrania wyborów,
czy też kapłańskie ludzie ci milkną. Jasno widać, że ich uprawnienie do
publicznego poniewierania choćby pochodzących z wolnych wyborów
polityków są nadane przez jakieś nieujawnione opinii publicznej gremia
rozgrywające swoje kampanie bez odsłaniania rzeczywistych celów.
Zupełnie inna sytuacja ma miejsce w mediach prywatnych. Tu pozornie
każdy, kogo na to stać, może przebić ofertę konkurenta i kupić
przychylność opiniotwórczego środka masowego rażenia. Ale nie za blok
reklam, choćby najdroższych. Nie za wyrazy wdzięczności w stosunku do
konkretnego decydenta w redakcji. Naturalnie, nie są to doraźne decyzje
ze straganu z pietruszką a rozkładane na dziesiątki lat wielkie
inwestycje kapitałowo-polityczne o charakterze globalnym. Wielkie
stacje telewizyjne i wpływowe czasopisma są tylko po to zakładane, aby
wpływać na opinię publiczną. Tym bardziej jednak drażni sytuacja, w
której jakiś konkretny nadawca czy wydawca udający bezstronnego
opowiada się wyraźnie i bez najmniejszego wstydu za albo przeciw
jakiejś partii lub określonym politykom. Pojawia się pytanie: czy ten
nadawca lub wydawca kupił polityka, czy jest kupiony przez polityka. A
jeśli tak, to jaki jest strategiczny cel całego przedsięwzięcia. Np.
jaki jest cel nieustannego szydzenia z polskich władz wybranych w
demokratycznych wyborach? Czy to już jawne dążenie do destabilizacji
naszego kraju, czy może tylko przygotowywanie wygranej w nadchodzących
kolejnych wyborach np. sławnym obrońcom praw człowieka nigdy nie
zmęczonym budowaniem lepszego jutra ludu miast i wsi.
A propos praw człowieka. Uprawnienie dziennikarza do opowiedzenia się
po jednej ze stron konfliktu jest jak najbardziej dopuszczalne w
obronie obywateli przed nadużyciami władzy, przed okradzeniem ze
zdrowia, dobrego imienia, wolności obywatelskich, czy majątku. Władza
pilnowana przez media może im wiele zawdzięczać, kiedy rzetelne i
dobrze udokumentowane materiały dziennikarskie przyjmie za ważny wkład
do poprawy swojej służby narodowi. Ot, choćby ukróci bizantyjski styl
życia swoich prominentów, politykę rodzinną kończącą się na zadbaniu o
interesy tylko własnej rodziny,. nie wspominając o odmienianej dzisiaj
już przez wszystkie przypadki korupcji, zwykłym złodziejstwie,
partyjniactwie, klientelizmie i wielu innych przywarach władz nie tylko
poprzednich.
Nie trzeba dodawać, że najważniejszym prawem człowieka jest prawo do
życia. Rozpoczęta przedwcześnie kampania przedwyborcza ma więc u
swojego progu spór godny najwyższej uwagi. Imienne wyniki głosowań będą
służyć za plakaty wyborcze, a ludziom pozostanie jeszcze dość czasu na
wyłonienie takich partii, które będą rokować większą wiarygodność i
takich kandydatów do władz państwowych, którzy potrafią dotrzymać
danego wyborcom słowa.
20. kwietnia 2007
Jak Polska długa i szeroka słychać radość z decyzji UEFA. Polska i
Ukraina jako gospodarze mistrzostw Europy w piłce nożnej stają przed
nadzwyczajną szansą rozwoju gospodarczego, wręcz cywilizacyjnego,
pokojowej integracji opartej o wspólne interesy. Zachowując pamięć o
tragicznych wydarzeniach z przeszłości, pozostając przy własnej – jakże
rozbieżnej – interpretacji wspólnej historii i niełatwego sąsiedztwa,
Polacy i Ukraińcy razem przystępują do przedsięwzięcia na miarę epoki.
Razom nas bohato, nas ne podołaty!
Jasno określony cel i krótki termin wykonania gigantycznych zadań to
najlepsze gwarancje skuteczności decyzji władz obu naszych słowiańskich
państw, w których niełatwo o zaufanie do rządzących, obywatelskie
posłuszeństwo jest rzadkością, a zdolność do jakichkolwiek wyrzeczeń
dla wspólnego dobra prawie nie istnieje z wyjątkiem sytuacji skrajnego
zagrożenia.
Szacuje się, że przy organizacji i obsłudze mistrzostw Europy powstanie
100 000 miejsc pracy. Spodziewany wzrost zatrudnienia przychodzi w
chwili, w której przeważająca według wielu ocen większość młodych ludzi
chce za pracą wyemigrować, nie godząc się na niskie płace w Ojczyźnie.
Szkoda, że z pierwszych enuncjacji władz wynika, że autostrady, tory,
hotele i stadiony dla potrzeb EURO 2012 będą budować przybysze z Azji a
nie ściągnięci z powrotem do domu wyraźną poprawą zarobków ludzie,
którzy musieli lub chcieli wyjechać za chlebem. Może warto włożyć
więcej wysiłku w wykorzystanie mistrzostw jako środka ratowania ludzi
przed wygnaniem na obczyznę, jako sposobu na ponowne połączenia się
rodzin, jako dowodu do okazania wątpiącym, że właściwie nie ma żadnych
istotnych przyczyn pozostawania z dala od kraju i ponoszenia kosztów
emigracji. Nie mając wątpliwości, co do politycznego charakteru decyzji
UEFA, nie traktujmy całego przedsięwzięcia jako cel sam w sobie, a
uczyńmy z niego wspólnym wysiłkiem dobre narzędzie uporania się z
problemem najważniejszym, jakim jest zagrożenie depolonizacją Polski.
Świat jest pełen emigrantów z Polski i Ukrainy. Dobrze byłoby wreszcie
pozytywnie odpowiedzieć na powtarzające się od lat nawoływania Polonii
o poważny program popierania jej inwestycji w starym kraju, o przyjazne
traktowanie przedsiębiorców i fachowców, którzy chcą zaangażować się w
różne przedsięwzięcia, a zamiast pomocy naszych władz, napotykają na
większe przeszkody i biurokratyczne utrudnienia niż osoby zupełnie z
Polską nie związane. Polacy żyjący za granicą w drugim, trzecim i
dalszych pokoleniach są wiernymi obywatelami swoich krajów, często mają
za sobą wspaniały awans społeczny, mogą się wykazać dobrym
wykształceniem, majątkiem, przedsiębiorczością, wielkimi osiągnięciami
i – co dla nas najważniejsze – dumą ze swoich polskich korzeni,
przywiązaniem do tradycji i bardzo często siłą wiary, jakże wzmocnioną
przez pontyfikat Jana Pawła II. Czy nadal można odrzucać ich gotowość
do inwestowania w Polsce? A niechby EURO 2012 wypełniło jeszcze rolę
narzędzia odzyskiwania osób polskiego pochodzenia dla Polski. Po co nam
pośrednicy, skoro możemy sięgać do nieprzebranych zasobów
doświadczenia, kontaktów biznesowych i energii Polonii.
Od czasu odzyskania suwerenności Polska jest niezawodnym sojusznikiem
Ukrainy, niezwykle mocno angażując się po stronie wzmocnienia
międzynarodowej pozycji naszego wielkiego sąsiada i przyczyniając się
do jego osiągnięć politycznych. Współpraca przy wykonywaniu tysięcznych
zadań na rzecz sukcesu mistrzostw Europy w piłce nożnej w Polsce i na
Ukrainie może też zaowocować przeniesieniem wspólnych interesów na inne
kontynenty, gdzie obok siebie żyją potomkowie emigrantów z obu krajów.
Trochę dobrej woli, trochę wyciszenia wspomnień, trochę
chrześcijańskiego przebaczenia, a już jawi się atmosfera kochanego
przez wszystkich Lwowa, miasta pięknie rozkwitłego siłą różnorodności
mieszkańców.
Może to Lwów powinien być kulturalną stolicą EURO 2012? Przynajmniej u
nas we Wrocławiu, bylibyśmy tym szczerze zachwyceni!
27. kwietnia 2007
W środę 25. kwietnia 2007r. pod hasłem: Geny nie są na sprzedaż!
Tradycyjne i ekologiczne rolnictwo zamiast GMO! odbył się
MIĘDZYNARODOWY SZCZYT ANTY-GMO NA WAWELU.
Organizatorzy tego niezwykłego wydarzenia – pani Jadwiga Łopata i sir
Julian Rose stojący na czele Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony
Polskiej Wsi nie mają wątpliwości, że przyszłość Polski – jako
najważniejszej w Europie Strefy Wolnej od GMO – wisi na włosku. Presja
ze strony korporacji, by otworzyć rynek dla komercyjnych upraw GMO
staje się coraz silniejsza, mimo, że Polacy powszechnie i stanowczo
odrzucają GMO.
W konferencji na Wawelu wziął udział dr Arpad Pusztai najbardziej znany
na świecie naukowiec badający wpływ organizmów genetycznie
modyfikowanych na zdrowie zwierząt laboratoryjnych, Percy Schmeiser,
kanadyjski rolnik, który od lat prowadzi walkę z firmą Monsanto oraz
Michel Dupont z Francji, uczestnik wieloletniej dramatycznej walki
francuskich rolników przeciw uprawom GMO.
Pani Jadwiga Łopata i sir Julian Rose są przekonani że obecnie Polska
jest pod silnym wpływem lobbingu entuzjastów GMO, co zagraża
zniszczeniem ostatniego bastionu tradycyjnego, proekologicznego
rolnictwa. Stracimy możliwość eksportu naszej żywności poszukiwanej
dlatego, że nie jest skażona organizmami genetycznie modyfikowanymi.
Dr Arpad Pusztai, Węgier który prowadził badania w Anglii, powiedział:
Ponieważ nasza znajomość genomu roślinnego jest słaba, a technologie
składania genów wciąż nie zostały dopracowane, obecne uprawy roślin
genetycznie modyfikowanych zagrażają zdrowiu ludzi i mogą przynieść
szkodę środowisku naturalnemu. Ryzyko nieprzewidywalnych efektów
ubocznych jest znacznie większe niż jakiekolwiek potencjalne korzyści.
Nie wolno nam dopuszczać do spożywania produktów tej raczkującej nauki
i musimy zakazać uwalniania roślin genetycznie modyfikowanych do
środowiska, skąd ich nie będzie można już nigdy wycofać…
Percy Schmeiser z Kanady alarmował:
Walczymy z Monsanto z bardzo ważnego powodu. Zniszczyli to, co moja
żona i ja wyhodowaliśmy przez ponad 50 lat. Nasze nasiona rzepaku były
odporne na najróżniejsze choroby, jakie występują na stepach.
Zniszczyli to, co było wynikiem naszych badań i upraw. Jestem
przekonany gdybym ja to zrobił na polach firmy Monsanto, poszedłbym do
więzienia. Ale im wolno skażać nasze pola i niszczyć dzieło naszego
życia. I na dodatek to oni wnieśli do sądu sprawę przeciw mnie. Gdy w
1996 r. został wprowadzony genetycznie zmodyfikowany rzepak, nie było
nikogo, kto potrafiłby nam powiedzieć, co z tego wyniknie. Dziś na
całym świecie są ludzie świadomi tych skutków dzięki naszym
doświadczeniom: skażenia, zubożenia różnorodności gatunkowej,
zanieczyszczenia czystego materiału siewnego i odebranie prawa wyboru…
Guy Kastler z Francji wystąpił z ostrzeżeniem:
Francuscy rolnicy sprzedają większość swych produktów we Francji i w
Europie, czyli na rynkach znanych z nieakceptowania GMO. Najmniejsze
zagrożenie skażeniem przez GMO spowoduje utratę zaufania klientów i
bankructwo wielu tysięcy rolników. W interesie francuskiego rolnictwa
leży ochrona jego najbardziej dochodowego rynku, a nie ryzykowanie jego
utraty w imię pogoni za mniej dochodowym rolnictwem niszowym dzięki
któremu wzbogacą się jedynie ponadnarodowe firmy produkujące nasiona…
Odpowiadając na zaszczycające mnie zaproszenie organizatorów wygłosiłem
wykład lekarza epidemiologa pt. ZAGROŻENIA ZDROWIA ZE STRONY ORGANIZMÓW
GENETYCZNIE MODYFIKOWANYCH a do materiałów konferencyjnych dołączyłem
swój Głos pierwszy do wydania polskiego światowego bestsellera J. M.
Smitha NASIONA KŁAMSTWA (ang. SEEDS OF DECEPTION), wydawnictwo Fundacji
PRO SCIENTIAE z Poznania właśnie trafiające do rąk czytelników.
Oto początkowy fragment mojego wstępu do książki NASIONA KŁAMSTWA:
Od kilkunastu lat wszystko co żyje na naszym świecie jest przedmiotem
eksperymentu. Kilkanaście lat w dziejach życia na Ziemi to chwila bez
znaczenia, chyba, że akurat wydarzy się katastrofa. Od uderzenia
meteorytu podobno wyginęły dinozaury. Od ciosów obecnie zadawanych
naturze może paść drzewo życia dobrze zakorzenione na naszej planecie i
wyrosłe w oparciu o zrozumiały dla nas plan.
Dzięki geniuszowi ludzkiego intelektu poznajemy reguły genetyki.
Człowiekowi jednak nigdy nie wystarcza sam opis rzeczywistości. Nie
oglądając się na konsekwencje, każde odkrycie musi wykorzystać dla
zysku. Wszak uświęca środki cel wojny – wojny o panowanie nad światem
toczonej na froncie gospodarki, przechodzącym od czasu do czasu w
działania militarne. A wojna, jak wiadomo, jest matką wynalazków. W tym
przypadku – tworzenia nowych organizmów.
Jednostki biologiczne, zdolne do replikacji i przenoszenia materiału
genetycznego, w których materiał genetyczny został zmieniony w sposób
niezachodzący w warunkach naturalnych, powinny być zamknięte w
hermetycznie szczelnych budynkach o podwójnej pancernej pokrywie, która
natychmiast zalewana jest formaliną, kiedy tylko zaistnieje ryzyko ich
uwolnienia do środowiska. W brytyjskim hrabstwie Kent w tak zbudowanej
szklarni prowadzona jest hodowla genetycznie modyfikowanego tytoniu.
Ale nawet najbardziej kosztowne zabezpieczenia nie budzą zaufania.
Badania opinii publicznej w Unii Europejskiej, okazują się nie tylko
miażdżące dla żywności genetycznie modyfikowanej, lecz także ujawniają,
że tylko co czwarty Europejczyk wyraża zgodę na produkcję pod rządami
obowiązującego prawa środków farmakologicznych metodami rolnictwa
molekularnego w zamkniętych szklarniach. Tymczasem wynajęte przez
właścicieli patentów na transgeny psy wojny działające w nauce,
polityce i gospodarce uparcie zabiegają o proliferację biologicznej
broni masowego rażenia.
4. maja 2007
tylko audio
11. maja 2007
Już nie dyskutujmy – powiedział w dniu 10. maja 2007r. wicemarszałek
Sejmu pan Jarosław Kalinowski, nie dopuszczając do kolejnej wymiany
zdań w sprawie systemu ochrony zdrowia w Polsce.
No właśnie. Już nie dyskutujmy a zacznijmy rozliczać za dostrzegalne
przez wszystkich osiągnięcia. Niech rozliczy każdy według swojej wiedzy
i doświadczenia. Każdy pacjent i jego bliscy, każdy lekarz, każda
pielęgniarka i wszyscy inni pracownicy ochrony zdrowia i ich rodziny.
Każdy ekspert i prognosta, zarówno ten, który podnosi alarm w związku z
lawinowo narastającą depolonizacją Polski, jak i ten, który liczy
bieżące i przyszłe zyski z tego procederu. Już nie dyskutujmy.
Zacznijmy się ratować.
W maju 2007 roku należy zdać sobie sprawę, że pustkę po wypędzonych za
granicę lekarzach i pielęgniarkach przez krótki czas wypełnią emeryci,
a po ich odejściu pozostałym jeszcze w kraju Polakom pozostanie tylko
najbardziej popularyzowana forma znachorstwa, jaką jest medycyna
reklamowa. Zgodnie z instrukcją płynąca z telewizyjnych reklam
cierpiący ludzie będą czytać ulotki albo konsultować się z farmaceutą,
ale już nie z lekarzem. Wobec braku lekarzy, ludziom innych zawodów
pozostanie samodiagnozowanie się w oparciu o informacje zawarte w
ulotce napisanej przez producenta środka farmaceutycznego albo też
poleganie na rozpoznaniu, które postawi farmaceuta, czy to przez
okienko nad apteczną ladą, czy może na zapleczu apteki, ale zawsze z
naruszeniem ustawy o zawodzie lekarza. System lecznictwa oparty o
sprzedaż leków bez recepty i zastąpienie lekarzy ulotkami i
farmaceutami byłby niezłym tematem dla kabaretu, gdyby nie tragiczne
skutki kumulujących się dawek środków przeciwbólowych bez umiaru
przyjmowanych przez ludzi bezskutecznie szukających możliwości
wyleczenia przyczyn a nie tylko znieczulenia bólu.
Uprawiane przez miliony Polaków samodiagnozowanie się i samoleczenie
według wskazań reklam telewizyjnych nie znajduje żadnego odporu ze
strony władz państwowych, tym samym obciąża polityków odpowiedzialnych
za zdrowie narodu. Równoczesna silna zależność prasy, radia i telewizji
od reklamodawców powoduje, że w Polsce nie może zadziałać
charakterystyczny dla zachodnich demokracji wentyl bezpieczeństwa w
postaci niezależnego dziennikarstwa. W rezultacie reklama leków
przeciwbólowych goni reklamę artykułów spożywczych będących przyczyną
bólu, bo nafaszerowanych substancjami wzmacniającymi smak i zapach,
konserwantami, farbami i aromatami, a konsument ogłupiany już od
dzieciństwa reklamami nie ma szans na wyrobienie sobie opinii o
rzeczywistej wartości i prawdziwych zagrożeniach ze strony
reklamowanych produktów.
O kilku dni brytyjskie media szeroko komentują najnowsze doniesienia
naukowe o skutkach spożywania chemikaliów dodawanych do artykułów
spożywczych. Polskie środki masowego przekazu, łącznie z publicznym
radiem i telewizją, mającymi za podatki i abonament realizować misję
społeczną, milczą – jak zwykle – w takiej sprawie, nie chcąc narażać
się reklamodawcom.
A sprawa jest pierwszorzędnej wagi i do tego pochodzi z miarodajnego
źródła. Oto Uniwersytet Southampton na zlecenie Food Standards Agency,
czyli Agencji ds Standardów Żywności brytyjskiego rządu, przeprowadził
badania dzieci w wieku od trzech do dziewięciu lat, w których
pożywieniu znalazły się artykuły spożywcze, zawierające takie barwniki,
jak: tartrazyna – E 102, czerwień koszenilowa – E 124, żółcień
pomarańczowa S – E 110, azorubina – E 122, żółcień chinolinowa E 104 i
czerwień allura AC – E 129. Badania dotyczyły również najbardziej
niebezpiecznego konserwantu, jakim jest benzoesan sodu E 211.
Przeprowadzono pomiary przeciętnego spożycia tych dodatków do żywności
oraz ich wpływ na zachowanie małych konsumentów. Potwierdziły się
wcześniejsze doniesienia, że dzieci narażone na chemikalia dodawane do
żywności i napojów wykazują nadmierną pobudliwość ruchową, trudności z
koncentracją, napady złego zachowania i reakcje alergiczne. Wchodzący w
skład Agencji ds Standardów Żywności Komitet ds. Toksyczności
chemikaliów w środkach spożywczych uznał, że wyniki badań mają ważne
znaczenie dla zdrowia publicznego.
Wyniki pierwszych prac badawczych sprzed siedmiu lat znanych jako
badania na Wyspie Wight wykazały, że eliminacja barwników i innych
dodatków z pożywienia może przynieść istotną poprawę zachowania dzieci.
Jednak w 2002 roku Komitet ds. Toksyczności chemikaliów w środkach
spożywczych stwierdził, że te wyniki nie pozwalały na wyciągnięcie
ostatecznych wniosków i zlecił kolejne badania.
Ale pod wrażeniem obecnych doniesień większość brytyjskich sieci
detalicznych dostosowuje do narastającego niepokoju konsumentów swoją
politykę w stosunku do syntetycznych barwników i aromatów, łącznie z
ich zupełnym wycofaniem z napojów bezalkoholowych sprzedawanych pod
własną marką.
Ze swej strony muszę dodać, że związek wielu dodatków do żywności z
chorobami alergicznymi skóry, zwłaszcza z pokrzywką czy atopowym
zapaleniem skóry jest znany lekarzom od dziesiątków lat, ale skoro
obecnie w Polsce lekarzy ubywa, to i nie ma kto ostrzegać konsumentów
przed masowym i bezkrytycznym poddawaniem się presji reklam napojów i
innych artykułów spożywczych pełnych szkodliwych chemikaliów.
18. maja 2007
“Sprawa dla Reportera” należy od lat do najbardziej popularnych
programów publicznej Telewizji Polskiej. Pani redaktor Elżbieta
Jaworowicz przedstawia poruszającą dokumentację filmową ludzkich
nieszczęść, docieka ich przyczyn i wreszcie stawia winowajców pod
pręgierz opinii publicznej.
Zadaniem tego programu jest zderzyć wypowiedź ofiary i jej kata. Zwykły
szary człowiek: mieszkaniec, pracownik, przedsiębiorca to z reguły
osoba pokrzywdzona, a przedstawicielowi administracji państwowej czy
samorządowej pisana jest rola winowajcy. Na sali nie może też zabraknąć
szczerych obrońców ludu: posłów, senatorów, działaczy społecznych,
autorytetów naukowych, prawnych i moralnych. To oni rozsądzają spory,
wyjaśniają i doprowadzają do sytuacji, w której red. Jaworowicz może
postawić kropkę nad i w postaci potwierdzenia tezy zawartej w
wyjściowym materiale filmowym.
Na arenie studia telewizyjnego dochodzi do ostrej wymiany słów, kłótni
i niekontrolowanych wybuchów emocji. Na szczęście – nieszczęście
program jest nagrywany z kilkutygodniowym wyprzedzeniem i do emisji
pozostaje sporo czasu na zgrabne poszatkowanie i poklejenie materiału,
który nawet po ocenzurowaniu zapiera dech w piersiach widzów TVP.
Dyskusja telewizyjna, której nagranie odbyło się w połowie maja 2007r.
miała na celu potwierdzić wyjściową tezę o tym, że wbrew nadziejom
Polska nadal nie jest Polską naszych oczekiwań, a to z powodu
krzywdzącego ludzi prawa i bezduszności urzędników.
Główne miejsce po stronie oskarżycieli zajmował pan prezes Roman
Kluska, zaś miejsca zarezerwowane dla oskarżanych osób i instytucji
przydzielono przedstawicielkom urzędu wojewódzkiego i państwowej
inspekcji sanitarnej. Mając zaszczyt być ulokowanym obok
reprezentującej Główny Inspektorat Sanitarny wybitnej znawczyni prawa
sanitarnego w zakresie bezpieczeństwa żywności, z przykrością
wysłuchiwałem bojowych okrzyków pani red, Jaworowicz, głoszącej
publicznie – choć poza mikrofonem – jaką to niechęć żywi do sanepidu z
powodu nieżyciowych wymagań sanitarnych, które niszczą drobną
przedsiębiorczość i nie pozwalają w naszym kraju na rozwój produkcji
całego szeregu atrakcyjnych wyrobów, takich samych, jakimi chlubi się
wieś grecka, włoska, czy francuska – od plejady serów krowich, kozich i
owczych po rozmaitość wyrobów mięsnych i innych pyszności. No po prostu
sanepid kładzie się kłodą na drodze do dobrobytu polskiej wsi.
Mając w pamięci nieraz formułowane przez partyjnych bonzów PRLu
oskarżenie, że sanepid przeszkadza, bo nie pozwala, aby Polska rosła
siłę, a ludzie żyli dostatniej, zacząłem nie na żarty przymierzać się
do publicznego starcia o dobre imię państwowej inspekcji sanitarnej,
której w obecnym czasie można wiele zarzucić, ale na pewno nie
nadgorliwość w działaniach na rzecz ochrony zdrowia publicznego.
Niedoczyszczona ze starych i opanowana przez nowych partyjnych
nominatów, od lat wykrwawiana przez redukcję kadr, zagrażającą reductio
ad absurdum jeśli chodzi o osiąganie ustawowych zadań, i co rusz to
paraliżowana przez rozmaite wcielenia Wielkiego Brata, służba
sanitarno-epidemiologiczna wymaga ze strony Polaków silnego wsparcia za
profesjonalizm kierujący się kodeksem etyki lekarskiej i
bezkompromisowe egzekwowanie prawa sanitarnego. Oczywiście, usytuowanie
Państwowej Inspekcji Sanitarnej w podległości do ministra zdrowia w
praktyce czyni tę służbę kontrolą wewnętrzną resortu zdrowia, np. w
obszarze nadzoru nad jednostkami podległymi ministrowi zdrowia albo
polityki zdrowotnej, za którą odpowiada minister zdrowia. Tu trzeba
szukać przyczyn ludzkich dramatów na masową skalę, których można byłoby
uniknąć, gdyby w obronie zdrowia publicznego mógł stanąć inspektor
podległy nie ministrowi zdrowia, a tym samym nie radzie ministrów
rządzących się rozmaitymi interesami a Sejmowi, tak jak podległa
Sejmowi jest Państwowa Inspekcja Pracy. Warto zauważyć, że zakres zadań
Państwowej Inspekcji Pracy jest nieporównywalnie mniejszy i mniej
skomplikowany od zakresu zadań Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Skoro
Państwowa Inspekcja Sanitarna w znaczącym zakresie swojej działalności
jest kontrolą wewnętrzną ministra zdrowia, to Inspekcja Weterynaryjna
jest w całości kontrolą wewnętrzną ministra rolnictwa i rozwoju wsi. A
jak wiadomo, pies nie gryzie własnego ogona, nawet, jeżeli za nim goni.
Wymieniłem dopiero dwie instytucje zajmujące się urzędową kontrolą
żywności, a przecież jest ich znacznie więcej, łącznie co najmniej
osiem. Wszystkie inspekcje mają swoje ustawowe obowiązki do wykonania,
swoich przełożonych na szczeblu centralnym i terenowym, siedziby,
transport, obsługę prawną i każdą inną. I wszystkie razem rozpoznawane
są jako sanepid!. Naprawdę! Nawet przez samą panią redaktor Jaworowicz
i samego pana prezesa Kluskę! Czy to nie zadziwia, że osoby tak dobrze
poinformowane i tak opiniotwórcze nawet nie wyobrażają sobie, do
jakiego rozproszenia doszło w zakresie urzędowej kontroli żywności, nie
wiedzą, za co odpowiadają poszczególne inspekcje i jakie są aktualnie
obowiązujące przepisy sanitarne. A co wobec tego mają powiedzieć
właściciele drobnych gospodarstw rodzinnych? Ciężko pracujący od rana
do nocy rolnicy, którzy nie mają żadnego dostępu do informacji prawnej
i nie mieli żadnych szans dowiedzieć się o wejściu w życie na początku
2007r. Rozporządzenia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 15
grudnia 2006r. w sprawie szczegółowych warunków uznania działalności
marginalnej, lokalnej i ograniczonej, który to przepis prawny dopuszcza
idącą w nawet w tony tygodniowo produkcję mlecznych, mięsnych i rybnych
wyrobów polskiej wsi do międzynarodowej konkurencji o klientów
szukających radości z dobrego jedzenia, oczywiście charakteryzującego
się bezwzględnie gwarantowanym siłą Państwa Polskiego bezpieczeństwem
dla zdrowia i życia konsumentów.
Objaśnienie w tej sprawie pan prezes Roman Kluska otrzymał już po
nagraniu. Publicznego starcia o sanepid nie było. Podkreślić wypada
wspaniałe przesłanie innych wątków dyskusji kierowanej przez panią red.
Elżbietę Jaworowicz.
Ta “Sprawa dla Reportera” ma ukazać się 29. maja 2007r. i powinna być
dedykowana wszystkim odpowiedzialnym i za niezrozumiałe prawo i za brak
popularyzacji prawa, kiedy może ono dobrze służyć ludziom. Wyczulonym
na próby zniewolenia Polakom łatwo dostrzec, że obok totalitaryzmu
czerwonego i brunatnego istnieje także totalitaryzm złoty, od koloru
złota, które niszczy wszystko co dobre na tym świecie. Jednym z celów
totalitaryzmu złota – pieniądza jest zagłada gospodarstw rodzinnych i
zmonopolizowanie produkcji żywności za pomocą narzucania narodom tak
skomplikowanego prawa, że ani nie da się go wykonać, ani wyegzekwować.
brak audio
25 maja 2007
Jak kapłan o duszę, tak lekarz o ciało każdego człowieka walczy bez
wytchnienia. W efekcie obie te misje doskonale uzupełniają się. Walka o
każdy dzień, tydzień, miesiąc i rok życia ciała człowieka najczęściej
owocuje dojrzałością zamieszkałej w tym ciele duszy. Dojrzałością
cieszącą Pana Boga, duszpasterzy i bliźnich. Zwykle inne jest
postrzeganie świata przez człowieka w pełni sił, do tego łatwo
ulegającego pokusom, inne u tej samej osoby, która w ciągu jednej
sekundy staje się śmiertelną ofiarą wypadku i konając, zdaje sobie
nagle sprawę, że traci nie tylko życie doczesne, ale przede wszystkim
wieczne. Jeszcze inną wizję świata ma ktoś, kto nawet ciężko chorując,
dzięki podtrzymywanej przez lekarzy świadomości zdąży pogodzić się z
Panem Bogiem i dać zadośćuczynienie bliźnim. Zdąży, o ile będzie miał
dostęp do kapłanów i lekarzy.
Zbieżność celów misji kapłanów i medyków, czyli lekarzy dusz i ciał,
była i jest intuicyjnie rozpoznawana od zarania ludzkości przez
wszystkie ludy przydzielające prawie zawsze tym samym osobom obowiązki
i przywileje związane z uzdrawianiem i cielesnych i duchowych
dysfunkcji ludzi potrzebujących pomocy. Dla tych nielicznych w skali
rozwoju istoty ludzkiej, którzy dotychczas mieli możność poznać Dobrą
Nowinę, wszystko jest jasne. Ozdrowieńcza moc wiary i modlitwy jest
poza wszelką wątpliwością znana każdemu chrześcijaninowi i
udokumentowana nie tylko w Piśmie Świętym, lecz także osobistym
doświadczeniem wielkiej rzeszy chorych i ich rodzin. Medycyna jako
nauka empiryczna opierać się powinna na dowodach i dowody na cudowne
uleczenia tych, którzy zaufali potędze wiary i modlitwy, nie mogą być
pomijane przez medycynę,.
Z uwagi na swoją rolę społeczną kapłani i lekarze w każdej normalnej
społeczności cieszą się szacunkiem odpowiadającym wartościom, którym
służą. Żądna normalna społeczność nie głodzi swoich kapłanów i lekarzy.
Jednak stosunek do dóbr materialnych zależy od jednego lub drugiego
powołania. Inny jest u osób życia konsekrowanego, inny u lekarzy. Są
ludzie obdarzenia łaską obydwu powołań. Ale od nikogo nie można żądać,
aby postępował zgodnie z powołaniem, którego po prostu nie ma. Dla
dobra wspólnego nie wolno na ludzi zastawiać pułapek. Każdy jest omylny
i grzeszny i może się zdarzyć, że dopuści się przestępstwa, nawet
zbrodni. Z wielką korzyścią dla dobra wspólnego jest minimalizować
szkody czynione przez błądzących kapłanów i lekarzy, dyskretnie i
skutecznie wykorzystując wewnętrzne systemy nadzoru i kontroli w
diecezjach, zakonach i izbach lekarskich. Kiedy te systemy nie
działają, ludzie sprzeniewierzający się swojemu powołaniu w poczuciu
bezkarności wychodzą daleko poza ślubowane lub przyrzeczone normy
zachowania i naruszają obowiązujące wszystkich prawo. Aparat ścigania i
wymiar sprawiedliwości muszą wykonywać swój obowiązki bezstronnie i
skutecznie, zachowując nie więcej poszanowania dla wizerunku człowieka
oskarżonego i skazanego niż nakazuje prawo, nawet jeśli ujawniane w
ramach prawa fakty przynoszą szkodę winowajcom.
Trzeba jednak dodać, że ujawnienie nieprawości pojedynczej osoby
cieszącej się zaufaniem publicznym rzuca cień na wszystkich pełniących
taką samą rolę społeczną. Jeżeli jest to osoba winna, spotyka ją
zasłużona kara. Ale na pozostałych spada kara niezasłużona. Mało tego.
Kara spada na ludzi, którym zabrano zaufanie do kapłanów i lekarzy, na
naród nagle osierocony, odarty z poczucia bezpieczeństwa, pozbawiony
pomocy w sprawach najważniejszych, dotyczących ratowania życia
wiecznego i doczesnego. Winowajca wie, za co cierpi. A za co cierpi
naród? Za co cierpią ludzie w potrzebie, którym odebrano dostęp do osób
wypełniających role kapłanów i lekarzy, role uznawane za niezbędne w
każdej ludzkiej społeczności czy to zamieszkałej w dżungli
afrykańskiej, czy też wielkomiejskiej?
Stąd w interesie publicznym, nie żadnym kastowym, jak się niektórym
wydaje, jest umacnianie przekonania, że stan kapłański i lekarski
dysponują doskonałymi mechanizmami samooczyszczania się z osób
niegodnych deklarowanego powołania. Zobaczyć, to uwierzyć. Ludzie
widząc, że przypadki faktycznych przestępstw i zawinionych przez
lekarzy błędów systematycznie spadają, przywrócą zaufanie do
przedstawicieli tego zawodu, bez których przecież żyć się nie da.
Wówczas nawet zmasowane akcje przeciwko lekarzom spalą na panewce, tak
jak spełzło na niczym propagandowe bombardowanie Kościoła Katolickiego
w naszym kraju. Na wielu księży i zakonników bez winy nałożono
niezasłużoną karę w postaci wykreowanego odium społecznego, ale
fałszywe oskarżenia miały nikły wpływ na podważenie zaufania Polaków do
kapłanów. Kościół wyszedł obronną ręką, bo był czysty. W obronie
duszpasterzy stanęli wierni. Wiedząc, co mogą stracić, wystąpili
przeciwko próbom ograbienia z zaufania do kapłanów. Ta próba
zawłaszczenia świadomości Polaków się nie powiodła, choć okradła
niektórych z religijności.
Antyreligijność jest chorobą ciężką, ale uleczalną. Można powiedzieć,
że to choroba wieku dorastania do pełni człowieczeństwa, z upływem lat
ustępującą w miarę pojawiania się w życiu każdego człowieka dowodów na
to, że jest się tylko człowiekiem. Kruchym, słabym i wcale nie
wszechmocnym. Niektórzy mają szczęście doznać łaski cudu, w jednej
chwili diametralnie zmienić swój światopogląd i z zaciekłych wrogów
wiary stać się ufnymi dziećmi Bożymi. Inni muszą po prostu dożyć do
tego zwrotnego momentu w swoim życiu. Jest to niemożliwe bez udziału
ludzi, których powołaniem jest ochrona życia i zdrowia ludzkiego,
zapobieganie chorobom, leczenie chorych i niesienie ulgi w cierpieniu.
I to jest jeden z najważniejszych powodów, dla których należy stanąć w
obronie zawodu lekarskiego, którego wyjątkowa w skali świata
poniewierka zaczęła się w Polsce za Stalina i trwa nadal.
1. czerwca 2007
Szerokim echem niesie się po Polsce i całym świecie jedyna w swoim
rodzaju wojna psychologiczna z lekarzami. Trudno przewidzieć, do czego
jeszcze może dojść, ale już dotychczasowy rozwój wypadków nie znajduje
precedensu w cywilizowanym świecie i wprost poraża ładunkiem wrogości w
stosunku do zawodu lekarza. Dzień w dzień słychać coraz to bardziej
oburzające wypowiedzi na temat lekarzy, a nawet pełne pogardy w
stosunku do medycyny, n. p. szpitalnej. I kto to mówi! Można się
zapytać: gdzie my jesteśmy? Na jakim etapie rozwoju cywilizacyjnego? Do
czego doprowadzi ta wojna z medycyną?
W dniu dziecka nie sposób nie odnieść się do chyba najbardziej podłego
aktu przemocy wobec lekarza. Każdy, kto słyszał wypowiadane przez łzy
słowa dr Ewy Sowińskiej, wypełniającej swoją lekarską misję w roli
rzecznika praw dziecka, zdaje sobie sprawę, co może spotkać lekarzy,
gdy postępują zgodnie ze swoim sumieniem. Uważam, że wyemitowane w dniu
31. maja 2007r. słowa dr Sowińskiej, mają tak nadzwyczajną wartość
dokumentacyjną, że należy ich nagranie wielokrotnie powtórzyć, a tych,
którzy korzystają z nowoczesnej techniki będącej w coraz
powszechniejszym użyciu, zachęcić do ściągnięcia pliku mp3 z adresu
internetowego http:// [www[1].radiomaryja.pl]2007.05.31.akt02.mp3 na
swoje odtwarzacze i udostępniania go innym, którzy jeszcze nie wiedzą,
na jakim świecie żyją.
Prowokacja, lżenie, oczernianie, szydzenie nalezą do odrażającego
arsenału brunatnych i czerwonych bojówkarzy, zawsze były i są nadal,
także w Polsce, chętnie wykorzystywane do napaści z powodów
religijnych, rasowych czy narodowościowych, i to – o dziwo – w naszym
kraju najczęściej są to ataki ze strony antypolskich i antykatolickich
mniejszości na większość, ale żeby napadać na lekarzy i medycynę! To
dopiero aberracja! Ludzie pod wpływem tego rodzaju nagonki zaczynają
widzieć w każdym lekarzu przestępcę i w sytuacjach krytycznych
dopuszczają się agresji słownej, a nawet czynnej napaści w stosunku do
lekarzy sumiennie wypełniających swoje obowiązki. Pełni poświęcenia
pacjentom, nie wychodzący przez po pół tygodnia ze szpitala, z
oczywistych względów utrzymujący swoją wiedzę na aktualnym poziomie
światowym, są zmuszani do nierównej walki o dobre imię własne i swojego
zawodu. Wiedza będąca dorobkiem całego życia, umiejętności zdobyte z
praktyką liczoną na dziesiątki lat, motywacja wynikająca z powołania i
silnego poczucia misji, nagle okazują się problematyczne, podjęte przez
lekarzy decyzje są podważane, każdy kto chce wypowiada się jakby
dysponował wiedzą specjalną. Nieuchronny zgon osoby bliskiej,
nieuniknione pogorszenie stanu zdrowia, wysoce prawdopodobne powikłania
leczenia farmakologicznego, czy zabiegu operacyjnego bywają powodem
niekończącej się fali oskarżeń i pomówień, a doniesienie o podejrzeniu
przestępstwa ląduje na biurku prokuratora. Lekarzowi, któremu w Polsce
nie przysługuje żadna ochrona zagwarantowana w Kodeksie Pracy innym
zawodom, przychodzi w ramach czasu wolnego od zajęć służbowych
dodatkowo tłumaczyć się na policji, w prokuraturze i w sądzie z
ułomności ciała i psychiki pacjenta oraz z wadliwości systemu opieki
zdrowotnej. Na bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia lekarz narażony
jest w pomocy wyjazdowej. Kiedy nie zdoła wytłumaczyć się w przypadku
opóźnionej interwencji pogotowia ratunkowego, które nie może przedrzeć
się przez zakorkowane ulice, może paść ofiarą linczu. Do pobić lekarzy
dochodzi nawet w szpitalnych izbach przyjęć. Czy to już dżungla?
Położyć kres temu dramatowi medycyny w Polsce może tylko publiczna
dyskusja pomiędzy oficjalnymi przedstawicielami wszystkich stroni
konfliktu. Zdrowie Polaka, na którego straży zgodnie z konstytucją mają
stać władze publiczne, nie może być zabawką w rękach polityków, ani też
kartą przetargową w politycznych rozgrywkach, czy grą na
skompromitowanie takiej czy innej partii politycznej. Jak wiadomo, rząd
nie tylko się wyżywi, ale i się wyleczy. Oprócz możnych i wpływowych,
którzy mają zawsze zagwarantowany dostęp do nowoczesnej medycyny, jest
w Polsce kilkadziesiąt milionów ludzi mało- lub średnio-zamożnych z
przerażeniem przyglądających się rozwojowi spraw. Dziesiątki milionów
ludzi liczą na stały i niezakłócony dostęp do lekarza w przychodni i
szpitalu. Należą do nich rodziny oczekujące dziecka, rodzice małych
dzieci i rodziny osób w podeszłym wieku, ludzie przewlekle chorzy i
cierpiący na schorzenia, które w razie braku pomocy lekarskiej mogą
doprowadzić do nagłego zgonu, wreszcie ludzie odczuwający silne bóle, w
różnych stadiach ciężkich chorób, którym ulgę w cierpieniu może
przynieść tylko lekarz. Te dziesiątki milionów ludzi płacą rozmaite
daniny na utrzymanie naszego wspólnego dobra – Państwa Polskiego. W
zamian oczekują cywilizacyjnego minimum, którym jest bez wątpienia
niezawodny system opieki zdrowotnej. Niezawodnego systemu opieki
zdrowotnej nie da się zamienić niczym. Ani pysznieniem się z wysokiego
tempa rozwoju gospodarczego, ani perspektywą korzyści z Euro 2012.
Ludziom, którzy nie otrzymują na czas właściwej pomocy lekarskiej,
wysokie tempo rozwoju gospodarczego i korzyści z Euro 2012 są zupełnie
obojętne, a powtarzanie ich w zamian za natychmiastową naprawę chorego
lecznictwa, budzi najgorsze wspomnienia propagandy PRLu.
Zaskakuje milczenie Naczelnej Izby Lekarskiej. Przynależność do izb
lekarskich jest obowiązkowa, a opłacanie składki członkowskiej wymagane
prawem, od zaległych składek nalicza się odsetki ustawowe. Po dodaniu
przychodów z innych źródeł, choć po odjęciu kosztów utrzymania
struktury, kadr i finansowania szeregu zadań wysokiej rangi państwowej,
dałoby się zapewne opłacić profesjonalną kampanię informacyjną w
obronie godności zawodu lekarza i w obronie zaufania pacjentów do ich
lekarzy.
8. czerwca 2007
Nie ma pieniędzy na podwyżki dla lekarzy. Członkowie rządu z premierem
i wicepremierami na czele, koalicja i korzystająca z niebywałej okazji
opozycja powtarzają bez zająknięcia: lekarzom należy się więcej, płace
lekarzy są niesprawiedliwie niskie, za ciężką i odpowiedzialną pracę
trzeba lekarzy właściwie wynagradzać. I tu jest dowód na zmianę
myślenia rządzących w Polsce. Na zmianę w stosunku do wczesnych lat
siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Z programu studiów lekarskich, już
nie pamiętam na którym roku, wynikał wtedy obowiązek uczestnictwa w
zajęciach z filozofii. Prowadzący te zajęcia zapiekli teoretycy
marksizmu czasami zapraszali praktyków marksizmu-leninizmu, dzięki
czemu raz mojej grupie przytrafiło się wysłuchać wystąpienia samego
sekretarza ds. nauki Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej
Partii Robotniczej.
Figura to była wysoko postawiona w aparacie faktycznej władzy PRLu i
wypowiadane przez takiego wielmożnego pana słowa znaczyły dokładnie to,
co było doktryną ówczesnej władzy. Trzeba przyznać, że komunistyczna
nowomowa, choć w swoich intencjach z gruntu załgana, była bardziej
składna od obecnego bełkotu polityków. Zresztą wtedy politycy w Polsce
nie występowali, bo i po co w totalitaryzmie politycy. Byli za to
aparatczycy przybliżający masom jedynie słusznie decyzje przyjęte przez
ostatni zjazd partii. W zakładach pracy, w PGR-ach i na uczelniach
jakieś niezliczone rzesze żołnierzy frontu propagandy wyjaśniały
robotniczym aktywistom i studenckim warchołom sytuację
społeczno-ekonomiczną PRLu i przekonywały, że to co ludzie uważają za
złe, jest “wedle” partii dla nich dobre. W odróżnieniu od indoktrynacji
płynącej z radia i telewizora, podczas takiego spotkania z żywym
wcieleniem władzy ludowej można było stawiać pytania. Korzystając więc
z obecności tak wysoko postawionego aparatczyka PRLu na naszym
seminarium z filozofii, zadałem pytanie czy będą podniesione płace
lekarzy. W odpowiedzi padło coś w rodzaju pogróżki: “do końca studiów
macie jeszcze dużo czasu” i stwierdzenie, które do dzisiaj pojawia się
w połajankach udzielanych lekarzom, ale dopiero teraz po raz pierwszy w
powojennej historii Polski przestało być doktryną państwową: “my wiemy,
że lekarze i tak mają bardzo dobrze, bo biorą łapówki i dlatego nie
podnosimy im pensji”. Przekonanie, że lekarzom nie należy się płaca
godna ich pracy, bo prawdziwe wynagrodzenie otrzymują w szarej strefie,
warto zderzyć z sytuacją lekarza spod Hrubieszowa, któremu za przyjęcie
przed sześciu laty prezentu w postaci 3 kilogramów wieprzowiny policja
grozi ośmioma latami więzienia. Objęta tajemnicą lekarską dokumentacja
pacjentów ośrodka zdrowia w gminie Dołhobyczów została skserowana przez
czterech policjantów i jej zawartość nie jest już intymną wiedzą
człowieka o samym sobie, który jako pacjent szukający pomocy dzieli się
nią z wybranym lekarzem. Ktoś powie, że skoro skserowano dokumentację
lekarską pacjentów pełniącego rolę lecznicy rządowej szpitala MSWiA
przy ul. Wołoskiej w Warszawie, to przypadek pogwałcenia tajemnicy
lekarskiej w Dołhobyczowie jest wagi marginalnej: tu wyniesiono
przeszłość chorobową polityków z pierwszych stron gazet, a tam
mieszkańców maleńkiej gminy na wschodnich kresach. A jednak wbrew
obłąkańczej wizji świata należy stanowczo bronić prawa każdego, ale to
każdego człowieka do pomocy lekarza bez ryzyka złamania tajemnicy
lekarskiej. Dochowanie tajemnicy przez spowiednika, adwokata i lekarza
jest gwarantowane etyką osób powołanych do udzielania pomocy ludziom w
potrzebie, ludziom, którzy sami z własnej nieprzymuszonej woli dokonują
wyboru pomiędzy zachowaniem swoich tajemnic dla siebie, albo też dzielą
się nimi z innym człowiekiem w przekonaniu, że uzyskają od tego
człowieka oczekiwaną pomoc. Szacunek dla jednostki ludzkiej wymaga
bezwzględnego zachowania tajemnicy konfesjonału, kancelarii adwokackiej
i gabinetu lekarskiego. Zakładanie podsłuchów i montowanie kamer w tych
miejscach to krok następny na drodze odbierania ludziom
człowieczeństwa. Do kompletu pozostanie umieszczenie każdemu pod skórą,
n. p. szyi, chipa z danymi identyfikującymi. Jak psu.
Wszystkie dramatyczne sytuacje w polskiej medycynie rozgrywają się w
jej systemie publicznym. Potwornie ciężkie zarzuty, oskarżenia o
przestępstwa czy też ich podejrzenia, łamanie tajemnicy lekarskiej,
energiczne ingerencje policji i prokuratury, wyniki kontroli
ujawniających bezczelne okradanie Narodowego Funduszu Zdrowia,
pohukiwanie bądź łaszenie się polityków, bulwersujące materiały
dziennikarzy dochodzeniowych niemal wyłącznie dotyczą systemu
publicznej opieki zdrowotnej. Nie ma zadowolonych. Pacjent, idąc do
przychodni lub szpitala, nie wie czy uzyska pomoc, a raczej wie na
pewno, że z takiego czy innego powodu jej nie uzyska na czas. Lekarz,
wychodząc do pracy, nie wie, czy wróci do domu, czy też w kajdanach
będzie zawieziony do aresztu na wiele miesięcy. Strajkujący lekarze nie
otrzymują podwyżek, a słyszą opinie, że powinni zrezygnować z żądań i
nie odchodzić od łóżek pacjentów, bo to nieetyczne. W tej sytuacji czas
wrócić do korzeni. Rzeczywiście, fundamenty szpitalnictwa oparte są
chrześcijańskie miłosierdzie. Bogaci leczyli się w domu, w razie
potrzeby posyłali po cyrulika, aby upuścił im krwi. Jeszcze bogatsi
ściągali sławnych lekarzy z całego świata, podejmowali najdroższe i
najmodniejsze w swoim czasie próby ratowania zdrowia i życia. Ubogim
pozostawały szpitale prowadzone przez zakony. I tam znajdowali
serdeczną opiekę, duchową pociechę i śmierć w warunkach godnych
człowieka. W miarę rozwoju medycyny coraz częściej dochodziło do
wyleczeń i szpitale stały się miejscem przywracania zdrowia, obecnie o
niemal gwarantowanej – w wyobrażeniu wielu – skuteczności. Ponieważ
władze nie radzą sobie z podziałem danin obywateli, którym za oddawane
składki i podatki nie zapewniają zaspokojenia podstawowych potrzeb,
zrezygnujmy z bezdennej studni Narodowego Funduszu Zdrowia i
kosmicznych kosztów jego obsługi, zostawmy w swoich kieszeniach tę
część podatków, którą władze miały przeznaczyć na leczenie, ale tego
nie robią i sprywatyzujmy medycynę w całości. Niech majątek publiczny,
będący dorobkiem pokoleń Polaków, czyli obiekty wraz z wyposażeniem,
pozostaną w zarządzie administracji państwowej czy samorządowej, ale
lekarze niech będą zatrudniani albo na warunkach rynkowych, w końcu nie
są majątkiem publicznym, choć niektórym zdają się być niewolnikami,
albo też niech zgłaszają się do pracy nieodpłatnej, czysto
charytatywnej, na którą na pewno znajdą czas, mając wystarczające
wynagrodzenie. Oczywiście, charytatywnych świadczeń na rzecz szpitali
należy bezwzględnie spodziewać się także po dostawcach leków, sprzętu
medycznego, energii elektrycznej, gazu, wody, żywności…
15. czerwca 2007
Kryzys opieki zdrowotnej w naszym kraju zaczyna przechodzić w fazę
niekontrolowaną i trudno uwierzyć, aby to słowa a nie czyny prominentów
mogły przynieść jakąkolwiek poprawę sytuacji. Decyzje co do naprawy
systemu opieki zdrowotnej muszą pojawić się natychmiast i nie mogą
lekceważyć postulatów zgłaszanych przez lekarzy w coraz bardziej
drastycznej formie. Poniżające traktowanie tej grupy zawodowej przynosi
hańbę naszej Ojczyźnie i odpowiedzialność za bieżące i odległe
następstwa takiej patologii w życiu publicznym nie spada lekarzy a na
polityków.
Lekarz ma za zadanie zapobiegać chorobom i je leczyć, przynosić ulgę w
cierpieniu pacjentom. Organizować pracę lekarza powinien polityk i
obsadzony przez niego urzędnik. To polityk i urzędnik trzyma w ręku
publiczne fundusze i tak je dzieli jak chce. Wybiera sobie priorytety,
wydaje na nie publiczne pieniądze i kontroluje wykonanie założonych
celów. Nie trzeba dodawać, że za planowanie, zarządzanie i
kontrolowanie polityk i urzędnik wypłaca godziwe wynagrodzenie sam
sobie lub na zasadzie wzajemności – koledze. Ręka rękę myje. Im bliżej
kasy tym wyższe płace. Wystarczy porównać średnią zarobków w
ministerstwie finansów ze średnią w ministerstwie zdrowia. Jak Polska
długa i szeroka pensje, premie, nagrody i odprawy polityków,
urzędników, członków rad nadzorczych i innych umiejętnie ulokowanych
beneficjentów republiki kolesi wprost porażają bezwstydem i
bezczelnością układu, który ośmiela się rabować w biały dzień mienie
publiczne, kpiąc sobie w żywe oczy z płatników haraczy. Podatnicy,
płatnicy składek ubezpieczeniowych, abonamentu radiowo-telewizyjnego,
czynszu, klienci elektrowni, gazowni, zakładów
wodociągowo-kanalizacyjnych, stacji benzynowych, konsumenci najbardziej
podstawowych środków spożywczych, aby przeżyć muszą uzbierać na
rzeczywistą wartość opłacanych produktów powiększoną o kosmiczne koszty
utrzymania kasty polityczno-urzędniczej, która sama sobie przydziela
wysokie apanaże, reszcie rzucając ochłapy. Po rozdaniu pieniędzy według
partyjnego klucza a to na niekończące się i zawsze nieudane reformy, a
to na chybione inwestycje, rozpadające się autostrady, terminale,
zakupy leków, szczepionek i sprzętu medycznego po zawyżonych cenach,
kasta polityczno-urzędnicza wynagradza się sowicie za te dokonania. Nic
dziwnego, że brakuje pieniędzy dla bezpośrednich wykonawców zadań
uznanych za podstawowe w każdej społeczności ludzkiej, takich choćby
jak zapobieganie chorobom i ich leczenie, uczenie i wychowywanie, zadań
na każdym poziomie rozwoju cywilizacyjnego wykonywanych przez elitę
intelektualną, w Polsce rozpoznawaną jako inteligencja, jakże zasłużoną
w przeszłości i obecnie dla interesu narodowego.
Wobec permanentnego ataku na zawód lekarski wypada więc porównać
odpowiedzialność polityków i lekarzy za błędne decyzje. Miar
przydatnych do porównania jest sporo. Może to być np. liczba straconych
lat życia w zdrowiu. U dziesiątków milionów ludzi wystawionych na
skutki błędnych decyzji politycznych narażających Polaków na utratę
zdrowia lub przedwczesną śmierć idą w miliony liczby straconych lat
życia w zdrowiu w wyniku działania lub zaniedbania działania polityka.
Błędna decyzja lub czynność lekarza, choćby najbardziej obciążonego
obowiązkami przyniesie nikły ułamek strat, które można przypisać
politykowi. A ileż to pułapek zastawia na lekarzy wadliwy system opieki
zdrowotnej. Chcąc pomóc człowiekowi w potrzebie – swojemu pacjentowi –
w najlepszej wierze, zgodnie z etyką lekarską i aktualnym poziomem
wiedzy medycznej, lekarz podejmuje nadludzkie nieraz wysiłki, aby
pokonać monstrualne trudności organizacyjne, zaplanowane i bronione do
upadłego przez nieudolnych polityków. I kto jest winien, kiedy pojawia
się problem? Jest zrozumiałe, że poszkodowany pacjent i rozżalona
rodzina za winnego uznaje lekarza. Ludzie innych zawodów mają swoją
wiedzę specjalną i nie muszą znać się na wadach systemu opieki
zdrowotnej. Ale dlaczego policja, prokurator i sąd nie szukają
prawdziwych przyczyn zła w opiece zdrowotnej? Dlaczego nie docierają do
decydentów i nie pytają o efektywność przeprowadzonych reform,
zasadność i skuteczność wydanych przepisów i procedur? Gdzie są ci,
którzy stworzyli warunki do rozpasanej korupcji i to nie na oddziałach
szpitalnych i w przychodniach a tej, która zżera nasze podatki i
składki ubezpieczeniowe, czyli korupcji związanej z nigdy niekończącymi
się reformami, inwestycjami, albo zakupami po zawyżonych cenach?
Polityk i urzędnik faktycznie nie odpowie za nic, a za swoje błędy
przyzna sobie wysokie wynagrodzenie, albo odprawę tak wysoką, że
wystarczyłaby na pensje odpowiednie do rzeczywistej odpowiedzialności
dla wielu lekarzy, którzy razem ze swoimi pacjentami są ofiarami
niesprawiedliwego systemu.
Podejmijmy uczciwą dyskusję o zdrowiu narodu. Jeśli nie teraz, to kiedy?
Na koniec przytoczę treść listu elektronicznego, który warto zacytować.
Ktoś przedstawiający się jako “obserwator sukcesów medycyny” napisał w
mailu: “Toksyczność i nieefektywność chemioterapii czy przykład dla
narodu? Czy to prawda, że szewc bez butów chodzi? A promowanie
margaryny z widokiem serduszka odbija się czkawką u promującego? A trzy
wielkie anteny GSM na dachu budynku Instytutu Onkologii to co? Może
tamtejszym doktorom nie szkodzą (elektryka prąd nie tyka), ale
pacjentom przebywającym w ich zasięgu 24 godz. na dobę na pewno nie
pomagają. Także sąsiadom w promieniu kilkuset metrów od Instytutu.”
Uczciwa dyskusja o zdrowiu narodu powinna znaleźć odpowiedź także na te
pytania.
22. czerwca 2007
Postawić problem na ostrzu noża, nazwać sprawę po imieniu, wzmocnić
swoje argumenty twardą retoryką, okazać bezkompromisowość i wygrać. To
dopiero sztuka! Takim sposobem osiągnięte zwycięstwo z jednej strony
eliminuje wrogów i zmusza do milczenia przeciwników, a z drugiej –
przysparza przyjaciół i poszerza strefę wpływów tryumfatora. Ludzie
lgną do zwycięzcy.
W przyrodzie ożywionej dominuje brutalna przemoc, zwyciężysz albo
zginiesz, chyba że zdążysz uciec, albo tak się zamaskować, że unikniesz
ataku. Te prawa dżungli od dwóch tysięcy lat sam Bóg naznaczył piętnem
niegodnych człowieka jako istoty tylko ciałem związanej ze znanym nam
światem. Mało tego, dla lepszego zrozumienia swojej woli, w osobie
Jezusa Chrystusa dał ludziom wzorzec osobowy człowieczeństwa, jakże
odmienny od wcześniej im znanych. Wyrazistość ocen postępowania, ale
szacunek dla osoby ludzkiej, bezkompromisowość, ale wyrozumiałość,
sprawiedliwość, ale miłosierdzie, a nade wszystko miłość bliźniego,
eliminująca zemstę, okrucieństwo i pogardę dla słabych.
Brutalna siła zawsze towarzyszyła zdobywaniu i utrzymywaniu władzy,
czyli polityce. Była i jest skutecznym narzędziem podbojów i polityki
wewnętrznej. Do czasu. Starożytny Rzym jednak nie przetrwał tysiąca
lat, sowieckie imperium zła – nawet stu, a Rzesza Wielkoniemiecka
“rozbudowana” o Polskę i Czechy – nawet dziesięciu. Opowiedzieć się za
chrześcijańską wizją świata, to rzucić wyzwanie brutalnej sile, która w
ograniczonych ramach czasu kumuluje niewyobrażalne zło skierowane
przeciw człowiekowi, a dla podkreślenia nieuchronności swoich zbrodni
powołuje się na wyimaginowaną nieprzemijalność systemu. Tysiącletnia
Rzesza w krótkim czasie zrujnowała świat i samą siebie, ale do dziś
obowiązujący hymn sąsiadującego z nami państwa-twórcy innego rozpadłego
mocarstwa zaczyna od słów: Sojuz nieruszymyj riespublik swobodnych,
Spłotiła nawieki Wielikaja Rus”, czyli Niezłomny Związek wolnych
republik, Zespoliła na wieki Wielka Rosja. Ileż to ludzi padło ofiarą
wprowadzania w życie ideologii totalitarnych, zarówno po stronie
przeciwników, jak i zwolenników wcielonego zła.
Nam, należącym do starszych i średnich pokoleń obecnie żyjących, akurat
przydarzyło się przetrwać. Przetrwaliśmy i pamiętamy. Mając w pamięci
lata przemocy, rządów brutalnej siły i poniewierania godności
pojedynczego człowieka, świętej osoby ludzkiej, jesteśmy szczególnie
wyczuleni na łamanie naturalnych praw człowieka i obywatela. Ktoś
powie, że jesteśmy nadwrażliwi, reagujemy alergicznie na każde
zdarzenie podobne do opresji czasu niewoli, na każdą wypowiedź
przypominającą arogancję władzy. No cóż, takie jest doświadczenie
naszego narodu wyniesione z lekcji historii. Naród się nie zmieni, a
dla rządzących będzie lepiej, kiedy zmienią rzeczników swoich racji,
argumentację, retorykę i sposób odnoszenia się do ludzi i ich
nierozwiązanych problemów. Od zaraz. Nie ma ludzi niezastąpionych na
stanowiskach rządowych i partyjnych. Łatwiej znaleźć kandydata na
ministra niż na obsadzenie wakatu anestezjologa lub instrumentariuszki,
bez których obecności na sali operacyjnej ten minister nie przeżyje.
Kiedy nie wiadomo komu zaufać, lepiej zaufać ludowi. Vox populi, vox
Dei. Szkoda, wielka szkoda, że aż tyle opłacanego przez podatników
czasu i społecznej energii pochłania przerzucanie się inwektywami na
poziomie coraz to bardziej zbliżonym do dialogu władz PRLu z
burzycielami jedynie słusznej linii partii.
Zasadniczość i nieustępliwość w obronie suwerenności Polski to
najjaśniejsza karta dokonań obecnego rządu i trudno sobie wyobrazić, do
czego mogłoby dojść, gdyby wyniki wyborów i uzgodnień koalicyjnych po
ostatnich wyborach parlamentarnych oddały reprezentację Polaków osobom
o karku jak język giętkim. Rzeczywiście, Opatrzność ma nas w opiece.
Ale czy naprawdę odpowiedzialnością za powodzenie bądź fiasko unijnej
batalii o niepodległość Polski wolno obciążać zdesperowane grupy
zawodowe? Ta wydumana presja moralna jest z gruntu fałszywa i na
odległość cuchnie argumentacją z późnego Gomułki. Niechże nasi
przedstawiciele w Brukseli, a także ich przeciwnicy dążący do
zniewolenia Polaków i nieprzychylni nam obserwatorzy mają przekonanie o
jedności narodowej zarówno w sprawie naszej suwerenności, jak i
zniesienia niewolniczych warunków pracy zawodów medycznych w tak
niesprawnym systemie ochrony zdrowia, że jego ofiary powinny podlegać
obowiązkowej rejestracji. Liczby zmarłych z powodu braku dostępu do
pomocy lekarskiej na aktualnym poziomie wiedzy medycznej, liczby osób,
których stan zdrowia uległ pogorszeniu podczas oczekiwania na
rozpoznanie i leczenie, liczby godzin straconych w poczekalniach oraz
złotówek wydanych dodatkowo w stosunku do składek na Narodowy Fundusz
Zdrowia w gabinetach prywatnych i aptekach trzeba rejestrować, a
przynajmniej umiejętnie szacować, aby uciec od poniżającego wszystkich
poziomu dyskusji.
Nie mogą pozostać bez odpowiedzi beztrosko rzucane oskarżenia o sabotaż
polskiej pozycji negocjacyjnej. W miejscach protestów warto prezentować
kartki ze znakiem graficznym pierwiastka, wywieszać transparenty
popierające naszych przedstawicieli na szczycie w Brukseli, od czasu do
czasu zebrać siły, aby razem gromko krzyknąć: pierwiastek albo śmierć!
29. czerwca 2007
Będąc zwykłymi ludźmi, nie umiemy przewidzieć przyszłości, nie za
dobrze potrafimy zrozumieć znaczenia zdarzeń aktualnych, a o
przeszłości wiemy tylko tyle, co powiedzą nam o niej inni.
Jeszcze gorzej bywa z oceną wypowiedzi i postępowania osób nawet nam
bliskich, ale jednak odrębnych, a tym bardziej takich, których
wprawdzie osobiście nie znamy, ale jesteśmy od nich zależni, W
megaskali od decyzji osób aktualnie sprawujących władze zależy nie
tylko teraźniejszość i bliska przyszłość milionów ludzi, lecz także
losy narodu i państwa w nieodgadnionej perspektywie nadchodzących
dziejów świata. Intencje każdego człowieka są zagadką i nigdy nie
wiadomo, jak odnieść się do czyichś słów i czynów, dopóki po upływie
wielu nieraz lat nie doczeka się ich odległych skutków. Długotrwałość
procesów politycznych przekracza ludzkie możliwości obserwacji. Co to
jest 60, 70, w najlepszym wypadku 80 lat świadomego życia, wobec
zjawisk trwających po kilkaset i więcej lat. Możemy być świadkami tylko
początkowego etapu jakiegoś ciągu zdarzeń. Dlatego rozsądek nakazuje
korzystać z mądrości i doświadczenia, które zgromadziły nasze rodziny,
a zwłaszcza rodzina rodzin, czyli w naród. Naród, jak każda rodzina,
składa się z ludzi lojalnych i nielojalnych w stosunku do wyróżniającej
tożsamości i wspólnoty interesów, gotowych do opowiedzenia się za
wspólnym dobrem i obojętnych, a nawet wrogich, choćby deklarujących
najszczersze oddanie wspólnocie. Żyjąc pod jednym niebem, jak pod
jednym dachem, początkowo obcy sobie ludzie stają się z reguły coraz
sobie bliżsi, lepiej się rozumieją, unikają zadrażnień, uzupełniają
się, a w chwili zagrożenia nie wbijają obrońcom wspólnego domu noża w
plecy, nie wysługują się wrogom, nie zagarniają mienia bohaterów, nie
dopuszczają się zdrady. Kryterium lojalności musi być stale
przywoływane w Polsce, której położenie i cechy charakteru rdzennych
mieszkańców wręcz zapraszają obcych do korzystania z przyjaźni ziemi i
ludzi.
Podczas drugiej wojny światowej zginął co piąty obywatel Polski, a co
trzeci został dla Polski utracony. Gdyby nie druga wojna światowa,
która odebrała Państwu Polskiemu 11 milionów 400 tysięcy obywateli,
czyli 32,3%, w roku 2007 nasz kraj liczyłby o 27,5 miliona, czyli
41,7%, więcej obywateli niż obecne 38,5 miliona. Ostatnie wydarzenia
polityczne wyraźnie dowodzą, że strata obywateli w żadnym razie nie ma
znaczenia tylko historycznego, a jak najbardziej przekłada się na
polityczno-gospodarczą teraźniejszość i najbliższą przyszłość. Należy
często i wyraźnie powtarzać, że gdyby sojusz Niemiec, których
spadkobiercą jest obecna Republika Federalna Niemiec i Sowietów,
których następcą prawnym jest Federacja Rosyjska nie napadł na Polskę w
1939r., Polska liczyłaby obecnie 66 milionów ludzi. Cytowane z lubością
w Polsce opinie polakożerczych środków masowego przekazu ukazujących
się w Niemczech i innych krajach dziwnej koalicji propagandowej
stwarzają wrażenie, że dla Europejczyków wypominanie Niemcom ich
zbrodni wojennych jest przejawem polskiego nacjonalizmu. Nic bardziej
fałszywego. Oto na stronach internetowy brytyjskiego dziennika Daily
Mail w dniu 22. czerwca pojawił się sondaż opinii publicznej, w którym
należało odpowiedzieć tak lub nie na pytanie redakcji: Czy Polska miała
rację wypominając Niemcom nazistowską przeszłość? Dwóch na trzech
biorących udział w sondażu Daily Mail odpowiedziało, że Polska miała
rację wypominając Niemcom nazistowską przeszłość. Należy sądzić, że
wynik sondażu byłby jeszcze bardziej miażdżący dla rzeczników czerpania
korzyści z niedawnej eksterminacji ludności Polski, gdyby wszyscy
Europejczycy wiedzieli, że część uciekinierów przed karą za wywołanie
wojny domaga się zwrotu pozostawionego za sobą mienia i w tym zakresie
znajduje poparcie polityków Republiki Federalnej Niemiec zajmujących
najwyższe stanowiska i w tym państwie i w strukturach europejskich.
Czyli doktryną Niemiec usiłujących narzucić swoją wolę całemu
kontynentowi jest praktyczny rewizjonizm i konstytucyjnie umocowane
roszczenia terytorialne do 1/3 obszaru państwa sąsiedniego, czyli
Polski. Dlaczego o tym Europejczycy nie wiedzą? Dlaczego ewidentne
łamanie praw człowieka w Niemczech, w których nie wolno używać języka
polskiego w rozmowie rodziców z dziećmi, jest zagłuszane
socjalistycznym rykiem w Europarlamencie przypisujących nam
wyimaginowane cechy i winy? Gdzie są ludzie wynagradzani za kreowanie
wizerunku Polski i Polaków, a gdzie lojalność mniejszości niemieckiej w
Polsce, która – bez wzajemności w Bundestagu – ma zapewnione dwa
miejsca w Sejmie?
W związku z przypomnieniem Niemcom ich potwornej przeszłości, nawet w
Polsce odezwały się szydercze głosy Polaków, że sięganie do doświadczeń
drugiej wojny światowej jest równie kompromitujące, jak przypominanie
złowieszczej roli Krzyżaków w naszej części Europy. No cóż. dla
odparcia argumentacji świadomych i mimowolnych członków stronnictwa
pruskiego warto jednak w kilku słowach przypomnieć wydarzenia sprzed
niemal ośmiuset lat, których konsekwencje do dzisiaj, jak się okazuje,
zagrażają Polakom zagładą. Na początku XIII wieku Hermann von Salza,
wielki mistrz zakonu krzyżackiego, doszedł do wniosku, że pobyt w
Palestynie jest zbyt niebezpieczny i zaczął szukać miejsca w Europie.
Po krótkim pobycie na Węgrzech, skąd został wypędzony za nielojalność,
w 1226r. Krzyżacy trafili na ziemię chełmińską zaproszeni przez Konrada
Mazowieckiego namówionego przez Jadwigę, żonę Henryka Brodatego, a
szwagierkę króla Węgier Andrzeja II, który to właśnie wypędził
Krzyżaków za łamanie umów. Przyszła śląska święta nie wiedziała, że
następstwem jej rekomendacji, będzie sprowadzenie na Polaków i ludy nam
najbliższe sprawców bezlitosnej grabieży, rozpasanego okrucieństwa,
mordowania kobiet i dzieci. Od roku 1308 do 1945, przez 637 lat Polacy
masowo ginęli z rąk Krzyżaków i ich ideologicznych następców z łupieżcą
Śląska Fryderykiem II, katem Polaków Bismarckiem i ludobójcą Hitlerem
na czele. O tym na zachodzie Europy wielu słuchać nie chce. Widać wśród
piewców tolerancji wykorzystywanej do propagandowych nagonek na Polskę
nadal obowiązuje rasistowska zasada SLAVICA NON LEGUNTUR – pism
słowiańskich nie czyta się.
16. listopada 2007
Wylatuje wróblem, a może wrócić kamieniem każde słowo rzucone w
przestrzeń publiczną. Ze strachu przed ukamieniowaniem milkną nawet ci,
którzy z tytułu swojego powołania mają obowiązek głosić prawdę, choćby
ta była najmniej popularna, szła pod prąd aktualnym trendom, modom i
kanonom politycznej poprawności. Mierząc życiowy sukces stanem
posiadania, każdy polityczny geszefciarz z reguły gardzi prawdą, bo po
co mu taki kamień młyński u szyi. Co innego półprawda, prawda
zmanipulowana, zawoalowane kłamstwo, czy spinning, a więc manipulowanie
faktami, reglamentowanie informacji, propaganda – według nomenklatury
obowiązującej w firmach Public Relations będących odpowiednikiem
dawnych najemnych wojsk dokonujących podbojów na zlecenie, po prostu za
żołd. I dzisiaj mając pieniądze, można sobie wynająć prywatną firmę
wojskową – z angielska zwaną PMC (private military company), ale dla
osiągnięcia tych samych celów drogą pokojową, bez krzyku ofiar i
głośnych oskarżeń o przemoc, wystarczy posłużyć się skutecznym
projektem p. r. Publika widzi tylko to, co wolno jej zobaczyć. Cel
projektu, sposoby jego realizacji, a także forma zapłaty dla najemników
są całkowicie ukryte przed opinią publiczną. Słowo stypendium wywodzi
się z łacińskiego stipendium, co w legionach rzymskich oznaczało żołd.
Niemieckie das Stipendium zachowało łacińską pisownię, ale po polsku
znaczy – stypendium…
Częstym polem zmagań prawdy z wytworami firm Public Relations jest
zdrowie publiczne. Stawki są tu dużo skromniejsze niż w zakresie
energetyki, wojskowości i budownictwa, ale bogactwo zadań i
ścierających interesów jest tak ogromne, że prawie każda firma PR ma
jakiś udział w podziale tego ogromnego tortu. Wmówić ludziom potrzebę
korzystania z jakiegoś preparatu rzekomo ratującego zdrowie, znaleźć
dojście do decydenta, który na ten preparat wyda pieniądze podatników,
pokonać przy tym licznych konkurentów, to najprostsza ścieżka
postępowania. Ważne jest przy tym staranne zatarcie śladów korupcji.
Kto tam potrafi dociec prawdziwych przyczyn takiego czy innego wyniku
przetargu. Można też wprząc wysokiego urzędnika państwowego w kampanię
reklamową, promocyjną, czy osłonową. Kto tam potrafi dociec prawdziwych
przyczyn takiego czy innego zaangażowania prominenta w sytuację
zdecydowanie korupcjogenną. Polityczna szajka, z której ów prominent
się wywodzi, nie będzie się przecież sama kompromitować i rozliczać
kamrata czy to z podejrzanych działań, czy z zaniedbania obowiązków.
Państwo bezczynne w obronie dobra wspólnego jest wymarzonym polem
działania firm Public Relations i wykonujących ich zlecenia lub
działających na własną rękę beneficjentów styku polityki z gospodarką,
dochodzących do fortun, w tym latyfundiów, w tempie niepojętym przez
praworządnych obywateli.
Warto tu zastosować pojęcie krzywdy społecznej, która dzieje się wtedy,
kiedy władza i jej organy naruszają prawa człowieka i obywatela nie
tylko czynnie, lecz także i biernie, nie wykonując swoich ustawowych
obowiązków.
Do najbardziej jaskrawych przykładów krzywdy społecznej należą
zaniedbania w dziedzinie zdrowia publicznego, a w szczególności w
zakresie medycyny konsumenta i medycyny środowiskowej. Medycyna
konsumenta koncentruje się na dochodzeniu przyczyn alergii, zatruć,
zakażeń i urazów w składzie żywności, napojów, kosmetyków, leków i in.
produktów, w usługach oraz w otaczającym środowisku. Sukces
diagnostyczny pozwala wyeliminować czynnik szkodliwy oraz podjąć
czynności naprawcze dotyczące nie tylko stanu zdrowia, lecz także
sytuacji prawnej i materialnej pacjenta. Z kolei medycyna środowiskowa
zajmuje się zapobieganiem, rozpoznawaniem i leczeniem następstw
skażenia środowiska.
Rozwijana przeze mnie wiedza naukowa zajmująca się czynnikami
szkodliwymi, czyli noksologia (od łac. noxa – czynnik szkodliwy),
uwzględnia szereg pomijanych zazwyczaj aspektów oddziaływania czynnika
szkodliwego na człowieka, do których należy zróżnicowana podatność
poszczególnych osób (rodzin) na czynnik szkodliwy występujący w
pojedynkę lub wespół z innymi, wzajemnie potęgującymi niepożądane
oddziaływanie na zdrowie. W noksologii za punkt wyjścia procesu
diagnostycznego przyjmuje się przyczynę zgodnie z zasadą wyrażoną po
łacinie słowami POSITA CAUSA, PONITUR EFFECTUS, czyli “gdy działa
przyczyna, jest i skutek”. Ów skutek z powodu wyżej przedstawionego
może być trudno uchwytny i wbrew popularnym oczekiwaniom często
niemożliwy do wykazania w oparciu o zbadanie pojedynczego pacjenta,
choćby najbardziej gruntowne. Trzeba wówczas przeprowadzić badania
epidemiologiczne, czy to o charakterze prowadzonej przez mój zespół
szybkiej oceny epidemiologicznej (Rapid Epidemiological Assessment –
RAE), czy też rozbudowanych i z tego powodu niezwykle kosztownych i
bardzo podatnych na błędy w fazie projektowania badań populacyjnych.
Noksologia weryfikuje i obala mity tworzone przez firmy Public
Relations, przeciwdziała krzywdzie społecznej, ale też bezpostawnym
roszczeniom.
Łatwo się domyślić, że działanie w obszarze epidemiologii lekarskiej,
często naraża konflikt ze znachorami, a więc osobami głoszącymi
nieuprawnione poglądy na temat występowania i uwarunkowań chorób oraz
zapobiegania chorobom i przedwczesnym zgonom.
Postępując według kodeksu etyki lekarskiej, czyli zgodnie ze swoim
sumieniem i współczesną wiedzą medyczną, lekarz epidemiolog nie może
posługiwać się metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe,
bezwartościowe lub nie zweryfikowanymi naukowo, ma przy tym obowiązek
zwracania uwagi społeczeństwa, władz i każdego pacjenta na znaczenie
ochrony zdrowia, a także na zagrożenie ekologiczne.
23. listopada 2007
Obecnie w medycynie zasada PRIMUM NON NOCERE, ustępuje zwykle nakazowi
PRIMUM SUCCERRERE. Zamiast przede wszystkim nie szkodzić, należy przede
wszystkim osiągnąć sukces. Oby był to sukces prewencyjny,
profilaktyczny lub terapeutyczny a nie tylko ekonomiczny.
Wbrew popularnym poglądom zasada PRIMUM NON NOCERE nie była zawarta w
tzw. przysiędze Hipokratesa, ani też nie występuje w obecnie
obowiązującym przyrzeczeniu lekarskim. Lekarz przyrzeka według
najlepszej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a
chorym nieść pomoc. Często margines bezpieczeństwa rozmaitych procedur
leczniczych czy schematów terapeutycznych jest tak wąski, że faktyczna
korzyść dla pacjenta staje się bardzo problematyczna. Zaufanie do
postępów medycyny bywa jednak ślepe u ludzi szukających pomocy w
nieszczęściu i często bez wahania decydują się na podjęcie każdego
ryzyka. Przewodnikiem po świecie chorób i dostępnych sposobów ich
leczenia jest zwykle lekarz prowadzący. To lekarz przejmuje na siebie
ciężar odpowiedzialności za zdrowie i życie pacjenta, pyta pacjenta o
wszystko co ma znaczenie dla postawienia rozpoznania i śledzenia
przebiegu choroby, udziela porad, bada, kieruje na badania
specjalistyczne, wypisuje recepty, wykonuje zabiegi, a w razie braku
odpowiednich kwalifikacji przekazuje pod opiekę innych lekarzy.
Medycyna opiera się o autorytety, więc jeśli silny autorytet oddziałuje
na sposób postępowania wszystkich lekarzy, pacjent szukający na własną
rękę drugiej opinii lekarskiej, może jej po prostu nie znaleźć.
Dla koncernów produkujących środki farmaceutyczne i sprzęt medyczny
sytuacja, w której wystarczy zyskać przychylność dość nielicznej grupy
wpływowych ekspertów, aby osiągnąć miażdżący sukces ekonomiczny, jest
wprost wymarzona. Od nauczania studentów na wydziałach lekarskich,
przez system szkolenia specjalistycznego i doskonalenia zawodowego po
tak zwane badania naukowe przewija się stale i niezmiennie wprowadzona
przez koncern X doktryna Y służąca sprzedaży produktu Z. Jeden za
drugim fenomen XYZ oplata każdego lekarza od początku studiów po
zasłużoną emeryturę, no chyba, że akurat lekarz pokusi się o
samodzielny przegląd światowej literatury, uzna kontrowersje za warte
zgłębienia i ucieknie od narzucanych odgórnie doktryn, które z kolei
oddolnie wzmacnianie są przez zastępy reprezentantów koncernów
farmaceutycznych oraz pacjentów – ofiar Goździkowej i jej podobnych
autorytetów medycyny reklamowej.
Do największych sukcesów medycyny XX wieku należało wprowadzenie
szczepień ochronnych. Dzięki szczepieniom ludzkość wykorzeniła ospę
prawdziwą, tego prawdziwego jeźdźca śmierci. Dzisiaj wirus ospy
naturalnej jest w rękach twórców organizmów genetycznie modyfikowanych
szykujących ludziom masową zagładę. Właśnie obchodziliśmy
trzydziestolecie rejestracji ostatniego przypadku rodzimej ospy na
świecie. 26 października 1977r. w dystrykcie Merca w Somalii zachorował
szpitalny kucharz. Osoby z kontaktu wyszukano, poddano ponownym
szczepieniom i objęto nadzorem epidemiologicznym. Nikt więcej nie
zachorował. Świat odetchnął z ulgą. O jedną plagę mniej.
Epidemie choroby Heinego i Mediny, czyli porażenia dziecięcego, po
łacinie poliomyelitis, w skrócie – polio, szerzyły się w Polsce lat
pięćdziesiątych XX wieku, przynosząc co roku średnio niemal 2,5 tysiąca
rejestrowanych zachorowań i niemal 150 zgonów. Większość tych, którzy
przeżyli polio, a były to głównie maleńkie dzieci, do końca życia
pozostaje niepełnosprawna. Po wprowadzeniu szczepień sytuacja uległa
gwałtownej poprawie. Liczby rejestrowanych zachorowań spadły poniżej
100 w ciągu roku. Ale w 1968 pojawiła się epidemia w następstwie
szczepień, które miały chronić przed zachorowaniami. Po zastosowaniu
polecanej przez światową Organizację Zdrowia szczepionki przeciw typowi
3 wirusa polio wystąpiła w Polsce epidemia poszczepienna choroby
Heinego i Mediny. W 1968 r. zarejestrowano 464 zachorowania i 17
zgonów, głównie w Wielkopolsce, na Pomorzu Zachodnim, Ziemi Lubuskiej i
na Dolnym Śląsku.
Dziki, czyli nieszczepionkowy wirus polio był przyczyną ostatnich
notowanych zachorowań w Polsce w 1982 i 1984r. Polska odetchnęła z
ulgą. O jedną plagę mniej, ale w odróżnieniu od ospy prawdziwej – pod
warunkiem utrzymania wysokiego poziomu zaszczepienia populacji przeciw
tej strasznej chorobie. Dzieci nieszczepione przeciw polio, na przykład
z powodu przeciwwskazań, bądź szczepione niezgodnie z programem
szczepień ponoszą ryzyko ostrych porażeń wiotkich związanych z
narażeniem na wirusy szczepionkowe pochodzące od dzieci zaszczepionych.
Jak widać szczepienia ochronne dobrze bronią ludzi przed nieszczęściem
na masową skalę. Pomimo ewidentnych korzyści poddawane są jednak
krytyce, a nawet próbom ich likwidacji. Mamy tu do czynienia z typowym
przykładem wyboru mniejszego zła. Kierując się wiedzą o powikłaniach
poszczepiennych, zwłaszcza liczbą zgonów i trwałych niepożądanych
następstw w wyniku zastosowania szczepionek, bylibyśmy gotowi ze
szczepień zrezygnować, a zwłaszcza uchylić przymus poddawania się
szczepieniom ochronnym. Kiedy jednak po sięgnięciu do annałów z
niedawnej przeszłości i poznaniu rozmiaru corocznych strat, jakie
ponosiliśmy w wyniku szalejących epidemii, wyliczymy korzyści ze
szczepień – rozsądek nakazuje nam przyjąć argumentację epidemiologów.
Tak myśli ogromna większość ludzi na świecie, a w Polsce niemal wszyscy.
Korzystając z ugruntowanego zaufania do programu szczepień ochronnych,
kolejne koncerny farmaceutyczne wprowadzają do arsenału szczepionek
jeden po drugim fenomen XYZ, o nie wystarczającej przewadze korzyści
nad ryzykiem szczepień.
Zanim koncern X wprowadzając doktrynę Y służącą sprzedaży produktu Z w
wyniku kompromitacji hałaśliwej kampanii reklamowej zniszczy powszechne
zaufanie do szczepień ochronnych, warto stanąć w obronie wspólnego
dobra, jakim jest zdrowie publiczne.
30. listopada 2007
AIDS uczy pokory. Śmiertelna choroba zabija tym szybciej, im trudniej o
opiekę lekarską i drogie leki. Kto może mieć łatwy dostęp do lekarza?
Kogo stać na drogie leki? Na pewno handlarzy narkotykami i żywym
towarem. Na pewno tych, którzy ułatwiają handel narkotykami i żywym
towarem, budując rynek tak po stronie podaży, jak i popytu. Wystarczy
włączyć telewizor, aby stać się odbiorcą jasnych i wyraźnych
komunikatów kryptoreklamowych ułatwiających sprzedaż narkotyków – “bo
wszyscy biorą” i pozyskiwanie najcenniejszego – najmłodszego –
ludzkiego surowca obu płci do handlu żywym towarem – “bo wszyscy to
robią bez żadnych zahamowań”. Rodzice z reguły nie zdają sobie sprawy z
rozmiaru ryzyka, jakie ponoszą ich dzieci formowane przez telewizję już
w młodszych klasach szkoły podstawowej. Odkrywanie nieznanych z własnej
obserwacji zachowań przedstawianych jako przyjemne, nieszkodliwe i
powszechnie akceptowane, utożsamianie się z rówieśnikami, którym wolno
robić rzeczy potępiane przez rodziców i wychowawców, pozwala dziecku,
jak tylko osiągnie wiek gimnazjalny poddać się bez najmniejszego
protestu naciskowi grupy rówieśniczej, bez żadnych obaw i zastrzeżeń
wprowadzać w życie wiedzę wcześniej nabytą drogą edukacji telewizyjnej.
Jedenastoletnie dziewczynki, dwunastoletni chłopcy są już oswojeni z
tematem, teraz wystarczy tylko sprytnie wykorzystać przekorę i bunt
nastolatków, wprowadzić między nich dealerów i liczyć zarobki ze
sprzedaży narkotyków kolejnej fali młodych klientów. Jest też łatwa
okazja wyszukać tych, których da się sprzedać.
Z niewielkimi wyjątkami najbardziej rozwinięte gospodarczo kraje świata
tolerują skrajnie drastyczne formy handlu żywym towarem. Czy to z
powodu korupcji organów ścigania, czy też w związku ze światopoglądem
rządzących elit, handel ludzkim ciałem w najbardziej odrażających
formach nie znajduje odporu. Wręcz odwrotnie, głosiciele praw
człowieka, nie dostrzegają niczego złego w tym, że doprowadzenie wielu
rodzin do ruiny, np. w krajach Europy Środkowej i Wschodniej,
spowodowało, że kraje te stały się zagłębiem żywego towaru
przeznaczonego na eksport, na oddanie w spocone łapy zagranicznych
kupców i klientów. Tzw. przemysł rozrywkowy rozwija się dynamicznie w
wielu najbogatszych miastach świata, tworzy znaczną część dochodu
narodowego wielu państw i w żadnym przypadku nie może popaść w
stagnację. Krzywa musi rosnąć. Skoro tak, potrzebne są nowe atrakcje.
Atrakcje młode, coraz młodsze, obu płci. Potrzebne są nasze dzieci.
Do akcji przystępują kreatorzy zachowań. Na początku jest miło. Kino,
koncert, dyskoteka, pub, piwko, trawka, nowi ludzie bardzo fajni, nie
jakiś ciemnogród. Można się zakochać, można popróbować, można mieć już
to za sobą. To jest przecież XXI wiek, nie średniowiecze! To Unia
Europejska a nie za…ścianek! Tolerancja a nie ciemnota. A co ja tu
robię? Nie mam pieniędzy, przecież nie będę wysługiwać się za jakieś
grosze, jak rodzice.
Ta refleksja bywa przełomowa. Dziewczyna czy chłopiec są już gotowi do
sprzedaży. Wystarczy ich wywieźć, zapewniając, że praca jest już
załatwiona, ale nie mówiąc, jaka to praca. Wystarczy w sobie rozkochać,
a po przyjeździe bez litości sprzedać. Wystarczy zorganizować przyjazdy
klientów, też wcielających się w rozmaite role, i już nawet nie trzeba
wywozić. Czy to z powodu korupcji organów ścigania, czy też w związku
ze światopoglądem rządzących elit, ludzie czerpiący zyski z nierządu
pozostają bezkarni. Interes kwitnie. Koszty ponoszone przez ofiary
rozbudowanego systemu rekrutacji pracowników są niegarniętne.
Eksploatacja jest szybka i bezlitosna. Potrzeba coraz więcej alkoholu i
narkotyków, aby to wytrzymać. Z roku na rok coraz trudniej zarobić,
ubywa przyjaciół, rosną długi. Nie łatwo sobie powiedzieć: nie mam
jeszcze trzydziestu lat, a już jestem wrakiem. Wstyd wracać. Czym się
pochwalić znajomym z podwórka i klasy? Tym nieśmiałym kujonom bojącym
się wszystkiego. A jednak mają lepiej. Mają rodziny. Nie mają AIDS.
Według ostatnich danych ONZ na 500 osób pomiędzy 15 a 49 rokiem życia w
Wielkiej Brytanii i Irlandii jedna jest zakażona wirusem wywołującym
AIDS, we Francji, Szwajcarii i Portugalii- dwie, we Włoszech, Hiszpanii
i Stanach Zjednoczonych – trzy, w Federacji Rosyjskiej – 6, na Ukrainie
– 7. Na 500 osób pomiędzy 15 a 49 rokiem życia.
7. grudnia 2007
Konsumentom żywności genetycznie modyfikowanej grozi alergia, oporność
na antybiotyki i rak. Coraz większym poparciem cieszy się stawiana
przeze mnie hipoteza, że wspólnym mianownikiem wychodzącej z USA
pandemii otyłości i cukrzycy są efekty oddziaływania organizmów
genetycznie modyfikowanych. Organizmy genetycznie modyfikowane
wykorzystuje się na wielu etapach masowej produkcji żywności i napojów,
ponieważ dostarczają enzymów, olejów i lecytyny, ale na bezpośrednie
spożywanie białek zawierających m. in. pestycydy wbudowane w rośliny
(ang. plant-incorporated pesticides), a więc toksyny białkowe Bacillus
thuringiensis i materiał genetyczny niezbędny do ich wytworzenia, są
narażeni konsumenci transgenicznej kukurydzy, ziemniaków i pomidorów.
Nadto na geny kodujące syntezę enzymu EPSPS decydującego o odporności
na herbicyd glifosat pochodzące z bakterii Agrobacterium tumefaciens,
zgodnie z nazwą produkującej onkogeny wywołujące rozrost guzów
nowotworowych u roślin, narażeni są konsumenci np. izolatów białka
sojowego dodawanego do licznych produktów wędliniarskich,
garmażeryjnych, cukierniczych i in. Skutki oddziaływania organizmów
genetycznie modyfikowanych na zdrowie ludzi i zwierząt oraz na
środowisko są stopniowo odsłanianie w miarę upływu lat wymaganych do
ukończenia badań i narastającego sprzeciwu opinii publicznej wobec
zatajania prawdy o gmo. Polskie przepisy regulujące gmo odzwierciedlają
bardzo ułomny w tym zakresie dorobek prawny Wspólnot Europejskich, są
słabo egzekwowane, a próby ich zaostrzenia napotykają na głośny opór
kierowany przez podmioty gospodarcze czerpiące krociowe zyski ze
sprzedaży modyfikowanej genetycznie żywności, paszy i karmy.
Od 25. maja 1999r. ogólnopolskie Stowarzyszenie Ochrony Zdrowia
Konsumentów konsekwentnie domaga się od władz państwowych
Rzeczypospolitej Polskiej zarządzenia bezterminowego zakazu
wprowadzania organizmów genetycznie modyfikowanych do łańcucha
pokarmowego człowieka. Wszelkie półśrodki, w tym zakaz upraw, włącznie
z eksperymentalnymi, wybiórczo nakładane zakazy importu i obrotu
odnoszące się do całości lub części dorobku inżynierii genetycznej nie
są w żadnej mierze wystarczające, gdyż stwarzają fałszywe poczucie
bezpieczeństwa.
Nielegalne uprawy dowodzą pogardy sprawcy i kierowanej przez niego
grupy przestępczej dla praw Rzeczypospolitej Polskiej, czynią z Polski
ubezwłasnowolnioną kolonię, na której obszarze można uprawiać co się
chce, mając pewność ślepoty inspektorów i bezkarności. Proste
fałszowanie deklaracji składu lub etykiet obnaża nieuczciwość oszusta,
ale też uzasadnia mocne podejrzenie o skorumpowanie organów
kontrolnych, które mimo ciążących na nich obowiązków nie eliminują
oszukańczych praktyk. Korupcja torująca drogę uprawie, importowi i
wprowadzaniu do obrotu zakazanych organizmów genetycznie modyfikowanych
jest dobrze udokumentowana na całym świecie. W wielu przypadkach
niemrawe działania inspektorów nie są tylko efektem wzięcia takiej czy
innej korzyści za przymykanie oka na łamanie prawa, a wynikają z
silnych nacisków politycznych porównywalnych z tymi, które kiedyś
doprowadziły do wojen opiumowych.
Nowe odkrycia z zakresu genetyki potwierdzają tezę o oparciu opinii na
temat skomercjalizowanych wynalazków inżynierii genetycznej na
nieaktualnej wiedzy naukowej. Na pierwszym miejscu należy tu wymienić
odkrycie mechanizmów usypiania i budzenia genów pod wpływem czynników
środowiskowych, w tym żywieniowych. Usypianie i budzenie genów
kontrolujących rozwój raka i chorób metabolicznych pod wpływem
wynalazków inżynierii genetycznej jest bardzo prawdopodobne, a
zważywszy na rewolucyjne postępy nauki w tym zakresie można spodziewać
się fali doniesień o wpływie GMO na każdy spośród 196 genów uśpionych w
wyniku oddziaływania matczynej lub ojcowskiej kopii, a składających się
na 1% ludzkiego genomu. Sygnały z nawet bardzo zdegradowanych w
procesie trawienia organizmów genetycznie modyfikowanych mogą usypiać
lub budzić geny znajdujące się w tych regionach chromosomów, o których
wiadomo, że decydują o podatności na raka, cukrzycę, otyłość, odporność.
W trakcie ewolucji organizmy naturalne, w tym zwierzęta żyworodne,
których naznaczenie genetyczne dotyczy, poprzez selekcję naturalną
dostosowały się do oddziaływania naturalnych składników pożywienia.
Składniki nienaturalne, genetycznie modyfikowane, wchodzące w skład
wcześniej nieznanej żywności i paszy narażają świat ludzi i zwierząt na
niechciany eksperyment na masową, globalną skalę.
Głównym odbiorcą genetycznie modyfikowanej soi i kukurydzy nie jest
przemysł żywności wysoko przetworzonej a przemysł paszowy zaopatrujący
fabryki mięsa i mleka. Rozwój genetyki ujawnia mechanizmy potencjalnych
zagrożeń ze strony gmo, przy których bledną tak proste do wykazania
efekty stosowania pasz genetycznie modyfikowanych, jak ubojowe skażenie
mięsa enterokrwotoczną Escherichia coli O157:H7, która z paszy gmo
mogła nabyć geny antybiotykooporności, albo nieusuwalne w procesie
pasteryzacji skażenie krowiego mleka sekwencjami DNA, takimi samymi jak
w genetycznie modyfikowanej soi i kukurydzy wchodzącej w skład paszy.
14, grudnia 2007
Ochrona zdrowia zamiast celem, bywa narzędziem polityki. Narzędziem
potężnym, choć prymitywnym. Czymś na kształt maczugi, która spada na
głowy wyborców. Co oczywiste, spada dopiero po wyborach. W maczugę
przekształca się sztandar z motto WIEM LEPIEJ, jakże wysoko powiewający
przed wyborami. W polityce zagranicznej maczuga spada na głowy
przedsiębiorców państw zbyt niezależnych od dawnych kolonialnych
metropolii, albo państw po prostu nielubianych przez część decydentów.
Powołując się na argumenty z zakresu ochrony zdrowia, można zdobyć
władzę w kraju, a w polityce zagranicznej można zadać potężne uderzenie
w ramach niewypowiedzianej wojny gospodarczej.
To jedna strona medalu. Jest też druga.
Tuż przed sezonem szału zakupów świątecznych prezentów pani Nancy Nord,
pełniąca obowiązki przewodniczącej Komisji ds. Bezpieczeństwa Produktów
Konsumenckich, oświadczyła, że w 2007 r. jej agencja wycofała z rynku
ponad 25 milionów zabawek. Według Stowarzyszenia Przemysłu
Zabawkarskiego 80% zabawek kupowanych w Stanach Zjednoczonych to import
z Chin. Przed Komisją Kongresu Amerykańskiego 4 października 2007r.
przedstawiciel Unii Konsumentów, tej samej, która wiosną wykryła
melaminę we wchodzącej w skład karmy dla zwierząt domowych importowanej
z Chin mące pszennej (według amerykańskich lekarzy weterynarii zabójczą
dla tysięcy psów i kotów), zeznał, że tylko w lecie wycofano z obrotu
ponad 20 milionów zabawek importowanych z Chin z powodu farby
zawierającej ołów i innych zagrożeń, pomimo faktu, że w USA zakaz
pokrywania zabawek farbą ołowiową obowiązuje już od 30 lat. Największy
szok przeżyły dzieci, a jeszcze większy – ich rodzice, dowiadując się 4
września 2007r., że koncern MATTEL wycofuje z rynku ok. 675 000 zabawek
Barbie wyprodukowanych w Chinach pomiędzy 30 września 2006r. a 20
sierpnia 2007r. z powodu zagrożenia zdrowia wynikającego z obecności na
ich powierzchni farby zawierającej zakazane prawem poziomy ołowiu.
Podając powyższe do wiadomości, Komisja ds. Bezpieczeństwa Produktów
Konsumenckich zaleciła natychmiast odebrać dzieciom niebezpieczne
zabawki i zgłosić się do koncernu MATTEL po instrukcje jak bezpłatnie
otrzymać na zamianę zabawkę w tej samej cenie. Fotografie
niebezpiecznych produktów pojawiły się na stronach agend rządowych USA,
w tym Narodowego Ośrodka ds. Zdrowia Środowiskowego, należącego do
Ośrodków Zwalczania Chorób, sławnych Centers for Disease Control,
podległych odpowiednikowi naszego ministerstwa zdrowia.
To oczywiście nie uspokoiło rozsierdzonych rodziców. Silna grupa pod
nazwą Kampania na rzecz Przyszłości Ameryki żąda głowy szefowej Komisji
ds. Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich, obwiniając ją o
dopuszczenie do uwiądu kontroli bezpieczeństwa produktów. Przed
objęciem obecnego stanowiska Nord była lobbistką koncernu Eastman
Kodak, dyrektorem wykonawczym Amerykańskiego Stowarzyszenia Prawników
pracujących na rzecz korporacji (American Corporate Counsel
Association) i dyrektorem ds. konsumenckich Amerykańskiej Izby
Gospodarczej (the U.S. Chamber of Commerce). Nic dziwnego, że bez
protestu przyjmuje cięcia budżetowe i redukcję kadr w podległym jej
pionie kontroli państwowej. Amerykanie wzywają panią Nancy Nord do
rezygnacji z zajmowanego stanowiska, gdyż nie potrafi ona kierować
podległą jej inspekcją, a nadto przyjmowała korzyści od producentów
zabawek. Obok organizacji pozarządowych o słabości nadzoru na
bezpieczeństwem produktów konsumenckich w USA są też przekonani
amerykańscy parlamentarzyści, którzy dążą do zmiany przepisów:
* górna granica grzywny ma być podniesiona z
obecnego poziomu 250 000 USD do 100 000 000 USD, aby kary faktycznie
odstraszały, a nie stanowiły tylko kosztów prowadzenia działalności
gospodarczej
* trzeba stworzyć etykiety pozwalające śledzić
kolejne etapy produkcji i handlu produktami przeznaczonymi dla dzieci,
co ułatwi wycofywanie tych produktów z obrotu
* za sprowadzanie produktów wadliwych i
niebezpiecznych należy odbierać zezwolenia na wielokrotny import
* pracowników ujawniających informacje o
niebezpiecznej produkcji trzeba objąć ochroną
* mają być zaostrzone wymagania co do farby
ołowiowej w produktach przeznaczonych dla dzieci
Tolerowane tygodniowe pobranie (PTWI) ołowiu bez szkody dla zdrowia
człowieka ustalone jest na poziomie 0,025 mg/kg masy ciała.
Niezwykle łatwo jest przekroczyć tolerowaną dawkę ołowiu pochodzącego
ze wszystkich źródeł: żywności, wody z kranu i powietrza oraz różnych
przedmiotów, w tym pokrytych farbą ołowiową. Głównym źródłem ołowiu są
środki spożywcze i woda.
Rozporządzenie Komisji (WE) nr 1881/2006 z dnia 19 grudnia 2006 r.
ustalające najwyższe dopuszczalne poziomy niektórych zanieczyszczeń w
środkach spożywczych określa najwyższe dopuszczalne poziomy ołowiu w
mg/kg świeżej masy. Najniższe są w środkach spożywczych objętych
szczególną troską, jak surowe mleko, mleko poddane obróbce cieplnej i
mleko służące do wytwarzania produktów na bazie mleka oraz preparaty
dla niemowląt i preparaty pochodne – 0,02 mg/kg. Najwyższe w małżach,
spożywanych rzadko, w małych ilościach i wyjątkowo przez dzieci – 1,5
mg/kg.
Dopuszczalny poziom ołowiu w wodzie przeznaczonej do spożycia przez
ludzi do 31. grudnia 2012r. może sięgać 0,025 mg/litr, a po tej dacie
tylko – 0,01 mg/litr. Tej ostatniej wartości już obecnie nie wolno
przekraczać w naturalnych wodach mineralnych, gdyż ołów na poziomie
0,01 mg/litr wymieniony jest w obowiązującym wykazie składników
naturalnie występujących w naturalnej wodzie mineralnej i maksymalnych
limitów, których przekroczenie może stanowić ryzyko dla zdrowia
publicznego.
Najbardziej groźne źródła ołowiu to: żywność ze stref skażonych, woda z
ołowianych rur i kranów, ekspozycja w miejscu pracy, pył z dawno
malowanych ścian, hałd i zanieczyszczonych gleb oraz zabawka z Chin
zawierająca ołów w ilości ponad 600 mg/kg, a ołów rozpuszczalny w
stężeniu ponad 90 mg/kg.
21. grudnia 2007
Respektować środowisko to nie znaczy uznać, że natura nieożywiona czy
ożywiona jest ważniejsza od człowieka. Nie znaczy jednak też, że można
egoistycznie uważać, że w pełni możemy nią dysponować dla własnych
interesów, gdyż przyszłe pokolenia również mają prawo do korzystania z
dóbr stworzenia, postępując w duchu tej samej odpowiedzialnej wolności,
której domagamy się dla siebie. Nie można też zapominać, że w wielu
przypadkach ubodzy są odcięci od dóbr stworzonych o powszechnym
przeznaczeniu. Dziś ludzkość niepokoi się o przyszłą równowagę
ekologiczną. Oceny sytuacji w tym względzie należy dokonywać z rozwagą,
poprzez dialog ekspertów i znawców, bez ulegania presjom ideologicznym
sugerującym pochopne wnioski, a przede wszystkim budując wspólnie model
zrównoważonego rozwoju, który może zapewniać dobrobyt wszystkim w
poszanowaniu równowagi środowiskowej. Jeśli ochrona środowiska wiąże
się z kosztami, winny one być rozkładane sprawiedliwie, z
uwzględnieniem różnorodności rozwoju w poszczególnych krajach i w
poczuciu solidarności z przyszłymi pokoleniami. Rozwaga nie oznacza, że
unika się odpowiedzialności i odwleka decyzje; zobowiązuje raczej do
wspólnego podejmowania decyzji po odpowiedzialnym przemyśleniu drogi,
jaką należy pójść, stawiając sobie za cel umocnienie przymierza między
człowiekiem a środowiskiem, mającego odzwierciedlać stwórczą miłość
Boga, od którego pochodzimy i ku któremu zdążamy.
Powyższy rozdział 7. przesłania Papieża z 8 grudnia 2007 roku nosi
tytuł “Rodzina, wspólnota ludzka i środowisko”. Pełne ORĘDZIE OJCA
ŚWIĘTEGO BENEDYKTA XVI NA ŚWIATOWY DZIEŃ POKOJU 1 STYCZNIA 2008 ROKU
jest dostępne w wielu językach na stronie internetowej i kto może,
niechże sobie je ściągnie, wydrukuje i przekaże innym, gdyż trudno
sobie wyobrazić, aby uprzywilejowana dostępem do internetu garstka
spośród ponad miliarda katolików nie chciała poznać i rozpowszechnić –
także wśród bliskich nam obcokrajowców – dosłownej treści stanowiska
Ojca Świętego na temat kluczowych dylematów naszych czasów. Poznać i
przyjąć za swoje rozstrzygnięcia Stolicy Piotrowej każdy katolik chce a
nie musi. Musi tylko wtedy, kiedy katolika udaje z przyczyn np.
politycznych w myśl starego zawołania Henryka IV Bourbona “Paryż wart
jest mszy!”. Motywowani polityką nibykatolicy bardzo łatwo ulegają
manipulacji antykatolików, stąd warto rozpowszechniać oryginalne
materiały źródłowe prosto z Rzymu.
Tuż po opublikowaniu orędzia, odezwały się głosy, że Papież wprost
krytykuje polityczno-gospodarczą doktrynę przypisywania człowiekowi
odpowiedzialności za zmianę klimatu. A przecież zabiegając o dobro
wspólne, Ojciec Święty powie dosłownie: “Dziś ludzkość niepokoi się o
przyszłą równowagę ekologiczną. Oceny sytuacji w tym względzie należy
dokonywać z rozwagą, poprzez dialog ekspertów i znawców, bez ulegania
presjom ideologicznym sugerującym pochopne wnioski..” Tego rodzaju
presję ideologiczną prezydent Republiki Czeskiej prof. Vaclav Klaus,
sam członek narodowego kościoła husyckiego, nazwał nową religią,
ideologią zagrażającą wolności oraz światowemu porządkowi ekonomicznemu
i społecznemu. 12. maja br. przemawiając w Instytucie Cato powiedział,
że enwiromentalizm jest formą odgórnego kierowania społeczeństwem, na
co Czesi są szczególnie uwrażliwieni, gdyż żyli pod panowaniem
komunizmu. No tak, Czesi z komunizmu już wyszli i potrafią bronić się
przed kolejną opresją. Czechy zajmują trzecią pozycję w świecie w
wykazie państw o najwyższym wydobyciu węgla na jednego mieszkańca,
Polska – szóstą. O 1/3 więcej wydobytego węgla przypada na Czecha niż
na Polaka. Spalanie paliw stałych wiąże się z emisją m. in. gazów
cieplarnianych, w tym wskaźnikowego dwutlenku węgla. Według ostatnich
statystyk ONZ w 2004 r. na głowę mieszkańca Republiki Czeskiej
przypadało 11,4 tony dwutlenku węgla, a na mieszkańca Polski – 8 ton. O
1/3 więcej emisji dwutlenku węgla przypada na Czecha niż na Polaka.
Czeski patriota pan prezydent Klaus na przekór globalnej poprawności
politycznej nie waha się twardo bronić interesów swojego państwa
opartych o własne bogactwa naturalne a nie o importowany uran, choć już
14,3% energii w Republice Czeskiej pochodzi z elektrowni atomowej. W
2005r. w Republice Czeskiej węgiel był źródłem energii w 44,7% a w
Polsce w 58,7%. Energia wodna, słoneczna, wiatrowa i geotermalna w
Czechach składała się na 0,5% zaopatrzenia, a w Polsce tylko na 0,2%,
pomimo udokumentowanych bogatych zasobów geotermii . Tymczasem nasi
obecni przywódcy chcą pogrzebać gotowy projekt wykorzystania energii
geotermalnej, który niewątpliwie miałby charakter koła zamachowego dla
polskich interesów opartych o własne bogactwa naturalne – węgiel i
właśnie energię geotermalną.
Zabierając głos na posiedzeniu plenarnym ONZ 24. września b. r.,
prezydent Vaclav Klaus wyraził wątpliwość co do tego czy zmiana klimatu
jest następstwem działalności człowieka. Podobną opinię można usłyszeć
od wielu niezależnych ekspertów. 12 grudnia 2007 r. stu naukowców
wystosowało list otwarty do sekretarza generalnego ONZ, pana Ban
Ki-Moon, stanowczo odrzucający twierdzenie jakoby można byłoby
powstrzymać zmianę klimatu, która jest naturalnym zjawiskiem od wieków
oddziałującym na ludzkość. Wszystkie geologiczne, archeologiczne, ustne
i pisemne świadectwa potwierdzają obecność dramatycznych wyzwań, którym
musiały w przeszłości stawić czoła społeczności ludzkie zagrożone
nieoczekiwanymi różnicami temperatury, opadów, wiatrów i innych
zmiennych klimatycznych. Nie ma możliwości znacząco zmienić klimat
poprzez cięcia w zakresie emisji gazów cieplarnianych wytwarzanych
przez człowieka. A co najgorsze, ponieważ usiłowania zmniejszenia
emisji będą spowalniać rozwój, obecne podejście ONZ do redukcji
dwutlenku węgla raczej przyczyni się do zwiększenia a nie do
zmniejszenia cierpień ludzi z powodu nadchodzącej zmiany klimatu.
Ostatnie obserwacje takich zjawisk, jak topnienie lodowców, podnoszenie
się poziomu mórz i migracje gatunków wrażliwych na temperaturę nie
stanowią dowodu na nienormalne zmiany klimatu, ponieważ nie zdołano
wykazać, aby którakolwiek z tych zmian wychodziła poza granice znanej
naturalnej zmienności.
Średni przyrost ocieplenia o 0,1- 0,2 st. C w ciągu dekady
zarejestrowany przez satelity pod koniec XX wieku mieści się w znanych
naturalnych przyrostach ocieplenia i ochłodzenia w ciągu ostatnich 10
000 lat.
Wiodący naukowcy, w tym najwyżsi przedstawiciele Międzyrządowego
Zespołu do spraw Zmian Klimatu (Intergovernmental Panel on Climate
Change – IPCC), przyznają, że obecnie stosowane symulacje komputerowe
nie potrafią przepowiadać klimatu. Zgodnie z tym i pomimo komputerowych
projekcji wzrostu temperatury, od 1998r. nie pojawiła się żadna
nadwyżka ciepła w skali globalnej. Bieżący poziom temperatury jest
następstwem okresu ocieplenia z końca XX wieku i stanowi kontynuację
naturalnego cyklu klimatycznego rozciągającego się na wiele dekad lub
tysiąclecie.
Wśród stu sygnatariuszy powyższego listu otwartego jest dwóch naukowców
z Polski: prof. dr Zbigniew Jaworowski, fizyk, przewodniczący rady
naukowej Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie i
prof. dr A. J. Tom van Loon, geolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w
Poznaniu.
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
28. grudnia 2007
Ochrona życia i zdrowia to podstawowy cel każdej żywej istoty. Także
człowieka, skoro oddanie życia za bliźniego uznaje się za dowód
świętości. Dokonane ze świadomego wyboru poświęcenie własnego zdrowia i
życia przez męczennika, bohatera narodowego, czy matkę nienarodzonego
dziecka jest czynem wielkiej wagi, godnym powszechnego uznania i
należnego rozgłosu. Święci, bohaterowie narodowi i rzesze zwykłych
ludzi postępujących zgodnie z zasadami wiary, potwierdzają swoim
poświęceniem wartość zdrowia i życia człowieka. Z drugiej strony
biblijny zakaz zabijania, po części respektowany przez systemy wartości
dalekie od Chrześcijaństwa, a nawet Chrześcijaństwu wrogie, znajduje
swoje rozszerzenie na wszelkie przejawy okrucieństwa wobec ludzi, a
także – jak najbardziej – wobec zwierząt i całej przyrody ożywionej.
Poddawanie ludzi torturom, katowanie zwierząt, podpalanie lasu to różne
stopnie tego samego wynaturzenia wynikającego z wystąpienia przeciwko
przykazaniu NIE ZABIJAJ. Aby ze zwykłego człowieka stworzyć antyludzką
bestię w mundurze SS-mana czy żołnierza Wehrmachtu, niemieckim dzieciom
nakazywano zadawać okrutne cierpienia psom i kotom hodowanym przez nie
od maleńkości. Aby ze zwykłego człowieka stworzyć bestię nieczułą na
cierpienia ludzi, zwierząt i całej przyrody ożywionej, pół wieku
później przeciwko przykazaniu NIE ZABIJAJ wytacza się argumenty
prowadzące do konkluzji typu “nie zabijaj ludzi już urodzonych, ale w
łonie matki to możesz”, “nie zabijaj ludzi zdrowych, ale chorych to
możesz”. To tylko dwa najbardziej drastyczne wyjątki od zasady NIE
ZABIJAJ, będące głównymi punktami globalnego sporu w sprawie odbierania
życia ludziom bezbronnym. Wszędzie najodważniej bronią życia ci
katolicy, którzy w pełni realizują naukę Kościoła, czyli prawdziwi.
Pozostałe osoby, w tym te, które według własnego uznania wybierają z
nauki Kościoła jakieś fragmenty, prywatnie grzeszą, a publicznie
oszukują, jeśli demonstrują przy tym swoją przynależność do Kościoła
Katolickiego. Nie wtrącając się w sprawy prywatne, mamy prawo potępiać
oszustów, bowiem godząc się na oszustwo, stajemy się jego sojusznikami.
Oszustom należy powiedzieć: lepszy jawny wróg, niż fałszywy przyjaciel.
Tzw. aborcja i eutanazja to akty jednorazowe i ostateczne dla zabitego
człowieka. Walka o prawną obronę życia ludzi zabijanych w ten sposób w
skali globalnej ledwo się rozpoczęła, do najbardziej ludnych krajów
nawet nie dotarła. A przecież zabijanie najczęściej odbywa się powoli,
po cichu, bez wiedzy ludzi zabijanych i ich opiekunów. Jest
rozciągnięte na miesiące życia płodowego i lata po urodzeniu. Bywa
wieloczynnikowe, z winy palącej tytoń i pijącej alkohol matki, warunków
jej pracy i zamieszkania, szkodzących zdrowiu czynników chemicznych,
fizycznych, biologicznych i społecznych. Za prawną ochroną życia
poczętego przed aborcją musi postępować ochrona dziecka rozwijającego
się w łonie matki przed działaniem czynników szkodliwych. Za prawną
ochroną życia ludzi do tego stopnia chorych, że wołają o zastrzyk
śmierci, musi postępować taka organizacja opieki zdrowotnej, aby wbrew
regularnie składanym wyborcom deklaracjom polityków nie dochodziło do
masowej nienazwanej z imienia eutanazji chorych z powodu braku dostępu
na czas do lekarza. Cierpieniom trzeba nie tylko ulżyć, ale przede
wszystkim zapobiegać. Zanim powali ból wynikający z choroby, zanim
dojdzie do niepełnosprawności i uzależnienia od miłosiernej opieki
innych ludzi, każdy z nas ma jeszcze siłę do walki o zdrowie i życie
swoich bliskich i własne. Jest to przecież zachowanie zupełnie
naturalne, w pełni zgodne z wszelkimi znanymi systemami wartości, z
określonymi przez Dekalog na czele. Jego zaprzeczeniem jest wynikające
z chwilowej ciężkiej dysfunkcji świadomości zabójstwo osoby
pozostającej pod opieką lub samobójstwo. Te straszne rzeczy się
zdarzają, ale, dzięki Bogu, niezwykle rzadko, o ile zło ludzi do nich
nie popycha. Zwykli ludzie do końca walczą o podstawowe prawa do życia
i zdrowia.
Okrągłe frazesy kampanii wyborczej coraz bardziej okazują się
pustosłowiem także co do sanacji publicznego systemu opieki zdrowotnej
opłacanego w formie zbieranych pod przymusem podatków i składek na
Narodowy Fundusz Zdrowia. Rosnące koszty utrzymania już wkrótce odetną
dostęp do świadczeń zdrowotnych nie objętych finansowaniem przez
Narodowy Fundusz Zdrowia, wprawdzie drugorzędnych, ale stanowiących
pewien wentyl bezpieczeństwa dla ludzi zaniepokojonych swoim stanem
zdrowia. W tej sytuacji po raz kolejny muszę przypomnieć najważniejsze
zagrożenia zdrowia, których można i trzeba unikać, którym można i
trzeba się przeciwstawiać, z którymi można i trzeba walczyć w
pojedynkę, a jeszcze lepiej razem, choćby we wspólnocie terytorialnej
mieszkańców osiedla, wsi, dzielnicy lub gminy. Są to między innymi:
* chemiczne, fizyczne i mikrobiologiczne skażenie
wody wodociągowej i studziennej oraz powstałych z jej użyciem
niektórych napojów i potraw
* związane z transportem drogowym skażenie powietrza
w zasięgu 500 m od jezdni, tym bardziej groźne, im bliżej tej jezdni, a
przy tym wprost proporcjonalne do natężenia ruchu samochodowego
* inne zabójcze skutki transportu drogowego, w tym
hałas i drgania.
* promieniowanie jonizujące związane z uwalnianiem
radonu do powietrza mieszkań z doprowadzanej do nich wody wodociągowej
* promieniowanie niejonizujące emitowane przez
stacje bazowe telefonii komórkowej, zwłaszcza zlokalizowane w gęstej
zabudowie mieszkaniowej
* oddziaływanie energetycznych linii przesyłowych
wysokiego napięcia w odległości mniejszej niż 400 m od osiedli
mieszkaniowych i 200 m od pojedynczych domów, a także w strefach
ochrony krajobrazu.
* związane z działaniem hodowli przemysłowych,
głównie trzody chlewnej i drobiu, skażenie powietrza, wód
powierzchniowych i podziemnych oraz gleb
* oddziaływanie składowisk odpadów komunalnych, hałd
przemysłowych, spalarni odpadów i krematoriów na powietrze wdychane
przez ludzi, wody powierzchniowe i podziemne stanowiące źródło
zaopatrzenia ludności w wodę do spożycia, a także gleb i płodów rolnych.
* związane z lokalizacją lotnisk w pobliżu siedzib
ludzkich zabójcze dla okolicznych mieszkańców natężenia hałasu i drgań
oraz groźne dla zdrowia i życia stężenia składników paliwa i spalin w
powietrzu, wodach, glebach i płodach rolnych.
i wreszcie w odróżnieniu od wcześniej wymienionych zazwyczaj legalnych,
oczywiście bezprawne, a
* wynikające z bezczynności policji, prokuratury
oraz organów nadzoru i kontroli przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu
osób narażonych na skutki nielegalnych przedsięwzięć zarobkowych
dokonywanych nieraz w sposób ciągły i prowadzących w otoczeniu do
licznych zachorowań i przedwczesnych zgonów w związku ze skażeniem
środowiska.
W nadchodzącym roku 2008 życzę wszystkim wygranej w walce o zdrowie i
życie.
ROK 2008
4. stycznia 2008
Medycyna środowiskowa zajmuje się zapobieganiem następstwom skażenia
środowiska, ich rozpoznawaniem i leczeniem. Wśród następstw skażenia
środowiska może pojawić się choroba, jednostka nozologiczna
wyodrębniona w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i
Problemów Zdrowotnych ICD-10 (International Classification of
Diseases). Według Annales Academiae Medicae Silesiensis najnowsza
definicja choroby brzmi następująco: “choroba jest takim stanem
organizmu, kiedy to czujemy się źle, a owego złego samopoczucia nie
można jednak powiązać z krótkotrwałym, przejściowym uwarunkowaniem
psychologicznym lub bytowym, lecz z dolegliwościami wywołanymi przez
zmiany strukturalne lub zmienioną czynność organizmu. Przez
dolegliwości rozumiemy przy tym doznania, które są przejawem
nieprawidłowych zmian struktury organizmu lub zaburzeń regulacji
funkcji narządów.”
Co oczywiste, przepaść pomiędzy definicją choroby wychodzącą z jej
poczucia a sklasyfikowaną w ICD-10 można po części zasypać tylko
poprzez zastosowanie wysokosprawnych metod diagnostycznych, o ile takie
istnieją, zważywszy na powszechne błędy systemowe diagnostyki
wynikające z niedostatecznie wysokiej czułości i swoistości użytych
metod, niezależnie od pochłanianych przez nie kosztów.
Nie wolno też zapominać – jak to czyni Narodowy Fundusz Zdrowia – że
choroba jest procesem rozwijającym się w czasie. Historia naturalna
choroby, czyli następstwo kolejnych etapów od najwcześniejszych zmian
patologicznych do wyzdrowienia lub zgonu musi być rozpatrywana jako
podstawowy element budowy rzeczywistego koszyka świadczeń zdrowotnych,
a nie jakiejś jego propagandowej namiastki. Postęp choroby w czasie
dzieli się na cztery etapy
1. etap podatności
2. etap przedkliniczny
3. etap kliniczny
4. wyzdrowienie, niepełnosprawność, zgon
Przyjęło się mówić, że choroba jest zaprzeczeniem zdrowia.
Definiowanie choroby jako odwrotności zdrowia spotyka się obecnie z
krytyką. Nic dziwnego, skoro według Światowej Organizacji Zdrowia, WHO,
“zdrowie jest pełnym dobrostanem fizycznym, psychicznym i społecznym a
nie wyłącznie brakiem choroby lub niedomagania”. W moim przekonaniu
utopijna i wewnętrznie sprzeczna definicja WHO powinna być zastąpiona
przez następującą: “zdrowie społeczeństwa ludzkiego jest to nie tylko
brak choroby oraz dobry stan zdrowia fizycznego, psychicznego i
społecznego jednostek składających się na dane społeczeństwo, ale
również harmonijny rozwój naturalny ludności oraz takie warunki
otoczenia, które sprzyjają zdrowiu ludności.” Autorem tej definicji
zdrowia jest twórca polskiej szkoły epidemiologii lekarskiej prof.
zwycz. dr hab. med. Jan Kostrzewski, zmarły w 2005r.
Zdrowie i choroba rozpatrywane w perspektywie populacyjnej pozwalają
uniknąć kompromitujących współczesną medycynę pułapek nastawianych na
ludzi przez biznesmenów i polityków, często występujących w jednej
osobie. Warto więc przypomnieć obowiązującą definicję epidemiologii,
której autorem jest prof. John M. Last: “epidemiologia jest nauką o
występowaniu i uwarunkowaniach chorób, zaburzeń zdrowia i zjawisk
zdrowotnych w określonych populacjach ludzkich oraz systemem działań
wykorzystujących uzyskane informacje do zmniejszenia rozpoznanych
problemów zdrowotnych w populacji.” Triada epidemiologiczna, czyli
trójkąt epidemiologiczny, wyjaśnia zależność pomiędzy stanem zdrowia a
czynnikami chorobotwórczymi, cechami gospodarza i środowiskiem. Dla
zrozumienia naturalnej historii choroby niezbędna jest analiza udziału
wszystkich elementów, bowiem zmiana jednego z elementów prowadzi do
zachwiania równowagi i zwiększania lub zmniejszania szansy pojawienia
się choroby.
Dwaj wybitni amerykańscy epidemiolodzy Milton Terris i Victor
Schoenbach określili następujące funkcje epidemiologii lekarskiej:
1. Wykryć wpływające na zdrowie swoiste czynniki chorobotwórcze,
czynniki gospodarza i czynniki środowiskowe, aby dostarczyć naukowych
podstaw zapobiegania chorobom i urazom oraz promocji zdrowia
2. Określić względne znaczenie przyczyn choroby, niepełnosprawności i
zgonu, aby ustalić priorytety badań i działań
3. Zidentyfikować te segmenty populacji, które ponoszą największe
ryzyko specyficznych przyczyn złego stanu zdrowia [i odnoszą największe
korzyści ze specyficznych interwencji], aby wskazane działanie mogło
być właściwie ukierunkowane (działanie celowe)
4. Oceniać skuteczność zapobiegawczych i leczniczych programów i
świadczeń na rzecz poprawy zdrowia populacji
5. Badać historię naturalną choroby od stadium przedklinicznego do jej
objawów w stadium klinicznym
6. Prowadzić obserwację występowania choroby i urazu w populacjach oraz
poziomów czynników ryzyka w sposób bierny – przez rejestrację zgłoszeń
oraz w sposób czynny – przez gromadzenie opinii lekarzy i/lub
prowadzenie badań terenowych
7. Podejmować dochodzenia w ogniskach epidemicznych, jak zakażenia
szpitalne, skupiska chorób, zakażenia pokarmowe, zakażenia wodno
pochodne, aby wykryć ich źródło i zwalczać epidemie (n. p. odry,
różyczki, choroby wieńcowej serca, nadwagi)
Za przyczynę choroby uznaje się wydarzenie lub stan, które albo w
pojedynkę, albo w powiązaniu z innymi czynnikami zapoczątkowują łańcuch
pewnych zmian patologicznych wywołujących chorobę.
Na koniec warto podać definicję zdrowia środowiskowego według WHO:
“Aspekty zdrowia człowieka, w tym jakość życia, warunkowane przez
czynniki biologiczne, chemiczne, fizyczne, psychiczne i społeczne
środowiska. Pojęcie to obejmuje także teorię i praktykę oceny, naprawy,
kontroli i zapobiegania w odniesieniu do tych czynników środowiska,
które mogą szkodliwie wpływać na zdrowie obecnego i przyszłych pokoleń.
Zgodnie z prawem w naszym kraju obowiązującym a niewykonywanym,
inicjowanie przedsięwzięć oraz prac badawczych w dziedzinie
zapobiegania negatywnym wpływom czynników i zjawisk fizycznych,
chemicznych i biologicznych na zdrowie ludzi należy do zakresu
działania Państwowej Inspekcji Sanitarnej.
11. stycznia 2008
Używanie tytoniu to pojedyncza przyczyna zgonów, której najłatwiej
zapobiec.
Tytoń zabija mniej więcej co drugiego spośród wieloletnich
użytkowników. W swoim najnowszym raporcie Amerykańskie Towarzystwo
Walki z Rakiem (American Cancer Society) przytacza ostatnie dostępne
wyliczenia obwiniające tytoń o śmierć jednego na ośmiu dorosłych
przedwcześnie zmarłych. Spośród ofiar tytoniu niemal co trzecia osoba
zmarła na raka, w większości przypadków na raka płuc.
Ogółem w XX wieku na całym świecie tytoń zabił 100 milionów ludzi i
jest w głównej mierze odpowiedzialny za epidemię raka szerzącą się pod
koniec ubiegłego stulecia w krajach uprzemysłowionych. Jeżeli palenie
tytoniu nie ulegnie ograniczeniu, w XXI w. tytoń pochłonie jeden
miliard istnień ludzkich, przede wszystkim w krajach rozwijających się.
Obecnie pali tytoń około 1/3 ludności świata w wieku lat 15 i więcej, z
czego 84% to mieszkańcy krajów rozwijających się i o gospodarce w
okresie przejściowym. Do tych ostatnich zaliczana jest też Polska.
Według prognoz ONZ spożycie tytoniu bardzo wzrośnie w krajach
rozwijających się, ale spadnie w krajach najbogatszych, jak Wielka
Brytania, Kanada, USA, Australia i Skandynawia.
Nie istnieje żadna bezpieczna dla zdrowia i życia forma używania
tytoniu. Palenie tytoniu, jego żucie, wciąganie przez nos w postaci
tabaki, czy też mieszanie z innymi składnikami, zawsze jest obciążone
poważnym ryzykiem ciężkiej choroby i przedwczesnej śmierci. Narastająca
w Europie i Stanach Zjednoczonych popularność fajek wodnych (zwanych
huka, szisza, lub nargile) budzi przerażenie epidemiologów, bo
podstępnie, pod przykrywką egzotycznej przygody, wciąga w śmiertelny
nałóg szukających nowości młodych ludzi, zwłaszcza studentów.
Im wcześniej człowiek jest narażony na działanie tytoniu, tym cięższe
ponosi następstwa. Obok dobrze już znanych, nauka przedstawia coraz to
nowe dowody. Substancja biała mózgu, stanowiąca skupiska wypustek
nerwowych (dendrytów i aksonów), ulega uszkodzeniu zarówno u dziecka w
łonie używającej tytoń matki, jak i u narażonego na nikotynę
nastolatka, którego rozwijający się mózg jest szczególnie podatny na
uszkodzenie dojrzewających struktur przenoszenia impulsów nerwowych.
Nikotyna wiąże się z tymi receptorami mózgu, które decydują o rozwoju
neuronów. W efekcie młodzi ludzie nie potrafią skupić uwagi na
wypowiadanych do nich słowach.
Nawet nie znając najnowszych doniesień naukowych, każdy zdaje sobie
sprawę, że tytoń szkodzi, np. osobom palącym papierosy. Kaszel,
chrypka, częste przeziębienia, zepsute zęby, niezdrowa cera, nasilające
się dolegliwości różnych narządów, wreszcie jedna po drugiej choroba
rozpoznana przez lekarza, coraz trudniej poddająca się leczeniu,
wreszcie bardzo poważna diagnoza, której każdy palacz papierosów
prędzej czy później się spodziewa, ale nie chce o niej myśleć, a tym
bardziej o niej rozmawiać.
Nie ma co ukrywać – używanie tytoniu jest przejawem autodestrukcji,
samozniszczenia. Ta od dawna wysuwana hipoteza znalazła potwierdzenie w
opublikowanych ostatnio wynikach trwających cztery lata badań kilku
tysięcy młodych mieszkańców Monachium w Bawarii. Wyższe odsetki młodych
ludzi cierpiących na myśli samobójcze i podejmujących próby samobójstwa
obserwowano wśród palących tytoń, co objaśnia się przede wszystkim
wpływem nikotyny na obniżenie poziomu serotoniny w mózgu. Inne badania
wykazały, że podobne cechy osobowości, jak impulsywność, agresywność i
chwiejność emocjonalna, predysponują zarówno do palenia tytoniu, jak i
do tendencji samobójczych.
Autoagresji towarzyszy postawa agresywna wobec otoczenia. Każda osoba
paląca tytoń jest źródłem emisji dymu tytoniowego o udowodnionej
bezspornie szkodliwości dla osób na ten dym narażonych. Uzasadniając w
ostatnich dniach zakaz palenia tytoniu w samochodach osobowych w
obecności osób poniżej 18 roku życia, minister zdrowia Tasmanii, pani
Lara Giddings stwierdziła, że dzieci narażone na dym tytoniowy w
samochodach ponoszą większe ryzyko astmy, zapalenia płuc, zapalenia
oskrzeli, kaszlu, świstów w klatce piersiowej, zapalenia ucha
środkowego i zakażeń menigokokowych. Podobny zakaz wprowadza
Kalifornia, dowodząc, że skażone dymem tytoniowym powietrze w
samochodzie może być od 10 do 30 razy bardziej trujące niż najbardziej
zanieczyszczone powietrze na ulicy. W efekcie dzieci chorują na astmę,
zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc i ucha środkowego. Świat broni
niepalących przed agresją palaczy. Na samym początku 2008r. parlament
Turcji uchwalił zakaz palenia tytoniu w obiektach publicznych. Kierując
się najlepiej pojętym interesem swoich wyborców, nie ustępując przed
protestami, nieraz sterowanymi przez koncerny tytoniowe,
parlamentarzyści tureccy odważnie stanęli w obronie zdrowia
publicznego, nie zważając na to, a może właśnie dlatego, że tytoń pali
40% dorosłych Turków – 25 milionów ludzi niszczących zdrowie swoje i
otoczenia.
Zakazy palenia wewnątrz obiektów publicznych, łącznie z restauracjami,
kawiarniami, hotelami stają się normą cywilizacyjną, a w wielu krajach,
nawet bardzo egzotycznych coraz częściej wprowadzane są zakazy palenia
tytoniu w miejscach publicznych pod gołym niebem, na ulicy, na
przystankach autobusowych i tramwajowych, w parkach itp. miejscach
przebywania wielu ludzi, w tym dzieci i innych osób szczególnie
wrażliwych na dym tytoniowy.
Agresji palaczy wszędzie stawiana jest tama.
W Polsce obowiązuje ustawa z dnia 9 listopada 1995 r. o ochronie
zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych. Nie
dość, że przestarzała, nie dotrzymująca kroku rozwojowi cywilizacyjnemu
całego świata, to jeszcze słabo egzekwowana. Efekt jej stosowania czyni
z naszego kraju pośmiewisko w skali międzynarodowej. Palacze z Niemiec
przekraczają Odrę i Nysę, aby w spokoju popalić w polskiej kawiarni. To
brzmi, jak złośliwy dowcip o Polakach – Polish joke. Wystarczy przejść
się po ulicy Marszałkowskiej, aby zadusić się dymem tytoniowym
dmuchanym przez setki przechodniów prosto w twarz. Dym w restauracji,
kawiarni, nie mówiąc o pubie czy dyskotece, też może zadusić. Nawet
wchodząc do szpitala, trzeba przemknąć poprzez szpaler emitorów
cuchnącego dymu tytoniowego, owszem stojących pod chmurką, ale zbyt
blisko wejścia. To samo dotyczy wszelkich przystanków, kiosków itp.
miejsc wysokiej koncentracji dymu tytoniowego. Przestrzeganie ustawy w
szkołach dla ochrony najmłodszych i najbardziej wrażliwych na skutki
palenia tytoniu, to naigrywanie się z prawa i strasznego losu tych
ludzi, którzy już niedługo będą mieli uzasadnione pretensje o
zaniedbanie opieki. Z ekranów telewizyjnych i kinowych nie schodzą
idole z przyklejonymi do warg papierosami, jak Bogart w filmach z lat
czterdziestych, zaś rozmaite autorytety, zwłaszcza te uparcie nam
narzucane, bez papierosa nie mogą stanąć przed kamerą. Według ustawowej
definicji jest to forma publicznego zachęcania do nabywania lub
używania wyrobów tytoniowych.
18. stycznia 2008
Wybór pieniądze albo życie został dokonany już we wczesnych latach
90-tych. Jeszcze w roku 1991 na ochronę zdrowia przydzielono 18,4%
dochodu budżetu państwa, a na finanse 8,4%. Rok później oba te działy
niemal zrównano, a w 1993 r. rozdział dochodów budżetu państwa na
finanse był już wyższy niż na ochronę zdrowia. W następnych latach
nożyce rozwierały się coraz szerzej, gdyż pełnię władzy zagarnęli
ludzie finansów, tworzący wokół siebie aurę nieomylności, przybierając
pozy zbawców Ojczyzny, wręcz mężów opatrznościowych. Ich poglądy były
najciekawsze, pomysły najmądrzejsze, a decyzje niepodważalne. Geniuszom
od finansów należały się niebotyczne zarobki i wszechmocne wpływy w
każdej dziedzinie. Blask ich wiedzy przyćmiewał wszelkie inne,
zagłuszał każdą opinię odwołującą się do wartości innych niż mamona.
Głównym aktorom warto było się trudzić. Obsadzając najwyższe stanowiska
państwowe, pobierali odpowiednie pensje i premie. Pojedyncze nagrody
przekraczały roczny dochód przeważającej części Polaków. Pod koniec
kadencji najbardziej zasłużeni ruszali w turnee po luksusowe posady w
ponadnarodowych instytucjach finansowych, których wdzięczności za
wierną służbę mogli i powinni się spodziewać. Przecież wobec
narastającego deficytu budżetowego część wydatków pokrywano z pożyczek
krajowych, ale już w 1995r. również z zagranicznych. W roku 2006
wydatki na obsługę długu publicznego oraz wydatki jednostek budżetowych
związane z tą obsługą wśród wydatków budżetu państwa znalazły się na
drugiej pozycji za obowiązkowymi ubezpieczeniami społecznymi i sięgnęły
12,5%. W tym samym roku wydatki budżetu państwa na ochronę zdrowia
wyniosły 1,7% – siedem razy mniej niż na obsługę długu publicznego.
Nadal każdy zatrudniony w finansach może liczyć na wynagrodzenie
znacznie, w licznych przypadkach – wielokrotnie – przekraczające
średnią, nawet w przedsiębiorstwach, nie mówiąc o budżetówce.
Deklarowane przyczyny nieproporcjonalnie wysokich wynagrodzeń są
rozmaite, na czele ze zdroworozsądkowymi w rodzaju wynagradzamy
uczciwość na bank, ale głownie ciche – jak tu nie dać zarobić rodzinie
i znajomym, kiedy budżet państwa albo jakiejś instytucji finansowej
jest dla ich obsługi prostu workiem bez dna. Dla nas wystarczy, reszta
nas nie obchodzi. W kapitalizmie to my, finansiści decydujemy o tym co
jest ważne, a co nie warte funta kłaków. Każdy głos sprzeciwu będzie
bezwzględnie tępiony, krzyk ofiar finansowych oszustw i bezczelnych
nadużyć zagłuszą medialne nagonki i mury więzień. Mając pieniądze,
można wynająć nie tylko pojedynczego dziennikarza, ale i całą redakcję,
nie tylko pojedynczego funkcjonariusza aparatu państwowego, ale i cały
pion władzy państwowej. Ludziom, którzy domagają się wynagrodzeń
proporcjonalnych do ponoszonych kosztów pracy – w tym wykształcenia,
zagrożeń i odpowiedzialności, np. lekarzom, pielęgniarkom i górnikom,
można odpowiedzieć: finansiści muszą znacznie więcej zarabiać, bo
trzeba opłacić ich mądrość, przezorność, uczciwość i niemałe ryzyko
zawodowe związane z przebywaniem w klimatyzowanym wnętrzu biurowców i
limuzyn. Co tam ochrona zdrowia, co tam fedrunek. Najcięższa,
najbardziej odpowiedzialna i niebezpieczna praca jest przy pieniądzach.
I musi być odpowiednio wynagradzana.
No cóż. Bywa i tak, że i za doczesnego życia można doczekać się
sprawiedliwego osądu. Wyłącznie dzięki mobilizacji lekarzy,
pielęgniarek i innych pracowników ochrony zdrowia doszło w Polsce do
dyskusji i pierwszych kroków w kierunku wyzwolenia tych zawodów spod
haniebnej niewoli. Kasta partyjniaków do dzisiaj nie może się otrząsnąć
z szoku wywołanego żądaniem sprawiedliwego wynagrodzenia za wykonywaną
pracę. Bo słupki się nie zgadzają. Słupki w rachunkach geniuszów
finansowych się nie zgadzają, ponieważ każda zmiana systemu opieki
zdrowotnej zaszkodziłaby tymże geniuszom, musieliby nieco stracić, aby
inni mogli dużo zyskać. Perspektywa obsługi zysków z odebrania Polakom
szpitali i przychodni wraz z wyposażeniem i rozkwitającym masą seniorów
rynkiem świadczeń zdrowotnych jest oszałamiająca i znacznie przekracza
dotychczasowe, jakże owocne dokonania prywatyzacyjne w zakresie
bankowości, przemysłu i handlu. A ile będzie można zarobić na obsłudze
zysków z odebrania Polakom nieruchomości – mieszkań, domów i ziemi? Już
banki przygotowały dożywotnią rentę w zamian za posiadaną własność. Kto
spośród osób skazanych na głodowe emerytury nie skorzysta z tej oferty,
kiedy nie wystarczy na prąd, gaz, wodę i wywóz śmieci? I tak wszystko
się straci za zaleganie ze stałymi opłatami. A ile pochłaniają leki? A
co będzie, kiedy wprowadzą dopłaty za wizytę u lekarza i pobyt w
szpitalu? Jak nie kijem go, to pałką. Np. pałką podatków od
nieruchomości. I trzymaną w zanadrzu maczugą podatku katastralnego.
Początkowo 0,5%, potem 1, 2 i więcej procent wartości mieszkania, domu,
ziemi co roku przyjdzie zapłacić za to, co raz kiedyś już się kupiło,
albo odziedziczyło. Jakaż to fantastyczna okazja zarobku dla
finansistów ciężko pracujących przy odbieraniu ludziom dorobku wielu
pokoleń. Polska wykształcona młodzież i tak myje gary w Londynie i
sprząta w Irlandii, więc jej pewnie nie zależy na rodzinnym majątku,
który dziadkom i rodzicom zabierze bank. W wielu domach pamięć rodzinna
sięga nawet czasów Odsieczy Wiedeńskiej, co najmniej czasu zaborów. Kto
wie ile poświęcenia wymagało utrzymanie domu i ziemi za Niemca i
Moskala, niech nie lekceważy prawa do swojego dziedzictwa, niech pomaga
dziadkom i rodzicom utrzymać rodzinne nieruchomości. Niech broni
wspólnego dobra. Ale nawet wydatna pomoc okaże się niewystarczająca,
kiedy nadejdzie ciężka choroba, której kosztów leczenia nie zechce
pokryć Narodowy Fundusz Zdrowia, bowiem choroba ta znajdzie się w
negatywnym koszyku świadczeń zdrowotnych, albo też chronicznie wadliwy
system opieki zdrowotnej odmówi pomocy w potrzebie. Człowiek w
potrzebie stanie przed wyborem: pieniądze albo życie. I znowu okazja
dla finansistów – zarobić wielkie pieniądze na szybkiej sprzedaży
mieszkania, domu, ziemi oddawanych za bezcen z powodu braku pieniędzy
na leczenie.
A może by tak sięgnąć do gwarantowanych zysków z inwestycji
dokonywanych za namową finansistów? Oszczędzanie na starość, odkładanie
na korzystny procent w banku, perspektywy dobrej emerytury z funduszy
inwestycyjnych jako gwarancje spokojnej jesieni życia właśnie biorą w
łeb. Rosnące koszty utrzymania napędzają inflację. Notowania giełdowe
przerażają. Podobno około trzech milionów Polaków powierzyło funduszom
znacznie ponad 100 miliardów złotych. Obecny krach na giełdzie
spowodował, że dużej części tych pieniędzy już nie ma. Po prostu
znikły. Finansiści uspokajają i edukują inwestorów giełdowych, którzy
powinni byli wiedzieć, że na giełdzie można i zarobić i stracić, a
pewność zarobku jest tylko w dłuższej perspektywie. Pewnie mają rację.
Przeczekają i jeszcze dobrze na tym wszystkim zarobią. Zwykłym ludziom
pozostaje chronić swoje zdrowie i resztki majątku.
25. stycznia 2008
Polska – kraj wolny od atomu, kraj wolny od gmo, kraj dla wolnych.
(Poland – gmo free land, nukes free land, land for the free.) Tak
zdefiniowanej marki naszego kraju nie dziedziczymy po przodkach, ale
pożyczamy od następnych pokoleń. Moc marki POLSKA już przed tysiącem
lat sprowadzała pod opiekę polskich katolików ludzi uchodzących z
innych krajów przed ograniczeniami wolności. W naszych czasach moc
marki POLSKA przyciągnie turystów, studentów i inwestorów szukających
azylu od zmartwień o skażenie środowiska radioaktywnymi izotopami i
organizmami genetycznie modyfikowanymi (gmo). O mocy marki POLSKA
zadecyduje postrzegana przez konsumentów jako wyróżniająca jakość
zdrowotna płodów naszej ziemi, wolnych od skażeń radioaktywnych i
genetycznych.
Takie były nadzieje. Tak mogło być.
Ale tak nie będzie. Nie będzie dlatego, że zmienił się rząd.
Poprzedni rząd też nie wykazał się spójnym, jednoznacznym działaniem na
rzecz wspólnego dobra Polaków. Plany, deklaracje i faktyczne dokonania
w obszarze szerokiego spektrum ochrony zdrowia – od zdrowia
środowiskowego do opieki zdrowotnej – nie mogły znaleźć uznania w
oczach wyborców i były ważną przyczyną przegrania ostatnich wyborów z
powodu niewystarczającego do pokonania konkurencji przyrostu liczby
zwolenników. Trudno się dziwić. Miliony mieszkańców, konsumentów i
pracowników były świadkami bezczynność niemrawych inspektorów i
nadzorujących ich ministrów. Bezczynności karygodnej, ale nie ukaranej.
Kara za brak społecznego oporu spadała za to na tysiące rodzin nagle
zmuszonych do stawienia czoła katastrofie w postaci choroby, której
politycy i obsadzeni przez nich funkcjonariusze państwowi zapobiec nie
chcieli i której leczenia zorganizować nie umieli. Nie chcieli i nie
umieli, ale pieniądze brali. Pomylili wysokie uposażenia i przywileje
władzy z aktorską gażą za igrzyska oferowane ludowi, który chleba
musiał szukać zagranicą. Błazenada wielu pozerów sięgnęła bruku,
bigoteria i załganie wołały o wielkie pióra z czasów złotego wieku
polskiej literatury, a prywata i egoizm szczurów uciekających z pokładu
partii dla nich zbyt ludowej, obrażały pamięć polskiej inteligencji,
tej prawdziwej awangardy ludu – narodu, rozwojowi tego ludu
poświęcającej swoją wiedzę, umiejętności i serca. Żaden tytuł zawodowy,
żaden tytuł naukowy nie wystarczy, aby ktoś, kto gardzi ludem, zaliczał
się do polskiej inteligencji. Nawet jeśli posługuje się polszczyzną na
poziomie niekompromitującym.
A jednak nadchodzą jeszcze gorsze czasy. Za ich motto można uznać
oświadczenie Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej z 2.
stycznia 2008r. : “to społeczeństwo rządzi regułami wolności jednostek
i współżycia” (la “sociedad la que ordena los principios de libertad
individual y de convivencia”). W myśl tej doktryny osoba ludzka,
persona humana, traci przyrodzoną wolność, staje się niewolnikiem
społeczeństwa. Na śmietnik historii wysyłany jest nawet dorobek
rewolucji francuskiej w postaci przyjętej w dniu 26 sierpnia 1789 r.,
Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, której art. 4 rozpoczyna się od
słów: “Wolno robić wszystko, co nie szkodzi innym” (Déclaration des
Droits de l”homme et du citoyen du 26 aout 1789: La liberté consiste a
pouvoir faire tout ce qui ne nuit pas a autrui), opierając się o
przekonanie, że “moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna wolność
innego człowieka”. O Dekalogu lepiej nie wspominać, bo można wywołać
gwałtowną reakcję alergiczną zawodowych wrogów Pana Boga. Przecież w
myśl współczesnej socjalistycznej doktryny rządzącej Unią Europejską
człowiekowi wolność nie należy się dlatego, że otrzymał ją od samego
Boga. O wolności jednostki decyduje społeczeństwo, a tak naprawdę
mający swoje interesy doktrynerzy, propagandyści i wodzowie. Dzisiaj
społeczeństwo zarządzi zamknięcie ust protestującym, jutro śmierć
słabych i bezbronnych. Dzisiaj masowe pranie mózgu, jutro oporne
jednostki za kraty, do łagru albo obozu koncentracyjnego. Tego rodzaju
społeczeństwo, które rządzi regułami wolności jednostek i współżycia w
Unii Europejskiej raz po raz wyciąga łapy i po naszą wolność. Zagrożona
jest nawet góralska śleboda, ten wzór swobody dla każdego Polaka.
Według relacji pana Wojciecha Bonowicza ks. Józef Tischner w sierpniu
1981r. na Polanie Rusnakowej pod Turbaczem w Gorcach, tak powiedział: –
“Moi drodzy, kiedy się tutaj jest, to się widzi, co znaczy to słowo
“śleboda” – Śleboda, moi drodzy, to jest coś takiego, co czuje
gospodarz w swoim gospodarstwie. To jest coś różnego od swawoli.
Swawola niszczy, swawola depcze. Nie patrzy: trawa, nie trawa, zboże,
nie zboże… Śleboda jest mądra. Śleboda umie po gospodarsku zadbać, po
gospodarsku umie tę ziemię uprawić. Las chroni, żeby był lasem. A z
człowieka ta śleboda potrafi wydobyć to, co w człowieku najlepsze.”
Wąskie zagony Podhala i całej Małopolski, różnokolorowe mozaiki poletek
bez miedzy na Podgórzu Beskidów i Sudetów jak wy sobie poradzicie z
narzuconą Polsce swawolą? “Swawola niszczy, swawola depcze. Nie patrzy:
trawa, nie trawa, zboże, nie zboże.” Jak uratujecie dobrą markę swoich
płodów, kiedy obcy wprowadzą między was genetyczne mutanty i zasypią
chemią niszczącą wszystko co żyje z wyjątkiem tych mutantów? Jak
wydacie żywność ekologiczną, jeżeli pyłek mutantów rozniesie się z
wiatrem po całej okolicy? Jak będziecie rodzić zboża, owoce i warzywa,
kiedy z powodu mutantów wyginą pszczoły? Kto zechce przyjechać do
gospodarstwa agroturystycznego ze skażonym powietrzem i zatrutą wodą,
gdzie zamiast miodu z własnej pasieki, gospodarze postawią na stole
przemysłowy produkt z supermarketu? “Trawa, nie trawa, zboże, nie
zboże.” Może kapusta z wirusem szczepionkowym, albo sałata z silnym
lekiem na serce? Może kukurydza ze środkiem poronnym? A może szpinak z
genem świni? A może karp z genem człowieka? A właściwie, to kiedy
zaczyna się kanibalizm? Ile człowieka musi zawierać istota z pozoru
roślinna albo zwierzęca, aby uznać ją za na tyle ludzką, że nie wolno
jej jeść bez obawy, że zjada się człowieka? Hinduiści wygrali proces z
McDonald’s-em o obrazę uczuć religijnych poprzez ukrywanie dodatku
krowiego łoju do frytek. Zatajenie składników wieprzowych żywności,
mogłoby wywołać gwałtowne reakcje wyznawców kilku głównych religii, a
nawet doprowadzić do wojen. A człowieka to wolno jeść?
Kupując jakikolwiek produkt, nabywca zwraca uwagę na cenę, rozważa
ewentualne zagrożenia zdrowia związane ze zgodnym z przeznaczeniem
użytkowaniem tego produktu, kieruje się informacją o kraju lub regionie
pochodzenia. Na decyzję o zakupie bądź odrzuceniu oferty coraz częściej
wpływa wiedza klienta o sposobie produkcji. Sumienie nie pozwala
przyczyniać się do epidemii nieuleczalnych chorób, katowania zwierząt w
fabrykach mięsa przerabiających genetycznie modyfikowaną soję i
kukurydzę na tkanki zwierzęce, zatruwania powietrza, wody i gleby po
to, aby kosztem ludzi, zwierząt i środowiska ktoś obwieścił zwycięstwo
w walce z wolnością.
1. lutego 2008
Nie godząc się na zło, można przed złem uciec, albo ze złem walczyć.
Większość ludzi za zło uznaje nędzę i niewolę. Nie widząc szans na
poprawę swojego losu, kto może ucieka od nędzy i prześladowań
religijnych, narodowych i wszelkich innych narzuconych przez rozmaite
formy totalitaryzmu. Wobec braku możliwości ucieczki, wobec przyparcia
do muru, wobec zagrożenia rodziny, życia, zdrowia i majątku ludzie są
zmuszeni o przeżycie walczyć.
Wrota do ucieczki otwarto szeroko. Pracowici, solidni, dobrze wychowani
i wykształceni Polacy są potrzebni wszędzie. Ekonomiczni emigranci
uciekli przynajmniej od narzuconej Polsce nędzy, realizując w istocie
podstawowy punkt programu ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej
poprzez wyludnienie położnego na wschód od Niemiec terytorium Unii
Europejskiej.
Są też tacy, którzy wyjechać nie mogli i jeszcze żyją, albo tacy,
którzy wyjechać nie chcą. Nie chcą z wielu powodów. Na przykład tych,
dla których Józef Ślimak trzymał się placówki. Warto przypomnieć sobie
lektury szkolne, zanim zostaną zepchnięte do drugiego obiegu. Tych, co
nie chcą lub nie mogą wyjechać, zostało w Polsce jeszcze kilkadziesiąt
milionów. Części tej ogromnej rzeszy ludzi powodzi się dobrze. Według
wyliczeń ministerstwa zdrowia 7% Polaków stać na kupno biletu za
rzeczywisty dostęp do opieki zdrowotnej. Bilet miesięczny w cenie od
600 do 1 500 zł pozwoli wybrańcom losu korzystać bez kolejki ze
świadczeń, na które złożą się składki wszystkich płacących na Narodowy
Fundusz Zdrowia. Reszta będzie czekać w kolejce może i do śmierci z
nieznanego, bo niezdiagnozowanego powodu. W karcie zgonu jako przyczyna
bezpośrednia zgonu pojawi się “ostra niewydolność krążenia”, albo
“niewydolność oddechowa”, bez informacji o przyczynie zgonu wyjściowej
czy wtórnej. W końcu każda śmierć to ustanie akcji serca i oddechu…
Brak dostępu do świadczeń zdrowotnych opłacanych regularnie, przez całe
pracowite życie, może mieć też – w cudzysłowie “dobre” strony. Na
przykład pozwoli niedoszłym pacjentom uniknąć wirusa zapalenia wątroby
typu B, typu C, AIDS i szeregu innych zakażeń przenoszonych przez
skażony sprzęt medyczny. O tym, że w wyniku planowanego dopiero
uszczelnienia systemu opieki zdrowotnej szpitale i przychodnie
musiałyby stosować sprzęt jednorazowego użytku powiedział do kamery
publicznej telewizji 30. stycznia 2008r. pan Marek Balicki, lider LiD i
poseł obecnej kadencji, w latach 1992-93 z ramienia lewego skrzydła
Unii Wolności sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia kierowanym przez
pana ministra Andrzeja Wojtyłę, potem minister zdrowia w rządach panów
Leszka Millera i Marka Belki, w wolnych chwilach dyrektor szpitala w
Ząbkach, Szpitala Bielańskiego, a ostatnio Wolskiego w Warszawie.
Bezspornie kompetentne świadectwo pana posła Balickiego z wielu powodów
musi zainteresować prokuraturę i liczne ofiary oszczędności na sprzęcie
jednorazowego użytku, nie tylko w szpitalu w Ząbkach, Bielańskim i
Wolskim. Wirusowego zapalenia wątroby typu C, pacjent nie uniknie za
żadne pieniądze, jeśli szpital czy przychodnia lekceważy wymogi prawa
sanitarnego. A do szpitala można trafić w następstwie narażenia na
liczne szkodliwe czynniki w żywności, w wodzie z kranu lub studni, w
powietrzu, przez władze lekceważone, gdyż od wielu lat zanika
działalność kontrolna inspekcji pilnujących naszego zdrowia. Do tego
ministerstwo środowiska informuje opinię publiczną, że nie jest w
stanie dopilnować nielegalnego importu odpadów. Warto dodać, że Niemcy
zwożą odpady szczególnie niebezpieczne z całego świata, celem spalenia
w swoich – jak zapewniają – wysokosprawnych spalarniach, zaś do Francji
mają trafić odpady radioaktywne z elektrowni atomowych Tajwanu.
Wystarczy spojrzeć na góry importowanych opon wyrastające na polskich
polach, aby zdać sobie sprawę z faktu, że ludzie doprowadzeni do nędzy
chętnie przyjmą każdy zarobek, nie oglądając się na skutki doraźne, a
tym bardziej rozciągnięte w czasie. Zwłaszcza tam, gdzie inspektorom
egzekwowanie obowiązującego prawa wydaje się zajęciem niepotrzebnym,
odrywającym od organizowania konferencji na dowolny temat lub udziału w
kryptoreklamie połączonej z autoreklamą. Nielegalny import odpadów
dołoży nam nieszczęść związanych z ich importem legalnym – w postaci
wraków samochodowych. Ale tłem całego obrazu i tak pozostanie masowe
zagrożenie azbestem lekceważone przez władze wszystkich opcji.
Wobec braku możliwości ucieczki, wobec przyparcia do muru, wobec
zagrożenia rodziny, życia, zdrowia i majątku ludzie są zmuszeni walczyć
o przeżycie. Jak to zrobić? Wybrać posła, który nas obroni? Nie te
czasy. Kiedyś owszem i to nawet w zaborze pruskim jeden śląski poseł
Wojciech Korfanty potrafił wstrząsnąć systemem ówczesnej europejskiej
opresji Polaków. Dzisiaj brytyjski konserwatywny poseł do parlamentu
europejskiego pan Daniel Hannan w wypowiedzi pt. “Despotyzm w
parlamencie europejskim” w the Telegraph z 25. stycznia 2008r. w takich
słowach odnosi się do sposobu w jaki dzień wcześniej przewodniczący
Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering zamknął usta posłom
domagającym się referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego, będącego w
istocie Konstytucją Europejską: “Cała ta sprawa jest oburzająca.
Mógłbym to porównać z nazistowskim Ermaechtigungsgesetz, Ustawą o
uprawnieniu z 1933r., która pozwoliła Hitlerowi rządzić bez oglądania
się na parlament i konstytucję.” Dalej poseł Hannan pisze “Ale tego nie
zrobię, ponieważ a) byłoby to nieproporcjonalne i b) byłoby to okropnie
niegrzeczne w stosunku do Hansa-Gerta [Poetteringa], który stracił ojca
na wojnie i który, pomimo że zachowuje się w tej sytuacji w sposób
bulwersujący, jest przyzwoitym człowiekiem i demokratą. Właśnie dlatego
tak bardzo mnie rozczarował. Bardziej od innych powinien być świadomy
zagrożeń wynikających z zagarnięcia uprawnień do stronniczego
rozjeżdżania prawa buldożerem.”
Prawo łamie nie tylko przewodniczący Parlamentu Europejskiego. A czym
jest regularny atak na polskie prawo ze strony Komisji Europejskiej?
Zdarzają się interwencje uzasadnione, ale na pewno nie należą do nich
próby zmuszenia Polski do zaakceptowania zagrożeń zdrowia ludzi,
zwierząt i środowiska tylko dlatego, że wpływowe grupy interesu
zagarnęły uprawnienia do rozjeżdżania polskiego prawa buldożerem.
O tym jak wobec zagrożenia rodziny, życia, zdrowia i majątku mimo
wszystko walczyć o przeżycie powiem już za tydzień. Kto zna melodię
Franciszka Schuberta, niech się przez ten czas sam zastanawia, nucąc
“Choć burza huczy wkoło nas, Do góry wznieśmy skroń!”
8. lutego 2008
Skuteczna walka o przeżycie to polska specjalność. Po pierwsze
Opatrzność czuwa i znaczy nasze losy kolejnymi cudami. Po drugie wobec
zagrożenia rodziny, życia, zdrowia i majątku Polacy energicznie walczą
o przeżycie za pomocą najbardziej skutecznego oręża. Orężem najbardziej
skutecznym jest jasne wyrażenie własnej opinii i przekazanie jej w
formie prośby do Pana Boga oraz w formie żądania kierowanego do władz.
Jednak ludzie nie korzystają z zachęty Chrystusa: proście a będzie wam
dane, a także rezygnują z politycznych narzędzi wpływu na własny los.
Chcą wejść, ale nie pukają do drzwi i dziwią się, że nikt im nie
otwiera. Niechby wzięli przykład z tych, którzy wierzą, że każdy kto
prosi, ten otrzymuje. Może są jeszcze za młodzi i za mało doświadczeni.
Za to na pewno umieją korzystać z internetu. Warto im uzmysłowić, że
modlitwą można się komunikować jeszcze łatwiej niż za pomocą internetu
i to w sprawach najważniejszych. W ramach wymiany doświadczeń od osób
biegle korzystających z internetu można za to uzyskać pomoc w szybkim i
skutecznym przesyłaniu swoich żądań do polityków. Ten sposób wywierania
nacisku na władze muszą poznać dziesiątki milionów Polaków lżonych,
prześladowanych i dyskryminowanych z pobudek rasistowskich i
religijnych, regularnie oszukiwanych podczas kampanii wyborczych i
porzucanych po wyborach. Szybkie i skuteczne przesyłanie swoich żądań
do polityków eliminuje koszty pośrednictwa. Nie trzeba ponosić kosztów
pośrednictwa. Nie trzeba zawracać sobie głowy bełkotem megalomanów o
ewidentnie paranoidalnych i psychopatycznych cechach osobowości. Nie
trzeba ulegać wpływowi profesjonalnych projektów lobbingowych, których
celem jest łatwy zarobek klienta, narzędziem – aktor obsadzony w roli
polityka, urzędnika, eksperta lub dziennikarza, a polem działania –
każda dziedzina obiecująca zysk, od importu pasz po ochronę zdrowia, od
wymuszenia nieruchomości po rewizję granic. Z podatków nie trzeba
politykowi płacić na utrzymanie pałacu w postaci stale zamkniętego
biura poselskiego i dworu zapewniającego dobre zarobki rodzinie posła i
autorom stronniczych ekspertyz. Nie trzeba płacić składek na utrzymanie
rosnącej liczby krzykaczy, którzy chętnie stają na czele grup
pokrzywdzonych, z pozorowanej reprezentacji czerpią wielkie zyski, a
przy nadarzającej się okazji jeszcze lepszego zarobku przechodzą na
przeciwną stronę. Nie trzeba opłacać adwokatów i pokrywać kosztów
przegranych przez nich spraw sądowych. Nie trzeba ślęczeć nad
przepisami prawa, tak formułowanymi, aby umocnić władzę megalomanów,
zleceniodawców projektów lobbingowych, polityków, prawników i
stronniczych ekspertów. Nie warto zwracać się do władz, które – pomimo
konstytucyjnych obowiązków wobec własnej ojczyzny – wyrzekają się
jakiejkolwiek odpowiedzialności za podejmowane decyzje lub za
zaniechanie podjęcia decyzji, wykręcając się brakiem kompetencji
oddanych rzekomo Brukseli, w czym daleko prześcigają serwilizm władz
PRL wobec Moskwy. Jak w takim razie można szybko i skutecznie przesyłać
swoje żądania do wskazywanego przez polskich polityków jako kompetentny
Parlamentu Europejskiego? Każdy obywatel Unii Europejskiej, działając
indywidualnie lub łącznie z innymi osobami, może w dowolnym czasie
skorzystać z przysługującego mu prawa do złożenia petycji do Parlamentu
Europejskiego w sprawie, która wchodzi w zakres działalności Unii
Europejskiej oraz dotyczy bezpośrednio tej osoby lub osób. Prawo do
złożenia petycji, zagwarantowane traktatem, przysługuje także
przedsiębiorstwom, organizacjom i stowarzyszeniom, które posiadają
siedzibę na terenie Unii Europejskiej. Petycja może mieć formę skargi
lub wniosku i może dotyczyć spraw leżących w interesie publicznym lub
prywatnym. Petycja może zawierać indywidualny wniosek, skargę lub
komentarz dotyczący stosowania wspólnotowego prawa, lub też wezwanie
Parlamentu Europejskiego do przyjęcia stanowiska w danej sprawie.
Petycje te umożliwiają Parlamentowi Europejskiemu zwrócenie uwagi na
wszelkie przypadki naruszenia praw obywateli Unii Europejskiej przez
państwo członkowskie, władze lokalne lub instytucję. Przedmiot petycji
musi odnosić się zagadnień takich jak:
* prawa obywatelskie,
* ochrona środowiska naturalnego,
* ochrona konsumentów,
* swobodny przepływ osób, towarów i usług oraz rynek wewnętrzny,
* zatrudnienie i polityka społeczna,
* wzajemne uznawanie kwalifikacji zawodowych,
* inne problemy związane z wprowadzaniem w życie prawa UE.
Petycja musi być sporządzona w jednym z języków urzędowych Unii
Europejskiej, w tym polskim. Istnieją dwa sposoby złożenia petycji: za
pośrednictwem poczty, i drogą elektroniczną (formularz elektroniczny).
Petycja powinna zawierać fakty istotne dla przedstawianego problemu,
należy jednak unikać podawania zbędnych szczegółów. Powinna ona być
napisana w jasny i czytelny sposób. Należy krótko i dosadnie
sformułować tytuł petycji. Petycja musi zawierać imię i nazwisko,
narodowość oraz adres pocztowy (ulica, nr domu i mieszkania, kod
pocztowy, miasto, kraj). Może też zawierać adres e-mail. Dostęp opinii
publicznej do postępowania z Państwa petycją umożliwi udzielenie
odpowiedzi twierdzącej na dwa pytania: Czy w wypadku uznania Państwa
petycji przez Komisję Petycji za dopuszczalną zgadzają się Państwo na
rozpatrywanie jej jawnie? Czy zgadzają się Państwo na rejestrację
Państwa nazwiska w rejestrze publicznym, dostępnym w internecie?
Zamiast chodzić na pocztę i wydawać pieniądze na znaczki warto
skorzystać z internetu, choćby w kawiarence internetowej, albo poprosić
kogoś przyjaznego o pomoc w wysłaniu internetem formularza petycji ze
strony Parlament Europejski Petycje, którą łatwo znaleźć za pomocą
wyszukiwarki internetowej.
Przykładowe tematy petycji dotyczyć mogą łamania następujących praw
człowieka:
Każdy pracujący ma prawo do odpowiedniego i zadowalającego
wynagrodzenia, zapewniającego jemu i jego rodzinie egzystencję
odpowiadającą godności ludzkiej i uzupełnianego w razie potrzeby innymi
środkami pomocy społecznej.
Każdy człowiek ma prawo do tworzenia związków zawodowych i do
przystępowania do związków zawodowych dla ochrony swych interesów.
Każdy człowiek ma prawo do urlopu i wypoczynku, włączając w to rozsądne
ograniczenie godzin pracy i okresowe płatne urlopy.
Każdy człowiek ma prawo do stopy życiowej zapewniającej zdrowie i
dobrobyt jego i jego rodziny, włączając w to wyżywienie, odzież,
mieszkanie, opiekę lekarską i konieczne świadczenia socjalne, oraz
prawo do ubezpieczenia na wypadek bezrobocia, choroby, niezdolności do
pracy, wdowieństwa, starości lub utraty środków do życia w inny sposób
od niego niezależny. Matka i dziecko mają prawo do specjalnej opieki i
pomocy.
15. lutego 2008
Prawa człowieka Polak wysysa z mlekiem matki. Tak było, jest i będzie,
a kto ma co do tego jakieś wątpliwości, niech porówna realia życia w
niepodległej Polsce i w innych państwach świata od zamierzchłej
przeszłości do chwili obecnej. Niech zapozna się z żywotami świętych w
dziejach Narodu Polskiego, dokonaniami polskich królów w obronie
słowiańskich i bałtyckich ludów Europy przed teutońską furią
ludobójstwa, a całej Europy – przed ottomańską niewolą, z legendą
Tadeusza Kościuszki po obu stronach Atlantyku i w Australii i z
dorobkiem Jana Pawła II. Za wolność waszą i naszą oddali życie
piastowski władca Henryk II Pobożny, król Władysław Warneńczyk, Polak z
wyboru książę Józef Poniatowski, polski szlachcic – działacz rosyjskiej
organizacji Narodna Wola Ignacy Hryniewiecki, zabójca cara Aleksandra
II, setki tysięcy znanych i dziesiątki milionów nieznanych z imienia
bohaterów wyzwoleńczych wojen, powstań, partyzantek i niezbrojnego
polskiego podziemia, do którego spychali nas zaborcy i okupanci do
końca XX wieku, jak na razie. Tym bardziej nieznośne staje się
wysłuchiwanie ataków zarzucających Polakom urojoną odpowiedzialność za
cudze zbrodnie. Zwłaszcza, że zarzuty te płyną z państw, nad którymi
jeszcze nie przebrzmiał brzęk łańcuchów kolonialnego i okupacyjnego
niewolnictwa będącego źródłem dobrobytu najeźdźców, a znad których
nadal nieustannie dobiega jęk ofiar tortur, pobić i zabójstw na tle
rasowym i religijnym, swąd podpalonych świątyń, spalonych domów i ciał
ich mieszkańców, w których rozkwita poniewierka kobiet i młodzieży oraz
mniejszości narodowych i językowych. Notoryczni agresorzy i zbrodniarze
chcą uczyć Polaków demokracji!
W bieżącym roku przypada 60 rocznica przyjęcia przez Organizację
Narodów Zjednoczonych Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Do
cytowanych przed tygodniem jej postanowień dotyczących praw, których
łamanie powinno być przedmiotem petycji przez każdego Polaka
bezpośrednio kierowanych do Parlamentu Europejskiego, należy dodać
następujące:
Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i
swych praw. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem i powinni postępować
wobec innych w duchu braterstwa. Każdy człowiek posiada wszystkie prawa
i wolności zawarte w Deklaracji bez względu na jakiekolwiek różnice
rasy, koloru, płci, języka, wyznania, poglądów politycznych i innych,
narodowości, pochodzenia społecznego, majątku, urodzenia lub
jakiegokolwiek innego stanu. Nie wolno ponadto czynić żadnej różnicy w
zależności od sytuacji politycznej, prawnej lub międzynarodowej kraju
lub obszaru, do którego dana osoba przynależy, bez względu na to, czy
dany kraj jest niepodległy, czy też nie rządzi się samodzielnie lub
jest w jakikolwiek sposób ograniczony w swej niepodległości. Każdy
człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby. Nie
wolno nikogo czynić niewolnikiem ani nakładać na nikogo służebności.
Nie wolno nikogo torturować ani karać lub traktować w sposób okrutny,
nieludzki lub poniżający. Wszyscy mają prawo do jednakowej ochrony
przed jakąkolwiek dyskryminacją, będącą pogwałceniem Deklaracji, i
przed jakimkolwiek narażeniem na taką dyskryminację. Nie wolno
ingerować samowolnie w czyjekolwiek życie prywatne, rodzinne, domowe,
ani w jego korespondencję, ani też uwłaczać jego honorowi lub dobremu
imieniu. Każdy człowiek ma prawo do ochrony prawnej przeciwko takiej
ingerencji lub uwłaczaniu. Rodzina jest naturalną i podstawową komórką
społeczeństwa i ma prawo do ochrony ze strony społeczeństwa i Państwa.
Każdy człowiek, zarówno sam jak i wespół z innymi, ma prawo do
posiadania własności. Nie wolno nikogo samowolnie pozbawiać jego
własności. Każdy człowiek ma prawo wolności myśli, sumienia i wyznania;
prawo to obejmuje swobodę zmiany wyznania lub wiary oraz swobodę
głoszenia swego wyznania lub wiary bądź indywidualnie, bądź wespół z
innymi ludźmi, publicznie i prywatnie, poprzez nauczanie,
praktykowanie, uprawianie kultu i przestrzeganie obyczajów. Każdy
człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje
swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i
rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu
na granice. Każdy człowiek ma prawo spokojnego zgromadzania i
stowarzyszania się. Każdy człowiek ma prawo do uczestniczenia w
rządzeniu swym krajem bezpośrednio lub poprzez swobodnie wybranych
przedstawicieli. Każdy człowiek ma prawo równego dostępu do służby
publicznej w swym kraju. Każdy człowiek ma jako członek społeczeństwa
prawo do ubezpieczeń społecznych; ma również prawo do urzeczywistniania
– poprzez wysiłek narodowy i współpracę międzynarodową oraz zgodnie z
organizacją i zasobami każdego Państwa – swych praw gospodarczych,
społecznych i kulturalnych, niezbędnych dla jego godności i swobodnego
rozwoju jego osobowości. Każdy człowiek ma prawo do pracy, do
swobodnego wyboru pracy, do odpowiednich i zadowalających warunków
pracy oraz do ochrony przed bezrobociem. Każdy człowiek, bez względu na
jakiekolwiek różnice, ma prawo do równej płacy za równą pracę. Każdy
człowiek ma prawo do nauki. Nauka jest bezpłatna, przynajmniej na
stopniu podstawowym. Rodzice mają prawo pierwszeństwa w wyborze
nauczania, które ma być dane ich dzieciom. Każdy człowiek ma prawo do
ochrony moralnych i materialnych korzyści wynikających z jakiejkolwiek
jego działalności naukowej, literackiej lub artystycznej. Każdy
człowiek ma prawo do takiego porządku społecznego i międzynarodowego, w
którym prawa i wolności zawarte w niniejszej Deklaracji byłyby w pełni
realizowane. Każdy człowiek ma obowiązki wobec społeczeństwa, bez
którego niemożliwy jest swobodny i pełny rozwój jego osobowości. W
korzystaniu ze swych praw i wolności każdy człowiek podlega jedynie
takim ograniczeniom, które są ustalone przez prawo wyłącznie w celu
zapewnienia odpowiedniego uznania i poszanowania praw i wolności innych
i w celu uczynienia zadość słusznym wymogom moralności, porządku
publicznego i powszechnego dobrobytu demokratycznego społeczeństwa.
Żadnego z postanowień niniejszej Deklaracji nie można rozumieć jako
udzielającego jakiemukolwiek Państwu, grupie lub osobie jakiegokolwiek
prawa do podejmowania działalności lub wydawania aktów zmierzających do
obalenia któregokolwiek z praw i wolności zawartych w niniejszej
Deklaracji.
Według Jana Pawła II Powszechna Deklaracja Praw Człowieka to ” jedna z
najwznioślejszych wypowiedzi ludzkiego sumienia naszych czasów”.
22. lutego 2008
Przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej definiuje Rozdział
XVII Kodeksu Karnego.
Art. 127. k. k. głosi, co następuje:
§ 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części
obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej
Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność
zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze
pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat
pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.
§ 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w
§ 1, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.
W dniu secesji Kosowa 17. lutego 2008 r. z Telewizji Polskiej TVP INFO
(dawniej TVP 3) wielokrotnie popłynęło ostrzeżenie dla Polaków. Red.
Dominika Ćosić, korespondentka tygodnika “Wprost” z Brukseli,
była obserwatorka OBWE na Bałkanach, tak skomentowała rozpacz
Serbów po utracie kolebki ich państwowości na rzecz ludności napływowej:
“…gdyby Śląsk oderwał się od Polski z powodu dążeń mniejszości
niemieckiej
podejrzewam, że Polacy również nie byliby szczęśliwi…”.
powiedziała red. Ćosić.
Czym dla Serbów Kosowo, tym dla Polaków Wielkopolska i Śląsk. Za
ostrzeżenie – choć nie za żałosną jego formę – należy podziękować. Red.
Ćosić są zapewne nieobce plany Brukseli względem Słowian. Co na to
polskie władze – prezydent, premier i parlamentarzyści? Jakie działania
podejmują odpowiednie służby, aby zapobiec zbrodni przeciwko
Rzeczypospolitej Polskiej z Art. 127. Kodeksu karnego polegającej na
sygnalizowanych przez red. Ćosić przygotowaniach do oderwania części
obszaru Rzeczypospolitej Polskiej?
Wielu osobom wypowiadającym się na temat rewindykacji terytorialnych
myli się nie tylko większość z mniejszością, ale i własność z łupem.
Ziemia należy się temu narodowi, który z niej wyrósł a nie napływowym
kolonistom, którym drogę torowały zbrodnie, czystki etniczne i
oszukańcze traktaty. Swojej własności coraz dobitniej domagają się
rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej, Australii i Syberii, naród
kurdyjski, szkocki i wiele innych. Dlaczego dla równowagi nie powstaje
słowiańskie państwo serbołużyckie? Przecież 30 stycznia 1018r. cesarz
Niemiec Henryk II Święty w traktacie pokojowym w Budziszynie
potwierdził, że najdalej wysuniętym na zachód obszarem Państwa
Polskiego są położone na zachód od Śląska terytoria Słowian Zachodnich:
Milsko (dzisiaj Górne Łużyce, czyli Hornja Łužica, Górna Łužyca,
Lusatia Superior, Oberlausitz) i Łużyce Dolne (Dolna Łužyca, Delnja
Łužica, Lusatia Inferior, Niederlausitz). Skoro Unia Europejska planuje
utrzymywać mieszkańców Kosowa, równie dobrze może rozwiązać problemy
bezrobocia i braku perspektyw na Łużycach, triumfalnie tworząc i biorąc
na swoje utrzymanie nowe Państwo Serbołużyckie. Dla ochrony przed
germanizacją Polska mogłaby tam wysłać policjantów i niektórych
prawników. Nadszedł ostatni moment na zachowanie przy życiu Serbów
Łużyckich – naszych pasierbów, od pierwotnego znaczenia słowa pasierb –
współplemieniec, ten, który ssał mleko tej samej matki. Zostało ich
kilkadziesiąt tysięcy. Czego nie udało się osiągnąć Hitlerowi i
Honeckerowi, właśnie odbywa się w ramach miłującej mniejszości Unii
Europejskiej – zamyka się księga życia Słowian pomiędzy Łabą i Soławą a
Odrą.
Wobec tak drastycznych wydarzeń stanowiących widoczny znak skutków
utraty suwerenności warto przytoczyć kolejne artykuły kodeksu karnego.
Art. 129. k. k. głosi, co następuje: Kto, będąc upoważniony do
występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem
obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę
Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku
do lat 10.
Najbardziej zbrodnicze i zagrożone najwyższą karą działanie na szkodę
Rzeczypospolitej Polskiej to nic innego, jak wspomniane wyżej
podejmowanie w porozumieniu z innymi osobami działalności zmierzającej
bezpośrednio do pozbawienia niepodległości lub zmiany przemocą
konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej.
Działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, kto występuje przeciwko
postanowieniom Konstytucji uchwalonej w dniu 2 kwietnia 1997 r. przez
Zgromadzenie Narodowe, zawartym w Art. 3. – Rzeczpospolita Polska jest
państwem jednolitym, w Art. 5. – Rzeczpospolita Polska strzeże
niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium,(…)strzeże
dziedzictwa narodowego(…)oraz w Art. 82. – Obowiązkiem obywatela
polskiego jest wierność Rzeczypospolitej Polskiej oraz troska o dobro
wspólne.
Obowiązek ten wypełniają dziesiątki milionów Polaków żyjących w kraju i
na obczyźnie. Nawet jeśli mają podwójne obywatelstwo, na wiele sposobów
wypełniają obowiązek wierności Rzeczypospolitej Polskiej. Niestety, nie
wszyscy. Są i tacy, którzy z powodów sobie znanych, a dla wszystkich
oczywistych, łamią nie tylko nasze prawa zawarte w Powszechnej
Deklaracji Praw Człowieka, ale i bezkarnie dopuszczają się przestępstw
ściśle zdefiniowanych przez obowiązujący Kodeks Karny. Defamacja Narodu
Polskiego jest przestępstwem, a organy Państwa Polskiego mają obowiązek
niedopuszczenia do popełnienia czynu zabronionego niezależnie od tego
czy mają do czynienia z obywatelem polskim, obcym, czy też z osobą o
obywatelstwie podwójnym. Gdy organy państwa od działania się
powstrzymują, odpowiadają za przestępstwo w formie pomocnictwa.
Art. 132a k. k. głosi, co następuje:
Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub
odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega
karze pozbawienia wolności do lat 3, zaś Art. 133. – Kto publicznie
znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia
wolności do lat 3.
Do form popełnienia przestępstwa Kodeks Karny zalicza pomocnictwo.
Zgodnie z Art. 18. odpowiada za pomocnictwo także ten, kto wbrew
prawnemu, szczególnemu obowiązkowi niedopuszczenia do popełnienia czynu
zabronionego swoim zaniechaniem ułatwia innej osobie jego popełnienie.
Im większa władza, tym większa odpowiedzialność za zdradę ojczyzny.
29. lutego 2008
Barany prowadzone na rzeź przez wilka w owczej skórze. Szare myszki
wabione zapachem słoniny wyłożonej na desce. Dorosłe dzieciaki o
buziach rozpromienionych radością na widok zabawnego pajaca. Cieszcie
się, póki można. Beczcie chórem pochwały wilkowi, sięgajcie śmiało po
przynętę, zaśmiewajcie się do rozpuku z wygłupów błazna. Nic nowego pod
słońcem. Gdyby wilk zdjął owczą skórę, rozszarpałby zaledwie kilka
baranów, reszta by uciekła. Gdyby myszki znały konstrukcję pułapki,
omijałyby ją z daleka. Gdyby fikającemu kozły pajacowi nagle spadła
maska, widownię wypełniłyby krzyki przerażenia na widok piętna prywaty.
Na pamiątkę po baranach zostaną rogi, o szarych myszkach wszelki ślad
szybko zaginie. Zdziecinniali dorośli nieoczekiwanie dla siebie samych
staną się niedołężni i bezbronni.
Siedząc przy świeczce w nieogrzewanej norze i schorowanymi palcami
krusząc znalezioną w śmietniku kromkę chleba do kubka wody nabranej z
rzeki, będą mieli czas żałować łatwowierności i bezczynności, kiedy
jeszcze byli w stanie wpłynąć na swoją przyszłość. Energia i entuzjazm
młodości wzbogacone doświadczeniem owocują nieograniczonymi wprost
możliwościami w sile wieku i mądrością na starość. Zabezpieczona na
wypadek choroby, nędzy i braku bliskich złota jesień życia bywa długa i
pogodna, a mądrość osób w podeszłym wieku to niewyczerpywalny zasób
naturalny każdej rodziny, społeczności lokalnej i całego narodu. Godna
przyszłość jest najpoważniejszą inwestycją na tej ziemi. Kto w młodości
z własnej woli rezygnuje z walki o przyszłość własną, swojej rodziny i
narodu, niech ma pretensje tylko do siebie, kiedy już dołączy do grona
ofiar losu przestrzegającego niedowiarków znanym powiedzeniem: młodość
nie wieczność, starość nie radość.
O przyszłości Polski i Polaków wiele można powiedzieć, obserwując naszą
teraźniejszość w naszym kraju i słuchając prognoz polityków. Trzeba
jednak sięgnąć do doświadczeń przeszłości. Obwieszczenia, gadzinowa
prasa, dudniące megafony głosiły kłamstwa stanowczo i wytrwale. A
jednak tylko do czasu upadku kłamców. Seniorom i ludziom w sile wieku
nieobce jest odczytywanie komunikatów władzy raczej au rebour niż
wprost. Warto więc posłuchać rady płynącej z bolesnych doświadczeń,
zanim weźmie się kredyt, zainwestuje w unijny projekt, a tym bardziej –
zanim poprze się jakiegoś polityka. Może to wilk w owczej skórze,
pajacujący karierowicz, a może przebrany za bożą krówkę kleszcz, który
odpadnie dopiero wtedy, kiedy naje się do syta. Wilki, pajace i
kleszcze wypełniają haniebne role na skalę nie spotykaną w kraju, który
nie wydał z siebie Quislinga, z gorliwością przekraczającą oddanie
Związku Patriotów Polskich sprawie światowego komunizmu.
Żeby chociaż ludziom spadały resztki z pańskich stołów. Niedawno
ujawniona nędza, w tym głodowa bieda co czwartego dziecka, pokazuje
dowodnie, że nawet najmłodszym Polakom dzieje się krzywda od urodzenia.
Jest to szkoła przeżycia w kraju głodowych pensji i lawinowych podwyżek
kosztów utrzymania, lekceważenia masowych zagrożeń zdrowia i braku
dostępu do opieki zdrowotnej, rujnujących składek ubezpieczeniowych i
rychłego załamania się systemu emerytalnego o bez porównania gorszych
następstwach dla zwykłych ludzi niż obecny krach na giełdzie i wysoka
inflacja. To wszystko odbywa się przy akompaniamencie intensywnych
działań lub zaniechań niszczących wizerunek Polski w świecie, a nawet
dobrą markę płodów polskiej ziemi. W oczach naszych najlepszych
klientów – sąsiadów zza Odry i Nysy Łużyckiej – Polska jako kraj wolny
od gmo ma tym lepszą pozycję, im bardziej świat jest zalany produktami
inżynierii genetycznej. 1 lutego bieżącego roku Bundestag uchwalił
możliwość znakowania żywności pochodzenia zwierzęcego tj.: jaj, mleka,
mięsa i przetworów informacją, że do ich wytworzenia nie stosowano pasz
z roślin genetycznie modyfikowanych – OHNE GENTECHNIK. 15 lutego prawo
to zatwierdził Bundesrat. W związku z tym niemiecki odbiorca naszych
płodów rolnych, najbardziej spośród wszystkich importerów szanujący
polską żywność, będzie miał prawo żądać na produktach żywnościowych
pochodzenia zwierzęcego informacji, że powstały one bez użycia pasz
genetycznie modyfikowanych. Biada temu, kto skłamie!
Pan red. Jacek Sądej z tygodnika NASZA POLSKA zapytał mnie w jaki
sposób przysłowiowy Jan Kowalski może się obronić przez taką żywnością?
Odpowiedziałem, że Kowalski nie będzie zakładał laboratorium w swojej
kuchni ani łazience. Nie będzie też wiedział, kiedy na sklepowej półce
pojawi się ryż genetycznie modyfikowany. Jesienią 2006 roku nie sanepid
a Greenpeace wykrył w supermarketach ryż transgeniczny. Nie wiedzieli
co mają mówić. Pokazano panią rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego,
która powiedziała, że się nie boi i ona to zje. To jest bicie
podatników polskich po twarzy. Jeżeli ktoś uważa, że pada deszcz a nie,
że plują mu w twarz to niech się z tym pogodzi. Ja uważam, że trzeba z
bezprawiem walczyć. Jeżeli mamy przepis, który nakazuje znakować
żywność genetycznie modyfikowaną, to musimy go egzekwować. To nie jest
sprawa bagatelna. Jedynym wyjściem jest zmuszenie władz do egzekwowania
obowiązującego prawa. To samo dotyczy konieczności natychmiastowej
likwidacji 350 hektarów kukurydzy gmo, uprawianej bez zachowania
wymogów bezpieczeństwa środowiska i żywności, prezentowanej jako triumf
nad polskim prawem. W istocie jest to arogancja kolonizatorów
chełpiących się skutecznością wobec słabości władz podbijanego kraju.
Red. Sądej stwierdził, że uprawa roślin transgenicznych postępuje, a
zwolennicy przymykają oczy na zagrożenia i zapytał skąd bierze się
przyzwolenie na to ze strony różnych naukowców i ekspertów? W
odpowiedzi usłyszał, że medycyna, a zwłaszcza epidemiologia, posługuje
się dowodami naukowymi. Marketing, lobbing i reklama oczywiście też,
ale cel i kodeks etyki jest tu skrajnie odmienny. To są dwa różne
podejścia. Jeżeli narasta przekonanie że modyfikowane genetycznie
środki spożywcze i pasze są związane przyczynowo z narastają pandemią
otyłości, cukrzycy i innych chorób metabolicznych, powietrze skażone
transgenicznym pyłkiem grozi zaduszeniem, a woda podziemna skażona
plazmidami opornością na antybiotyki, to epidemiolog alarmuje, a
lobbista uspokaja. W moim przekonaniu, którym podzieliłem się z
uczestnikami zeszłorocznego briefingu dla Parlamentu Europejskiego pod
nazwą Członkowie Parlamentu Europejskiego i naukowcy na rzecz Europy
wolnej od gmo” mamy do czynienia z bronią masowego rażenia. Zapraszam
na stronę internetową www.halat.pl i zachęcam do samodzielnej
krytycznej oceny naukowych faktów i lobbingowych mitów.
7. marca 2008
tylko audio
14. marca 2008
Pan Bogdan Czajkowski reprezentuje milczącą większość Polaków.
Wprawdzie na arenę dziejów ponownie wkroczył w Pałacu Namiestnikowskim,
do niedawna zwanym magistratem, ale za to w jakim stylu! Kto w latach
pierwszej Solidarności, zwłaszcza po wprowadzeniu stanu wojennego,
nosił w klapie opornik, ten wie co to znaczy. Wierność ideałom, których
Polakom tłumaczyć nie trzeba, była powodem bytowej klęski pana
Czajkowskiego. Nie sprzedał swojego kombatanctwa, nie został
prezydentem, parlamentarzystą, ministrem, dobrze opłacanym urzędnikiem
państwowym lub samorządowym ani też biznesmenem żerującym na budżecie.
Pozostał sobą i w marcu 2008 r. po czterdziestu latach, pokazał światu,
że lepiej być niż mieć.
Ci, którym na polityce wyszły najlepsze interesy życia, mają trudny
orzech do zgryzienia. Pan Czajkowski jak romantyczne czy młodopolskie
widmo wyłania się z niebytu i nie tylko cichym szeptem potrafi zakłócić
huczną biesiadę, ale i pokrzyżować plany, które biesiadnicy uznali za
już zrealizowane. Reytan, Kukliński i Czajkowski, ten Czajkowski, każdy
w swojej epoce, w pojedynkę stoczyli swoją walkę o Polskę. Kto w XVIII
wiecznej Polsce słyszał o istnieniu Reytana? Komu spośród uratowanych
przed atomową zagładą znane jest bohaterstwo i najcięższa ofiara
pułkownika Kuklińskiego, którego żaden prezydent nie raczył dotychczas
ani awansować do stopnia generała, ani uhonorować orderem Orła Białego,
nawet pośmiertnie. Ale pan Bogdan Czajkowski zaistniał właśnie teraz,
jest znany każdemu, promieniuje energią, a najgorsze ma już za sobą,
daj Boże. Jeżeli sam jeszcze nie ma ambicji politycznych, to bez
wątpienia jest dobrą ikoną oporu przeciwko rozstrzygnięciom ponad
głowami Polaków. Mało tego. Zmanipulowane, przycięte, dosłownie
sfałszowane medialne preparaty z wypowiedzi pana Bogdana Czajkowskiego,
trzeba uznać za żywą skamielinę, na której przykładzie studenci
dziennikarstwa powinni uczyć się jak działała bezpieka w PRLu, nie po
to, aby ją naśladować, ale po to, aby umieć rozpoznać jawnie esbeckie
metody zakłamywania rzeczywistości.
Kompromitacja polityczno-finansowego establishmentu nie jest jednak
serialem telewizyjnym. Wystarczy wyłączyć telewizor, aby w porze
posiłku nie oglądać w telewizji publicznej reklam odnoszących się do
fekaliów, bądź za własne abonamentowe pieniądze nie słuchać równie
odrażającego ataku na swoje wartości w skrajnie stronniczych i niczym
nie równoważonych programach. Prawdziwa kompromitacja rządzących odbywa
się przy domowych rachunkach w każdym domu polskich wyborców, nie
wybrańców. Kładziemy na stół dochody wszystkich domowników i dzielimy
na niezbędne wydatki. Musimy zapłacić za prąd, bo nam wyłączą, za gaz,
bo nam odetną, za ogrzewanie, bo zamarzniemy, poza tym za wodę, za
wywóz śmieci, za czynsz, spłacić kredyty. Jeśli nie zapłacimy, to
przyjdzie komornik i zabierze nam wszystko na co pracowaliśmy całe
życie, albo co zostawili nam rodzice. Kto nie płaci, idzie pod most, a
tam już ciasno. Żeby dojechać do pracy i zarobić na chleb, trzeba mieć
na bilet, albo na paliwo. Dzieci też jakoś muszą dojechać do szkoły i
na uczelnię. Z czasem ubrania się drą, buty rozpadają, dzieci wyrastają
z odzieży i obuwia, nieraz bardzo szybko. Mundurki chcą zabrać, a tak
dobrze pozwalały ukryć biedę w tej fazie życia, kiedy człowieka
najłatwiej skrzywdzić słowem i spojrzeniem. Na książki do nauki trzeba
pożyczyć. W spożywczym ceny jak z księżyca, droższe niż na zachodzie.
Na nic nie wystarczy, choć kto może, to bierze każdą pracę. Głodowe
pensje, emerytury, renty i zasiłki zżarła drożyzna, a jeszcze mówią o
podwyżkach cen prądu, gazu, wody, wywozu śmieci, bo w Unii Europejskiej
jest drożej.
Owszem, bywa drożej, bowiem ludzie tam więcej zarabiają i mają większą
siłę nabywczą. Opublikowane 19. lutego dane Eurostatu, pozwalają
uszeregować 271 tak zwanych regionów europejskich, w tym 16 naszych
województw według stopnia zamożności ich mieszkańców mierzonego
parytetem siły nabywczej w stosunku do średniej wszystkich państw
Wspólnot Europejskich. W podsumowaniu roku 2005 pierwsze w kolejności
polskie województwo znalazło się na pozycji 187 na 271 regionów, było
to województwo mazowieckie osiągające 81% średniej europejskiej.
Kolejne województwo to śląskie na pozycji 235 – 55,3% i zaraz za nim
wielkopolskie – 54,8%. Dalej pojawia się cała Litwa jako region, a za
nią województwo dolnośląskie na pozycji 238 – 53% średniej
europejskiej, dalej jest jeden z regionów bułgarskich i Gujana
Francuska. Za regionem z Trzeciego Świata na pozycji 241 plasuje się
województwo pomorskie – 50,4% średniej europejskiej, potem cała Łotwa i
ostatnie trzydzieści najbiedniejszych regionów europejskich, w których
siła nabywcza mieszkańca nie osiąga nawet połowy wartości unijnej. Na
pozycji 243 znajduje się zachodniopomorskie, za nim łódzkie, lubuskie,
kujawsko-pomorskie, małopolskie, opolskie, warmińsko mazurskie,
świętokrzyskie, podlaskie, podkarpackie i lubelskie rozdzielone kilkoma
regionami słowackimi, węgierskimi i rumuńskimi. Za ostatnim z polskich
województw, którym jest właśnie lubelskie na pozycji 261 osiągające
zaledwie 35% średniej europejskiej, do końca listy mieści się jeszcze
dziesięć najbiedniejszy z biednych regionów Europy należących do
Bułgarii i Rumunii. Życząc jak najlepiej naszym przyjaciołom z
Bałkanów, nie można powstrzymać się od uzasadnionej własnymi
obserwacjami uwagi, że o ile Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria
wychodzą z nadzwyczaj wielkiej biedy, to Polska stacza się w przepaść.
Ograbiona z dorobku uprzemysłowienia ze sztandarowymi inwestycjami II
Rzeczypospolitej w Centralnym Okręgu Przemysłowym, Gdyni i na Śląsku,
okradziona z fabryk powstałych po II wojnie światowej, których marki
były rozpoznawalne na całym świecie, dzisiaj nie potrafi wytworzyć
nawet paszy dla zwierząt hodowlanych. Zburzyć i zalesić, majątki
odebrać, ludzi wysłać na poniewierkę, niech służą innym, skoro sami
tego chcą. Na razie obiecać, że jak Unia da, to będzie lepiej. No
właśnie. Pomiędzy rokiem 2004 a 2005, już jako członek Wspólnot
Europejskich, odnotowaliśmy wątpliwy postęp. Oto Polska z 46,8%
dokonała skoku cywilizacyjnego o 0,2%. Dzięki wspaniałomyślności
unijnych i domorosłych wielkorządców siła nabywcza Polaka w 2005 roku
osiągnęła 47% średniej unijnej, a przyrost był najwyższy tam, gdzie
dzielą pieniądze – w Warszawie. Mazowieckie z 77,3% skoczyło do 81,2%
średniej europejskiej, co daje przyrost względny 5,1%. Swoją pozycję w
Unii poprawiło jeszcze tylko 8 województw. Podkarpackie zatrzymało się
na poziomie roku 2004, ale 6 województw odnotowało względny spadek siły
nabywczej mieszkańców, średnio o 1,6%, w tym najwięcej śląskie,
opolskie, świętokrzyskie, kujawsko-pomorskie i należące do
najbiedniejszych w całej Europie – warmińsko-mazurskie i lubelskie.
4. kwietnia 2008
W systemie zwanym demokracją przycisk do głosowania stał się narzędziem
zbrodni. Na miejscu zbrodni parlamentarnej złoczyńca zostawia swoją
wizytówkę. W Narodowym Programie Zdrowia na lata 2007-2015 można
przeczytać: “W ostatnich latach konsumpcja alkoholu wysokoprocentowego
w Polsce wzrosła, co było spowodowane głównie obniżeniem akcyzy na
napoje spirytusowe w 2002 roku. W latach 2002-2004 nastąpił
15-procentowy wzrost konsumpcji rejestrowanej przez statystykę
sprzedaży z ok. 7 do 8 l czystego alkoholu na jednego mieszkańca.
Badania ankietowe zrealizowane na zlecenie PARPA pokazują, że w latach
2003-2005 konsumpcja zwiększyła się o 30%. (…) W referencyjnych latach
1994/95 spożycie rejestrowane wynosiło odpowiednio 6,5 i 6,3 litra
etanolu na jednego mieszkańca i utrzymywało się w tych granicach do
roku 2002. W roku 2003, w następstwie obniżki akcyzy na napoje
spirytusowe, statystyki odnotowały 40% wzrost sprzedaży wódek. Wzrosła
też o ponad 5% sprzedaż piwa. W rezultacie, konsumpcja rejestrowana
zwiększyła się prawie o litr i po raz pierwszy od 15 lat przekroczyła
poziom 7 litrów etanolu na jednego mieszkańca. Spożycie rzeczywiste,
uwzględniające zarówno dane rejestrowane przez statystyki sprzedaży jak
i te, które wymykają się z oficjalnych rejestrów w roku 2003, zbliżyło
się ponownie do pułapu z lat 1995/96 a więc do 11 litrów etanolu na
jednego mieszkańca.
W pijanym widzie podejmowane są błędne decyzje Według danych AC Nielsen
w samym 2007r. spożycie piwa wzrosło o 10,6%, wina – o 6,6%, a wódki –
o 15%, Można mieć obawy graniczące z pewnością, że proweniencja
niektórych osób stojących obecnie u steru nawy państwowej, zwłaszcza
tych, których wrzask z tuby władzy jest najbardziej ordynarny, zapewni
Polakom rychły powrót do rynsztoka, z którego mozolnie wydobywali się w
latach 90. ubiegłego wieku. Szczególna rola przypada tu piwu,
torującemu dzieciom drogę do pijaństwa i narkomanii, a przy tym
fałszywie prezentowanemu jako mało szkodliwe.
Maksymalna dzienna dawka alkoholu średnio u dorosłych mężczyzn wynosi
60 g, u kobiet – 20 g, przy czym przewlekłe zatrucie z objawami
uszkodzenia wątroby i mózgu na czele u wielu osób może pojawić się przy
dawkach znacznie niższych i bardzo wcześnie. Zero tolerancji dla
spożycia alkoholu podczas ciąży i karmienia piersią chroni dziecko
przed trwałym uszkodzeniem, czy to w formie dyskretnych zmian
psychosomatycznych, czy też w postaci plejady ciężkich chorób i
niepełnosprawności. Zabici i ranni w wypadkach drogowych, są łatwo
rozpoznawani jako ofiary zamroczenia alkoholem, co nie oznacza, że ich
liczba jest większa od liczby ofiar “cichych”, w szczególności dzieci
spłodzonych w upojeniu alkoholowym, bądź też ludzi zapadających na
bezobjawowe zakażenia i choroby weneryczne, w tym wirusowe zapalenie
wątroby typu B i C, HIV/AIDS, prowadzące do bezpłodności chlamydiozę i
rzeżączkę, a do raka szyjki macicy – wirusy brodawczaka ludzkiego.
Wymaga przypomnienia, zwłaszcza wśród młodzieży odurzającej się piwem,
stary slogan oświaty zdrowotnej – ALKOHOL STRĘCZYCIELEM CHORÓB
WENERYCZNYCH.
Na początku 2005r. The Lancet opublikował artykuł pt. “Alkohol a
zdrowie publiczne” zawierający ranking głównych zabójców ludzkości:
nadciśnienie tętnicze – 4,4%, tytoń – 4,1%, alkohol – 4,0%. Ryzyko raka
przypisane alkoholowi oszacowano zależnie od lokalizacji – od 37% w
przypadku raka przełyku u mężczyzn do 7% raka piersi u kobiet. Alkohol
jest też przyczyną 32% przypadków marskości wątroby. W cywilizowanym
świecie artykuł wywołał poważną debatę publiczną.
Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem (IARC) od dawna uznaje alkohol
etylowy za bezsporny czynnik rakotwórczy. Opublikowany z końcem 2007r.
Drugi Raport Światowego Funduszu Badań nad Rakiem i Amerykańskiego
Instytutu Badań nad Rakiem p.t. “Żywność, Żywienie, Aktywność Fizyczna
i Prewencja Raka w Perspektywie Globalnej” uwzględnił liczne badania
epidemiologiczne dotyczące związku pomiędzy spożywaniem napojów
alkoholowych a rakiem o różnej lokalizacji. Siłę dowodów na ryzyko raka
jamy ustnej, gardła i krtani, przełyku, jelita grubego u mężczyzn oraz
raka piersi u kobiet w następstwie spożywania napojów alkoholowych,
panel badaczy uznał za przekonującą. Siłę dowodów na ryzyko raka
wątroby oraz jelita grubego u kobiet w następstwie spożywania napojów
alkoholowych panel badaczy uznał za prawdopodobną. W oparciu o
bezsporne dowody z badań epidemiologicznych zalecono ograniczyć
spożycie alkoholu przez osoby pijące napoje alkoholowe do nie więcej
niż dwóch porcji dziennie dla mężczyzn i jednej porcji dziennie dla
kobiet. Jedna porcja zawiera ok. 10 – 15 gramów alkoholu etylowego.
Spośród wszystkich chorób układu krążenia jedynie prawdopodobny efekt
ochronny przed chorobą wieńcową serca daje medyczne postawy
dopuszczenia alkoholu do spożycia w powyższych dawkach dziennych, przy
czym osoby, które piją napoje alkoholowe, mogą to robić tylko podczas
posiłków. Gdyby nie to, ze względu na dowiedzioną rakotwórczość
alkoholu, dla populacji generalnej wyznaczony byłby taki sam próg
bezpieczeństwa jak dla kobiet w ciąży i dzieci – zero tolerancji. Dla
alkoholu jako prawdopodobnej przyczyny raka wątroby dawki progowej nie
ustalono, rakiem zagraża nawet najmniejsza jego ilość.
Rak wątroby z reguły jest następstwem marskości wątroby wywołanej czy
to wirusami, czy też substancjami chemicznymi. Już umiarkowane ilości
alkoholu zwiększają ilości RNA wirusa zapalenia wątroby typu C
krążącego we krwi jego nosicieli, z definicji bezobjawowych. Zakażenie
wirusem wzw typu C występuje u 3% populacji świata, jest wyższe w
krajach rozwiniętych, w 80% przechodzi w postać przewlekłą, z czego 15
– 20% przekształca się w marskość wątroby, a ta zaś u 1 – 4% na rok
prowadzi do raka wątroby. Alkohol działa jako rozpuszczalnik
ułatwiający penetrację do komórek innych kancerogenów, w szczególności
pochodzących z dymu tytoniowego, żywności i napojów. Zaburza procesy
syntezy, naprawy i metylacji DNA. Za czynnik rakotwórczy uznaje się
aldehyd octowy powstający w wyniku metabolizmu alkoholu. Bakterie
zasiedlające jelito grube charakteryzują się wysoką aktywnością
dehydrogenazy, która utleniając alkohol w ścianie jelita prowadzi do
pojawienia się w niej aldehydu octowego na poziomie 1 000 razy wyższym
niż we krwi. Zanim będzie za późno, nie wolno przeoczyć obecności krwi
w stolcu, ani zlekceważyć zmiany rytmu wypróżnień u osoby z
dotychczasowym prawidłowym rytmem. Pijący alkohol muszą pamiętać, że
cofanie się treści żołądkowej 40-krotnie zwiększa ryzyko raka przełyku.
Reszta w ręku lekarzy.
11. kwietnia 2008
Kiedy to Polacy chronią się na Jasnej Górze? Kiedy opatrują bramy,
umacniają klasztorne wały, a przede wszystkim padają na kolana przed
Królową Polski, niezawodną orędowniczką narodu w potrzebie? Znakomita
większość ludzi mówiących po polsku dobrze wie, kiedy Polacy uciekają
się do Matki Boskiej Częstochowskiej. Tym, którzy nie wiedza lub
zapomnieli, trzeba cierpliwie tłumaczyć, czym jest rdzeń polskości,
czym Polska zasłużyła na cierniową koronę Mesjasza Narodów, na
zaszczytny tytuł Przedmurza Chrześcijaństwa, na serdeczna matkę
wszystkich wzajemnie lojalnych i wiernych ojczyźnie katolików,
prawosławnych, protestantów, żydów i muzułmanów. Uduchowienie, miłość
bliźniego, poczucie osobistej wolności czyni z Polaków niedościgniony
przez inne narody wzorzec ludzi wartości w świecie opanowanym przez
chciwość, nienawiść i zniewolenie. W XXI w. Polska jest ta sama jak od
tysiąca lat. Przytula do piersi wszystkie swoje dzieci, modli się z
nimi w kościołach, cerkwiach, zborach, meczetach i synagogach, cieszy
się radością odwiedzających ją Chasydów i prosi o nie mniejszy szacunek
dla religijnej wolności katolików. Wydawałoby się, że fundamentalizm
członków Kościoła rzymskokatolickiego ma takie samo prawo do istnienia
jak fundamentalizm Chasydów. Przecież każdy człowiek posiada wszystkie
prawa i wolności bez względu na jakiekolwiek różnice rasy i wyznania.
Tymczasem katolicy w Polsce są prześladowani z pobudek rasowych i
religijnych w ramach planowej, coraz bardziej agresywnej kampanii
propagandowej połączonej z poniżaniem i lżeniem księży i zakonników,
ingerowaniem w wewnętrzne sprawy kościoła, kneblowaniem katolikom ust i
wprowadzaniem zakazu pracy, Berufsverbot, już nie tylko w sektorze
prywatnym o wiadomych źródłach kapitału, ale i w publicznym, gdzie
katolicka większość ma składać daniny na utrzymanie prześladowców bez
prawa skutecznego ubiegania się o pracę we własnej ojczyźnie.
Na szczęście spektakl p. t. “Dobry i zły glina” właśnie się zakończył i
każdy mógł poznać skutki wybierania rzekomo mniejszego zła. Warto
dobrze zapamiętać ten obrzydliwy festiwal kluczenia, półprawd i
kłamstw, aby już nigdy więcej nie dać się oszukać. A czy jest za późno,
czy nadeszła chwila narodowej żałoby i lamentu? W żadnym razie!
Przecież pod Twoja obronę uciekamy się Święta Boża Rodzicielko!
***
Niestrudzona pani Jadwiga Łopata serdecznie zaprasza na Jasną Górę 24
kwietnia (czwartek) na spotkanie modlitewne połączone z konferencją pt.
“Polska wolna od GMO. Etyczny Aspekt Wprowadzania GMO do Polskiego
Rolnictwa.”
Konferencji przewodniczy Ojciec Stanisław Jaromi, dr filozofii,
franciszkanin, Przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z
Asyżu (REFA).
Konferencję otworzy o godz. 11.00 Msza Święta w kaplicy Cudownego
Obrazu Matki Boskiej. Msza będzie w intencji Polski wolnej od GMO;
będziemy prosić Matkę Boską o wstawiennictwo we wszystkich działaniach,
jakie podejmuje KOALICJA POLSKA WOLNA OD GMO w trosce o człowieka i
przyrodę.
Po Mszy przeniesiemy się do Sali Papieskiej, gdzie o godz. 12:15 w
imieniu KOALICJI POLSKA WOLNA OD GMO powita gości pan Marek Kubara.
Program przewiduje następujące wystąpienia:
“Czyńcie sobie ziemię poddaną – jak etycznie zagospodarowywać Ziemię.”
– Ojciec dr Jerzy Kielech, Klasztor na Jasnej Górze;
“Dlaczego NIE dla GMO w środowisku rolniczym” – Prof. Magdalena
Jaworska, Kierownik Katedry Ochrony Środowiska Rolniczego, Akademia
Rolnicza, Kraków;
“Organizmy genetycznie modyfikowane (GMO) zagrażają zdrowiu i życiu.” –
dr Zbigniew Hałat, lekarz medycyny specjalista epidemiolog, Medyczne
Centrum Konsumenta;
“Samorządy wobec zagrożenia GMO” – pani Maria Malinowska – radna
Sejmiku Małopolskiego;
Przerwę okrasi poczęstunek daniami tradycyjnymi i ekologicznymi od
rolników.
W sesji popołudniowej:
“Manipulacje genetyczne – nowy grzech?” – O. dr Stanisław Jaromi,
Przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu (REFA)
“GMO poważny problem etyczny w historii nauki” – Prof. Stanisław
Wiąckowski
“Zagrożenia ze strony GMO dla rolnika tradycyjnego i jego rodziny” –
pani Edyta Jaroszewska, rolnik, EKOLAND i pani Danuta Pilarska prezes
Krajowego Związku Zawodowego Rolników Ekologicznych św. Franciszka
“serceEKOziemi”;
Następnie Koronka do Miłosierdzia Bożego, którą poprowadzi pan Waldemar
Caboń, wiceprezes KZZRE św.Franciszka “serceEKOziemi”.
I kolejne wystąpienia:
“Nasiona genetycznie modyfikowane (GMO). Globalne zagrożenie dla
niezależności rolników.” – Sir Julian Rose, rolnik, prezes
Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi – ICPPC (z
tłumaczeniem)
“Polska Wolna od GMO wyzwania i perspektywy. Apel/list otwarty” pan
Paweł Połanecki, niezależny ekspert KOALICJI POLSKA WOLNA OD GMO
Ponowienie propozycji wprowadzenia 10 letniego MORATORIUM na GMO
w Polsce i całej Unii Europejskiej. Dyskusja. – prowadzenie pani
Jadwiga Łopata, Laureat Nagrody Goldmana (ekologiczny Nobel), ICPPC i
dr Marek Kryda KOALICJA POLSKA WOLNA OD GMO
Na zakończenie – przed 17.00 – modlitwa, którą poprowadzi Ojciec
Stanisław Jaromi OFMConv
Pan Jurek Duszyński właśnie dostarczył drogą elektroniczną wszystkim
odbiorcom swoich niezwykle ważnych materiałów list księdza Biskupa
Elbląskiego Jana Styrny do Koalicji Polski Wolnej od GMO. Krajowy
Duszpasterz Rolników w tych słowach zwraca się do pani Jadwigi Łopaty:
(…) proszę przyjąć wyrazy mojej łączności w modlitwie, solidarności w
podejmowaniu tak ważnej tematyki i serdeczne życzenia błogosławionych
owoców spotkania modlitewno-konferencyjnego na Jasnej Górze.
Ze swojej strony widzę wielką potrzebę:
- prowadzenia solidnych badań naukowych rozpoznających w możliwie
szerokim zakresie rzeczywiste skutki produkcji dopuszczającej GMO;
- na obecnym etapie wiedzy, wskazującej na możliwość różnorakich
zagrożeń, i to trudnych do odwrócenia, jest nieetyczna akceptacja
produkcji dopuszczającej GMO;
- utrzymywanie przez państwo polskie zdecydowanej bariery prawnej, co
do dopuszczenia produkcji z GMO;
- rozwijanie i wspieranie takiej produkcji rolnej w Polsce, zwłaszcza w
dziedzinie pasz, aby polskie rolnictwo mogło osiągnąć należyte zyski i
nie
ulegało presji finansowej potężnych koncernów zagranicznych i
pozaeuropejskich produkujących masowo organizmy genetycznie
modyfikowane i czerpiących z tego ogromne korzyści.
Wszystkim Uczestnikom Spotkania i rolnictwu polskiemu oraz całej
naszej Ojczyźnie życzę opieki Maryi Królowej Polski i łączę się w
modlitwie.”
Były to obszerne fragmenty listu Krajowego Duszpasterza Rolników ks.
Biskupa Jana Styrny skierowane do pani Jadwigi Łopaty w związku z
organizowanym przez KOALICJĘ POLSKA WOLNA OD GMO jasnogórskim
spotkaniem modlitewnym połączonym z konferencją pt. “Polska wolna od
GMO. Etyczny Aspekt Wprowadzania GMO do Polskiego Rolnictwa.”
Przybywajcie!
Proście, a będziecie wysłuchani!
Przypominam: czwartek, 24. kwietnia od 11 do 17, Jasna Góra.
18. kwietnia 2008
Stan zdrowia publicznego w Polsce jest katastrofalny. Nie mogąc uzyskać
skutecznej pomocy w przypadku nagłego zachorowania – nawet małego
dziecka, czy ciężkiej choroby – nawet nowotworowej, Polacy powinni
ściśle przestrzegać zasad prewencji chorób, niepełnosprawności i
przedwczesnych zgonów. Także tych zasad, który owoce będą dostrzegalne
dopiero za kilkadziesiąt lat, aby nie liczyć na wyborcze obietnice
oszustów i nie znaleźć się pod przymusem wyrażenia zgody na podsuwaną z
szyderczym uśmiechem eutanazję. Nie trzeba mieć wątpliwości, że ci,
którzy chcą nas wszystkich pozabijać – począwszy od naszych
najmłodszych, dopiero co powstałych, dopiero co obdarzonych duszą, do
starych, chorych i niedołężnych – sami zadbają o zdrowie swoje i swoich
rodzin i w ten sposób w białych rękawiczkach dokonają czystki
etnicznej. Bez wypowiedzenia wojny, bez jednego wystrzału, bez oskarżeń
o ludobójstwo po prostu pozbędą się nas z tej niezwykle atrakcyjnie
położonej deweloperskiej działki zwanej Polską. Jaki los gotuje nam
globalna dyktatura i jej delegowani do Polski najemnicy otoczeni
tubylczą służbą? Młodych przeznaczy się do podłych prac póki starczy im
sił i fizycznej atrakcyjności, a jak będą już bezużyteczni, to się ich
wypędzi kosztami utrzymania z własnych domów, zagłodzi niskimi płacami,
emeryturami i rentami, zabije brakiem dostępu do pomocy lekarskiej.
Pozostanie rzadko zaludniona, piękna, gościnna ludziom ziemia. Aby jak
najpóźniej dołączyć do żałobnego konduktu sierot wlokących się za
trumną Ojczyzny, aby w ogóle nie dopuścić do złożenia Polski w trumnie,
trzeba o Ojczyznę walczyć. Przecież to jest napad w ciemnej bramie!
Jednak zza uchylonych drzwi widać tłum przechodniów. Trzeba głośno
krzyczeć i oczekiwać ratunku..
Kto przeżyje obecny okropny czas pogardy dla zdrowia i życia, ten
będzie chciał w przyszłości cieszyć się jak najdłużej życiem w zdrowiu.
Nie będzie to łatwe z uwagi na szerzący się analfabetyzm sanitarny,
którego straszne skutki muszą odbić się na zdrowiu obecnego i
przyszłych pokoleń jak Polska długa i szeroka. Od Sobięcina, przez
Krzesiny, po Wiślinkę, od terenów zagrożonych radonem, przez strefy
opadu pyłów obładowanych dioksynami, po obszary zaopatrzenia w wodę
niosącą śmierć. Nasz kraj stał się izolowaną od cywilizowanego świata
wyspą powszechnej ignorancji w sprawach zagrożeń zdrowia. Ludzie nie
zdają sobie sprawy z ryzyka zawinionego przez siebie samych, innych
współobywateli, a zwłaszcza przez władze publiczne. Jeszcze gorzej jest
w przypadku bezpieczeństwa produktów, zwłaszcza żywności, kosmetyków,
procedur medycznych, leków i szczepionek. Tu najważniejsza rola
edukacyjna przypada telewizji publicznej. Nie jakimś fundacjom
stowarzyszeniom, czy innym realizacjom pomysłu na zarobek bez
odpowiedzialności. Jednak programy misyjne telewizji publicznej
wprawdzie roją się od misjonarzy, ale są to misjonarze posłani przez
działające w skali globalnej koncerny, właścicieli patentów i marek,
którzy gardłują na przemian z misjonarzami mającymi na celu wyprać
Polaków z polskości, katolików z Katolicyzmu i w ogóle wyzwolić nasz
kraj z przypadkowego społeczeństwa.
W każdym cywilizowanym państwie musi działać, nie tylko istnieć, ale i
energicznie działać, niezależne centrum obrony ludności przed
zagrożeniami zdrowia. W Polsce od czasu odzyskania niepodległości po
zaborach takim centrum był Państwowy Zakład Higieny, obecnie Narodowy
Instytut Zdrowia Publicznego.
Do szczegółowych zadań NIZP – PZH należy:
1) projektowanie, organizowanie i prowadzenie badań oraz opracowywanie
naukowych podstaw działania w dziedzinie: epidemiologii, statystyki
medycznej, bakteriologii, wirusologii, immunopatologii, parazytologii,
zakażeń, entomologii lekarskiej, jakości biopreparatów, metod kontroli
skażeń środowiska zewnętrznego, higieny komunalnej, higieny szkolnej,
zdrowotnej jakości żywności, naturalnych tworzyw uzdrowiskowych,
przedmiotów użytku, toksykologii środowiskowej, ochrony radiologicznej
i radiobiologii, oświaty i wychowania zdrowotnego i innych specjalności
medycyny zapobiegawczej oraz
dla celów promocji zdrowia a ponadto prowadzenia badań związanych z
zapobieganiem chorobom będącym następstwem zmian w środowisku człowieka,
2) współdziałanie w realizacji powyższych prac prowadzonych przez inne
jednostki;
3) opracowywanie analiz i ocen działalności służby zdrowia oraz stanu i
rozwoju nauki w dziedzinach objętych problematyką PZH;
4) projektowanie działalności w zakresie doskonalenia metod prowadzenia
badań naukowych i prac badawczo-rozwojowych, a w szczególności
śledzenie rozwoju nauk będących przedmiotem zainteresowania PZH oraz
inicjowanie prac mających za cel przystosowanie najnowszych zdobyczy
wiedzy do potrzeb ochrony zdrowia publicznego;
5) udział i pomoc przy wprowadzaniu osiągnięć do praktycznej
działalności służby zdrowia;
6) podnoszenie naukowych i zawodowych kwalifikacji pracowników PZH,
służby sanitarno-epidemiologicznej i innych instytucji poprzez
szkolenie podyplomowe oraz współdziałanie w szkoleniu prowadzonym przez
inne placówki w zakresie statutowych zadań PZH;
7) prowadzenie badawczej i usługowej działalności diagnostycznej oraz
profilaktycznej na rzecz ochrony zdrowia, a zwłaszcza:
a) diagnostyki bakteriologicznej, wirusologicznej, parazytologicznej,
patomorfologicznej i immunologicznej,
b) zapobiegania i zwalczania zakażeń,
c) diagnostyki skażeń środowiska zewnętrznego,
d) badań odwoławczych i specjalistycznych,
e) oceny naturalnych tworzyw uzdrowiskowych przeznaczonych do celów
profilaktycznych i leczniczych,
f) oceny środków spożywczych, a w szczególnych przypadkach także ich
produkcji i stosowanych technologii oraz dopuszczenie do obrotu
przedmiotów użytku, naturalnych tworzyw uzdrowiskowych i ich produktów
pochodnych,
g) kontroli jakości biopreparatów stosowanych przy rozpoznawaniu,
zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych u ludzi,
h) oceny środków ochrony roślin oraz środków stosowanych do
dezynfekcji, dezynsekcji, sterylizacji i deratyzacji,
i) oceny materiałów budowlanych,
j) analizy stanu zdrowia;
8) sprawowanie specjalistycznego nadzoru w dziedzinie higieny,
epidemiologii i mikrobiologii sanitarnej, a zwłaszcza:
a) opracowywanie, doskonalenie i ujednolicanie metod stosowanych w
jednostkach organizacyjnych służby sanitarno-epidemiologicznej i w
zakładach uzdrowiskowych,
b) sporządzanie opinii, ekspertyz i udzielanie konsultacji w sytuacjach
zagrożeń zdrowia,
c) inicjowanie i konsultowanie aktów prawnych z dziedziny higieny i
epidemiologii;
9) określanie kierunków i zakresu działalności oświaty i wychowania
zdrowotnego, opracowywanie założeń programów oświaty zdrowotnej oraz
konsultowanie wydawnictw i materiałów z tej dziedziny;
10) upowszechnianie wyników badań naukowych i prac rozwojowych
11) prowadzenie prac normalizacyjnych i unifikacyjnych
Państwowy Zakład Higieny podlega ministrowi zdrowia i pod zarządem
spadochroniarzy działa tak, jak cały pion zdrowia publicznego w Polsce.
25. kwietnia 2008
tylko audio
2. maja 2008
W trosce o zdrowie młodych Polaków premier Donald Tusk zapowiedział w
sejmowym expose zbudowanie w każdej gminie boiska ze sztuczną trawą.
Jak obiecał, tak zrobi. Toż to prawdziwy cud! Raz położona sztuczna
trawa jest pięknie zielona, równo przystrzyżona i wprost zaprasza do
uprawiania sportu. A sport to zdrowie. Sztuczna trawa powstaje ze
zmielonych opon samochodowych. Przekształcanie tych uciążliwych odpadów
w pokrycie boisk sportowych zawiera uwielbianą przez polityków nutkę
popisowej odkrywczości: patrzcie, jak ja kocham ekologię i sport, jak
ja to umiem pogodzić. Wolnego. Nie dajmy się ponieść fantazjom.
Eksperymenty z organizmami genetycznie modyfikowanymi i biopaliwami,
które doprowadziły do głodu na świecie, aż nadto wystarczą do
otrzeźwienia. Badania przeprowadzone w 2007. przez Environment &
Human Health, Inc. (EHHI) z North Haven w stanie Connecticut, wykazały
w sąsiedztwie boisk ze sztuczną trawą skażenie wód podziemnych takimi
samymi substancjami chemicznymi, jakie stwierdza się w wyniku
oddziaływani składowisk opon. Wskazano na poważne zagrożenia zdrowia
ludzi związane z użytkowaniem sztucznej trawy: ostre i przewlekłe
oddziaływanie drażniące na płuca, oczy i skórę oraz podkreślono
konieczność dalszych badań nad oddziaływaniem połlotnych chemikaliów na
nerki, układ hormonalny, nerwowy, krążenia, odpornościowy, oceną wpływu
na rozwój i potencjał rakotwórczy. W sztucznej trawie powstałej ze
zmielonych opon wykryto arsen, aceton, kadm, chrom, kobalt, wanad i
ołów. New England Journal of Medicine z 2005r. przedstawia badania,
które wykazały, że w kontakcie ze sztuczną trawą łatwo dochodzi do
zakażenia gronkowcem złocistym opornym na metycylinę. Boisko pokryte
naturalną trawą bez trudu samo unieszkodliwi krew, pot i ślinę.
Sztuczną trawę trzeba odkazić, zmyć detergentem i wytrzeć.
Rozgrzewające się w upale do 70 st. C plastikowe powierzchnie nie tylko
sprzyjają namnażaniu się zarazków, ale też emitują produkty rozpadu
tworzyw sztucznych wchodzących w skład sztucznej trawy, jak: poliamid,
ang. polyamide (nylon) – PA, polipropylen, ang. polypropylene – PP i
poli(tereftalan etylenu), ang. poly(ethylene terephthalate) – PET.
Wygląda na to, że rządowy program “Orlik” wylągł się w gnieździe
“Orlenu” i przyczyni się do zasypania na wieki Polski gumą i plastikiem
za pieniądze, które to nam, właśnie nam, są odbierane w postaci
podatków. Wymiana sztucznej trawy co 8 – 12 lat, to kolejne obok
azbestu masowe obciążenie już od dawna przepełnionych wysypisk odpadów
szkodliwych dla środowiska.
Miłośnikom Monsanto polecam uwadze fakt, że właśnie temu koncernowi
ludzkość zawdzięcza pierwszą namiastkę trawy, zwaną Astroturf, która
pokryła płytę stadionu w stanie Indiana już w 1967r. Od tamtej pory
wścibscy prześladowcy koncernu, który dał światu takie dobrodziejstwa,
jak polichlorowane bifenyle, aspartam, napalm i organizmy genetycznie
modyfikowane, pomawiają sztuczną trawę o wywoływanie niezliczonych
chorób ostrych, przewlekłych i pojawiających się u potomstwa
użytkowników. Zaślepienie wrogów nowoczesności doprowadziło nawet do
zamknięcia dwóch stadionów w stanie New Jersey, gdzie odpowiednik
naszego san-epidu stwierdził, że sztuczna trawa jest źródłem
nieoczekiwanie wysokich poziomów ołowiu, dziesięciokrotnie
przekraczających dopuszczalne skażenie gleby na terenach
poprzemysłowych. Dochodzenie w sprawie zagrożenia zdrowia ołowiem
uwalniającym się ze sztucznej trawy rozpoczęła we wszystkich stanach
USA Amerykańska Komisja ds. Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich.
Doprawdy, o co ten cały krzyk? A ciężar ołowiu to się nie liczy?
Ociężałość umysłowa objawiająca się mniej lub bardziej dyskretnymi
zaburzeniami komunikacji i nieprowokowaną agresywnością pozwala
przekroczyć najwyższe progi w naszym domu bez klamek, zająć najbardziej
wygodne fotele w parlamencie.
W spisku przeciwko sztucznej trawie uczestniczą nawet jej wieloletni
użytkownicy. Opublikowany w 2007r, raport National Football League
Players Association stwierdza, że wyraźna większość amerykańskich
sportowców negatywnie ocenia sztuczną trawę, gdyż jest ona powodem
częstych urazów i skraca sportową karierę.
28. października 2007r., na trzy tygodnie przed expose premiera Donalda
Tuska, New York Times opublikował artykuł rozpoczynający się od
narzekań pani Patrycji Taylor. Mama dwunastoletniego syna miała już
dość sproszkowanej sztucznej trawy roznoszonej po domu z ubrania i
włosów młodego piłkarza. Podkreślając, że jej zadaniem jest chronić
syna, pani Taylor uznała, że skoro są dowody na uwalnianie się gazów ze
sztucznej trawy, nie będzie narażać swojego dziecka, dopóki nie pojawią
się dowody, że takie boiska są bezpieczne. Prof. Philip Landrigan,
pediatra zajmujący się medycyną prewencyjną, poparł żądanie moratorium
na budowę nowych boisk ze sztuczną trawą i zaproponował badania skóry,
krwi i moczu dzieci przed i po zajęciach na boisku pokrytym sztuczną
trawą.
Pomysł zasłania Polski sztuczną trawą to idée fix wybrańców narodu. Do
jego ojcostwa przyznają się politycy Prawa i Sprawiedliwości. Zarzucają
swoim konkurentom Plagiat i Spowolnienie w realizacji genialnego
pomysłu.
9. maja 2008
Jak odróżnić żywność bezpieczną od niebezpiecznej? Po czym poznać, że
coś zaszkodzi tuż po spożyciu, za godzinę, po dwóch dniach, po
tygodniu, za miesiąc, za dziesięć – dwadzieścia lat, w następnych
pokoleniach? Jak uchronić przed skutkami spożywania niebezpiecznej
żywności dziecko w łonie matki, niemowlę karmione piersią, dziecko
żywione artykułami spożywczymi kupowanymi początkowo przez rodziców, a
wkrótce – już w młodszych klasach szkoły podstawowej – samo wybierające
przekąski i napoje z półki szkolnego sklepiku? Te pytania słyszę
codziennie i zawsze udzielam tej samej odpowiedzi. Tym razem nieco ją
rozbuduję.
Na wstępie zła wiadomość. Człowiek sam nie dysponuje żadnymi
możliwościami wykrycia niebezpiecznych składników żywności. Nawet nasz
pies wie od nas więcej o tym, co można zjeść. Pies kieruje się
wyostrzonymi zmysłami i instynktem samozachowawczym, co w znacznym
zakresie chroni go przed niebezpieczną karmą. W zakresie znacznym, ale
w żadnym razie nie wystarczającym, o czym świadczy śmiertelne żniwo,
jakie nie tak dawno zebrała karma dla psów sprzedawana w USA. U
człowieka zdolność wykrywania zagrożeń wzrokiem, węchem, smakiem i/lub
dotykiem jest aż tak bardzo ograniczona, a że tylko w sytuacjach
zupełnie wyjątkowych można na niej polegać. Gołym okiem nie wykryje się
larw włośnia, a co dopiero bakterii, wirusów, a tym bardziej prionów.
Węch nie ostrzeże przed uranem, radem i radonem, smak nie pozwoli
wykryć alergenów, a wzrokiem nie zbadamy stężenia ołowiu, dioksyn i
innych toksycznych chemikaliów. Pełnoprofilowego laboratorium w kuchni
nie założymy.
Kupując żywność, musimy więc zaufać jej sprzedawcy i producentowi, że
ani nieumyślnie, ani tym bardziej umyślnie – nam nie zaszkodzą.
Ostatecznym wentylem bezpieczeństwa naszej żywności są jednak państwowe
służby nadzoru i kontroli. W imieniu konsumentów – w naszym imieniu, w
celu ochrony zdrowia publicznego – naszego zdrowia, wkraczają tam,
gdzie nam wstęp jest wzbroniony: do zakładów produkcyjnych,
przetwórczych, hurtowni, na zaplecze restauracji, barów, supermarketów
i drobnych sklepików. Kontrolerzy sanitarni oceniają stan
sanitarno-techniczny i w zakresie porządku i czystości, sprawdzają
atesty sprzętu i materiałów przeznaczonych do kontaktu z żywnością,
wyniki badania wody, oceniają stan zdrowia i kwalifikacje pracowników,
dokonują pomiarów, pobierają próby surowców i produktów gotowych do
spożycia, aby poddać je badaniom w laboratorium mikrobiologicznym,
chemicznym i radiologicznym. Niezwykle ważnym aspektem kontroli
sanitarnej jest sprawdzenie czy treść etykiety odpowiada prawdzie.
Rozbudowane przepisy o znakowaniu żywności mają celu zagwarantować
konsumentowi realizację jego podstawowego prawa – prawa wyboru. Gdy
państwowe służby nadzoru i kontroli zgodności etykiet z obowiązującym
prawem i stanem faktycznym nie sprawdzają, dochodzi do łamania
podstawowego prawa konsumenta na masową skalę. Kierując się posiadaną
wiedzą i zdrowym rozsądkiem konsument wydaje pieniądze na produkt,
którego nigdy by nie kupił, gdyby nie został wprowadzony w błąd
kłamliwą deklaracją producenta. Wyłudzający zakup oszust doprowadza
konsumentów do niekorzystnego i niezgodnego z własnym wyborem
rozporządzenia ich pieniędzmi. Proceder ten może trwać latami, może
uchodzić zupełnie bezkarnie, pomimo wielorakich strat ponoszonych przez
konsumentów, włącznie z utratą zdrowia i życia, a także ponoszonych
przez tych producentów, którzy nie oszukując, tracą należny im zarobek.
Jest to możliwe tylko wtedy, kiedy państwowe służby nadzoru i kontroli
nie wykonują swoich ustawowych i opłacanych przez podatników
obowiązków. Jak z tego wybrnąć? I tu jest dobra wiadomość.
Recepta jest gotowa i do tego bezpłatna. Oto ona. Proporcjonalnie do
ich udziału w rynku markowe i niemarkowe artykuły spożywcze należy
losowo wybierać z półek sklepowych, wybranych też reprezentatywnie –
zależnie od obrotów obiektu handlowego, dowieźć do laboratorium
zdolnego do wydania wiarygodnego i miarodajnego orzeczenia i w
przypadku stwierdzenia oszustwa polegającego na niezgodności etykiety z
obowiązującym prawem i stanem faktycznym, publicznie ujawnić sprawę i
sprawcę. Konsumenci chętnie dowiedzą się, kto żeruje na ich naiwnym
zaufaniu w uczciwość przedsiębiorców działających na jednolitym
wspólnym europejskim rynku pasz i żywności. Z ulgą odetchną ci
przedsiębiorcy, których uczciwość będzie potwierdzona przez niezależne
państwowe służby kontroli i nadzoru. Wreszcie pozbędą się nieuczciwej
konkurencji. Trzeba jednak działać szybko. Lawinowe tempo wzrostu cen
żywności stwarza tyle pokus, że bezkarne oszustwa na koszt kieszeni i
zdrowia konsumentów mogą zupełnie i na długo wymknąć się spod kontroli
o ile najwyższe władze państwowe nie obudzą się i nie przyjrzą
działaniom urzędów centralnych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo
żywności. Wyniki badań opinii publicznej wskazują na zaufanie, jakim
obywatele darzą Platformę Obywatelską. Do roboty, więc, do roboty
Platformo na rzecz ochrony obywateli przed bezkarnie dotychczas
panoszącym się bezprawiem. Minęło już pięć miesięcy od czasu, kiedy
Prezes Rady Ministrów Donald Tusk powołał – z dniem 5 grudnia 2007 r. –
panią Julię Piterę, sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady
Ministrów, na stanowisko Pełnomocnika Rządu do Spraw Opracowania
Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych.
Obywatele, w tym zwolennicy Platformy Obywatelskiej, z rosnącą
niecierpliwością czekają nie tyle na sam program, bo – jak wiadomo –
papier wszystko zniesie, ale przede wszystkim na efekty postępowania
organów państwa na rzecz zapewnienia nam bezpiecznej żywności. Pierwszy
z brzegu przykład sam głośno woła o zainteresowanie organów ścigania
parlamentarzystami, wysokimi urzędnikami państwowymi i ich tzw.
“ekspertami” napiętnowanymi stronniczym antykonsumenckim,
antyrolnicznym i antyekologicznym stosunkiem do organizmów genetycznie
modyfikowanych. Kolejne przykłady za tydzień.
16. maja 2008
O zdrowiu wszystkich decyduje zarobek nielicznych. W sytuacjach
kontrowersyjnych, w przypadku pojawienia się sporu co do tego czy coś
szkodzi, czy też nie, ostateczną decyzję podejmują władze państwowe w
oparciu o opinie naukowców, a jakże. Opinie oparte o analizę tych
samych materiałów, ba – nawet dowodów, mogą jednak skrajnie się różnić.
Myli się ten, kto w celu rozstrzygnięcia dylematu: którą to z biegunowo
różnych opinii należy wybrać, powoła trzeciego eksperta. Ten trzeci,
dziesiąty, setny i tysięczny wcale nie musi mieć bezspornej racji.
Jeszcze mniejszy sens ma powoływanie komitetów i komisji podejmujących
rozstrzygnięcia sporów drogą głosowania. Czy można przegłosować, że
białe jest czarne? Czy można podpisać się pod decyzją, że czarne jest
białe? Oczywiście, że można. A za odpowiednim wynagrodzeniem, to i
nawet trzeba. Dla wielu prominentów i ich zaplecza eksperckiego jest to
tak oczywiste, że nawet nie warto tego ukrywać. Ale kiedyś do władzy
przyjdą konkurenci, a jak zaczną grzebać to albo znajdą haka, albo go
sfabrykują. W tej sytuacji przed decydentem pojawia się widmo
więziennej kraty. Czym by tu się zabezpieczyć przed posądzeniem o
stronniczość w podejmowaniu decyzji? Przecież wystarczy krótka wzmianka
w tych gazetach, programach telewizyjnych lub radiowych, które rządzą
polskimi organami ścigania, aby decydent znalazł się za kratami, albo
co najmniej w roli podejrzanego lub świadka zamienił dotychczasowy tryb
życia z wyboru w niekończące się pasmo przesłuchań i rozpraw sądowych
urozmaicanych dojazdami na wezwanie stawiennictwa pod groźbą kary. Na
tym pożałowania godnym świecie nieraz bardzo trudno udowodnić, że nie
jest się wielbłądem. Zbyt wielu uważa, że skłamać, poświadczyć
nieprawdę można, a nawet trzeba, gdy da to konkretną korzyść. Za mało
jest tych, którym nie wolno, choć można i trzeba. Nie wolno z powodu
systemu wartości przynajmniej zbliżonego do Dekalogu, obowiązującego
prawa, tego czy innego kodeksu etyki. Można i trzeba, ale nie wolno.
Przekraczając granice tego co wolno, należy oczekiwać kary, której w
żadnym razie nie zrównoważą korzyści uzyskane drogą zabronionego czynu.
Kara spada też na krzewicieli zła, niesłusznie obwinionych przez sobie
podobnych. Ten dobrze znany fenomen pożerania własnych dzieci przez zło
relatywizmu jest stary jak ludzkość i prawdopodobnie od jej początków
każdy, osiągając pewien wiek, dochodzi do przekonania, że jest coraz
gorzej, a żyjąc jeszcze dłużej sam często widzi jak kończą się osobiste
i grupowe kariery ludzi przekonanych, że im wszystko wolno. Nawet
potężne szajki zwane obecnie partiami politycznymi spotyka zasłużona
pogarda, a niekiedy kara. Zbyt rzadko jednak ujawniane są biznesowe
powiązania partyjnych wodzów, pomniejszych prominentów i pozornie
szarych członków z przedsiębiorcami rozmaitej skali: od światowych
koncernów po małe firmy o lokalnej skali. A jest co dokumentować i
interpretować. Wszystko zaczyna się od kampanii wyborczych
prezydenckich, parlamentarnych i samorządowych. Postawić na kandydata i
umieścić go w pożądanym organie decyzyjnym to inwestycja w kopalnię
złota. Nie wdając się w zawiłości innych dziedzin, jak np. sukcesy
gospodarki, które z Polski uczyniły importera pasz dla zwierząt, cukru
i węgla, kolonię obcych sieci handlowych i energetycznych, co
oczywiście ma też niezwykle istotny wpływ na zdrowie publiczne, gdyż
pogłębia ocean ubóstwa w naszym kraju, warto postawić pytanie związane
ściśle z bezpieczeństwem konsumenta i to tego najmłodszego. Dlaczego w
Polsce nie obowiązuje zakaz stosowania niektórych barwników i
konserwantów, w szczególności benzoesanu sodu, w produktach
spożywczych? Oto brytyjski odpowiednik zespołu ekspertów polskiego
Głównego Inspektora Sanitarnego zwrócił się do rządu Jej Królewskiej
Mości o wprowadzenie zakazu stosowania mieszanek farb do środków
spożywczych, zwłaszcza napojów, gdyż te dodatki do żywności wraz z
konserwantem benzoesanem sodu mają udowodniony szkodliwy wpływ na
zdrowie dzieci. W ten sposób w Wielkiej Brytanii zakończyła się
energiczna wymiana zdań pomiędzy stowarzyszeniami działającymi na rzecz
ochrony zdrowia konsumentów a władzami sanitarnymi. Te ostatnie
oskarżane były o bezczynność i uleganie wpływom lobby przemysłu
agrochemicznego, w szczególności wielkich korporacji ponadnarodowych.
Ugrupowania rodziców dzieci cierpiących na zespół nadpobudliwości
psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD) domagały się natychmiastowego
wprowadzenia zakazu użycia niektórych substancji dodatkowych żywności,
w tym benzoesanów, wycofania produktów je zawierających ze sklepików
szkolnych i zamieszczania wyraźnych ostrzeżeń zdrowotnych na
opakowaniach jednostkowych szkodliwych artykułów spożywczych.
W związku z powyższym czuję się upoważniony do przytoczenia fragmentu
swojego felietonu sprzed roku, tj. z 11. maja 2007: “Od kilku dni
brytyjskie media szeroko komentują najnowsze doniesienia naukowe o
skutkach spożywania chemikaliów dodawanych do artykułów spożywczych.
Polskie środki masowego przekazu, łącznie z publicznym radiem i
telewizją, mającymi za podatki i abonament realizować misję społeczną,
milczą – jak zwykle – w takiej sprawie, nie chcąc narażać się
reklamodawcom. A sprawa jest pierwszorzędnej wagi i do tego pochodzi z
miarodajnego źródła. Oto Uniwersytet Southampton na zlecenie Food
Standards Agency, czyli Agencji ds Standardów Żywności brytyjskiego
rządu, przeprowadził badania dzieci w wieku od trzech do dziewięciu
lat, w których pożywieniu znalazły się artykuły spożywcze, zawierające
takie barwniki, jak: tartrazyna – E 102, czerwień koszenilowa – E 124,
żółcień pomarańczowa S – E 110, azorubina – E 122, żółcień chinolinowa
E 104 i czerwień allura AC – E 129. Badania dotyczyły również
najbardziej niebezpiecznego konserwantu, jakim jest benzoesan sodu E
211. Przeprowadzono pomiary przeciętnego spożycia tych dodatków do
żywności oraz ich wpływ na zachowanie małych konsumentów. Potwierdziły
się wcześniejsze doniesienia, że dzieci narażone na chemikalia dodawane
do żywności i napojów wykazują nadmierną pobudliwość ruchową, trudności
z koncentracją, napady złego zachowania i reakcje alergiczne. Wchodzący
w skład Agencji ds Standardów Żywności Komitet ds. Toksyczności
chemikaliów w środkach spożywczych uznał, że wyniki badań mają ważne
znaczenie dla zdrowia publicznego. Ze swej strony muszę dodać, że
związek wielu dodatków do żywności z chorobami alergicznymi skóry,
zwłaszcza z pokrzywką czy atopowym zapaleniem skóry jest znany lekarzom
od dziesiątków lat, ale skoro obecnie w Polsce lekarzy ubywa, to i nie
ma kto ostrzegać konsumentów przed masowym i bezkrytycznym poddawaniem
się presji reklam napojów i innych artykułów spożywczych pełnych
szkodliwych chemikaliów.”
31. maja 2008
Naszym dzieciom pragniemy przychylić nieba. Chętnie ulegamy prośbom
zaczynającym się od słów: “a kupisz mi…?”, a później “a dasz mi na…?” i
kończących się lawiną produktów, które naszemu dziecku są natychmiast
potrzebne. Poddając się presji skrzywionej w podkówkę buzi, nawet nie
próbujemy podjąć ryzyka odmowy spełnienia jakiejkolwiek zachcianki. Po
krótkim czasie w wyniku efektu kuli śniegowej liczba i wartość już nie
próśb a żądań wzrasta bez umiaru i dziecko zaczyna rządzić domowym
budżetem. Reklama, kryptoreklama, partnerstwo publiczno-prywatne i
outsourcing w ochronie zdrowia, zwłaszcza w pseudooświacie zdrowotnej,
powodują, że dziecko zasypuje nas opłaconymi przez producentów tekstami
zasłyszanymi w telewizji, w szkole i podczas rozmaitych zajęć
pozaszkolnych, których głównym celem jest osaczyć dziecko niemal od
kołyski i Homo sapiens, człowieka myślącego, przekształcić w
bezrozumnego konsumenta. Wobec obecnej katastrofy finansowej wielu
rodzin, ci, którzy zaciągnęli kredyty pod wpływem reklamy, pokazywanej
również w telewizji publicznej, w której to dzieci namawiały rodziców
do zaciągnięcia długu w banku, niech nie mają do swoich pociech
pretensji o to, że sami zachowali się, jak dzieci nie zdające sobie
sprawy z okrutnego faktu, że długi należy spłacać. Dziecko ma prawo żyć
chwilą, dorosły musi umieć przewidzieć odległe skutki podejmowanych
decyzji. Zdziecinnienie pod wpływem własnego dziecka nikogo nie
usprawiedliwia, nie jest okolicznością łagodzącą przed żadnym sądem i
przed komornikiem nie uchroni.
Kiedy pod wpływem benzoesanu sodu stosowanego jako konserwant żywności
i napojów oraz farb syntetycznych spożywanych w dużych ilościach
właśnie w napojach, nasze dziecko dostaje napadów złości, wszczyna
awantury o byle co, na niczym nie może się skupić i chce więcej, coraz
to więcej wody zafarbowanej na wściekły kolor i osłodzonej syropem
glukozowo-fruktozowym, albo co gorsza – aspartamem, ulegając gwałtownie
wyrażanym żądaniom, pogłębiamy tylko dziecka i swoje nieszczęście.
Tutaj odstęp czasu pomiędzy zadziałaniem czynnika sprawczego a skutkiem
zdrowotnym jest na tyle krótki, że wystarczy zacisnąć zęby i
serdecznie, ale bardzo stanowczo nie poddawać się presji przez niewiele
tygodni, i w wyniku odstawienia szkodliwych substancji uzyskać
radykalną poprawę zdrowia.
Co innego w przypadku czynników szkodliwych oddziałujących na nasze
dzieci od najmłodszych lat po urodzeniu, których tragiczne skutki
ujawniają się dopiero po latach kilkudziesięciu, w postaci nowotworów
złośliwych i ciężkich zaburzeń hormonalnych. Podając niemowlęciu
ftalanową zabawkę lub pojąc z buteleczki uwalniającej bisfenol A,
jesteśmy w najszczęśliwszym etapie życia, ale też nieświadomie
pozbawiamy nasze dziecko takiej samej radości rodzicielstwa za 20 – 30
lat. Skazujemy je też na podwyższone ryzyko raka o różnorodnej
lokalizacji.
Spośród przejawów zupełnego braku wiedzy o zagrożeniach zdrowia
czynnikami rakotwórczymi, bądź też karygodnej nieodpowiedzialności
rodzicielskiej, na pierwszy plan wysuwa się tragiczna w przyszłych
skutkach moda na solarium. Powiem bez ogródek. Rodziców kompromituje
zdobiąca ich dziecko opalenizna uzyskana w wyniku naświetlania lampami
emitującymi promieniowanie inicjujące proces nowotworowy, który po
kilkunastu – kilkudziesięciu latach kończy się czerniakiem złośliwym,
niezwykle niebezpiecznym rakiem skóry, z uwagi przerzuty szybkie i
podstępne. W oparciu o ewidencję epidemiologiczną w wielu krajach
wprowadzono lub wprowadza się zakaz korzystania z łóżek opalających
przez osoby, które nie ukończyły 20. roku życia. Solarium do 20. roku
zwiększa ryzyko raka skóry.
W miarę dorastania naszego dziecka zbieramy owoce jego wychowania i
dawanego mu przykładu. Szybko tracimy kontrolę nad tym co nasze dziecko
kupuje. Ponieważ pierwsze kroki mały konsument kieruje do szkolnego
sklepiku, nie mogąc liczyć na żadne władze rządowe i samorządowe, sami
powinniśmy zadbać o nieszkodliwą dla zdrowia ofertę handlową pod
szkolnym dachem, poprzez komitet rodzicielski albo bezpośrednie rozmowy
z zarządem szkoły. Podobnie jak najbardziej pożądana jest zmowa
rodziców w stosunku do osiedlowego kiosku czy wiejskiego sklepiku.
Na wydawanie przez nastoletnie latorośle kieszonkowego, a tym bardziej
osobiście przez nie zarobionych pieniędzy (oby bez ryzyka), mamy
gwałtownie malejący wpływ i możemy tylko liczyć na to, że nasza
cierpliwość, otwartość i stała gotowość do pomocy pozwoli naszemu
dorastającemu dziecku ominąć rafy braku wiedzy i doświadczenia. A
nieraz musimy stanąć do walki w bardzo nierównej konkurencji z
wielobarwnym środowiskiem rówieśniczym, w którym niezwykle trudno
ujawnić handlarzy śmiercią i żywym towarem płci obojga. Telewizja, w
tym publiczna, ta misyjna, reklamy i pokazy w przestrzeni publicznej,
prasa, kino, koncerty, niosą jeden i ten sam przekaz odbierający
młodość młodym ludziom, z obdarzonej podmiotowością osoby ludzkiej
czyniących przedmiot bezwolnie poddający się każdej manipulacji i
bezwzględnej eksploatacji. Na początek młodych ludzi, którzy mają
jeszcze jakieś skrupuły, odurza się, zaczynając od piwa i marihuany.
Kiedy znieczulenie alkoholem lub narkotykami nie jest wystarczające,
oddaleniu wszelkich obaw służą szeroko reklamowane rozmaite
zabezpieczenia, a przy ich braku, rozdawanie tabletek wczesnoporonnych
już dwunastoletnim dzieciom, co miało miejsce w brytyjskiej sieci
supermarketów Tesco, albo też szczepionka mająca chronić przed rakiem
szyjki macicy, na co obecnie wydawane są bardzo duże pieniądze oddane
przez polskich podatników do dyspozycji władzom samorządowym.
13. czerwca 2008
Zarządzanie ryzykiem zdrowotnym nie może pomijać żadnego z czynników
uznanych za zagrożenie zdrowia. Uznanych przez specjalistów w zakresie
medycyny a nie ekonomii, inżynierii, rolnictwa, socjologii, marketingu,
reklamy i szeregu innych, niezwykle ważnych obszarów wiedzy, bez
których ludzkość obecnie nie może się obejść. Pilnuj szewcze kopyta,
chciałoby się rzec, podziwiając wywody inżynierów rozmaitych branż,
którzy bez zająknienia oddalają obawy milionów ludzi zainteresowanych
wpływem rozmaitych czynników na zdrowie swoich dzieci i własne. Co
upoważnia absolwenta politechniki do bagatelizowania wpływu kruszących
się rur azbestowo-cementowych na zdrowie konsumentów zaopatrywanych
przez rozpadający się wodociąg? Czy to on będzie w przyszłości patrzył
w oczy ludziom, którzy nie potrafili zahamować procesu kancerogenezy i
poprzez etap polipów doszli do raka jelita grubego? Jaki to tytuł
naukowy pozwala inżynierowi autorytatywnie wypowiadać się na temat
wpływu organizmów genetycznie modyfikowanych na zdrowie człowieka?
Szanując własny obszar ekspertyzy, nie można kompromitować się
znachorskimi popisami na poziomie podwórkowej edukacji. W ramach
festiwali nauki czas za to najwyższy zacząć demonstrować arcyciekawe
zjawisko wykorzystania promieniowania niejonizującego związanego z
telefonią komórkową do prażenia kukurydzy. Tak, tak. Kto nie wierzy,
niech zajrzy na stronę internetową www.halat.pl/telefony.html i tam
znajdzie odnośnik do filmów pokazujących jak za pomocą telefonów
komórkowych uzyskuje się popcorn. Może ten fenomen przekona młodzież i
jej rodziców do poważnego traktowania ostrzeżeń przed skutkami prażenia
mózgu, zwłaszcza rozwijającego się. Trudno jednak powiedzieć, czy to
wystarczy, aby przekonać inżynierów, że stacje bazowe telefonii
komórkowej, czy tzw. maszty, nie powinny oddziaływać na mieszkańców,
pracowników i/lub pacjentów, gdyż grozi to powtórzeniem licznych
doświadczeń na ludziach, którzy już zdążyli ponieść tragiczne skutki
lekceważenia ich prawa do zdrowia i życia.
O ile informacje sygnalne pochodzące z mniej lub bardziej wiarygodnych
obserwacji laboratoryjnych, klinicznych i populacyjnych powinny
podlegać profesjonalnej analizie, a w razie utrzymywania się
wątpliwości – otworzyć ewentualnie drogę do prawidłowo zaprojektowanych
i przeprowadzonych badań epidemiologicznych, o tyle rozstrzygnięcia
zapisane w postaci norm sanitarnych wymagają bezwarunkowego stosowania.
Tu sprawy są już bezdyskusyjne i ich zapisaniem w postaci
obowiązującego prawa i wyegzekwowaniem muszą zając się wyspecjalizowane
organy państwa. Niestety, im bardziej państwo skorumpowane, tym mniej
zainteresowane eliminacją czynników zagrażających zdrowiu i życiu
człowieka. Żabom, ptakom, mchom i porostom należy się ochrona, ludziom
– nie. A wszystko przez rozpasanie rzeczników zysku za wszelką cenę,
choćby po trupach.
Aby spełnić wszystkie wymagania higieniczne i zdrowotne trzeba nieraz
ponieść ogromne koszty dostosowawcze, a potem dzień i noc pilnować
wszystkich elementów systemu, wśród których czynnik ludzki wcale nie
jest najbardziej zawodny. W każdej chwili może dojść do katastrofy w
postaci ujawnienia tych niepożądanych cech produktu, które dotychczas,
nieraz bardzo długo, udawało się ukrywać tylko “dzięki” udziałowi w
układzie zapewniającym bezkarność. Układ zadba o wygodne przepisy
prawne i rozgrzeszy z ich nieprzestrzegania. W razie konieczności tak
skroi garnitur wymagań sanitarnych, aby nigdzie nie uwierał, zwłaszcza
te ryby najbardziej tłuste. W razie potrzeby nie skontroluje, a kiedy
ktoś ujawni przestępstwo, układ obróci się przeciwko niemu, nie
przestępcy. Znakiem przynależności do układu jest posiadanie jakiegoś
niezwykle prestiżowego wyróżnienia, wszem i wobec głoszącego: nas nie
ruszaj, bo pożałujesz. Za takim wyróżnieniem kryją się przecież wybitne
autorytety, niezwykle niezależni eksperci, którzy przecież nie za
pieniądze, a z czystej pasji naukowej polecają przebadane na wylot
najlepsze w świecie produkty. Na przykład wędliny wytworzone z surowca
wyprodukowanego w fabrykach mięsa, gdzie organizmy genetycznie
modyfikowane przetwarza się na tkankę zwierzęcą, bądź powstałe z dużym
udziałem izolatów białka soi genetycznie modyfikowanej. Albo nabiał i
ryby tak nasycone dioksynami, że powinny być natychmiast wycofane z
obrotu przez służby sanitarne. Albo naturalną wodę mineralną, tyleż
pyszną, co radioaktywną.
20. czerwca 2008
Woda to podstawowy warunek ludzkiej egzystencji. Najłatwiej przychodzi
o tym się dowiedzieć, kiedy wody zabraknie. Z różnych przyczyn, czy to
z powodu krótko- lub długotrwałej suszy, czy też w wyniku tak
znaczącego pogorszenia się parametrów wody, że może ona zagrażać życiu
i zdrowiu konsumentów jej samej lub też produktów wytworzonych z jej
udziałem. Im mniej wody, tym mniejsze rozcieńczenie szkodliwych
czynników biologicznych, chemicznych i fizycznych, w tym
radioaktywnych. Jest zupełnie oczywiste, że im mniej wody, tym bardziej
stężenie zanieczyszczeń pochodzenia przyrodniczego, komunalnego i
przemysłowego osiąga poziomy przekraczające wydolność stacji
uzdatniania wody. Każdy proces technologiczny ma przecież ściśle
sprecyzowane warunki efektywności i jeżeli woda pobierania do
uzdatnienia jest za brudna, nie można oczekiwać, że do wodociągów trafi
woda spełniająca wymagania sanitarne. W celu ochrony zasobów wody,
będących coraz cenniejszym skarbem każdego narodu, należy starannie
zinwentaryzować i – tam gdzie to możliwe – wyeliminować wszystkie
źródła zanieczyszczeń wód powierzchniowych i podziemnych. Jeśli tego
się nie uczyni, pozostaje czekać na opłakane skutki własnych zaniedbań.
Nie są one jednak tak oczywiste, jak jawne dla wszystkich zabicie
człowieka z premedytacją. Z uwagi na złożoność zagadnienia, daleko
wykraczającą poza możliwość indywidualnej obserwacji, dla wykazania
związków przyczynowo-skutkowych pomiędzy skażeniem wody a utratą
zdrowia i życia należy sięgnąć do wnioskowania epidemiologicznego.
W tym zakresie Wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia dotyczące jakości
wody do picia, PIERWSZY DODATEK DO WYDANIA TRZECIEGO, Tom 1, Zalecenia,
definiują referencyjny poziom ryzyka: “Opisy referencyjnego poziomu
ryzyka” w odniesieniu do wody są zwykle wyrażane w terminach
określonych następstw zdrowotnych – n. p. najwyższa częstość chorób
biegunkowych lub zapadalności na raka lub maksymalna częstość zakażeń
(ale niekoniecznie chorób) wywołanych określonym czynnikiem
chorobotwórczym. Istnieje szereg związanych z wodą chorób o rozmaitej
ciężkości, włącznie z ostrymi, opóźnionymi i przewlekłymi następstwami
zarówno w postaci chorobowości jak i śmiertelności. Następstwa mogą być
tak różnorodne jak problemy ujawniane po porodzie, rak, cholera,
czerwonka, zakaźne zapalenie wątroby, robaki jelitowe, fluoroza
szkieletu, dur brzuszny i zespół Guillain-Barré. Decyzje co do
pogodzenia się z ryzykiem są bardzo skomplikowane i wymagają
uwzględnienia rozmaitych wymiarów ryzyka. W dodatku do wymiarów
“obiektywnych”, jak prawdopodobieństwo, ciężkość i długość trwania
skutku, pojawiają się ważne wymiary środowiskowe, społeczne, kulturowe,
ekonomiczne i polityczne, które odgrywają ważną rolę w podejmowaniu
decyzji.
W tych procesach ważną rolę odgrywają negocjacje, a każda sytuacja może
przynieść zupełnie wyjątkowe zakończenie. Niezależnie od złożoności
decyzji co do ryzyka istnieje zapotrzebowanie na podstawowe definicje
ryzyka dającego się znieść (ang. tolerable risk – ryzyko które jest
akceptowane społecznie w określonym miejscu, czasie i sytuacji, n.p. ze
względu na duże koszty redukcji ryzyka) w celu opracowania Wytycznych
dotyczących jakości wody do picia i jako punkt wyjścia dla podejmowania
decyzji w określonych sytuacjach.
Referencyjny poziom ryzyka pozwala porównać ze sobą choroby związane z
wodą i zapewnić jednolite podejście do postępowania z każdym
zagrożeniem. Dla potrzeb obecnych Wytycznych referencyjny poziom ryzyka
jest wykorzystany dla szerokiego zrównoważenia poziomów ochrony, na
które można sobie pozwolić w przypadku toksycznych chemikaliów z jednej
strony, a z drugiej – mikrobiologicznych czynników chorobotwórczych. W
tym celu brane są pod uwagę tylko zdrowotne następstwa chorób
wodnopochodnych.
Referencyjny poziom ryzyka wynosi 10-6 lat skorygowanych
niepełnosprawnością (DALY – Disability Adjusted Life Years – lata życia
skorygowane niepełnosprawnością. Jest to wskaźnik lat życia przeżytych
w niepełnosprawności i czasu straconego na skutek przedwczesnej
śmierci) na osobę na rok, co jest odpowiednikiem w przybliżeniu
nadmiernego ryzyka raka w skali całego życia 10-5 (t. j. 1 dodatkowy
przypadek raka na 100 000 mieszkańców spożywających przez całe życie
wodę pitną zawierającą substancje w stężeniu normowanym przez
Wytyczne). Dla czynników chorobotwórczych wywołujących wodniste
biegunki z niska śmiertelnością chorych (n. p. 1 na 100 000)
referencyjny poziom ryzyka będzie odpowiednikiem 1/1000 corocznego
ryzyka choroby dla pojedynczej osoby (około 1/10 w skali całego życia).
Referencyjny poziom ryzyka może być adaptowany do miejscowych
okoliczności na bazie podejścia polegającego na zbilansowaniu ryzyka i
korzyści. W szczególności należy policzyć tę część obciążenia jakąś
chorobą, którą prawdopodobnie można przypisać wodzie pitnej. Ustalenia
priorytetów zdrowia publicznego powinny zwykle wskazać na te główne
czynniki, które wpływają na sytuację i z którymi przede wszystkim
trzeba się uporać, uwzględniając koszty i oddziaływanie potencjalnych
interwencji. Tu jest także uzasadnienie leżące u podstaw stopniowego
rozwoju i stosowania standardów. Użycie DALY dla ustalenia
referencyjnego poziomu ryzyka jest podejściem nowym i rozwijającym się.
Szczególnym wyzwaniem jest zdefiniowanie skutków dla zdrowia ludzi
związanych z ekspozycją chemikaliów nieprogowych.”
Kto nie chce paść ofiarą negocjacji, w których nikt go nie pyta o
zdanie, musi zaopatrzyć się w domowe urządzenie doczyszczania wody
wodociągowej.
3 października 2008
Nauka bez właściwej etyki jest groźniejsza niż polityka bez właściwej
etyki.
Ktoś spyta: a jaka to etyka jest właściwa? Kto inny powie: żadna etyka
nie jest właściwa, bowiem każdy ma własną etykę. Wiadomo! Nie nam to
mówić! Ten, kto strzegł jak źrenicy oka utopijnego socjalizmu właśnie
doczekał upadku utopijnego kapitalizmu i niechby żył jak najdłużej, aby
nie bez satysfakcji mógł posunąć się nieco na ławie oskarżonych i
zrobić miejsce następnym doktrynerom kierującym się własną etyką. A
jaką etyką kierować się będą sędziowie orzekający winę i nakładający
karę za zbrodnie ikon utopijnych doktryn? Przecież nawet najbardziej
precyzyjne sformułowanie prawne można zupełnie dowolnie zinterpretować
zależnie od etyki interpretatora. I z tego prostego powodu politycy
będący sprawcami zmarnowanych życiorysów milionów przed ludzi przed i
po roku 1989 unikną potępienia i swoim przykładem po raz kolejny
udowodnią, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Skoro tak, to
nawet pozbawieni wszelkich zasad najwięksi cynicy powinni na wypadek
własnej krzywdy szukać jakiejś wspólnej etyki, do której w razie
potrzeby mogliby się odwołać.
Powyższe dotyczy polityki, na której każdy się zna, przynajmniej na
poziomie rozmówców Stańczyka udzielających mu pseudolekarskich porad.
Nauka w odróżnieniu od polityki otacza się nimbem elitarności, a
przybliżanie jej osiągnięć za pieniądze koncernów zainteresowanych
bezproblemowym zbytem opatentowanych technologii, n. p. podczas tzw.
festiwali nauki, jest zwykłą reklamą, tyle że z naukawym zadęciem.
Jednak im większe ze strony badań i wdrożeń naukowych ryzyko dla ludzi,
zwierząt i środowiska, tym większa potrzeba oceny etycznej postępowania
garstki osób, być może kierujących się własną etyką, które chcą
decydować za wszystkich.
Inżynieria genetyczna jest tą dziedziną nauki, która wymaga stanowczej
i jednoznacznej oceny etycznej przeprowadzonej według kryteriów etyki
wspólnej dla ponad jednej szóstej ludności świata, z którą inni mogą
się nie zgadzać, ale nie mogą jej pomijać, gdyż jest najczęściej
deklarowaną na całym świecie.
Oto aktualny komunikat:
Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Adam Bielan
oraz
Rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie
prof. dr hab. Jan Maciej Dyduch
mają zaszczyt zaprosić na Konferencję
Organizmy genetycznie modyfikowane
– GMO szansą czy zagrożeniem w Unii Europejskiej
pod patronatem Metropolity Krakowskiego ks. kard. Stanisława Dziwisza,
która odbędzie się
w sobotę, 4 października 2008 r., w godz. 10.00 – 14.00
w auli Centrum Resurrectionis Księży Zmartwychwstańców
ul. ks. Pawlickiego 1 w Krakowie
PROGRAM KONFERENCJI:
9.30 Emisja filmu dokumentalnego nt. GMO – “Życie wymyka się spod
kontroli”
10.00 – 10.20 Otwarcie konferencji – wiceprzewodniczący PE Adam Bielan,
rektor PAT, ks. prof. dr hab. Jan Maciej Dyduch
10.20 – 10.50 dr Zbigniew Hałat – prezes Stowarzyszenia Ochrony
Zdrowia Konsumentów – “Zagrożenie zdrowia człowieka ze strony
organizmów genetycznie modyfikowanych”
10.50 – 11.30 prof. dr hab. Stanisław Wiąckowski – kierownik Katedry
Ekologii i Ochrony Środowiska Akademii Świętokrzyskiej – “Zagrożenie
związane z wprowadzaniem genetycznie modyfikowanych organizmów”
11.30 – 12.00 poseł do PE Janusz Wojciechowski – “Sprawa GMO w
Parlamencie Europejskim”
12.00 – 12.30 Przerwa kawowa
12.30 – 12.50 Jadwiga Łopata ICPPC – Międzynarodowa Koalicja dla
Ochrony Polskiej Wsi, KOALICJA POLSKA WOLNA OD GMO, laureatka
ekologicznego Nobla – “Deklaracja z Jasnej Góry dla Polski i Europy
wolnej od GMO”
12.50 – 13.10 radna województwa małopolskiego Maria Malinowska –
“Stanowisko samorządu Województwa Małopolskiego w sprawie GMO”
13.10 – 13.40 ks. dr Andrzej Muszala – Papieska Akademia Teologiczna –
“Chimery, hybrydy i GMO. Bioetyczne aspekty genetycznych modyfikacji
roślin i zwierząt”
13.40 – 14.00 Dyskusja panelowa
ok. 14.00 Zamknięcie konferencji
***
Prosimy o potwierdzenie przybycia.
E-mail: biuro@bielan.pl
lub
tel. 693 74 00 75
Biuro Wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego
Adama Bielana
ul. Łobzowska 35/7, PL 31-139 Kraków
tel. +48 12 630 99 76 , fax 75
Podając powyższe do wiadomości, podkreślam wagę tego spotkania wobec
naporu właścicieli technologii gmo na nasz kraj.
10. października 2008
Nie są w stanie tego zrozumieć mentalni spadkobiercy opartego o
niewolnictwo Imperium Rzymskiego, którego granice sięgnęły zaledwie
skrawków ziem Słowian Zachodnich. Także miłośnicy tradycji zaborczych i
okupacyjnych cesarstw, rzesz i sojuzów nie mogą pojąć, jak to jest
możliwe, że Polacy domagają się tych samych praw, które przysługują
innym. To samo dotyczy obecnej naszej pozycji w Unii Europejskiej,
której narzędzia nie są używane do roztrąbionego wyrównywania różnic a
służą bezczelnej walce konkurencyjnej z resztkami polskiej własności w
gospodarce, a wkrótce po tym – co oczywiste – będą bez pardonu
wykorzystane do odebrania zubożałym Polakom zadłużonych nieruchomości.
Do zadłużenia każdej rodziny łatwo doprowadzi choroba choćby jednego z
jej członków. Stąd niezwykłej wagi dla bytu naszego narodu nabiera
walka o konstytucyjny kształt opartego o zasadę solidaryzmu narodowego
prawa do ochrony zdrowia.
Tymczasem dramatycznie nieporadne zarządzanie systemem ochrony zdrowia
stanowi zdaniem winowajców argument na rzecz komercjalizacji,
prywatyzacji czy innej formy zawłaszczenia wspólnego dobra przez nich
samych. Tą samą metodą zawłaszczono w minionej dekadzie wielkie zakłady
produkcyjne sławne w świecie polską marką, całe gałęzie gospodarki
oddano w obce ręce lub po prostu zlikwidowano pod pozorem
nieopłacalności. Za sztandarową aktywność w tym obszarze w postaci
zatopienia 28 kopalń węgla nagrodą są europejskie posady, a nawet
dożywotnie immunitety. Źle zarządzać, nie kontrolować, dopuścić do
upadku i wtedy rozłożyć ręce: nooo, widzicie sami – tego bagna to już
nie da się uratować! Po rękach musimy całować każdego, kto zechce
przejąć te nie wiadomo skąd narosłe zobowiązania, a przy okazji cały
majątek – drogie budynki, atrakcyjne działki i niezwykle kosztowny
sprzęt. A miejsca pracy? Nie ma problemu! Po pracownikach wkrótce nie
będzie ani śladu, pójdą na bezrobocie, kto będzie mógł, wyjedzie w
poszukiwaniu pracy, rozbije rodzinę, pozostawi za sobą eurosieroty. Nie
warto byle czym się przejmować!
A co z korzystającymi ze świadczeń zdrowotnych? Co z pacjentami?
Pacjenci tym się różnią od klientów, że klient może zrezygnować z kupna
jakiejś rzeczy lub usługi, kiedy go nie stać na zakup, a pacjent
zrezygnować ze świadczenia zdrowotnego nie może, bo albo umrze, albo
utrwali lub pogorszy zły stan swojego zdrowia. Będąc w tak krytycznej
sytuacji sam pacjent lub jego rodzina będą gotowi sprzedać wszystko,
łącznie z domem, ziemią, w najlepszym przypadku wziąć na leczenie
kredyt hipoteczny, na wymuszonych nagłą potrzebą warunkach na tyle
niekorzystnych, aby bank mógł bez zbędnych ceregieli zgarnąć mienie
niewypłacalnego dłużnika. W stanach najwyższego napięcia emocji, kiedy
np. zagrożone jest życie i zdrowie dziecka, rodzicom niezwykle łatwo
przyjdzie zaakceptować propozycję pokrycia wydatków na kosztowne
procedury lub leki złożoną przez przedstawiciela firmy, której
statutowym celem jest zysk finansowy osiągany poprzez sprzedaż
świadczeń zdrowotnych, a nie zapewnienie świadczeń zdrowotnych dla
ludności. Powiązanie biznesowe, a nawet kapitałowe właściciela zakładu
opieki zdrowotnej z firmami sprzedającymi leki i sprzęt medyczny jest
opcją niezwykle atrakcyjną dla wszystkich stron. Dla wszystkich z
wyjątkiem tej najsłabszej – pacjenta zdanego na łaskę i niełaskę
systemu zaprojektowanego dla osiągania dochodów. Opowiadania o jakichś
etycznych czy urzędowych gwarancjach bezpieczeństwa pacjenta w
skomercjalizowanych – sprywatyzowanych zakładach opieki zdrowotnej
należy włożyć między bajki. Wystarczy przypomnieć opinie wybitnych
polskich onkologów o wykrywalności raka przez lekarzy pierwszego
kontaktu i unieważnione badania mammograficzne wykonane za pomocą
wadliwego sprzętu. Narodowy Fundusz Zdrowia potrafi z kamienia wycisnąć
dziesięcinę, zapłacić z niej krocie zastępom swoich urzędników, ale nie
jest w stanie wysłać ich na kontrolę w teren, aby przyjrzeli się
wołającej o pomstę do nieba poniewierce płatników. Nadzór ministra
zdrowia nad Narodowym Funduszem Zdrowia jest notorycznie nieskuteczny i
twardej ręki potrzebnej do sprawowania nadzoru i kontroli nad
wydatkowaniem dziesiątków miliardów złotych na zaspokojenie
podstawowych potrzeb społecznych nie zastąpią teatralne przedstawienia
przed kamerami, skoro ludzie płacą za rzetelne świadczenia zdrowotne a
nie za polityczną hucpę.
Upadek ochrony zdrowia to w przekonaniu obecnie rządzących argument na
rzecz komercjalizacji – prywatyzacji. To już zakrawa na kpinę z
wyborców. Każdy z płatników Narodowego Funduszu Zdrowia ma prawo spytać
jako wyborca: co triumfatorzy ostatnich wyborów zrobili, aby ochronę
zdrowia naprawić, zanim doszli do przekonania, że trzeba mieć problem z
głowy i po prostu wylać dziecko z kąpielą.
17. października 2008
tylko audio
24. października 2008
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
NIE BĄDŹ BEZPIECZNY. Poeta pamięta
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Powyższy fragment wiersza Czesława Miłosza, laureata literackiej
nagrody Nobla 1980, widnieje na pomniku Poległych Stoczniowców 1970
odsłoniętym 16. grudnia 1980 r. w X rocznicę wydarzeń grudnia 70 w
Gdańsku na pl. Solidarności.
Wiersz powstał w 1950 r. w Waszyngtonie, gdzie Czesław Miłosz jako
wysoki urzędnik ambasady PRL reprezentował jeden z dwóch najbardziej
jawnie odrażających i krwiożerczych totalitaryzmów znanych ludzkości.
Od przedwojnia lewicowe i antypolskie manifestacje Miłosza nie mogły
ujść uwadze KGB, stąd i pełnia zaufania, która musiała być warunkiem
obsadzenia go przez Moskwę w stolicy wrogiego mocarstwa.
A jednak…A jednak…
W roku 1980 Nobel dla Miłosza i przesłanie laureata zawarte w słowach
“Który skrzywdziłeś człowieka prostego” były jasnym i oczywistym dla
każdego kierunkowskazem do Polski Suwerennej i Solidarnej. Jednym
otwierały oczy, innym budziły sumienia, jeszcze innych napawały
panicznym strachem. Nikt nie zaglądał poecie do życiorysu, bo nie było
jak i po co. Wiał wiatr historii. W gablotach NSZZ Solidarność, w
gazetkach i ulotkach, sam zamieszczałem fragment “Ballady o trzęsących
się portkach” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego:
Gdy wieje wiatr historii,
Ludziom jak pięknym ptakom
Rosną skrzydła, natomiast
Trzęsą się portki pętakom.
I temu poecie nikt nie zaglądał do życiorysu, bo też nie było jak i po
co. Wyrwany z całości fragment utworu powstałego pod naciskiem
pogrobowców Stalina w roku śmierci megazbrodniarza i - zdaniem znawców
wymierzonego przeciwko szeroko pojętej prawicy – miał za zadanie
obudzić w Polakach ducha walki o Polskę Suwerenną i Solidarną.
Rzeczywiście w krótkim czasie prawdziwej Solidarności, Solidarności 80,
ludziom jak pięknym ptakom rosły skrzydła. Rzeczywiście, trzęsły się
portki pętakom. Zamiast dołączyć do uskrzydlonych ludzi, wybrali oni
drogę zbrodni, użyli brutalnej siły, ale skrzydeł połamać nie zdołali.
Skrzydła połamali ludziom dopiero wiarołomni politycy sprawujący władzę
po 1989 r. Pod koniec roku 2008 na ogromną większość Polaków spadają
plagi, w przeszłości niewyobrażalne i w nasileniu wcześniej
niespotykanym. Człowiek prosty, ten, który nie ma żadnego wpływu na
swój los i może liczyć wyłącznie na zmiłowanie kasty politycznej
opętanej demonami prywaty i agentury, człowiek prosty, któremu
nieludzki system nie pozwala spokojnie przyjść na świat, przepędzając
rodzącą go matkę ze szpitala do szpitala, a potem odcina mu dostęp do
lekarza, człowiek prosty, któremu nieludzki system nie pozwala sprzedać
płodów polskiej ziemi, człowiek prosty, na którego nieludzki system
nakłada koszty utrzymania przekraczające dochody, człowiek prosty,
któremu odbiera się pracę, rodzinę i Ojczyznę, ten człowiek prosty
ponownie zwraca się do was, rządzący Polską, słowami polskiego noblisty:
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi, że jeszcze jeden dzień przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
31. października 2008
Kartka z napisem ZGON wręczania pacjentom wyrzucanym ze szpitala jest
symbolem naszych czasów.
Człowiek cierpiący, oczekujący profesjonalnej pomocy, współczucia,
pociechy, a wreszcie – świadczenia zdrowotnego, na które składał
pieniądze całe swoje życie, nagle ze szpitalnego łóżka jest przenoszony
do karetki, trzymając w ręce przeznaczoną dla niego samego przywieszkę
z pustą na razie rubryką dotyczącą miejsca, daty i godziny zgonu. Być
może czując zbliżającą się śmierć, sam powinien wypełnić te rubryki i
nie fatygować nikogo do potwierdzenia oczywistych skutków ewakuacji
ciężko chorych ludzi ze szpitala. Być może ministerstwo zdrowia wyda
stosowną instrukcję napisaną prostym językiem, znanym z prasowych
konferencji i parlamentarnych wystąpień, pouczającą pacjentów jak sobie
wypełnić rubrykę dotyczącą przyczyny zgonu.
Okrzyki “Hańba, hańba!” oceniające dokonania sejmowej większości w
zakresie likwidowania dorobku cywilizacyjnego Polaków powinny być
dobrze wysłuchane przez wszystkich. Nadstawcie ucha młodzi, zdrowi i
bogaci.
Zdrowie przeminie tak szybko jak młodość, oby nie szybciej, a posiadane
przez was pieniądze już okazały się bańką mydlaną, wydmuszką reklamy
pomieszanej z polityczną propagandą, grą komputerową. A nadchodzące
nieubłaganie choroby nie są wirtualne. Kiedy trochę boli, można dać się
omamić reklamom leków przeciwbólowych, które ze względu na zło, jakie
wyrządzają powinny być natychmiast zakazane. Kiedy ból nie ustępuje,
kiedy staje się nie do zniesienia, kiedy nie można się poruszać, jeść,
trawić, widzieć, słyszeć, myśleć, trzeba szukać pomocy. Właśnie,
myśleć. Już teraz powinni szukać pomocy ci, którzy nie potrafią myśleć
racjonalnie i z dziecięcą naiwnością sięgają swoją wyobraźnią najdalej
do prezentów pod choinką, ferii i wakacji.
Moi drodzy! To, że reklamodawcy narzucają wam wizję świata w rodzaju
dziecięcych marzeń, narzucają wam dziecięcą logikę brania kredytów w
rodzaju “kiedy pożyczę na zabawki, będzie mi wesoło, a o spłatę martwią
się tylko ponuraki”, nie oznacza, że nadal jesteście dziećmi. Kto nie
wierzy, niech założy krótkie spodenki i pogaworzy z komornikiem.
To samo ze zdrowiem. Nawet jeśli dzisiaj czujecie się świetnie, jutro
możecie leżeć na OIOMie, albo usłyszeć, że wasz ojciec ma zawał, matka
wylew, czy dziecko białaczkę. Szok, tak – szok. Pozbieracie myśli,
dostosujecie się jakoś do nowej sytuacji i czekacie na szybką i
skuteczną pomoc. A ta nie nadchodzi. Co najwyżej ktoś wam, albo waszym
najbliższym, wręczy przywieszkę z napisem ZGON, z pustymi kratkami, tak
na wszelki wypadek, gdyby czas dojazdu do najbliższego szpitala, w
którym jeszcze ktoś pracuje, przekroczył wytrzymałość chorego. Czy nie
widzicie co z nami wyprawiają? Czy nie domyślacie się, jaki los nam
gotują?
I jeszcze jedno. Porównywanie etyki dygnitarzy odpowiedzialnych za
ochronę zdrowia w Polsce i w krajach Trzeciego Świata uwłacza tym
ostatnim. Tam ludziom nawet najuboższym żaden polityk nie ośmieliłby
się urągać prosto w twarz.
7. listopada 2008
Duża medycyna, medycyna prewencyjna, im bardziej zaniedbana, tym
bardziej głośno daje o sobie znać. Jej znaczenia nie doceniają zwykle
niedopieczeni politycy, którym się wydaje, że przez okres sprawowania
władzy nie potkną się o skutki własnej arogancji i ignorancji. Ludzie
narażeni na agresję tych polityków muszą się bronić, wykorzystując
twarde fakty. Oto one.
W latach 2000 – 2006 stwierdzono w Polsce 32 941 chorób zawodowych.
Ponad połowa z nich dotyczyła pracowników zaliczonych do dwóch sekcji
Polskiej Klasyfikacji Działalności PKD – Przetwórstwo Przemysłowe i
Edukacja. W Przetwórstwie Przemysłowym stwierdzono 8 598 chorób
zawodowych, w Edukacji 8 229 chorób zawodowych, co stanowi odpowiednio
26 i 25% wszystkich chorób zawodowych stwierdzonych w latach 2000 -2006.
Spośród 3 129 wszystkich chorób zawodowych stwierdzonych w roku 2006 na
pierwszym miejscu znalazły się przewlekłe choroby narządu głosu
spowodowane nadmiernym wysiłkiem głosowym – 762 przypadki. Miejsce
drugie zajęły pylice płuc – 667 przypadków. Współczynnik chorób
zawodowych stwierdzonych na 100 000 zatrudnionych w roku 2006 ogółem
wynosił 32,8. Ten sam współczynnik był najwyższy dla grupy przewlekłe
choroby narządu głosu spowodowane nadmiernym wysiłkiem głosowym – 8
przypadków na 100 000 zatrudnionych i grupy pylice płuc – 7 przypadków
na 100 000 zatrudnionych.
Jak wynika z materiału pod nazwą STAN SANITARNY KRAJU 2007
opublikowanego przez Główny Inspektorat Sanitarny w wyniku
przeprowadzonych w 2007 roku postępowań wyjaśniających, organy
Państwowej Inspekcji Sanitarnej wydały 3 293 decyzje o stwierdzeniu
choroby zawodowej oraz 3 875 decyzji o braku podstaw do stwierdzenia
choroby zawodowej. Uwzględniając postępowanie odwoławcze, w wyniku
uprawomocnienia się decyzji o stwierdzeniu choroby zawodowej w 2007
roku stwierdzono 3 276 chorób zawodowych. Liczba stwierdzonych chorób
zawodowych w porównaniu do roku 2006 r. uległa zwiększeniu o 147
przypadków. Wśród stwierdzonych w 2007 r. chorób zawodowych dominowały
przede wszystkim: przewlekłe choroby narządu głosu, spowodowane
nadmiernym wysiłkiem głosowym, trwającym co najmniej 15 lat – 796
przypadków (w 2006 r. – po korekcie 760) i pylice płuc – 700 przypadków
(w 2006 r. – 667).
Postępowanie administracyjne w sprawie występowania chorób zawodowych
prowadzi Państwowa Inspekcja Sanitarna, realizując zadania dotyczące
nadzoru nad warunkami pracy. W toku postępowania właściwy państwowy
inspektor sanitarny wydaje imienną decyzję o stwierdzeniu choroby
zawodowej, bądź o braku podstaw do stwierdzenia choroby zawodowej. Do
celów ustalenia orzeczenia w sprawie rozpoznania choroby zawodowej
przez uprawnione placówki medyczne, pracownicy Państwowej Inspekcji
Sanitarnej sporządzają oceny narażenia zawodowego u pracowników
występujących o stwierdzenie choroby zawodowej, w oparciu o informacje
dotyczące całkowitego przebiegu zatrudnienia w narażeniu na czynnik
szkodliwy dla zdrowia, który może być przyczyną zaistnienia choroby
zawodowej, bądź też w związku ze sposobem wykonywania pracy (nadmierny
wysiłek głosowy, nadmierne przeciążenie układu ruchu itd.).
Szczegółowe dane dotyczące stwierdzonych chorób zawodowych opracowywane
są przez Instytut Medycyny Pracy w Łodzi w ramach Centralnego Rejestru
Chorób Zawodowych. Rejestr prowadzi Zakład Epidemiologii Środowiskowej
Celem Rejestru jest zbieranie i przetwarzanie danych dotyczących
stwierdzonych chorób zawodowych oraz analiza epidemiologiczna sytuacji
w tym zakresie. Dokumentem źródłowym jest “Karta stwierdzenia choroby
zawodowej”, wypełniana i przesyłana do Instytutu Medycyny Pracy przez
państwowych wojewódzkich inspektorów sanitarnych, po uprawomocnieniu
się decyzji o stwierdzeniu choroby zawodowej.
Jak podaje Instytut Medycyny Pracy w Łodzi aktualnie w Rejestrze
zgromadzonych jest ponad 298 000 przypadków chorób zawodowych.. Od 2003
roku polskie dane o chorobach zawodowych zostały włączone do statystyki
europejskiej i corocznie przesyłane są do EUROSTAT-u zgodnie z
obowiązującą w tym systemie metodyką opracowania danych.
Corocznie wydawane jest opracowanie “Choroby zawodowe w Polsce …”
autorstwa zespołu, którym kieruje pani prof. .Neonila
Szeszenia-Dąbrowska, zawierające aktualne dane o zapadalności z
uwzględnieniem jednostek chorobowych, rodzaju działalności (wg Polskiej
Klasyfikacji Działalności), województw, płci). W roku 2007 ukazała się
też publikacja “Choroby zawodowe w Polsce – statystyka i
epidemiologia”, która jest pierwszym w Polsce zwartym wydawnictwem
zawierającym dane statystyczne dotyczące zapadalności na choroby
zawodowe od 1971 roku, tj. od rozpoczęcia gromadzenia danych przez
Instytut Medycyny Pracy w Łodzi do 2005 roku. W opracowaniu podjęto
próbę określenia czynników wpływających na występowanie chorób
zawodowych wraz ze wskazaniem ich wpływu na kształtowanie się
zapadalności na choroby zawodowe w różnych okresach. Zamieszczono także
akty prawne zawierające listy chorób zawodowych od roku 1928 do roku
2002, tj. poczynając od pierwszej od odzyskania niepodległości do listy
aktualnie obowiązującej.
14. listopada 2008
Tak w przeszłości, jak i za naszego życia, najwyższa realna siła dawała
o sobie znać niezliczoną ilość razy, na miarę biblijną wprost ingerując
w życie pojedynczych osób, losy rodzin i historię całego narodu.
Stworzeni na wzór i podobieństwo najwyższej realnej siły jesteśmy przez
nią taktowani jak równoprawni partnerzy, z pełnym szacunkiem dla naszej
wolności. Obdarowanie pełnią wolności własnego stworzenia oraz
wyrozumiałość i miłosierdzie okazywane własnemu stworzeniu dowodzą, że
najwyższa realna siła to uosobione Dobro. Jednak wolność to wolny
wybór. Aby wolny wybór mógł być dokonany, konieczne jest
zagwarantowanie wybierającym dostępu do konkurencyjnej oferty. Tu
pojawia się kolejny dowód na potęgę uosobionego Dobra. Najwyższa Realna
Siła pozwala na istnienie innej realnej siły, siły uosobionego Zła. Ta
to już nie przebiera w środkach walki konkurencyjnej. “Śmieszy, tumani,
przestrasza” według słów, którymi posłużył się nasz wieszcz, opisując
sztuczki człowieka, który świadomie, za realne korzyści, zgodził się na
współpracę z uosobionym Złem. Balladę PANI TWARDOWSKA Adam Mickiewicz
kończy happy end. Ten, który za konkretne korzyści sprzedał duszę
diabłu, na jakiś czas wyłgał się od odpowiedzialności za dane słowo i
uratował własną skórę. Ale nie wiemy, jakie straty ponieśli ci, których
pan Twardowski, sygnatariusz paktu z diabłem, rozśmieszył, otumanił i
przestraszył.
Wiemy za to, jakie straty ponieśliśmy my, których nie bajkowi a
prawdziwi Twardowscy rozśmieszali, tumanili i straszyli w przeszłości i
czynią to nadal.
Dr Beniamin Spock, amerykański pediatra, dał światu dzieło p. t. BABY
AND CHILD CARE, wydane także po polsku pod tytułem DZIECKO PIELEGNACJA
I WYCHOWANIE. W pierwszym wydaniu z 1946 r. tak skutecznie wyłożył
racje bezstressowego wychowywania dzieci, że stał się duchowym ojcem
wychowanych bezstressowo “pokoleń Spocka” należących do powojennego
wyżu demograficznego, a nawet ich dzieci i wnuków. Już po dziesięciu
latach w liście do czytelników drugiego wydania z 1957 r. dr Spock
przyznał, że wychowanie bezstressowe może przynieść więcej strat niż
korzyści i przedstawił bardziej zrównoważone poglądy, niż te które
przez dekady druzgotały i nadal niszczą życie milionów, jeśli nie
miliardów ludzi na całym świecie.
Kolejny guru na skalę globalną, tym razem w dziedzinie ekonomii, twórca
właśnie rozpadającego się na naszych oczach światowego systemu
finansowego – Alan Greenspan podczas przesłuchania przed Kongresem USA
24. października 2008 r. przyznał, że to jego błędy mogły przyczynić
się do kryzysu finansowego pożerającego pieniężne podstawy naszej
teraźniejszości i przyszłości. “Wolny rynek załamał się. To mnie
zaszokowało. Do dziś nie mogę zrozumieć, co się stało” – powiedział
Greenspan.
Obydwaj panowie, Spock i Greenspan, działali zapewne w dobrej wierze,
dysponowali specjalistyczną wiedzą, wybitnymi talentami i charyzmą,
Pociągnęli za sobą innych, stali się twarzami ideologii dominujących w
zglobalizowanym świecie, przekonali swoją argumentacją niezliczonych
zwolenników, ale też dorobili się niezliczonych doktrynerów
bezrefleksyjnie powtarzających ich słowa. Ci przekuli głoszone przez
nich idee w obowiązujące prawo i praktykę postępowania w podstawowych
dziedzinach życia publicznego. Miliardy ludzi na świecie mogą na
własnej skórze odczuć skutki realnej siły wyrosłej na glebie
bezstressowego wychowania Spocka i polityki monetarnej Greenspana. W
szerokim zakresie możliwości. Od pobicia przez zatrutych piwem młodych,
którym powiedziano “róbta, co chceta”, po utratę środków utrzymania,
łącznie z emeryturą, w wyniku krachu na giełdzie.
Realną siłą nagminnie i brutalnie posługują się rozliczne
totalitaryzmy poukrywane najczęściej za niezbyt dopasowanymi maskami, a
to dobra ludzkości, a to wyzwolenia uciskanych. Każde pokolenie Polaków
bezradnie zaciskało pięści, stając w obliczu realnej siły. Obce
interesy załatwiane przez mniej lub bardziej jawnych kolaborantów, czy
agentów, za pomocą realnej siły opartej o pierwszą z brzegu
argumentację i oprzyrządowanie prawne zawsze miały na celu ostatecznie
rozwiązać kwestię polską w Polsce. Odebrać Polakom życie i własność,
kiedyś brutalnie, dzisiaj po cichu, krok po kroku, pod przykrywką
jakich wyssanych z palca argumentów i skompromitowanych doktryn, to
pozbyć się problemu rozsadzającego misternie układane konstrukcje
panowania realnej siły uosobionego Zła nad światem.
Dzięki Bogu realna siła tkwi w także w nas. Jeszcze większa w naszej
solidarności. W naszej walce o przeżycie i solidarnym poparciu dla
tych, którzy na pierwszej linii frontu występują w obronie wspólnych
interesów, którzy nie szepczą, kiedy trzeba krzyczeć, którzy nie żałują
groszy, kiedy tracą setki złotych, którzy nie narzekają na zmęczenie,
kiedy zagraża im przedwczesna śmierć.
Realna siła każdego z nas z osobna to moc, z której każdy z nas musi
skorzystać w obronie zdrowia, życia i majątku własnego i własnej
rodziny.
Realna siła nas wszystkich razem to potęga, z której musimy skorzystać
w obronie narodowego dobra – naszej Ojczyzny i każdego z naszych
rodaków.
21. listopada 2008
tylko audio
28. listopada 2008
1. grudnia 2008 r. przypada dwudziesty Światowy Dzień AIDS (1988-2008).
Krajowe Centrum ds. AIDS (ul. Samsonowska 1, 02-829 Warszawa tel.
+48.(022) 331 77 77) informuje, że “materały promocyjne (plakaty,
pocztówki, ulotki, itp.) przygotowane przez World AIDS Campaign, UNAIDS
i Fundację FORDA dostępne są na stronie internetowej. Z materiałów
można korzystać przy przygotowywaniu lokalnych obchodów 20. Światowego
Dnia AIDS oraz przez cały rok, zgodnie z potrzebami małych społeczności
na całym świecie. Wszystkie materiały nie są ograniczone prawami
autorskimi, dlatego można z nich korzystać w sposób nieograniczony.
Autorzy zachęcają do dzielenia się własnymi twórczymi pomysłami
dotyczącymi przygotowania tegorocznej kampanii i nadsyłania ich na
adres: worldaidsday@worldaidscampaign.org . Najciekawsze z nich zostaną
umieszczone na stronie http://www.worldaidscampaign.org/
Materiały dostępne online zostały przygotowane w czterech językach:
angielskim, francuskim, rosyjskim oraz hiszpańskim (plakaty dodatkowo w
języku niemieckim) i są opatrzone wspólnym hasłem: Zatrzymaj AIDS.
Dochowaj obietnicy, przyjętym na lata 2005 – 2010
W 2008 r. materiały podzielono na trzy części tematyczne i opatrzono
następującymi hasłami: LEAD-EMPOWER-DELIVER PROWADŹ-UMOCNIJ-UDOSTĘPNIJ
PROWADŹ (LEAD) W czasie Światowego Dnia AIDS ludzie z całego świata
mobilizują się do rzucenia wyzwania AIDS. Każdy z nas może zostać
przywódcą w walce z AIDS.
UMOCNIJ (EMPOWER) Sukces przeciwstawienia się AIDS zależy od siły
pojedynczych ludzi i całych społeczności, dlatego tak ważne jest, aby
znieść nierówności społeczne i ekonomiczne, a przede wszystkim
niesprawiedliwość, która te nierówności rodzi. Aby dobrze pracować,
ludzie muszą się czuć upoważnieni (umocnieni) do prowadzenia działań.
UDOSTĘPNIJ (DELIVER) Przywódcy (czyli każdy z nas, organizacje, rządy)
wzywani są do znacznego podniesienia globalnego dostępu do programów
profilaktycznych, leczenia, opieki i wsparcia do roku 2010.
Dlaczego właśnie hasła: PROWADŹ-UMOCNIJ-UDOSTĘPNJ? Te słowa klucze
związane są z głównym tematem Światowych Dni AIDS od 2005 r.,
przebiegających pod hasłem: Przywództwo i propagowanych poprzez slogan:
Zatrzymaj AIDS. Dochowaj obietnicy.
Hasło Przywództwo zachęca liderów na wszystkich poziomach do
zatrzymania AIDS. Wychodząc od tematu Odpowiedzialności promowanego w
roku 2006, Przywództwo ukazuje rozbieżność pomiędzy deklarowanymi
zobowiązaniami, które podjęto, aby zatrzymać rozprzestrzenianie się
AIDS, a konkretnymi działaniami wprowadzonymi w życie. Przywództwo
upoważnia każdego z osobna, organizacje i rządy do podjęcia walki z
AIDS.
W roku 2007, na całym świecie zachęcano do przewodzenia w zatrzymaniu
epidemii AIDS. Kampanie przybrały formę marszów, dyskusji, wydarzeń
podnoszących świadomość społeczną i obietnic składanych przez liderów.
Dzięki tym akcjom ludzie zgłosili gotowość do swojego przywództwa,
teraz przyszedł czas na rozliczenie się z konkretnych działań.
Obietnice muszą zostać dotrzymane, a ludzie aby działać efektywnie
muszą czuć się upoważnieni do działania.”
Sprowadzając powyższe szczytne hasła na ziemię, polską ziemię, nie
sposób pominąć coraz to wyższej fali dowodów na prosty fakt, że
nieobecni w debacie publicznej nie mają racji. Nieobecni w debacie
publicznej katolicy też nie mają racji, tylko dlatego, że sami
rezygnują z zabrania głosu w najbardziej nawet istotnych sprawach, w
tym walki z selekcyjną pandemią AIDS. Praktykowanie kanonów wiary
katolickiej w sposób oczywisty zatrzyma AIDS, pod warunkiem, że wobec
katolików nie będzie zastosowana przemoc czy to w sferze publicznej,
czy to indywidualnej. Ergo Światowy Dzień Walki z AIDS należy
wykorzystać do promocji kanonów wiary katolickiej i głośnego
występowania przeciwko przemocy skierowanej przeciwko katolikom, która
to przemoc rozprzestrzenia AIDS w Polsce i na całym świecie.
Na czele faktów o AIDS lansowanych w ramach tegorocznej międzynarodowej
kampanii przeciw AIDS znajdują wyniki najnowszych badań naukowych,
bardzo praktycznie przydatne każdemu, kto zaryzykował zarazić się AIDS.
W ciągu kilku dni od chwili zakażenia u 7 – 9 osób na 10 zakażonych
pojawiają się łącznie trzy objawy, które wprawdzie ustępują po dwóch –
trzech tygodniach, ale zawsze powinny być rozpatrywane jako wskazujące
na zakażenie wirusem wywołującym AIDS. Są to: gorączka, wysypka i silny
ból gardła.
5. grudnia 2008
Polska stała w obliczu zagłady też przed siedemdziesięciu laty. W
innych granicach geograficznych, inni niż dzisiaj Polacy starali się
złożyć z rozproszonych fragmentów mozaikę swojej przyszłości, która już
wkrótce miała utonąć w czerwonej jak krew barwie, choć odróżniającej
się emblematami, totalitarnej przemocy rządzącej u sąsiadów. W roku
1938 w Zamościu, nakładem OO. Redemptorystów, czcionkami Drukarni
Toruńskiej S. A. Toruń, o. Leon Pyżalski, redemptorysta, wydał
niewielką książeczkę p. t. WROGOWIE LUDU. PRAWDZIWI I MNIEMANI.
W Zagajeniu o. Pyżalski pisze:
“Do kogo zwraca się niniejsza książeczka? Do was, bracia, chłopi i
robotnicy, którzy pragniecie się dowiedzieć, kto prawdziwie dobrze wam
życzy, a kto jest waszym wrogiem”
Z perspektywy minionych 17 lat tej działalności oo. redemptorystów w
Polsce i na świecie, której sami byliśmy świadkami, nie może nas
dziwić, że pierwszy rozdział pracy o. Leona Pyżalskiego nosi tytuł “Zła
książka, złe pismo” i zawiera kryteria wartościowania treści w
najbardziej wówczas dostępnych środkach masowego przekazu, na krótko
przed kataklizmem, którego skutki trwają do naszych dni, a ostatnio
zaczęły lawinowo narastać. Jakie czasy, taki język, z czego warto zdać
sobie sprawę, kiedy poprawność polityczna z jednej strony i umyślne
szkodnictwo z drugiej strony paraliżują samoobronę Polaków. Polaków a
nie mieszkańców Polski, jakim to terminem jesteśmy określani przez
sprawujących najwyższe władze panujące w Polsce w roku 2008. Jest to
bardzo niepokojące zważywszy na fakt, że władze wszystkich, ale to
wszystkich, krajów bezwzględnie dbają o interesy swoich narodów a nie
mieszkańców swoich krajów.
Tak pisał przed siedemdziesięciu laty redemptorysta o. Pyżalski:
“Czy rozumne jest hasło “Czytajcie, czytajcie jak najwięcej? “
I tak i nie!
Czytanie głupstw, oszczerstw, kłamstw, brudów i innych bezecności, od
których aż roi się we współczesnym piśmiennictwie, działa jak trucizna
na ducha ludzkiego. Lepiej, stokroć lepiej nie znać abecadła, niż
używać znajomości czytania do karmienia się tym, co podłe…
Hasło nasze zatem powinno brzmieć: “Czytajcie dobre książki i pisma”…
Ba! – powiesz na to. A które książki i pisma są dobre, a które złe?
“przecież każdy wydawca zachwala swoje książki, jako dobre, bardzo
dobre, najlepsze…
Istotnie!.. Ale, ty, bracie, masz zdrowy chłopski rozum, masz sumienie,
masz Boga w sercu. Jeżeli chcesz iść z głosem rozumu i sumienia, to
prawie zawsze doznasz niepokoju, gdy wpadnie ci do rąk książka zła… Jak
bez trudności odróżnia się w życiu cnotę od występku, miłość od
nienawiści, czystość od brudu, tak i wśród czytania człowiek dobrej
woli spostrzega się, czy książka zachęca go do dobrego czy złego”
Pamiętamy, że tuż przed wojną nawet radio należało do rzadkości. Jakie
byłyby refleksje o. Pyżalskiego nad przekazem, którym nadawcy telewizji
atakują nawet małe dzieci? Dalej czytamy:
“Powiadasz, że między pismami i książkami zakazanymi jest wiele bardzo
ciekawych…
Oczywiście…to co zakazane , zawsze wydaje się bardzo ciekawe.
Tymczasem złe wydawnictwa nie są tak ciekawe jak sądzisz. ..
Najczęściej powtarzają one w kółko te same bzdury i niedorzeczności,
które już po niezliczone razy zostały zbite, odrzucone i napiętnowane
przez ludzi mądrych i dobrą ożywionych wolą.
Trochę ciekawe bywają złe książki i pisma dlatego, że często używają
języka podłego, chamskiego…Wyzywają i bezczeszczą najordynarniejszymi
wyrazami wszystko i wszystkich, którzy im są niemili i niewygodni. Ty,
bracie, chyba nie jesteś z liczby takich, co to się lubują we wszelakim
chamstwie…”
I dalej tak pisze redemptorysta w 1938 roku:
” A czy to nie jest również ważną rzeczą, że kupując jakiekolwiek pismo
złe, popierasz takowe materialnie?.. Jeżeli mało kto będzie nabywał
takie wydawnictwa, przestaną one wychodzić i zatruwać dusze. Niestety,
wielka liczba ludzi dobrej woli nieopatrznie groszem swoim podtrzymuje
złe pisma i książki. .. A przecież za to na sądzie Bożym odpowiadać
będą.”
” A już w żadnym razie nie czytaj wydawnictw rozrzucanych po świecie
prze nieprzyjaciół Boga, religii i Kościoła świętego. Kto sam żyje bez
Boga, nie może tego znieść, że inni Boga mają w sercu. Więc każdy
bezbożnik pismami swymi usiłuje innych oderwać od Boga.
Kto w duszy ma nienawiść do rzeczy Boskich, ten prawie w każdym piśmie
swoim ów jad szatański będzie wyrzucał na zewnątrz, zarażając innych.
Kto zrzucił z siebie jarzmo moralności chrześcijańskiej i żyje jak
bydlę, ten błotem i cuchnącą zgnilizną bryzga na wszystkie strony, by
wszyscy wokoło stali się do niego podobni.
Trzymaj się zatem, bracie drogi, z dala od wszelkich książek i
czasopism, jakie wydają zdecydowani bezbożnicy, wolnomyśliciele,
komuniści, socjaliści, rozmaici niby to obrońcy ludu, którzy dawno
pożegnali się z wszelką religijnością.
Choćby nie zawsze i nie w każdym słowie rzucali się na wiarę i Kościół,
Nie ufaj im! Udawać oni umieją ludzi szlachetnych i niewinne baranki,
lec pozyskawszy twe zaufanie, wstrzykiwać ci będą coraz silniejszymi
dawkami jad obojętności religijnej, a w końcu i nienawiści ku
wszystkiemu, co Boże… Pod ich wpływem pozostając ani się nie
spostrzeżesz, jak staniesz się bezbożnikiem.
Tak, to pewne!
Najstraszniejszym wrogiem twego szczęścia doczesnego i wiecznego jest
zła książka i złe pismo!
Wydawnictwo odwracające cię od religii jest twoim szatanem.
Więc bardziej niż zarazy i śmierci, wystrzegaj się złego czytania!”
Wprost i bez owijania w bawełnę głosił prawdę dzielny redemptorysta
także przed siedemdziesięciu laty.
12. grudnia 2008
Podłożenie Irlandii świni nafaszerowanej dioksynami dziwnym trafem
ujawniono z wycyzelowanym opóźnieniem nie tylko po to, aby obrzydzić
ludziom Święta Bożego Narodzenia, do czego chrześcijanie zdążyli się
już chyba przyzwyczaić, ale i by rzucić na kolana niepokornych
Irlandczyków. Nie dość, że nie chcą zrezygnować z suwerenności, to
jeszcze trują całą Europę. Kto z telewizyjnych przekazów pamięta widok
potwornie uszkodzonej skóry twarzy kandydata na prezydenta Ukrainy, ten
dokładnie wie, czego można się spodziewać po spożyciu dioksyn zawartych
w jednym tylko talerzu zupy.
No cóż. Żyjemy w kraju, w którym z ekranów telewizji publicznej, a więc
i misyjnej, płynie przekaz reklamowy o tym, jak to za jedyne 99 złotych
pozbyć się można metali ciężkich, wirusów, bakterii, a nawet pasożytów,
przyklejając na noc uzdrowicielskie plastry do stóp. Budzimy się rano,
a tu na prześcieradle kłębi się 10 metrów tasiemca. Oby tylko nie był
uzbrojony! Reklama nie wspomina jednak o zdolności plastrów do
wyciągania dioksyn z organizmu człowieka. Nic więc dziwnego, że na trop
irlandzkich boczków i pasztetów rzucono wszystkie siły gwarantujące nam
bezpieczeństwo żywności. Skoro nie można leczyć, plastrami –
oczywiście, to trzeba zapobiegać. Sprawnie przeprowadzona akcja pod
kryptonimem “Irlandzka świnia”, a bo to zatruta dioksynami, a bo nie
chce do chlewa, w którym usłyszy “du Schweine”, wykazała przede
wszystkim ogrom importu mięsa zalewającego polski rynek z kierunków,
jak zwykle nieprzewidywalnych. Nie od dzisiaj wiadomo, że kawałek
mięsa, nawet półtusza, zdjęcia w paszporcie nie ma i identyfikacja
kraju pochodzenia jest co najwyżej kwestią wiary w mniej lub bardziej
prawdziwe dokumenty. Oczywiście im bliższe związki importera ze
służbami kontrolnymi, tym łatwiej służbom uwierzyć w dokumenty na
odległość cuchnące fałszerstwem. Biorąc pod uwagę monopol znanej grupy
polityczno – biznesowej na zyskowny obrót płodami rolnymi, od jej
członków należy uzyskiwać informacje, za pomocą wywiadów prasowych lub
przesłuchań, skąd pochodzi i jaka jest żywność lądująca na naszych
stołach. Kupić tanio, sprzedać drogo, odpalić za kryszę, a czysty zysk
zainwestować mądrze i bezśladowo, to rutyna o wieloletniej, niczym
niezakłóconej tradycji. A tanio można kupić produkt
niepełnowartościowy, a najtaniej – szkodliwy dla zdrowia konsumentów.
Tu jest największy zysk. Wystarczy przypomnieć dokonany w minionej
dekadzie import do Polski prionów wywołujący u ludzi nowy wariant
choroby Creutzfeldta – Jakoba , a u bydła tzw. chorobę szalonych krów.
Do 1986 r., zanim odkryto, że krowy chorują na BSE, na spożycie przez
ludzi w Wlk. Brytanii przeznaczono 54 000, a do 1989 r. – 446 000 sztuk
bydła dotkniętego BSE. Dopiero w 1989 r. specjalnie powołany komitet
doradczy rządu Wlk. Brytanii zalecił wycofać ze sprzedaży mózg,
śledzionę, grasicę, migdałki i jelita oraz nakazał spalenie lub
zakopanie zwłok zwierząt chorych na BSE. Jednak nakazy nie były ściśle
egzekwowane, więc przyjmuje się, że w latach 1989-1995 aż 282 000 sztuk
zakażonego bydła zostało przeznaczonych do spożycia przez ludzi. Ogółem
uważa się, że zakażonych BSE było 3-5% zwierząt, które weszły do
łańcucha pokarmowego człowieka. Zaraza mogła szerzyć się bez przeszkód
nie tylko w ramach jednolitego wspólnego rynku europejskiego, lecz
także poza nim. Oto w latach 1993-1994 z obszaru Unii Europejskiej
pozbyto się 710 000 ton zapasów wołowiny, oferując ją po konkurencyjnej
cenie 0,8-0,9 dolara za kilogram. Na tej ofercie zarobiły też firmy
importujące mięso do Polski. Tylko w 1994 r. sprowadzono do nas około
25 tys. ton wołowiny i 22 tys. ton (licząc w wadze mięsa) żywca
wołowego, co stanowiło ok. 10% krajowej produkcji wołowiny i miało – w
opinii polskiego resortu rolnictwa – zrównoważyć spadek produkcji
krajowej. Według ministerstwa rolnictwa, w latach 1994-1999 do Polski
przywieziono 30 000 krów z krajów, w których stwierdzono BSE. Dopiero z
początkiem 2000 r. władze wprowadziły zakaz importu bydła, mięsa,
przetworów, jelit, a także mączki mięsnej z krajów, w których występuje
BSE.
Wracając do dioksyn należy przypomnieć ich definicję. Zgodnie z
Rozporządzeniem Komisji (WE)Nr 199/2006 z dnia 3 lutego 2006 r.
zmieniającym rozporządzenie (WE) nr 466/2001 ustalającym najwyższe
dopuszczalne poziomy dla niektórych zanieczyszczeń w środkach
spożywczych w odniesieniu do dioksyn i dioksynopodobnych PCB, Temin
“dioksyny” obejmuje grupę 75 polichlorowanych dibenzo-p-dioksyn
(“PCDD”) oraz grupę 135 polichlorowanych dibenzofuranów (“PCDF”), z
których 17 ma działanie toksyczne. Polichlorowane bifenyle (“PCB”)
stanowią grupę 209 różnych kongenerów, które mogą być podzielone, ze
względu na swoje właściwości toksykologiczne, na dwie grupy: niewielka
ich liczba wykazuje własności toksykologiczne podobne do dioksyn i
dlatego są one nazywane “dioksynopodobnymi PCB”. Większość z nich nie
wykazuje toksyczności “dioksynopodobnej”, lecz ma inny profil
toksykologiczny. Każdy kongener dioksyn lub dioksynopodobnych PCB
prezentuje inny poziom toksyczności. Aby móc podsumować toksyczność
tych różnych kongenerów, w celu ułatwienia oceny ryzyka i kontroli
regulacyjnej wprowadzona została koncepcja współczynników równoważności
toksycznej (“TEF”). Oznacza to, że wyniki analizy odnoszące się do
poszczególnych kongenerów dioksyn i dioksynopodobnych PCB są wyrażone w
postaci jednej jednostki wartościującej: “Równoważnik toksyczny TCDD”
(“TEQ”). W 2001 r. Komitet Naukowy ds. Żywności (SCF) wydał opinię w
sprawie oceny ryzyka dioksyn i dioksynopodobnych PCB w żywności,
aktualizując swoją opinię w tej sprawie z 2000 r. w oparciu o nowe
informacje naukowe dostępne od czasu wydania poprzedniej opinii. SCF
ustalił dopuszczalną tygodniową dawkę (“TWI”) dla dioksyn i
dioksynopodobnych PCB na 14 pg WHOTEQ/ kg masy ciała. Szacunki
dotyczące narażenia wskazują, że u znacznej części populacji Wspólnoty
w pokarmie przekraczana jest dopuszczalna tygodniowa dawka. Dla pewnych
grup ludności w niektórych krajach ryzyko może być większe ze względu
na szczególne nawyki jedzeniowe.
W moim, od dawna głoszonym, przekonaniu w warunkach naszego kraju
głównym źródłem zagrożenia ludzi dioksynami, obok przemysłowych źródeł
skażenia powietrza, jest spalanie śmieci w domach. Latem z wielu
kominów wydobywa się ledwo widoczna smużka. Za to zimą, zwłaszcza w
nocy, wąwozy ulic, kotlinki i doliny zapełnia dym. Drobny pył ląduje na
łąkach, polach i stawach. Jest głównym nośnikiem kancero- i
teratogennych dioksyn. Wypasane w okolicy kurki, świnki, czy krówki a
także karpie z pobliskiej sadzawki odkładają dioksyny w swoim tłuszczu.
Odkładają je dla nas – konsumentów. Wytyczne Unii Europejskiej z lipca
2004 przewidują wstrzymanie produkcji mleka, jaj, mięsa i ryb w
gospodarstwie, z którego pochodzą skażone dioksynami produkty, ich
zniszczenie lub odpowiednie przetworzenie (np. odtłuszczenie) w
przypadku mleka.
19. grudnia 2008
Jakże polski to symbol wszelkiego wyobrażalnego dobra. Jakże niepolskie
jego pochodzenie. Powściągliwie umiarkowane O Tannenbaum, o Tannenbaum,
wie gruen sind deine Blaetter opuściło domy chrześcijańskich przybyszów
z Zachodu, aby pięknie rozkwitnąć żywiołem kolęd rozpoznawanych jako
kwintesencja polskiej tradycji. Tak polskiej jak polskość dwóch braci
Goetlów, których ojciec, Niemiec, pisał się przez dwa t – Goettel.
Ferdynand Goetel w latach 1926-1933 był prezesem polskiego PEN Clubu, a
później, do wybuchu wojny, prezesem Związku Zawodowego Literatów
Polskich. Podczas obrony Warszawy we wrześniu 1939 r. był kierownikiem
sekcji propagandy Obywatelskiego Komitetu Pomocy Ludności Warszawy.
Sławne przemówienia radiowe prezydenta bohaterskiej Warszawy Stefana
Starzyńskiego wyszły spod pióra Ferdynanda Goetla. Od 5 lat prochy
pisarza spoczywają na Cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku w
Zakopanem. Jego brat, Walery Goetel był wielkim polskim geologiem,
ekologiem i paleontologiem. W 1965 r. wprowadził termin sozologia.
Sozologia jest nauką o czynnej ochronie środowiska naturalnego, zajmuje
się przyczynami i następstwami niekorzystnych zmian w strukturze i
funkcjonowaniu układów przyrodniczych, zwłaszcza zmian wynikających z
rozwoju cywilizacji oraz sposobami zapobiegania im i łagodzenia ich
skutków. Sozologia poszukuje skutecznych sposobów zapobiegania
degradacji środowiska, w zakresie środowiska wodnego zajmuje się jego
ochroną przed zanieczyszczeniem, eutrofizacją i degradacją wód. W
ramach sozologii są opracowywane praktyczne metody działania
zmierzające do zapobiegania lub łagodzenia skutków niekorzystnych zmian
środowiska. Sozologia jest nauką interdyscyplinarną, związaną z
ekologią, geologią i geografią, wykorzystuje wiedzę z różnych nauk
technicznych, ekonomicznych, humanistycznych i medycznych. W ramach
nauk medycznych do sozologii można zaliczyć medycynę zajmującą się
wpływem środowiska zamieszkania, nauki, pracy i wypoczynku na zdrowie
człowieka, przede wszystkim z punktu widzenia noksologii, a więc nauki
o czynnikach szkodliwych dla zdrowia, choć nie tylko.
Bliski członek rodziny obydwu braci Goetlów, bodajże bratanek, zawitał
do gospodarstwa moich dziadków ze strony ojca Mieczysława jako
treuhaender, a więc zarządca w imieniu Trzeciej Rzeszy tych
gospodarstw, które wkrótce po wybuchu wojny jeszcze były pod w rękach
Polaków. Niemiec a pracował i jadł razem z Polakami, a nawet nie chciał
pieniędzy ze sprzedaży płodów rolnych. To są wasze pieniądze, z waszego
gospodarstwa i wam się należą, mówił dziadkowi. W pierwszej fazie
okupacji terenów wcielonych do Rzeszy Polaków wywożono m. in do
Potulic. Przed wywózką uchronił dziadków i ich trzech synów, Niemiec
Gustaw Schlaeihert, ostrzegając na czas przed zagrożeniem…
Kiedy nadejdzie czas kolędowania i popłynie Stille Nacht, Heilige Nacht
czy to w wersji polskiej, czy angielskiej, warto wesprzeć serdeczną
myślą Ojca Świętego Benedykta XVI w jego wysiłkach na rzecz wspólnego
dobra w naszej części świata.
ROK 2009
2. stycznia 2009
Ludzi boli kiedy tracą dom, pracę, szpital, transport. Bezdomni,
bezrobotni, pozbawieni dostępu do opieki lekarskiej i jakiegokolwiek
środka komunikacji ludzie czują się nieszczęśliwi i oszukani. Oszukani
przez tych, których rozpromienione twarze opowiadają o dobrobycie, jaki
potrafili zapewnić swoim wyborcom. Jest się czym pochwalić. Na polu
międzynarodowym same sukcesy. Sukcesy na miarę San Domingo. Albo
niechybnej nominacji na sekretarza Generalnego ONZ, która wszakże
skończyła się na stołku zgoła mniej uniwersalnym, bo zdefiniowanym
etnicznie, jak to się określa we współczesnej nowomowie. Albo światowej
promocji kolejnych miast, których mieszkańcy nie pytani o sensowność
fanaberii swoich prezydentów, spokojnie, bez protestu składają się na
rosnące koszty zagranicznych wojaży prezydenckich dworów z jednej
strony i utrzymania miejskich spółek zaopatrujących w wodę,
odprowadzających ścieki i zapewniających komunikację z drugiej strony.
Mieszkańcy dużych miast potrafią być hojni. Zapłacą miejscowe podatki,
pogodzą się z zaporową ceną wody i nie pytają o nic. W oczekiwaniu
jeszcze wyższych podatków, w tym katastralnego, oszczędzają pieniądze,
rzadziej się kąpiąc. Po co się zresztą myć, kiedy w centrum miasta
rządzonego przez najbardziej ambitnego prezydenta można potknąć się o
zwały śmieci i to wcale nie po największej w świecie imprezie, ale na
co dzień. Brudne ciało mieszkańca, którego nie stać na kąpiel, dobrze
się komponuje z brudem komunalnym. Bezdomni, bezrobotni, pozbawieni
dostępu do opieki lekarskiej i jakiegokolwiek środka komunikacji już
wiedzą co oznaczają piękne słówka polityków. Pozostali podskakują w
rytm kakofonii z ryczących głośników. Jest im dobrze.
Ulubiona muzyka
znieczula, wyzwala z potrzeby myślenia. Zwłaszcza myślenia o
przyszłości.
W ciepłej atmosferze Świąt Bożego Narodzenia w kolejce do osiedlowego
warzywniaka zasłabł starszy pan. Upadł dwukrotnie. Nikt z kolejki nie
podszedł. No bo wszyscy mieli ręce zajęte siatkami. Starszy pan stanął
na nogi i przewrócił się ponownie. Tym razem uderzył głową w twardy
przedmiot. Kiedy przyjechało pogotowie ratunkowe, usłyszał, że nic mu
nie jest, że może iść do domu. A to, że trzykrotnie upadł? Ależ to
zwykły przypadek. Taki zbieg okoliczności. Kto i jak wychowuje ludzi,
których przeżarło okrucieństwo tzw. znieczulicy? Kto i czego uczy ludzi
pracujących w pogotowiu ratunkowym? Kto szczuje ludzi na ludzi? Kto
obrzuca oszczerstwami i insynuacjami tych, którzy dowiedli, że potrafią
bezinteresownie służyć innym i wychowywać, i nie oglądać się na własne
korzyści? Kto podkopuje sprawdzone autorytety po to, aby je zastąpić
lobbistami opłacanymi za demontaż służącego Polakom państwa, a nawet
dobiera się do naszych zasobów naturalnych, takich jak zasoby energii
geotermalnej, po to, aby umożliwić sprzedaż technologii elektrownii
atomowych, importować uran, a także doprowadzić do zamknięcia polskich
kopalni? Kto? Wiadomo, politycy. Oby rok 2009 był rokiem sądnym dla
polskich polityków.
9. stycznia 2009
tylko audio
23. stycznia 2009
Majestat śmierci przytłacza.
Nieodwracalność czyni z niej zdarzenie bezdyskusyjne co do faktu
zaistnienia. We współczesnym świecie totalnego ograniczenia
świadomości, powszechnego zamroczenia propagandą i reklamą,
stwierdzenie znamion śmierci pewnych pozwala rozpoznać śmierć
biologiczną, czyli ustanie wszelkich procesów życiowych komórek. Reszta
prawdy o człowieku jest przedmiotem zażartych sporów wspieranych
stronniczymi opiniami opisującymi jeden i ten sam fakt w skrajnie
odmienny sposób co do jego charakterystycznych cech, przyczyn i
kutków. Jedno jest pewne: człowiek nie żyje. Reszta jest kwesti
domysłów popartych mniej lub bardziej wiarygodnymi dowodami. A które to
dowody są wiarygodne? Ktoś przecież musi je za takie uznać lub je
odrzucić. Policjant, prokurator, sędzia, aby mógł wypełniać swoją rolę
w społeczeństwie musi być przede wszystkim bezstronny. Jeżeli jest
stronniczy, to lepiej żeby go w ogóle nie było. Zajmując pozycję
niezbędną w siatce społecznych współzależności stwarza pozór, że
potrafi odróżnić sprawcę od ofiary, że dostrzega granicę pomiędzy
dobrem a złem, że wie co to znaczy dobro wyższe na tle kłębowiska
interesów poszczególnych osób, ugrupowań i przestępczych szajek.
Dysponując oddaną mu do dyspozycji siłą państwa, w tym brutalną siłą
środków przymusu, policjant, prokurator i sędzia ponosi
odpowiedzialność proporcjonalną do posiadanych uprawnień za to co
zrobił, jak co zrobił i czego nie zrobił. Uprawnień do wyłamania komuś
drzwi, wykręcenia rąk, wsadzenia za kraty na parę lat bez wyroku, czy
też po uprawomocnionym wyroku, sponiewierania fizycznego i
psychicznego, odebrania zdrowia, dobrego imienia i majątku nie ma nikt
inny jak tylko policjant, prokurator i sędzia. Tym większa jego chwała
za wykorzystanie tych uprawnień do walki z przestępcami, tym większa
jego hańba za wykorzystanie tych uprawnień do walki politycznej lub
handlowej poprzez jawne lub niejawne opowiedzenie się po jednej ze
stron konfliktu.
Nagłośniona śmierć jednego człowieka przyniosła dymisje dygnitarzy w
resorcie sprawiedliwości, cicha śmierć każdej z ofiar ruiny systemu
ochrony zdrowia w Polsce jest traktowana marginalnie. Nawet po śmierci
ludzie nie są traktowani na zasadzie równości. Z jednej strony
polityczne trzęsienie po śmierci mordercy, z drugiej – martwa cisza nad
gwałtownie rozszerzającym się cmentarzyskiem ofiar braku dostępu do
lekarza i leczenia.
Wśród osób, które nie mogą doczekać się skutecznej interwencji
leczniczej są też zagrażający zdrowiu i życiu innych ludzi. Nosiciele,
podejrzani o zakażenie, podejrzani o chorobę zakaźną i chorzy na
chorobę zakaźną stanowią narastającą masę ludzi zagrażających zdrowiu i
życiu innych co najmniej tak długo jak długo trwa ich stan niewiedzy o
własnym zdrowiu i sposobach zabezpieczania innych przed zakażeniem.
Brak dostępu do lekarza i skutecznego leczenia oznacza, że ich
nieszczęście będzie przeniesione na innych ludzi.
Kolejna narastająca masa ludzi, którzy bez skutecznej interwencji
leczniczej mogą zagrażać zdrowiu i życiu innych osób, to cierpiący na
niektóre zaburzenia psychiczne. Albo są już zdiagnozowani i skutecznie
leczeni, albo też w fazie rozwoju choroby, niezdiagnozowani, albo
nieleczeni skutecznie. Art. 31 Kodeksu karnego uwalnia osoby
niepoczytalne od odpowiedzialności karnej: “§1 Nie popełnia
przestępstwa, kto, z powodu choroby psychicznej, upośledzenia
umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych, nie mógł w
czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim
postępowaniem. §2 Jeżeli w czasie popełnienia przestępstwa zdolność
rozpoznania znaczenia czynu lub kierowania postępowaniem była w
znacznym stopniu ograniczona, sąd może zastosować nadzwyczajne
złagodzenie kary. §3 Przepisów §1 i 2 nie stosuje się, gdy sprawca
wprawił się w stan nietrzeźwości lub odurzenia powodujący wyłączenie
lub ograniczenie poczytalności, które przewidywał albo mógł
przewidzieć”.
Na podstawie art. 15 ust. 9 ustawy z dnia 21 maja 1999 r. o broni i
amunicji (Dz. U. z 2004 r. Nr 52, poz. 525 z p. zm.) wydano
Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 23 grudnia 2005 r. w sprawie
wykazu stanów chorobowych i zaburzeń funkcjonowania psychologicznego
wykluczających możliwość wydania pozwolenia na broń i rejestracji broni
(Dz. U. z 2006 r. Nr 2 poz. 14). Oto wykaz stanów chorobowych i
zaburzeń funkcjonowania psychologicznego wykluczających możliwość
wydania pozwolenia na broń i rejestracji broni:
1) organiczne zaburzenia psychiczne włącznie z zespołami objawowymi;
2) zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane używaniem
substancji psychoaktywnych, z wyłączeniem palenia tytoniu;
3) schizofrenia, zaburzenia typu schizofrenii (schizotypowe) i
urojeniowe;
4) zaburzenia nastroju (afektywne);
5) zaburzenia nerwicowe lękowe, obsesyjno-kompulsyjne, dysocjacyjne,
pod postacią somatyczną;
6) przewlekająca się reakcja na ciężki stres i zaburzenia adaptacyjne;
7) przewlekłe zaburzenia behawioralne związane z zaburzeniami
fizjologicznymi i czynnikami fizycznymi z wyłączeniem dysfunkcji
seksualnych niespowodowanych zaburzeniem organicznym ani chorobą
somatyczną;
8) zaburzenia osobowości;
9) zaburzenia nawyków i popędów;
10) zaburzenia preferencji seksualnych (transwestytyzm fetyszystyczny,
ekshibicjonizm, oglądactwo, pedofilia, sadomasochizm);
11) upośledzenie umysłowe;
12) całościowe zaburzenia rozwojowe;
13) zaburzenia zachowania i emocji rozpoczynające się zwykle w
dzieciństwie i wieku młodzieńczym.
Odcięcie dostępu do leczenia i równoczesne otwarcie dostępu do broni
palnej to wyraźne przesłanie: wystrzelajcie się sami.
6. lutego 2009
Przełom może przynieść oczyszczenie.
Brudy, nawet te najlżejsze, nie pokonają przełomu, osiądą w górnym
nurcie rzeki, pozostaną w jej przeszłości. W przyszłość popłynie tylko
czysta woda.
Mamy prawo sądzić, że żyjemy w czasach przełomu. I to pomimo
nieustępliwej agresji skierowanej na nasz kraj, której coraz to
bardziej oczywistym dla każdego celem jest wywłaszczenie Polaków i
pozbycie się nas z zajmowanego przez nas terytorium.
Jakże żałośnie nieporadne były wcześniejsze pomysły strasznych Fryców,
Bismarka, Hitlera, carów, Lenina i Stalina. Teraz to już nie oprawcy w
obcych mundurach, wypędzają z domu, rugują z własności, strzelają,
wieszają, gazują, zamęczają na śmierć pracą i mrozem. Teraz to już są
bardziej wyszukane metody osiągania tych samych celów bez zbędnego
zamieszania i protestu. Teraz to odbiera się ludziom ochronę zdrowia,
pracę i emeryturę, podnosi do nierealnie wysokiego poziomu stałe koszty
utrzymania i efekt jest dokładnie ten sam, co z zastosowaniem metod
budzących powszechnych sprzeciw z powodu ich jawnej brutalności.
Nikogo już nie dziwi stronnicza argumentacja zastosowana przez
sprawujących władzę w Unii Europejskiej konkurentów polskiego przemysłu
stoczniowego i rybołówstwa. Mają władzę, więc wszelkie wątpliwości
rozstrzygają na swoją korzyść. Jakkolwiek te rozstrzygnięcia te byłyby
niesprawiedliwe i krzywdzące dla milionów ludzi. Milionów ludzi tym
tylko różniących się od innych, rzekomo równouprawnionych, że są
Polakami.
Należy oczekiwać od polskich historyków, tych rzetelnych a nie
sprzedanych za stypendia i granty, że zechcą nagłośnić paralele
przyczyn i skutków wybrania w ramach wolnej elekcji Niemców z dynastii
saskiej na tron polski i objęcia władzy za pomocą sprytnej
socjotechniki przez obecną dziwną ekipę. Być może jest to ostatnia
szansa dotarcia do polskiej młodzieży przez system szkolny nauczania
historii. Jak wiadomo do czyszczenia basenów i strzyżenia psów unijnej
elity znajomość polskiej historii jest Polakom zbędna. Co trzeba
dowiedzą się z polakożerczych kompilacji, a wyzbyci odrobiny
patriotyzmu, z wdzięczności za rzucone im ochłapy, bez szemrania
przyjmą każdą obelgę, każde historyczne oszczerstwo i kłamstwo. Wojna
propagandowa przybiera na sile i nie pomoże zamykanie oczu i zatykanie
uszu i wołanie: “nic nie widzę, nic nie słyszę”. Minimum zdrowego
rozsądku wystarczy, aby połączyć dowody świadomej i bezlitosnej
destrukcji cywilizacyjnej Polski z wyraźnie już deklarowanym
geopolitycznym celem.
Co zatem składa do optymizmu, co pozwala wierzyć, że będzie lepiej? Oto
narasta masa krytyczna ofiar błędów i wypaczeń, przy których te
wcześniejsze -z czasów PRLu – bledną, jeśli uwzględni się stan w
punkcie wyjścia i porówna osiągnięcia. Prosta sprawa – propaganda z
gadzinowych środków masowego przekazu nie zaspokoi podstawowych potrzeb
ludzi. Nie nakarmi, nie napoi, nie ogrzeje, nie przewiezie. Im więcej
ludzi na własnej skórze odczuje skutki rozkradzenia Ojczyzny, tym
więcej Polska zyska patriotów.
Docenić dobro wspólne najłatwiej, kiedy się nie ma własnego.
Dobro grupowe, czyli politycznych szajek, też stopnieje bez
intensywnego zasilania utrzymującego się na wysokim poziomie od 20 lat.
A iluż to sprzedawczyków potrzeba, aby rozszarpać resztki polskiego
majątku narodowego? Wielu już wykonało swoje zadanie i otrzymało sowitą
zapłatę. Ci są już niepotrzebni, a w sytuacji coraz bardziej
dramatycznych skutków swoich decyzji spadających na głowy coraz to
większej liczby osób, powinni się liczyć z rozliczeniem. Z rozliczeniem
przez trzeźwiejących Polaków. Trzeźwiejących z bólu zderzenia twardej
rzeczywistości z wirtualnym światem propagandy.
Z prawdziwą satysfakcją należy zapoznać polską opinię publiczną z
aktualnym poglądem osoby prezentowanej w Polsce jako główny ideolog
wolnego rynku, który to wolny rynek był bojowym zawołaniem wrogów dobra
wspólnego Polaków.
“Ideologia wolnego rynku jest anachronizmem w erze zmiany klimatu,
niedostatku wody, braku żywności i kryzysu energetycznego” (Free-market
ideology is an anachronism in an era of climate change, water stress,
food scarcity and energy insecurity). Słowa te opublikował 28. stycznia
2009 r. pan Jeffrey Sachs.
6. lutego 2009
Własność ziemi to pewność przeżycia.
Zwłaszcza teraz, kiedy przez media przewija się karnawałowy korowód
prominentów minionego dwudziestolecia, których rozradowane twarze
zaświadczają o historycznym sukcesie ich autorstwa. A na ulicach ląduje
jedna za drugą wielotysięczna fala bezrobotnych, jedynych żywicieli
rodzin. Od bezrobocia do bezdomności droga krótka, zważywszy na
wyśrubowane koszty utrzymania mieszkań z zastosowaniem największych z
możliwych do osiągnięcia sposobów oszczędzania wody, prądu, gazu,
ogrzewania i wywozu śmieci. Koszty te przekraczają już możliwości
rodzin mających stały dochód, a co dopiero, gdy do pokrycia minimum
życiowego pozostaje jakaś żałośnie śmieszna kwota do podziału na wiele
licznych potrzeb.
Za przegranie wojny z rozumem na Polaków zostały nałożone wysokie
kontrybucje w postaci wpłat do kasy Unii Europejskiej. Ta zaś zadbała,
aby do nowej kolonii wysłać perkal i koraliki w zamian za należne
dziesiątki miliardów euro. Nie wydać, to znaczy zarobić. Starym
łupieżcom opłaciło się zainstalować w swoich ludzi nad Wisłą. To
przecież nic nowego w historii kolonializmu. Na bogactwo kolonialnych
metropolii złożyły się nie tylko efekty rzezi Bogu ducha winnych
plemion i narodów, lecz także owoce mniej lub bardziej misternej
dyplomacji kończącej się obsadzeniem władzy przez spolegliwych kacyków.
Ci przecież nie ogłoszą publicznie, że służą interesom obcych. No
jakże! Uśmiechną się zalotnie, dobrodusznie poklepią po plecach i
zapowiedzą cud. Cud. Cud, który przecież nie pojawia się na żądanie. Do
cudu może dojść za wstawiennictwem świętych Pańskich, nie samozwańczych
cudotwórców. Co więc zgotował Polakom Donek? Najwyraźniej karę Boską za
bluźnierstwo w postaci zawierzenia w jego przymioty ze świętością na
czele. Czy to nie jest historia z powieści podróżniczych? Tyle, że jej
akcja nie toczy się w dziewiętnastym wieku na rzeką Kongo, a w
dwudziestym pierwszym wieku nad Wisłą i Odrą. Zamiast szukania
odpowiedzi na pytanie, jak wybrać najsmaczniejsze kawałki z
przelewającego się kotła dobrobytu wnoszonego na platformie, w
milionach polskich domów pojawia się dylemat jak, nie mając pieniędzy,
przetrwać we współczesnym świecie. Jeżeli ktoś myśli, że ten dylemat go
nie dotyczy, niech się dobrze zastanowi nad przebiegiem wydarzeń w
ostatnim półroczu. Jeżeli zaś zdarzyło się komuś być widzem
telewizyjnego wywiadu z nadmiernie wylewnym – zapewne pod wpływem
alkoholu – filarem obu głównych polskich partii, ten wie, że już kilka
lat temu obowiązywała doktryna Darwina w polskiej polityce: przeżyją
tylko najsilniejsi. Właśnie rząd wprowadza w życie zasady tej doktryny.
Obecnie, w sezonie mrozów, zapowiadane są cięcia budżetu opieki
socjalnej. Bezdomni, korzystający z miłosierdzia bliźnich składających
się za pomocą podatków na noclegownię i miskę zupy dla najbardziej
potrzebującego, będą pozbawieni minimum szans na przeżycie. Wyczyny
rządu w zakresie odbierania ostatniej nadziei chorym komentują
negatywnie wszyscy, ale nikt nie podejmuje żadnej skutecznej akcji
przeciwko tej formie eutanazji. Eutanazji nie nazwanej, choć masowej.
Sami chorzy tego nie zrobią, są za słabi, za młodzi, za starzy, a
wyciskające łzy z oczu materiały telewizyjne nagłośniające
pozostawienie ludzi chorych sam na sam z ich nieszczęściem coraz
bardziej powszednieją i tracą zupełnie swoją moc demaskatorską. Sprawcy
już przecież nie zakładają masek. Oto znaleźli sobie słowo – wytrych na
usprawiedliwienie, Kryzys. Kryzys globalny. Kryzys w Europie. Kryzys u
najbliższych sąsiadów.
Aby mieć szanse za parę lat dowiedzieć się jak to było naprawdę z tym
kryzysem, kto na nim najbardziej stracił, a kto najwięcej zarobił,
trzeba robić wszystko, aby rodzinie i rodzinie rodzin, czyli narodowi,
zapewnić przetrwanie kryzysu. Zapewnić najsłabszym przetrwanie kryzysu
humanitarnego w Polsce.
Warto rozejrzeć się za każdym dostępnym skrawkiem ziemi matki –
żywicielki. Zadbać o swoją działkę w ogrodach pracowniczych,
porozmawiać z zaprzyjaźnionymi rolnikami, ogrodnikami i sadownikami,
zaopatrzyć się posiadane przez nich nasiona i materiał hodowlany. W
miarę możności unikać sklepów i sieci sprzedaży, w których spowodowane
umyślnym brakiem państwowej kontroli rozpasanie sprzedawców organizmów
genetycznie modyfikowanych sięga zenitu. Umówić się na wspólną pracę
przy własnej lub czyjejś uprawie czy hodowli, w sadzie czy ogrodzie. I
wspólne dzielenie owoców tej pracy. Oby zeszłoroczne masowe
marnotrawstwo owoców było nam zapomniane. Przygotować się do robienia
przetworów na następną zimę. Dobrze opatrzyć dom, póki jest, przed
zimnem, zalaniem, pożarem. Kupić opał, świece. Poradzić się, poczytać,
pomyśleć nad przetrwaniem swoich dzieci, rodziców, niedołężnych
sąsiadów i swoim własnym, kiedy już skończy się zima i wiosna a z nimi
wszelkie oszczędności, zapomogi, odszkodowania za skradzioną nam pracę.
A przede wszystkim modlić się o ratunek.
13. lutego 2009
Narodowe szkodnictwo i błazeństwo polityków wymaga naukowej oceny.
W pierwszym tegorocznym felietonie życzyłem rodakom, aby rok 2009 był
rokiem sądnym dla polskich polityków. Po sześciu tygodniach dobrze
widać, że życzenia nabierają rozpędu realizacyjnego. Starannie
wyhodowany i pielęgnowany z wielkim nakładem sił i środków wizerunek
kolejnych polityków pada pod ciosami topora opinii publicznej. “Wyrwać
chwasta”, którym okazał się dopiero co bijący rekordy popularności
wizerunek polityka, albo – jakby to ujęli koledzy lekarze weterynarii –
dokonać uboju sanitarnego sztuki wizerunku czy stada wizerunków
zagrażających całemu pogłowiu politycznych wizerunków, to praktyki
zyskujące entuzjastyczny aplauz publiczności. Nasuwa się pytanie, czy
masakra wizerunków osiągnęła już maksimum wysokości funkcji oraz
rozległości aktualnego i byłego partyjnictwa? Do czasu obchodów
pamiętnych czerwcowych wyborów z 1989r. warto ułożyć trafione i
zatopione główki w jakiś sensowny ranking odchodzącego w niesławie
dwudziestolecia. Szanse wystąpienia w konkursie obywatelskiej brzydoty
powinien mieć każdy, poczynając od kilku zaledwie prezydentów, poprzez
marszałków sejmu, senatu, premierów i ministrów, posłów i senatorów, aż
po polityków błyszczących na firmamencie województwa, powiatu, gminy,
czy też miasta, wsi i osiedla. Nie wolno pominąć posłów do Parlamentu
Europejskiego i tych, którzy za pieniądze obcych państw, udając
działaczy organizacji pozarządowych, wylądowali na ciepłych synekurach
unijnych. Ranking mógłby uwzględniać dwa podstawowe kryteria oceny:
pierwsze kryterium to szkodliwość dla dobra wspólnego, a drugie – to
cała reszta przyczyn kompromitacji.
Do ludzkich słabości należy wścibstwo i plotkarstwo eksploatowane
niemiłosiernie przez tabloidy, nazywane przez niektórych prasą brukową,
lokujących w ten sposób w rynsztoku miliony czytelników, a równocześnie
potencjalnych wyborców. Gdyby to tylko czytelników! Potwarz i
pomówienie znacznie częściej niż w tabloidach pojawiają się na łamach
gazet z rzekomo wyższej półki, mało tego – notorycznie perumerowanych
przez aparat rządowy i samorządowy, cytowanych też obficie przez
publiczną telewizję i radio.
Tym samym, drodzy podatnicy, utrzymujecie ze swoich podatków i
abonamentów, owe wybijające kłamstwem szamba medialne, raz po raz
zalewające nasz kraj cuchnącymi nieczystościami. Ich odorem napawają
się przecież nie tylko zwykli obywatele, ale też decydenci wszystkich
szczebli, od góry do dołu. Są wśród nich funkcjonariusze państwa
najwyższej rangi, podejmujący decyzje wagi państwowej, czyli
rozstrzygające o losie całego narodu na dzisiaj i na dającą się
przewidzieć przyszłość. Są politycy i urzędnicy samorządowi, od których
arbitralnych decyzji zależy szansa na przeżycie wszystkich z nas. Są
też policjanci, prokuratorzy i sędziowie decydujący o życiu i śmierci
pojedynczych obywateli. Nie tylko w sensie biologicznym przecież.
Niezawinione prześladowanie przez aparat tak zwanej sprawiedliwości,
bardziej niszczy niż rak, bo zabiera i zdrowie i godności i własność.
Jak w gangsterskim filmie. Złożone w redakcji zamówienie na zabójstwo
podlega tam profesjonalnej obróbce i pojawia się jako materiał
medialny, pięknie uszminkowany pozorami obiektywizmu dziennikarstwa
śledczego, demaskatorskiego, a więc kochanego przez wszystkich za to,
że staje po stronie zwykłych ludzi. Walec medialny zaczyna się toczyć.
Miażdży ofiarę zgodnie z wolą zleceniodawcy przy powszechnym aplauzie
widowni. Jak na rzymskiej arenie. Ręce do oklasków składają się same,
od prezydenta do bywalców przysłowiowego magla. Co tam magiel!
Inteligencja, czy też samozwańcza “intligencja”, przoduje w łatwych
osądach, chętnie dołącza się do chórów potępienia. Ech, śmiercionośne
teksty i uczone komentarze mają w sobie tę słodką nutkę snobizmu.
Łechcze ambicje przekonanie, że jest się intelektualistą zdolnym do
czytania między wierszami, kojarzenia faktów, podpierania osądów swoim
wyższym wykształceniem.
A gdyby tak pobawić się w intelektualną grę przekształcania wciskanych
rewelacji w negatyw? Tak jak to było za komuny. Im więcej pan Jerzy
Urban, zasłużony gieroj obrad okrągłego stołu, wciskał ludziom w mózgi,
tym mniejszym cieszył się poparciem. Kiedy mówił – czarne, każdy
wiedział, że to nie czarne a białe. Zabawa prosta, a jakże rozwijająca.
Kto nie wie, jak w nią się bawić, niech spyta starszych, którzy za
komuny byli już dorośli, a do tego wykształceni przez prawdziwych
polskich nauczycieli. Prawdziwych, bo z przedwojennego naboru. Mając,
tę mentalną gimnastykę za sobą, spojrzycie, moi drodzy, inaczej na
otaczający was świat. Po prostu spadną wam łuski z oczu i być może
uzyskacie szanse wybicia się na niepodległość mierzoną odpornością na
manipulację.
Poświęciwszy dużo miejsca dostępnym narzędziom oglądu dygnitarzy,
wracam do zamysłu rankingu skompromitowanych polityków dwudziestolecia
i postuluję nadanie odmiennych wag każdej z proponowanych kategorii
oceny. W szerokiej wspólnej dla obu kategorii skali od 1 do 10.
Kategorii szkodnictwa i kategorii błazeństwa,. Szkodnictwo narodowe
wyniszczające Polaków – mnożnik szkody nie mniej niż 6. Kabaretowe
występy obecnych i byłych prominentów – mnożnik błazeństwa najwyżej 5.
O ile szkodnictwo narodowe da się opisać liczbami i nieszczęściem
ludzkim pomnożonym przez dziesiątki milionów obywateli, o tyle
błazeństwo umyka tak łatwej ocenie. Wszak jednemu podoba się “Kariera
Nikodema Dyzmy” a drugiemu “Trędowata”.
20. lutego 2009
Broń masowego rażenia może łatwo wymknąć się spod kontroli.
Tragedia Polaka w Pakistanie pozwoliła przyjrzeć się realiom kontroli
rządu tego kraju nad własnym terytorium. Obok wielu innych państw
pałających nienawiścią do mniej lub bardziej odległych współmieszkańców
Ziemi, także Pakistan kiedyś skorzystał z omijania zakazu proliferacji
broni jądrowej i dzisiaj broń ta może dostać się w ręce osób, które za
nic mają życie własne i cudze. Po 6. sierpnia 1945r. każdy wie, że
zrzucenie małej 4-tonowej uranowej bomby atomowej zabiło na miejscu lub
ciężko zraniło połowę z liczącej 275 tysięcy ludności Hiroszimy. Jak to
ujął pod swoją winietą DZIENNIK POLSKI z 8. sierpnia 1945r. był to
największy triumf nauki.
Jeszcze większego tryumfu nauka o masowym zabijaniu mogła oczekiwać w
wyniku ataku atomowego na zaplecze sowieckich armii prących na Zachód.
Tym zapleczem miała być Polska. Św. pamięci płk Ryszard Kukliński,
narodowy bohater i męczennik za sprawę narodową, który w wieku 17 lat
wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, a w latach 1971-1981 przekazał na
Zachód ponad 40 tys. stron najbardziej tajnych dokumentów dotyczących
wojennych planów Rosji Sowieckiej, uchronił znaczą część dzisiaj
żyjących Polaków przed wyparowaniem i chorobą popromienną w wyniku
odwetu naszych dzisiejszych sojuszników. Dla Zachodu broniącego się
przed atakiem Sowietów Polska to było po prostu miejsce dyslokacji
agresora, a Polacy nie zasługiwali na lepszy los niż cywilna ludność
Hiroszimy. I pomyśleć, że ziejący jadem rasista i polakożerca
wschodnioniemiecki arystokrata graf von Stauffenberg, strateg i ideolog
nazimu, jest w obecnych Niemczech uznawany za bohatera narodowego za
to, że w obliczu klęski Niemiec chciał zabić Hitlera i przy tym
zachować dorobek Drang nach Osten z czasów rozbiorów. Ratujące Polaków
przed zagładą, a cały świat przed III wojną światową, dzieło i ofiara
pułkownika Ryszarda Kuklińskiego są nie tylko niedoceniane w krajach
NATO, ale i we własnej ojczyźnie jego pamięć spotyka się z obelgami ze
strony janczarów Rosji. Takie traktowanie bohatera naszych czasów jest
haniebne i znamienne dla pętaków, którzy mu do pięt nie dorośli, a
wypinają piersi do orderów, choć już wiele razy zostali sowicie
nagrodzeni przez siebie samych lub im podobnych..
Wyobraźmy sobie, że w takim położeniu geopolitycznym, w jakim się
znajdujemy, powstaną elektrownie atomowe, jakże skuteczny owoc
lobbowania kolejnego rządu przez zainteresowane koncerny i ich
akwizytorów, wśród których są nawet prezydenci pewnych państw. Co
będzie celem ataku na terenie Polski? Nieistniejąca tarcza
przeciwrakietowa, czy może elektrownia atomowa?
A jak ona będzie wykonana i konserwowana? Na poziomie sieci autostrad?
A może eskadry F-16? A ile będzie kosztować import paliwa, skoro
światowe zasoby uranu mają wyczerpać się w tym samym roku, w którym
przypaść powinno zakończenie budowy elektrowni atomowej już rujnującej
wieloletnie budżety naszego państwa. Już rujnującej z tej racji, że
jest pomysłem dywersyjnym w stosunku do suwerennego wykorzystywania
narodowych zasobów energetycznych o najwyższej światowej wydajności i
ekonomice eksploatacji. Są one dwa. Energia geotermalna i węgiel.
Obydwa dostępne, tylko trzeba po nie sięgnąć, zlecając na dziesiątki
lat za ciężkie pieniądze polskich podatników ogrom zadań polskim firmom
zatrudniającym polskich inżynierów, techników i robotników, z których
każdy ma polską rodzinę, a ta cała rodzina płaci podatki na dobro
wspólne. Nie dość, że fundusze emerytalne, monstrualne zyski obcych
firm zwłaszcza handlowych, a także dochody wcześniej i obecnie
znacjonalizowanych przez obce rządy przedsiębiorstw dawniej polskich,
dokładają się do dochodów budżetów państw, których produkt krajowy
brutto wielokrotnie przekracza nasz własny, to jeszcze jest pomysł na
dalszy rabunek: pod urojonym pretekstem nie dopuścić Polaków do
eksploatacji własnych zasobów energetycznych i nałożyć im nową
kontrybucję w postaci niewyobrażalnej co do rozmiarów zapłaty za budowę
elektrowni atomowych. Ile to miliardów złotych ma kosztować druga nitka
metra warszawskiego? Dwa, trzy, pięć? Dziura w ziemi, owszem
okablowana, wybetonowana i odpowiednio wyposażona, aleć zawsze to tylko
pozioma dziura w ziemi. I do tego śmiesznie krótka. Zanim zacznie
gwałtownie rosnąć kontrybucja nałożona na Polaków za przegraną wojnę z
rozumem, warto odnieść ceny budowy elektrowni atomowych do cen za linie
metra. I mając w pamięci rozwój spraw przy budowie stadionów na EURO,
zwłaszcza we Wrocławiu, a także jakichś etnicznych muzeów, na które
akurat w czasie kryzysu trzeba wykładać pieniądze odebrane muzeom
upamiętniającym wspólne dokonania Polaków wszystkich narodowości,
trzeba pomyśleć jak będą wyglądać przetargi na elektrownie atomowe. I
którą część dorobku wielu pokoleń Polaków trzeba będzie zniszczyć, aby
zapłacić zagranicznym koncernom? Może tak, jak dla stworzenia montowni
elektrycznych wiatraków z odzysku zniszczono przemysł stoczniowy z jego
dotyczącym całego kraju otoczeniem, zostanie brutalnie zlikwidowana
kolejna gałąź narodowego przemysłu? Tylko jaka jeszcze pozostała do
likwidacji?
27. lutego 2009
Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy.
Za lasy uznawane są worki wirtualnych pieniędzy, z których nie
pozostaje nawet garść popiołu. Za róże – działania z zakresu
zapobiegania chorobom i przedwczesnym zgonom. Niesłusznie. Od skutków
narażenia na działanie czynników szkodliwych dla zdrowia nie ucieknie
się ani zagranicę, ani w odległą przyszłość.
Nadzwyczaj sprawnie realizowany plan likwidatorów Państwa Polskiego
wymaga jakichś pijarowskich zasłon dymnych. Na szczęście dla
likwidatorów, a na pohybel nam wszystkim, kiedy już wyczerpały się im
możliwości udawania głupiego Jasia, jak królik z kapelusza wyskoczył
kryzys. Światowy, potworny, bardziej straszny od terroryzmu, a nawet
zmiany pogody zwanej ociepleniem klimatu. Jakaż to ulga! Jej Bohu, to
nie my jesteśmy winni! To światowy kryzys pożera was i wasze dzieci. To
ci wstrętni zagraniczni bankowcy nie pozwolili upleść koszyka świadczeń
leczniczych, to oni pozamykali odziały położnicze i dziecięce,
rozpędzili doświadczone zespoły operacyjne wybitnych chirurgów i
instrumentariuszek. To oni obsadzili ludźmi z ulicy kluczowe stanowiska
państwowe decydujące o bezpieczeństwie zdrowotnym 38 milionów ludzi w
środku Europy. I pomyśleć, że z braku lekarzy z drugim stopniem
specjalizacji w zakresie pediatrii zamyka się oddział pediatryczny
szpitala powiatowego, a w tym samym czasie powołuje na stanowisko
powiatowego inspektora sanitarnego człowieka, którego dotychczasowy
kontakt z sanepidem ograniczał się do płacenia mandatów za
niechlujstwo. Co tam powiat! Stanowiska wojewódzkich inspektorów
sanitarnych wpadają w chciwe łapy ludzi kompletnie nieprzygotowanych do
udźwignięcia ciężaru pracy i odpowiedzialności za zdrowie publiczne,
nawet nie zdających sobie sprawy z przypadającej im części podziału
zadań w naszym państwie, a tym samym w Unii Europejskiej i na całym
świecie, uwzględniając odpowiedzialność za produkty na eksport oraz
zdrowie i życie przebywających w Polsce turystów i migrantów. Nie
lepiej na samym szczycie.
Wśród wieloletnich pracowników sanepidu panuje głębokie przekonanie, że
wulgarne palikocie miauknięcia wydobyły się z tej żałosnej postaci po
spotkaniu na forum jego własnej partii z obsadzonymi przez POPiS
spadochroniarzami, którzy wylądowali na szczycie władzy
sanitarno-epidemiologicznej bez jakiegokolwiek przygotowania. Wicie,
rozumiecie, dzisiaj towarzysz robi w mięsie, jutro w cukrze, a pojutrze
w sanepidzie. A propos, warto tu przytoczyć definicję słowa koprolalia
– jest to skłonność do używania nieprzyzwoitych, wulgarnych wyrazów i
może być objawem niektórych zaburzeń psychicznych.
To ci krwiożerczy finansiści z Wall Street i Docklandu wpuszczają do
Polski każdy odpad, w postaci żywności, rozmaitych wraków i rzekomych
surowców wtórnych, i to im nie chce się zająć wykonywaniem jasno
określonych obowiązków w ustawie o Państwowej Inspekcji Sanitarnej,
ustawach powołujących inne służby nadzoru i kontroli i w przepisach
wykonawczych do tych ustaw. To oni nie mogą się doczytać jasno
sprecyzowanych postanowień zawartych w przedmiotowych ustawach i
rozporządzeniach, które na poziomie kuchennych przepisów szczegółowo
opisują procedury do wykonania przez funkcjonariuszy naszego państwa na
rzecz ochrony zdrowia publicznego, ochrony nas wszystkich razem i
każdego z osobna, żyjących dzisiaj i w pokoleniach, które po nas
przyjdą. Dzisiaj zawinione zaniedbania sanitarne przyniosą wielu
ludziom straszną chorobę i śmierć za kilkanaście – kilkadziesiąt lat,
kiedy już nikt nie będzie pamiętał, kto zaniedbał wykonanie ustawowych
obowiązków w zakresie możliwej do osiągnięcia eliminacji czynników
rakotwórczych, a gdyby nawet, to winowajca uratuje skórę z racji
przedawnienia. A kto odpowie za sprowadzeniem powszechnego zagrożenia
życia i zdrowia wielu osób poprzez zaniechanie prawem nakazanej
eliminacji chemicznych i fizycznych czynników mutagennych w miejscu
naszego zamieszkania, pracy, nauki i wypoczynku? Nie ma ucieczki od
mutacji w komórkach somatycznych i rozrodczych: nowotwory, wady
rozwojowe, poronienia, choroby genetyczne wystąpią w pokoleniach
bezpośrednio narażonych na działanie mutagenów, u dzieci, wnuków,
prawnuków, ale i niespodziewanie po wielu pokoleniach, kiedy sprawcach
przyszłych – jakże odległych w czasie nieszczęść – pozostanie na tej
ziemi tylko proch. Taki jest ogrom odpowiedzialności ludzi
korzystających z partyjniactwa i kolesiostwa jako trampoliny do skoku
na te państwowe stanowiska, na których podejmowane są decyzje o zdrowiu
milionów. Skoro sumienie nie zabrania im zabierać się do pozorowania
pracy, o której nie mają żadnego pojęcia, skoro nie czeka ich kara za
życia, skoro są głusi i ślepi na wszelkie argumenty natury etycznej,
prawnej i naukowej, musimy bronić się sami.
W kolejnych felietonach postaram się przybliżyć rodakom, polskim
wyborcom i podatnikom, obowiązki organów Państwowej Inspekcji
Sanitarnej w przedmiocie realizacji konkretnych zadań z zakresu zdrowia
publicznego, do których Państwowa Inspekcja Sanitarna jest powołana.
6. marca 2009
Zdrowia publicznego sprywatyzować się nie da.
Od zarania dziejów zawsze istniał jakiś stadny, społeczny mechanizm,
który dążył do ograniczenia liczby utraconych przez daną populację lat
życia w zdrowiu. Zawsze też istniała hierarchia potrzeb do zaspokojenia
przez ten mechanizm. Prawo do długiego życia w zdrowiu było i jest z
reguły zawłaszczone przez najsilniejsze jednostki i ich ugrupowania.
Najbardziej bezwzględnym drapieżnikom instynkt czy rozum nakazuje
zabić, aby dłużej lub lepiej przeżyć. Tak
rozum, ludzki rozum odarty z
sumienia, niestety też nie liczy się z prawem do życia innych ludzi.
Aby się rozgrzeszyć, drapieżcy w ludzkiej skórze po prostu odmawiają
uznania innych ludzi za sobie równych. Po zepchnięciu ofiar do
kategorii podludzi przystępują do rzezi z dowolnych pobudek:
strategicznych, religijnych, rasowych, ekonomicznych i takich, jakie
tam jeszcze są pod ręką. Wiek XX charakteryzujący się masowym
ludobójstwem na nieznaną wcześniej skalę przeszedł w wiek XXI, w którym
kryterium fazy rozwoju lub stanu zdrowia człowieka osiąga rangę
kryterium rasy czy narodowości stanowiących doktrynę państwową w
Niemczech i Rosji upoważniającą wczoraj do eksterminacji naszego
narodu, a dzisiaj do zaprzeczania odpowiedzialności za monstrualne
zbrodnie. W odróżnieniu od ludzi w fazie zarodkowej i płodowej, czy też
ciężko chorych i z tego tytułu pozbawianych prawa do życia, Polacy z
samego tytułu przynależności do narodu polskiego nie są obecnie
zabijani w sposób jawnie brutalny.
Są inne metody.
Należy do nich demontaż systemu lecznictwa, co odbiera szanse przeżycia
ludziom już chorym i wymagającym skutecznego leczenia, a także tym,
którzy, gdyby mieli dostęp do opieki zdrowotnej, poddaliby się na czas
działaniom profilaktycznym i uniknęliby rozwoju ciężkich, nieraz
śmiertelnych chorób, rujnujących życie ich własne i ich rodzin. Tu
sprawa jest prosta. Nie ma gdzie się leczyć, nie ma czym się leczyć,
nie ma za co się leczyć. Trzeba umierać. Trzeba umierać za inne sprawy
niż życie własne i życie najbliższych. Na przykład za chore ambicje
polityków, albo za ich o mało co światowe kariery wyrosłe na
służalczości i dyspozycyjności względem tych, którzy przywykli trzymać
w ręku wszystkie sznurki władzy. Za poświęcenie wszystkich Polaków
pojedyncze jednostki wpuszcza się na salony, a pozostałych obrzuca
obelgami i spycha na coraz to niższy szczebel rozwoju cywilizacyjnego.
Od projektu pierwszej reformy opieki zdrowotnej storpedowanego przez
koalicjanta tworzącego rząd pani Hanny Suchockiej, do dnia dzisiejszego
na reformach zdrowia zarabiają wyłącznie politycy, ich rodziny, znajomi
i tzw. eksperci, którzy niezależnie od rządzącej opcji zawsze są
potrzebni do spisania w miarę uczonych uzasadnień kolejnej fali
grabieży pieniędzy i zdrowia pod szczytnymi hasłami reformy opieki
zdrowotnej. Potrzebni są także klakierzy, czy to medialni, czy też
działający w środowiskach profesjonalnych. A ludzie na to patrzą i już
się nie dziwią i nie buntują. Jak gdyby zasiadali w fotelach przed
telewizorami i oglądali horror, który wprawdzie straszy, ale ich nie
dotyczy. Przypomina to sytuację Irlandczyków wymierających w XIX w. z
powodu głodu na wyspie otoczonej morzem pełnym ryb, z czego zwykli
szydzić Anglicy, odpowiedzialni za skutki skolonizowania Zielonej
Wyspy. Irlandczycy jednak próbowali wzniecić powstanie przeciwko
rujnującym ich opłatom dzierżawnym, które musieli spłacać, sprzedając
płody rolne niepodatne na zarazę ziemniaczaną. To podatki nałożone na
głodujący naród były przyczyną masowych zgonów z powodu głodu i chorób
a nie sam brak ziemniaków.
A my na kogo możemy zrzucić winę za stan opieki zdrowotnej w Polsce? Na
cara, kajzera, Hitlera, Stalina, PZPR? Może są jakieś inne propozycje?
A może na nas samych za brak skutecznego oporu przeciwko likwidacji
lecznictwa?
Pseudoreformując opiekę zdrowotną, zabrano się także do
komercjalizowania systemu zapobiegania chorobom i przedwczesnym zgonom.
Tu jednak struktur – tak jak w przypadku lecznictwa – wprost nie
zniszczono, decydując się na stopniową ich anemizację poprzez
przykręcanie kroplówki budżetowego finansowania, bądź też tworzenie
takiego otoczenia prawnego i administracyjnego, które krok po kroku
odbierało Polakom państwowe gwarancje bezpieczeństwa zdrowotnego.
Jakże by mogło być inaczej, jeżeli dla polityków kolejnych rządzących
ekip stanowiska państwowych inspektorów sanitarnych należały z małymi
wyjątkami do łupu politycznego, który rozdziela się na szczeblu
kraju, województwa i powiatu według partyjnych potrzeb i zasług.
A jakie są skutki obsadzania tych stanowisk ludźmi marki BMW, czyli
bierny, mierny, ale wierny? Wyjrzyjcie Państwo przez okno, zwróćcie
uwagę na zagrożenia zdrowia w najbliższej okolicy, w szkole waszych
dzieci, w waszym zakładzie pracy, zastanówcie się jaką wodę i żywność
wam sprzedają, w jakich warunkach was leczą. I pomyślcie na jakim
poziomie są wykonywane postanowienia ustawy z dnia 14 marca 1985 r. o
Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Art. 1 tej ustawy głosi co następuje:
Państwowa Inspekcja Sanitarna jest powołana do realizacji zadań z
zakresu zdrowia publicznego, w szczególności poprzez sprawowanie
nadzoru nad warunkami:
1) higieny środowiska,
2) higieny pracy w zakładach pracy,
3) higieny radiacyjnej,
4) higieny procesów nauczania i wychowania,
5) higieny wypoczynku i rekreacji,
6) zdrowotnymi żywności, żywienia i przedmiotów użytku,
7) higieniczno-sanitarnymi, jakie powinien spełniać personel medyczny,
sprzęt oraz pomieszczenia, w których są udzielane świadczenia zdrowotne
- w celu ochrony zdrowia ludzkiego przed niekorzystnym wpływem
szkodliwości i uciążliwości środowiskowych, zapobiegania powstawaniu
chorób, w tym chorób zakaźnych i zawodowych.
13. marca 2009
Fałszywa trawa zagraża zdrowiu i środowisku.
Do najbardziej niebezpiecznych domieszek sztucznej trawy należy ołów.
W czerwcu 2008r. władze sanitarne Stanów Zjednoczonych wydały zalecenia
w sprawie badania sztucznej trawy i ograniczania potencjalnego
narażenia na ołów.
Podniesiony alarm uwzględniał konieczność badania plastiku, w którym
widać ubytki, odbarwienia, połamania i pył. W przypadku stwierdzenia,
że pył sztucznej trawy zawiera więcej ołowiu niż 400 części na milion,
czyli 400 mg/kg, nie wolno do boiska ze sztuczną trawą dopuszczać
dzieci poniżej sześciu lat. Sztuczną murawę wykazującą cechy zużycia i
pylenia należy wymienić przy najbliższej nadarzającej się sposobności.
U dzieci należy prowadzić badania krwi na poziom ołowiu.
Oto ogólne zalecenia władz sanitarnych USA w sprawie korzystania z
powierzchni pokrytych sztuczną trawą:
1. Zarządcy powierzchni pokrytych sztuczną trawą powinni podjąć
czynności zmniejszające pylenie polegające na zmywaniu tych powierzchni
wodą przed korzystaniem i po korzystaniu z boiska.
2. Aby zabezpieczyć ludzi, zwłaszcza małe dzieci, należy postawić
tablice ogłoszeniowe informujące, że:
a. po zakończeniu gry na boisku jej uczestników należy nakłonić do
intensywnego mycia rąk i całego ciała przez co najmniej 20 sekund, przy
użyciu mydła i ciepłej wody
b. ubrania używane na boisku należy zdjąć i obrócić zewnętrzną stroną
do środka jak tylko to możliwe po zakończeniu korzystania z boiska, aby
uniknąć zawleczenia pyłu do innych miejsc. Jeżeli nie ma możliwości
zdjęcia ubrań, w samochodzie należy usiąść na dużym ręczniku lub kocu.
Tak używane ręczniki i koce należy prać oddzielnie a buty używane na
boiskach ze sztuczną trawą należy trzymać na zewnątrz domu.
c. Nie wolno pozwolić na jedzenie na boiskach pokrytych sztuczną murawą
d. Należy unikać skażenia pojemników na napoje pyłem i włóknami
pochodzącymi z boiska. Kiedy się z nich nie pije, należy je zamknąć i
trzymać w torbie, chłodziarce, lub w innym zamkniętym pojemniku na
poboczu boiska.
Objawy zatrucia ołowiem są bardzo liczne. Ołów może uszkodzić wiele
różnych narządów. Narażenie na nawet niewielkie dawki ołowiu może po
pewnym czasie doprowadzić do uszkodzenia rozwoju umysłowego dzieci. Im
wyższy poziom ołowiu we krwi, tym bardziej poważne problemy ze
zdrowiem, takie jak:
- obniżony iloraz inteligencji IQ
- opóźnienie rozwoju
- zaburzenia słuchu
- zaburzenia zachowania i trudności skupienia uwagi
- trudności w szkole
- uszkodzenie nerek
Do objawów zatrucia ołowiem należy:
- drażliwość
- zachowanie agresywne
- brak apetytu i energii
- zaburzenia snu
- bóle głowy
- obniżenie czucia
- utrata postępów rozwojowych
- niedokrwistość
- zaparcia
Wyższe dawki ołowiu powodują bóle i kurcze brzucha, jeszcze wyższe –
wymioty osłabienie mięśniowe, drgawki i śpiączkę.
20. marca 2009
Propaganda i reklama odbierają ludziom rozum.
Sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i bezwzględnie szkodliwe decyzje
podjęte pod wpływem propagandy i reklamy mogą przynieść gorzkie owoce
wkrótce po ich podjęciu, albo też po kilku, kilkudziesięciu latach,
kiedy to będzie o wiele za późno, aby przeciwdziałać skutkom własnej
głupoty.
Najczęściej jest już za późno, bowiem wyjątkowo spada ludziom z nieba
ujawnienie na czas prawdziwych przyczyn likwidacji podstawowej gałęzi
narodowego przemysłu, zniszczonej pod fałszywym pretekstem tylko po to,
aby ktoś zarobił na zamieszaniu wokół zatrudnienia tysięcy ludzi
wyrzuconych na bruk.
Za każdą formę propagandy i reklamy ktoś płaci jej wykonawcom –
politykom za uchwały parlamentarne i samorządowe, urzędnikom za decyzje
i oświadczenia, ekspertom za opinie, naukowcom za dorobek i wreszcie
dziennikarzom za nagłaśnianie lub przemilczanie czego tam trzeba. Po
osiągnięciu zamierzonego celu zyski i tak do potęgi przewyższą koszty
zatrudnienia rozmaitych zleceniobiorców – marionetek składających się
na sukces udanego projektu.
Zleceniodawcy też bywają rozmaici. A to drobni przedsiębiorcy
korzystający z platformy obywatelskiej wiary w cuda na zamówienie jak z
wytrycha do państwowego skarbca, a to władze obcego państwa po raz
kolejny w ciągu 90 lat stające w obronie pokrzywdzonych ziomków, a to
wielkie korporacje, dla których wynajęcie prezydentów państw, w tym
wielkiego mocarstwa, wszystkich tych komisarzy, premierów, ministrów
jest równie łatwe jak ściągnięcie chóru stu profesorów na posiedzenie
komisji w naszym parlamencie.
Skutki puszczonej w ruch machiny propagandowo-reklamowej są jednak
nieprzewidywalne i daleko wykraczają poza zamierzony cel.
Bagatelizowanie nieodwracalnych zagrożeń zdrowia ludzi i środowiska
przez akwizytorów opatentowanych produktów zawierających organizmy
genetycznie modyfikowane lub powstałych przy udziale gmo, doprowadziło
do utraty rozsądku i rozplenienia się pokątnych laboratoriów inżynierii
genetycznej, gdzie dosłownie w garażu, czy mieszkaniu ludzie sobie
tworzą organizmy genetycznie modyfikowane własnego chowu. Coraz tańsze
i w coraz większym wyborze komponenty są łatwo dostępne przez internet
dla wszystkich zainteresowanych.
Jak słychać, Polska jest zagłębiem amfetaminy na całą Europę, być może
więc jakiś przekonany przez entuzjastów gmo zawodowiec, a nawet amator,
podejmie próby stworzenia organizmu genetycznie modyfikowanego dającego
produkt jeszcze bardziej dochodowy niż narkotyk i jeszcze bardziej
przerażający okropieństwem swojego działania. A nadto zdolnego do
niezamierzonego uwolnienia się do środowiska, nawet wbrew woli jego
wytwórcy. Uwadze wszystkich – profesjonalistów i amatorów, ich
współpracowników i sąsiadów, a zwłaszcza rozlicznych służb nadzoru i
kontroli, należy więc polecić zapoznanie się z Rozporządzeniem Ministra
Zdrowia z dnia 29 lutego 2008 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie
szkodliwych czynników biologicznych dla zdrowia w środowisku pracy oraz
ochrony zdrowia pracowników zawodowo narażonych na te czynniki.
Aktualne brzmienie przepisu jest następujące:
“§ 2. 1. Szkodliwe czynniki biologiczne mogące być przyczyną zakażenia,
alergii lub zatrucia obejmują:
1) drobnoustroje komórkowe, w tym zmodyfikowane genetycznie;
2) jednostki bezkomórkowe zdolne do replikacji lub przenoszenia
materiału genetycznego, w tym zmodyfikowane genetycznie;
3) hodowle komórkowe;
4) pasożyty wewnętrzne człowieka.
2. Klasyfikacja i wykaz szkodliwych czynników biologicznych są
określone w załączniku nr 1 do rozporządzenia.”;
§ 4 ust. 3 otrzymał brzmienie:
“3. Jeżeli w środowisku pracy występują mikroorganizmy genetycznie
zmodyfikowane, co do których istnieje podejrzenie, że mogą wykazywać
właściwości chorobotwórcze, pracodawca, w zakresie swojej właściwości,
zapewnia warunki określone w przepisach ustawy z dnia 22 czerwca 2001
r. o organizmach genetycznie zmodyfikowanych”
§ 8 w ust. 1 zawiera wprowadzenie:
“Informację dotyczącą użycia szkodliwego czynnika biologicznego w
celach naukowo-badawczych, diagnostycznych lub przemysłowych pracodawca
przekazuje właściwemu inspektorowi sanitarnemu:”.
§ 2. Pracodawca, który użył, w celach diagnostycznych, szkodliwego
czynnika biologicznego, zakwalifikowanego do grupy 2-4 zagrożenia,
przed dniem wejścia w życie niniejszego rozporządzenia, przekaże
właściwemu inspektorowi sanitarnemu, w terminie 30 dni od dnia wejścia
w życie niniejszego rozporządzenia, informację o tym fakcie.”
Wspomniane grupy zagrożenia wynikają z prawnej klasyfikacji szkodliwych
czynników biologicznych:
Grupa 1 zagrożenia: czynniki, przez które wywołanie chorób u ludzi jest
mało prawdopodobne.
Grupa 2 zagrożenia: czynniki, które mogą wywoływać choroby u ludzi,
mogą być niebezpieczne dla pracowników, ale rozprzestrzenienie ich w
populacji ludzkiej jest mało prawdopodobne. Zazwyczaj istnieją w
stosunku do nich skuteczne metody profilaktyki lub leczenia.
Grupa 3 zagrożenia: czynniki, które mogą wywoływać u ludzi ciężkie
choroby, są niebezpieczne dla pracowników, a rozprzestrzenienie ich w
populacji ludzkiej jest bardzo prawdopodobne. Zazwyczaj istnieją w
stosunku do nich skuteczne metody profilaktyki lub leczenia.
Grupa 4 zagrożenia: czynniki, które wywołują u ludzi ciężkie choroby,
są niebezpieczne dla pracowników, a rozprzestrzenienie czynników w
populacji ludzkiej jest bardzo prawdopodobne. Zazwyczaj nie istnieją w
stosunku do nich skuteczne metody profilaktyki lub leczenia.
27. marca 2009
Rzecznik interesu narodowego polskiego potrzebny jest od zaraz.
Każdy w swojej dziedzinie specjalności mógłby – gdyby chciał – być
takim rzecznikiem.
Jednak w żadnym razie rzecznik interesu narodowego polskiego nie
powinien być w jakikolwiek sposób związany z dominującą partią
polityczną lub jej przybudówką, n. p. pod postacią centrali związkowej,
na tyle potulnej, aby jej oficjele mogli występować na wspólnej
scenie teatru politycznej poprawności. Co potrafią obecni i byli
luminarze establishmentu, wiemy już niemało, a w miarę ożywienia
partyjnej walki, choćby o stołki w eurokołchozie, dowiemy się
jeszcze więcej. W swoim podstawowym wymiarze walka ta jest po prostu
kopią walki coca-coli z pepsi-colą. Pozorowany konflikt budzi
zainteresowanie całym asortymentem oferty rynkowych gigantów i
niszczy przy tym B-brandy. Wojowanie o pietruszkę odwraca też uwagę od
rzeczywistych problemów. Cel niby ten sam: zysk za wszelką cenę. A
jednak z małymi wyjątkami koncerny napojowe nie udają zbawców
ludzkości, co najwyżej pojawiają się na liście ukochanych sponsorów
organizacji pozarządowych, w tym ekologicznych, ślepych raz na jedno,
raz na drugie oko.
A jednak koncerny płacą mediom i partiom za reklamę, promocję i
lobbowanie swoich interesów. Tymczasem politycy, mając gęby pełne
frazesów, nie wykorzystują oddanych im przez naród narzędzi chronienia
i rozwijania wspólnego dobra, za wysokie apanaże i rozległe przywileje
co najwyżej wygłupiają się jak dzieci w przedszkolu, opowiadają
facecje, stroją miny do kamery, to się naburmuszą, to spiorunują
wzrokiem, to krzywo uśmiechną. Czy to jest poważne traktowanie
wyborców? Mnie osobiście obraża błazeńska forma narracji, którą
posługuje się wielu polityków niewyżytych w kabarecie. To jasne, że
błazenada pod publiczkę jest ich sposobem zdobycia popularności, ale i
oczywiste, że tak się zachowując, pokazują co naprawdę myślą o poziomie
umysłowym wyborców i jak gardzą majestatem Rzeczypospolitej.
Jeszcze do tego jeden z drugim potrafi powiedzieć, że najważniejsza
jest popularność i daje do zrozumienia, że nikt nie przebije jego
popularności, bo to on ma wpływy w takich czy innych środkach masowego
przekazu. Ma bo je zawłaszczył, albo wyłudził, aby nie dopuścić do
głosu konkurencji i jej poglądów niebezpiecznych dla rządzącej kasty.
Każdy zawsze powie: “dajcie mi święty spokój, nie chcę słyszeć o
żadnych problemach, ta czy ten poseł, senator, minister, czy jeszcze
inny prominent, to sympatyczna postać, ma poczucie humoru, nie marudzi
i ładnie mówi.”
I z takimi opiniami na temat polityków dotarliśmy do obecnego etapu
likwidacji Polski.
Dla zwycięzców skryty i wyjątkowo skuteczny Blitzkrieg to okazja to
podziału niebywałych dzisiejszym świecie trafiejnych łupów. Ci mogą
spokojnie eksploatować odbierane Polakom przebogate zasoby naturalne. A
i najemnikom należy się premia za dobrze wykonaną brudną robotę.
Podobno w Polsce są trudności z zakupem sztabek złota. Wszystkie
zostały już wykupione.
Jest też druga strona tej wojny. To przegrani, którym wkrótce na
minimum przeżycia nie postanie nic innego jak sprzedaż własnej nerki.
Oczywiście sprzedaż nielegalna. Kto jednak stwierdzi legalność bądź
nielegalność działalności gospodarczej, w ramach której pod dowolnym
szyldem można poza wszelką kontrolą robić co się chce?
W grudniu ubiegłego roku sejm jednomyślnie uchwalił, a w styczniu
bieżącego roku prezydent podpisał, nowelizację ustawy z dnia 2 lipca
2004 r. o swobodzie działalności gospodarczej. Działalnością
gospodarczą jest zarobkowa działalność wytwórcza, budowlana, handlowa,
usługowa oraz poszukiwanie, rozpoznawanie i wydobywanie kopalin ze
złóż, a także działalność zawodowa, wykonywana w sposób
zorganizowany i ciągły. Zgodnie z nowym prawem, które weszło w życie w
marcu 2009 r. organy kontroli zawiadamiają przedsiębiorcę o zamiarze
wszczęcia kontroli. Kontrolę wszczyna się nie wcześniej niż po upływie
7 dni i nie później niż przed upływem 30 dni od dnia doręczenia
zawiadomienia o zamiarze wszczęcia kontroli. Zawiadomienia o zamiarze
wszczęcia kontroli nie dokonuje się, w przypadku zaistnienia
wymienionych w znowelizowanej ustawie okoliczności, z których dwie
odnoszą się szczególnie do działań na rzecz zdrowia publicznego
wykonywanych przez Państwową Inspekcję Sanitarną, a więc gdy:
1) kontrola ma zostać przeprowadzona na podstawie bezpośrednio
stosowanych przepisów powszechnie obowiązującego prawa wspólnotowego
albo na podstawie ratyfikowanej umowy międzynarodowej;
5) przeprowadzenie kontroli jest uzasadnione bezpośrednim zagrożeniem
życia, zdrowia lub środowiska naturalnego;
Oczywiście, aby stwierdzić czy działalność gospodarcza powoduje
bezpośrednie zagrożenie życia, zdrowia lub środowiska naturalnego
należy kontrolę przeprowadzić zanim jest już za późno i nie czekać, aż
powiadomiony o terminie kontroli przedsiębiorca zwinie niebezpieczny
interes i zatrze wszelkie jego ślady, mając do dyspozycji co najmniej
tydzień. Przynależność do partyjnej szajki, czy lokalnego układu
pozwala przedsiębiorcom unikać kontroli w nieskończoność. Według nowego
prawa, jeżeli kontrola nie zostanie wszczęta w terminie 30 dni od dnia
doręczenia zawiadomienia, wszczęcie kontroli wymaga ponownego
zawiadomienia.
Po latach anemizacji i paraliżowania Państwowej Inspekcji Sanitarnej
grupa niezmiennie trzymająca władzę w mijającym dwudziestoleciu
osiągnęła sukces w postaci ostatecznego rozwiązania problemu będącego
solą w oku już w PRLu i definiowanego wtedy pod hasłem: “sanepid
przeszkadza”.
Rzecznik interesu narodowego polskiego potrzebny jest od zaraz.
Ktokolwiek zechce podjąć to zadanie w obszarze własnej specjalności,
musi zacząć od przeglądu obowiązującego prawa i zaproponować w nim
zmiany eliminujące zapisy sprzeczne z naszym interesem narodowym. Do
publikacji proponowanych zmian i dyskusji nad nimi można wykorzystać
najbardziej demokratyczny środek masowego komunikowania, jakim jest
internet i te media ogólnodostępne, na których Polacy nigdy się nie
zawiedli.
3. kwietnia 2009
Męka i zmartwychwstanie to dar Boga dla Jego stworzenia.
Dar miłości. Dar miłosierdzia. Dar dobrowolny. Tym samym wynoszący
ponad wszystko miłość, miłosierdzie i wolność. Ale przecież nie bez
celu. Jak pisze dominikanin o. Marie-Joseph Le Guillou w książce SENS
NASZEGO ŻYCIA. MĘKA I ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA “Człowiek
poszukuje sensu życia. Jeśli celem jego pragnień i działań nie jest
Bóg, to zadowala się on doznawaniem krótkotrwałych przyjemności. Jednak
prędzej czy później każdy z nas zostaje poddany takim czy innym próbom
i wtedy na pewno zadaje sobie pytania o sens istnienia cierpienia, zła
i śmierci.”
Męka i zmartwychwstanie Syna Bożego to najważniejszy argument na rzecz
wolnego wyboru Dobra w toczącej się w sumieniu każdego człowieka walce
Dobra ze Złem. Siła tego argumentu jest tak wielka, że Zło podejmie
każdą próbę odwrócenia naszej uwagi od istoty rzeczy. Jak wilk w owczej
skórze zareklamuje się jako piewca miłości, miłosierdzia i wolności,
aby przy pierwszej nadarzającej się okazji wykazać się chorobliwą
nienawiścią, bezdusznością o cechach okrucieństwa i jawnie wrogim
stosunkiem do wolności. Uosobione Zło nienawidzi wolności, bowiem
stworzony na wzór i podobieństwo Pana Boga wolny człowiek znajdzie w
końcu cel swoich pragnień i działań. odrzuci krótkotrwałe przyjemności
i wybierze usosobione Dobro. Czy koniecznie jednak dopiero wtedy, kiedy
będzie poddany próbie cierpienia? Czy zdrowy rozsądek nie zachęci
młodych, zdrowych i bogatych do chwili refleksji? Zwłaszcza teraz,
kiedy wirtualny dom, który sobie budowali, ba, wieżowiec, w którym
pełnili rolę najemników od brudnej nieraz roboty, nagle zmienia się w
rumowisko. Nic dziwnego, bez fundamentu nie przetrwa żaden budynek.
Mając wielki kredyt do spłacenia zamiast domu i kolejkę w pośredniaku
zamiast pracy, może pójdą po rozum do głowy i wrócą z tej podróży z
przekonaniem, że warto spróbować czegoś nowego. Tym razem zaufać
systemowi zbudowanemu na skale. Część zlekceważy i to doświadczenie. Na
stronicach Starego i Nowego Testamentu, i historii czasów późniejszych,
człowiek nieustannie unosi się pychą, wyzywa Pana Boga na pojedynek,
mocuje się z Nim, wykrzykuje wrogość wobec Niego. Do czasu. O ile
zdąży, to zmieni poglądy, choćby najbardziej radykalnie formułowane i
realizowane. I o ile wyrazi skruchę, to zyska przebaczenie. Wolna wola
jest najbardziej Boskim pierwiastkiem człowieczeństwa. Jakże wobec tego
żałosne są próby ograniczenia wolności człowieka przez innego
człowieka. A jednak powtarzają się nieustannie, także w skali
państwowej i światowej. Prześladowanie religijne, ograniczanie
możliwości wypowiedzi, gwałt na niezależności akademickiej, brutalne
traktowanie osób o poglądach innych niż głosi narzucona przez władzę
doktryna, to wstęp do realnego totalitaryzmu. Nie inaczej był
wprowadzany we Włoszech faszyzm, w Niemczech – nazizm, a w krajach
zniewolonych przez Rosję Sowiecką – komunizm, socjalizm, ludowa
demokracja, czy jak to tam jeszcze nazywano. Po medialnych nagonkach,
po zaprowadzeniu prawnego porządku zgodnie z doraźnymi potrzebami
władzy, faszyści, komuniści, czy ich obecne – jeszcze niedookreślone –
odpowiedniki, przystępują do likwidacji ludzi uznanych za przeszkodę,
nazwanych wrogami i przeznaczonych do zgładzenia. Zwykle jednak mają za
sobą popierające ich masy, ogłupione propagandą i żądne krwi, tak
długo, jak długo nie dostrzegą, że jest to krew ich własna i ich
własnych dzieci. Inaczej jest w naszym kraju. Totalitaryzm wkracza bez
zabiegów o popularność. Trudno przecież piramidalne głupstwa głoszone
do kamer i mikrofonów uznać za jakiś program polityczny będący w stanie
zyskać poparcie dla ich głosicieli. Tym bardziej zadziwia fakt, że w
ojczyźnie Jana Pawła II, rozpoznawanego na całym świecie jako pielgrzym
niosący wolność wszystkim narodom, opór przeciwko coraz to bardziej
licznym przejawom totalitarnego zniewolenia, jest tak mizerny, tak
słaby, jakby za chwilę płomyk wolności miał zgasnąć…
17. kwietnia 2009
Na straży zdrowia i życia ludzi stoi armia inspektorów.
Anemizowanie, paraliżowanie i marginalizowanie roli wszelkich inspekcji
w Polsce to proces wieloletni, zapoczątkowany przed niemal dwudziestu
laty na fali sprzeciwu wobec struktur państwa wobec Rosji wasalnego i
jego funkcjonariuszy. Premier Mazowiecki i komunistyczni dygnitarze w
tzw. pierwszym rządzie solidarnościowym zadbali o zakonserwowanie
struktur i obsadzenie ich ludźmi sprawdzonymi co lojalności wobec junty
pozornie oddającej władzę. Dopiero trzy kolejne rządy – Bieleckiego,
Olszewskiego i Suchockiej pozwoliły zaistnieć skromnym przejawom myśli
o rzeczywistej odbudowie Państwa Polskiego jako wspólnego dobra
wszystkich Polaków. Niestety, pożytecznym inicjatywom nie dane było
przebić się przez wulgarne, bezczelne, rozbudowane w formie oszustwo,
zwane jednym słowem, za słownikiem języka polskiego, hucpą. Ot choćby
taką jak oferta talerza zupy rozdawanej z ministerialnego kotła w
zamian za pracę. Na przykład w pegeerze. Poprzez stały dostęp do
środków masowego przekazu minister od darmowej zupy do dziesiątego
pokolenia zagwarantował sobie cenioną markę w sprawach kulinarnych,
innym ministrom przypadł łup w postaci latyfundiów z ziemi
popegeerowskiej. A co z tysiącami rodzin z PGR-ów? Ile ofiar pochłonęło
nagłe wyrwanie ludziom źródła utrzymania innego niż wspomniany talerz
telewizyjnej zupy wsparty drobną zapomogą? Jaka część ofiar ówczesnego
bezwzględnego wdrażania doktryny wolnego rynku zapoczątkowała
dziedziczne wykluczenie społeczne? Dzisiaj, kiedy doktryny wolnego
rynku wypierają się jej autorzy i globalni animatorzy, doprowadzeni pod
jej sztandarem do nędzy ludzie płoną żywcem w domu typowym dla slumsów
– realnym pomniku mijającego dwudziestolecia. Oby obraz małych żywych
pochodni nie dał zasnąć budowniczym III RP. A przecież to dopiero
początek. Bez pracy, bez możliwości opłacenia rosnących kosztów
utrzymania, łatwo trafić do domu socjalnego, do getta dla nie dających
sobie rady.
Dla wyciszenia sprzeciwu wobec bezprawia dość wcześnie zabrano się do
demontażu kolejnych filarów systemu bezpieczeństwa obywateli we własnym
państwie. A to z zemsty za zgodne z prawem i interesem publicznym
czynności inspektorów, a to z obawy o torpedowanie interesów
politycznych i finansowych partii i partyjniaków aktualnie sprawujących
władzę przystąpiono od krojenia inspekcji i inspektorów na aktualną,
wygodną władzy modłę. Poprzez zmiany w prawie i obsadzanie decyzyjnych
stanowisk ludźmi zupełnie przypadkowymi większość inspekcji stojących
na straży zdrowia i życia milionów doprowadzono do poziomu
kompromitującego nasze państwo na tle Europy. Zaprzepaszczono narodowe
tradycje służby publicznej, zamiast zachować to, co cenne z pragmatyki
zawodowej służb nadzoru i kontroli, ich państwowotwórcze znaczenie,
szczery patriotyzm i humanitaryzm zakorzeniony w filozofii polskiego
pozytywizmu i heroizmu.
Z oczywistych powodów najstarsza i najbardziej rozbudowana służba
nadzoru i kontroli była w dziejach ludzkości związana z działalnością
przeciwepidemiczną, stąd i przyjęty sposób postępowania inspekcyjnego
winien zawsze odnosić się do złotego wzorca, jakim jest w naszych
warunkach ustawa o Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Odrzuciwszy śmieci
i buble prawne zniekształcające ducha tej ustawy, jak choćby dorobek
rządów Buzka i Tuska, należy ustawę o Państwowej Inspekcji Sanitarnej
uznać za pierwszą wymagającą analizy co do wypełnienia jej postanowień
w sytuacjach poszukiwania winnych zaniedbań, które zagrażają zdrowiu i
życiu ludzi.
Do obiektów budowlanych odnosi się kilka artykułów ustawy Państwowej
Inspekcji Sanitarnej.
Art. 3. Do zakresu działania Państwowej Inspekcji Sanitarnej w
dziedzinie zapobiegawczego nadzoru sanitarnego należy w szczególności
uzgadnianie dokumentacji projektowej pod względem wymagań higienicznych
i zdrowotnych dotyczących budowy oraz zmiany sposobu użytkowania
obiektów budowlanych,
Art. 23. Państwowy inspektor sanitarny jest uprawniony do kontroli
zgodności budowanych obiektów z wymaganiami higienicznymi i
zdrowotnymi, określonymi w obowiązujących przepisach. Stwierdzone w
toku kontroli nieprawidłowości są wpisywane do dziennika budowy, z
wyznaczeniem terminu ich usunięcia.
Art. 25. Państwowy inspektor sanitarny w związku z wykonywaną kontrolą
ma prawo
1) wstępu na terenie miast i wsi do obiektów użyteczności publicznej,
obiektów będących w trakcie budowy;
2) żądania pisemnych lub ustnych informacji oraz wzywania i
przesłuchiwania osób,
3) żądania okazania dokumentów i udostępniania wszelkich danych,
4) pobierania próbek do badań laboratoryjnych.
Art. 26. Państwowy inspektor sanitarny ma prawo wstępu do mieszkań w
razie podejrzenia lub stwierdzenia choroby zakaźnej, zagrożenia zdrowia
czynnikami środowiskowymi,
Art. 27. W razie stwierdzenia naruszenia wymagań higienicznych i
zdrowotnych, państwowy inspektor sanitarny nakazuje, w drodze decyzji,
usunięcie w ustalonym terminie stwierdzonych uchybień. Jeżeli
naruszenie wymagań, o których mowa w ust. 1, spowodowało bezpośrednie
zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, państwowy inspektor sanitarny
nakazuje zamknięcie obiektu użyteczności publicznej decyzje w tych
sprawach podlegają natychmiastowemu wykonaniu.
Art. 28. Państwowemu inspektorowi sanitarnemu przysługuje prawo
zgłoszenia sprzeciwu przeciwko uruchomieniu wybudowanego lub
przebudowanego obiektu budowlanego – jeżeli w toku wykonywanych
czynności stwierdzi, że z powodu nieuwzględnienia wymagań higienicznych
i zdrowotnych określonych w obowiązujących przepisach mogłoby nastąpić
zagrożenie życia lub zdrowia ludzi. Zgłoszenie sprzeciwu wstrzymuje
dalsze działania w tych sprawach, do czasu wydania decyzji przez
państwowego inspektora sanitarnego wyższego stopnia. (Art. 29.) W tych
wypadkach państwowi inspektorzy sanitarni są uprawnieni do
zabezpieczenia pomieszczeń. Do postępowania zabezpieczającego stosuje
się przepisy ustawy z dnia 17 czerwca 1966 r. o postępowaniu
egzekucyjnym w administracji, o ile przepisy szczególne nie stanowią
inaczej.
24. kwietnia 2009
Anteny telefonii komórkowej i linie wysokiego napięcia zagrażają
zdrowiu mieszkańców.
W jałowych i niekończących się dyskusjach z decydentami sami mieszkańcy
są zmuszeni wypełniać rolę organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej,
która zgodnie z obowiązującym prawem jest powołana do realizacji zadań
z zakresu zdrowia publicznego, w szczególności poprzez sprawowanie
nadzoru nad warunkami higieny radiacyjnej w celu ochrony zdrowia
ludzkiego przed niekorzystnym wpływem szkodliwości i uciążliwości
środowiskowych.
Do dotychczasowej ewidencji epidemiologicznej, która musi wreszcie
znaleźć zrozumienie w naszym kraju, trzeba dołączyć ważny argument
natury politycznej. Jest nim Rezolucja Parlamentu Europejskiego z dnia
2 kwietnia 2009 r. w sprawie obaw dotyczących wpływu pól
elektromagnetycznych na zdrowie.
Zachęcając do zapoznania się z pełnym tekstem rezolucji, pozwolę sobie
przytoczyć kilka jej fragmentów.
Parlament Europejski,
A. mając na uwadze, że pola elektromagnetyczne występują w przyrodzie,
a zatem zawsze istniały na Ziemi; jednak w ostatnich dziesięcioleciach
narażenie środowiskowe na źródła pól elektromagnetycznych wytworzone
przez człowieka systematycznie wzrastało ze względu na zapotrzebowanie
na energię elektryczną, coraz bardziej zaawansowane technologie
bezprzewodowe i zmiany zachodzące w organizacji społeczeństwa; oznacza
to, że obecnie każdy obywatel zarówno w domu, jak i w pracy narażony
jest na działanie złożonej kombinacji pół elektrycznych i magnetycznych
o różnych częstotliwościach,
B. mając na uwadze, że urządzenia bezprzewodowe (telefony komórkowe,
urządzenia WiFi, Wimax, Bluetooth, telefony bezprzewodowe DECT ze
stacjami bazowymi) emitują pola elektromagnetyczne, które mogą mieć
szkodliwe skutki dla zdrowia ludzi,
C. mając na uwadze, że większość obywateli europejskich, zwłaszcza
ludzi młodych w wieku od 10 do 20 lat, korzysta z użytkowego,
funkcjonalnego i modnego przedmiotu, jakim jest telefon komórkowy, a
także mając na uwadze, że nadal występuje niepewność co do płynących
stąd potencjalnych zagrożeń dla zdrowia, szczególnie w przypadku osób
młodych, których mózg nadal się rozwija,
H. mając jednak na uwadze, że wszyscy wydają się zgodni co do
niektórych kwestii, zwłaszcza co do zmienności reakcji poszczególnych
osób na narażenie na mikrofale, co do konieczności priorytetowego
przeprowadzenia testów narażenia w skali rzeczywistej w celu dokonania
oceny innych niż cieplne skutków działania pól o częstotliwościach
radiowych oraz co do szczególnej wrażliwości dzieci na narażenie na
pola elektromagnetyczne ,
2. wzywa do szczególnego uwzględnienia skutków biologicznych przy
dokonywaniu oceny potencjalnego wpływu promieniowania
elektromagnetycznego na zdrowie ludzkie, zwłaszcza że według niektórych
badań najbardziej szkodliwe skutki występują przy najniższych poziomach
promieniowania; wzywa do aktywnego prowadzenia badań w celu
przeciwdziałania potencjalnym problemom zdrowotnym poprzez opracowanie
rozwiązań pozwalających wyeliminować lub ograniczyć pulsowanie i
modulację amplitudy częstotliwości wykorzystywanych do transmisji;
4. zauważa, że zarówno podmioty z branży, jak i odpowiednie podmioty
zarządzające infrastrukturą i właściwe organy już teraz mogą
oddziaływać na pewne czynniki, np. wprowadzając przepisy dotyczące
odległości między danym miejscem a przekaźnikami czy też wysokości
danego miejsca n.p.m. w stosunku do wysokości stacji bazowej n.p.m.
oraz ukierunkowania anteny nadawczej w stosunku do miejsc, w których
przebywają ludzie, czyniąc to w oczywistej trosce o uspokojenie i o
lepszą ochronę osób mieszkających w pobliżu tego rodzaju urządzeń;
wzywa do optymalnego rozmieszczania masztów i przekaźników, a także do
wspólnego korzystania z masztów i przekaźników umiejscowionych przez
dostawców, tak by ograniczyć liczbę nieodpowiednio zlokalizowanych
masztów i przekaźników; wzywa Komisję i państwa członkowskie do
opracowania odpowiednich wytycznych;
5. zachęca państwa członkowskie oraz władze lokalne i regionalne do
utworzenia punktu kompleksowej obsługi wydającego pozwolenia na montaż
anten i przekaźników oraz do uwzględnienia w planach zagospodarowania
przestrzennego regionalnego planu rozmieszczania anten;
6. apeluje do organów odpowiedzialnych za wydawanie pozwoleń na montaż
anten telefonii komórkowej o uzgodnienie z operatorami z branży kwestii
wspólnego korzystania z infrastruktury w celu ograniczenia liczby anten
oraz narażenia ludności na pola elektromagnetyczne;
8. uważa, że – wobec mnożących się przypadków kierowania spraw do sądu,
a nawet przyjmowania przez władze publiczne środków w rodzaju
moratorium na montowanie nowych urządzeń przekaźnikowych wytwarzających
pola elektromagnetyczne – w powszechnym interesie leży sprzyjanie
rozwiązaniom opierającym się na dialogu między podmiotami z branży,
władzami publicznymi, władzami wojskowymi i stowarzyszeniami
mieszkańców na temat kryteriów instalacji nowych anten telefonii
komórkowej lub linii wysokiego napięcia i dbanie przynajmniej o to, by
szkoły, żłobki, domy spokojnej starości i budynki służby zdrowia
znalazły się w określonej zgodnie z kryteriami naukowymi odległości od
tego rodzaju infrastruktury;
9. wzywa państwa członkowskie, by wraz z operatorami z branży
udostępniły społeczeństwu mapy przedstawiające narażenie na linie
wysokiego napięcia, częstotliwości radiowe i mikrofale, zwłaszcza
generowane przez maszty telekomunikacyjne, przekaźniki radiowe i anteny
telefoniczne; wzywa do umieszczenia tych informacji na stronie
internetowej, tak aby opinia publiczna mogła z łatwością się z nimi
zapoznać, oraz do ich rozpowszechnienia w mediach;
10. proponuje, by Komisja rozważyła możliwość wykorzystania funduszy
przeznaczonych na transeuropejskie sieci energetyczne do zbadania
skutków pól elektromagnetycznych o bardzo niskich częstotliwościach,
zwłaszcza w liniach elektroenergetycznych;
11. zwraca się do Komisji, by w czasie nadchodzącej kadencji
(2009-2014) zainicjowała ambitny program poświęcony kompatybilności
elektromagnetycznej między falami tworzonymi sztucznie a falami
emitowanymi naturalnie przez żywy organizm ludzki, co pozwoli
stwierdzić docelowo, czy mikrofale mają niepożądany wpływ na zdrowie
ludzi;
14. ubolewa, że w wyniku systematycznego odkładania od 2006 r. wciąż
nie opublikowano wniosków z międzynarodowego badania epidemiologicznego
Interphone, którego celem jest stwierdzenie, czy istnieje związek
między korzystaniem z telefonu komórkowego a niektórymi rodzajami raka,
zwłaszcza guzami mózgu, nerwu słuchowego i ślinianki przyusznej;
15. podkreśla w tym kontekście apel o ostrożność skierowany przez
koordynatorkę badania Interphone Elisabeth Cardis, która na podstawie
obecnej wiedzy zaleca dzieciom racjonalne korzystanie z telefonu
komórkowego i preferowanie telefonu stacjonarnego;
17. sugeruje również Komisji, by w trosce o skuteczność polityczną i
budżetową przeniosła część wspólnotowych środków finansowych z badań
nad polami elektromagnetycznymi na szeroko zakrojoną kampanię
uświadamiającą skierowaną do młodych Europejczyków, a dotyczącą dobrych
praktyk w zakresie użytkowania telefonu komórkowego, np. korzystania z
zestawów słuchawkowych, nieprzedłużania rozmów, wyłączania telefonów w
czasie, kiedy nie są używane (np. podczas lekcji), i korzystania z
telefonów w miejscach dobrego odbioru sygnału;
20. proponuje uzupełnienie mandatu Europejskiej Grupy ds. Etyki w Nauce
i Nowych Technologiach o zadanie oceny uczciwości naukowej, by pomóc
Komisji zapobiec ewentualnym sytuacjom stanowiącym zagrożenie,
konfliktom interesów, a nawet oszustwom, które mogłyby wystąpić w
sytuacji wzmożonej obecnie konkurencji wśród naukowców;
23. potępia niektóre kampanie marketingowe operatorów telefonicznych,
szczególnie agresywne w okresie świątecznym przed końcem roku i podczas
innych specjalnych okazji, np. sprzedaż telefonów komórkowych
przeznaczonych wyłącznie dla dzieci czy też skierowane do nastolatków
oferty abonamentów z “darmowymi minutami”;
24. proponuje, by UE włączyła do swojej polityki jakości powietrza w
pomieszczeniach badanie dotyczące bezprzewodowych urządzeń domowych,
np. urządzeń WiFi zapewniających dostęp do Internetu i telefonów
pracujących w standardzie DECT, które upowszechniły się w ostatnich
latach w miejscach publicznych i mieszkaniach, narażając obywateli na
stałą emisję mikrofal;
27. jest żywo poruszony faktem, że towarzystwa ubezpieczeniowe dążą do
wykluczenia zagrożeń związanych z polami elektromagnetycznymi z polis
ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej, co wyraźnie dowodzie, że
europejscy ubezpieczyciele już stosują własną wersję zasady ostrożności;
28. wzywa państwa członkowskie do pójścia za przykładem Szwecji i
uznania osób cierpiących na nadwrażliwość elektromagnetyczną za osoby
niepełnosprawne w celu zapewnienia im odpowiedniej ochrony i równych
szans.
8 maja 2009
Grypa A H1N1 czy zwykłe przeziębienie?
Mariodajnej i wiarygodnej odpowiedzi udzieli laboratorium wymienione w
wykazie Światowej Organizacji Zdrowia 5 May 2009 (Revision 3) po raz
pierwszy opublikowanym w dniu 2 maja 2009r. i aktualizowanym 7 maja b
r. (rewizja 4) po południu czasu polskiego.
Dokument nosi tytuł “Państwa będące w stanie wykonać PCR w celu
rozpoznania zakażenia wirusem grypy A (H1N1) u ludzi. (Countries able
to perform PCR to diagnose influenza A (H1N1) virus infection in
humans) i można w nim znaleźć wiele mniej lub bardziej zamożnych krajów
świata, w tym tak dotkniętych nieszczęściem, jak afrykańska Rwanda, a
nawet Polska, którą dopisano do wykazu w czwartek po południu.
Diagnostyka laboratoryjna to podstawowy warunek oceny sytuacji
epidemiologicznej i obok logicznego rozumowania składa się na
racjonalne uzasadnienie postępowania przeciwepidemicznego. Amerykańskie
Ośrodki Zwalczania Chorób (Centers for Diseases Control – CDC)
opracowały efektywną metodę analityczną o nazwie reakcja łańcuchowa
polimerazy DNA z analizą ilości produktu w czasie rzeczywistym (ang.
real-time PCR), przeznaczoną do wykrywania nowego wirusa A H1N1, a
Światowa Organizacja Zdrowia 2. maja br. udzieliła zainteresowanym
stronom instrukcji jak otrzymać z CDC zestawy diagnostyczne zawierające
stosowne primery. Do sposobu pobierania próbek, materiałów dozwolonych
przy pobieraniu wymazów odnoszą się szczegółowe instrukcje, nie poleca
się na przykład wacików na drewnianych szpatułkach, które należy
zastąpić poliestrem osadzonym na aluminium. To samo dotyczy transportu
próbek na suchym lodzie w odpowiednim pojemniku. Błędy popełnione
podczas pobierania i transportu materiału do badania nie pozwalają
odróżnić chorobę tak obecnie nagłośnioną jak grypa A H1N1 od zwykłego
przeziębienia. Według danych amerykańskich u każdego dziecka zwykłe
przeziębienie występuje od sześciu do dziesięciu razy w ciągu roku, u
dorosłych od dwóch do czterech razy w ciągu roku, rzadziej po
sześćdziesiątce, co łącznie składa się na ponad miliard zachorowań w
samych Stanach Zjednoczonych.
Tymczasem do godz. 9 rano 7 . maja 2009r. z całego świata zgłoszono do
rejestrów Światowej Organizacji Zdrowia 2099 laboratoryjnie
potwierdzonych przypadków zachorowania na grypę A H1N1 z 23 krajów
świata, w tym 12 europejskich, ale Polska w tym zestawieniu nie
występuje. Z 2099 potwierdzonych laboratoryjnie przypadków 1112
zgłoszono z Meksyku, 642 ze Stanów Zjednoczonych. Łącznie ze wszystkich
państw świata zgłoszono 44 zgony na grypę A H1N1 potwierdzoną
laboratoryjnie, z tego w Meksyku – 42 i USA – 2.
Nowe światło na pochodzenie pandemii nowej grypy o zazwyczaj łagodnym
przebiegu i umiarkowanej zaraźliwości rzuca dobrze udokumentowany
raport wirusologiczny, którego autorem jest prof. Ji-Ming z Ośrodka
Epizoocjologicznego i Epidemiologicznego w Qingdao w Chinach. Oto
źródłem pandemii nowej grypy A H1N1 miałyby być niewykryte dotychczas
ogniska grypy świń w Ameryce Północnej. Z natury rzeczy jest to ślad
tyleż kontrowersyjny co ryzykowny dla przemysłu mięsnego w
szczególności opartego o fabryki wieprzowiny i niewątpliwie wymaga
starannej analizy pozbawionej stronniczości w rodzaju kampanii public
relations.
Podobnie rzecz się ma z niekontrolowanym i nieuzasadnionym stosowaniem
leku przeciwwirusowego o nazwie Tamiflu. Zapełnione po sufity magazyny
rządowe wielu krajów przygotowanych na zwalczanie mutanta grypy ptasiej
muszą być opróżnione, gdyż wirus ptasiej grypy zdążył się na ten lek
uodpornić a sam lek traci ważność. Tymczasem wskazania do stosowania
Tamiflu w nowej grypie A H1N1 są ściśle określone i uwzględniają, co
oczywiste, ryzyko działań nieporządanych.
22. maja 2009
Bezpieczeństwo epidemiologiczne to minimum bezpieczeństwa państwa.
Żadna władza publiczna nie może uchylać się od obowiązku zapobiegania
epidemiom, zwalczania epidemii i łagodzenia skutków epidemii. Jedyne
logiczne wytłumaczenie zawinionych i pozornie niezawinionych zaniedbań
w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa epidemiologicznego konkretnej
ludności konkretnego państwa to realizacja planu eksterminacji tej
ludności.
Nie trzeba mieć złudzeń. To co dla eksterminowanych jest zbrodnią, dla
eksterminujących, ich najemników i wspólników to powód do dumy i
chwały. Za poprzedniej okupacji eksterminacją obywateli
Rzeczypospolitej Polskiej zajmowali się nie tylko Reichsdeutscher,
czyli obywatele Niemiec i Austrii, lecz także ogromna część spośród 2
milionów obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, którzy po 4. marca 1941r.
podpisali niemiecką listę narodowościową – Deutsche Volksliste ( DVL ).
Niemiecka lista narodowościowa wyróżnia następujące kategorie
Kategoria 1 – Volksdeutscher – osoby narodowości niemieckiej działające
na rzecz Niemiec już przed podbojem, zajmujące się dywersją,
paraliżowaniem Państwa Polskiego i przygotowujące listy proskrypcyjne,
czyli listy nazwisk współobywateli polskich z góry skazanych na zagładę
za lojalność w stosunku do ojczyzny i/lub choćby lepiej wykształconych
i bardziej energicznych.
Kategoria 2 – Deutschstaemmige – osoby przyznające się do narodowości
niemieckiej, posługujące się w domu językiem niemieckim, kultywujące
kulturę niemiecką, ale bez takich jak folksdojcze zasług dla
niemieckiego parcia na wschód, czyli Drang nach Osten
Kategoria 3 – Eingedeutschte – głównie Ślązacy i Kaszubi, którym w
razie odmowy podpisania folkslisty groziła zagłada za “zdradę rasy”,
stąd Rząd Polski na Uchodźctwie nakłaniał Polaków na Śląsku i Kaszubach
do podpisywania się pod niemieckimi urojeniami.
Kategoria 4 – Rueckgedeutschte – osoby narodowości polskiej uznane za
wartościowe rasowo, bo działające na rzecz Niemiec, nazywane przez
Polaków kolaborantami
Kategoria 5 Nicht Eindeutschungsfaehige – nie nadający się na Niemców i
przeznaczeni na zagładę
Rasistowski system folkslisty jest produktem niemieckiej myśli
politycznej i dziełem państwa niemieckiego prowadzącego planową
eksterminację polskich obywateli w warunkach bezwzględnego terroru.
Cienie zamordowanych domagają się sprawiedliwego osądzenia zbrodniarzy
i takiego wyroku historii, który będzie przez nich na zawsze
zapamiętany. Niech inne państwa upomną się o swoich, jeżeli mają taką
wolę. Polska upomnieć się musi. Nie może stać oniemiała wobec
niebywałej buty winowajców zadeptujących ślady zbrodni.
Bezpieczeństwo epidemiologiczne obecnej Polski, państwa ludności
należącej dotychczas do kategorii 5 Nicht Eindeutschungsfaehige – nie
nadających się na Niemców i przeznaczonych na zagładę, ilustruje –
spośród wielu – najbardziej jaskrawy przykład zaniedbań w zakresie
zaopatrzenia chorych w podstawowe leki przeciwgruźlicze. Lekarze biją
na alarm i wtórują im media szczegółowo opisujące załamanie się
programu zapobiegania i zwalczania gruźlicy w Polsce z powodu
kardynalnych błędów zarządu resortu zdrowia.
Załącznik do ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz
zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi WYKAZ CHORÓB ZAKAŹNYCH w
poz. 17 wymienia gruźlicę, tym samym nakłada na organy Państwa
Polskiego liczne obowiązki związane z zapobieganiem i zwalczaniem tej
zarazy.
Art. 5. Ustawy z dnia 14 marca 1985 r. o Państwowej Inspekcji
Sanitarnej głosi, iż do zakresu działania Państwowej Inspekcji
Sanitarnej w dziedzinie zapobiegania i zwalczania chorób zakaźnych
należy m. in :
1) dokonywanie analiz i ocen epidemiologicznych,
2) opracowywanie programów i planów działalności zapobiegawczej i
przeciwepidemicznej, przekazywanie ich do realizacji zakładom opieki
zdrowotnej oraz kontrola realizacji tych programów i planów,
3) ustalanie zakresu i terminów szczepień ochronnych oraz sprawowanie
nadzoru w tym zakresie,
4) wydawanie zarządzeń i decyzji lub występowanie do innych organów o
ich wydanie – w wypadkach określonych w przepisach o zwalczaniu chorób
zakaźnych.
29. maja 2009
Fałszywa troska polityków o zdrowie publiczne to wróg numer jeden
zdrowia i życia każdego z nas.
Ogłoszone z wielkim zadęciem kosztowne, a przy tym chybione programy
profilaktyczne oraz telewizyjne występy oficjeli sycących swoje głody
pychy i zarozumialstwa w żadnym razie nie zastąpią naukowo uzasadnionej
działalności władzy publicznej na rzecz najważniejszego z doczesnych
dóbr, jakim jest długie życie w zdrowiu.
Oczywiście dziedziną wiedzy uzasadniającą wydatkowanie pieniędzy
podatników na cele prozdrowotne nie jest ani wiedza o tym jak ukraść
pierwszy milion i nie dać się złapać, ani też jak skutecznie ogłupić
wyborców, aby ponownie wybrali swojego kata. Wielu wyborców nic tak
cieszy, jak przyjmowanie ciosów zadanych kochającą ręką zgodnie z
deklaracją “miłości”.
Wszelkie działania w zakresie zdrowia publicznego muszą być zgodne z
aktualnym poziomem wiedzy epidemiologicznej. Ta zaś – jak każda –
podlega weryfikacji w miarę pojawiania się nowych wyników badań. Badań
miarodajnych i wiarygodnych, nie zaś napisanych w gabinetach planistów
kampanii marketingowych z rozpisaniem na role w wykonaniu a to
profesorów, a to polityków, a to inspektorów, a to dziennikarzy. Czyli
tzw. niezależnych autorytetów. Niezależnych do chwili ujawnienia ich
powiązań ze zleceniodawcami. Powiązań finansowych i wszelkich innych,
bezpośrednich i pośrednich z zaangażowaniem familii, przyjaciół i
przyjaciółek, płatnych z góry i po wykonaniu zadania, a nawet z
płatnością odłożoną dla zatarcia śladów na kilka, kilkadziesiąt lat.
Walka o prawdę w zdrowiu publicznym wydaje się przegrana w skali
globalnej, a tym bardziej w Polsce, gdzie manipulacji i załganiu
podlega dosłownie wszystko w niemal każdej dziedzinie życia państwowego
i to w czasie rzeczywistym, nie wspominając o skrajnie przeciwnych
interpretacjach faktów sprzed roku, czy kilku dekad.
Za sir Franciszkiem Baconem, pionierem myśli naukowej z przełomu
XVI/XVII wieku, złudzenia, którym podlegają umysły ludzi w wieku XXI
należy nazwać idola mendacis, złudzenia kłamstwa. Wiadomo: incredibile
verum et verisimile mendacium, czyli niewiarygodna prawda i
prawdopodobne kłamstwo. Jednak Zgodnie z teorią idoli Bacona, warto
wykrywać i analizować czynniki deformujące naszą wiedzę, bowiem
scientia potentia est – wiedza to potęga, wiedza daje siłę.
Nie mając wiedzy wystarczającej do przeżycia we współczesnym świecie,
łatwo stracić zdrowie, a przez to majątek i w końcu życie, gdy
zabraknie pieniędzy na leczenie. Stąd w narodach wielokrotnie od
naszego bogatszych wielkim zainteresowaniem cieszą się informacje o
zagrożeniach zdrowia i sposobach ich unikania.
Oto przykład informacji sprzecznej z kampaniami marketingowymi gigantów
rynkowych, za to zgodnej z aktualnym poziomem wiedzy epidemiologicznej,
a przy tym niezwykle ważnej dla każdego użytkownika telefonu
komórkowego oraz osób z jego otoczenia. Czyli dla wszystkich.
Tuzin podstawowych zasad ostrożności w celu zminimalizowania narażenia
na promienoiwanie przy korzystaniu z telefonów komórkowych:
1. Używaj komórki tylko wtedy, kiedy jest to absolutnie niezbędne.
Rozmawiaj najdłużej przez 6 minut, co jeszcze organizm może wytrzymać.
Korzystaj ze słuchawek lub z zestawu głośno mówiącego i trzymaj telefon
w odległości co najmniej 20-30 cm od siebie,
2. Nie noś telefonu bezpośrednio przy sobie i nie korzystaj niego w
odległości bliższej niż 1 metr od innych osób
3. Osoby poniżej 15 roku życia wcale nie powinny używać komórek,
ponieważ nadal rosną. Mając niższą masę ciała, ponoszą większe ryzyko
uszkodzenia w wyniku oddziaływania promieniowania zwłaszcza na mózg i
barierę krew – mózg oraz gonady, zwłaszcza jajniki.
4. Nie należy zachęcać do korzystania z komórek osób starszych i
wszystkich innych o osłabionych funkcjach życiowych, gdyż
promieniowanie może pogłębić osłabienie. Kobiety w ciąży nie powinny
używać komórek, ponieważ promieniowanie mikrofalowe jest łatwo
absorbowane przez płyn owodniowy, którym rozwija się dziecko w łonie
matki.
5. Używaj komórki wyłącznie w warunkach najlepszego odbioru. Nie
korzystaj z komórki w ograniczonych pomieszczeniach takich, jak winda,
podziemie, metro, wagon. W tych miejscach siła sygnału zarówno
wysyłanego, jak i otrzymywanego jest znacznie większa, tym samym
promieniowanie jest dużo bardziej intensywne.
6. Nie używaj komórki w czasie jazdy samochodem, autobusem, pociągiem
itp. , gdyż w tej sytuacji antena komórki cały czas skanuje w
poszukiwaniu nadajnika, używając maksymalnej siły sygnału i
promieniowanie zarówno przychodzące jak i wychodzące ulega nasileniu.
7. Nie używaj komórki w jakimkolwiek pojeździe, nawet nie będącym w
ruchu. Zamknięty pojemnik metalowy daje efekt klatki Faradaya, co
prowadzi do maksymalnego nasilenia szkodliwego wpływu promieniowania,
oddziałującego nie tylko na osobę telefonującą, lecz także na innych
pasażerów, zwłaszcza dzieci. Koniecznie trzeba wyjść z pojazdu zanim
zacznie się telefonować.
8. Nie trzymaj włączonej komórki przy łóżku, ponieważ nawet kiedy nie
jest używana, pozostaje w kontakcie z najbliższym masztem telefonii
komórkowej i emituje promieniowanie w regularnych odstępach.
9. Zaopatrz się najlepiej w
- komórkę z najniższym możliwym SAR rating będącym miarą specyficznej
absorpcji promieniowania mikrofalowego przez tkanki ciała człowieka,
przy najwyższy dopuszczalnym natężeniu 1,1 W /kg dla oczodołów i
policzków
- telefon z anteną zewnętrzną, choć mniej modny, to wyposażony w
wielokierunkową antenę nadającą z maksymalną skutecznością i dlatego
używającą słabszego sygnału niż taki, który ma antenę wbudowaną. Sprawy
mody są mniej ważne niż sprawy zdrowia.
10. Należy unikać korzystania z telefonów komórkowych mając elementy
metalowe w lub na głowie, niezależnie od tego czy są namagnetyzowane,
czy też nie, takie jak wypełnienia amalgamatowe, mostki dentystyczne,
płytki metalowe, śruby, klipsy, ozdoby, kolczyki, czy metalowe oprawki
okularów. To samo dotyczy osób używających metalowych chodzików, kul i
wózków inwalidzkich, które powinny unikać zjawisk odbicia,
amplifikacji, rezonansu i biernej reemisji promieniowania.
11. Korzystaj z osłon chroniących cię prze promieniowaniem, takich jak
metalowe kasety do noszenia komórek, materiały, zasłony i farby
chroniące przed promieniowaniem, folie metaliczne i wszystkie inne
wynalazki o uwodnionej skuteczności
12. Telefonuj najwięcej jak tylko możesz używając linii przewodowych,
które nie emitują żadnego promieniowania i z których można korzystać w
nieograniczonym czasie przez Internet, nawet w rozmowach zagranicznych.
5. czerwca 2009
O obiecany cud najłatwiej w urnie wyborczej.
Od ostatnich wyborów minęło dość czasu, aby każdy Polak zdał sobie
sprawę z prostego faktu, że nawet największy zadufek cuda to może
jedynie obiecać. Nie jest przecież Wszechmogącym zadufek znany także
jako buc, bufon, chwalipięta, fanfaron, megaloman, mitoman, narcyz,
pyszałek, samochwała, ważniak i zarozumialec.
Zamiana bieli i czerwieni w czerń, czerwień i żółć, bądź w pełną
czerwień to cud w urnie wyborczej, który przyniósłby kolejną falę
złośliwych dowcipów o Polakach typu Polish jokes. Disgusting racist
jokes zaczynałyby się od pytania: ile Polakom trzeba ukraść, aby
zaczęli szukać złodzieja. Albo: jaki naród na świecie dobrowolnie
wybiera bezrobocie, nędzę, wygnanie, zagrożenia zdrowia z powodu braku
prewencji albo cierpienie i przedwczesne zgony w wyniku odcięcia
dostępu do medycyny naprawczej.
W dawnych wiekach w wyniku traktatów sukcesyjnych ziemia wraz ludźmi
przechodziła z rąk do rąk królów i książąt. W ten sposób na wieleset
lat Państwo Polskie utraciło jedną ze swoich kolebek, ziemię o
tysiącleci zasiedloną przez Prasłowian kultury łużyckiej. W wyniku
koronkowej roboty Śląsk dostał się w ręce dynastii niemieckich. Dzisiaj
zamiast traktatów sukcesyjnych traktaty akcesyjne mają oddać całą
Polskę we władanie różnych umlaut, von, zu, a nawet von und zu w
jednym, którzy niezmiennie kierują się dewizą cuius regio, eius
religio, czyli czyja władza, tego religia. Tą religią jest obecnie
europeizm, z jego antychrześcijaństwem czy pseudochrześcijaństwem,
pogardą dla życia i prawdziwej wolności człowieka, które co rusz rażą
nas wściekłym wzrokiem znad ust głoszących miłość i coś, co nazywają
tolerancją.
Broniąc swojej tożsamości, rodziny, zdrowia, życia, pracy, domu i
ziemi, idźmy na wybory. Po przegranej w tych wyborach Polska może już
się nie podnieść.
Kto ma dostęp do internetu, niech wejdzie na serwer sejmowy i zapozna
się szczegółowo z ujednoliconymi tekstami trzech ustaw: Kodeks karny,
Ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego, Ordynacja wyborcza do
Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej.
Oto najbardziej praktyczne wyjątki z nich.
Wyborca głosuje, stawiając na karcie do głosowania znak “x” w kratce z
lewej strony obok nazwiska jednego z kandydatów z tej listy, przez co
wskazuje jego pierwszeństwo do uzyskania mandatu. Za nieważny uznaje
się głos, jeżeli na karcie do głosowania postawiono znak “x” w kratce z
lewej strony obok nazwisk dwóch lub większej liczby kandydatów z
różnych list okręgowych albo nie postawiono tego znaku w kratce z lewej
strony obok nazwiska żadnego kandydata z którejkolwiek z list.
Dopisanie na karcie do głosowania dodatkowych nazwisk lub nazw albo
poczynienie innych dopisków poza kratką nie wpływa na ważność głosu.
Czyli na karcie do głosowania wolno dopisać co się chce, byle przy
jednym nazwisku postawić w kratce znak x. Wtedy głos na pewno będzie
ważny.
Stawiając znak x, trzeba pamiętać, że w podziale mandatów uwzględni się
wyłącznie listy okręgowe tych komitetów wyborczych, które otrzymały co
najmniej 5% ważnych głosów w skali kraju.
Przestępstwa przeciwko wyborom zagrożone są wysoką karą pozbawienia
wolności. Karze podlega, kto w związku z wyborami do Parlamentu
Europejskiego
- niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia lub podrabia protokoły lub inne
dokumenty wyborcze
- dopuszcza się nadużycia lub dopuszcza do nadużycia przy przyjmowaniu
lub obliczaniu głosów
- odstępuje innej osobie przed zakończeniem głosowania niewykorzystaną
kartę
do głosowania lub pozyskuje od innej osoby w celu wykorzystania w
głosowaniu niewykorzystaną kartę do głosowania,
- przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem przeszkadza głosowaniu lub
obliczaniu głosów oraz sporządzaniu protokołów lub innych dokumentów
wyborczych;
Karze podlega także kto, naruszając przepisy o tajności głosowania,
wbrew woli głosującego zapoznaje się z treścią jego głosu.
Interesy poszczególnych komitetów wyborczych reprezentują ich
pełnomocnicy wyborczy i mężowie zaufania. Państwowa Komisja Wyborcza
może utworzyć na czas wyborów swoją inspekcję i określić jej zadania
lub powierzyć wykonywanie jej zadań inspekcji rejonowej komisji
wyborczej. Także Rejonowa komisja wyborcza może utworzyć na czas
wyborów swoją inspekcję i określić jej zadania. Dotychczasowy przebieg
kampanii wyborczej prowadzonej w wyborach do parlamentu europejskiego
zarządzonych na dzień 7 czerwca 2009 r. zmusza do podjęcia przez
poszczególne komitety wyborcze i Państwową Komisję wyborczą
zdecydowanych działań na rzecz prewencji i wykrywania przestępstw
przeciwko wyborom.
Wyborca też może wykryć przestępstwa przeciwko wyborom, obserwując co
się dzieje w lokalu wyborczym.
Najważniejsze jest jednak skorzystanie z uprawnień określonych w Art.
117. Ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Nakłada on na
obwodową komisję wyborczą obowiązek udostępnienia wyborcom po godz.
22.00 w dniu 7. czerwca 2009r. wyników głosowania obejmujących m. in.
- liczby wyborców uprawnionych do głosowania i którym wydano karty do
głosowania oraz
- liczby głosów ważnych oddanych na poszczególne listy okręgowe i na
poszczególnych kandydatów.
Dane te muszą być wywieszone w lokalu wyborczym w miejscu łatwo
dostępnym dla wyborców oraz udostępnione przez internet w urzędowym
publikatorze teleinformatycznym – Biuletynie Informacji Publicznej.
Warto powołać ad hoc komitety obywatelskie w celu wykrywania i
natychmiastowego powiadamiania niezależnej opinii publicznej i organów
ścigania o przestępstwach przeciwko wyborom. Niestety, sumowanie danych
z lokali wyborczych jest poza możliwością kontroli obywatelskiej.
19. czerwca 2009
Polityczne trzęsienie unijno europejskiej ziemi zapowiada przełom.
Miejsce goebbelsowskiej propagandy europeizmu zajmą coraz to ostrzej
stawiane interesy narodowe. Pytanie tylko kto i z jakim skutkiem będzie
bronił interesu narodu polskiego. Narodu, jak mało który, zdradzonego
przez swoje “jelyty”, charakteryzujące się poziomem tyleż żenującym, co
sposoby, jakimi zagarnęły władzę i jej pilnują. Jedno jest pewne. Moda
na patriotyzm prędzej czy później dotrze i do nas, a wówczas nie
wystarczą słodkie słówka, kombatanckie wspominki i bogoojczyźniane
zaklęcia. Aby zdobyć władzę w kolejnych wyborach, trzeba będzie wykazać
się konkretnym dorobkiem. Widownia rozliczy obydwie pierwszoligowe
drużyny i z samobójczych goli strzelonych do polskiej bramki i ze
skutecznych akcji tej bramki obrony.
Jest nadzieja, że walka na śmierć i życie politycznych gigantów w nowej
europejskiej rzeczywistości odwróci złą kartę historii naszej ojczyzny
i da nam szansę odbić się od dna. Niech biją się w piersi ci, którzy,
czy to szydząc z patriotyzmu, czy nawet udając patriotów, polski
patriotyzm nazywali i nazywają nacjonalizmem, podczas gdy u sąsiadów
partie stawiające na pierwszym miejscu jasno określony interes narodowy
nie są kneblowane karykaturą poprawności politycznej i zdobywają
władzę. Czesi, Słowacy, Rosjanie i Niemcy mogą wyraźnie artykułować
swoje interesy, ale Polacy nie mogą bo zaraz zostaną obrzuceni salwą
błota oszczerstw i pomówień przez tych, dla których Polska to tylko
obszar eksploatacji. Czy ktoś, wybierając się na grzyby, pyta
znalezione prawdziwki o zdanie, czy chcą być ścięte i jak mają być
przyrządzone? Nie pyta, tylko spokojnie zbiera. Po to przyszedł do
lasu. Z ostatniej kampanii wyborczej jasno wynika, że nas też nikt nie
pyta o opinię w sprawie naszej przyszłości. Nie pokazuje alternatyw i
szans ich zrealizowania. Wyborcy nie pytani, nie odpowiadają. Na wybory
nie chodzą, bo mają dość nudnego już widowiska w wykonaniu kiepskich
aktorów. W Polsce frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego
okazała się żałośnie niska, a ich wynik w postaci skopiowania proporcji
parlamentarnych kompromituje kastę polityczną. Po co komu takie wybory,
kiedy nie ma czego wybierać.
W odróżnieniu od Polski, Niemcy miały okazję pokazać światu co
wybierają. Wybory samorządowe przyniosły tam triumf Narodowo
Demokratycznej Partii Niemiec. Nationaldemokratische Partei
Deutschlands to nie Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei,
NSDAP – Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników, a mimo to
jest postrzegana jako kontynuatorka znanego dobrze światu, zwłaszcza
Polsce, nazizmu. Już w poprzednim wcieleniu w postaci Niemieckiej
Partii Rzeszy Deutsche Reichspartei była opanowana przez hitlerowców,
obecnie domaga się uznania dorobku nazizmu, rewizji granic i uprawia
jawną propagandę antypolskiej nienawiści. Wygodnym pretekstem są tu
gościnne występy polskich przestępców w Niemczech. Jak zwykle w takich
przypadkach bezczynność organów naszego państwa przynosi gorzkie owoce
i to po dziesiątkach lat od pojawienia się w Niemczech dużej fali
złodziei z Polski za tytułem filmu “15.10 do Jumy” zwanych “jumakami”
od godziny odjazdu pociągu do Niemiec z miasta, którego nazwy tu nie
wymienię.
Zdaniem niemieckich władz poniżanie narodu polskiego nie jest jednak
przestępstwem. W tej sytuacji należy postawić wyraźne pytanie o
gwarancje naszego bezpieczeństwa nie tylko podczas pobytu obywateli
polskich w Niemczech. Brak jednoznacznej odpowiedzi na zasadnicze
pytania w sprawie bytu narodowego musi przerwać milczenie polityków,
którzy twierdzą, że reprezentują interesy narodowe Polaków.
26 czerwca 2009
Komunizm, faszyzm, europeizm, klimatyzm i każdy inny totalitaryzm żąda
tego samego. Zrezygnujcie z własnego interesu na rzecz zakamuflowanego
interesu nowego hegemona, a po przejściowych kłopotach czeka was raj na
ziemi. Wy, którzy tego nie rozumiecie, jesteście zacofanymi wrogami
postępu i nie unikniecie kary, która nieuchronnie spadnie na was samych
i wasze rodziny. Wystarczy, że zabierzemy wam pracę, a szybko
skruszejecie i zasilicie szeregi entuzjastów żebrzących o odpady z
naszego stołu. Nawet gdy władza działa nieudolnie i sprzecznie ze
zdrowym rozsądkiem, to i tak dysponuje siłą wystarczającą, aby zabrać
wam wszystko: zdrowie, majątek i życie.
Widomym znakiem panoszącego się w Polsce totalitaryzmu, któremu, tak
jak stalinizmowi i hitleryzmowi, należy się już nazwa o charakterze
odosobowym, są turbiny wiatrowe szkodliwe dla krajobrazu, przyrody i
zdrowia człowieka.
To, że wiatraki psują krajobraz, widzi każdy i to powinno martwić
wszystkich, którzy inwestują w turystykę i chcą z niej się utrzymywać.
To, że kładą trupem zwierzęta latające, w tym objęte prawną ochroną
gatunki latających ssaków – nietoperzy, powinno wstrząsać sumieniem
każdego, nie tylko ekologów na etacie. Ale to, że turbiny wiatrowe
szkodzą zdrowiu ludzi powinno stać się tematem debaty narodowej od
zaraz. Przecież nawet gdyby doszło do natychmiastowego odsunięcia od
władzy ludzi odpowiedzialnych za upadek lecznictwa w Polsce, to i tak
skutki zdrowotne oddziaływania turbin wiatrowych pozostaną nieuleczalne
na dziesiątki lat. Kto zapłaci za utracone zdrowie? Kto zrekompensuje
utratę możliwości zarobkowania? Kto pokryje koszty leczenia?
Brak odpowiedzi na te proste pytania dowodzi, że instalatorzy wiatraków
elektrycznych ukrywają rzeczywiste koszty swojego przedsięwzięcia. Te
ukryte każą płacić innym. Tak samo, jak w przypadku energii jądrowej.
To co jest prezentowane jako tanie i ekologiczne, po ujawnieniu kosztów
ukrytych i przeniesionych na innych, okazuje się najbardziej kosztowne
i najbardziej dla środowiska szkodliwe. Sprzedawcom elektrowni
atomowych i ich akwizytorom z trudem przychodzi przyznać rację
oczywistym faktom. Również w Polsce, gdzie do kosztów budowy i
eksploatacji reaktorów atomowych należy doliczyć następstwa
oddziaływania na zdrowie ludzi elektroenergetycznych linii
napowietrznych, które trzeba będzie zbudować, aby rozprowadzić energię
z jej kilku nowych źródeł. Już dotychczas Polacy traktowani są jak
przygodni mieszkańcy ziemi niczyjej, więc nie trzeba się dziwić, kiedy
wkrótce na łóżeczko naszego dziecka padnie złowieszczy cień linii
wysokiego napięcia siejącej promieniowanie elektromagnetyczne.
Nietoperze muszą liczyć na zmiłowanie ludzi. Ludzie mogą i muszą bronić
się sami. Taki już mają przywilej, że mogą czytać i wykorzystywać
zdobytą wiedzę dla obrony zdrowia i życia swoich bliskich i własnego.
W roku 1991 w The Johns Hopkins University School of Medicine odbyłem
pożyteczne szkolenie z zakresu epidemiologii i w tym samym roku dyplom
lekarza medycyny w tej szacownej uczelni uzyskała dr Nina Pierpont.
Dr Nina Pierpont sformułowała definicję zespołu hałasu turbiny
wiatrowej jako zespołu objawów, które rozpoczynają się z chwilą
uruchomienia okolicznych turbin, zaś ustępują, gdy turbiny są wyłączone
lub osoba zgłaszająca symptomy nie przebywa w ich sąsiedztwie. Do
objawów tych należą:
- problemy ze snem: słyszalny hałas lub fizycznie odczuwalne uczucie
pulsowania czy ciśnienia utrudniają zaśnięcie oraz powodują częste
wybudzanie.
- bóle głowy o nasilonej dokuczliwości lub częstotliwości,
- zawroty głowy, drżenie, nudności,
- wyczerpanie, niepokój, złość, skłonność do irytacji, depresja,
- problemy z koncentracją uwagi i uczeniem się,
- szum uszny (dzwonienie w uszach).
Nie wszystkie osoby mieszkające w pobliżu turbin wiatrowych zauważają
powyższe symptomy. Nie oznacza to, że ludzie je wymyślają, lecz raczej,
że ludzie różnią się pod względem podatności na nie.
Najpowszechniejszym objawem jest przewlekłe zaburzenie snu.
Wyczerpanie, huśtawka nastrojów oraz problemy z koncentracją i uczeniem
się są naturalnymi następstwami słabego, niezdrowego snu.
Wrażliwość na hałas o niskiej częstotliwości stanowi potencjalny
czynnik ryzyka. Niektórzy ludzie odczuwają hałas o niskiej
częstotliwości raczej jako ciśnienie w uszach, niż jako słyszalny
dźwięk, lub też doświadczają go jako odczuwalne uczucie lub drganie w
klatce piersiowej albo gardle. Osoby zamieszkujące w sąsiedztwie
przemysłowych turbin wiatrowych skarżą się także na niepokojące uczucie
przymusu oddychania zsynchronizowanego z rytmicznym pulsowaniem turbin,
które to pulsowanie niekoniecznie musi być słyszalne, zwłaszcza w nocy
gdy próbują spać.
Powyższe ustalenia dr Niny Pierpont należą do głównego nurtu medycyny
opartej o ewidencję naukową. Trwałym skutkiem oddziaływania turbin
wiatrowych o nazwie choroba wibracyjno-akustyczna zajmuje się
wibroakustyka – dziedzina naukowa, w której Polska odnosi
międzynarodowe sukcesy, a dr Wojciech Marciniak należy do pionierów
medycyny w tym zakresie.
16. października 2009
Przed dwudziestu laty niemal każdego dnia odwiedzałem jakiś szpital lub
uczelnię, aby wygłosić wykład na temat AIDS i innych chorób
przenoszonych drogą płciową. Było to powrocie z pracy w Afryce, gdzie
jako konsultant epidemiolog rządu Republiki Kenii prowadziłem badania
lekarskie w założonej przeze mnie państwowej przychodni dla osób z
objawami chorób wenerycznych. Trwający od rana do nocy natłok
pacjentów, głównie młodych i bardzo młodych, a przy tym z powodu braku
dostępu do lekarza i skutecznych leków niezwykle cierpiących w wyniku
nieleczonego zakażenia i to niejedną na raz chorobą weneryczną,
skłaniał do poważnej refleksji nad ograniczeniami terapii i
profilaktyki z jednej strony a możliwościami prewencji z drugiej
strony. A działo się to w początkowej fazie epidemii AIDS. W roku 1982
nikt nie odważył się połączyć znanej od dawna w Afryce “slimming
disease” (“choroby wychudzającej”) z pierwszym w historii ujawnionym
ogniskiem epidemicznym AIDS wśród homoseksualistów w San Francisco,
USA. I to pomimo zbieżności obrazu klinicznego. Jeszcze w marcu roku
1987 w rejestrach Światowej Organizacji Zdrowia spośród 43 tys.
przypadków AIDS na całym świecie, aż 31 tys. zarejestrowano w USA, 5
tys. w Europie i zaledwie 3 tys. w Afryce. W ciągu 20 lat obraz
sytuacji uległ zasadniczej zmianie. Szacowana liczba osób żyjących z
HIV/AIDS w 2007r. osiągnęła 33 miliony, z czego 22 miliony, czyli 2/3
żyły w Afryce. Tam też zmarły 3/4 spośród 2 milionów zmarłych na AIDS w
samym roku 2007 na całym świecie. Według ostatnich opublikowanych
oszacowań ONZ od 1981 r. na świecie zmarło 25 milionów ludzi. W 2007 r.
wirusem wywołującym HIV zaraziło się 2,9 miliona ludzi, w tym 1, 9 w
Afryce. Odsetek osób w wieku 15 – 49 lat żyjących z HIV/AIDS na świecie
wynosi 0,8%, taki sam jest w Europie Wschodniej i Azji Środkowej, zaś w
Afryce jest ponad siedmiokrotnie wyższy i sięga 5%. W obrębie
poszczególnych kontynentów występują jednak znaczące różnice. W Polsce
odsetek osób żyjących z HIV/AIDS szacuje się na ok. 0,1% i jest on
11-krotnie niższy niż na Ukrainie, gdzie żyje 440 tys. osób z HIV/AIDS
i 10-krotnie niższy niż w Rosji, gdzie liczba osób zakażonych sięga 860
tys. Z narodów Europy Zachodniej najbardziej cierpią Hiszpanie:
zakażonego HIV można tam spotkać sześć razy częściej niż w Polsce. W
Afryce różnice pomiędzy poszczególnymi regionami zawsze były i są
niezwykle uderzające. Muzułmańskie państwa Północnej Afryki z wyjątkiem
Libii, do w której doszło do zakażeń szpitalnych, mają odsetek
zakażonych HIV taki sam jak Polska, czyli 1 osoba zakażona HIV na 1000
ludności, zaś w państwach południa kontynentu, jak Lesotho, Swaziland,
Zimbabwe i Botswana sytuacja jest 250 razy bardziej groźna – jeden na
czterech jest zakażony HIV. W samej Republice Południowej Afryki, gdzie
co dziesiąta osoba jest zakażona HIV, żyje najwięcej osób z HIV/AIDS na
świecie – 5 700 000.
Podejmując w latach osiemdziesiątych intensywne działania na rzecz
prewencji AIDS w naszym kraju, kierowałem się przekonaniem, że jedynym
złotym środkiem zapobiegawczym jest oświata zdrowotna skierowana przede
wszystkim do ludzi młodych, pierwszych ofiar i rozsadników chorób
wenerycznych, włącznie z tą najbardziej potworną w naszych czasach,
jaką jest AIDS. W ramach Zarządu Wojewódzkiego Polskiego Czerwonego
Krzyża, któremu prezesował pan Andrzej Wydro i z wsparciem krajowego
duszpasterza służby zdrowia i wiceprzewodniczącego Komisji Episkopatu
do Spraw Duszpasterstwa Akademickiego, którym był wówczas ks. biskup
Adam Dyczkowski udało się nam się wydrukować i zamieścić nawet w
gablotach parafialnych tysiące ulotek zawierających szczegółowe
ostrzeżenia przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, w tym AIDS,
oraz wielorakie zachęty do unikania ryzyka zakażenia. Potem założyłem
pierwszą w Polsce i całej Europie Środkowo – Wschodniej automatyczną
informację telefoniczną o AIDS, której tekst można znaleźć na stronie
www.halat.pl/hiv.html , aż wreszcie wraz z mgr Elżbietą Janik i mgr
Krystyną Lasek, dyrektorami wydziałów pielęgniarskich i położnych szkół
medycznych odpowiednio we Wrocławiu i Świdnicy, do których później
dołączyły szkoły w Warszawie, Bytomiu i innych miastach, stworzyliśmy
zakrojony na szeroką skalę program promocji zdrowia młodzieży “Sami
Sobie” – rówieśniczy program edukacyjny realizowany przez słuchaczki
wydziałów pielęgniarskich i położnych szkół medycznych. Jego celem było
wyposażenie młodych ludzi w wiedzę, umiejętności i motywację do
ominięcia zagrożeń zdrowia i życia ich samych i ich przyszłych rodzin.
Było to w czasach gwarantowanego przez nasze państwo dostępu do
leczenia chorób przenoszonych drogą płciową w świetnie zorganizowanej
sieci przychodni skórno-wenerologicznych, całkowicie bezpłatnego
diagnozowania i darmowego leczenia osób zgłaszających się do tych
przychodni z objawami wskazującymi na zakażenie i ich kontaktów. Było
to w czasach, kiedy chlamydioza, najczęstsza, a przy tym bezobjawowa
choroba przenoszona drogą płciową nie przyniosła jeszcze takich strat w
obszarze płodności jak obecnie. Było to w czasach w czasach
stabilizacji zawodowej ogromnej większości Polaków, kiedy to nierząd
oczywiście występował, ale nie jawił się jeszcze jako jedyna szansa na
przeżycie. Było to też w czasach, kiedy fala emigracji młodych i
niemających oprócz ciała zbyt wiele do sprzedania nie była tak wysoka.
Było to też w czasach, w których handel ludźmi, tymi naiwnymi, gotowymi
uwierzyć w każdą bajkę o pracy za granicą akurat w charakterze modelki,
kelnerki, opiekunki napotykał znaczne przeszkody w ograniczeniach
migracyjnych.
Nie działo się to na kilkaset dni przed mistrzostwami w piłce nożnej,
które – z zachowaniem odpowiednich proporcji – zagrażają erupcją
nierządu, jak podczas mistrzostw świata w Niemczech w roku 2006.
Promiskuityzm, nierząd, narkotyki, alkohol i hazard w kraju szalejącego
bezrobocia i i związanych z nim wywłaszczeń wkrótce przekształcą Polskę
w Haiti, najbardziej zniszczone przez AIDS państwo zachodniej półkuli,
którego największym nieszczęściem jest geograficzne położenie obok
bogatego sąsiada.
Każdy widzi do czego doszliśmy. Każdy powinien wyciągnąć właściwe
wnioski i podjąć działania ratunkowe na miarę swoich sił i możliwości.
30. października 2009
Czy można mieć wszystko? To pytanie w dzisiejszej Polsce brzmi jak
prowokacja. Owszem można mieć wolność wypowiedzi. Nowak i Kowalski mogą
się wygadać, ponarzekać do woli, wyżalić, popłakać, a nawet rzucić
ciężkie słowa pod adresem rządzących. I to w publicznej telewizji. Ale
co z tego za korzyść? Biadolenie, choćby najbardziej rozpaczliwe i
najmocniej uzasadnione tragiczną sytuacją wielu rodzin niczego nie
zmieni. Dostaliśmy się w niewolę uzurpatorów, którzy opanowali do
perfekcji sztukę zdobywania i utrzymywania władzy za pomocą narzędzi
prawnych i propagandowych. Od dwudziestu lat na przemian ci sami
rządzący robią to do czego się zobowiązali i biorą za to sowite
wynagrodzenie. Nie są to obcy. Tak było i w przeszłości. To polska
szlachta skapitulowała pod Uściem i dopuściła do szwedzkiego potopu. To
polska arystokracja sprowadziła na ojczyznę kaduk, czyli wielką niemoc.
Kaduk. Według słownika języka polskiego, który wydał w 1808r. Samuel
Bogumił Linde, a obecnie books.google.com udostępnia ten rarytas
wszystkim użytkownikom internetu, kaduk to 1) odumarłe dobra, czyli w
obecnym rozumieniu mienie pozostawione bez spadkobiercy i przechodzące
na własność lokalnych działaczy wiadomej partii, 2) choroba rzucająca,
czyli padaczka, epilepsja – tu Linde podaje przykład “Gdy kaduk kogoś
rzucił zrywano seymy, dlaczego choroba ta nazwana sejmowa, comitialis”
i wreszcie trzecie znaczenie – kat, czart, bies, diabeł. To wiele
wyjaśnia. Już w 1831 ówcześni Polacy szli na bagnety z wiarą, że “kto
przeżyje wolnym będzie, kto umiera wolnym już”. Przekonanie, że
sprzedawczykowstwo i narodowe zaprzaństwo magnatów, szlachty i części
duchowieństwa doprowadziły do utraty naszej niepodległości przez wiele
dziesiątków lat napędzało walkę klas, tak długo, aż ciotki rewolucji,
Róża Luksemburg i Wanda Wasilewska – aby dać pierwszeństwo paniom –
zatryumfowały na całego, pokazując tym Polakom, którym pozwoliły jakoś
przeżyć, prawdziwe znaczenie socjalistycznego hasła “wolność, równość i
braterstwo”.
Zdając sobie sprawę z ceny bolesnych nauk, których przeszłość i
teraźniejszość nam nie szczędzą, starajmy się dotrzeć do przyczyn
naszej głównej słabości, a więc sprzedawczykowstwa.
Rząd się wyżywi. To słyszeliśmy od samego klasyka, który reprezentował
władzę rzucającą jednak jakieś większe kawałki ochłapów swoim
poplecznikom. Dzisiaj różnorodność form wynagradzania za poparcie jest
niewspółmiernie większa: tu gwarancje wygrania przetargu, tam korzystna
ustawa lub przyjazna decyzja. W końcu nie wiadomo kto kim rządzi, kto
zleca a kto wykonuje czyjeś życzenia, polecenia, zadania. Wszyscy są
uwikłani w sieć wzajemnych zależności. Może i stąd wysokie sondażowe
poparcie dla partii dającej taaakie niezwykłe możliwości, potrafiącej
taak ładnie obiecać i ukochać. Wobec niezwykłych szans na szybki
zarobek, wręcz porównywalnych z rozbiciem banku 138 razy w gdyńskim
kasynie, dorośli ludzie lgną do obiecującej wszystko władzy jak
nastolatki do jednorękiego bandyty. Emocje nie pozwalają przejrzeć na
oczy. A wystarczy pomyśleć o realnych dochodach i porównać je z
wysokością bieżących spłat kredytów, kosztach utrzymania, stałych
opłatach i nagłych potrzebach, jak na przykład leczenie. Wszak obecnie
tylko rząd się wyżywi i wyleczy. Na Florydzie, naturalnie.
Czy zatem opłaca się sprzedawać za bajki o szansach? Czy nie warto
wrócić do korzeni własnej tożsamości narodowej? A tym samym do
solidaryzmu społecznego, do lojalności w stosunku do współobywateli, do
rzetelnej służby Ojczyźnie pojmowanej jako dobro wspólne. Jeżeli
brakuje chęci wyrzeczenia się zła, służenia złej sprawie, ujawnienia
złoczyńców, złapania złodzieja wspólnego dobra za rękę i oddania go w
ręce wymiaru sprawiedliwości, jaki by on to nie był, to nie trzeba się
dziwić, że życie w państwie, które w wyniku rozkradzenia ulega
rozpadowi, staje się nie do zniesienia.
Waldemar Łysiak na str. 164 “Stulecia kłamców” (dostępnego także w
internecie) w rozdziale pt. “Kłamstwo libertynizmu 2 – Relatywizm”
podaje, że wspomniany wyżej Jerzy Urban zwie Polskę “(trzy kropki)
państewkiem” i głosi otwarcie, że jego cel to “(trzy kropki) narodu
polskiego”. Pomijając milczeniem pierwszy wulgaryzm godny filmów Lwa
Rywina i jemu podobnych, warto zastąpić drugi wulgaryzm słowem
zagranicznym, dzięki czemu będzie wiadomo, że klasyk polskiej lewicy
osiągnął zamierzony cel. Oto od angielskiego słowa “slut” oznaczającego
osobę niezbyt ciężkich obyczajów, pochodzi termin sluttification, mniej
niż polski odpowiednik obciążony wulgarnością a przy tym używany w
dyskusjach publicznych dotyczących przyczyn szerokiego zakresu
patologii społecznej od promiskuityzmu niosącego choroby i socjopatie
po korupcję wyniszczającą ekonomicznie i politycznie. Starych Polaków
było stać na makaronizmy, my twórzmy anglicyzmy, skoro jest taka
potrzeba. Tak więc slutyfikacja oznacza czynienie z kogoś człowieka o
niskiej moralności, postępującego niemoralnie, zwykle dla osiągnięcia
korzyści materialnej. Walkę z zapowiedzianą przez Urbana i osiągniętą
przez jego przyjaciół slutyfikacją narodu polskiego musimy rozpocząć
natychmiast i potraktować ją jako ostatnią dla nas wszystkich szansę
narodowego istnienia między Odrą a Bugiem.
6. listopada 2009
tylko audio
13 listopada 2009
Kultura decyduje o tym, kim jesteśmy. Jak głosił amerykański filozof
Willard Van Orman Quine, znany jako “Van”, zaprzyjaźniony z wybitnym
Polakiem o przyjętym nazwisku Alfred Tarski, “no entity without
identity”, po łacinie nullam esse entitatem sine identitate, czyli: nie
ma osoby bez tożsamości. Wydawałoby się, że wszyscy rodacy autora
książki “Pamięć i tożsamość” wiedzą doskonale jakie są źródła i cechy
ich własnej tożsamości. Ale tak nie jest. Ale tak nie jest, niestety.
Jak tylko Polak poczuje się silniejszy, zapomina o katechizmie i
patriotyzmie. A zwłaszcza, kiedy dojdzie do władzy lub do pieniędzy. I
to w tej kolejności, charakterystycznej dla krajów napiętnowanych
korupcyjnym zdziczeniem. Także agent wpływu nie pracuje dla idei.
Choćby i znalazł się na szczycie władzy państwowej. Na przykład taki…,
taki… król Stanisław August Poniatowski. Przyszły król dzieciństwo
spędził w Gdańsku, gdzie pobierał nauki od niemieckiego historyka o
antypolskim nastawieniu, Gotfryda Lengnicha. Później lekcji logiki
udzielał mu przyszły poseł rosyjski w Rzeczypospolitej, Herman Karl von
Keyserling. W 1756 Poniatowski został posłem saskim w Petersburgu,
gdzie spłodził córkę. Matką nieślubnego dziecka była Sophie Friederike
Auguste księżna von Anhalt-Zerbst, przyszła cesarzowa Rosji Katarzyna
II. Wzorzec osobowy kanclerz obecnych Niemiec, pani Angeli Merkel,
caryca Katarzyna II tak uzasadniała przyjęte 11 kwietnia 1764r.
porozumienie pomiędzy Rosją i Prusami w sprawie zapewnienia, że
najwyższa władza w Polsce będzie oddana w ręce marionetki: “Jest rzeczą
nieodzowną, abyśmy wprowadzili na tron Polski Piasta dla nas dogodnego,
użytecznego dla naszych rzeczywistych interesów, jednym słowem
człowieka, który by wyłącznie nam zawdzięczał swoje wyniesienie. W
osobie hrabiego Poniatowskiego, stolnika litewskiego, znajdujemy
wszystkie warunki niezbędne dla dogodzenia nam i skutkiem tego
postanowiliśmy wynieść go na tron Polski”. Ponieważ wtedy jeszcze nie
było telewizji, caryca przysłała nam swoje wojska, dla naszego dobra –
oczywiście – by broniły naszych swobód, a te już zadbały, aby 17
września 1764r., przy znacznej absencji uprawnionych elektorów
Poniatowski został wybrany królem Polski. Elekcję Poniatowskiego
podpisało jedynie 5 320 osób. Po upadku insurekcji kościuszkowskiej,
kiedy Polska przestała istnieć jako państwo, w 31 rocznicę swojej
koronacji Poniatowski abdykował na rzecz Rosji 25 listopada 1795r., w
dniu imienin Katarzyny II i przeszedł na stałą pensję od carycy. Jeden
dobrze obsadzony agent wpływu potrafił tyle zła wyrządzić swoim
rodakom. I cóż z tego, że naród pamiętał. O kimś, kto się “zeszmacił”
politycznie, mówiono, że się “zestanisławoauguścił”. Ale czy
rzeczywiście Poniatowski się zeszmacił, czy też może zachował swoją
tożsamość ukształtowaną przez wspomnianych nauczycieli, a przy tym
doskonale przydatną do wykonania zadań najemnika na wysokim, najwyższym
szczeblu władzy?
Niedawne obchody Dnia Niepodległości muszą skłaniać do refleksji nie
tylko nad sposobem, w jaki tę niepodległość przed 91 laty Polska
odzyskała, ale też nad jak najbardziej aktualnym tematem przyczyn, dla
których tę niepodległość Polska na 123 lata straciła. Jeszcze
ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, jakie Polska ma szanse na
odzyskanie niepodległości, gdyby dalszy rozwój spraw prowadził do jej
całkowitej utraty. Wszystko leży w rękach młodzieży, naturalnie.
Dzisiaj młodzi, jutro rodzice, pojutrze dziadkowie przeniosą cechy
swojej tożsamości na następne pokolenia. Jaki jest dorobek własny
pokoleń wychowanych w atmosferze uwielbienia dla Festiwalu w Woodstock
1969 oraz takich ikon, jak Che Gevarra i Madonna, widzi każdy, komu w
zamian za opiekę i leczenie zapewnia się porzucenie i/lub eutanazję.
Zresztą do zalegalizowania eutanazji dążą ci sami, którzy są
entuzjastami zalegalizowania narkotyków i innych narzędzi uśmiercania
na masową skalę. Skoro – jak uczą ojcowie Kościoła Katolickiego i co
potwierdzają nasze własne liczne obserwacje – kultura śmierci zjada
własne dzieci, warto, mając na względzie przyszłości Ojczyzny i świata,
pomyśleć o sposobach zapobiegania jej szerzeniu się w wyniku tak
powszechnych obecnie zjawisk, jak zeszmacenie polityków i slutyfikacja
elektoratu.
Inne dobre powiedzenie Vana, szczególnie miłe dla ucha epidemiologa
brzmiało następująco: “być to znaczy być wartością zmiennej” (to be is
to be the value of a variable, łac. esse variabilis cuiusdam esse). W
zastosowaniu do obłąkańczego promiskuityzmu będącego jedną z
najważniejszych zdobyczy kultury śmierci i niosącego gorzkie owoce w
postaci pandemii chorób wenerycznych, w tym AIDS i chlamydiozy
prowadzącej do bezpłodności, oraz bezmiaru patologii społecznej,
stwierdzenie “być to znaczy być wartością zmiennej” daje się łatwo
wyrazić liczbą osób, z którymi ktoś podjął współżycie płciowe.
Oczywiście im większa ta liczba, tym większe zagrożenie dla zdrowia i
życia. W świecie zachodnim coitarche, czyli wiek podjęcia współżycia,
decyduje o liczbie osób, z którymi ktoś podejmie współżycie w
przyszłości i to poza małżeństwem. Tymczasem młodzi ludzie coraz wyżej
cenią zachowanie i ofiarowanie przyszłemu małżonkowi lub przyszłej
małżonce nieodnawialnej wartości jaką jest dziewictwo. Uniwersalna
wartość dziewictwa aż do ślubu jest duchowym zobowiązaniem dwóch
głównych religii świata, które są deklarowane przez ponad połowę
obywateli krajów Unii Europejskiej i Unii Afrykańskiej. Wśród ludności
Europy poza jej częścią wschodnią 54,8 % deklaruje przynależność do
Kościoła rzymskokatolickiego a 4,3 % wyznaje islam, a wśród ludności
Afryki jest 45,8 % muzułmanów i 15,3 % rzymskich katolików.
Błogosławiona Karolina Kózka, która zginęła śmiercią męczeńską 18.
listopada 1914r. wiedziała, że nie ma osoby bez tożsamości.
20. listopada 2009
Uzurpatorzy tak sprawują władzę, jak ją zdobyli. Posłużywszy się
kłamstwem dla zdobycia władzy, przywłaszczają sobie prawo do starcia
ogłupionych wyborców z powierzchni ziemi. Jeżeli nie ma osoby bez
tożsamości, tym bardziej bez tożsamości nie ma narodu. Biologia wobec
kultury nic nie znaczy, co łatwo dostrzec pomiędzy Łabą a Odrą, a także
wyspowo i za silnym wsparciem centrali, także na Śląsku. Skoro w wyniku
jakichś prymitywnych operacji psychologicznych w rodzaju referendum czy
wyborów do takiego czy innego parlamentu naród w ciągu zaledwie kilku
lat traci tożsamość budowaną przez wiele tysiącleci, powinien
przynajmniej zdawać sobie sprawę z narzędzi, które przeciwko niemu
użyto i musi wiedzieć, z jakich narzędzi obrony sam zrezygnował.
Amerykański ekspert ds. broni psychologicznej płk dr Alfred H. Paddock
jr już w roku 1989 podał następującą definicję: Operacja psychologiczna
(PSYOP) jest to planowane wykorzystanie środków komunikowania dla
zdobycia wpływu na postawy i zachowania ludzi. Do operacji
psychologicznych należą działania polityczne, wojskowe i ideologiczne
prowadzone na rzecz wzbudzenia w grupach docelowych zachowań, uczuć i
postaw, które przyczynią się do osiągnięcia celów polityki państwa
prowadzącego te operacje.
Grupą docelową skutecznie przeprowadzonych PSYOPów okazały się polskie
tzw. elity polityczne wyłonione i tolerowane przez naród, który ginie
bez protestu, co samo w sobie jest fenomenem na skalę światową. Może
jednak wśród 40 milionów znajdzie się grupa na tyle silna, aby
skutecznie obronić choćby własne dzieci.
Uczucia rodzicielskie należą, a właściwie należały, do najsilniejszych
emocji rządzących zachowaniem wszystkich ludzi, ludzi o nieuszkodzonej
mentalności. Filozofia matki i ojca gotowych stanąć w obronie swoich
dzieci, legła u podstaw Deklaracji Genewskiej z roku 1924 w sprawie
praw dziecka oraz dwóch dokumentów Organizacji Narodów Zjednoczonych,
których okrągłe rocznice uchwalenia przypadają na 20. listopada 2009r.
Jest to 50 rocznica proklamowania Deklaracji Praw Dziecka z 1959r. i 20
rocznica przyjęcia Konwencji o Prawach Dziecka z 1989r. Ta ostatnia
została ratyfikowana przez wszystkie państwa świata z wyjątkiem USA i
Somalii. Polska ratyfikowała Konwencji o Prawach Dziecka 7. lipca
1991r. i dopóki swojej ratyfikacji nie wycofa, każdy ma prawo domagać
się bezwzględnego wykonywania postanowień Konwencji przez władze
wszelkich szczebli, od samorządowego, przez państwowy, po rozrastający
się na kształt raka szczebel ponadnarodowy reprezentowany m. in. przez
siedmiu sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu,
którzy 3. listopada 2009 r. jednomyślnie uznali, że symbol
Chrześcijaństwa zagraża prawom człowieka. Byli to: Françoise Tulkens z
Belgii, Ireneu Cabral Barreto z Portugalii, Vladimiro Zagrebelsky w
Włoch, Danute Jočiene z Litwy, Dragoljub Popović z Serbii, András Sajó
z Węgier i Işil Karakaş z Turcji.
Wykorzystując do walki z Chrześcijaństwem stronniczą interpretację praw
człowieka, ponadnarodowa władza sądownicza nie dostrzega, że na
przeważającym obszarze Europy od lat dochodzi do masowych zabójstw
dzieci, a kiedy pozwoli im się urodzić, do bezkarnego niszczenia ich
fizycznej, moralnej i psychologicznej integralności, do wyrywania ich
spod opieki rodziców, do zmasowanego ataku na ich zdrowie i życie.
A więc dopóki Polska i inne kraje, o których kulturze decyduje siedmiu
sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, nie
wycofają się z ratyfikowania Konwencji o Prawach Dziecka z 20.
listopada 1989r., trzeba posłużyć się tym narzędziem ratowania naszej
cywilizacji. Nie wolno przy tym sięgać do okrojonych w sposób niezwykle
stronniczy skrótów bądź omówień tego dokumentu. Jak każda konstytucja,
tak samo konstytucja praw dziecka obowiązuje wprost i dosłownie. Dla
zachęty przytoczę kilka dosłownych cytatów z Konwencji o Prawach
Dziecka z 20. listopada 1989r.:
“wyrażając przekonanie, że rodzina jako podstawowa komórka
społeczeństwa oraz naturalne środowisko rozwoju i dobra wszystkich jej
członków, a w szczególności dzieci, powinna być otoczona niezbędną
ochroną oraz wsparciem, aby mogła w pełnym zakresie wypełniać swoje
obowiązki w społeczeństwie,
mając na uwadze, że – jak wskazano w Deklaracji Praw Dziecka –
“dziecko, z uwagi na swoją niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga
szczególnej opieki i troski, w tym właściwej ochrony prawnej, zarówno
przed, jak i po urodzeniu”,
biorąc w należyty sposób pod uwagę znaczenie tradycji i wartości
kulturowych każdego narodu dla ochrony i harmonijnego rozwoju dziecka,
Państwa-Strony niniejszej konwencji uzgodniły, co następuje
Art. 1.
W rozumieniu niniejszej konwencji “dziecko” oznacza każdą istotę ludzką
w wieku poniżej osiemnastu lat, chyba że zgodnie z prawem odnoszącym
się do dziecka uzyska ono wcześniej pełnoletniość.
Art. 6.
Państwa-Strony uznają, że każde dziecko ma niezbywalne prawo do życia
(co jak wynika z Preambuły jednoznacznie zobowiązuje do prawnej ochrony
życia dziecka także przed jego urodzeniem)
Art. 12.
1. Państwa-Strony zapewniają dziecku, które jest zdolne do
kształtowania swych własnych poglądów, prawo do swobodnego wyrażania
własnych poglądów we wszystkich sprawach dotyczących dziecka,
przyjmując je z należytą wagą, stosownie do wieku oraz dojrzałości
dziecka.
Art. 14.
1. Państwa-Strony będą respektowały prawo dziecka do swobody myśli,
sumienia i wyznania.
2. Państwa-Strony będą respektowały prawa i obowiązki rodziców lub, w
odpowiednich przypadkach, opiekunów prawnych odnośnie do ukierunkowania
dziecka w korzystaniu z jego prawa w sposób zgodny z rozwijającymi się
zdolnościami dziecka.
Art. 18.
1. Państwa-Strony podejmą wszelkie możliwe starania dla pełnego uznania
zasady, że oboje rodzice ponoszą wspólną odpowiedzialność za wychowanie
i rozwój dziecka. Rodzice lub w określonych przypadkach opiekunowie
prawni ponoszą główną odpowiedzialność za wychowanie i rozwój dziecka.
Jak najlepsze zabezpieczenie interesów dziecka ma być przedmiotem ich
największej troski.
Art. 24.
1. Państwa-Strony uznają prawo dziecka do najwyższego poziomu zdrowia i
udogodnień w zakresie leczenia chorób oraz rehabilitacji zdrowotnej.
Państwa-Strony będą dążyły do zapewnienia, aby żadne dziecko nie było
pozbawione prawa dostępu do tego rodzaju opieki zdrowotnej.
Art. 29.
1. Państwa-Strony są zgodne, że nauka dziecka będzie ukierunkowana na:
c) rozwijanie w dziecku szacunku dla jego rodziców, jego tożsamości
kulturowej, języka i wartości, dla wartości narodowych kraju, w którym
mieszka dziecko, kraju, z którego dziecko pochodzi, jak i dla innych
kultur;
Art. 34.
Państwa-Strony zobowiązują się do ochrony dzieci przed wszelkimi
formami wyzysku seksualnego i nadużyć seksualnych.
Art. 35.
Państwa-Strony będą podejmowały wszelkie kroki o zasięgu krajowym,
dwustronnym oraz wielostronnym dla przeciwdziałania uprowadzeniom,
sprzedaży bądź handlowi dziećmi, dokonywanych dla jakichkolwiek celów i
w jakiejkolwiek formie.
Art. 36.
Państwa-Strony będą bronić dziecko przed wszelkimi innymi formami
wyzysku, w jakimkolwiek aspekcie naruszającym dobro dziecka.
Art. 42.
Państwa-Strony zobowiązują się do szerzenia informacji o zasadach i
postanowieniach niniejszej konwencji zarówno wśród dorosłych, jak i
dzieci, wykorzystując do tego celu będące w ich dyspozycji środki.”
27. listopada 2009
Z wiekiem ubywa złudzeń, za to przybywa rozumu. Do czynów najbardziej
odrażających należy przeto nadużycie zaufania ludzi młodych, którzy,
nie mając własnych doświadczeń, z dziecięcą łatwowiernością przyjmują
za własne narzucane im z premedytacją sprzeczne z rozumem przekonania.
Na przykład sprzyjające szerzeniu się AIDS, co warto wspomnieć na kilka
dni przed Światowym Dniem Walki z AIDS 2009. Jeszcze bardziej godne
pogardy jest świadome i umyślne manipulowanie opinią publiczną za
pomocą wyssanych z palca argumentów i przy pomocy sprzedajnych
autorytetów. Prędzej czy później mistyfikacja kończy się kompromitacją
ludzi, którzy ją zmyśli i jej służyli. Niestety, sama kompromitacja
sprawców nie przywraca życia, zdrowia i utraconych dóbr, w tym dobrego
imienia i majątku, ofiarom mistyfikacji. Mało tego. Taka mistyfikacja
jak “poniżenie Niemiec i Sowietów przez Traktat Wersalski” do dzisiaj
stanowi doktrynę polityczną naszych obydwu największych sąsiadów i to
pomimo potępionego przez ludzkość ludobójstwa, którego dopuścili się,
wcielając tę doktrynę w życie. Poparcie dla Eriki Steinbach ze strony
głównej partii politycznej Niemiec współgra z wystąpieniem Władimira
Putina na Westerplatte i każe rozglądać się za sojusznikami. A
tymczasem nasza największa nadzieja na odsiecz rozpłynęła się we mgle
nad Atlantykiem. Może to i lepiej poznać prawdę zawczasu i nie brnąć w
mistyfikacje typu “offset za F-16″. Mistyfikacja, którą posłużyli się
republikanie, wystawiając Collina Powella do przedstawienia w ONZ
dowodów na “dysponowanie bronią masowego rażenia przez reżim Saddama
Husaina”, wciągnęła nas w przynoszącą same straty wojnę, przeciwko
której stanowczo i głośno występował Jan Paweł II, zaś mistyfikacja
guru demokratów Ala Gore’a znana jako “Atropogenna Zmiana Klimatu”,
którą oprotestował Benedykt XVI i Vaclav Klaus, ma posłużyć do
ostatecznego zrujnowania polskiej gospodarki, która rozkwitłaby w
oparciu o własne przebogate zasoby energetyczne. Węgla wydobywać i
używać – nie wolno. Geotermii rozwijać – też nie wolno. Nie wolno, bo
trzeba dać zarobić obcym sprzedawcom wież wiatrowych, elektrowni
atomowych, uranu, gazu ziemnego, ropy naftowej. Nie wolno, bo
mistyfikacja pod nazwą “demokracja unijno-europejska”, krótko:
europeizm, coraz wyraźniej szczerzy kły. Jak każda demokracja z
określnikiem, demokracja unijno-europejska z natury rzeczy ma ten sam
cel, co demokracja socjalistyczna, krótko: socjalizm. Jest nim władza
hegemona i przywileje dla jego piesków. Przydałoby się szczegółowo
porównać obydwa totalitaryzmy, brukselski i moskiewski, by je
zbilansować z punktu widzenia polskiej racji stanu. Nie innej,
narzucanej przez obce propagandowe mistyfikacje, a właśnie polskiej.
Nie musimy się zgadzać na to, by Polak był traktowany jak miś o małym
rozumku, który zrozumie nie wiele więcej niż głosi pierwsza zwrotka
piosenki “wlazł kotek na płotek i mruga”.
Polakom potrzeba zdrowego rozsądku, abyśmy jako naród nie odeszli w
niebyt odarci z tożsamości, wywłaszczeni z własności, zdziesiątkowani
przez emigrację, kulturę antynatalistyczną i krach ochrony zdrowia. Po
prostu: aby nie pójść z torbami, trzeba pójść po rozum do głowy.
Rozum, czyli zdrowy rozsądek, po łacinie sensus communis, po angielsku
common sense, wymaga zdefiniowania. Tu trzeba sięgnąć do myśli
Kartezjusza. Prekursor nowożytnej kultury umysłowej, najbardziej znany
z twierdzenia Cogito ergo sum, myślę więc jestem, już w 1619 r. doszedł
do wniosku, że tylko to jest pewne, co jest jasne i wyraźne. Pewnym
jest wszystko, co rozsądek jasno i wyraźnie widzi. Kartezjański
rozsądek (bon sens), to rozum, który pozwala odróżnić prawdę od fałszu.
Jak pisze Kartezjusz w fundamentalnym dziele opublikowanym w 1637r. , a
z którego przesłania do dzisiaj korzystamy, pod tytułem “Rozprawa o
metodzie” (Discours de la méthode pour bien conduire sa raison, et
chercher la vérité dans les sciences): “Rozsądek jest to rzecz ze
wszystkich na świecie najlepiej rozdzielona, każdy bowiem sądzi, że
jest w nią tak dobrze zaopatrzony, iż nawet ci, których we wszystkim
innym najtrudniej jest zadowolić, nie zwykli pragnąć go więcej, niźli
posiadają. Nie jest prawdopodobne, aby się wszyscy mylili co do tego;
raczej świadczy to, iż zdolność dobrego sądzenia i rozróżniania prawdy
od fałszu, co nazywamy właśnie rozsądkiem lub rozumem, jest z natury
równa u wszystkich ludzi. Tak więc rozbieżność mniemań nie pochodzi
stąd, aby jedni byli roztropniejsi od drugich, ale jedynie stąd, iż
prowadzimy myśli nasze rozmaitymi drogami i nie rozważamy tych samych
rzeczy. Nie dosyć bowiem mieć umysł bystry, ale główna rzecz jest
właściwie go stosować. Największe dusze zdolne są do największych
występków zarówno jak do największych cnót; a ci, którzy idą jedynie
bardzo wolno, jeśli trzymają się wciąż prostej drogi, mogą posunąć się
o wiele dalej niż ci, którzy biegną, lecz oddalają się od niej.” Piękne!
Uważa się, że na poglądy Kartezjusza, jak św. Tomasza z Akwinu, miała
wpływ myśl pioniera powszechnego sceptycyzmu, którym był
najwybitniejszy uczony Islamu, żyjący w latach 1058-1111 Abu- H.a-mid
Muh.ammad ibn Muh.ammad al-Ghaza-li-, znany w Europie jako Algazel. Jak
pół tysiąca lat później Kartezjusz, al-Ghaza-li-, autor przełomowego
dzieła “Inkoherencja filozofów” (Taha-fut al-Fala-sifa), odwoływał się
do matematyki, jako narzędzia rozstrzygnięć sporów. Warto dodać, że
inkoherencja (łac. incoherentio) jest to termin stosowany w naszych
czasach w psychiatrii i oznacza zaburzenie myślenia, wyrażające się w
rozrywaniu związków pomiędzy członami myślenia, w rozpadzie struktury
zdań, a nawet wyrazów.
Z kolei brytyjski filozof George Edward Moore w eseju z 1925r. p. t.
“Obrona zdrowego rozsądku” (A Defence of Common Sense) uznał, że żadna
teoria naukowa nie może zaprzeczyć twierdzeniom zdroworozsądkowym,
które wyrażają podstawową wiedzę o świecie. Zdrowy rozsądek jest
kryterium prawdziwości systemów.
Epidemiologia lekarska tworzy i weryfikuje podstawową wiedzę o świecie
w zakresie medycyny i ekologii człowieka. Czyni to zgodnie ze zdrowym
rozsądkiem, takim, jakim go widział przed tysiącem lat Al-Gazali, przed
czterystu laty – Kartezjusz, a przed niemal stu – George Edward Moore.
Nie jest to sposób widzenia świata przez pryzmat reklamy, lobbingu,
drapieżnej polityki oraz wiecznie głodnych władzy i pieniędzy
polityków. Zapraszam wszystkich do udziału w programie Rozmowy
niedokończone w niedzielę 29. listopada 2009r. na antenie Telewizji
TRWAM od godziny 18.10 i w Radio Maryja od 21.35. Tematem rozmów będzie
epidemiologia lekarska w Polsce i na świecie.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 4. grudnia 2009
Szczęść Boże!
Poniedziałek bez mięsa! To obowiązek, który nobilitowany narkoman
wsparty przez skompromitowanego oszusta, chce narzucić poddanym
prezydenta Eurokołchozu. Dlaczego nie piątek a właśnie poniedziałek?
Polakom nie trzeba tego tłumaczyć. Władysław Gomułka, ziejący
nienawiścią do katolików autor pamiętnych słów: “tylko państwo ma prawo
ustalania, jakie emblematy mogą się znajdować na ścianach izb
szkolnych”, zasłynął w 1959r. wprowadzeniem zakazu sprzedaży mięsa,
wędlin i wyrobów wędliniarskich właśnie w poniedziałki. Nie od razu
były to poniedziałki. Tuż po wojnie ukazało się rozporządzenie Prezesa
Rady Ministrów z dnia 24. kwietnia 1946r. w sprawie ograniczenia obrotu
mięsem, jego przetworami oraz tłuszczami zwierzęcymi. Premier Edward
Osóbka-Morawski na podstawie art. 3 dekretu Polskiego Komitetu
Wyzwolenia Narodowego z dnia 25 października 1944r. o zwalczaniu
spekulacji i lichwy wojennej zarządził, co następuje: “zabrania się
dokonywania wszelkich obrotów mięsem i jego przetworami oraz tłuszczami
zwierzęcymi w środy, czwartki i piątki każdego tygodnia (dni
bezmięsne). W dniach nie objętych zakazem wolno sprzedawać w celach
konsumpcyjnych potrawy z mięsa i jego przetworów o wadze maksymalnej
100 g, przy czym jednej osobie można podać tylko jedno danie z mięsa
lub jego przetworów.” Ludzie i tak pościli w piątki, a pożyteczni
idioci mogli sobie wiązać nadzieje ze wsparciem postu siłą państwa
komunistycznego.
Od Osóbki do Gomułki Polska nie mogła wydobyć się z wojennej ruiny
gospodarczej także za sprawą tzw. “zdobyczy nauki radzieckiej”, których
ikoną był Trofim Łysenko. Nie wierzył on w istnienie genów. Może
dlatego, że podstawy naukowej genetyki świat zawdzięcza pracom o.
Grzegorza Medla, urodzonego w miejscowości Hynčice nad Odrą na Śląsku
Czeskim, opata augustianów, walczącego z prześladowaniem kościoła. W
latach 1856 -1863 o. Mendel wysiał i przebadał ok. 29 000 roślin
grochu. Jego krytyk – Łysenko też wysiewał groch, ale na skalę masową i
to w zimie. Mając wsparcie dekretu Komunistycznej Partii Związku
Sowieckiego z 1948r., w którym komuniści odrzucili naukowe dowody z
prac o. Mendla, Łysenko uczynił ze swojej pseudonauki doktrynę państwa
sowieckiego, sprowadzając głód na poddanych imperium i prześladowania
na przeciwników jego urojeń. Wojna z Bogiem oznacza zawsze wojnę z
człowiekiem. Dyktatura potrafi przy tym posłużyć się każdym argumentem,
najchętniej jednak mającym pozory naukowości. Nawiązując do dyktatury
naszych czasów, warto zauważyć, że obsadzeni przez wodza zwycięskiej
rewolucji socjalistycznej niektórzy komisarze Komisji Unii Europejskiej
– jako były aktyw partyjny – nie mogą nie znać dekretu Rady Komisarzy
Ludowych Guberni Saratowskiej o zniesieniu prywatnej własności… kobiet.
Dekret, który powstał z inicjatywy Aleksandry Kołłontaj, wieszczącej
upadek rodziny wraz ze zwycięstwem komunizmu i Nadieżdy Krupskiej,
konkubiny Lenina, przewidywał zniesienie z dniem 1 stycznia 1918 r.
prawa do stałego posiadania kobiet w wieku od 17 do 32 roku życia.
Kobiety te dekret uznał za własność całej klasy pracującej i upoważniał
obywateli płci męskiej do ich używania, nie częściej jednak niż cztery
razy w tygodniu i nie dłużej niż przez trzy godziny. Dzieci spłodzone w
tych warunkach po ukończeniu pierwszego miesiąca życia nakazywał oddać
do `Ludowych żłobków”, gdzie miały otrzymać wychowanie i wykształcenie
do lat 17. Winnym rozprzestrzeniania chorób wenerycznych groziła
odpowiedzialność prawna przed sądem rewolucyjnym. Jak podaje The New
York Times z 18. lutego 1919r. kobiety zostały “znacjonalizowane”, a
urzędowy dekret ujawnia degradację, której zostały one poddane przez
czerwonych. W uzasadnieniu komuniści stwierdzili, że “Legalne
małżeństwo było i jest stanem, który służył jako narzędzie w rękach
burżuazji, na skutek czego najlepszy gatunek wszystkich pięknych kobiet
stał się własnością burżujów, co nie pozwala na właściwy rozwój rasy
ludzkiej.” Owa szczera troska o “właściwy rozwój rasy ludzkiej” była
jednak przyjęta wrogo przez nieuświadomione masy. Dzisiaj europejskie
masy są już indoktrynowane na tyle skutecznie, że odrzucają małżeństwo,
dzieci wolą zabić niż wychować, bądź oddać na wychowanie, a zarażanie
chorobami wenerycznymi stało się równie bezkarne dla sprawców, co
początkowo niedostrzegalne dla ofiar. Tyle że sprawca odchodzi w siną
dal, a ofiara pozostaje z narastającym problemem, chorując, przenosząc
zakażenie na innych, w tym najbliższą rodzinę (współmałżonka, dziecko w
łonie matki) i ponosząc koszty finansowe i życiowe rozpoznania i
leczenia choroby wenerycznej, a często kliku na raz. Jak widać, zgodnie
z proroctwem Saszy Kołłontaj zwycięstwo komunizmu przyniosło rozpad
rodziny. No, ale szczęścia masom nie przyniosło. Zdaniem jej ideowych
następców ludzkość ma teraz na karku już nie burżujów z ich burżujskimi
prywyczkami w postaci małżeństwa prowadzącego do prywatnej własności
kobiet w wieku 17 – 32 a odparcie największego zagrożenia ludzkości,
jakim jest Antropogenne Globalne Ocieplenie. Według samozwańczych elit
mających pretensje do totalitarnego rządzenia światem życiu na Ziemi
zagraża nikła – na tle źródeł naturalnych – ilość dwutlenku węgla,
która jest produktem aktywności człowieka.
Od 20. listopada 2009, kto miał dostęp do Internetu, mógł łatwo
dowiedzieć się, że to największe pseudonaukowe oszustwo naszych czasów
zostało zdemaskowane, że zawiadujący grupą współczesnych odpowiedników
Trofima Łysenki profesor – a jakże – Phil Jones, podał się do dymisji,
a obsadzony w roli gwiazdora walki z urojonym zagrożeniem amerykański
wiceprezydent z czasów Clintona – Al Gore, 24. listopada musiał
czmychnąć ze spotkania z czytelnikami w Borders Bookstore przy 150 N.
State Street w Chicago, przedtem odpowiadając fizycznym atakiem
ochroniarzy na grzecznie stawiających pytania.
Mając nadzieję, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, warto
zauważyć, że Climategate stwarza okazję do przeglądu rzetelności i
wiarygodności szeregu innych twierdzeń opatrzonych klauzulą
nieomylności tzw. naukowych autorytetów i wykorzystywanych przeciwko
ludziom i przyrodzie, na czele z gmo, nanocząstkami, produktami
leczniczymi itp. Jeśli teraz okryci hańbą manipulatorzy faktami
prezentowanymi jako naukowe nie ustąpią miejsca ludziom na tyle
uczciwym, aby można byłoby im ufać i im płacić, za niedługo wielcy
dyktatorzy wsparci przez zastępy ogłupionych hunwejbinów ogłoszą, że
światu zagraża nie tylko wytworzony przez człowieka dwutlenek węgla,
lecz równie wszechobecny monotlenek diwodoru, po angielsku dihydrogen
monoxide, w skrócie DHMO. Już w 1989 r. młodzi amerykańscy uczeni Eric
Lechner, Lars Norpchen and Matthew Kaufman z Uniwersytetu
Kalifornijskiego w Santa Cruz poinformowali opinię publiczną o
śmiertelnym zagrożeniu ze strony DHMO. W 1997 Nathan Zohner uzyskał
poparcie dla wprowadzenia zakazu monotlenku diwodoru u 86% pytanych o
to osób, a ukuty od jego nazwiska termin “zoneryzm” i wszedł na stałe
do nauki i praktyki komunikowania zagrożeń zdrowia (ang. health risk
communication). Zoneryzm oznacza wykorzystanie prawdziwych faktów w
celu doprowadzenia publiczności charakteryzującej się brakiem wiedzy
naukowej i matematycznej do fałszywych wniosków. Pozwolę sobie dodać,
że Nathan miał 14 lat, badał kolegów z klasy, a co najważniejsze
monotlenek diwodoru, to… H2O, … zwykła woda.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 11. grudnia 2009
Szczęść Boże!
Dostosuj się albo giń. Zależnie od przekonań każdy wywodzi tę zasadę z
zaufanego źródła. A to z publikacji Karola Darwina z 1859 r. p. t. “O
powstawaniu gatunków drogą naturalnego doboru czyli o utrzymywaniu się
doskonalszych ras w walce o byt” (On the Origin of Species by Means of
Natural Selection, or the Preservation of Favoured Races in the
Struggle for Life), a to z zawołania francuskiej Legii Cudzoziemskiej
“marche ou creve” – maszeruj albo umieraj, tłumacząc elegancko, a to z
tradycji własnego narodu.
W połowie naszej ery, czyli z końcem X wieku po narodzeniu Chrystusa,
władca Polan książę Mieszko dostosował się do sytuacji powstałej w
wyniku trwającego od kilkuset lat, od czasów Karola Wielkiego, marszu
na wschód Germanów Wschodnich i Zachodnich, czyli Niemców i Francuzów.
Chrzest Polski wytrącił im z rąk pretekst do powtórzenia rzezi, której
dokonali na ziemiach Słowiańszczyzny Zachodniej i znacznie osłabił, a
na pewien czas nawet zahamował, ich parcie na wschód, czyli Drang nach
Osten. Pod władzą Piastów Polska natychmiast wniosła wielki wkład w
budowę wspólnego europejskiego domu. Bolesław Chrobry Wielki – jak
głosi napis na jego odsłoniętym w 2007r. wspaniałym pomniku we
Wrocławiu – to “w roku 1000 sprzymierzeniec papiestwa i cesarstwa w
jednoczeniu Europy”. W tym właśnie roku nasz pierwszy koronowany król
uczynił ze stolicy Śląska jedną z metropolii znanego współczesnym
świata. Biskupstwo we Wrocławiu do 1821r. było podporządkowane
arcybiskupstwu w Gnieźnie.
Po ponad dwóch latach od postawienia pomnika przez polskich patriotów w
obecnie oblężonym Wrocławiu czas najwyższy, aby władze miejskie
wreszcie dostrzegły komu miasto zawdzięcza wyniesienie a komu upadek.
Bowiem przed tysiącem lat Polacy do sytuacji się dostosowali, ale
tożsamości nie utracili, a dzięki przyjęciu Chrześcijaństwa nie tylko
uratowali się przed zagładą fizyczną, lecz także – co jeszcze
ważniejsze – przyjęli Dobrą Nowinę, która naszą tożsamość ubogaciła. Na
tle wieczności, doczesne korzyści z Chrztu Polski mogą wydawać się
miałkie i nie warte rozważań, ale przecież nie co innego jak nasz byt
na tym padole łez i rozpaczy decyduje o wyroku Sądu Ostatecznego.
Wydawałoby się, że po upływie tysiąca lat każdy Polak już doskonale
zdaje sobie sprawę z tego, że każdy czyn przynosi jakieś skutki.
Wytyczne postępowania i kodeks karny określił sam Sędzia Najwyższy, a
światli ludzie dzień w dzień, rok po roku, wiek po wieku przybliżają te
wymagania każdemu, kto chce słuchać. To że niektórzy słuchać nie chcą,
to że postępują wbrew nakazom i zakazom, że nie myślą o przyszłości, że
ulegają fałszywym doradcom i oszukańczym namowom, jest tak ludzkie jak
Boskie jest miłosierdzie. Zdając sobie sprawę z prawa do błądzenia i
dozgonnej możliwości poprawy (tylko i aż dozgonnej), odzyskujemy
pewność siebie i siłę do starań o zasłużenie na wybaczającą miłość Pana
Boga, która i tak jest niczym nie ograniczona. W miarę upływu lat życia
dostosowujemy się do zmieniającego się świata, nieraz popełniając
strategiczne błędy, kiedy będąc u szczytu powodzenia zapominamy o
głębokiej mądrości zawartej w przysłowiu “fortuna toczy się kołem”,
“fortuna toczy się kołem, pod kołem to pojąłem” – jak to spuentował Jan
Sztaudynger, autor obscenicznych fraszek, ale także wspaniałego zbioru
utworów – lamentów nad wojennym trupem miasta Wrocławia, wydanego w
Poznaniu w 1947r. pt. STROFY WROCŁAWSKIE (okładka i rysunki w tekście
Jana Wronieckiego), z których kilka, charakteryzujących się pięknem
formy i porażających grozą treści, zamieściłem na poświęconej Śląskowi
stronie halat.pl/silesia.html.
Lwowianie i Polacy z innych stron kraju, którzy niewyobrażalnym dzisiaj
wysiłkiem umysłów i rąk podnieśli Wrocław z gruzów, nie mogą pogodzić
się ze sposobem, w jaki wielu będących obecnie u władzy obraca wniwecz
polskość miasta i kierując się, zapewne owocującą w zleceniach,
posadach, grantach, nagrodach i unijnych karierach, dewizą “dostosuj
się albo giń”, budują markę miasta na regermanizacji. Widomym znakiem
regermanizacji Wrocławia jest odbudowany za ciężkie pieniądze symbol
dwustuletniego zaledwie panoszenia się prusactwa w mieście – pałac
strasznego Fryca Polakożercy. Wykopaliska archeologiczne słowiańskich
osad z początków Wrocławia, próby rekonstrukcji – dla potrzeb turystów
– tak wspaniałych budowli romańskich, jak te, które powstały za sprawą
Piotra Włosta, możnowładcy plemienia Ślężan, który już za życia stał
się chodzącą legendą, nie mogą doczekać się odpowiadającego ich
unikatowej wartości zainteresowania i finansowania. Konformistyczna
realizacja zasady “dostosuj się albo giń” polegająca na wyrzeczeniu się
narodowej tożsamości to nic innego jak zdrada narodowa. Niech ci,
którzy się jej dopuszczają nie zapomną, że fortuna toczy się kołem, że
naród pamięta, że nie zawsze przebacza. Przyjęcie chybionej strategii
na podstawie fałszywych założeń prędzej czy później skończy się klęską.
Wystarczy przyjrzeć się zgniłym owocom, jakie wydają nasiona kłamstwa,
w szerokim tego określenia pojęciu – od nasion roślin genetycznie
modyfikowanych po kłamstwa historyczne, polityczne, czy naukowe.
Budowanie marki Wrocławia na tradycji pruskiej jest właśnie zgniłym
owocem tych trzech kłamstw i niezależnie od kosztów poniesionych przez
wiadomych inwestorów i korzyści przyjętych przez wiadomych
zleceniobiorców przyniesie same straty każdej ze stron konfliktu,
także, niestety, polskiej – poddanej narastającej presji
nacjonalistycznego naporu.
Nie takie mistyfikacje runęły w przeszłości, nie takie kompromitują się
na naszych oczach. Wielu jeszcze pamięta propagandę niemieckich
faszystów, większość – rosyjskich komunistów, a wszyscy obecnie żyjący
mogą po prostu włączyć telewizor i zobaczyć jak na nasionach kłamstwa o
wpływie człowieka na klimat wyrasta ogromne drzewo w Kopenhadze i jak
zgniłe rodzi owoce. Wzrost i upadek kłamstwa o wpływie człowieka na
klimat, czyli klimatyzmu, to niewątpliwie wielkie doświadczenie
ludzkości u progu trzeciego tysiąclecia naszej ery, czyli – mówiąc
zgodnie z prawdziwym znaczeniem tego określenia – po narodzeniu
Chrystusa. Wzrost i upadek klimatyzmu był możliwy wyłącznie dzięki
nowym technologiom stworzonym przez geniusz człowieka posługującego się
rzetelną wiedzą naukową i sprawdzonymi w wyniku powtarzalnych
eksperymentów umiejętnościami. Na czele tych technologii stoi
informatyka z jej przełomowym w dziejach ludzkości zastosowaniem w
postaci komputerów, które po połączeniu w globalną sieć dają internet.
Miarą wartości internetu dla nas wszystkich i każdego z osobna jest
pozycja wyszukiwarki internetowej Google, która w opublikowanym w
kwietniu 2009r. rankingu wartości globalnych marek prowadzonym przez
Millward Brown Optimor osiągnęła pozycję pierwszą, dochodząc do kwoty
100 miliardów dolarów i odnotowując 16% przyrost w stosunku do roku
2008.
O markach polskich na podstawie opublikowanego 10. grudnia b. r.
raportu firmy Acropolis Advisory i dziennika “Rzeczpospolita” oraz
opublikowanego również w grudniu b. r. przez Urząd Ochrony Konkurencji
i Konsumenmtów raportu KONSUMENT NA RYNKU ARTYKUŁÓW ŻYWNOŚCIOWYCH (w
świetle wyników kontroli produktów mlecznych, mięsnych, rybnych i
miodu) opowiem za tydzień. Naturalnie w ramach drążenia tematu
“dostosuj się albo giń”- “dostosuj się bez utraty tożsamości albo giń
jako konformista”
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
Felieton w Radio Maryja, 22 grudnia 2009
Szczęść Boże!
Ostatni przed Wigilią Bożego Narodzenia 2009r. mój felieton z cyklu
“Spróbuj pomyśleć” nie może zakłócać chrześcijańskiej atmosfery
radosnego oczekiwania nawet w domach tych ludzi, którzy świadomie i
umyślnie swoim bliźnim szkodzą, zamiast chronić ich przed parą
nieszczęść budzących największy strach, jakimi są choroba i bieda.
Niechby zasiadając do wigilijnego stołu, śpiewając kolędy, ciesząc się
ciepłem rodziny pod wspólnym dachem, choćby przez chwilę wspomnieli
tych, którym to wszystko odebrali, tych, których skazali na bezrobocie
i bezdomność, na chorobę, na brak nadziei na ulgę w cierpieniu, na
przedwczesny zgon i pozostawienie osieroconych bliskich. Od wyrzutów
sumienia, skruchy i zadośćuczynienia zaczęła się niejedna droga ku
dobru własnemu i innych ludzi, i związku z tym życzmy wszelkich łask
Bożych, z łaską przemiany na czele, przede wszystkim naszym
prześladowcom. Życzmy szczerze, tak jak nas do tego zachęcał ks. Jerzy
Popiełuszko słowami “Zło dobrem zwyciężaj”. Polski męczennik wrogiej
Bogu i ludziom dyktatury w tych trzech prostych słowach zawarł wielką
prawdę o przewadze dobra nad złem i o zawodności posługiwania się
bronią napastnika motywowanego złem. Siłą chrześcijan jest czynienie
dobra, stąd i w odpowiedzi na atak zła nie powinniśmy stosować
kontrataku zła a dokonać maksymalnego wysiłku wiary i intelektu, aby
zło, choćby to najbardziej rozpanoszone, okrutne i bezczelne zło,
dobrem pokonać.
Równocześnie musimy posługiwać się skutecznymi narzędziami nie gorzej
niż napadający na nas napastnicy spod sztandarów zła. Gromadzenie i
publikowanie dowodów, ich zgodne ze zdrowym rozsądkiem interpretowanie
i zderzanie z argumentami przeciwnika, nawet jeśli nie odniesie
natychmiastowego skutku, to przynajmniej zmodyfikuje jego działania,
może doprowadzi do tego, że zło będzie mniejszym złem.
Z powyższych powodów o markach polskich na podstawie opublikowanego 10.
grudnia b. r. raportu firmy Acropolis Advisory i dziennika
“Rzeczpospolita” oraz opublikowanego również w grudniu b. r. przez
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów raportu KONSUMENT NA RYNKU
ARTYKUŁÓW ŻYWNOŚCIOWYCH (w świetle wyników kontroli produktów
mlecznych, mięsnych, rybnych i miodu) opowiem w ostatnim dniu
mijającego roku.
Dzisiaj, chciałbym Państwa zachęcić do rozmyślań w nadchodzącym
tygodniu i rozmów przy świątecznym stole nie o brudzie tego świata a o
jego czystości. Czysta przyroda, czysta woda, czysta żywność, czysta
nauka, czysta medycyna, czysta polityka, czysta gospodarka, czysta…,
czyli PROGRAM CZYSTA… SPRAWA od końca pierwszej dekady III tysiąclecia
po n. Ch.
Czysta medycyna to Polska Medycyna Integracyjna. Tej sprawie warto
poświęcić wiele uwagi, gdyż właśnie przygotowywany jej program na
najbliższe lata może okazać się jedynym ratunkiem dla milionów ludzi w
potrzebie. Dzisiaj, jako prezent pod choinkę, wraz z życzeniami
wszelkich łask Bożych w Dniu Narodzenia Pańskiego dołączam do swojego
głosu dwie wypowiedzi praktyków klawiterapii, w tym samego jej twórcy –
dr. Ferdynanda Barbasiewicza z Nadarzyna pod Warszawą.
Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat
2010
Felieton w Radio Maryja, 1. stycznia 2010
Szczęść Boże!
Jakże szczęśliwi są Polacy! Jak nigdy dotychczas. Zaświadcza to swoim i
swoich uczelni autorytetem prof. Janusz Czapiński z Uniwersytetu
Warszawskiego i z niepublicznej Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w
Warszawie. Ta ostatnia pod szyldem finansów i zarządzania potrafiła
pomieścić kierunek psychologii, a w nim takie specjalności, jak:
neuropsychologia kliniczna, psychologia kliniczna, psychologia mediów,
psychologia przedsiębiorczości i zarządzania, psychologia sądowo
-penitencjarna, psychologia zdrowia i psychoterapia, seksuologia
kliniczna i sądowa, oraz stosowana psychologia społeczna.
Zgodnie z ofertą Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie,
osoba, która ukończy specjalność stosowana psychologia społeczna,
będzie mogła pracować jako psycholog praktycznie w każdej instytucji,
organizacji czy przedsiębiorstwie, w których mamy do czynienia z
szeroko rozumianym oddziaływaniem na ludzi. Nie ma wątpliwości, że
najszersze oddziaływanie na ludzi zapewnia praca w układzie
unijno-partyjnej propagandy. Warto więc wiedzieć, że projekt pod
tytułem “Diagnoza społeczna – 2009-2013″ jest współfinansowany z Unii
Europejskiej na zlecenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej. Tym
samym zbieżność wyników “Diagnozy 2009″ z celami unijno-partyjnej
propagandy nie powinna nikogo dziwić. To nic, że oszałamiające
szczęście Polaków zaiste wielu zwaliło z nóg, a innych rzuciło na
kolana, z których nie mogą się podnieść. W ramach przyjętej konwencji
nawet seksuologia kliniczna i sądowa to nic innego jak finanse i
zarządzanie. W skrócie: pieniądz rządzi światem, co lepiej brzmi po
niemiecku – Geld regiert die Welt. Interesujące jest, że byle
doniesienie w medycznej prasie naukowej wymaga deklaracji autora o
braku konfliktu interesów, łącznie z drobnymi honorariami za wykłady
opłacone przez zainteresowane podmioty gospodarcze, a równocześnie
przyjmuje się na wiarę produkt wielkiej operacji psychologicznej
(PSYOP) dowodzącej, że czarne jest białe.
W dążeniu do poznania obiektywnej prawdy o nas samych i otaczającym nas
świecie, do rzetelnej interpretacji społecznych zjawisk i trendów, do
wyjaśniania związków przyczynowo-skutkowych w gmatwaninie czynników
wzajemnie się zakłócających, zazwyczaj polegamy na nauce i naukowcach.
Niestety – co dobitnie ujawniły wydarzenia mijającej dekady, a
zwłaszcza roku 2009 – nauka coraz częściej i na coraz to większą skalę
z pozycji punktu odniesienia przechodzi do roli pionka na szachownicy
rozgrywek uzurpatorów dyktatorskiej władzy nad ludzkością. Luminarze
tego rodzaju przedsięwzięć powinni poważnie liczyć się z tym, że
poszczególni ludzie, społeczności, mniejsze i większe narody dostrzegą
zagrożenie płynące z fetyszyzowania sprzedajnej nauki i naukowcy
podzielą los powszechnie pogardzanych polityków. Owczy pęd zazwyczaj
kończy się, kiedy owce ku swemu wielkiemu zdumieniu i przerażeniu
zauważają, że ich przewodnikiem nie jest baran a wilk w owczej skórze.
Czy jednak ludzie mogą obejść się bez polityki i nauki? Czy kres tym
dziedzinom przyniosą politycy i naukowcy bezpardonowo wpychający się na
ołtarze i domagający się zawierzenia ich słowom nie potwierdzonym
żadnymi faktami a nawet pozostającym w oczywistej dla każdego z tymi
faktami sprzeczności? Ci sami politycy i naukowcy, którzy nie tylko
zadekretowali ateizm, ale i skutecznie przyczynili się do tego, że
niemała część ludzi może obejść się bez religii, powinni wiedzieć, że w
ślad za sukcesami walki z religią przyjdą sukcesy walki z polityką i
walki z nauką z tym samym oczywiście skutkiem: upodleniem
człowieczeństwa na wcześniej nie spotykaną skalę. Totalitarna dyktatura
samozwańczych elit już jest realizowana w sposób bezwzględny i – co
podnoszone jest w zachodniej publicystyce – bez możliwości przed nią
ucieczki do jakiegokolwiek miejsca na świecie, gdzie można byłoby
uzyskać azyl dla swojej wolności. Pojęcie i praktyka dyktatury nie
pozwalają jej na koegzystencję z religią, uczciwą polityką i
niezmanipulowaną nauką, tak jak organizmy genetycznie modyfikowane nie
mogą koegzystować z naturalnymi. Antyteizm był, jest i będzie źródłem
korupcji w polityce i nauce wyzwolonej, wyzwolonej spod kontroli
ukształtowanego przez religię sumienia każdego z polityków i naukowców.
Wybujała na tej glebie dyktatura po okresie bezmiaru cierpień
sprowadzonych na zwykłych ludzi poprzez bezprawie i niesprawiedliwość i
tak pożre własne dzieci, bo żaden dyktator nie dopilnuje swojego
interesu na tyle dobrze, aby zwalczyć każde konkurencyjne myślenie. A
właśnie prawdziwie wolna konkurencja jest szansą dla wszystkich.
Prawdziwie wolna, to znaczy taka, która w wyniku fałszywego
zastosowania tego terminu nie stanowi przykrywki dla neokolonialnych
wyczynów hegemona, jego agentów i klientów.
Konkurencja to źrenica wolności. Pisząc te słowa w języku narodu,
któremu wielu prawdziwie wolnych przyznawało palmę pierwszeństwa w
umiłowaniu wolności, muszę odnieść się nie tylko do zagrażających nam
skutków ograniczania naszej wolności i tępienia konkurencji, lecz także
do szans, jakie stwarza nam obecna sytuacja.
Po pierwsze, znakomita większość Polaków miała i ma na tyle silny
związek z Kościołem rzymskokatolickim, że nawet przejściowo od niego
odchodząc, pozostaje wierna danemu nam przez samego Boga przekonaniu o
pełni wolności wyboru. Wybierając zło i otrzymując za to z łaski
Boskiej baty za życia, uczymy się rozumu właściwie za darmo. Za naukę
trzeba płacić. A tu zapłata jest niewielka, na tle wieczności – żadna.
Po drugie, pomimo wybitnego indywidualizmu prowadzącego – w wyniku
rozproszenia sił i usprawiedliwiania sprzedawczykostwa – wprost do
kapitulacji przed wrogim naporem, Polacy przyparci do muru i mając nóż
na gardle potrafią się porozumieć i wyraźniej dostrzec wspólnotę
interesów. Skoro ludziom w Polsce nie przeszkadzają autostrady
przebiegające tuż pod ich oknami, wieże elektrowni wiatrowych stojące
za płotem, szambo w kranie, odpady w żywności, trucizny i odory w
powietrzu, dramaty ludzi i rodzin uzależnionych od alkoholu, tytoniu,
narkotyków, hazardu i prostytucji, brak dostępu do leczenia i
transportu, a nawet oczywisty ostatnio związek pomiędzy bezrobociem,
bezdomnością i śmiercią z wyziębienia, to znaczy, że jeszcze nie jest
aż tak źle, ażeby nie mogło być gorzej…
Po trzecie, ukształtowani przez bogactwo biologicznego dziedzictwa
różnych ludów, którym zawdzięczamy swój garnitur genetyczny, potrafimy
przystosować się do każdych warunków i kompatybilnie współpracować z
każdym systemem. Jesteśmy zdolni do czynów zadziwiających cały świat,
byleśmy tylko zachowali tożsamość narodową i lojalność w stosunku do
Ojczyzny. Najsławniejsi Polacy – Mikołaj Kopernik, Jan III Sobieski i
Jan Paweł II mieli decydujący wpływ na kierunek rozwoju całej
ludzkości. Wsparci umiłowaniem Boga, Wolności i Ojczyzny oraz talentem
niezmarnowanym dlatego, że każdy na swoim polu działania – naukowej
rewolucji, teatru wojny i przywództwa duchowego – był zdolny pokonać
bariery dostosowawcze i udowodnić światu, że ma rację. Z zachowaniem
wszelkich proporcji tego samego w Nowym Roku życzę wszystkim słuchaczom
Radia Maryja.
8. stycznia 2010
Polska Medycyna Integracyjna to szansa na przeżycie. Szansa oparta o
zdrowy rozsądek, oczywista dla wszystkich, prosta w wykonaniu. Byle
tylko ją podjąć i z niej korzystać. O medycynie obecnie w Polsce
obserwowanej, nas poniżającej, rujnującej i w sposób ewidentnie
wymierny dla naszego zdrowia i życia szkodliwej można powiedzieć
wszystko, tylko nie to, że jest integracyjna. Medycyna w Polsce roku
2010 jest dezintegracyjna do stopnia prawdopodobnie nieznanego
dotychczas ludzkości. Jest dezintegracyjna z założenia, w teorii i
praktyce,. Od zarania dziejów człowiek zawsze starał się leczyć siebie
i swoich bliskich. Na miarę swoich możliwości zawsze walczył z
cierpieniem, chorobą, przedwczesnym zgonem. Na kolejnych etapach
rozwoju każda cywilizacja dysponowała również swoim systemem prewencji
oraz profilaktyki chorób i niepełnosprawności. Człowiek nigdy nie
rezygnował z ratowania zdrowia i zapobiegania chorobom. Od czasów
jaskiniowych w razie potrzeby albo stosował właśnie jaskiniowe, a
później domowe środki lecznicze i zapobiegawcze, albo zwracał się o
pomoc do osoby pełniącej społeczną funkcję lekarza. W celach troski o
zdrowie i walki z bólem niewiele różnimy się od zwierząt, które również
nie rezygnują z dostępnych sobie środków, czy to na wolności, czy też w
warunkach udomowienia. U wielu zwierząt można zaobserwować także
rodzinną, a nawet grupową solidarność z osobnikami wymagającymi pomocy,
rannymi i chorymi. Zadziwia więc brak refleksji nad upadkiem medycyny w
Polsce ze strony darwinistów społecznych, którzy potrafią zdeformować
umysły studentów, ale nie umieją dostrzec, że prawo dżungli miewa
jednak wyjątki, a pomoc choremu w potrzebie gwarantuje instynkt stadny
wyjątkowo wysoko rozwinięty u nagich małp, do których zaliczają i
siebie i całą resztę gatunku Homo sapiens animatus, który wie, że jest
uprzywilejowany obdarzeniem duszą. Jak dotychczas z pracowni inżynierów
genetycznych nie wydobywają się okrzyki eureka! głoszące światu
spreparowanie pozbawionego duszy mutanta Homo sapiens inanimatus o
fenotypie człowieka myślącego tak “wzbogaconym” genami hieny, szakala i
kameleona, jak “wzbogacona” o wbudowane w nią pestycydy jest
genetycznie modyfikowana roślina oraz żywność z niej wyprodukowana. Być
może tego rodzaju bezduszne istoty myślące zostały już pomiędzy nas
wprowadzone, a nawet zdobyły władzę w naszym kraju. Ciekawe z jakiegoż
to zwierzęcia przeszczepione geny determinują niepohamowaną kleptomanię
i paranoiczną megalomanię.
Odkładając żałosne dowcipy na bok, warto wspomnieć rolę niesfałszowanej
nauki, jako punktu odniesienia, wszystkich działań w obszarze ochrony
zdrowia. Trzymając się tematu gmo, trzeba podkreślić, że pod ciosami
topora rzetelnej ewidencji naukowej padają powtarzane przez
sprzedajnych polityków i ekspertów reklamowo-lobbingowe zapewnienia
handlarzy genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy i soi, o tym, że
produkty inżynierii genetycznej ludziom nie szkodzą. Po spektakularnej
kompromitacji ekodemagogów zarabiających na rtęciowych świetlówkach i
bujdzie o decydującym wpływie człowieka na klimat, wydaje się, że
nadchodzą czasy kolejnych Waterloo, a raczej Kopenhagi dla Gore’a i
jemu podobnych. Prędzej czy później runą także mity głównego nurtu
współczesnej medycyny kreowane przez bezwzględnie żerujących na
nieszczęściu ludzkim głównych graczy na rynku ochrony zdrowia. Im
chorzy młodsi, tym rynek głębszy. Im chorych więcej, tym rynek szerszy.
Im woda, żywność, powietrze i zachowania bardziej skażone, tym rynek i
głębszy i szerszy. W rynek zdrowia, jak to w biznesie, inwestować warto
tylko wtedy, kiedy uzyska się wystarczająco wysoką stopę wzrostu. Stąd
ludzi w pewnym wieku i z ciężkimi chorobami leczyć już nie warto. Warto
za to zaproponować im eutanazję. Na ostatni zastrzyk jeszcze będzie ich
stać.
Nauka podporządkowana wyłącznie zyskom z rynku ochrony zdrowia jest dla
nas wszystkich śmiertelnym zagrożeniem. Trudno to sobie wyobrazić, ale
w najnowszym numerze czasopisma Acta Obstestricia et Gynecologica
Scandinavica pojawił się artykuł dowodzący, że karmienie piersią nie
jest wcale lepsze od karmienia butelką. Autorem wywodu jest prof. Sven
Carlsen z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w Trondheim.
Niewątpliwie firmy sprzedające zamienniki mleka matki zacierają ręce i
już przygotowują kolejne kampanie reklamowe adresowane do młodych
rodziców. Podobnie w roku 2005 Monica Christiansson, była pielęgniarka
na położnictwie i Carola Eriksson, doktorantka na uniwersytecie Umea w
Szwecji, wspólnie ogłosiły, że zgodnie z własnym przeglądem literatury
medycznej i praktycznym doświadczeniem, błonę dziewiczą należy uznać za
społeczny i kulturowy mit, oparty o głęboko zakorzenione stereotypy
roli kobiet w ich płciowych relacjach z mężczyznami. Zapewne obie
wyzwolone (tylko od czego?) uczone nie dotarły do obszernej literatury
medycznej wskazującej na fakt, że wrodzony brak przedmiotowego narządu
zdarza się wyjątkowo rzadko i to w ramach ciężkich wad rozwojowych
układu moczo-płciowego skategoryzowanych w międzynarodowej klasyfikacji
chorób problemów zdrowotnych ICD-10 w pozycji Q52.0 i Q52.7.
Podpieranie się nauką dla zaprzeczenia istnieniu widzialnego organu
ciała i zgodnych ze zdrowym rozsądkiem zdrowotno-psychologicznych
korzyści z karmienia piersią, przypomina antyreligijne kampanie
“naukowo” dowodzące nieistnienia duszy, bo jej neurochirurdzy nigdy nie
widzieli. Za pomocą tego rodzaju pseudonaukowych nonsensów
przygotowywane są globalne przedsięwzięcia marketingowe w sposób
bezpardonowy atakujące fizyczną, moralną i psychologiczną integralność
osoby ludzkiej. Naprzód czyni się z ludzi narzędzie czyjejś
perwersyjnej rozrywki, uzależnia od ich własnych słabości, proponuje
zakup drogiej szczepionki o wątpliwej skuteczności i niepewnym
bezpieczeństwie, aż wreszcie przymusza do badań wykrywających raka, aby
po jego rozpoznaniu, w warunkach polskiego systemu ochrony zdrowia
odmówić im leczenia. To jest właśnie przykład polskiej medycyny
dezintegracyjnej.
15. stycznia 2010
Ciemne mroki zabobonnej nocy spowiły świat. Nasz świat. Świat przełomu
drugiego i trzeciego tysiąclecia po narodzeniu Chrystusa. Rozmaitym
wróżbitom strojącym się w piórka nieomylności sądów najlepiej wychodzi
bobonienie, czyli niewyraźne, bełkotliwe przepowiadanie przyszłości.
Posługując się sfałszowanymi wynikami badań, naciąganą interpretacją
niesprawdzalnych obserwacji, a nadto chorą wyobraźnią, dogmatycy mruczą
zaklęcia o demokracji i nauce jakoby mającym przynieść ludziom długie
życie w zdrowiu i szczęściu. Zapominają dodać, że bobonią za pieniądze
a ci, którzy im płacą mają własne elitarne cele, ujawnianie z rzadka,
najczęściej przez przypadek. Jednak głównym, najbardziej wyraziście
jawiącym się celem jest prosta chęć zysku. Stąd boboniąc za pieniądze,
tak zwani eksperci po prostu realizują projekty marketingowe
zleceniodawców. Wydawałoby się, że oparte o podstawy z zakresu fizyki,
chemii i biologii nauki przyrodnicze ustrzegą się od zabobonnej wiary w
wyssane z palca dogmaty. Tak jednak nie jest. Nawet w medycynie. Bez
protestu pokrzywdzonych, poza wszelkimi zasadami trzeźwego myśli i
wbrew zdrowemu rozsądkowi światu podaje się do wierzenia coraz to
bardziej bezsensowne pomysły. Niemal nie słychać głosów sprzeciwu.
Chcąc nie chcąc, każdy zatrudniony w systemie pracy najemnej i każdy
zleceniobiorca musi podporządkować się aktualnie obowiązującym
dogmatom. Globalna dyktatura ma swoje sposoby wymuszania posłuszeństwa
wykreowanym przez siebie doktrynom czy to poprawności politycznej, czy
też głównego nurtu nauki. Powstaje samonakręcająca się spirala. Każdy
wykonuje swoje zadania, nawet z poświęceniem i oddaniem sprawie, ale
jest tylko nieświadomym trybikiem wielkiej machiny kłamstwa.
Nieświadomym, bo nie znającym początku i końca spirali, której
rozbudowie tak się poświęca. Tymczasem stającą u początku owej spirali
banalną obserwację, odkrycie lub wynalazek biorą w ręce specjaliści od
wyciągania ludziom pieniędzy z kieszeni i posługując się środkami
masowego przekazu, lobbingiem, reklamą i prostym przekupstwem, czynią z
wykreowanego straszaka podstawowy problem ludzkości, któremu można
stawić czoła wyłącznie poprzez zapłacenie straszącemu i jego wspólnikom
odpowiedniej kwoty czy to z własnej kieszeni, czy też pośrednio, z
podatków, czyli pieniędzy zabieranych ludziom pod przymusem.
Zabieranych dla ich własnego dobra, naturalnie. Nie dla dobra n. p.
zarządu Unii Europejskiej, w którym pensja sięga 24 tysięcy euro za
miesiąc ciężkiej pracy na rzecz niewdzięcznych i wiecznie
niezadowolonych poddanych. I też nie dla dobra firm farmaceutycznych,
które przecież ponoszą wielkie wydatki na utrzymanie rządowych
ekspertów, jakże niezależnych. Jak dotychczas nie poznaliśmy wydatków
koncernów farmaceutycznych na utrzymanie ekspertów polskiego rządu. Za
to światowa opinia publiczna pasjonuje się ujawnionymi w ostatnich
dniach wypłatami koncernów GlaxoSmithKline, Baxter i Roche na ręce 11
spośród 20 członków brytyjskiego odpowiednika naszego Komitetu
Pandemicznego, jak to fantazyjnie nazwano organ premiera Tuska do walki
z pozornie świńską grypą. Inwestycja w finansowanie tzw. niezależnych
ekspertów naukowych sowicie opłaciła się producentom szczepionek
przeciwko grypie A/H1N1 oraz leków przeciwgrypowych Tamiflu i Relenza,
gdyż mogą oni podzielić się niebagatelną kwotą 1,5 miliarda funtów
brytyjskich, na które rząd Jej Królewskiej Mości zawarł kontrakty pod
presją uczonych prognoz zapowiadających liczbę do 65 000 zgonów, 350
dziennie w szczycie epidemii. Dotychczas zliczono wszystkich 251
zgonów, a władze brytyjskie szukają w swoich byłych koloniach chętnych
na gorący kartofel niechcianych a przy tym tracących ważność
szczepionek wart cały jeden miliard funtów.
Przeprowadzony z zyskiem dla złodziei kryzys finansowy, przyjęty z
pogardą dla demokracji Traktat Lizboński, hucpa z próbą wykorzystania
bujdy o wpływie człowieka na zmianę klimatu dla zrujnowania wielu
gospodarek, tym polskiej, kompromitacja projektu zarobienia na
szczepieniach uzupełniających jak zwykle ostatnich latach nietrafiony
skład szczepionki przeciw grypie sezonowej, to najbardziej poważne
spośród ujawnionych dotychczas dowodów na poniżające traktowanie
zwykłych ludzi przez uzurpatorów absolutnej nad nami władzy sprawowanej
przeciwko nam za nasze własne pieniądze. Warunkiem pełnego zniewolenia
jest zgoda zniewolonych. Dlatego tak usilnie i na szeroką skalę
zakrojone są programy slutyfikacji dzieci i młodzieży, nie tylko po to,
by powiększyć plac zabaw pedofilom, lecz także, by uzależnić nowe
pokolenia bez reszty od wszystkiego, co tylko można im sprzedać.
Bezrefleksyjny konsument, który sprzeda się sam, żeby zaspokoić
podsunięte mu uzależnienie, to ideał niewolnika naszych czasów
spowitych w ciemne mroki zabobonnej nocy. Polacy zawsze walczyli pod
sztandarem z napisem “Za wolność waszą i naszą”. Ale nawet w Polsce
słychać sygnały do ataku na źrenicę wolności obywatelskich, jaką jest
wolność sumienia i wyznania, prawo wychowania dzieci zgodnie z
przekonaniami rodziców i wreszcie podstawowe prawo człowieka – prawo do
życia.
22. stycznia 2010
Jak każda sfera myśli ludzkiej epidemiologia lekarska ma swoje
pomnikowe postaci. Miejsce pierwsze wśród pierwszych zajmuje
Hipokrates, oczywiście. Ojciec medycyny i etyki medycznej pozostawił
swoim uczniom kodeks postępowania sformułowany na tysiąclecia w
przysiędze Hipokratesa, m. in. w słowach:
- zdrowy tryb życia i sposób odżywiania się zalecał będę wedle swoich
sił i osądu, mając na względzie pożytek cierpiących, chroniąc ich zaś
przed szkodą i krzywdą.
- nigdy nikomu, także na żądanie, nie dam zabójczego środka ani też
nawet nie udzielę w tym względzie rady; podobnie nie dam żadnej
kobiecie dopochwowego środka poronnego.
O ile pierwsza z przytoczonych zasad zależy od osądu lekarza, o tyle
druga, zakazująca udziału w zabójstwie człowieka od poczęcia aż do
śmierci stała się bezwzględnie obowiązującym wyróżnikiem powołania
lekarskiego już od czasów Hipokratesa, a więc na cztery wieki przed
narodzeniem Chrystusa. Lekarz, który wie, że jakiś środek jest
zabójczy, a mimo to ten środek podaje, nawet na żądanie kogoś, kogo ten
środek może zabić, albo udziela w tym względzie rady, łamie podstawową
zasadę etyki lekarskiej i w ramach oczyszczania zawodu z osób, które
zawód lekarski kompromitują, powinien być z tegoż zawodu usunięty.
Osąd lekarza wynika zarówno z wiedzy nabytej od jego nauczycieli, z
własnej praktyki oraz z postępu medycyny za życia lekarza.
Doświadczenia z własnej praktyki lekarskiej to kropla w oceanie
obserwacji wszystkich osób zajmujących się medycyną w dziejach
człowieka, stąd i potrzeba trzymania się tzw. głównego nurtu medycyny,
określającego aktualne standardy postępowania lekarskiego. Standardy
te, w miarę rozwoju medycyny i jej nauk podstawowych, w szczególności
fizyki, chemii i biologii, z czasem zmieniają się i każde kolejne
pokolenie lekarzy z podziwem, ale i z rozczuleniem przygląda się
wysiłkom swoich poprzedników. Z natury rzeczy aktualne standardy
postępowania lekarskiego mogą stawiać tamę postępowi medycyny, a nawet
sprowadzać na pacjentów dodatkowe nieszczęścia w postaci jatrogennych,
czyli wynikających z działania lekarza, chorób, niepełnosprawności i
przedwczesnych zgonów. Przykładów z przeszłości i z naszych czasów
można mnożyć bez liku i wielu zastanawia podstawowy problem relacji
lekarz – pacjent a odnoszący się do faktycznej skuteczności i
bezpieczeństwa stosowanych przez lekarza procedur. Jeszcze większym
problemem dla pacjenta i jego bliskich jest odgadnięcie prawdziwego
celu proponowanego przez lekarza postępowania. Bezradni, złożeni
niemocą, w rozpaczy z obawy o los najbliższych, zdani na łaskę –
niełaskę otoczenia, ludzie gotowi są oddać wszystko dla ratowania
zdrowia i życia. Niekiedy jednak muszą stanąć twarzą w twarz z
sytuacją, która zdecydowanie przerasta ich zdolności zrozumienia. Oto
lekarz, którego kodeks postępowania wyznacza wiele tysięcy lat tradycji
przysięgi hipokratejskiej, okazuje się oszustem, naciągaczem, czy też
akwizytorem w białym fartuchu. Zamiast kierować się dobrem pacjenta,
zamiast ulżyć cierpieniom, zamiast ratować zdrowie i życie człowieka,
taki akwizytor w białym fartuchu po prostu nagania klientów producentom
szkodliwych środków farmaceutycznych, niepotrzebnego sprzętu
medycznego, całym sieciom chciwych zysków hurtowników i detalistów,
rozmaitym usługodawcom od zabiegów tyleż kosztownych, co zbędnych.
Wszystko to w atmosferze “głębokiej naukowości nieomylnych sądów”.
Sądów wyczytanych z reklamowych broszur i sponsorowanych po cichu
publikacji z pism o wysokim impact factor, zasłyszanych pod palmą na
bardzo naukowych kongresach i podczas kolacji w najdroższych
restauracjach i wreszcie zawartych w obowiązującym prawie: od ustaw
pisanych przez lobbystów, przez rozporządzenia przesyłane ministrom
pocztą elektroniczną do przepchnięcia przez rząd, po wytyczne,
wskazówki oraz standardy kształcenia i postępowania i tym podobne normy
prawa zwanego niegdyś powielaczowym. W efekcie omotania przez pajęczynę
medycznego biznesu, nawet pełen najlepszej woli i natchniony
najszczerszym powołaniem młody adept medycyny staje się bezwolnym
narzędziem realizacji wielkich interesów finansowych, z oczywistą
stratą dla zdrowia i majątku pacjentów i z uszczerbkiem dla siebie
samego, gdyż przecież nie po to studiował medycynę, żeby bezmyślnie
wykonywać plany finansowe tego czy innego koncernu, takiego czy innego
ministra, funduszu, czy ubezpieczyciela.
Należy uczynić wszystko, aby w skali globalnej wydobyć współczesną
medycynę z drapieżnych szponów bezwzględnej chciwości. Na ratunek
powinien nam przyjść zdrowy rozsądek. Pionierem zastosowania
współczesnych metod epidemiologicznych jest brytyjski lekarz dr John
Snow. Jemu właśnie epidemiologia lekarska stawia zasłużony pomnik.
Kierując się zdrowym rozsądkiem, dr John Snow zakazał korzystania z
zanieczyszczonej wody dostarczanej przez jedno z przedsiębiorstw
wodociągowych. Dzięki temu uchronił wielu mieszkańców Londynu przed
epidemią cholery. Podczas ostatniej wielkiej epidemii cholery w
Londynie w 1854r. doktor John Snow naniósł przypadki zgonów na mapę
zaopatrzenia w wodę pobieraną z Tamizy przez dwa konkurujące między
sobą przedsiębiorstwa wodociągowe. Jedno z nich pobierało wodę poniżej
ujścia ścieków. Dr Snow wykazał, że wśród osób zaopatrywanych właśnie
przez to przedsiębiorstwo zgony występowały znacznie częściej niż wśród
osób korzystających z sieci drugiej firmy – rozprowadzającej wodę
pobieraną powyżej ujścia ścieków do Tamizy. W tamtych czasach nie
łączono jeszcze zachorowań na cholerę z zanieczyszczeniem wody do picia
odchodami ludzkimi, a bakteryjna przyczyna cholery została wykryta
dopiero ok. 40 lat później. W takich okolicznościach dr Snow podjął
decyzję, która zapewniła mu trwałe miejsce w historii medycyny: w
oparciu o wyniki analizy danych nakazał zdjąć uchwyt z pompy ulicznej,
do której wodociąg doprowadzał wodę zanieczyszczoną ściekami. Od tej
pory epidemia cholery zaczęła wygasać. Odważna decyzja pierwszego
lekarza, który skutecznie wykorzystał analizę epidemiologiczną do
ratowania zdrowia i życia ludzi, stała się często przywoływanym
przykładem zdroworozsądkowych rozwiązań problemów zdrowia publicznego.
Współczesnym kandydatem na piedestał epidemiologii lekarskiej jawi się
przewodniczący Podkomisji Zdrowia Zgromadzenia Parlamentarnego Rady
Europy dr med. Wolfgang Wodarg, internista pulmonolog, specjalista w
zakresie zdrowia publicznego, higieny i medycyny środowiskowej,
szkolony w zakresie epidemiologii w Uniwersytecie Johna Hopkinsa,
Baltimore, USA.
Nagłaśniane od sierpnia 2009r. stanowisko dr. Wodarga wobec szczepionek
firmy Novartis przeciwko grypie A/H1N1, które – w jego opinii – miały
zwiększać ryzyko raka wśród zaszczepionych, walnie przyczyniło się do
upadku w skali globalnej programu szczepień przeciwko tzw. swińskiej
grypie. Od grudnia 2009 r. dr Wodarg domaga się wszczęcia dochodzenia w
strefie międzynarodowej i poszczególnych państw, w sprawie mechanizmów,
które przyniosły wielkie zyski firmom farmaceutycznym w wyniku
wywołania nieuzasadnionej paniki skutkującej zakupem niedostatecznie
zbadanych szczepionek, co doprowadziło do niepotrzebnego narażenia
zdrowych ludzi na ryzyko nieznanej liczby reakcji niepożądanych.
29. stycznia 2010
Leczenie nakłuciami przypisuje się cywilizacjom Dalekiego Wschodu.
Miarą długości używaną w zabiegu akupunktury jest szerokość kciuka
pacjenta, zwana cun w uproszczonym języku chińskim (czyli pinyin), a
pisana tym samym znakiem w języku chińskim, japońskim i koreańskim. Po
obróceniu znaku cun o -45 stopni i odcięciu jego dolnej części
uzyskujemy obraz krzyża diagonalnego doskonale znanego miłośnikom
cywilizacji słowiańskiej odwiedzającym świętą górę Prasłowian – Ślężę.
Krzyż diagonalny rozpoznawany jako średniowieczny znak graniczny, czy
też zobrazowanie dwóch patyków służących do niecenia ognia przez
czcicieli słońca, równie dobrze może przedstawiać dwa ostro zakończone
drewienka mające zastosowanie w akuterapii ślężańskiej.
Ślęża, słowiański Olimp, góruje nad żyzną równiną rozciągającą się
pomiędzy Wrocławiem a Świdnicą, jest najwyższym szczytem od Sudetów po
Ural na wschodzie, a nadto znajduje się na obszarze najstarszej
cywilizacji Europy sięgającej w kierunku zachodnim do miejscowości
Gosiek nad Soławą w krainie Serbów, czyli Regio Surbi zgodnie z
nazewnictwem pierwszych opisów historycznych Geografa Bawarskiego
(obecnie Goseck an der Saale in Sachsen-Anhalt, Bundesrepublik
Deutchschland, czyli w obowiązujących prawnie językach autochtonicznej
ludności serbołużyckiej – hornjoserbsce: Saksko-Anhaltska, Zwězkowa
republika Nimska, dolnoserbski: Sakska-Anhaltska, Zwjazkowa republika
Němska). Limes sorabicus, przez samych Germanów wyznaczona granica
Słowian, po stronie Słowian pozostawiała Gosiek oraz inne lokalizacje
najstarszej cywilizacji Europy, jak Ajtra (Aythra) w mieście Lipsk
(niem. Leipzig) i Nikur (Nickern) w mieście Drezno (hornjoserb.
Drježdźany, obecnie niem. Dresden). W roku 1991 zdjęcia lotnicze okolic
Gosieku pozwoliły wykryć na tamtejszym niewielkim wzniesieniu pogórza
Harzu pozostałości kolistego obiektu otoczonego rowem o średnicy 75 m.
Po rekonstrukcji wykopalisk wykazano, że było to obserwatorium
astronomiczne najstarsze na świecie z dotychczas odkopanych. Powstałe
ok. 5 000 lat przed narodzeniem Chrystusa obserwatorium astronomiczne w
Gosieku jest starsze o 4 300 lat od Polskich Pompejów – Biskupina,
grodu prasłowiańskiej kultury łużyckiej i o 2 000 lat od brytyjskiego
Stonehenge. Obserwatorium składało się z czterech koncentrycznych
budowli: wału, rowu i dwóch drewnianych palisad wysokości człowieka. W
palisadach istniały trzy pary bramy: północna, południowo-wschodnia i
południowo-zachodnia. W dniu przesilenia zimowego (najkrótszy dzień
roku 21 – 22 grudnia, po którym następuje prasłowiańskie Godowe Święto,
Szczodre Gody, Święto Zimowego Staniasłońca) człowiek stojący w środku
obserwatorium mógł obserwować wschód Słońca przez bramę
południowo-wschodnią i zachód Słońca przez bramę południowo-zachodnią.
Obie te bramy wobec siebie są zlokalizowane pod kątem ok. 100 stopni. W
2001r. wyrwano z rąk złodziei miedziany dysk ze złotymi intarsjami
przedstawiającymi ciała niebieskie: słońce, księżyc i gwiazdy oraz dwa
przeciwstawne łuki na brzegach dysku. Kąt pomiędzy najniższymi punktami
obydwu łuków wynosi 97,5 stopnia i odpowiada położeniu Słońca w epoce
brązu w czasie przesilenia zimowego na 51 stopniu szerokości
geograficznej północnej. Dysk ten znaleźli złodzieje wykopalisk w
1999r. na terenie eksploracji archeologicznej otaczającym
koncentrycznie szczyt wysokiej na 252 m n. p. m. Góry Środkowej (niem.
Mittelberg, Ziegelroda Forst) na 51 stopniu szerokości geograficznej
północnej pod miasteczkiem Nebra. Miejscowości Gosiek i Nebra dzieli
odległość ok. 25 kilometrów. Obrazujący niebo dysk z Nebry (Nebra sky
disk, Himmelsscheibe von Nebra) pochodzi z XVI wieku przed narodzeniem
Chrystusa, jest dziełem kultury unietyckiej bezpośredniej
pooprzedniczki kultury przedłużyckiej, z której to powstała kultura
łużycka Prasłowian. Odstęp czasu pomiędzy założeniem najstarszego z
dotychczas odkrytych na świecie obserwatorium astronomicznego a
wykonaniem klucza do obserwacji ruchu ciał niebieskich w postaci
obrazującego niebo dysku z Nebry sięga 3,5 tysiąca lat i dowodzi
ciągłości i wyjątkowego zawansowania autochtonicznej kultury łużyckiej.
Ok. 300 km na wschód od najstarszego na świecie obserwatorium
astronomicznego znajduje się najbardziej wybitna wyniosłość Przedgórza
Sudetów, jaką jest Grupa Ślęży (Masyw Ślęży), w której skład wchodzi
Ślęża (719 m n. p. m.), Radunia (573 m n. p. m.) i Wieżyca, czyli Góra
Kościuszki (415 m). Wysokość bezwzględna Ślęży od strony równinnego
otoczenia przekracza 500 m. Stożkowaty szczyt Ślęży wznoszący się ponad
pół kilometra ponad żyzne doliny Odry i jej lewobrzeżnych dopływów pod
każdym względem lepiej nadawał się na lokalizację obserwatorium
astronomicznego ludu kultury łużyckiej i ją poprzedzających niż
niziutka Góra Środkowa w Nebrze, leżąca przy tym niemal na tej samej
szerokości geograficznej, co Ślęża. Koncentryczne wały kultowe na
szczytach Grupy Ślęży, choć lepiej zachowane niż w Gosieku, jednak nie
doczekały się do dzisiaj równie pieczołowitej rekonstrukcji. I to
pomimo wyjątkowej w Polsce pozycji Ślęży jako najstarszego miejsca
potężnego kultu przedchrześcijańskiego w kolebce naszej państwowości.
Znane jest za to turystom bogactwo minerałów ślężańskich już w neolicie
będących wdzięcznym surowcem do masowej produkcji wyrobów kamiennych
takich, jak toporki ślężańskie, czy żarna znajdowane w odległych
miejscach Europy. Jednak największe wrażenie wywierają ślężańskie
rzeźby kultowe opatrzone znakiem krzyża diagonalnego. Kolejne bogactwa
Ślęży do jej zasoby wodne i leśne. Do dzisiaj leśne źródło i miejsce
podmokłe, czyli ślęg, łatwo spotkać w ślężańskich ostępach. Woda jako
żywioł i główny składnik istot żywych nie znajduje sobie równych na tej
ziemi. Naszym najbardziej imponującym pomnikiem wody jest nazwa Śląska
pochodząca od świętej góry Prasłowian – Ślęży, czyli mokrej. Wybitny
znawca archeologii Ślęży, prof. Grzegorz Domański, zwraca uwagę na
możliwość łączenia nazwy góry związanej z wodą, sławnej rzeźby postaci
z rybą i odkrytego w 1993r. grodu na wschodnich zboczach prawdopodobnie
poświęconego Ślężowi (Slenzowi) – słowiańskiemu bóstwu wody. Prof.
Witold Hensel w dziele “Polska Starożytna” podaje, że różne znaleziska
ze Śląska dowodzą, iż kult źródeł wodnych utrzymywał się tam poczynając
od neolitu. Podkreśla, że badania w Biskupinie ujawniły oddawanie przez
jego mieszkańców czci źródłom wody, “którzy wody w jeziorze mieli w
bród, zdawali sobie sprawę z wartości pitnej czystej wody źródlanej. W
tej materii kontynuowano niewątpliwie wcześniejsze tradycje.(…)Kult
wody (jezior, rzek oraz źródeł) istniał i później na ziemiach
polskich.” Gdzie kult, tam i kapłani. Od zarania dziejów kapłani
pełnili funkcje lekarzy i medycyna zawsze rozwijała się w obrębie
konkretnej kultury ukształtowanej przez warunki naturalne bytowania.
Nasuwa się przypuszczenie graniczące z pewnością, że ślężańscy kapłani
stosowali wodolecznictwo na znacznie większą skalę niż strażnicy tak
znanych celów wypraw po zdrową wodę, jak trudnodostępne źródła Łaby,
sławne (od neolitu!) źródło św. Anny na zboczu Grabowca nad Karpaczem
lub liczące kilka tysięcy lat udokumentowanej przeszłości uzdrowisko w
Szczawnie Zdroju. Widoczna z odległości kilku dni drogi Góra Ślęża
obiecywała powrót do zdrowia przybywającym w potrzebie. Stąd
hydroterapia wymagała uzupełnienia zabiegami akuterapii, metody
leczniczej o nieporównywalnie wyższej skuteczności i znacznie większym
zakresie zastosowań niż wodolecznictwo w formie balneoterapii, czy też
krenoterapii. Z natury rzeczy prasłowiańscy kapłani ze Ślęży traktowali
swoich pacjentów jako całość, mówiąc dzisiejszym językiem jako integrum
fizyczne, psychologiczne i moralne. Tym samym ośrodek medycyny
ślężańskiej można uznać za najstarszy fundament wielotysięcznej
tradycji polskiej medycyny integracyjnej i mieć nadzieję, że akuterapia
ślężańska, której postulowanym symbolem są jej narzędzia w postaci
krzyży diagonalnych wyrytych w kamiennych rzeźbach kultowych, ma szanse
pełnego odrodzenia z korzyścią dla wszystkich.
5. lutego 2010
Raport “Stan Sanitarny Kraju w 2008 roku” Główny Inspektor Sanitarny
udostępnił opinii publicznej dopiero w dniu 12. stycznia 2010r. Wkrótce
potem ukazała się “Informacja Najwyższej Izby Kontroli o wynikach
kontroli stanu technicznego obiektów użytkowanych przez publiczne
zakłady opieki zdrowotnej”, którą Prezes NIK pan Jacek Jezierski
zatwierdził 18. grudnia 2009r.
W Raporcie Głównego Inspektora Sanitarnego można przeczytać, że
“szpitale należały do obiektów, które były objęte przez organy
Państwowej Inspekcji Sanitarnej wzmożonym nadzorem sanitarnym. W 2008
r. kontrolę stanu sanitarnego przeprowadzono ogółem w 802 szpitalach
spośród 807 wykazanych w ewidencji (99,2 %), a więc kontroli poddano
prawie wszystkie placówki. Za niedostateczny uznano stan sanitarny 163
skontrolowanych obiektów, co stanowiło 20,3 % objętych kontrolą.
Oznacza to zwiększenie się liczby takich placówek w porównaniu z rokiem
2007, kiedy negatywna ocena sanitarna dotyczyła 137 placówek (17,2 %
ogółu skontrolowanych). Mimo prowadzonych w wielu obiektach szpitalnych
prac remontowych, zastrzeżenia dotyczące ich stanu
sanitarno-technicznego były bardzo liczne i stanowiły przedmiot
negatywnej oceny sanitarnej. Do najczęściej odnotowanych uchybień w tym
zakresie należały: niewłaściwy stan techniczny ścian, sufitów i podłóg
w salach chorych, korytarzach, blokach operacyjnych, laboratoriach,
pomieszczeniach pralni, ubytki w okładzinach ceramicznych na ścianach i
w posadzkach, brak cokołów przy podłogach, ściany przy umywalkach nie
pokryte materiałem zmywalnym i nienasiąkliwym do wymaganej wysokości,
brak pojemników z mydłem i ręczników jednorazowych przy umywalkach,
zniszczona stolarka drzwiowa i okienna, brak węzłów sanitarnych przy
salach chorych, zbyt mała powierzchnia sal chorych, zniszczone łóżka w
salach chorych, niedostosowanie pomieszczeń do potrzeb osób
niepełnosprawnych, zniszczona armatura sanitarna, uszkodzone grzejniki
ze śladami rdzy, niewłaściwie zamontowane grzejniki utrudniające ich
prawidłowe czyszczenie, brak wydzielonych brudowników i składzików
porządkowych lub niewłaściwe ich wyposażenie, brak lub niewystarczająca
ilość wózków z zamykaną przestrzenią załadunkową do przewożenia brudnej
bielizny i odpadów medycznych, zły stan pomieszczeń do przechowywania
odpadów medycznych (brak doprowadzenia wody, ubytki w powierzchni
ścian, sufitów i posadzek, niesprawna wentylacja), niewystarczająca
ilość urządzeń dźwigowych, brak podjazdów dla karetek, brak
wydzielonych pomieszczeń sanitarnych dla personelu. Ponadto
zastrzeżenia dotyczyły zbyt małej powierzchni pomieszczeń, braku
oddzielnych dróg transportu materiałów czystych i brudnych oraz odpadów
medycznych, zwłaszcza w pralniach, ciągach komunikacyjnych, braku
klimatyzacji, braku wentylacji mechanicznej, braku filtrów powietrza,
braku antyelektrostatycznych wykładzin podłogowych, braku rezerwowego
źródła zaopatrzenia w wodę lub nieodpowiedniej jakości wody z tego
ujęcia, braku właściwego połączenia styku cokołów z podłogą w
pomieszczeniach wymagających zachowania aseptyki, braku lub zbyt małej
ilości śluz fartuchowo-umywalkowych, braku węzłów sanitarnych dla
personelu bloków operacyjnych, wyeksploatowanego lub nieodpowiedniego
wyposażenia sal operacyjnych i gabinetów zabiegowych”. Zgrozę budzi
również gospodarka bielizną szpitalną i pralnictwo.
Nic dziwnego, że w roku 2008 w stosunku do roku poprzedniego “wyraźnie
wzrosła liczba zakażeń bakteryjnych wywołanych przez typowe
drobnoustroje szpitalne, dysponujące wieloma mechanizmami
lekooporności: m.in. Staphylococcus aureus MRSA [Gronkowiec złocisty
oporny na metycylinę] – 17 (7,4 % ognisk), Acinetobacter baumanii – 16
(7 % ognisk), Staphylococcus aureus MSSA [Gronkowiec złocisty wrażliwy
na metycylinę]- 9 (4 % ognisk), pałeczki Klebsiella spp. ESBL(+)
[wytwarzające beta laktamazy o szerszym spektrum] – 4 (1,7 % ognisk),
Enterococcus faecium VRE [oporne na wankomycynę] – 3 (1,3 % ognisk),
Clostridium difficille – 3 (1,3 % ognisk)”. W przypadku aż 22% ognisk
epidemicznych w szpitalach na terenie kraju w 2008 roku czynnika
etiologicznego nie ustalono.
Najwyższa Izba Kontroli badaniami kontrolnymi objęła lata 2006 – 2008,
a czynności kontrolne przeprowadziła w okresie od 1 kwietnia do 31
lipca 2009 r. W dosłownym brzmieniu sformułowań “W kontroli, na
zlecenie NIK, uczestniczyły na podstawie art. 12 pkt 3 ustawy o NIK
powiatowe inspektoraty nadzoru budowlanego – w zakresie oceny stanu
technicznego obiektów budowlanych, państwowa straż pożarna – w zakresie
oceny stanu zabezpieczenia przeciwpożarowego szpitali oraz państwowe
powiatowe inspektoraty sanitarne – w zakresie oceny pomieszczeń
szpitali pod względem higieniczno-sanitarnym.” Najwyższa Izba Kontroli
po raz kolejny od 1989r. wykazuje brak kompetencji w obszarze nadzoru
sanitarno-przeciwepidemicznego, wymieniając nie tylko nazwę
nieistniejących organów państwa polskiego, lecz także marginalizując
obowiązujące, choć nie egzekwowane z powodu indolencji, korupcji
politycznej i niedostatku etyki lekarskiej inspektorów prawo sanitarne,
którego kręgosłupem jest ustawa o Państwowej Inspekcji Sanitarnej.
Stwierdzenie NIK, iż jakoby “bezpieczeństwo higieniczno-sanitarne,
utrzymanie porządku i estetykę pomieszczeń zapewniono w stopniu
zadowalającym w 92% skontrolowanych szpitali” wymaga ostrej reakcji i
odwołania się do opinii publicznej.
Zapraszam do udziału w Rozmowach Niedokończonych w dniu 7. lutego
2010r., w niedzielę, w Telewizji TRWAM godz. 18.10 – 19.30 i w Radio
Maryja godz. 21.40 – 23.50. Temat rozmów: “Epidemiologia lekarska a
stan szpitali według raportów Najwyższej Izby Kontroli”.
12. lutego 2010
Światowy Dzień Chorego 2010 poprzedziło ujawnienie kolejnego raportu
Najwyższej Izby Kontroli w sprawie zagrożeń zdrowia i życia pacjentów
oraz pracowników polskich szpitali. “Informacja o wynikach kontroli
wykorzystania specjalistycznej aparatury medycznej w procesie
realizacji usług medycznych, finansowanych ze środków publicznych w
latach 2006-2008 (I półrocze), to jeden z najważniejszych dokumentów
dokonań III RP, który Prezes Najwyższej Izby Kontroli, pan Jacek
Jezierski 7. stycznia 2010r. zatwierdził , a 10. lutego 2010r. ujawnił
opinii publicznej.
NIK tak dokumentuje zapewnienie warunków bezpiecznego stosowania
promieniowania jonizującego w badaniach rentgenodiagnostycznych:
“Aż 88,7% zakładów realizujących świadczenia rentgenodiagnostyczne nie
gwarantowało warunków bezpiecznego stosowania tych urządzeń oraz
ochrony pracowników i pacjentów przed zagrożeniami wynikającymi ze
stosowania promieniowania jonizującego.
Prawie dwie trzecie (61,5%) jednostek nie przestrzegało ustawowego
obowiązku wykonywania badań wyłącznie sprzętem sprawdzonym pod kątem
spełniania wymogów bezpiecznego użytkowania.
Stwierdzono nawet przypadki użytkowania urządzeń, o których było
wiadomo, że nie spełniają norm radiologicznych i narażają pacjentów i
obsługę na nadmierną dawkę promieniowania rentgenowskiego.
Jedna trzecia (34%) jednostek nie opracowała programu bezpieczeństwa
jądrowego i ochrony radiologicznej, który winien zawierać co najmniej
opis urządzeń i procedur mających na celu ochronę pracownika i pacjenta
przed zagrożeniem.
W 9,4% zakładów nie powołano, lub powołano ze znacznym opóźnieniem,
inspektora ochrony radiologicznej, sprawującego nadzór nad
przestrzeganiem wymagań bezpieczeństwa jądrowego i ochrony.
W 7,5% jednostek pracownie, w których stosowano aparaty rentgenowskie,
nie miały zezwolenia na ich uruchomienie lub zgody na udzielanie
świadczeń zdrowotnych z zakresu m.in. badań rentgenodiagnostycznych i
badań diagnostycznych.
W niemal jednej piątej (18,9%) zakładów stwierdzono przypadki
stosowania aparatów rentgenowskich bez wymaganego zezwolenia na ich
uruchomienie i stosowanie.
W prawie co czwartym (22,6%) zakładzie badania rentgenodiagnostyczne
wykonywał personel, w tym lekarze, nieposiadający wymaganych
specjalizacji z radiologii i diagnostyki obrazowej lub certyfikatu
ukończenia szkolenia w dziedzinie ochrony radiologicznej pacjenta.
W co szóstym (17%) zakładzie nie przestrzegano warunków bezpiecznej
pracy z urządzeniami radiologicznymi.
W 9,4% jednostek nie wszyscy pracownicy zatrudnieni w warunkach
narażenia na promieniowanie jonizujące posiadali orzeczenie lekarskie
(wydane przez uprawnionego lekarza) o braku przeciwwskazań do takiego
zatrudnienia.
W 7,5% zakładów nie przeprowadzano regularnych kontrolnych pomiarów
dawek indywidualnych lub pomiarów dozymetrycznych dla oceny narażenia
pracowników.
W niemal połowie (45,3%) zakładów pracownie rentgenowskie nie miały
pełnej dokumentacji, w tym m.in.: zezwoleń na uruchomienie i stosowanie
aparatów rentgenowskich i uruchomienie pracowni, protokołów pomiarów
dozymetrycznych, dawek otrzymanych przez pracowników, dokumentów
programu bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej.
Stwierdzono przypadki użytkowania urządzeń pomimo posiadania wiedzy o
narażaniu pacjentów i personelu medycznego na nadmiar pochłanianej
dawki promieniowania rentgenowskiego, z powodu niespełniania przez te
urządzenia norm radiologicznych.
Szpital Uniwersytecki w Bydgoszczy niedopełnił obowiązku corocznego
wykonania testów specjalistycznych m.in. 11-letniego mammografu i
trzech 21-letnich aparatów rtg. Wykonując badania diagnostyczne przy
użyciu tych urządzeń Szpital posiadał wiedzę o narażaniu pacjentów i
obsługi na nadmiar pochłanianej dawki promieniowania X. Użytkowanie
tych aparatów, także ze względu na stare konstrukcje, zagrażało
bezpieczeństwu.
Użytkowany w ZOZ Poznań-Jeżyce aparat rentgenowski z 1993 r. nie
spełniał od stycznia 2005 r. obowiązujących wymogów technicznych, nie
miał atestu pracy, nie był obejmowany konserwacjami i przeglądami
technicznymi. Z przeprowadzonego w lutym 2008 r. testu
specjalistycznego wynikało, że nie był on bezpieczny dla pacjentów i
personelu medycznego, co oznaczało, że nie powinien być wykorzystywany
do diagnostyki. Według wyjaśnień dyrektora Zakładu, aparat ten
wykorzystywany był do usług medycznych w sytuacjach awaryjnych.
Szpital Praski w Warszawie użytkował aparat rtg przez 10 m-cy po
stwierdzonej (podczas testu specjalistycznego) niezgodności badanych
parametrów z wymaganymi.
Szpital Powiatowy w Chrzanowie nie podjął stosownych działań w 53,8%
przypadków pomiarów jakościowych wykonanych przez PWIS, który nie
akceptował od 4,5 do 25% wyników parametrów badań wykonanych na 4
aparatach rtg i na 1 mammografie.
Mimo upływu ponad roku od otrzymania negatywnego wyniku kontroli
parametrów fizycznych aparatu rentgenowskiego zębowego Optident, ZOZ w
Węgrowie nie podjął działań mających na celu usunięcie stwierdzonych
nieprawidłowości. W odpowiedzi na wnioski pokontrolne, kierownik
jednostki poinformował NIK o podjętej decyzji kasacji aparatu ze
względu na jego wiek i zużycie techniczne.”
W podsumowaniu powyższego materiału dowodowego w sprawach karnych i
cywilnych do kamer telewizji publicznej w dniu 10. lutego 2010r.
wypowiedzieli się m. in.
-prezes NIK, pan Jacek Jezierski: “Naraża to pacjentów na
niebezpieczeństwo, a ponadto nie gwarantuje jakości badań”
-kierownik I Zakładu Radiologii Klinicznej Warszawskiego Uniwersytetu
Medycznego mieszczącego się w Centralnym Szpitalu Klinicznym przy ul.
Banacha w Warszawie, Konsultant Krajowy w Dziedzinie Radiologii i
Diagnostyki Obrazowej, prof. dr hab. n. med. Olgierd Rowiński: “To
oczywiście może również prowadzić do wygenerowania – przy dużych
dawkach promieniowania – choroby nowotworowej”
-doradca Ministra Zdrowia, pełniący funkcję rzecznika prasowego
Ministra Zdrowia, pan Piotr Olechno: “Jeżeli takie są jednostki, czy
placówki, gdzie faktycznie to życie pacjenta może być zagrożone to
powinny być albo szybko dofinansowane, albo nawet zamknięte.”
-występujący w imieniu Narodowego Funduszu Zdrowia, choć
niewyszukiwalny w Biuletynie Informacji Publicznej tegoż Funduszu (co
stanowi kolejne złamanie obowiązującego prawa), pan Andrzej Troszyński:
“Środki , jakie ma Narodowy Fundusz Zdrowia na kontrole, nie pozwalają
na skontrolowanie wszystkiej aparatury w 800 szpitalach i
kilkudziesięciu tysiącach ambulatoriów. To jest po prostu nie możliwe.”
-p.o. dyrektora Biuro Promocji zdrowia, Urząd Miasta Stołecznego
Warszawy, pan Dariusz Hajdukiewicz : “Zostanie przeprowadzona tak
rekontrola, już przez nas zorganizowana, sprawdzimy na ile uwagi
zawarte w protokole NIKu są na dziś aktualne”.
Ze swoje strony muszę dodać, że ze względu na rozbieżność wyników
kontroli NIK i danych zawartych w dokumencie udostępnionym opinii
publicznej przez Głównego Inspektora Sanitarnego w dniu 12 stycznia
2010 “Stan Sanitarny Kraju w 2008 roku, dział Higiena radiacyjna”, ten
drugi dokument oraz materiały źródłowe do niego powinien być
natychmiast objęty dochodzeniem prokuratury. W przeciwnym razie osoby,
u których doszło , czy też dochodzi do wygenerowania choroby
nowotworowej w wyniku narażenia ich na niebezpieczeństwo w związku ze
stosowaniem promieniowania jonizującego w badaniach
rentgenodiagnostycznych, nie znajdą potwierdzenia swoich słusznych
roszczeń o zadośćuczynienie cierpień fizycznych i psychicznych,
odszkodowanie lub rentę.
19. lutego 2010
Jak wiadomo z ostatnio upublicznionych wyników kontroli NIK, demontaż
Państwowej Inspekcji Sanitarnej sprowadza bezpośrednie zagrożenie
zdrowia i życia na pacjentów i pracowników polskich szpitali.
Oczywiście do wygenerowania choroby nowotworowej w wyniku narażenia na
niebezpieczeństwo w związku ze stosowaniem promieniowania jonizującego
w badaniach rentgenodiagnostycznych dochodzi nie tylko w szpitalu, lecz
także w każdym innym miejscu, gdzie organ naszego państwa nie wykonuje
nałożonego ustawą obowiązku sprawowania zapobiegawczego i bieżącego
nadzoru sanitarnego w sposób wystarczająco skuteczny. Innym przykładem
lekceważenia zagrożeń ze strony promieniowania rentgenowskiego są
przytoczone przez NIK w październiku 2009r. wyniki audytu klinicznego
wykonanego przez Centralny i Wojewódzkie Ośrodki Koordynujące program
profilaktyki raka piersi w 2007 r., które wykazały, że aż 110 pracowni
mammograficznych, spośród 294 ocenianych (37,4%), nie spełniało wymagań
technicznych i jakości badań mammograficznych.
Co to za system ochrony zdrowia, który funduje nowe zagrożenia zdrowia
ludziom chorym, a nawet zdrowym i zapraszanym do badań przesiewowych?
To system ministra zdrowia, w którym kontrola państwowej inspekcji
sanitarnej jest kontrolą wewnętrzną, z definicji – bezzębną, a z obsady
– opartą o polityczno – kolesiowskie układy.
Bez specjalistycznej aparatury promieniowania rentgenowskiego nikt sam
nie zmierzy. Skutki zaniedbań w zakresie ochrony radiologicznej
pacjentów i personelu medycznego odezwą się dopiero po wielu latach,
choć nie u wszystkich, na szczęście. Ot, taka polska medyczna ruletka
rządząca się zasadą “kto ma pecha, ten jest chory”.
Poza zakładami opieki zdrowotnej uwagę publiczną skupiają inne źródła
promieniowania elektromagnetycznego, tym razem – niejonizującego. Są to
elektroenergetyczne linie napowietrzne wysokiego napięcia i stacje
bazowe telefonii komórkowej, czyli BTS (skrót od ang. Base Transceiver
Station).
Epidemiologia lekarska dysponuje wieloma dowodami na istnienie
bezpośrednich i odległych w czasie następstw narażenia na
promieniowanie niejonizujące ze źródeł komunalnych, a więc
zagrażających wszystkim, a zwłaszcza dzieciom, również tym w łonie
matki. Stąd obowiązujące prawo sanitarne określa ścisłe wymagania
dotyczące odległości instalacji emitujących promieniowanie
niejonizujące od miejsc pobytu ludzi, a także dopuszczalną moc
promieniowania, a także – co oczywiste – sposób udzielania zezwoleń na
tego rodzaju inwestycje i zakres niezbędnej kontroli podczas ich
eksploatacji.
Nie wolno mieć złudzeń. Również w tym obszarze swoich ustawowych
obowiązków nie wypełniają organy państwa polskiego odpowiedzialne za
ochronę zdrowia i życia ludzi. Istnieje za to organizacja społeczeństwa
obywatelskiego pod nazwą Ogólnopolskie Stowarzyszenie Przeciwdziałania
Elektroskażeniom “Prawo do Życia”, której wybitnym członkiem jest pan
Krzysztof Kukliński, redaktor serwisu internetowego Bezpieczne Dzieci.
Szereg cennych informacji dotyczących realiów w zakresie nadzoru nad
zagrożeniami zdrowia ze strony stacji bazowych telefonii komórkowej
można znaleźć na stronach internetowych, które redaguje pan Krzysztof
Puzyna. Materiał datowany na 22. lipca 2009r. pan Puzyna rozpoczyna
tymi słowami: “Idzie pomiar, wyłączcie stację ! O miernikach co nie
mierzą. Afera pomiarowa, 22 miliony oszukanych. Poprawne pomiary
promieniowania z masztów telefonii komórkowej. Faktyczna kontrola
ekspozycji pól elektromagnetycznych (PEM) na zachowanie polskich norm
higienicznych przez stacje bazowe telefonii komórkowej nie jest
możliwa!” Dalej tak pisze: “Poprzez pomiary miernikami co nic nie
mierzą ( na zasadzie placebo stosowanej z lekarstwami w medycynie)
wmawia się mieszkańcom, że promieniowanie jest tak słabe, że
niemierzalne. Ci co są zainteresowani oszukanymi pomiarami wychodzą
założenia, że według wiedzy medycznej większość ludzi nie ma zmysłu
elektromagnetycznego i nie są oni w stanie ocenić zagrożenia. Masowa
głupota, nieodpowiedzialność i lenistwo techników pomiarowych
spowodowała też bezkrytyczne przyjęcie kanonu pomiarów emisji stacji
bazowych telefonii komórkowej miernikami szerokopasmowymi MEH.
Niewiedza mieszkańców jest oczywiście usprawiedliwiona to technicy
powinni wykonywać swój zawód za który są opłacani, a nie oszukiwać.
Oszustwem jest powiadamiać o pomiarach operatorów w przypadku pomiarów
miernikiem MEH. Nie ma technicznej potrzeby włączać do orientacyjnych
pomiarów operatorów, chyba że chce się im dać sygnał do zmniejszenia
mocy nadawczej stacji. Dla pobieżnych pomiarów pola miernikiem
szerokopasmowym nie ma i nie było nigdy żadnego istotnego
usprawiedliwienia powiadamiać operatorów o terminie pomiarów przed
pomiarami. Jak u złodziei, jeden stoi na czatach i krzyczy: idzie
pomiar wyłączcie stacje! Te “niemierzalne i nieodczuwalne PEM” według
pomiarów miernikami MEH staje się jednak na dłuższą metę pośrednio
odczuwalne przez choroby i cierpienia. Gdyż to promieniowanie
elektromagnetyczne z masztów telefonii komórkowej GSM czy UMTS, jest
przy poprawnych pomiarach odpowiednimi miernikami mierzalne, często
przekracza ono też polskie normy. Doświadczają to ludzie na sobie,
niestety lekarze od czasu wejścia do Unii Europejskiej nieszkoleni w
profilaktyce PEM nie podają prawdziwej przyczyny ich chorób czy
dolegliwości. Otrzymuję setki emeilów i listów od mieszkańców w pobliżu
masztów telefonii komórkowej z prośbami o pomoc i opisami cierpień
ludzkich. Na oszukanych pomiarach są zainteresowani nie tylko
operatorzy, ale też służby wojskowe, ubezpieczalnie, sprzedawcy atrap
mierników, i inni przestępcy. Bez uczciwych pomiarów nie ma dowodów
szkód zdrowotnych i nie można skutecznie dowieść własnej krzywdy dla
odpowiedniego odszkodowania.” – pisze pan Krzysztof Puzyna na swojej
stronie internetowej. Ciekawe, czy dobrze udokumentowane informacje
pana Krzysztofa Kuklińskiego i pana Krzysztofa Puzyny wystarczą
prokuratorom do podjęcia dochodzenia, a sejmowi do powołania kolejnej
komisji śledczej.
6. lutego 2010
Dlaczego ludzkość ulega tak potwornemu zwyrodnieniu? I czy proces
degeneracji człowieczeństwa jest odwracalny? Ludzie wiary odpowiedź na
te pytania znajdą na kartach Pisma Świętego i zamiast popaść w
depresję, przystąpią do działań. Każdy na miarę swoich możliwości może
modlitwą, słowem, czynem pociągnąć ludzi ku stronie dobra i odwrócić
niekorzystne trendy. Jaka jest moc oddziaływania silnej osobowości
kierującej się dobrem wspólnym, rodakom Mieszka I i Karola Wojtyły
wyjaśniać nie trzeba, a przecież to tylko dwa przykłady, owszem –
największe, ale tylko dwa spośród znanych i nieznanych przywódców
polskiego ducha w ramach historii Chrześcijaństwa w Polsce. Na
mniejszą, domową skalę, takich osób obdarzonych siłą ducha i woli walki
o dobro rodziny, było i jest bez liku. Biada rodzinie pozbawionej
silnego przywództwa. Biada rodzinie, której przywództwo jest
zdegenerowane. Ta rodzina rychło skończy swój byt. Zniknie, a jej
miejsce zajmą potomkowie tych, którzy potrafili zadbać o swoje dzieci.
Jakie jest wobec tego kryterium właściwej troski o dobro wspólne, od
rodzinnego po ogólnoludzkie? Kierując się zdrowym rozsądkiem nikt
przecież nie życzy źle swoim najbliższym, a powodowany miłością
bliźniego – caritas – idzie jeszcze dalej i kocha bliźniego swego jak
siebie samego. Każdego bliźniego, choćby i tego, który słowami i
czynami wyraża wrogość i nienawiść, posługuje się kłamstwem, podstępem
i obmową, aby nas pozbawić zdrowia, życia, dobrego imienia i własności.
Kryterium właściwej troski o dobro wspólne, od rodzinnego po
ogólnoludzkie, jest rzetelna ocena skutków podjętych działań, bądź
zaniedbań tych działań, które mogły przyczynić się do wspólnego dobra,
ale nie zostały podjęte, a to z powodu konformizmu, a to kunktatorstwa,
a to korupcji, rozumianej jako zepsucie, rozkład moralny,
demoralizacja, zgodnie z łacińskim pochodzeniem tego słowa od
czasownika corrumpere – zepsuć, doprowadzić do rozkładu. Jak w: Animum
meum nemo potest corrumpere – ducha mojego nikt potrafi doprowadzić do
rozkładu.
Rzetelna ocena to taka, która pozostawia wystarczająco dużo czasu na
ocenę skutków konkretnego działania, a nadto dotyczy wystarczająco
dużej liczby osób składających się na obserwowaną populację, co pozwala
odrzucić wnioski wypływające z niedoceniania zmienności będącej
wypadkową wzajemnych interakcji genów i środowiska. Te właśnie
interakcje genów i środowiska (genes & environment, G&E)
doprowadziły każdego z nas do obecnej formy integralności fizycznej,
moralnej i psychologicznej osoby ludzkiej. Niszcząc tę integralność,
niszczy się osobę ludzką, jej rodzinę, potomstwo w co najmniej dwóch
pokoleniach, a w szerszej skali widzenia – nawet cały naród, czy dużą
część ludności świata.
Epidemiologia lekarska odnotowuje niewiele zjawisk, które mają tak
niepokojący trend wzrostu w skali globalnej, jak choroby zakaźne
przenoszone drogą płciową, czyli choroby weneryczne. Kilka dekad
rozwoju pandemii AIDS niosącej ludzkości potworne cierpienia w żadnym
razie nie przyczyniło się do odwrotu od rozwiązłości płciowej,
prowadzącej wprost do zakażeń, zachorowań, niepełnosprawności i
przedwczesnych zgonów spadających na chodzące źródła epidemii chorób
wenerycznych oraz na ich niewinne ofiary, włącznie z dziećmi zarażanymi
już w łonie matki, a także tymi, które podlegają zabiciu w procedurze
in vitro zyskującej popyt wśród kobiet, których jajowody uległy
zarośnięciu w wyniku zakażenia najczęstszym sprawcą niewirusowych
chorób wenerycznych, jakim jest chlamydia. Spośród chorób wirusowych
największe spustoszenie czyni wirus brodawczaka ludzkiego z jego bogatą
patologią, w tym przebiegająca w postaci raka szyjki macicy, gardła i
innych narządów.
Odpowiedź na niebywałe w historii nasilenie promiskuityzmu prowadzącego
wprost do pandemii chorób wenerycznych i patologii społecznych władze
niektórych krajów znajdują w … propagowaniu promiskuityzmu i to już od
przedszkola. Prym w tym obszarze wiedzie rządzona przez tzw.
socjalistów Partii Pracy Wielka Brytania, a wyssane z palca
pseudonaukowe argumenty z zakresu zdrowia publicznego powodują, że
Zjednoczone Królestwo stało się wręcz wylęgarnią przejawów wszelkiego
rodzaju pedofilii i co najmniej pośredniego kazirodztwa, które z
definicji polega na tym, że rodzice lub prawni opiekunowie zezwalają na
atakowanie dziecka przez pedofilów, czy to poprzez przemysł rozrywkowy,
system szkolny, czy też wydarzenia w przestrzeni publicznej. Pod
przymusem szkolnym małe dzieci dowiadują się o korzyściach z
samozaspokojenia swoich potrzeb, nawet jeśli się one jeszcze nie
pojawiły, a kiedy już osiągną wiek, w którym dotychczasowe lewackie
wychowanie może je doprowadzić do skutków narzuconego wręcz siłą
współżycia – brytyjski system szkolny zapewnia im nie tylko środki
ochronne, lecz także próby ciążowe i tabletki wczesnoporonne. Bez
żadnych ograniczeń. Owszem, konserwatyści pod przywództwem pana Davida
Camerona, zapowiadają, że po zdobyciu władzy podejmą walkę z nadmierną
seksualizacją dzieci, co może jedynie oznaczać, że “nie nadmierna” – w
ich rozumieniu – seksualizacja dzieci będzie obowiązywała nadal jako
doktryna państwowa, zgodnie zresztą z głęboko osadzonymi tradycjami.
Za zwyrodniałe pomysły dorosłych zarządzających brytyjskim szkolnictwem
najwyższą cenę płacą oczywiście same dzieci. Już w czasie dorastania.
Kiedy jest o wiele za późno, jako osoby dorosłe wyrażają żal z powodu
utraconego dzieciństwa. Już nie odzyskają na zawsze przepadłych szans
na niezakłócony rozwój, pełnię zdrowia i poczucie wolności. Nie trzeba
dodawać, że największą cenę za rozpad integralności fizycznej, moralnej
i psychologicznej płacą młode kobiety – niewolnice zdegenerowanego
człowieczeństwa. Obok prostytucji i pornografii wciągane są w kulturę
ladette, niby to chłopczycy, a w istocie żulicy, wiecznie pijanej,
zaćpanej, wulgarnej, wyzbytej wszelkich ograniczeń w zakresie kontaktów
zwanych dawniej intymnymi.
5. marca 2010
W świecie zachodnim totalitarną dyktaturę przyjęło się nazywać
faszyzmem. Wszelkie próby narzucenia jakichś ograniczeń lub obowiązków
ludzie kwitują stwierdzeniem, że są one dziełem faszystów sprawujących
władzę. W szczególności, kiedy sprawa dotyczy ewidentnego gwałcenia
praw człowieka, albo choćby tylko obojętności władzy na potrzeby ludzi
biednych, słabych, będących w jakiejkolwiek potrzebie, której owa
władza może i powinna zaradzić. Nie ma tu miejsca na głębszą dyskusję
nad sensownością wszystkich tego rodzaju oskarżeń właśnie o faszyzm,
ale trzeba podkreślić, że narzucony przez propagandę sowiecką obraz
dwubiegunowego podziału władzy na tę dobrą, czyli komunistyczną, i tę
złą – właśnie faszystowską, obowiązuje do dzisiaj w krajach zachodniej
Europy, z którymi za sprawą naszych sprzedajnych elit znaleźliśmy się w
jednym quasi-państwie. Ponieważ nam z kolei wmówiono, że faszyzm to nic
więcej jak niemiecki narodowy-socjalizm, czyli nazizm, a ze słowa
“komunista” uczyniono inwektywę, z trudem nam przychodzi zidentyfikować
i terminologicznie zakwalifikować gwałtownie nasilające się zagrożenia
bytu naszego narodu, poszczególnych rodzin i każdego z nas.
Bądźmy więc Europejczykami i nazywajmy sprawy po imieniu, kiedy
rządzący uzurpują sobie prawo do totalitarnej dyktatury o charakterze
faszystowskim, realizując przy tym wybrane zadania komunistów z walką z
Kościołem i rodziną na czele. Dotychczasowa pamięć historyczna Polaków
o napaściach w formie Kulturkampf nie pozostawia złudzeń co do tego, że
sprawy prędzej czy później nabierają rozpędu i początkowo ledwo
zauważalna presja ludzi jakoby kulturowo niekompetentnych rychło
obrasta w jawne wykorzystanie brutalnej siły do osiągnięcia celów
założonych wprawdzie od samego początku, ale w pierwszej fazie
skrzętnie ukrywanych. Po okresie aksamitnej dyktatury faszyzm coraz
bardziej szczerzy kły, coraz szerzej otwiera paszczę.
Ileż w tym obrazie pomieszania gatunków! Gdy nadrzędną władzę sprawuje
jeden czy drugi (druga?) Oberkomissar z lewacko-bojówkarskim rodowodem,
gdy w sprawach światopoglądowych rozstrzyga jakaś garstka obersędziów
przesiąkniętych nie mniejszą wolą walki z Chrześcijaństwem niż ich
koledzy z sądów stalinowskich, gdy rząd, który z niczym nie potrafi
sobie poradzić, jak władza bolszewików wyrywa dzieci z rąk matek i
ojców, aby je narażać na poniewierkę i nadużycia w instytucjach
państwowych, to jak zakwalifikować taką totalitarną dyktaturę? Odejdźmy
od stereotypów. Nie powtarzajmy sloganów wbitych nam do głowy przez
niemieckich i rosyjskich dyktatorów. Jak sami możemy się obecnie
przekonać istnieje zjawisko znane w Europie jako faszyzm zarządzany
przez komunistów walczących z Chrześcijaństwem i z rodziną.
Zanim jakiś obersąd wyda kolejny wyrok podważający porządek prawny
naszego Państwa warto przypomnieć odnoszące się do sprawy fragmenty
polskich ustaw z zasadniczą na czele. Oto Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej w art. 13. głosi, iż zakazane jest istnienie partii
politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach
do totalitarnych metod i praktyk działania faszyzmu i komunizmu (…), a
Kodeks karny w art. 256. wyraźnie stwierdza co następuje: kto
publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa
(…) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia
wolności do lat 2.
Czy jest możliwe zakazanie, tak jak w polskiej konstytucji, istnienia
partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich
programach do totalitarnych metod i praktyk działania faszyzmu i
komunizmu w tych krajach Europy Zachodniej, gdzie marksiści sprawują
realną władzę? Po sześciu latach od przystąpienia do Unii Europejskiej
czas przestać się dziwić i trzeba zacząć się ratować, między innymi
poprzez energiczne, głośne i umiędzynarodowione występowanie przeciwko
totalitaryzmowi. Musimy posługiwać się wszelkimi legalnymi narzędziami
walki ideologicznej na forum międzynarodowym. Nie jest to łatwe, ale
jest konieczne. Oddziaływanie na polską kastę polityczną nie przynosi
żadnych owoców i powoduje, że tańczymy, jak oni nam zagrają i to pod
batutą obcych dyrygentów. Aby nie wspomnieć o kompozytorach. Etnicznych
Francuzach. Na przykład.
Zachodni marksizm, ideologia dobrze rozpoznana i opisana, ma swojego
ojca, o którym warto wspomnieć. Jest nim György Lukács alias Georg
Bernhard Lukács von Szegedin alias Szegedi Lukács György Bernát
urodzony jako Löwinger György Bernát. Podczas ociekającego krwią
epizodu Węgierskiej Republiki Sowieckiej w roku 1919 Lukacs pełnił
funkcję ludowego komisarza do spraw edukacji i kultury. Nakazał wtedy
węgierskim nauczycielom prowadzić obowiązkowe lekcje edukacji
seksualnej. W celu wyraźnie określonym. Celem tym było umyślne
zdeprawowanie moralności młodych chrześcijan. Metodą “na Lukacza”
europejskie lewactwo w XXI wieku osiągnęło już bardzo wiele w krajach
15-tki, czerpiąc zyski polityczne z ludzkiego nieszczęścia w postaci
bliskich i odległych następstw niekontrolowanego promiskuityzmu. Tym
bardziej solą w oku “czerwonej awangardy ludzkości” staje się Polska,
co dosłownie zaczyna przypominać nasze osamotnienie w czasach Cudu nad
Wisłą. Wśród ludzi byliśmy sami, ale sam Bóg był z nami. Si Deus
nobiscum, quis contra nos? Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
12. marca 2010
Eksperyment medyczny przeprowadzany na ludziach ma swoją potworną
twarz. Jest to twarz Josefa Mengele. Niemiecki lekarz, doktor medycyny
i antropologii oraz SS-Hauptsturmfuehrer, zasłużony na froncie
wschodnim, za wyciągnięcie pod ostrzałem dwóch rannych żołnierzy z
płonącego czołgu i udzielenie im pierwszej pomocy był odznaczony
najwyższym odznaczeniem wojskowym Niemiec – Krzyżem Żelaznym. Jednak
nie bohaterski ratownik kojarzy się ze słowem Mengele. Pierwsze
skojarzenie to zbrodniarz w białym fartuchu. Wszak właśnie lekarski
fartuch wyróżniał go spośród innych oprawców niemieckiego obozu zagłady
Auschwitz (der Konzentrationslager des Deutschen Reichs,
Vernichtungslager Auschwitz). Dokonując wiwisekcji ludzi dla potrzeb
eksperymentu medycznego, czy selekcji ludzi na przydatnych i
nieprzydatnych państwu niemieckiemu, Mengele wykonywał zawód lekarza.
Kierował się tym samym etyką lekarską. Nie była to wcale etyka lokalna,
skodyfikowana na potrzeby niemieckiego obozu zagłady Auschwitz, a
wyrastała wprost ze społecznego darwinizmu, zgodnie z przekonaniem
głoszonym przez Rudolfa Hessa, zastępcę wodza Rzeszy Niemieckiej a
zawartym w słowach: “narodowy socjalizm to nic innego jak biologia
stosowana”. Mengele ukończył studia lekarskie w 1938r. Już w maju 1935
roku dokonano eutanazji dwunastu pacjentów w szpitalu psychiatrycznym w
Hadamar, w Hesji. W 1941 r. załoga szpitala realizująca program
eutanazji pod kryptonimem T-4 (od Tiergartenstrasse 4 w Berlinie, gdzie
mieściła się kwatera główna programu) piwem i winem podanym do
krematorium opijała spalenie okrągłej liczby 10 000 swoich pacjentów.
Od 1935r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nakazało rejestrować
wszystkie dzieci do lat trzech, u których stwierdzono wrodzoną wadą
rozwojową lub niedorozwój umysłowy. Zabierano je z domów rodzinnych na
“specjalne leczenie”, które polegało na wstrzyknięciu śmiertelnej dawki
trucizny lub zagłodzeniu na śmierć. Nauczycielem akademickim doktora
Mengele był Ernst Ruedin, szwajcarski psychiatra. W jednym z przemówień
prof. Ruedin powiedział: “Ktokolwiek nie jest zdrowy na ciele lub
umyśle, nie powinien przenosić swoich wad na dzieci. Państwo musi
zadbać o to, aby tylko zdrowi mieli dzieci.” Szwagier prof. Ruedina,
pruski lekarz Alfred Ploetz, entuzjasta dzieł Karola Darwina, pierwszy
zaproponował teorię higieny rasowej, publikując w 1895r. “Podstawy
Higieny Rasowej” “Grundlinien einer Rassenhygiene”. Już nie tylko
choroba, ale i pochodzenie, miały dawać prawo do życia. Argumentował
potrzebę sprawowania przez społeczeństwo kontroli nad moralną i
intelektualną zdolnością obywateli do podejmowania decyzji o
małżeństwie i dozwolonej liczbie dzieci, włącznie z wprowadzeniem
zakazu reprodukcji. Według Ploetza niesprawne dzieci należy poddawać
aborcji, a chore, słabe, z ciąż bliźniaczych i te, których rodziców
Ploetz uzna za zbyt starych lub zbyt młodych należy “eliminować”.
Ruedin i Ploetz w 1933r, weszli w skład “eksperckiego komitetu
doradczego do spraw polityki ludnościowej i rasowej” kształtującego
niemiecką legislację w sprawach rasowych i eugenicznych oraz sposoby
jej realizacji. Profesor medycyny Alfred Ploetz w 1936 był nominowany
do Pokojowej Nagrody Nobla. Jak widać doktor Mengele wykonywał to,
czego się nauczył od swoich mistrzów i co stanowiło ukształtowaną przez
tychże mistrzów doktrynę państwa niemieckiego. Z Auschwitzu Mengele
zabrał dokumentację swoich eksperymentów na ludziach.
Podkreślam: z Auschwitzu a nie z Oświęcimia. Oświęcim to dumne prastare
piastowskie miasto śląskiej kolebki Państwa Polskiego.
Brak pewnych informacji co do tego, czy Mengele sprzedał koncernom
farmaceutycznym wyniki swoich skrajnie sadystycznych eksperymentów, czy
też może wykorzystywał je do dalszych badań, które mógłby prowadzić,
przebywając w Argentynie, dokąd zbiegł w 1949r., w czym pomógł mu
biskup Alois Hudal, czy póżniej w Paragwaju lub Brazylii, gdzie nigdy
nie rozliczony za zbrodnie, zakończył życie w 1979r. Pewne jest za to,
że duch Mengele i jego mistrzów unosi się nad światem, nad Unią
Europejską, w tym i nad Polską. Przedstawiciele zawodu zaufania
społecznego, legitymujący się dyplomami lekarzy, odziani w białe
fartuchy, dzień w dzień, godzina po godzinie, minuta po minucie –
selekcjonują ludzi, dzielą ich na tych, którym żyć wolno i tych,
których wolno zabić pod byle jakim pozorem, dokonują eksperymentów
medycznych na ludziach, poddając pacjentów działaniu szkodliwych dla
zdrowia i życia produktów leczniczych i procedur medycznych,
stosowanych tylko dlatego, że są one zgodne z tzw. wskazaniami
aktualnej wiedzy medycznej. A ta aktualna wiedza medyczna jest w wielu
swoich fragmentach katastrofalnie skompromitowana nie tylko mniej lub
bardziej jawnym sfałszowaniem leżącej u jej podstaw ewidencji naukowej,
lecz także zwyrodniałym marketingiem wprzęgającym w interesy koncernów
agrochemicznych dosłownie wszystkich: od profesorów medycyny po
dziennikarzy zajmujących się medycyną, od obecnych i byłych ministrów
po wójtów i burmistrzów, od działaczy finansowanych przez koncerny
stowarzyszeń ochrony pacjentów po wytwórców produktów i usług, których
wytwory tychże pacjentów przysparzają.
Jak za czasów Mengele, niektórzy prominentni lekarze, a także politycy,
czy też tzw. autorytety moralne, zwykle samozwańcze, narzucają
medycynie własne normy etyczne, zmieniają etykę lekarską opartą na
fundamencie zasady PRIMUM NON NOCERE, po pierwsze nie szkodzić, na
etykę własną, etykę porównywalną z etyką lekarską wymienionych lekarzy
niemieckich, przynajmniej w zakresie hessowskiej “biologii stosowanej”
wyrosłej na społecznym darwinizmie.
Kiedy usłyszymy zapytanie o to, jaki wybieramy kolor oczu naszego
dziecka z próbówki, czy decydujemy się na donoszenie ciąży, czy mamy
coś przeciwko korzystaniu przez nasze dziecko w szóstej klasie
podstawówki z darmowych środków wczesnoporonnych i szczepień przeciwko
rakowi szyjki macicy szczepionką, którą twórczyni ocenia na bardziej
groźną niż choroba, której ma ta szczepionka zapobiec, to wiedzmy ta
sama etyka nie powstrzyma stawiających powyższe pytania w sprawie
zdrowia i życia naszych dzieci przed poinformowaniem nas samych, że
jesteśmy zbyt chorzy, zbyt starzy, aby opłacało się nas leczyć.
19. marca 2010
IN AQUA SANITAS, w wodzie zdrowie, to dewiza Instytutu Wody założonego
w 1997r. “CZYSTA WODA DLA ZDROWEGO ŚWIATA” tak brzmi temat
przypadającego na 22. marca Światowego Dnia Wody 2010. W tym roku
Światowy Dzień Wody koordynowany jest przez Organizację Narodów
Zjednoczonych do Spraw Oświaty, Nauki i Kultury (UNESCO). Korzystając
więc z tegorocznej, wyjątkowej okazji, pozwolę sobie przypomnieć pięć
podstawowych informacji na temat Instytutu Wody:
1. Instytut jest jednostką naukowo-badawczą
2. Sprawy prawne, organizacyjne i ekonomiczno-finansowe Instytutu
prowadzi Medyczne Centrum Konsumenta
3. Zaplecze naukowe Instytutu stanowią krajowi i zagraniczni wybitni
specjaliści wielu dyscyplin
4. Do zadań Instytutu należy prowadzenie badań naukowych i prac
badawczo-rozwojowych oraz upowszechnianie ich wyników, szkolenie,
informacja naukowa, a także opracowywanie analiz i ocen
5. Celem powołania Instytutu jest ochrona zdrowia ludności Polski przed
skutkami użytkowania wody zawierającej substancje toksyczne, a
zwłaszcza rakotwórcze, która do organizmu człowieka dostaje się głównie
w formie
- wody do picia
- wody do gotowania potraw w domu
- wody do gotowania potraw w gastronomii
- wody wchodzącej w skład
- soków owocowych
- napojów bezalkoholowych
- piwa
- produktów mleczarskich
- innych artykułów spożywczych
- kosmetyków
- farmaceutyków
Potrzeba założenia w 1997r. INSTYTUTU WODA 2000 wynikała z braku
realizacji przez władze państwowe polityki zdrowotnej przyjętej w
1991r. Europejskie kraje członkowskie Światowej Organizacji Zdrowia
(WHO) przyjęły w 1991 r. fundamentalny program
ZDROWIE DLA WSZYSTKICH DO ROKU 2000, w którym zapisano 38 celów
polityki zdrowotnej na naszym kontynencie
Osiem z nich odnosi się do zdrowia środowiskowego:
(1) polityka zdrowia środowiskowego,
(2) zarządzanie zdrowiem środowiskowym,
(3) jakość powietrza,
(4) jakość i bezpieczeństwo żywności,
(5) gospodarka odpadami
(6) ochrona gleby przed skażeniem
(7) zdrowie pracowników
oraz
(8) dostęp ludzi do wody bezpiecznej dla zdrowia w brzmieniu:
“Do roku 2000 wszyscy ludzie powinni mieć dostęp do odpowiedniego do
ich potrzeb zaopatrzenia w bezpieczną wodę do picia, a skażenie zasobów
wód podziemnych, rzek, jezior i mórz nie powinno już więcej zagrażać
zdrowiu”.
Po upływie roku 2000 dokonaliśmy – z oczywistych powodów – zmiany nazwy
Instytutu Woda 2000 na Instytut Wody. Po dziesięciu latach, w ostatnim
roku pierwszej dekady XXI wieku warto więc zastanowić się, czy
realizacja planów Światowej Organizacji Zdrowia z 1991 r. na terenie
Polski powiodła się, czy też nie. Czy Polska, kraj członkowski Unii
Europejskiej, elitarnego klubu najbogatszych państw świata, zapewnia
ludziom dostęp do odpowiedniego do ich potrzeb zaopatrzenia w
bezpieczną wodę do picia, gotowania potraw, wchodzącą w skład napojów i
żywności. Czy też może podstawowy problem cywilizacyjny, jakim jest
dostęp do wody zdrowej i bezpiecznej jest w Polsce nadal nie
rozwiązany. Niestety, nie mam dobrych wiadomości.
Obiecany skok cywilizacyjny nie nastąpił, inwestycje w zaopatrzenie
ludności w wodę toczą niemrawo, zmora wszystkich władz lokalnych, od
New York City po górską wioskę, hen, wysoko w Alpach Bawarskich, jaką
jest rozpad starych instalacji wodociągowych jakoś nie straszy naszych
samorządowców. No pewnie. Byle dociągnąć do wyborów. A potem ujść z
łupem, bądź też na nowo naobiecywać gruszki na wierzbie. Ludzie to
kupią. Bo i tak nie mają żadnego wyboru. Co innego turyści i nabywcy
produktów opartych o wodę, zwłaszcza napojów i żywności, spełniających
rolę swoistej atrakcji turystycznej, będącej ważnym filarem polskiej
oferty dla turystów krajowych i zagranicznych. Ci, kiedy dowiedzą się,
że w jakiejś miejscowości woda nie odpowiada wymaganiom sanitarnym, to
po prostu do tej miejscowości nie przyjadą i produktów w niej
wytworzonych nie kupią.
Pomimo przystąpienia Polski do Unii Europejskiej odsetek ludności
zaopatrywanej w wodę wodociągową nie odpowiadającą wymaganiom
sanitarnym nie uległ poprawie, a nawet jest wyższy – i to niemal
dwukrotnie – niż przed przystąpieniem do Unii. Odsetek ludności
zaopatrywanej w wodę wodociągową nie odpowiadającą wymaganiom
określonym przez Ministra Zdrowia i opartym o dyrektywę 98/83/EC z dnia
3 listopada 1998 r. w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia
przez ludzi, w Polsce roku 2003 wynosił 8,4% , w 2008 – 13%. Najgorszą
wodę sprzedają zaopatrujące największą liczbę Polaków wodociągi o
wydajności do 1000 metrów sześciennych na dobę. Spośród wszystkich
płacących za wodę z tych wodociągów aż 15% odbiorców, tj. co siódmy
konsument, kupuje wodę nie odpowiadającą wymaganiom. Czy władze naszego
państwa wiedzą jakie są następstwa spożywania wody nie odpowiadającej
wymaganiom? Jak najbardziej. Oto dosłowny cytat z udostępnionego opinii
publicznej przez Głównego Inspektora Sanitarnego w dniu 12 stycznia
2010 dokumentu “Stan Sanitarny Kraju w 2008 roku”: “woda dostarczana
przez wodociągi o najmniejszej dobowej wydajności stanowi bezpośrednie
zagrożenie dla zdrowia konsumentów.”
26. marca 2010
Europejski Sojusz na rzecz Zdrowia Publicznego (European Public Health
Alliance – EPHA) to międzynarodowa niezarobkowa organizacja
społeczeństwa obywatelskiego zarejestrowana w Belgii, w której skład
wchodzi ok. 100 stowarzyszeń działających w Europie na szczeblu
lokalnym, regionalnym i krajowym. Według własnej deklaracji misją EPHA
jest promować i chronić zdrowie wszystkich ludzi żyjących w Europie i
występować na rzecz zwiększenia udziału obywateli w tworzeniu polityki
zdrowotnej na szczeblu europejskim. EPHA wykonuje projekty, które
otrzymują wsparcie z Komisji Europejskiej. Jest więc oczywiste, że
prominentni członkowie EPHA realizują za nasze podatki swoje cele, jak
choćby te, które światu narzuca Międzynarodowa Federacja Planowania
Rodzicielstwa (The International Planned Parenthood Federation – IPPF),
której Sieć Europejska (European Network (IPPF EN) wchodząca w skład
EPHA jest po prostu jednym z sześciu regionalnych oddziałów IPPF.
Z tego też powodu Europejski Sojusz na rzecz Zdrowia Publicznego jest
niewątpliwym autorytetem dla sporej części profesjonalnej i publicznej
opinii europejskiej sprzyjającej selekcji ludzi na tych, którym żyć
wolno i tych, których wolno zabić, czy też eugeniki i/lub sadystycznych
eksperymentów na ludziach, choćby w postaci stosowania szkodliwych dla
zdrowia i życia produktów i procedur leczniczych.
Europejski Sojusz na rzecz Zdrowia Publicznego powinien też być
autorytetem dla polskich polityków opowiadających się czy to formalnie,
czy też faktycznie po stronie cywilizacji śmierci. Jednak ci,
przyzwyczajeni do bezkarnego krętactwa i nagradzanej kolejnymi
sukcesami wyborczymi dwulicowości, biją wszelkie rekordy, także właśnie
europejskie, politycznej zbrodni polegającej na sprowadzaniu masowego
zagrożenia zdrowia i życia na miliony ludzi zależnych od ich decyzji.
Za liberalizację prawnych ograniczeń narażenia osób przebywających na
terytorium Polski na śmiercionośny dym tytoniowy polscy politycy
zostali potępieni przez Europejski Sojusz na rzecz Zdrowia Publicznego.
W ten sposób doprowadzili do bezprecedensowej kompromitacji Polski w
obszarze zdrowia publicznego na forum międzynarodowym.
Materiał prasowy EPHA z 18. marca 2010 r. dotyczący skutków głosowania
sejmowego z 4. marca b. r. jest na całym świecie omawiany w
środowiskach zawodowo zajmujących się zdrowiem publicznym, wskazywany
jako kuriozum, przyczynek do kolejnej fali szyderstw. Tym razem
zawinionych i słusznie obciążających wyborców, czyli nas – Polaków. W
swojej infomacji EPHA uzmysławia epidemiologiczne tło głosowania w
Sejmie : “Co roku 70 000 ludzi umiera w Polsce w wyniku chorób
odtytoniowych. Około 9 milionów polskich obywateli wypala od 15 do 20
papierosów dziennie. Każdego dnia 500 nieletnich dziewcząt i chłopców
zaczyna palić tytoń, składając się na przybliżoną liczbę 180 000 dzieci
i młodzieży próbujących palić co roku. Zagadnienie biernego palenia
jest do dzisiaj w Polsce w znacznym zakresie lekceważone. Co roku
umiera w Polsce 2000 osób, które nigdy tytoniu nie paliły, a
zachorowały na choroby wywołane przez dym tytoniowy w następstwie
narażenia w Polsce na wdychanie cudzego dymu. Groźne skutki cudzego
dymu wdychanego przez osoby niepalące zostały udokumentowane w ponad
dwudziestu międzynarodowych raportach, włącznie z raportami
Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem i Głównego Lekarza USA.
Ponadto Międzynarodowa Organizacja Pracy uznaje dym tytoniowy za
zagrożenie zawodowe. “
Swojego czasu minister zdrowia, dr Andrzej Wojtyła, pediatra, wykurzał
mnie skutecznie z narad kierownictwa ministerstwa zdrowia. Kłęby dymu
wypełniały nawet sekretariat ministra, a zaniepokojeni interesanci
chcieli wzywać straż pożarną. Dym tytoniowy osobom odpowiedzialnym za
zdrowie publiczne w Polsce niezmiennie nie pozwala dostrzec opinii
powszechnie szanowanych. Prof. Konrad Jamrozik w 2005 r. na łamach
prestiżowego British Medical Journal (BMJ) stwierdził, że dym tytoniowy
w środowisku pracy odbiera życie co najmniej dwóm pracownikom na dzień
pracy, razem 617 w ciągu roku, w tym 54 pracownikom obsługi gości, a
palenie w domu w ciągu roku zabija 2 700 osób w wieku 20-64 lat i 8 000
osób powyżej 64. roku życia. Narażenie na dym tytoniowy w pracy składa
się na 1/5 wszystkich zgonów osób narażonych na dym tytoniowy w
środowisku i na połowę zgonów pracowników obsługi gości. Wdychanie
cudzego dymu tytoniowego miało doprowadzić do 1 372 zgonów na raka
płuca, 5 239 zgonów z powodu choroby niedokrwiennej serca i 4 074
zgonów w następstwie udaru mózgu. Warto przenieść te oszacowania na
nasze podwórko. W Polsce odsetek palących mężczyzn spadł z 64% w latach
70. ubiegłego wieku do 40% w latach 2000-2004, odsetek palących kobiet
w tym czasie wzrósł z 21% do 25%. W Wielkiej Brytanii odsetek palących
w latach 2000-2004 szacuje się na 27% wśród mężczyzn i 24% wśród
kobiet. Ludność Polski w 2005 r. to 38,2 mln, Wielkiej Brytanii – 60,2
mln. Mając wszystkie dane, każdy z proporcji może sobie wyliczyć, na co
umrą Polacy zmuszani do filtrowania cudzego dymu tytoniowego i w razie
potrzeby przedstawić swoje oszacowania w sądzie.
Skrajnie kompromitująca lekarza medycyny i obecnego ministra zdrowia
telewizyjna reklama palenia tytoniu skierowana do 7-latków dostępna
jest w internecie na stronie youtube i nosi tytuł “Kopacz przeciw
zakazowi palenia.”
9. kwietnia 2010
Czy nie szanując własnego zdrowia i życia, można szanować cudze? I co
dowodzi pogardy dla zdrowia i życia własnego, a tym samym i innych
ludzi? Już popularne palenie papierosów, czy dopiero elitarne wciąganie
kokainy przez nos? Powrót – czyżby na paszporcie dyplomatycznym? –
byłego ministra z zasłużonego wypoczynku na plaży do ciężkiej pracy
legislacyjnej w niewygodnych ławach sejmowych zmusza do ponowienia
postulatu o wprowadzenie obowiązkowych badań lekarskich dla kandydatów
do parlamentu i innych ciał wybieralnych. Należy sprawdzić nie tylko
czy oddech i ubranie cuchną dymem tytoniowym, a na zębach i palcach nie
osadziła się smoła, lecz także, czy kandydat na decydenta aby nie mówi
przez nos, a przy tym czy w przegrodzie nosa nie ma dziur. To łatwe,
dużo łatwiejsze niż szukanie dziur w mózgu jako skutku większości
narkotyków.
Dopuszczając do rządzenia ludzi uzależnionych od narkotyków, z nikotyną
i kokainą włącznie, nie powinniśmy się dziwić, że ci – jako posłowie,
senatorowie, radni, czy też urzędnicy rządowi i samorządowi – po prostu
nie rozumieją o co nam chodzi, kiedy mówimy o zagrożeniach zdrowia i
życia. Sami gardzą zdrowiem i narzucają swoje samobójcze tendencje
innym ludziom. Narzucają, bo mogą. Mogą, bo oddaliśmy im władzę. Na
pytanie, czy tę władzę potrafimy im odebrać, odpowiedzą specjaliści od
wyborczych oszustw i nadużyć, o ile starczy im odwagi.
Sztandarowym osiągnięciem aktualnego premiera jest dorobek byłego
ministra sportu w zakresie realizacji programu ˝Moje boisko – Orlik
2012˝. Właśnie zbliża się druga rocznica wstępnej informacji, którą
przekazałem polskiej opinii publicznej na temat niektórych zagrożeń
zdrowia, które przynosi kontakt z fałszywą trawą pokrywającą orliki. W
ciągu dwóch lat dokumentacja zagrożeń znacznie się rozrosła i ze
względu na wagę sprawy temat wymagałby szerszego omówienia. Ale można
postawić pytanie: po co? Po co mówić o zagrożeniach zdrowia, skoro
niczego to nie zmienia w działaniach władz decydujących o zdrowiu i
życiu ludzi od nich zależnych. Po co alarmować, skoro ludzie przejęli
samobójcze tendencje od rządzących nimi polityków nafaszerowanych
narkotykami.
Trzeba przyznać, że są jednak w naszym kraju politycy, którzy
dotrzymują złożonego wyborcom ślubowania. Panowie posłowie Dariusz
Seliga, Krzysztof Sońta i Robert Telus 9 września 2009r. podpisali w
Skierniewicach interpelację nr 11476 do ministra sportu i turystyki
oraz do ministra zdrowia w sprawie zagrożeń dla zdrowia dzieci i
młodzieży wywołanych przez sztuczną murawę boisk (˝Orlików˝).
Interpelacji tej z pewnym trudem można się doszukać na stronach
internetowych sejmu, dużo łatwiej – na moje stronie www.halat.pl, a
warto z nią się zapoznać, aby móc postawić zawarte w niej pytania
władzom lokalnym, tym właśnie, które podejmując decyzję o pokryciu
boiska fałszywą trawą, powodują zagrożenie zdrowia dzieci i młodzieży.
Warto też zapoznać się z odpowiedziami ministra sportu i turystyki i
ministra zdrowia na interpelację pana posła Seligi i grupy posłów.
W odpowiedzi na interpelację można przeczytać m. in. : Ministerstwo
Sportu i Turystyki jest w posiadaniu opinii Narodowego Instytutu
Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny dotyczącej
nawierzchni sztucznej. W opinii tej czytamy: ˝Wierzchnie warstwy traw
zawierają zazwyczaj polietylen lub polipropylen (w różny sposób
usieciowane) lub kombinację ww. tworzyw z poliestrem – nie stanowiąc
praktycznie żadnego zagrożenia dla zdrowia ludzi. Dolna warstwa trawy
zazwyczaj wykonana jest z lateksu. W przypadku nawierzchni
poliuretanowych, których skład obejmuje polimer o zawartości monomeru
nieprzekraczającej 1%, również można stwierdzić, że tego typu
nawierzchnia nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzi. Oceny
higieniczne nie obejmują specyficznych reakcji alergicznych, które
czasami mogą wystąpić w jednostkowych przypadkach u ludzi w wyniku
bezpośredniego kontaktu z nawierzchnią zawierającą śladowe ilości
diizocyjanianów. Ocena higieniczna nie uwzględnia przypadku kontaktu
uszkodzonej skóry z nawierzchnią˝. …˝Właściwości mechaniczne i
techniczne traw (wytrzymałość, ścieralność itp.) nie są oceniane przez
Zakład Higieny Komunalnej NIZP – PZH. Potwierdzenie spełnienia wymagań
powiązanych z właściwościami technicznymi mogą określać np. aprobaty
techniczne wydawane przez inne instytucje˝.
Odrębną sprawą pozostają:
1) samowolne, niedopuszczalne zmiany dokonywane przez inwestorów w
stałych punktach specyfikacji istotnych warunków zamówienia dotyczące
nawierzchni sztucznych celem szukania oszczędności;
2) zmiany rodzaju układanej nawierzchni sztucznej dokonywane przez
wykonawców już po rozstrzygniętym na ich korzyść przetargu.”
Odpowiedzi ministra zdrowia właściwie przytaczać nie warto. Resort
odpowiedzialny za zdrowie publiczne wymienia szereg tytułów aktów
prawnych, po to, aby uzasadnić swoją bezczynność następującymi słowami:
“W treści ww. aktów prawnych nie zostały określone warunki ograniczenia
dla substancji, grupy substancji lub preparatu stosowanych w wyrobie
takim, jak sztuczna murawa boiska. Z uwagi na powyższe organy
Państwowej Inspekcji Sanitarnej nie dysponują wynikami badań
dotyczącymi ewentualnych zagrożeń chemicznych, których źródłem może być
sztuczna murawa boiska.”
16. kwietnia 2010
Z otchłani dziejów patrzą na nas oczy przodków. Wiedza o tym kim byli,
jak żyli i w co wierzyli mieszkańcy ziem na obszarze dzisiejszej Polski
jest prawie żadna. A rzecz dotyczy tylko granic Polski dzisiejszej,
najlepszych w historii, w ogromnej części naturalnych granic
geograficznych i etnologicznych. Te właśnie granice są najbardziej
widomym znakiem zasług, które ludzie stojący u sterów władzy minionych
pokoleń ponieśli dla Polski. Czy sami? W pojedynkę? W mniejszej lub
większej grupie? Czy może stojąc na czele świadomej swojego prawa do
Ojczyzny, do własnego terytorium, większości Polaków, Protopolaków, w
tym Polan, Ślężan i członków innych plemion złączonych siłą potęgi
Piastów, Słowian dorzecza Odry, Prasłowian, i niezliczonych pokoleń ich
poprzedników należących wprawdzie do różnych kultur, ale
charakteryzujących się jednak ciągłością sztafety i wspaniałym
dorobkiem na miarę Biskupina. Nie naszą specjalnością było utrwalanie
pamięci wydarzeń w kamieniu, czy na zwoju, a odkopane w Polsce zabytki
archeologiczne, a nawet dokumenty historyczne poukrywano w muzeach i
archiwach łupieżczych sąsiadów z zachodu i wschodu, z północy i
południa. Ileż to ludzi, rodzin, mieszkańców drobnych i większych osad
w bezkresie tysiącleci unicestwiono w całości bez śladu, spalono,
wrzucono do wody, porzucono na pożarcie dzikim zwierzętom. Kto miałby
opisać ich los, okoliczności tragicznej śmierci, krzywdę wołającą o
pomstę do nieba. Kto, skoro zginęli wszyscy, a jeżeli nawet nieliczni
przeżyli, to i tak nigdzie nie zostali wysłuchani. A jednak przeżyliśmy
i jest nas 55 milionów na całym świecie. I mamy swoją Ojczyznę. I mamy
swoją żywą pamięć historyczną. I mamy swoje wartości, które budzą silne
zainteresowanie, a nawet nieukrywaną zazdrość wielu zwykłych ludzi
innych narodów.
Dobra Nowina, którą przyjął dla nas Mieszko I wraz z ręką czeskiej
księżniczki, płynie z Polski szerokim i wartkim strumieniem na cały
świat. Szerokim, bo nieograniczonym zgniłymi kompromisami i wartkim, bo
bijącym z silnego źródła wiary.
Paweł Włodkowic, Paulus Valdimiri, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego,
potrafił sprzeciwić się okrucieństwom krzyżackim i rzezi Litwinów, tak
samo jak Jan Paweł II umiał wystąpić przeciwko wojnie jako sposobowi
rozwiązywania międzynarodowych konfliktów. Tuż przed wybuchem II wojny
w Zatoce Perskiej powiedział: “Atak na Irak będzie zbrodnią przeciw
pokojowi. Najeźdźcy nie działają w imię wartości Zachodu”. Najwięksi z
Polaków zawsze wykazywali się bezkompromisową odwagą w głoszeniu swoich
przekonań. Woleli oddać życie niż zdradzić swoje ideały. Stąd tak
wielkie straty i stąd też tak wielki podziw dla naszego narodu.
Ostatnia ofiara życia wielkich Polaków związana z gotowością do godnego
i rzetelnego uczczenia pamięci części ofiar stalinizmu zamordowanych w
Katyniu nie może być traktowana inaczej. W odróżnieniu od naszych
przodków, dzięki rozwojowi cywilizacji technicznej mamy stałą, bieżącą,
trafiającą do każdego domu relację zdarzeń. Relacja ta pada na podatny
grunt. Spełniają się słowa zapisane w Ewangelii św. Jana, którymi Jezus
wzywa swoich uczniów, aby Go naśladowali w posłuszeństwie Ojcu, aby się
nie wycofywali ze służby pod wpływem zagrożenia ze strony przeciwników.
Aby wystraszeni nie chcieli ratować swojego życia i wypierać się Jezusa
przed światem: “O tak, mówię wam, jeśli ziarno pszenicy, gdy spadnie na
ziemię, nie obumrze, samo pozostanie; a jeśli obumrze, wyda obfity plon”
Obfity plon w postaci pojednania Polaków i Rosjan, w postaci zbliżenia
katolików i prawosławnych, w postaci wyniesienia w Polsce wartości
chrześcijańskich i patriotycznych na należne im, od tysiąca lat
zajmowane miejsce, to plon ziarna obumarłego 10. kwietnia 2010 roku pod
Smoleńskiem.
Jest to na pewno wielki promień pocieszenia dla pogrążonych w rozpaczy
członków rodzin i przyjaciół ofiar katastrofy, czyli dla nas
wszystkich. Powstaje nowa legenda, pełna patosu, ale przecież
opowiadająca o pięknie ludzkiej duszy. Na wskroś sienkiewiczowska.
Prezydent Lech Kaczyński sam dla niej dobrał pieśń. Pieśń o Małym
Rycerzu. Oto jej słowa i chwyty na gitarę:
W stepie szerokim, którego okiem a C D
Nawet sokolim nie zmierzysz, a C E
Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa a d a
Pieśni o Małym Rycerzu. a E a
II.
Choć mały ciałem, rębacz wspaniały
Wyrósł nad pierwsze szermierze
I wieki całe będą śpiewały
Pieśni o Małym Rycerzu.
III.
Ty, któryś w boju, i ty, coś w znoju,
I ty, co uczysz i mierzysz,
Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa
Pieśni o Małym Rycerzu.
Z otchłani dziejów patrzą na nas oczy przodków. Przygląda się
współczesny świat. Sprostajmy wymaganiom przeszłości, teraźniejszości i
przyszłości.
23. kwietnia 2010
Mając w pamięci narodowej, rodzinnej i własnej bezmiar kłamstw, oszustw
i manipulacji o charakterze broni psychologicznej wymierzonej
bezpośrednio w nasze wspólne i osobiste interesy z integralnością na
czele, słusznie okazujemy nieufność w stosunku do tzw. wybrańców narodu.
W końcu nie trzeba być szewcem, ażeby wiedzieć, że buty cisną.
Równocześnie wszyscy toniemy w zwałach błota, którym mniej lub bardziej
celnie obrzucają się przedstawiciele rozmaitych grup trzymających
władzę. Zajęci planowaniem i przeprowadzaniem kampanii oczerniania
przeciwników, nasi politycy nie mają czasu przeciwstawić się
postępującej degradacji cywilizacyjnej Polski. Dorobek III
Rzeczypospolitej w zakresie polityki zdrowotnej, demograficznej, czy
społecznej jest jeszcze gorszy niż w obszarze polityki transportowej,
choć mniej oczywisty, bowiem łatwiej podsumować liczbę kilometrów dróg
niewybudowanych oraz nowowybudowanych i rozpadających się w proch niż
wyliczyć stracone lata życia Polaków w związku
1. z brakiem dostępu do skutecznej prewencji, profilaktyki i terapii,
2. z brakiem dostępu do pomocy rodzinie wychowującej dzieci,
3. z brakiem dostępu do pracy w bezpiecznych warunkach
4. z brakiem dostępu do godziwego wynagrodzenia, zaopatrzenia rentowego
i emerytalnego.
Za to Polakom zapewnia się dostęp do narzędzi kłamliwej propagandy
płynącej z odbiorników, za których używanie okłamywanym każe się
płacić. Czy to sprawiedliwe? Dlaczego kosztów nadawania kłamstw i
półprawd nie pokrywają ci, których interesom te fałszerstwa medialne
służą? A ileż to roboty przy współczesnej technice zajmie wyliczenie co
do sekundy czasu trwania materiału emitowanego z korzyścią dla obcych a
bez korzyści dla Polaków płacących abonament i wysłanie faktury do
odpowiedniego koncernu, ambasady, czy ich akwizytorów i/lub agentów.
Dzięki temu więcej nam pozostanie w kieszeni na utrzymywanie tych
środków masowego przekazu, które nas nigdy nie zawiodły. A trzeba
dodać, że ich wpływ na odrodzenie Polaków w sferze patriotyzmu i
pamięci narodowej jest nie do przecenienia i jako ewenement w skali
międzynarodowej wymaga pilnego zaangażowania utalentowanych patriotów w
piękne udokumentowanie dorobku, opatrzenie błyskotliwym komentarzem w
jak największej liczbie języków i upowszechnienie w skali globalnej z
wykorzystaniem wszystkich form i dostępnych kanałów dystrybucji z
Internetem na czele. Świat czeka na przejawy normalnych ludzkich
zachowań i Polska ma pełne szanse stać się wyczekiwanym przez wielu,
przez miliardy zwykłych ludzi dobrej woli wzorem do naśladowania,
źródłem inspiracji dobrem pobudzającym innych do działania ku dobru. W
tych dniach mamy prawo przypomnieć przekonanie wieszcza, że “Polska
Mesjaszem narodów.” Niechby jednakowoż wszyscy przyznali, i to
publicznie – na czele z naszymi politykami, którzy głoszą i mogą głosić
swoje racje – komu zawdzięczają wolność niezałganej patriotycznej myśli
i wypowiedzi oraz wyjątkowe szanse na wyborcze zwycięstwa. Choćby i
narazili się na zmasowany atak kreatorów i egzekutorów poprawności
politycznej, to i tak nie mają nic do stracenia, bo tam nie mają na co
liczyć, a tu, ich odwaga i prawdomówność nada blasku chwalebnym
zamiarom, a niekiedy i czynom. Wtedy może do urn ruszą obywatele
tradycyjnie bojkotujący wybory czy to z powodu krzywd doznanych ze
strony wrogiego państwa, czy też z niechęci do wybierania mniejszego
zła. Jawność intencji i wyrazistość zachowania to coś więcej niż
kuglarskie sztuczki politycznych marionetek.
Naturalnie jeszcze ważniejsze są rzeczywiste dokonania.
Tym, którzy są piękni, młodzi, bogaci, a zwłaszcza zdrowi, a także
wśród członków rodzin i przyjaciół nie znajdują nikogo w potrzebie
niech oczy otworzą bilboardy z wielkim napisem: ŚREDNIA DŁUGOŚĆ ŻYCIA
CHORYCH NA MUKOWISCYDOZĘ
W POLSCE: 20 LAT
NA ZACHODZIE: 40 LAT
W ten sposób Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą, które pomaga
ponad 1200 chorym, zwraca uwagę społeczeństwa na drastyczne różnice w
długości przeżycia chorych na mukowiscydozę w Polsce i w państwach
Europy Zachodniej.
Z końcem kwietnia 2010r., u progu kolejnej kampanii wyborczej
następującej bezpośrednio i za przyczyną tragicznej śmierci z
niewyjaśnionego nadal powodu niemal stu osób zajmujących najwyższe
stanowiska państwowe, muszę, jako polski epidemiolog, ponownie,
ponownie upomnieć się prawo do życia wszystkich innych Polaków i
przywołać własne słowa z lipca 2004r.: “15. maja 1997r. podczas
konferencji prasowej pt. “Krótkie życie Polaków” zapoznałem opinię
publiczną z prawdziwą, opartą o porównywalne dane międzynarodowe, oceną
stanu zdrowia mieszkańców Polski. Niestety, od tamtej pory kolejne
rządy te same dane wykorzystują do propagandy nieistniejącego sukcesu,
podkreślając coroczny przyrost oczekiwanej długości życia, a
przemilczając fakt, że przyrost ten w konkurencji międzynarodowej jest
kompromitująco niski. Zawiniony przez rządzące partie i osoby rozpad
systemu opieki zdrowotnej oraz bezczynność organów naszego państwa w
zakresie zapobiegania i zwalczania chorób służą właściwie eksterminacji
narodu.”
30. kwietnia 2010
Nadmiar detali zasłania prawdę o całości. Oglądając preparat pod
mikroskopem, wybiera się odpowiedni do celu obserwacji obiektyw o
powiększeniu, np. cztero-, dziesięcio, czy dwudziestokrotnym.
Specjaliści korzystający z mikroskopu w pracy wiedzą czym jest
powiększenie użyteczne i powiększenie puste. Kiedy użyjemy obiektywu o
powiększeniu zbyt dużym, zdolność rozdzielcza naszego oka nie sprosta
zadaniu rozróżnienia detali i uzyskamy zamazany obraz rzeczywistości.
To jest właśnie powiększenie puste. Obraz jest rozmyty, a pole
obserwacji nie obejmuje ważnych partii preparatu.
W medycynie błędne rozpoznanie postawione na podstawie wadliwie
przeprowadzonego badania mikroskopowego może pogorszyć stan zdrowia,
kosztować życie pacjenta, a gdy dotyczy wielu groźnych chorób, może
przyczynić się do wystąpienia ogniska epidemicznego, a nawet epidemii.
A jak ma się sprawa w bieżącej polityce?
Brak dostępu do istotnych partii obrazu rzeczywistości nie pozwala na
dokonanie syntezy rozsypanych, ukrytych, a może i ukrywanych fragmentów
obiektywnej prawdy. Zdrowy rozsądek nakazuje więc poddać obecną
sytuację analizie od ogółu do szczegółu.
10. kwietnia 2010r. miało miejsce bezprecedensowe w historii ludzkości
wydarzenie, które poraziło cały świat swoją złowrogą symboliką. Media
na czele z internetem, zapewniły globalny dostęp do obserwacji
katastrofy pod Smoleńskiem, jej bezpośrednich śmiertelnych skutków i
następującej po niej rozpaczy milionów żałobników. Pamięć zabitego w
katastrofie prezydenta mieli uczcić najwyżsi dostojnicy ze wszystkich
zakątków świata. Zwyczajowy w sytuacji zgonu urzędującej głowy państwa
udział innych głów państw w pogrzebie został jednak storpedowany przez
zamknięcie pod fałszywym pretekstem przestrzeni powietrznej nad Europą.
No właśnie. Omawiane szeroko w prasie światowej zdjęcia satelitarne po
prostu nie wykazały zagrożenia ze strony pyłu wulkanicznego. Sir
Richard Branson, właściciel między innymi linii lotniczych Virgin
Atlantic, za zawiniony przez agendę rządu brytyjskiego błąd oceny
sytuacji domaga się od tegoż rządu rekompensaty poniesionej w ciągu
sześciu dni zakazu lotów straty w wysokości 50 milionów funtów.
Dla miliardów ludzi podstawowe pytanie wymagające natychmiastowej
odpowiedzi, to pytanie o przyczynę katastrofy. To pytanie stawiane jest
od pierwszych chwil po tragicznym wydarzeniu przez każdego, kto
prywatnie lub publicznie wypowiada się w tej sprawie. Ponieważ
odpowiedzi nie słychać, mnożą się rozmaite podejrzenia. Jak w przypadku
każdego nagłego zgonu, nie tylko rodzina zmarłego, nie tylko policja
stojąca na straży bezpieczeństwa zdrowia i życia, ale każdy, każdy
człowiek, sąsiad bliski czy daleki ma prawo pytać: dlaczego ktoś nagle
zginął? I nie słysząc wiarygodnej odpowiedzi każdy ma prawo podjąć
zwykłą w każdym dochodzeniu logiczną analizę sytuacji, w pierwszej
kolejności zastanawiając się komu ta śmierć przyniosła korzyść. Cui
prodest. Kto na tym korzysta? Komu służy ta śmierć? Kto zyskuje na tej
stracie? Seneka w swojej tragedii Medea wyraził logiczne przekonanie
Cui prodest scelus, is fecit – ten popełnił zbrodnię, komu przyniosła
korzyść.
Komu więc zbrodnia pod Smoleńskiem przyniosła korzyść? Diabłu? Tylko
diabłu? I dlatego ludzie są bezsilni w wykrywaniu współpracowników
diabła – sprawców, pomocników i popleczników tej zbrodni? Kara Boska
ich nie minie, lecz ludzka ominie. Będzie to widomy znak rozpaczliwej
bezsilności człowieka w walce z imperium zła. Rozpasane zło pożera
coraz więcej ofiar. Przyciśnięci do muru, śmiertelnie zagrożeni ludzie
zwykli bronić się dzielnie. Ażeby podjąć walkę ze złem, trzeba zło
nazwać po imieniu. Niestety, nagle okazuje się, że nadal żyjemy na
jednej z wysp archipelagu Gułag. Za poprawność polityczną Polacy mają
oddać swoje święte prawo do wolności wypowiedzi.
A kto ma prawo pytać o mechanizm zbrodni pod Smoleńskiem? Tubylcy z
wysp Pacyfiku, Amerykanie, nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi? Owszem, ci
pytają. W internetowych witrynach i rozmowach temat ten jest bardzo
aktualny i w miarę bezproduktywnego upływu czasu coraz bardziej gorący.
Tym bardziej oburza cuchnąca faszyzmem argumentacja stosowana w celu
zakneblowania ust Polakom, przecież najbardziej ze wszystkich i do
końca świata zainteresowanym wyjaśnieniem prawdziwych przyczyn oraz
rzeczywistych doraźnych i odległych w czasie następstw tragedii pod
Smoleńskiem.
Już po dwudziestu dniach każdy widzi, że katastrofa pod Smoleńskiem
może się skończyć katastrofą narodu, który – pomimo wyraźnego
ostrzeżenia – nie potrafi zapobiec nadchodzącym nieszczęściom.
7. maja 2010
Film “Milczenie owiec” (“The Silence of the Lambs”) to okropny horror
powstały w Hollywood w 1991r. Spośród innych wytworów chorej wyobraźni,
jakże mocno odciskających się na psychice i postępowaniu miliardów
ludzi na całym świecie, ten produkt Hollywood ma szczególne znaczenie.
Magazyn “Giant” w numerze październik/listopad 2005r. opublikował
ranking najbardziej przerażających filmów wszechczasów. W tym rankingu
“Milczenie owiec” zajęło drugie miejsce. Wyprzedziło m. in. uznany za
jeden z najważniejszych filmów Romana Polańskiego, “Wstręt”
(“Repulsion”), który zajął 25. pozycję wśród najbardziej przerażających
filmów wszechczasów. Niewątpliwie epatowanie złem, wręcz rozkoszowanie
się psychopatologią i skrajnym okrucieństwem osób psychiczne ciężko
chorych odpowiada na zapotrzebowanie części widowni, ale też i trafia
na podatny grunt wśród tych jej członków, których współczesna
psychiatria zalicza do cierpiących co najmniej na zaburzenia
osobowości. Jednak nie wpływ produkcji Hollywood na stan, a w
szczególności obserwowany właśnie rozkład świata zachodniego, jest tym
problemem, który obecnie najbardziej nurtuje Polaków.
Mamy własny, narodowy i rzeczywisty, choć tak straszny jak gdyby
zrodzony w przesiąkniętej odrażającym złem wyobraźni, powód do
prawdziwego przerażenia. Autor czy autorzy scenariusza najbardziej
przerażającego dla nas wydarzenia wszechczasów są nadal nieznani. Nie
przesądzając o tym na kogo można rzucić podejrzenie o spowodowanie
katastrofy pod Smoleńskiem, nawet nie stawiając hipotez o intencjach
sprawców, a więc odkładając dyskusję o winie umyślnej i nieumyślnej do
czasu pojawienia się jakichkolwiek niepodważalnych dowodów, trzeba
zachowanie widowni tej tragedii rozgrywającej się tu i teraz, w czasie
rzeczywistym na oczach całego świata, nazwać milczeniem owiec.
Milczeniem owiec, drżących z przerażenia, niezdolnych do walki o swój
los.
Czy Polacy milczą dlatego, że przed kilku laty wybrali swoich
przedstawicieli i tych, którzy przeżyli katastrofę pod Smoleńskiem,
darzą bezmiernym zaufaniem?
W świetle postępowania władz tego rodzaju wiernopoddańcze, rabie
przyzwolenie to po prostu zaproszenie do eskalacji słownej i czynnej
napaści na nas wszystkich.
Dla Bronisława Komorowskiego, marszałka sejmu, ujawnienie przez turystę
znalezienia w błocie pod Smoleńskiem polskiego paszportu to błahostka.
Będący własnością Rzeczypospolitej Polskiej dokument z godłem naszego
państwa dołączył do guzików oficerskich mundurów, ale został jeszcze
bardziej niż one sponiewierany. I to przez kogo? Przez kandydata na
następcę zabitego prezydenta! Poza tym nasuwa się oczywiste pytanie: co
znaleźli, ci którzy swoich znalezisk nie ujawnili, choćby z chęci zysku
lub ze strachu?
Według Donalda Tuska, polskiego premiera, znaleziska z miejsca
katastrofy mają większe znaczenie dla Polaków niż dla Rosjan. Kiedy od
osób dokonujących przypadkowo tych znalezisk dowiadujemy się, że są to
niekiedy szczątki ludzkie, fragmenty ciał ludzi zabitych 10. kwietnia
2010 r. i przez prawie miesiąc nie pochowanych, takie stwierdzenie
premiera należy uznać za umyślną obrazę przyjaciół Moskali. Zarząd
spraw – przynajmniej formalny – związanych z medycyną, od ochrony
zdrowia mieszkańców Polski, a pośrednio całej Unii Europejskiej i
innych odbiorców naszych produktów nadzorowanych przez inspekcję
sanitarną, po identyfikację i zabezpieczenie zwłok ofiar katastrofy pod
Smoleńskiem, premier niezmiennie i niezależnie od efektów oddaje z
pełnym zaufaniem w ręce minister zdrowia dr Ewy Kopacz. Oto fragment
stenogramu punktu 14. porządku dziennego 65 posiedzenia Sejmu RP 6
kadencji. 29. kwietnia 2010r. Minister Zdrowia Ewa Kopacz powiedziała
Sejmowi: “Gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy,
wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 m i
przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy znaleziony skrawek
został przebadany genetycznie. Dlatego jest ta dzisiejsza informacja i
to, co się dzieje na tej sali – szczera rozmowa z państwem. Szczególnie
wam, bo wy prosiliście o tę informację, chcielibyśmy przekazać, że z
pełną rzetelnością zabezpieczyliśmy wszystkie szczątki, które
znaleziono na miejscu wypadku.”
Dobrze, że lokale wyborcze są w zasięgu kopytek większości milczących
owiec. Bo dojechać nie byłoby czym, aby podziękować za dorobek. Dróg
nie wybudowali. Kolej zlikwidowali.
14. maja 2010
Rozkład tzw. cywilizacji Zachodu nabiera tak szybkiego tempa, że
zjawiska wcześniej niewyobrażalne, stają się dzisiaj codziennością. Co
najgorsze, wartości europejskie, te właśnie, z których wyrasta
cywilizacja Zachodu, są bądź to niweczone, wręcz wypalane żelazem
rozgrzanym do czerwoności z brunatnym odcieniem, bądź też oddawane
walkowerem przez samych Europejczyków. Uderza utrata europejskiej
tożsamości wyraźnie przecież w naszych czasach zdefiniowanej i
nieustannie przypominanej przez największego spośród Polaków, a tym
samym spośród Europejczyków. Jan Paweł II 24. marca 2004 r. w Watykanie
przyjął z rąk władz miasta Akwizgran nadzwyczajną edycję
międzynarodowej Nagrody Karola Wielkiego. Z tej okazji nakreślił swoją
wizję zjednoczonej Europy, która powinna być wolna od samolubnych
nacjonalizmów, w której narody są postrzegane jako żywe ośrodki
kulturowego bogactwa zasługującego na ochronę i promocję dla dobra
wszystkich. Miała to być Europa, w której zdobycze nauki, ekonomii i
społecznego dobrobytu nie zostaną zepchnięte do ślepego konsumeryzmu,
ale pozostaną na służbie każdego w potrzebie, oferując zintegrowaną
pomoc tym krajom, które podejmują wysiłki w celu osiągnięcia
stabilizacji społecznej. Jan Paweł II myślał wtedy o Europie, której
jedność jest oparta na prawdziwej wolności, której cenne owoce wolności
religijnej i wolności społecznych osiągnęły dojrzałość w glebie
Chrześcijaństwa. Powiedział: “Bez wolności nie ma odpowiedzialności.
Ani przed Bogiem, ani przed ludźmi. Kościół pragnie poszerzać pole
wolności. Współczesne państwo zdaje sobie z tego sprawę, że nie może
być państwem prawa, jeżeli nie chroni i nie promuje wolności swoich
obywateli, zapewniając im wolność wypowiedzi jako jednostkom i grupom.”
Jan Paweł II myślał wtedy o Europie, która jest zjednoczona dzięki
pracy młodych. Młodzi ludzie porozumiewają się z łatwością, poprzez i
ponad granicami geograficznymi. I pytał: “Jednak jak może być zrodzone
młode pokolenie otwarte na prawdę, na piękno, na szlachetność i na to
co jest warte poświęcenia, jeżeli w Europie rodzina przestała
reprezentować instytucję otwartą na życie i bezinteresowną miłość?
Rodzina, której seniorzy są integralną częścią, z perspektywą tego co
najważniejsze: aktywnego komunikowania wartości i sensu życia.” Jan
Paweł II miał na myśli Europę będącą polityczną, a w istocie duchową
jednostką, w której chrześcijańscy politycy wszystkich państw działają
ze świadomością bogactwa, które ludziom przynosi wiara, poświęcają się
temu, aby te wartości przyniosły owoce, oddają się na służbę całej
Europy skoncentrowanej na osobie ludzkiej, z której bije blask twarzy
Boga. “To jest marzenie, które noszę w moim sercu i które chciałbym z
tej okazji powierzyć wam i następnym pokoleniom” powiedział Jan Paweł
II, odbierając w Watykanie nadzwyczajną edycję nagrody Karola
Wielkiego. Przed sześciu laty. Na kilka tygodni przed przystąpieniem
Polski do Unii Europejskiej.
Wśród przyczyn przyznania tej nagrody sformułowano następujące:
“Dla Jana Pawła II kultura jest wspólnym dziedzictwem wyrosłym z
wartości etyki i doświadczenia religijnego. Dla Jana Pawła II kultura
oznacza także bogactwo życia, wymianę duchowych tradycji i osiągnięć,
wzajemnie twórcze ubogacenie. Jan Paweł II rekomenduje państwom i
rządom, działającym na własny sposób, aby każdy wnosił własny narodowy
i regionalny wkład do specyficznej ekspresji wyjątkowej kultury
europejskiej, zachowując przy tym szacunek dla różnorodności. W swoim
przesłaniu do narodów Europy z Santiago de Compostela w 1982 r. Ojciec
Święty udzielił następującej zachęty Europie: “Znajdź własną drogę dla
siebie. Bądź sobą. Odkryj na nowo swoje początki. Przywróć życie swoim
korzeniom… Nadal możesz być świetlistym łukiem dla kultury i siłą
napędową postępu na świecie”. Papież Jan Paweł II wypromował dialog
pomiędzy religiami i dzięki temu poprawił stosunki między ludźmi w
zmieniającej się Europie. Naucza nas, że wielokulturowe społeczeństwo
nie może działać bez wspólnie szanowanych trwałych elementów, bez
punktów odniesienia, bez wartości. Gdybyśmy temu zaprzeczyli, to
odrzucilibyśmy tożsamość Europy i nadalibyśmy naszym kulturom naturę
świecką (profane nature), która pozbawiłaby je kreatywności.”
Od napisania przez kapitułę nagrody Karola Wielkiego w tym brzmieniu
uzasadnienia dla jej przyznania Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II
upłynęło zaledwie sześć lat.
Warto zastanowić się, kto ukradł nam naszą Europę. Czym nas omamił. Jak
uśpił naszą czujność. Tym bardziej warto starać się odzyskać nasz dom –
Europę. Jeżeli nic nie zrobimy w tym kierunku, stracimy nasz dom
bezpowrotnie. Już nawet nie jako Polacy, ale właśnie jako Europejczycy.
Nabiera przecież błyskawicznego przyspieszenia proces integracji
ludzkości.
A teraz kilka słów z obszaru mojej ekspertyzy, z natury rzeczy mającej
zastosowanie globalne, tym samym chętnie podejmującej nowe – właśnie
globalne – wyzwania. Integracja ludzkości, jak każde zjawisko, wymaga
opisu i oceny z punktu widzenia medycyny, naturalnie metodyką
wynikającą z definicji epidemiologii, a w szczególności noksologii.
Medycyna integracji, europejska medycyna integracji, to badanie,
kurowanie i zapobieganie w kontekście rozkładu cywilizacji zachodu i
natychmiastowej potrzeby opartej na zdrowych podstawach współpracy z
sąsiadami na naszej planecie.
Wszyscy jesteśmy sąsiadami w naszej globalnej wiosce. Pełen szacunku
dystans pomiędzy sąsiadami jest receptą dla harmonijnych między nimi
stosunków. Jak wspomniałem przed pół rokiem, amerykański filozof i
logik Willard Van Orman Quine raz powiedział: “nie ma osoby bez
tożsamości”. Z historii naszego narodu i z własnego doświadczenia,
ośmielam się dodać: integralność tożsamości determinuje przeżycie.
Integracja ludzkości zaczyna się od niezafałszowanego szacunku dla
fizycznej, moralnej i psychologicznej integralności każdej osoby
ludzkiej. Gdzie człowiek tam i medycyna. W starciu medycyny opartej na
dowodach z medycyną reklamową i lobbingową, ignorancją, arogancją i
chciwością, fałszowaniem leków i procedur, bezbronnym pacjentom radą i
pomocą służy Centrum Europejskiej Medycyny Integracji CEMI – ZEMI.
21. maja 2010
Po trzynastu latach jestem zmuszony do powtórzenia niemal w całości
kilku informacji z serii RATOWANIE ZDROWIA PO POWODZI, które
przekazywałem rodakom podczas narodowej tragedii w Polsce w 1997 r. Już
wtedy pierwszymi środkami masowego przekazu, które zwróciły się do mnie
o porady lekarza epidemiologa dla osób poszkodowanych przez powódź były
media katolickie: Radio Maryja i Tygodnik Niedziela.
Fala powodziowa wnosi do naszych domów niewyobrażalne ilości
zanieczyszczeń, z których najgroźniejsze to odchody ludzkie i zwierzęce
pochodzące z dołów kloacznych, szamb, gnojowników, obór, chlewni,
kanałów, oczyszczalni ścieków oraz substancje chemiczne wypłukane z
hałd, magazynów przemysłowych, pól (pestycydy, nawozy sztuczne) i zmyte
z jezdni (wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, ołów, itd.). Im
szybciej pozbędziemy się osadzonych z brudnym szlamem bakterii,
wirusów, pleśni, grzybów oraz trucizn i alergenów chemicznych, tym
łatwiej przywrócimy naszemu domowi naturalną rolę bezpiecznego
schronienia. Zaniedbania w tym zakresie mogą objawić się w dość krótkim
czasie zachorowaniami na dur brzuszny, dury rzekome i inne
salmonellozy, czerwonkę, biegunki wywołane pałeczkami jelitowymi E.
coli. Kontakt ze szlamem, wdychanie uwalniających się z niego
substancji stwarza poważne zagrożenie rozmaitymi chorobami alergicznymi
(od wyprysku kontaktowego – egzemy, przez zapalenie spojówek, aż do
groźnych dla życia ataków astmy) oraz zatruciem chemicznym o przebiegu
ostrym i przewlekłym. Nie wolno też lekceważyć zagrożeń wynikających z
uszkodzenia domowej instalacji elektrycznej, gazowej, wodociągowej,
kanalizacyjnej oraz systemu wentylacyjnego i drenażowego.
ŻYWNOŚĆ PO POWODZI
1. Cała żywność pokryta szlamem naniesionym przez powódź musi być
uznana za zagrażającą zdrowiu konsumenta i zniszczona. Władze sanitarne
winny dopilnować zniszczenia żywności zalanej wodą w zakładach
przetwórczych, hurtowniach, sklepach, kioskach, magazynach zakładów
żywienia zbiorowego zamkniętego (szpitale, ośrodki wczasowe i
kolonijne) i otwartego (restauracje, bary, zakłady małej gastronomii).
Skażoną żywnością nie należy karmić zwierząt domowych i hodowlanych,
gdyż, tak jak ludzie, mogą one ulec zatruciu. Sami obywatele (dorośli)
ponoszą odpowiedzialność tylko za wykorzystanie skażonych zapasów
domowych do żywienia rodziny. Za skutki zdrowotne w pozostałych
przypadkach odpowiadają właściciele i kierownicy wyżej wymienionych
obiektów, w których dla żywienia ludzi wprowadza się środki spożywcze o
niewłaściwej jakości zdrowotnej.
2. Bez wahania należy zniszczyć opakowania, do których wnętrza mogła
dostać się brudna woda z zarazkami i truciznami, a zawierające na
przykład:
przyprawy
mąkę, cukier, sól, kawę i herbatę
żywność w opakowaniu papierowym, celofanowym, kartonowym (makarony,
płatki, krakersy, herbatniki, lody, słodycze, itd.)
słoiki i butelki z zakręcanymi pokrywkami, w tym przetwory domowe
3. Należy zniszczyć zalane wodą świeże warzywa i owoce
4. Należy wyrzucić wszelkie porowate przedmioty (drewniane, plastykowe,
gumowe) do kontaktu z żywnością lub które mają kontakt z ustami
(smoczki, gryzaki, pojemniki plastykowe, deski do krojenia, drewniane
talerze, nakrycia jednorazowego użytku.
5. Można zachować nakrycia szklane i porcelanowe, metalowy i szklany
sprzęt kuchenny, szklane butelki i słoiki, czyszcząc je w odpowiedni
sposób:
-umyć w silnym roztworze środka dezynfekcyjnego
-usunąć wszelki brud i błoto
-wydezynfekować porcelanę i szkło w ciepłym roztworze środka
dezynfekcyjnego przez jedną minutę (łyżka bielinki na cztery litry wody)
-wygotować metalowe garnki, patelnie, narzędzia kuchenne i sztućce
przez 10 minut
6. Można uratować żywność z metalowych konserw pod warunkiem, że nie
widać w nich wgłębień lub rdzy i przy wykonaniu następujących czynności:
-na ile to możliwe odpisać z etykiet informacje dot. produktu,
producenta i terminu przydatności konserwy do spożycia, usunąć etykiety
i opisać puszkę niezmywalnym pisakiem
-sprawdzić, czy nic z puszki nie wycieka, ani czy nie ma wybrzuszeń
(takie puszki należy wyrzucić, bombaż grozi zatruciem jadem
kiełbasianym!)
-umyć puszkę w silnym roztworze środka dezynfekcyjnego
-użyć szczotki w celu dokładnego usunięcia szlamu
-zanurzyć konserwę w ciepłym roztworze środka dezynfekcyjnego przez
jedną minutę (łyżka bielinki na cztery litry wody)
-pozwolić na wyschnięcie puszki bez wycierania przed jej otwarciem lub
umieszczeniem w czystym, suchym i wydezynfekowanym miejscu.
-zachować listę konserw uwzględniającą dane ze zniszczonych etykiet
7. JEDZ POTRAWY GOTOWANE, A WARZYWA I OWOCE CZYSTĄ RĘKĄ ZE SKÓRKI
OBRANE – to łatwa do zapamiętania zasada chroniąca zdrowie i życie
ludzi przebywających na terenach zagrożonych durem brzusznym, durami
rzekomymi i innymi salmonellozami, czerwonką i cholerą. Zagotowanie
potraw nie chroni jednak przed zatruciami chemicznymi.
8. Potrawy trzeba dobrze ugotować, jeść nadal gorące, jeszcze parujące.
9. Należy jeść te dowiezione owoce i warzywa, które można obrać ze
skórki po wstępnym opłukaniu czystą wodą. Przed obieraniem koniecznie
trzeba umyć ręce czystą wodą z mydłem. Nie wolno zjadać obierek. Inne
warzywa i owoce (n. p. sałata, owoce jagodowe) wymagają dużej ilości
czystej wody do wielokrotnego opłukania.
10. Należy zwrócić uwagę na stan zdrowia zwierząt hodowlanych: u krów
nie dopuszczać do uszkodzeń wymion i ich zakażenia pałeczkami
jelitowymi obecnymi w szlamie.
CHOROBY ZAKAŹNE PO POWODZI
Zniszczona odporność ofiar powodzi (w wyniku ciężkich przeżyć, głodu,
pragnienia, bezsenności, bezdomności, wychłodzenia lub przegrzania)
toruje drogę wszechobecnym zarazkom. Władze sanitarne winny
zorganizować system wykrywania, rejestrowania i leczenia tych chorób,
które ze względu na wysokie ryzyko zgonu i łatwość szerzenia się
najbardziej zagrażają zdrowiu publicznemu. 1. Do ogólnych objawów
chorób zakaźnych należą:
-gorączka
-luźne i/lub częste stolce (biegunka) lub zaparcie
-nudności i wymioty, ból brzucha
-osłabienie, ból głowy, zawroty głowy
2. Niekiedy choroba przebiega bez wyraźnych oznak i dolegliwości lub z
objawami mało nasilonymi, a mimo to badanie lekarskie i laboratoryjne
wykazuje zmiany chorobowe wielu narządów oraz obecność zarazków w krwi,
kale i moczu.
3. Obecność osoby chorej i nieleczonej albo osoby, która pomimo braku
wyraźnych objawów wydala zarazki z kałem i moczem stanowi bardzo
poważne zagrożenie dla otoczenia.
ODKAŻANIE PO POWODZI
1. W nierównej walce bezbronnego człowieka z zarazkami ważnym orężem są
chemiczne środki odkażające. Władze sanitarne winny zorganizować
sprawny system zaopatrzenia ludności w takie środki dezynfekcyjne, jak
wapno chlorowane, chloraminy i podchloryn sodu, których niezbędne
zapasy muszą być stale przechowywane w bazach sanitarnych i dostarczone
wraz ze szczepionką i sprzętem do wstrzyknięć specjalnym transportem
natychmiast na tereny zagrożone epidemiami. Pracownicy stacji
sanitarno-epidemiologicznych nie tylko mają obowiązek udzielać
szczegółowych instrukcji co do skutecznego i bezpiecznego stosowania
środków dezynfekcyjnych, ale też przeprowadzać dezynfekcję różnych
obiektów ze studniami włącznie. Innym zadaniem Państwowej Inspekcji
Sanitarnej jest urzędowe dopuszczenie do picia i celów gospodarczych
wody pobranej w nadzorowanym obiekcie przez pracowników stacji
sanitarno-epidemiologicznych i zbadanej w ich laboratoriach. Zadanie to
ma zasadnicze znaczenie dla bezpieczeństwa zdrowotnego kraju, gdy
dotyczy wodociągów, w tym lokalnych i zakładowych, bądź studni
zaopatrujących w wodę zakłady produkcji żywności, żywienia zbiorowego,
szpitale, przychodnie i inne obiekty użyteczności publicznej. Sami
obywatele (dorośli) ponoszą odpowiedzialność tylko za odkażanie swoich
domów, sprzętów, obejścia, a zanim zostanie przeprowadzona dezynfekcja
studni bądź stacji uzdatniania wody i sieci wodociągowej także tej
wody, jaka jest właśnie dostępna.
2. Chemiczne środki odkażające zabijają bakterie lub powstrzymują ich
rozwój, są wykorzystywane w niszczeniu wirusów, grzybów, pleśni i wielu
przetrwalników zarazków. Służą do odkażania wody pitnej, ścian, podłóg,
mebli, naczyń stołowych i kuchennych, pomieszczeń szpitalnych,
pojemników do wody i mleka, środków transportu żywności, pomieszczeń
dla zwierząt, żłobów, odchodów ludzkich, śmietnisk. Zasadnicze
znaczenie ma dobór środka odkażającego do konkretnej potrzeby, ilość
tego środka na jednostkę miary odkażanej powierzchni, objętości lub
wagi (np. litr roztworu o konkretnym stężeniu na metr kw. podłogi oraz
czas działania tego środka (od 3 minut do 3 godzin).
3. Tylko kilka środków odkażających można stosować do dezynfekcji
skóry, błon śluzowych, uszkodzonych tkanek bez ryzyka ich działania
trującego, uczulającego lub drażniącego na człowieka (są to tzw. środki
aseptyczne – groźne dla zarazków, a bezpieczne dla ludzi).
4. Wybór konkretnego środka odkażającego poza jego dostępnością i ceną
jest więc podyktowany określoną potrzebą, ale też wygodą i
bezpieczeństwem stosowania. Konieczne jest więc dokładne zapoznanie się
z treścią etykiety lub dołączonej ulotki już w chwili dokonywania
wyboru. Jeśli etykieta nie zawiera precyzyjnych danych, nie należy
podejmować ryzyka związanego z pozorowanym unieszkodliwianiem zarazków
lub działaniem trującym, drażniącym lub uczulającym środka chemicznego,
za którego skuteczność i bezpieczeństwo użycia nawet producent nie chce
przyjąć odpowiedzialności.
5. Chemiczne środki odkażające należy stosować wyłącznie zgodnie z
precyzyjną instrukcją odczytaną z etykiety. Próba odejścia od tej
zasady (zmiana zastosowania, oszczędzanie środka przez większe niż
należy rozcieńczenie, skracanie czasu odkażania) grozi szerzeniem się
chorób zakaźnych, zaś lekceważenie środków ostrożności (np. stosowanie
wapna chlorowanego bez odzieży ochronnej – buty gumowe, rękawice, maska
przeciwgazowa) – śmiertelnym zatruciem.
6. Chemiczne środki odkażające tylko wtedy zniszczą zarazki, kiedy
zastosuje się je na bardzo czyste powierzchnie podłóg, ścian, mebli,
sprzęty, itd. lub do zaprawienia przefiltrowanej wody (np. kilkakrotnie
przez czystą tkaninę, watę, itp.). Odkażanie powierzchni pokrytych
szlamem, błotem, odchodami, pyłem i in. substancjami organicznymi mija
się z celem. Nieskuteczna będzie dezynfekcji wody, która jest mętna, a
w osadzie znajdują się substancje organiczne neutralizujące bez reszty
zastosowany środek.
7. Ludzie, którym nie dostarczono chemicznych środków odkażających w
ramach działalności przeciwepidemicznej Państwowej Inspekcji
Sanitarnej, ani też nie otrzymali ich wśród innych darowanych produktów
(naturalnie tak jak w przypadku dokonania zakupu osobiście obowiązują
podane wyżej wymogi wyboru i stosowania), a przy tym nie mają ich gdzie
lub/i za co kupić, muszą oprzeć swoje zabezpieczenie przed chorobami
zakaźnymi na wykorzystaniu innych sposobów:
-ogień – spalić zbędny sprzęt, odchody, odpady, śmieci; opalić
przedmioty metalowe
-wygotować co można przez 10 – 30 minut lub kilkakrotnie obficie polać
wrzątkiem
-wyprasować żelazkiem wypraną i wilgotną odzież, pościel itd.
(dokładnie szwy)
-suszyć długo na słońcu (sposób niepewny, ale czasem jedynie dostępny)
-alkohol etylowy 70% (czysty spirytus z przegotowaną wodą) do
przemywania rąk i powierzchni – pozostawić do wyschnięcia
-nadmanganian potasu – kilka kryształków na litr wody do uzyskania
bardzo jasnofioletowego koloru (woda do mycia zębów, skóry wrażliwej,
naczyń w kuchni)
-woda do picia, mycia zębów, ostatniego płukania w kuchni:
-gotować co najmniej przez 2 minuty
-jodyna – 4 – 6 – 10 kropli na 1 litr wody, pozostawić na v
cvilkakrotnie mieszając
-bielinka, czyli 5,25% roztwór podchlorynu sodu (uwaga na ręce, nie
wdychać pary!)
-na powierzchnie gładkie – łyżka na 4 l wody, postawić do wyschnięcia
-na powierzchnie porowate – 3 łyżki na 4 l wody, po 2 min spłukać
-do dezynfekcji wody pitnej – 4 krople bielinki (świeżej i bez
dodatków) na litr wody, zamieszać, pozostawić na 30 minut, gdy woda nie
cuchnie nieco chlorem, zabieg powtórzyć i odczekać 15 min, potem na 15
– 30 min dodać tę samą ilość 3% wody utlenionej lub potrzymać w
otwartym naczyniu, aby poprawić smak.
28. maja 2010
Polskie Państwo, czy błazeństwo? Woda ma to do siebie, że spływa i daje
dobry przykład niewydarzonym politykom, którzy publicznymi
wypowiedziami policzkują demokrację. Ci, jako ludzie przezorni i
zapobiegliwi, w odróżnieniu od beztroskich wyborców, dobrze wiedzą, że
trzeba się ubezpieczać i po spławieniu już to wypływają na powrót na
wierzch, już to żyrują własną twarzą zaufanie podobnym sobie
powracającym do koryt.
A biedny naród nie tylko nadal po trzynastu latach nie ma za co się
ubezpieczać, ale w osobach tylu naszych braci i sióstr, tylu rodzin,
stracił resztki mizernego dobytku. Najbardziej oczywistym dorobkiem
przeżartych chciwością polskich elit jest rozpiętość dochodów w naszym
kraju, szczególnie dotkliwa wtedy, kiedy milionom ludzi za pomocą
zabiegów prawno-administracyjnych odmawia się szans na godziwe życie,
po to, aby członkowie elitarnej szajki mogli sobie nawzajem
poprzyznawać wysokie apanaże z publicznych środków, a przy tym
podzielić intratne role najemników.
Jakież to wielkie liczby ludzi, którzy już przed ostatnią klęską
potopu, żyli w skrajnej biedzie, musiały złożyć się na wielomilionowe
majątki polityków, choćby takich, jak autorzy największego skandalu
prywatyzacyjnego III RP, a przy tym ojcowie założyciele rządzącej
obecnie partii. Wielu najlepiej wychodzi obecność na salonach
europeizmu czy globalizmu, gdzie za poklepanie po ramieniu i wysokie
wynagrodzenie podpiszą wszystko włącznie z aktem sprzedaży za bezcen,
kawałek po kawałku, własnej matki - Ojczyzny. Ci postrojeni w
piórka tzw. bezstronnych naukowców, bądź trzeźwo myślących polityków
dziwnym trafem są niezwykle przydatni każdemu kto tylko zechce
wyciągnąć rękę po naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a więc
okraść nas z polskiej – a co najważniejsze dobrze udokumentowanej –
interpretacji historii, pozbawić nas wszelkiej własności i tak
zmanipulować młodzież, aby wprost biegiem ruszyła zmywać talerze na
obczyźnie.
Troska o własny interes nie pozostawia politykom wolnego czasu na
zajmowanie się tak banalnymi sprawami, jak dbałość o zdrowie, życie i
mienie obywateli państwa, na którego czele stoją i któremu ślubowali
służyć. Znaków o wręcz biblijnej wymowie aż nadto. Jeszcze więcej
przekonujących dowodów, których nie mógłby odrzucić żaden rzetelny
wymiar sprawiedliwości.
W 1997r., już po wielkiej powodzi, agendy rządowe dokonały oceny stanu
technicznego oraz stanu bezpieczeństwa 655 obiektów hydrotechnicznych
piętrzących wodę. Stwierdzono, że:
˙ 31,4 % budowli stwarza lub może
stworzyć zagrożenie bezpieczeństwa ludzi i mienia (w 1994 – 29%),
˙ 87,2% obiektów jest w złym
stanie technicznym
˙ 11 obiektów zagraża
bezpieczeństwu otoczenia
1. Zakrzew (zbiornik, zapora, jaz)
2. Pieniężno (zapora, elektrownia wodna,
jaz)
3. Dzibice (zbiornik, zapora, wieża
przelewowo-spustowa
4. Cedzyna (zbiornik, zapora, jaz)
5. Łączany (jaz)
6. Kanał Łączany-Skawina
7. Krępa (śluza, jaz)
8. Gerlach (zbiornik, zapora)
9. Dzikowiec (zbiornik, zapora)
10. Wrocław I (elektrownia wodna, jaz)
11. Zalew Wiślany (wał w rej. Grochowo)
˙ 42 obiekty mogą stworzyć zagrożenie bezpieczeństwu otoczenia
˙ na długości 2 050 km należy dokonać przebudowy wałów
przeciwpowodziowych
˙ istnieje potrzeba budowy 1 300 km
nowych wałów
˙ wokół 37 zbiorników wodnych
wybranych ze względu na znaczenie gospodarcze, wysokość piętrzenia oraz
skutki awarii
˙ strefa bezpośredniego
zagrożenia katastrofalnymi zatopieniami obejmuje niemal 3 000 km kw. i
dotyczy 570 000
osób (np. wzdłuż koryta Sanu – 42 000 osób, Wisłoka – 8 000 osób)
˙ w przypadku
wystąpienia katastrofy budowlanej straty, w tym utrata życia, mogą
dotyczyć prawie 100 000 osób, a
ewakuacji może wymagać prawie 500 000 osób
Do tego fragmentu mojej książki p .t . "Woda" wydanej w 1998r.
należałoby dodać pozostające w świeżej pamięci czy też właśnie oglądane
obrazy z powodzi obecnie niszczącej nasz kraj. Znamienny jest
spontaniczny komentarz osoby stojącej u szczytu władzy w Polsce.
Marszałek sejmu Bronisław Komorowski – jak sam powiedział – miał
przyjemność wizytowania terenów powodziowych. Wcześniej dowiedzieliśmy,
że ów kandydat na prezydenta Polski też dla przyjemności strzelał do
zwierząt, aby je zabić. Dla nas, zwykłych ludzi, czerpanie przyjemności
z masowego nieszczęścia, czy z zabijania, jest po prostu
niewyobrażalne. Z pobudek solidaryzmu ogólnoludzkiego, a tym bardziej
narodowego, wiemy dobrze, że wszyscy jesteśmy powodzianami. Wszyscy
jesteśmy też narażeni na skutki katastrofy budowlanej tamy we
Włocławku, czy skażenia terenów wodonośnych Wrocławia truciznami z
hałdy w Siechnicy. W odróżnieniu od polityków nie wsiądziemy do
samolotu i nie zamieszkamy w kolejnym domu w Szwajcarii, na Florydzie,
czy w Monachium. Pozostaniemy w kraju w imię polskości, o której
Donald Tusk zbierający w 2010r, publiczne pochwały od niemieckich
ziomków i samej Eriki Steinbach, tak pisał w 1987r. na łamach
miesięcznika "Znak":
"(…) Polskość w rzeczy samej jest nieadekwatną do ponurej
rzeczywistości projekcją naszych zbiorowych kompleksów. Piękniejsza od
Polski, jest ucieczką od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej,
brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia prowadzi
w krainę mitu. Sama jest mitem." "Tak, polskość kojarzy się z
przegraną, z pechem, z nawałnicami. I trudno, by było inaczej. "Czym
jest nasze życie? - pisał Andrzej Bobkowski w Szkicach piórkiem
(ile w nich trafnych uwag o polskości!). - Nawijaniem na
kawałek tekturki krótkich kawałków nitki bez możności powiązania ich ze
sobą. Gdzie mam szukać metryki urodzenia mojego dziadka? Gdzie odnaleźć
ślad prababki? Do czego przyczepić cofającą się wstecz myśl? Do
niczego - do opowiadań, prawie do legend tego kraju, który
wynajął sobie w Europie pokój przechodni i przez dziesięć wieków
usiłuje urządzić się w nim z wszelkimi wygodami i ze złudzeniem pokoju
z osobnym wejściem, wyczerpując całą swą energię w kłótniach i walkach
z przechodzącymi. Jak myśleć o urządzeniu tego pokoju ładnymi meblami,
bibelotami, serwantkami, gdy błocą ciągle podłogę, rozbijają i
obtłukują przedmioty? To nie jest życie - to ciągła
tymczasowość życia motyla i dlatego w charakterze naszym jest może tyle
cech przypominających tego owada. Jakim cudem mamy być
mrówkami?…" pisał Tusk w 1987r.
Trzeba przyznać rację autorowi tych słów, a zarazem premierowi rządu,
który dwadzieścia lat później, tuż po objęciu władzy, storpedował
program ochrony Polski przed katastrofalnymi zatopieniami. Niewątpliwie
polskość jest projekcją naszych zbiorowych kompleksów, na czele z
paraliżującym samoobronę kompleksem niższości w stosunku do
władzy ewidentnie szkodliwej dla Polski.
4. czerwca 2010
Do najbardziej trudnych do rozwiązania problemów każdego człowieka
należą zagadnienia związane z płciowością. Niemalże od kolebki aż do
łoża śmierci płciowość człowieka pokazuje swoją siłę. Jest to siła
twórcza, wiążąca obcych sobie ludzi w jedno ciało owocujące dziećmi, a
na skutek sublimacji dająca strzelisty jak gotyckie świątynie rozkwit
wszelakich talentów, ale i siła destrukcyjna o mocy żywiołu, który w
jednej chwili potrafi zniszczyć wszystko i wszystkich. Jak powódź
wnosząca do naszych domów wszelkie nieczystości.
Nic więc dziwnego, że obie strony walki Dobra ze Złem toczącej się na
polu bitwy zwanym człowiekiem nadają płciowości wagę najwyższą. Czego
Pan Bóg od nas oczekuje, dobrze wiemy ze Starego i Nowego Testamentu, z
encyklik papieży, z codziennego nauczania kapłanów. Podobnie precyzyjne
oczekiwania nasi muzułmańscy bracia znajdą na stronach Koranu, w
Sunnie, szarii i adacie. A czego chce od nas Szatan? Przecież wierząc w
Boga, nie można zaprzeczać istnieniu i dziełom Szatana. Szatan w sposób
jasny i oczywisty spodziewa się, że za pomocą niekontrolowanej
płciowości odbierze człowiekowi Boga, a Bogu – człowieka. I – niestety
– osiąga zamierzone efekty. Cóż jak nie sprzeciw wobec zasad normalnych
zachowań płciowych stoi na pierwszym miejscu wśród przyczyn odejść od
Boga? Pod presją budzącej się płciowości od najmłodszych lat, ci,
którym Boże drogowskazy są najbardziej potrzebne, odwracają od nich
głowę, schodzą z dobrze wytyczonych dróg i brną w coraz głębszym błocie
na dalekie manowce. Nie potrafią sobie poradzić ze sprzecznymi – w ich
rozumieniu – cechami fizycznej, psychicznej i moralnej komponenty
własnej integralności. Zerwanie z Kościołem z powodu niedotrzymywania
wymogów wiary w zakresie płciowości dowodzi, że dziewczyna, chłopiec,
kobieta, mężczyzna na czas nie usłyszeli od rodziców i wychowawców, w
tym od kapłanów, że Kościół jest dla grzeszników, że Kościół jest dla
słabych, dla podatnych na zauroczenie, że Kościół jest też dla
szukających przyjemności za wszelką cenę, dla odurzonych miłością, dla
zafascynowanych nową zabawką, dla oszukujących najbliższych, dla
zwykłych ludzi, żadnych tam niezłomnych bohaterów. Zerwanie z Kościołem
z powodu niedotrzymywania wymogów wiary w zakresie płciowości dowodzi
też, że dziewczyna, chłopiec, kobieta, mężczyzna na czas nie usłyszeli
od rodziców i wychowawców, w tym od kapłanów, że zwykły człowiek nie
jest święty z samej istoty człowieczeństwa, wręcz odwrotnie – jest
grzeszny i dopiero dąży do świętości. I niewątpliwie ją osiągnie, o ile
sam z tego dążenia – pod byle pretekstem – nie zrezygnuje. Jakże
szkodliwe dla wszystkich, a przede wszystkim dla samych
zainteresowanych, ale i dla ich rodzin i całych narodów, są odejścia od
wiary spowodowane płciowością, która została nam dana nie dla
destrukcji a dla konstrukcji maksimum szczęścia osiągalnego tu i teraz,
ale przede wszystkim – w przypadku sprostania wynikającym z niej próbom
wolnej woli – także w nieskończoności.
Niewyobrażalny wcześniej napór Szatana na manipulowanie ludzką
płciowością wymaga dostosowania się ludu bożego do nowej sytuacji.
Trzeba otworzyć mocno zaciśnięte oczy, należy wyzbyć się obaw przed
naruszaniem wyimaginowanego tabu, mieć odwagę głosić swoje przekonania
w sposób klarowny i oparty o współczesną wiedzę. O współczesną wiedzę
naukową.
O właśnie. Ileż to nieszczęść przyniosły ludziom, całym pokoleniom, i
to na całym świecie, a szczególnie w państwach dawniej
chrześcijańskich, dane do wierzenia i przyjęte za pewnik urojenia
rozmaitych guru, autorytetów wyrosłych na fali walki z
Chrześcijaństwem, twórców całych szkół myślenia, nowatorskich kierunków
nauki, które wkrótce po zaistnieniu wprowadzały do teorii i praktyki
życia społecznego dogmaty tyleż niepodważane, co niekontestowane.
Niekontestowane dlatego, że nikt nie odważał się im zaprzeczać, a gdyby
nawet taki odważny się znalazł, zostałby przez entuzjastów dogmatu
starty w proch i rozsypany na rozstajnych drogach, aby wraz ze swoim
protestem zniknął bez śladu.
Zygmunt Freud w napisanej w 1915r. pracy “Instynkty i ich zmienne
koleje” twierdził, że życie człowieka zależy od dwóch głównych sił .
Pierwszą z nich jest instynkt samozachowawczy, dzięki któremu ludzie
zachowują własną egzystencję. Drugą siłą miały być instynkty płciowe,
za pomocą których ludzie zapewniają przeżycie gatunku. Jak pisał Freud:
“Zaproponowałem rozróżnienie dwóch grup tego rodzaju pierwotnych
instynktów (które należy rozróżnić): ego lub instynkty samozachowawcze
i instynkty seksualne.
Degradacja osoby ludzkiej to istoty, wręcz zwierzęcia miotanego
instynktami utrzymała się i utrzymuje nadal w wielu wypowiedziach
naukowców, lekarzy, filozofów, polityków, a więc kreatorów opinii i
kowali losu milionów ludzi.
Na szczęście najnowsze badania w zakresie seksualności człowieka
podważają dogmat Freuda, o czym opowiem za tydzień.
11. czerwca 2010
Dojrzewające w czerwcowym słońcu tuskawki nabierają coraz bardziej
czerwonej barwy. Nie trzeba mieć złudzeń. Jako najbliższa w obszarze
ideologii i w realnej praktyce rządzenia kawiorowa socjaldemokracja to
żadna kompromitacja zarówno dla całości platformy oligarchicznej, jak i
jej prominentnych komików ścierających się ku uciesze i otumanieniu
gawiedzi, tak świetnie sprawdzonych w odgrywaniu ról dobrego i złego
gliny, że po prostu niezastępowalnych. Co dalej? W ślad za brutalną
retoryką łatwo wprawić w ruch pałki, armatki wodne, kule z gumy i
ołowiu i całą tę przeklętą resztę form przemocy, bezprawia i
eksterminacji, z czym nasza część Europy miała się rozstać z końcem XX
wieku naznaczonego upiorną symboliką dwóch nazwisk wodzów naszych
sąsiadów. Stalin i Hitler budzili strach i przerażenie, bo stali na
czele władzy państwowej nie poddawanej żadnej kontroli demokratycznej.
Opozycję zniszczono fizycznie. Krytyków sterroryzowano. Brak
ostentacyjnego entuzjazmu dla jedynie słusznej partii przykładnie
ukarano. Nie od razu. Nie od razu. Na dzień dobry żadna dyktatura nie
przedstawia się z najgorszej strony. Krok po kroku cierpliwie, z
naruszeniem konstytucji, czy też zgodnie z jej duchem i literą, zdobywa
jedną pozycję po drugiej, aż pewnego dnia wódz ogłosi swoim coraz
bardziej chciwym pretorianom – bierzcie całą władzę! Pies z kulawą nogą
nie upomni się o naszych przeciwników. Zamknęliśmy im usta na zawsze.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na dwa bezprecedensowe zdarzenia,
które ostatnio zbulwersowały światową opinię publiczną, a były słabo
dostrzeżone i mało komentowane w naszym kraju, zapewne wobec serii
nieszczęść, zapoczątkowanych katastrofą 10. kwietnia w Smoleńsku, a
które rozlały się powodzią dewastującą byt setek tysięcy ludzi i
powinny ponownie zwrócić uwagę Polaków na sens cierpień Hioba. Oto
prezydent Republiki Federalnej Niemiec złożył rezygnację, gdyż przyznał
publicznie, że półtora miliona żołnierzy Bundeswehry, głównie z poboru,
służy ochronie niemieckich interesów gospodarczych, zaś libańskiego
pochodzenia Amerykanka red. Helen Thomas straciła akredytację w Białym
Domu za wypowiedzenie opinii, iż ludzie z Izraela powinni wrócić do
domu, czyli do Niemiec i Polski. Za możliwym rozwojem spraw wyobraźnia
wprost nie nadąża.
Z żalem stwierdzam, że pomimo pięknych tradycji, polska inteligencja,
elita intelektualna naszego państwa, z małymi wyjątkami, nie daje sobie
rady z wyzwaniami współczesności, nie wykorzystuje dostępnych narzędzi
obrony demokracji w Polsce, nie sprzeciwia się pełzającej dyktaturze,
nie dostrzega śmiertelnych zagrożeń dla suwerenności Państwa Polskiego
i praw człowieka jego obywateli w coraz bardziej narastającej fali
przemocy politycznej i łamania podstawowych praw obywatelskich z prawem
do życia, miru domowego i wolności wypowiedzi na czele.
Od 10. czerwca 2010r. sytuacja stała się jeszcze bardziej krytyczna.
Należy zdać sobie sprawę z oczywistego faktu, że ikonami obecnego
sojuszu, oprócz dobrze znanych prominentów partii czerwonej tuskawki są
takie postaci, jak Katarzyna II, Erika Steinbach, Martin Schulz i José
Zapatero.
18. czerwca 2010
Dajcie mi władzę, a was urządzę. Spośród nieskończonej liczby zagrożeń
zdrowia i życia ludzi na pierwszym miejscu stoi zagrożenie ze strony
polityków. Występując w roli przywódcy grupy interesów, czy to dla
idei, czy za pieniądze, polityk o tendencjach totalitarnych, w miarę
poszerzania pola władzy staje się coraz to większym zagrożeniem dla
wyborców własnych, cudzych i zupełnie obcych. Przywódca sfrustrowanych
Niemców skuteczną retoryką i narracją uzyskał entuzjastyczne poparcie
ogromnej większości swojego narodu, wyraźnie zdefiniował wrogów i z
pełną furii zaciekłością przystąpił do ich unicestwiania w kraju i
zagranicą. Nie był sam. On stał na czele tych, którzy mu zawierzyli,
albo bali się mu sprzeciwić. Od skrytobójczych zamachów i szczucia
motłochu na wybrane osoby i grupy ludzi do fali ludobójstwa na skalę
potęgi sławnego ze swej reklamowanej doskonałości przemysłu upłynęło
zaledwie kilka lat. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Hitler zdobył
władzę w wyniku wyborów wygranych w państwie prawa. Nie mógł liczyć na
wykluczenie z wyborów zwartych grup obywateli uprawnionych do
głosowania. Na przykład na skutek powodzi. Nie mógł też polegać na
sfałszowaniu wyników wyborów wobec istnienia świadomej swoich uprawnień
i sprawnej organizacyjnie konkurencji politycznej. Dlatego przed
wyborami Hitler nie mówił wszystkiego. Wiedział, co mówił a nie mówił,
co wiedział.
Donos i zbrodnia sądowa nie były słowami kluczowymi kampanii wyborczej
Hitlera.
A potem? A potem każdy przejaw krytyki był bezwzględnie miażdżony.
Wykazy wrogów państwa niemieckiego służyły za podstawę zgodnych z
prawem postępowań: ująć, osądzić, zabić, a przed śmiercią wykorzystać
do budowy III Rzeszy. Także za dowcip. Za cieszący się wielką
popularnością w przedwojennej Polsce numer kabaretowy “Ten wąsik, ach
ten wąsik” znakomity polski aktor Ludwik Sempoliński był poszukiwany
przez gestapo. Na szczęście bezskutecznie.
Publicznie zachęcać do składania donosów na politycznego przeciwnika i
zapewniać – będąc przy tym stroną procesu sądowego – że wyrok sądu jest
z góry rozstrzygnięty, może tylko ktoś, kto gardzi prawem i
sprawiedliwością i szykuje nam dyktaturę przekraczającą ludzkie
wyobrażenie. Przed wyborami nawet Hitler nie mówił, że rządzi wymiarem
sprawiedliwości.
Gdzie są obrońcy praw człowieka? Krajowi i zagraniczni? Na etacie i
społecznie wynajdujący rzeczywiste, a często urojone, przykłady łamania
praw człowieka w polskiej przeszłości i teraźniejszości. Czy wśród nich
są sami agenci wpływów? A jeśli są uczciwi i bezstronni, dlaczego
pomijają milczeniem stałe publiczne ataki na tle religijnym, etnicznym
i rasowym skierowane przeciwko osobom, które nie poddają się presji
poprawności politycznej i po prostu są zwykłymi ludźmi korzystającymi z
naturalnego, niezbywalnego prawa wolności wypowiedzi? Łamaniem praw
człowieka jest już mniej lub bardziej furiatyczny atak słowny polityka
na obywatela. Na obywatela, który sam nie będąc politykiem, wyraża
swoją opinię w sprawach publicznych, w tym dokonuje ocen działań i
zaniechań polityków sprawujących władzę. Bo to nie obywatel ma w ręku
takie narzędzia represji państwa, jak służby specjalne, policja,
prokuratura i sądownictwo. Ma je polityk, stanowiąc prawo i to prawo
wykonując. Nawet wtedy, kiedy z góry nie zna wyroków sądowych przed ich
wydaniem. Prawo i jego egzekwowanie niezgodne z międzynarodowymi
standardami jest przedmiotem szerokiej krytyki. Stosowanej jednak
wybiórczo, co w rezultacie prowadzi do okradania ludzi z ich
przyrodzonych, zgodnych ze zdrowym rozsądkiem, a nawet zapisanych w
międzynarodowych konwencjach przywilejów płynących z samej istoty
człowieczeństwa.
Na pytanie dlaczego zakres i siła krytyki łamania praw człowieka
podporządkowane są doraźnym korzyściom kreatorów poprawności
politycznej, niech odpowiedzą znawcy przedmiotu. Intuicyjnie można
podejrzewać, że wynika to z uzgodnień pomiędzy pseudoobrońcami praw
człowieka a ich mocodawcami, a nawet wprost z zatrudniania przez rządy,
firmy, czy inne grupy interesów zawodowych krytykantów strojących się w
piórka obrońców ludzkości. Stąd i instalowanie kulturowo
niekompetentnych jednostek, a za wsparciem obcych potęg – całych
struktur, które Polakom mają wybić z głowy wiarę katolicką, patriotyzm
i wartości rodzinne. Instalatorzy słabo znają polską historię. Nie
wiedzą, że kiedy dochodzi do podboju Polski poprzez walkę z kulturą –
Kulturkampf – skutek jest odwrotny do zamierzeń najeźdźców.
Za partie polityczne mówią ich przywódcy. Są to ludzie obsadzeni na
najwyższych stanowiskach państwowych, czyli cieszący się największym
zaufaniem swoich partii. Napaść słowna na papieża Benedykta XVI, stały
atak na duchownych prowadzony przez najwyżej postawionych
przedstawicieli partii, której inni oficjele zapewniają o przywiązaniu
do wiary, wszakże wybiórczym, zupełnie przypomina instrumentalne
posługiwanie się znakiem krzyża przez Krzyżaków i ludobójców z
Luftwaffe. Już bardziej wiarygodnie wygląda podkradanie fragmentów
społecznej nauki Kościoła Katolickiego, aby je obrócić w hasła
wydobywającej się z kawioru lewicy. Trzeba mieć nadzieję, że nowa
lewica przeczyta i przyjmie za swój program cały katechizm, nie tylko
jego wygodne fragmenty. Musi się jednak śpieszyć. Może nie zdążyć.
Rozgrzani sędziowie czekają.
5. czerwca 2010
Wybiera się tego, kto jest najbardziej wiarygodny. Wybiera się tego,
kto jest najbardziej godny zaufania. Wybiera się tego, kto nie oszuka a
potrafi spełnić wyborcze obietnice. Jakie obietnice? Całkiem proste.
Obietnice normalnego życia w spokoju, zarobków nieprzekraczających
niezbędnych wydatków, strzeżenia wartości budujących wspólne dobro.
Obietnice bezpieczeństwa albo też obietnice przewrotu, radykalnej
zmiany na korzyść wszystkich lub też niektórych wyborców. Niekiedy na
korzyść bardzo wąskich grup, po prostu mniejszości, którym w demokracji
należy się ochrona. Wszak demokracja służy dobru większości, ale i
zabezpiecza te interesy mniejszości, które nie szkodzą większości.
Są przecież interesy mniejszości, które bardzo szkodzą dobru wspólnemu.
Na przykład interesy mniejszości polityków, którzy na rządzeniu
dorobili się pokaźnego majątku. Co reforma, to okazja. A jak głosi
stare powiedzenie, okazja czyni złodzieja. W tym przypadku złodzieja
wspólnego majątku. Należącego do mniejszości, ale tej, której ochrona w
żadnym razie się nie należy, bo reprezentującej interesy jakże
szkodliwe dla większości, która rozkradziony przez mniejszość majątek
publiczny albo odziedziczyła, albo wypracowała, albo zaoszczędziła,
dosłownie odbierając własnym dzieciom chleb od ust, co było na porządku
dziennym w rodzinach pracowników polskich zakładów pracy, ze szpitalami
na czele. Kwieciste przemówienia na rzecz rzekomo niezbędnych i
świetnie przemyślanych reform, tony papieru zapisane przez sowicie
opłacanych ekspertów od uzasadniania nawet najbardziej bzdurnych zleceń
i już można było ukraść pierwszy milion. Ukraść zwykłym ludziom –
wyborcom i podatnikom. Ci zanim się zorientowali o co naprawdę chodzi w
tych reformach, już stracili wszystko. Nie ma pracy, nie ma mieszkania,
nie ma ochrony zdrowia, nie ma szkoły, nie ma transportu. Są
niespłacone kredyty, są nieleczone choroby, są niezaspokojone
podstawowe potrzeby rodziny i własne. Jest za to wysoka świadomość.
Dyplomami wielu fakultetów i świadectwami ukończenia niezliczonej
liczby kursów niejeden ledwo wiążący koniec z końcem może sobie
wytapetować ścianę. Wysoka świadomość zdobyta na pospiesznie skleconych
uczelniach lub na kursach strzyżenia psów i układania kwiatów jest nie
do przecenienia. Wdzięczni absolwenci już nie myślą o zatrudnieniu
zgodnym z cenzusem wykształcenia, już nie chcą pracować w Ceglorzu, czy
w stoczni, a słuchają, ach słuchają z dziecięcym zaufaniem kolejnych
obietnic wyborczych. I biegną radośnie do urn w Wielkiej Brytanii i w
Poznaniu, w Irlandii i w Szczecinie, pędzą podziękować swoim
dobroczyńcom jeszcze bardziej ochoczo niż górnicy bez kopalń na Śląsku,
niż mieszkańcy Mazur bez domów, niż rolnicy bez dochodu na terenach
wiejskich (ale nie ci z Marszałkowskiej), niż kolejarze bez pociągów w
całym kraju, niż wreszcie marynarze bez polskich statków na morzach i
oceanach całego świata. Ciekawe, że mniejszą niż w Londynie i Dublinie
wdzięcznością za poniewierkę wykazali się dopiero co polscy wyborcy w
Chicago i w Nowym Jorku, gdzie – jak słychać – zanotowano sporo głosów
nieważnych.
Jeśli gdziekolwiek udział głosów nieważnych wydaje się nadmierny,
dobrze byłoby poznać powody unieważnienia głosów. Puste karty do
głosowania, czy np. dodatkowe skreślenia na kartach wypełnionych
prawidłowo mają swoją wymowę. Jaką? Niech starsi opowiedzą młodzieży o
anatomii reprodukcji władzy w realiach państwa komunistycznego i
postkomunistycznego. Można też zaczerpnąć wiedzy u źródła. Niemała
część macherów i beneficjentów wiecznie żywego w Polsce realnego
leninizmu nie kryje się po kątach, a tokując w telewizji, z nadzieją na
zagospodarowanie wpatruje się w nową gwiazdę lewicy. To nic, że on taki
młody. Nawet lepiej. Jest zababawowy. Jak jego poprzednik może
zatańczyć i zaśpiewać. Za to może nie wiedzieć, kto też na początku
mijającej dekady wysłał polskie wojsko do Afganistanu, a potem do
Iraku, na wojnę, której najbardziej głośnym krytykiem był Jan Paweł II,
największy autorytet świata, autorytet katolików, muzułmanów i mniej
liczebnych grup religijnych, a także wielu niewierzących. To, przed
czym polski papież przestrzegał, spełniło się aż nadto. Ogrom cierpień
ludności cywilnej przytłacza, wołająca o pomstę do nieba krzywda
uchodźców nie powinna dawać spokoju nikomu, straty dla kultury,
gospodarki i porozumienia między narodami w skali światowej są
nieodwracalne. Trzeba mieć nadzieję, że umyślnie i uporczywie
prowokowany incydent przedwyborczy nie doda dalszych ofiar – i to po
naszej stronie – do niezawinionego przez nas starcia ze światem Islamu.
Niewątpliwą korzyścią z obecnej kampanii wyborczej w Polsce jest
podejmowanie prób samookreślenia się polityków, w szczególności
kandydatów na prezydenta. Odcinając się od socjaldemokratów miłujących
pokój co najmniej od czasów Breżniewa, lider tzw. nowej lewicy ma
szanse pociągnąć za sobą skrzywdzonych przez tychże zwykłych ludzi i
próbować wydobyć ich z otchłani dziewiętnastowiecznego kapitalizmu,
dokąd trafili za sprawą etatowych przywódców robotników i chłopów.
Jednak tego nie czyni. Poszukuje celów łatwiejszych do osiągnięcia, a
tym samym przynoszącym lody do ukręcenia i konfitury do wylizania tak
szybko jak tylko jest to możliwe. I z kim to wchodzi w sojusze? Nie do
wiary! Z katolikiem! Naturalnie, takim katolikiem, który publicznie i
wielokrotnie oświadcza, że jest za życiem, i dlatego popiera metodę in
vitro. Jest to w oczywistej sprzeczności z nauczaniem Kościoła
rzymskokatolickiego. Wydaje się, że chodzi to o inny Kościół
katolicki...
2. lipca 2010
Ze względu na czas popełnienia oszustwa wyborcze można podzielić na
trzy grupy, a to: 1) przedwyborcze, 2) dokonywane w czasie głosowania,
3) związane ze zliczaniem głosów. Oszustwa przedwyborcze polegające na
kłamliwych obietnicach nie do spełnienia są łatwe do dostrzeżenia przez
każdego i inspirują nawet kultowych artystów.
“Wałęsa, oddaj moje 100 milionów!” nie bał się zaśpiewać w 1992 r.
pierwszy polski rapper Kazik Staszewski. Wtedy jeszcze nikt nie bał się
niesprawiedliwych wyroków. Oszustwa związane ze zliczaniem głosów są
prawdopodobnie już nie do upilnowania, nawet przed zrealizowaniem
marzeń dyktatorów o głosowaniu przez internet.
Wobec tego kilka refleksji o oszustwach nad wyborczą urną.
Nie wiemy co się stanie z naszym głosem po wrzuceniu kartki do urny.
Ani w jakim towarzystwie ta kartka wyląduje. Mało tego, nie wiemy ile
głosów i na kogo oddanych znalazło się w urnie wyborczej zanim
zagłosował pierwszy wyborca! Znam losy interwencji kogoś, kto będąc
członkiem komisji nie należącym do lokalnej szajki wyborczej,
oprotestował wynik wyborów w całym okręgu, gdyż komisja w pełnym
składzie nie mogła zajrzeć do wnętrza urny zanim otwarto drzwi, aby
wpuścić o 6.00 rano pierwszych głosujących. Urna była już przed
sprawdzeniem zamknięta i zapieczętowana, co miałoby zaświadczać, że
przed głosowaniem nie podrzucono do niej żadnych kartek wyborczych. Bo
gdyby podrzucono, to tylko na korzyść jednego z konkurentów przecież,
co mogłoby zadecydować o wyniku wyborów. Sędzia rozpatrujący sprawę
uznał wszakże, że to wydarzenie nie miało wpływu na wynik wyborów i
protest oddalił. Miało to miejsce dobrych kilka lat temu, na włościach
ważnego barona. Ludzki był to pan, a że trzymał władzę wespół z każdym
wdzięcznym mu za nominację komendantem, prokuratorem, sędzią, a nawet
inspektorem, ręce same składały się do oklasków i nikt nie szczędził
daniny na ochronę zwaną z ruska kryszą. Kto by tam się odważył. Baron
to tytuł uważany powszechnie za niższy od tytułu hrabiego. Hrabia to
dopiero potrafi! I to w skali całej Polski, nie jakiegoś starego
województwa. Byle siedział cicho i nie chwalił się swoim tytułem za
zasługi dla zaborców. Poza tym w Polsce konstytucja zniosła tytuły
arystokratyczne. Konstytucja marcowa. Ta z 1921r. Tak objaśniam, bo nie
wiem, czy jeden z dwóch – obok Wojciecha hr. Dzieduszyckiego –
najsławniejszych hrabiów szczycących się swoim tytułem w Polsce XXI w.,
przerabiał dwudziestolecie międzywojenne na lekcjach historii, czy może
akurat był na polowaniu. Hrabia hrabiemu nie równy. Taki hr.
Dzieduszycki zniewalał kulturą i wykształceniem, tak uwodził
lwowskością, że pomimo iż w 2006r. przyznał się do wpółpracy ze służbą
bezpieczeństwa, co potwierdza 400 ręcznie pisanych raportów z lat 1949
– 1971, to jego na pogrzeb w 2008r. stawiły się liczne setki
wrocławian, w dużej części tych co przywrócili żywioł polski na ziemach
odzyskanych, tych ze Lwowi…Nauczonych historii na podstawie
podręczników uzwględniających polską rację stanu. Znających wartość
wspólnoty narodowej w pozornie pokojowej, a w istocie bezwzględnej
konkurencji pomiędzy narodami. Doceniających patriotyzm jako spoiwo
fundamentu dobrobytu i bezpieczeństwa własnego narodu. Wspierających
rodaków i uzyskująch od nich pomoc w razie potrzeby. Dumnych z
polskości i czerpiących z niej bodźce do kariery. Stąd i mogących
stanąć w szranki konkurencji nawet na polowaniach tzw. dewizowych. I to
nie jako naganiacze, których zadaniem jest spłoszyć dziką zwierzynę,
będącą przedmiotem polowania i skierować ją na stanowiska myśliwych. A
jako przedni myśliwi, także ci, którzy nie lubią, a nawet nie chcą
zabijać i tylko fotografują. Tak, tak. Programy nauczania historii i
sposoby nauczania historii wprost decydują o życiu. W słowach HISTORIA
MAGISTRA VITAE EST, czyli historia jest nauczycielką życia, Marek
Tuliusz Cyceron zawarł niezaprzeczalną mądrość, która po ponad dwóch
tysiącach lat znalazła swoje opaczne zastosowanie nie gdzie indziej,
jak właśnie w naszym kraju. Platforma Obywatelska z premierem Donaldem
Tuskiem i jego totumfackimi na czele poddała pogramy nauczania historii
procesowi swoistego `reductio ad absurdum”, co już wkrótce wykorzeni
miliony młodych Polaków z ich tożsamości i pozwoli tym wszystkim
konkurentom, którzy potrafią zadbać o wychowanie własnej młodzieży, po
prostu przejąć bez oporu tubylców sporne – ich zdaniem – terytorium
obecnego Państwa Polskiego. Do zatrudnienia w nagance nie trzeba też
znajomości literatury ojczystej. Nawet – a zgodnie z tradycją obcych
rządów w Polsce - zwłaszcza Mickiewicza i jego przydatnego na polowanie
“Natenczasa" Wojskiego. Nie trzeba też Sienkiewicza. “Gdyby było nas tu
więcej, mielibyście więcej noblistów” – to warte zapamiętania
rasistowskie napomnienie skierowane do Polaków.
Widząc skalę zabiegów i charakter metod zdobywania totalitarnej władzy
nad Polakami warto pomysleć, czy suma mniej lub bardziej drobnych
oszustw, bądź nawet grubych, a za drobne arbitralnie uznanych – choćby
dla świętego spokoju – a więc czy suma ogółem oszustw wyborczych
decyduje czy też nie decyduje o ostatecznym wyniku wyborów? To pytanie
można uznać za retorycznie jedynie wtedy, kiedy wybory uznaje się za
jakiś rytuał, albo dobrą zabawę, finał wielkich wygłupów, że aż boki
zrywać.
22. października 2010
Pogoda końca roku sprzyja refleksji nad kruchością ludzkiej egzystencji
podatnej na efekty wahania natężenia światła, temperatury, ciśnienia
atmosferycznego oraz wilgotności i ruchu powietrza. Na szczęście w
najczarniejszą z czarnych nocy będzie można dostrzec gwiazdę na
Betlejem i za nią podążyć, aby wydobyć się z otchłani.
Rok 2010 to dla Polaków czas wielkiej próby. A do końca roku pozostały
jeszcze dwa miesiące z okładem. Co przyniesie listopad i grudzień,
skoro minione miesiące 2010 roku zapisały się w kronikach Polski krwią
i łzami? Do czego posunie się w teorii i praktyce budowany w Polsce
apartheid? Istotą apartheidu jest segregacja, dokonywany siłą rozdział
osób uprawnionych do korzystania z praw człowieka od osób tych praw
pozbawianych. Kryteria selekcji w pospiesznie budowanym w Polsce
systemie apartheidu są znacznie szersze niż stosowane w systemach
dotychczas odpowiedzialnych za zbrodnie przeciwko ludzkości popełniane
pod szyldem “Nur fuer Deutsche” , czy też “Whites only”. Polski
apartheid odbiera prawa człowieka ludziom niespełniającym wymagań co do
wieku, majątku i światopoglądu. Wymagania polskiego apartheidu określa
władza i komunikuje je za pomocą powiązanych z nią finansowo narzędzi
propagandy w formie gróźb, zastraszania, oczerniania, odbierania
dobrego imienia i generalnej dehumanizacji ludzi zbyt młodych lub zbyt
starych, zbyt chorych lub zbyt niepełnosprawnych, zbyt biednych lub
zbyt mało zaradnych, zbyt religijnych lub zbyt wiernych przyjętym
zobowiązaniom, zbyt niezależnych lub zbyt wolnych, ogólnie – zbyt
innych niż władza tego chce, aby wolno im było korzystać z praw
człowieka. Zbyt innych niż władza tego chce w chwili obecnej, na co
warto zwrócić uwagę tym, którzy nie zdają sobie sprawy z faktu, że
apetyt dyktatury jest niepohamowany.
Luterański pastor Martin Niemoeller w niemieckim obozie śmierci Dachau
napisał w 1942 r. wiersz będący ostrzeżeniem przed każdym
totalitaryzmem. Sam Niemoeller wielokrotnie zmieniał fragmenty swojego
wiersza, inni także dopisywali do tego krótkiego utworu własne frazy
odnoszące się do rozmaitych prześladowanych grup oraz zmieniali
kolejność ofiar totalitarnej dyktatury. Łatwo zebrać wielojęzyczną i
wielowariantową antologię przestrogi zaczynającej się od słów “Als die
Nazis die Kommunisten holten…” – popularnie rozpoznawanych w wersji
tłumaczenia “Kiedy przyszli po…” . Korzystając z wolności wypowiedzi,
którą zapewnia wyłącznie Radio Maryja, katolicki głos w naszym domu,
przedstawię P.T. Słuchaczom wiersz Martina Niemoellera w tej wersji,
którą miał rozpowszechniać Bertolt Brecht, postać w oczach katolików
jeszcze bardziej kontrowersyjna niż sam Niemoeller.
“Kiedy naziści przyszli po komunistów, siedziałem cicho. Żaden był ze
mnie komunista.
Kiedy zamykali socjaldemokratów, siedziałem cicho. Żaden był ze mnie
socjaldemokrata.
Kiedy przyszli po żydów, siedziałem cicho. Żaden był ze mnie żyd.
Kiedy przyszli po katolików, siedziałem cicho. Żaden był ze mnie
katolik.
Kiedy przyszli po mnie, nikogo już nie było, kto mógłby protestować.”
["Als die Nazis die Kommunisten holten, habe ich geschwiegen. Ich war
ja kein kommunist.
Als sie die Sozialdemokraten einsperrten, habe ich geschwiegen. Ich war
ja kein Sozialdemokrat.
Als sie die Juden holten, habe ich geschwiegen. Ich war ja kein Jude.
Als sie die Katholiken holten, habe ich nicht protestiert.Ich war ja
kein Katholik.
Als sie mich holten, gab es keinen mehr, der protestieren konnte."]
29. października 2010
Cywilizacja europejska do niedawna była siła napędową rozwoju
ludzkości. Ten przywilej Europa zawdzięczała gwarantowanemu przez
Chrześcijaństwo i naukę rozkwitowi wolności osoby ludzkiej. W dziejowej
konkurencji z innymi cywilizacjami sukces cywilizacji chrześcijańskiej
wynikał wprost z poszanowania osoby ludzkiej, niezależnie od jej cech.
Warto przypomnieć, że pierwsza osoba, która – według św. Łukasza (Dz
16, 14-15), apostoła i lekarza, przyjęła chrzest w Europie, była
kobietą – businesswoman z powodzeniem sprzedającą w miejscowości
Filippi w Macedonii tkaniny wyprodukowane w centrum ówczesnej mody w
mieście Tiatyra (dziś: Ak-Hissar), po drugiej stronie Morza Egejskiego,
w głąb lądu dzisiejszej Turcji. Późniejsza św. Lidia chrzest przyjęła
od samego św. Pawła w połowie I wieku naszej ery, czyli 50 lat po
narodzeniu Chrystusa.
Od samego początku siłą europejskiego Chrześcijaństwa był więc taki sam
szacunek dla każdej osoby ludzkiej, bez względu na różnicę płci. Jakże
żałośnie przy tym wyglądają tradycje antychrześcijańskiego lewactwa.
Już podczas tzw. Wielkiej Rewolucji Francuskiej jakobini zawlekli na
gilotynę Olimpię de Gouges. Pierwsza sławna abolicjonistka i
feministka, autorka “Deklaracji praw kobiety i obywatelki”, w 1793r.
straciła głowę za to, że odważyła się sprzeciwić dyktaturze masowych
morderców – i to wcale nie z pobudek religijnych. Domagając się tych
samych praw dla każdego człowieka bez względu na kolor skóry, czy płeć,
Olimpia de Gouges dzisiaj tym bardziej mogłaby zostać zabita za swój
światopogląd, gdyby stanęła w obronie praw ludzi skazywanych na zagładę
od pierwszych chwil zaistnienia, dla których wynik badania
selekcyjnego, np. dotyczącego koloru oczu, włosów lub płci staje się
wyrokiem śmierci. I to w Europie, nie w Indiach, ani nie w Chinach,
gdzie ofiary badania USG dziecka w łonie matki idą w dziesiątki, jeśli
nie setki milionów. Dwa tysiące lat po chrzcie św. Lidii, w obronie
europejskich kobiet, niewolnic antychrześcijańskiego lewactwa, staje
nawet prezydent państwa o oficjalnej nazwie Wielka Arabska Libijska
Dżamahirijja Ludowo-Socjalistyczna, pułkownik Muammar al-Kaddafi. Tak,
tak, ten sam, którego ręce całuje premier Włoch Sylvio Berlusconi.
Całuje przez pomyłkę, certamente!
Niezrównaną konkurencyjność cywilizacji europejskiej zapewniała do
niedawna również nauka. Większość badaczy rozwoju cywilizacji świata
podkreśla tu rolę rewolucji naukowej, którą zapoczątkowało
opublikowanie w 1543r. dwóch dzieł. Autorem pierwszego pt. “O obrotach
ciał niebieskich”, był astronom i lekarz ks. kanonik Mikołaj Kopernik.
Autorem drugiego, pt. “O budowie ciała ludzkiego”, był również lekarz –
Andreas Vesalius z Brukseli. Należy zaznaczyć, że obydwaj wybitni
ojcowie założyciele fundamentów zwycięskiej nauki Europy nie byli
żadnej mierze w takim konflikcie z hierarchią Kościoła Katolickiego,
jakby tego chcieli wrogowie Chrześcijaństwa i jedności chrześcijan. W
przypadku ks. Kopernika, po mieczu i po kądzieli wywodzącego się z
niezwykle Polsce oddanych katolickich rodzin osiadłych w polskich
miastach Nysa i Świdnica na Śląsku sprawa jest zupełnie oczywista, a
rzekome prześladowania dr. Vesaliusa – lekarza z dziada pradziada –
przez organa inkwizycji, okazały się być zamierzonym fałszerstwem
rzeczywistości.
W tym momencie muszę przejść do smutnej prawdy o czasach obecnych. W
oparciu o publiczne wypowiedzi wielu naukowców, w szczególności
lekarzy, na podstawie ostatniej decyzji komitetu przyznającego nagrodę
Nobla w dziedzinie medycyny, w wyniku obserwacji stanu spraw w ochronie
zdrowia i innych kluczowych dziedzinach życia w Polsce, w Europie i na
całym świecie należy wyrazić głębokie zaniepokojenie skutkami rozpadu
cywilizacji europejskiej, która przestała gwarantować wolność osobie
ludzkiej, bowiem wyrzekła się i Chrześcijaństwa i nauki. Sir Peter B.
Medawar, arabskiego pochodzenia laureat nagrody Nobla w dziedzinie
medycyny z 1960r., już wtedy uznał teorię i doktrynę psychoanalizy za
największy intelektualne nadużycie zaufania XX w. A przecież oparte o
naukowe fałszerstwo urojenia Zygmunta Freuda zniszczyły i niszczą nadal
cywilizację europejską. Już w pierwszej dekadzie obecnego wieku tzw.
globalne ocieplenie zostało uznane za największe finansowe oszustwo XXI
wieku. A przecież oparta o naukowe fałszerstwo propaganda, którą szerzy
Albert Arnolda Gore i jego propagandysta, wyrzucony za stronniczość z
Wikipedii, William Connolley, nadal jest podstawą decyzji polityczno –
gospodarczych.
5. listopada 2010
Kultura życia, która broni człowieka przed kulturą śmierci, powinna być
w Polsce wyjątkowo dobrze znana, ceniona i uznawana za filar kultury
narodowej.
Historia Polski i czasy obecne niezwykle wyraźnie i bardzo wieloma
przykładami ilustrują pojęcie kultury śmierci, o której Jan Paweł II
tak pisał w encyklice EWANGELIA ŻYCIA [EVANGELIUM VITAE], z 25. marca
1995r. : “..jest również prawdą, że stoimy tu wobec rzeczywistości
bardziej rozległej, którą można uznać za prawdziwą strukturę grzechu:
jej cechą charakterystyczną jest ekspansja kultury , która jest
zaprzeczeniem solidarności z wszystkimi ludźmi i w wielu przypadkach
przybiera formę autentycznej “kultury śmierci” (adversus omnem hominum
solidarietatem, crebrius congruentem cum germana "mortis cultura”). Szerzy się ona wskutek oddziaływania silnych
tendencji kulturowych, gospodarczych i politycznych, wyrażających
określoną koncepcję społeczeństwa, w której najważniejszym kryterium
jest sukces.
Rozpatrując całą sytuację z tego punktu widzenia, można mówić w pewnym
sensie o wojnie silnych przeciw bezsilnym: życie, które domaga się
większej życzliwości, miłości i opieki, jest uznawane za bezużyteczne
lub traktowane jako nieznośny ciężar, a w konsekwencji odrzucane na
różne sposoby. Człowiek, który swoją chorobą, niepełnosprawnością lub –
po prostu – samą swoją obecnością zagraża dobrobytowi lub życiowym
przyzwyczajeniom osób bardziej uprzywilejowanych, bywa postrzegany jako
wróg, przed którym należy się bronić albo którego należy wyeliminować.
Powstaje w ten sposób swoisty “spisek przeciw życiu”. Wciąga on nie
tylko pojedyncze osoby w ich relacjach indywidualnych, rodzinnych i
społecznych, ale sięga daleko szerzej i zyskuje wymiar globalny,
naruszając i niszcząc relacje łączące narody i państwa.”
W kolejnych artykułach Encykliki Jan Paweł II w sposób perfekcyjnie
klarowny i dosadny odniósł się do przejawów spisku przeciw życiu w
obszarze nauk medycznych i zastosowań ich zbrodniczego dorobku w
zakresie aborcji, antykoncepcji, technik sztucznej reprodukcji, badań
prenatalnych i eutanazji. Jest oczywiste, że Benedykt XVI wytrwale
wzmacnia naukę swojego poprzednika o wartości i nienaruszalności życia
ludzkiego, przesłanie skierowane przecież nie tylko do osób duchownych,
lecz także katolików świeckich oraz do wszystkich ludzi dobrej woli.
Głęboki niepokój musi więc budzić pozostawienie obrony bezsilnych
niemal wyłącznie osobom duchownym, skoro od 15 lat nie tylko kapłan,
nie tylko katolik, ale każdy człowiek dobrej woli może przeczytać w
encyklice EWANGELIA ŻYCIA dostępnej w wielu językach, – też po polsku –
na stronach internetowych Watykanu, że: “Także różne techniki sztucznej
reprodukcji, które wydają się służyć życiu i często są stosowane z tą
intencją, w rzeczywistości stwarzają możliwość nowych zamachów na
życie. Są one nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ
oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu
małżeńskiego, a ponadto stosujący te techniki do dziś notują wysoki
procent niepowodzeń: dotyczy to nie tyle samego momentu zapłodnienia,
ile następnej fazy rozwoju embrionu wystawionego na ryzyko rychłej
śmierci. Ponadto w wielu przypadkach wytwarza się większą liczbę
embrionów, niż to jest konieczne dla przeniesienia któregoś z nich do
łona matki, a następnie te tak zwane “embriony nadliczbowe” są zabijane
lub wykorzystywane w badaniach naukowych, które mają rzekomo służyć
postępowi nauki i medycyny, a w rzeczywistości redukują życie ludzkie
jedynie do roli “materiału biologicznego”, którym można swobodnie
dysponować.”
W 1995 czas obserwacji ludzi, którzy przeżyli selekcję na rampie
mikroskopu, był za krótki, aby konkluzywnie ocenić ryzyko chorób
związanych z techniką sztucznej reprodukcji a ujawniających się w
kolejnych latach życia. Obecnie niezależni badacze zaczynają stopniowo
ujawniać przerażająca prawdę. Prestiżowe czasopismo medyczne
PEDIATRICS, w lipcu 2005 r. zamieściło artykuł pt. Ryzyko raka u dzieci
i młodych dorosłych poczętych poprzez zapłodnienie in vitro (Cancer
Risk in Children and Young Adults Conceived by In Vitro Fertilization).
Prof. Bengt Källén wraz z zespołem zbadał losy 26 692 urodzonych po
poczęciu in vitro w latach 1982-2005, posługując się Szwedzkim
Rejestrem Raka i porównując liczbę dzieci, które zachorowały na raka i
były poczęte in vitro z dziećmi, które nie były poczęte in vitro.
Ustalono 53 przypadki chorych na raka wśród dzieci urodzonych w wyniku
poczęcia in vitro, co wobec oczekiwanej liczby 38 chorych na raka
pozwala określić ryzyko raka związane z zapłodnieniem in vitro na 42%,
mieszczące się przy tym w 95% przedziale ufności od 9 do 87%. Wśród 53
przypadków raka u dzieci urodzonych w wyniku poczęcia in vitro
najwięcej zarejestrowano przypadków raka krwi – 18 (w tym 15 przypadków
ostrej białaczki limfoblastycznej), u podobnej liczby stwierdzono guzy
oka i centralnego układu nerwowego – 17. Na trzecim miejscu znalazły
się guzy lite o innej lokalizacji. Poza tym u dzieci poczętych in vitro
stwierdzono 6 przypadków histiocytozy Langerhansa, sześciokrotnie
więcej niż można było się spodziewać. Artykuł jest w całości dostępny w
Internecie na stronie miesięcznika Pediatrics [PEDIATRICS Vol. 126 No.
2 August 2010, pp. 270-276 (doi:10.1542/peds.2009-3225)
Wbrew oszustwom sprzedajnych naukowców wspieranych przez toczących
wojny religijne polityków epidemiologia lekarska odkrywa prawdę o in
vitro. Eppur si muove!
Felieton ten dedykuję dyrekcji i radzie programowej Centrum Nauki
Kopernik przy ul. Mokotowskiej 17 w Warszawie.
12. listopada 2010
Niepodległość z definicji ma zapewnić ochronę i rozkwit tożsamości
narodowej. Czym charakteryzuje się narodowa tożsamość najłatwiej
dostrzec w przejawach solidarności z wszystkimi członkami narodu,
zwłaszcza z tymi w potrzebie. Kto nie jest solidarny z chorymi, z
ubogimi, z ofiarami zbrodni i klęsk żywiołowych, z oczernianymi przez
zachowujących się jak faszyści i pozbawianymi podstawowych praw
człowieka i obywatela, w tym prawa do pokojowej manifestacji miłości
Ojczyzny, ten sam wyklucza się z narodowej wspólnoty. Kto nie jest
solidarny z narodem, który wyniósł go do władzy, ten nie jest tej
władzy godny i powinien być od niej odsunięty. Odsunięty i zastąpiony
przez tego, kto chce i potrafi rządzić w interesie narodu. Wbrew próbom
fałszywego definiowania interesu narodowego zdrowa wspólnota narodowa
bez najmniejszego trudu potrafi odróżnić ziarno od plew, nawet jeżeli
na obfity plon trzeba poczekać, a pomalowane w narodowe barwy plewy
biją rekordy w sztuczkach mimikry.
Jednak nie każda wspólnota narodowa jest zdrowa i odporna na kolejne
fale ataku na froncie niewypowiedzianej przeciwko niej wojny.
Jak tonący brzytwy się chwyta, tak niejeden życiową koniecznością
uzasadnia swój udział w inscenizacjach na rzecz mętnie definiowanego
interesu narodowego. Po krótkim czasie i tak sam utonie w otchłani
niepamięci po tych narodach, które nie potrafiły zapewnić sobie ochrony
i rozkwitu tożsamości narodowej. Samobójcza w istocie swoich następstw
naiwność i łatwowierność mas wiedzionych na zagładę przez agentów
wpływu, sprzedawczyków i oportunistów, w pierwszym pokoleniu ofiar
napotyka jeszcze pewien opór, tłumiony siłą propagandy i tępiony
przemocą, w tym bolszewicką interpretacją zasad demokracji. Kolejne
pokolenia skutecznie wyzute z tożsamości narodowej już nie widzą
potrzeby jej ochrony i rozkwitu, uznają propagandowe obelgi i
oskarżenia rzucane na własnych ojców, dziadów i pradziadów za
uzasadnione i warte poparcia. Tym bardziej warte poparcia, im większe
zdrada narodowa przynosi doraźne profity: od działki narkotyku po
dobrze płatne i prestiżowe stanowisko.
Charakterystyczny jest sposób przekształcania świadomego swojej
tożsamości narodu w bezrefleksyjne i bezideowe masy przeznaczone na
wyniszczenie lub roztopienie w otoczeniu. Za niezwykle skuteczne w
kategoriach stosunku nakładów do zysku należy uznać pozbawianie ludzi
środków utrzymania, odbieranie ludziom finansowych możliwości
zaspokojenia ich podstawowych potrzeb, w tym jedzenia, leczenia,
mieszkania, transportu. Proste bariery finansowe uczynią niewolnikiem z
każdego głodnego, chorego, bezdomnego i wlokącego się poboczem drogi.
Likwidacja miejsc pracy, kolonizacja rynków zbytu, amputacja
przedsiębiorczości są na tyle zawinione przez rządzących, na ile
rządzonym to osobiście nie przeszkadza. Bo to nie ja tracę pracę a
tylko brat, bo to nie ja nie mogę sprzedać a tylko szwagier, bo to nie
ja zostawiam za sobą eurosieroty a tylko siostra. Zacznie mi
przeszkadzać dopiero wtedy, kiedy to ja przestanę zarabiać, wyczyszczę
konto, nie zdołam od nikogo pożyczyć nawet na chleb i lekarstwa, oddam
za grosze wszystko co mam – telewizor, obrączkę, dom, ziemię tylko po
to, aby mieć na ogrzewanie, jedzenie, leczenie…
W dniu 17. października 2010r., Europejskiego Roku Walki z Ubóstwem
Wykluczeniem Społecznym, podczas konferencji pod patronatem Prezydenta
Rzeczypospolitej Polskiej oraz Parlamentu Europejskiego ujawniono, że 2
100 000 osób żyje w Polsce w skrajnym ubóstwie. Narastające
wyniszczenie gospodarcze rodzin to wstęp do zaboru własności, już nie
tylko skazanej na obłędną “prywatyzację” własności publicznej, lecz
także tej osobistej, należącej do każdego z nas i do naszych dzieci.
Jest oczywiste, że młodzież walcząca o swoją tożsamość narodową walczy
o prawo do godnego życia w Ojczyźnie.
19. listopada 2010
tylko audio
26. listopada 2010
Mądry Polak po szkodzie. Mądry, o ile przeżyje. Wartość życia Polaka
jest zdumiewająco niska w porównaniu z wartością życia ludzi wielu
innych narodowości. Świadczy o tym stosunek władz i opinii publicznej
innych krajów do zagłady Polaków, zwłaszcza przez władze i ludność tych
krajów zawinionej. Kryterium rasowe stosowane do podziału ofiar na
warte i nie warte upamiętnienia jest kolejnym jaskrawym dowodem klęski
programu denazyfikacji Niemców i współpracujących z nimi zbrodniarzy.
Jest wręcz przeniesieniem z XIX w XXI wiek rdzenia nienawiści i pogardy
dla innych, za Fryderykiem Nietzsche uznawanych za podludzi, bądź za
Karolem Marksem i Fryderykiem Engelsem za niegodnych przeżycia. Nota
bene, wobec ponawianego zawłaszczania przestrzeni publicznej
Krakowskiego Przedmieścia przez marksistowskich bojówkarzy i ich
polityczno-ideowe zaplecze, za pilne zadanie należy uznać
przeprowadzenie kampanii informacyjnej na temat przepojonych rasizmem
twierdzeń kompromitujących Marksa i Engelsa i wpływu tych twierdzeń na
wydarzenia w przeszłości i we współczesnym świecie. Tym bardziej, że
staraniem prezydenckiego marksisty pomnik wystawiony najeźdźcom spod
czerwonej gwiazdy zdobi krzyż prawosławny. Czerwonoarmiści niosący
rewolucję po trupie Polski równie ochoczo rozpruwali bagnetami brzuchy
prawosławnych popów, jak palili żywcem katolickich księży, więc obok
krzyża prawosławnego, musi stanąć krzyż upamiętniający inne niż
prawosławne ofiary bolszewickiego ludobójstwa. Upamiętniający ofiary a
nie katów. Na mogile katów powinna stanąć czerwona gwiazda. W
odróżnieniu od swastyki czerwona gwiazda nie jest przecież zakazana,
bowiem próby desowietyzacji nawet jeszcze nie podjęto, a Sowiety nawet
odzyskują swój blask i wpływy.
Charakterystyczne dla marksistów odwracanie kota ogonem przyczynia się
do dewaluacji nauki płynącej z przekonania, iż mądry Polak po szkodzie,
o ile tę szkodę przeżyje. Realizacja cudzej polityki historycznej,
takiej, która notorycznie i bez wyjątku Polaków dyskryminuje i poniża,
a pamięć o Polakach zamordowanych, okradzionych i sponiewieranych
uznaje za niewartą wspomnienia jest pod każdym względem haniebne i
szkodliwe dla naszych obecnych i przyszłych interesów.
Mądry Polak po szkodzie, o ile potrafi przekuć w czyn mądrość nabytą za
cenę poniesionych szkód. Za cenę utraty zdrowia. Za cenę utraty
własności. Za cenę utraty pracy. Za cenę utraty szans. Za cenę rozpadu
rodziny. Za cenę straconego czasu, który już nigdy nie wróci. Za cenę
rozczarowań.
Mądry Polak po szkodzie, o ile potrafi przekuć w czyn mądrość nabytą za
cenę poniesionych szkód. Przekuć w czyn mądrość nabytą za cenę
rozczarowań kłamliwymi obietnicami polityków, Polak, ten Polak mądry po
szkodzie, może biorąc udział w wyborach.
W wyborach samorządowych Polak mądry po szkodzie może rozliczyć
partyjnych bonzów, którzy tyle nałgali w poprzednich kampaniach
wyborczych, że w obecnej siedzieliby cicho, gdyby zachowali resztki
przyzwoitości. Narzucanie partyjnych namiestników wsi, gminie,
powiatowi i samorządowi wojewódzkiemu tylko wtedy może przynieść
korzyść wyborcom, kiedy sołtys, wójt, burmistrz, prezydent miasta,
starosta, marszałek województwa i radni poszczególnych szczebli uznają
się za przedstawicieli wyborców, za nieugiętych reprezentantów wsi,
gminy, miasta, powiatu i województwa przed władzami swojej partii.
Wtedy partyjni mogą nas uczciwie reprezentować, kiedy są naszymi ludźmi
w tej ich partii. Oczywiście z należnym szacunkiem dla naszego interesu
narodowego i zapisów Konstytucji gwarantujących Polakom równość, a
Polsce integralność. Mądry powinien być Polak po szkodzie, kiedy od
eurodeputowanego, czy innego partyjniaka, którego zrobiono dygnitarzem
Unii Europejskiej, co jakoby miało przynieść korzyść wszystkim Polakom,
usłyszał, że “ę ą, ja już nie reprezentuję Polski, ja reprezentuję całą
Unię Europejską”. Co oczywiście oznacza, że wykonuje polecenia unijnego
hegemona.
3. grudnia 2010
Obserwując przebieg najgroźniejszej, a przy tym najlepiej opisanej
epidemii, która w krótkim czasie ogarnęła cały świat – pandemii AIDS,
każdy lekarz zawodowo zajmujący się epidemiologią lekarską musi podjąć
ważne zadanie prognozowania dalszego rozwoju tej selekcji masową skalę.
Ostatni raport Wspólnego Programu Narodów Zjednoczonych ds. HIV/AIDS
(UNAIDS) opublikowany jesienią 2010r., u progu czwartej dekady
pandemii, przedstawia aktualne dane dotyczące poszczególnych regionów
świata, porównywalne w czasie i przestrzeni, opracowane na podstawie
raportów krajowych, rejestrów, badań epidemiologicznych, modeli
matematycznych i szeregu oszacowań dokonanych profesjonalnie i według
szczegółowo opisanych metodologii. Tym samym Raport UNAIDS jest
wiarygodnym i miarodajnym źródłem informacji, tym bardziej wiarygodnym
i miarodajnym, im mniej jawne są informacje z poszczególnych krajów, n.
p . z Polski. Pomimo przynależności do Unii Europejskiej i teatralnych
ról odgrywanych na jej scenie przez polskich polityków, nasz kraj nie
potrafił dostarczyć informacji składających się na całość Raportu ONZ,
w tym dotyczący programów HIV/AIDS, leczenia osób zakażonych HIV i przy
tym chorych na gruźlicę, badań kobiet ciężarnych w kierunku HIV, danych
dotyczących rozwiązłości mierzonej odsetkiem osób od 15 do 49 roku
życia, które podjęły współżycie z więcej niż z jedną osobą w ciągu
minionych 12 miesięcy, występowania zakażenia HIV w grupach ryzyka (do
których ONZ zalicza osoby przyjmujące dożylnie narkotyki, trudniące się
nierządem i homoseksualistów) oraz badań serologicznych tych osób.
Z raportu UNAIDS wynika, że szacowana liczba osób żyjących z HIV w
Polsce w roku 2009, mieszcząc się w granicach od 20 000 do 34 000,
wynosiła 27 000, w tym 18 800 mężczyzn i 8 200 kobiet. Dane dotyczące
leczenia antyretrowirusowego wykazują, że w grudniu 2008 roku leczeniem
obejmowano 3 822 pacjentów, a w grudniu 2009 już 4 329, czyli w ciągu
jednego roku przybyło 507 osób leczonych, co stanowi przyrost o 13%. W
grudniu 2009 leczono 3 130 mężczyzn i 1 199 kobiet, co oznacza, że –
przyjmując średnie oszacowanie liczby żyjących z HIV w Polsce za 100% –
nie obejmowano leczeniem 83% mężczyzn i 85% kobiet zakażonych HIV. W
tym samym czasie, w krajach o niskim i średnim dochodzie ludności, do
których zaliczono też Polskę, odsetek osób nie otrzymujących wymaganego
leczenia antyretrowirusowego wynosił 64 % (9 800 000 spośród 15 000
000).
Jak widać szanse na leczenie, owszem niezwykle obciążające finansowo,
ciężkie do zniesienia, komplikowane narastającą opornością i
pojawianiem się nowych szczepów wirusa wywołującego AIDS, ale jednak
przedłużające życie zakażonym, a do tego będące potężnym orężem w
prewencji i profilaktyce HIV/AIDS, są w Polsce niższe niż przeciętnie w
najuboższych państwach świata.
Tym bardziej więc należy zdawać sobie sprawę nie tylko z ryzyka
ponoszonego w wyniku wyboru takiego czy innego zachowania
sprowadzającego bezpośrednie zagrożenie HIV lub innego zakażenia
wenerycznego, lecz przede wszystkim ze skutków zaniedbań
sanitarno-higienicznych w zakładach opieki zdrowotnej w Polsce.
Zarażenie pacjentów i personelu medycznego poprzez krew i inne nośniki
wirusa pacjenta zakażonego HIV-em, który sam nie zna swojego stanu,
jest tym bardziej prawdopodobne im większe oszczędności na zapobieganiu
i zwalczaniu zakażeń zakładowych, im większa dezorganizacja systemu
opieki zdrowotnej, im szybsze tempo likwidacji Państwowej Inspekcji
Sanitarnej.
Wobec gwałtownie narastającego ubóstwa wpychającego ludzi w tryby
szybko rozwijającego się tzw. przemysłu rozrywkowego, dla którego
zagłębiem żywego towaru są miliony rodzin doprowadzonych do nędzy przez
pogrobowców dziewiętnastowiecznego kapitalizmu i w połączeniu z lewacką
propagandą na złość ludziom religijnym lansującą zwyrodniałe zachowania
już wśród przedszkolaków, należy się liczyć z tym, że bardziej prędzej
niż później Polska podzieli los Federacji Rosyjskiej i Ukrainy, w
których to państwach rozwój epidemii AIDS budzi coraz to większy
niepokój. W krajach tych więcej niż jedna osoba na sto jest zakażona
wirusem wywołującym AIDS.
10. grudnia 2010
Po upadku PRL-u do katalogu cnót narodowych dołączono wszelką
bezpartyjność. “Do żadnej partii nie należałem i nie należę” brzmi
credo wielu szukających poklasku wśród przekonanych o tym, że
największe zło wyrządzone Polsce i Polakom dokonało się za sprawą
członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz wszystkich jej
mutantów i krótkotrwałych zamienników u steru władzy po zakończeniu II
wojny światowej. Tymczasem partyjniactwo święci coraz większe tryumfy,
zagarnia coraz to większe pola władzy każdego szczebla i każdego
rodzaju. Ostatnie wybory samorządowe to przecież tryumf partyjniactwa
pogardzanego słowem, lecz nie czynem, nie czynem wyborczym. Do
płatników składek partyjnych wyznaczanych proporcjonalnie do zarobków
na rządowych posadach zdobytych dzięki partii dochodzi rzesza
samorządowców i zależnych od nich zakładów i instytucji, którzy – na
miarę możliwości – albo pieniądzem, albo spolegliwością, wywdzięczą się
partii za okazane zaufanie i szanse życia dostatniej. Od szefa po
portiera każdy będzie dzieckiem partii matki i nie pozwoli odciąć się
od piersi karmicielki, bo zginie z głodu w gospodarce rzekomo wolnej i
rynkowej. Wichrzycielom na pohybel powie “nie” ich własna rodzina,
będąca zakładnikiem bankowych kredytów i gwałtownie rosnących kosztów
utrzymania, a fiskus, sanepid i cała reszta państwowego aparatu
egzekucji woli partii szybko wykaże buntownikom, że racja jest tam,
gdzie jest siła.
Za komuny kwitła przynajmniej satyra. Dzisiaj wystarczy obejrzeć
telewizyjne występy niedoszłego prezydenta miejscowości Hindenburg, od
końca trzynastego wieku znanej jako Zabrze, aby współczuć satyrykom,
dla których fakt, iż życie przerosło wyobraźnię, jest pod każdym
względem rujnującym doświadczeniem. Nie sposób porównywać dwóch etapów
naszej powojennej historii poprzez pryzmat satyry szydzącej z ułomności
sposobów i efektów sprawowania władzy przed i po formalnym jej
zrzeczeniu się przez PZPR. Przede wszystkim dlatego, że rozmiar i ranga
wyszydzanych błędów, wypaczeń i krzywd jest zupełnie nieporównywalna.
Może dlatego w mediach publicznych nie ma miejsca dla satyryków, a
ostatnio i dla odważnych dziennikarzy.
Jednak w dobie internetu coraz bardziej zaciskająca się pętla cenzury i
poprawności politycznej nie ma szans na zaciemnianie prawdziwego obrazu
rzeczywistości, pod warunkiem wszakże, że zwykli jego użytkownicy
zrozumieją, że to co ukazuje się na listach dyskusyjnych, forach
internetowych i tym podobnych platformach wymiany poglądów i
prezentacji faktów jest w znacznej części emanacją działalności
ośrodków propagandy i manipulacji opinią publiczną. Uwiarygodnić
wypowiedzi funkcjonariuszy tych ośrodków mają za zadanie ordynarne
sformułowania obficie kraszone wulgarnym słownictwem i ataki poniżej
jakiegokolwiek poziomu cywilizacyjnego. Zalewające internet wypowiedzi
to nieraz zwykłe formy ataku PSYOP, operacji psychologicznych,
powtarzane wielokrotnie w różnych odcieniach agresywnego chamstwa i
zamieszczane na licznych stronach internetowych przez tego samego
autora lub małą grupkę zadaniową, osobę lub kilka osób występujących
pod dowolnymi pseudonimami, z użyciem skradzionych adresów nadawców czy
też z licznych komputerów. Stwarza to wrażenie, że duża, ogromna,
przeważająca część opinii publicznej ma wyrobione zdanie w konkretnej
sprawie, że siła wyrażanego przekonania jest wielka, że podziela ją
większość i to ta bliska sercu i rozumowi odbiorcy komunikatu
przynajmniej w sferze języka. Wspólny język to słowo na “k” i jemu
podobne oraz rok “dwa dwanaście”, zamiast dwa tysiące dwunasty, na
przykład.
Nie trzeba mieć wątpliwości, że w szczycąc się bezpartyjnością w kraju
skolonizowanym przez monopartię, stajemy się coraz bardziej bezbronnymi
ofiarami wąskiego grona decydentów dysponującego wszechwładzą wolną od
jakiejkolwiek kontroli intencji i skutków swoich działań. Szczycąc się
bezpartyjnością w kraju, w którym władza nie ma z kim przegrać, a przy
tym spokojnie czekając w kolejce na kres własnej stabilizacji, w
istocie stajemy się członkami w Polsce partii najbardziej licznej, choć
nie zarejestrowanej PPPPPP: Polskiej Partii Prokrastynatorów Pokornie
Przyjmujących Poniżenia.
17. grudnia 2010
W ostatnich latach główny inspektor sanitarny intensywnie zajmował się
– zapewne dla zabicia czasu i z braku lepszych zajęć – reklamowaniem
szczepień przeciwko grypie. W roku ubiegłym pod presją dramatycznych
wydarzeń związanych z szerzeniem się w świecie zabójczego szczepu
wirusa 2009 H1N1 nie zawierająca tego wirusa szczepionka na sezon grypy
2009/2010 była przez minister Ewę Kopacz i jej dwór prezentowana nie
tylko jako środek profilaktyczny, który każdy musi koniecznie sobie
kupić, aby uchronić się przed zwykłą grypą, lecz także jako doskonały
zamiennik szczepionki przeciwko grypie świńskiej. Pomimo furiatycznych
ataków sejmowej opozycji, której przedstawiciele w roli akwizytorów
medycznych prowadzili jawny lobbistyczny nacisk na władze państwowe,
minister Kopacz szczepionki przeciwko świńskiej grypie Polakom nie
kupiła, co jest przedstawiane przez nią samą i premiera Donalda Tuska
jako fantastyczne osiągnięcie. Można dodać, że – jak dotychczas –
jedyne.
Jednak już w czasie wygłaszania opinii przez polską minister zdrowia o
wysokiej skuteczności szczepionki na sezon grypowy 2009/2010 w
profilaktyce grypy świńskiej, amerykańskie Ośrodki Zwalczania Chorób
(CDC, Atlanta, Georgia) wyraźnie informowały, że szczepionka przeciwko
grypie sezonowej przed grypą świńską nie chroni, a dokładne badania
epidemiologiczne, prowadzone m.in. przez dr Danutę Skowronski z Kanady,
wykazały, że szczepienia reklamowane przez minister Kopacz zamiast
zapobiegać zakażeniom szczepem 2009H1N1 wręcz zwiększały ryzyko
zachorowania na grypę świńską i to od 1,5 do 2,5 x.
Tej jesieni aktywność minister zdrowia i głównego inspektora
sanitarnego na polu reklamy szczepień przeciwko grypie jest
niedostrzegalna. Zapewne wynika to z faktu, że obecna trójwalentna
szczepionka na sezon grypy 2010/2011 jest właściwie uzupełnioną o 2
antygeny szczepionką przeciwko grypie świńskiej, tą samą, którą tak
niedawno minister Kopacz podejrzewała o działania szkodliwe. Głoszone
przez polski rząd przekonanie o szkodliwości szczepionki przeciwko
2009H1N1 było podstawą nieugiętego odparcia ataku opozycyjnych
lobbistów, chwalebnej rezygnacji z jej zakupu i tym samym w
partyjniackiej Polsce stało się ważnym argumentem na rzecz przyrostu
słupków popularności rządzącej partii.
Obecnie Amerykańskie Ośrodki Zwalczania Chorób, CDC zalecają stosować w
sezonie 2010/2011 szczepionkę triwalentną, w które skład wchodzą dwa
wirusy grypy A – obok H3N3 właśnie 2009H1N1 wywołujący grypę zwaną
świńską oraz jeden wirus grypy B. Setki milionów osób, które – pomimo
niepokojów polskich władz – zaszczepiły się wcześniej szczepionką
przeciwko grypie świńskiej, powinny według CDC zaszczepić się ponownie,
gdyż obok wirusa 2009H1N1 w aktualnej szczepionce sezonowej są zawarte
wspomniane dwa inne wirusy.
CDC zaleca szczepić przeciwko grypie wszystkich powyżej 6 miesiąca
życia. Przeciwwskazaniem do szczepień przeciwko grypie jest mocno
nasilona alergia na jajko kurze, ciężki odczyn na szczepienie przeciwko
grypie w przeszłości oraz przebyty zespół Guillaina-Barrégo który
wystąpił w ciągu 6 tygodni po szczepieniu przeciwko grypie. W zespole
Guillaina-Barrégo procesy autoimmunologiczne prowadzą do narastającego
od kilku dni do kilkunastu tygodni uszkodzenia nerwów z takimi
objawami, jak mrowienie, drętwienie, bóle stóp, niedowład kończyn
dolnych a w połowie przypadków obustronny niedowład mięśni twarzy,
niedowłady mięśni gałki ocznej, zaburzenia rytmu serca, wahania
ciśnienia krwi i niewydolność oddechowa.
Przeciwwskazaniem tymczasowym do szczepień przeciwko grypie jest
umiarkowana lub ciężka choroba gorączkowa, po której ustaniu CDC zaleca
grypę szczepić. Według CDC żaden inny stan chorobowy, ani też ciąża nie
stanowią przeciwwskazań do corocznych szczepień przeciwko grypie.
Wszelkie zalecenia dotyczące interwencji medycznych, zwłaszcza
szczepień, wymagają weryfikacji zgodnej z zasadami epidemiologii
lekarskiej. O tym, które z spośród dwóch wiarygodnych źródeł
informacji, czy to minister Kopacz czy też wiodące w świecie
amerykańskie ośrodki epidemiologiczne wypowiadają się odpowiedzialnie w
sprawach szczepień przeciwko grypie, powiem Państwu za tydzień.
24. grudnia 2010
W Piśmie Świętym można odnaleźć całą prawdę o Bogu i Jego stworzeniu.
Zalety i przywary ludzkiego charakteru jakie były w czasach biblijnych,
takie są i dzisiaj. Podobnie z losem człowieka: czy to w czepku
urodzony i nie znający smaku porażki, czy też przez większość życia
uginający się pod ciężarem budzących grozę nieszczęść, człowiek, ten z
kart Pisma Świętego i ten nam współczesny – czyli każdy z nas – reaguje
tak samo na to, co mu się przydarzy.
Gdzie wobec tego jest postęp? Ile kroków człowiek uczynił w swoim
rozwoju od czasów biblijnych?
Jest może mniej okrutny? Mniej krwiożerczy? Ależ skąd! Mordowanie na
skalę przemysłową to wynalazek rewolucji francuskiej udoskonalony w
strasznym XX wieku, a obecnie coraz silniej wiązany z zawodem lekarza,
pomimo wyraźnie sformułowanego zakazu z zawartego w przyrzeczeniu
Hipokratesa: “nie podam nigdy niewieście środka poronnego.”
Czy może człowiek XXI wieku jest mniej zniewolony niż przed dwoma
tysiącami lat? Otóż nie. Świat nie widział jeszcze tak wielkiej liczby
niewolników jak obecnie, tak bezwzględnej eksploatacji ludzi
bezbronnych, młodych, starych, biednych. Już nie tylko praca w
straszliwych warunkach i za głodowe wynagrodzenie, ale traktowanie
ludzi jako żywe zabawki erotyczne albo chodzące źródła narządów do
przeszczepów, to żałosny dorobek naszych czasów, w których rozkwita
handel żywym towarem i narządami.
No to może jesteśmy bardziej otwarci na innych, przyjaźniej nastawieni
do ludzi inaczej myślących? Też przecież nie. Eskalacja wojny
religijnej przyspiesza. Kto by nie zawinił, to chrześcijan, w
szczególności rzymskich katolików, obarcza się winą za kolonialne
ekspedycje i okupacje i, jak za Nerona, poddaje bezwzględnej
eksterminacji. Albo też na zasadzie nienawiści sprawcy do przez siebie
samego skrzywdzonych, poniżonych i prześladowanych, drogą bezkrwawą, po
cichu i tym bardziej skutecznie wypiera się katolików z miejsc, w
których żyli od zarania kościoła, bądź też wykorzenia wszelką
religijność, aby wyeliminować wszelkie poczucie wolności osobistej
opartej na wierze w Boga, nie napotykając oporu, samemu wykreować się
na bożka.
Może w takim razie jesteśmy lepiej zorganizowani, nasze demokratyczne
instytucje może lepiej chronią nasze interesy niż systemy panujące w
zamierzchłych czasach. Hm. Tu same przychodzą na myśl przykłady z
naszego kraju a odnoszące się do nieszczęść, które spadły na nasz naród
w mijającym roku 2010. Los ogromnej rzeszy ofiar klęsk żywiołowych to
przecież los Hioba. Doświadczenia milionów ludzi z kradzieżą ich ciężko
zarobionych pieniędzy poprzez sztuczki nigdy nie nasyconych finansistów
to świadectwo ułudy obecnych doktryn gospodarczych. Starcie z
codziennymi w Polsce sytuacjami o katastrofalnym, tragicznym przebiegu
to cena, którą uboga większość płaci za pomyłki, oszustwa i chciwość
mniejszości. Cywilizacyjna degradacja a nie demokracja jest dorobkiem
naszych czasów.
I co by z nami było, gdybyśmy byli sami? Ale sami nie jesteśmy.
Bracia, patrzcie jeno, jak niebo goreje!
Bóg się rodzi, moc truchleje!
31. grudnia 2010
Pokoleniom Polaków idących na swoje w drugiej dekadzie XXI w. po
narodzeniu Chrystusa należałoby dedykować ostatni felieton roku 2010.
Ale przecież ich powodzenie jest warunkiem przetrwania także ich
rodziców, dziadków i pradziadków. Stąd oczywista dla każdego prosta
zależność własnego przeżycia od sposobu wychowania i wkładu pracy w
wychowanie własnych dzieci. Wychowasz łajdaka, będziesz ofiarą łajdaka.
Powiadasz, że nie dajesz rady wychować, bo telewizja demoralizuje,
koledzy psują, programy szkolne piszą lewacy? Nie jesteś sama, matko.
Nie jesteś sam, ojcze. Wszyscy mają podobne problemy. Niektórzy
większe, bo sami dają zły przykład własnym dzieciom, a potem obwiniają
cały świat za lawinę nieszczęść spadającą na całą rodzinę. Inni, choć
świecą dobrym przykładem, to nie potrafią sprostać konkurencji
przykładów złych. Nie umieją przedstawić swoich wartości w sposób
zrozumiały i pociągający. Tchórzą nieraz przed ostrą wymianą poglądów i
bez jednego wystrzału ustępują pola sprytnym i bezczelnym złodziejom
własnych dzieci. Niepewni swoich racji i z natury nieśmiali biorą
przykład z konformistów, a ci jak w obraz wpatrują się w wilcze oczy
Wodza, aby na czas odczytać co wolno robić, mówić, myśleć…
I tak oto dzisiejsi dwudziestolatkowie zamiast w Polsce ich pradziadów
sławnej z siły ducha wolności promieniującej na cały świat – choćby i z
podziemia – witają Nowy Rok na pogorzelisku demokracji. Indeks
demokracji wyliczony przez brytyjskiego giganta medialnego The
Economist pokazuje Polsce jej miejsce wśród 167 państw świata. Jest to
miejsce 48. W stosunku do roku 2008 nasza sytuacja uległa pogorszeniu o
3 punkty, a spośród 27 państw członkowskich Unii Europejskiej za nami
są tylko 3 państwa: Łotwa, Bułgaria i Rumunia. Grupa państw, do której
zakwalifikowano Polskę, to flawed democracies – demokracje zepsute,
skorumpowane, wadliwe, w najbardziej eufemistycznej wersji przekładu są
to demokracje ułomne. Otóż w tej grupie, grupie demokracji ułomnych,
mniej ułomną niż w Polsce demokracją szczycą się m. in. Wyspy Zielonego
Przylądka, Południowa Afryka, Botswana, Izrael, Indie i Panama. Kto zna
realia tych państw, przynajmniej ma jakąś wiedzę na ich temat ze
środków masowego przekazu, musi popaść w zadumę nad kryteriami
rankingu, w szczególności zastanowić się nad przyczynami, dla których
nasza demokracja w 2010 roku zasłużyła na ocenę gorszą niż na przykład
indyjska, konserwująca system kastowy i tolerująca potworne
prześladowania religijne, w tym masowe zbrodnie, których ofiarą padają
chrześcijanie.
Mimo tego w kategorii klasyfikacyjnej pod nazwą “Wolności obywatelskie”
Indie otrzymały ocenę 9,41, tak jak Szwajcaria, a Polska: 9,12. W
kategorii “Proces wyborczy i pluralizm” Indie i Polska otrzymały te
same oceny, po 9,58. Zapewne i w Indiach udział głosów nieważnych
spośród oddanych bije wszelkie rekordy, a jednak mieści się w ramach
tolerancji obywateli na jawne oznaki wyborczych oszustw.
Również kulturę polityczną w Indiach i Polsce oceniono na tym samym,
wszakże niskim poziomie: 4,38. Identycznym – uwaga, uwaga! – jak w
Czadzie. Powtarzam: kultura polityczna w Polsce jest na takim samym
poziomie jak w Czadzie, a także w Swazilandzie, Gabonie, Angoli, na
Białorusi, na Kubie i w Pakistanie.
A teraz kategoria oceny demokracji, która najbardziej wpłynęła na niską
pozycję Polski. Jest to funkcjonowanie rządu, za które wystawiono nam
ocenę 6,07 na 10,00 możliwych. Na taką samą ocenę jak Polski zasłużył
rząd Kambodży, Lesoto, a na wyższą nawet Beninu i Mali. Pomiędzy oceną
funkcjonowania rządu Polski i Indii jest przepaść 2,5 punktu na 10
możliwych. Na korzyść rządu Indii, oczywiście. Oczywiście niestety.
Młodym Polakom życzmy, aby odzyskali dom z którego mogliby być dumni,
aby na przekór przekleństwu rzuconemu na naszą ojczyznę w słowach
“Polska to dziki kraj”, w nowym roku nasza demokracja odrodziła się jak
Feniks z popiołów.
ROK 2011
7. stycznia 2011
Powrót święta Objawienia Pańskiego do państwowego kalendarza
Rzeczypospolitej i pochodu Trzech Króli na ulice naszych miast to
kolejny dowód na starą jak dzieje Chrześcijaństwa prawdę o człowieku,
któremu tym bliżej do Boga, im bardziej jest sponiewierany i poniżony
przez zło i ludzi oddanych służbie zła. Decyzja o przywróceniu święta
Trzech Króli zapadła w tym samym roku, w którym na ziemi polskiej
odsłonięto najwyższy na świecie monument Jezusa Chrystusa.
21. listopada 2000 roku ks. biskup Adam Dyczkowski rodem z Kęt, podczas
uroczystej intronizacji, zawierzył miasto i gminę Świebodzin pod opiekę
Chrystusa Króla. Dziesięć lat później na ziemi śląsko-wielkopolskiej,
kolebce polskiej państwowości, w mieście słowiańskiego Świeboda, w
którego imieniu kryje się i swoboda i bogactwo, ks. biskup Stefan
Regmunt poświęcił najwyższy na świecie Pomnik Chrystusa Króla – Wotum
wdzięczności, Figurę Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Główny
budowniczy monumentu ks. prałat Sylwester Zawadzki, proboszcz parafii –
sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie dobitnie udowodnił
wątpiącym, że Królestwo Boże nie z tego świata, co mądrość ludowa
parafrazuje w słowach: wiara czyni cuda. Warto dodać, że dzierżący
wcześniej światową palmę pierwszeństwa co do wysokości Cristo Redentor,
Pomnik Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro w 2007 został ogłoszony
jednym z siedmiu nowych cudów świata. Pomnik w Rio de Janeiro
odsłonięto w 1931r. po dziesięciu latach od rozpoczęcia zbiórki na ten
cel w kościołach. Projektantami obydwu pomników byli Polacy – tego w
Rio – Paul Landowski żyjący we Francji, gdzie pomnik zbudowano i skąd
przetransportowano do Brazylii, tego w Świebodzinie – rzeźbiarz pan
Mirosław Kazimierz Patecki z Przybyszowa i eksperci do spraw
konstrukcji budowlanych – dr hab. inż. Jakub Marcinowski i doc. Mikołaj
Kłapeć z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Kapłan, artysta, inżynierowie i
rzesze tych, którzy im zaufali pozostawią po sobie niezwykłe świadectwo
wielkości człowieka w służbie Boga i Ojczyzny, świadectwo, które
zaistniało w tym 2010 roku.
W tym samym roku, roku panoszących się nieszczęść, Polacy podjęli
wyzwanie walki z ze złem wcielonym w pozornie niewinną zabawę pod nazwą
halloween. W ślad za innymi chrześcijanami Europy, stopniowo i coraz
powszechniej zaczynamy rozumieć rzeczywiste znaczenie mentalności
magicznej i demonicznej oraz jej roli w praniu mózgów młodych ludzi,
sprytnie kuszonych przez diabła i jego współpracowników czy to za
pomocą serii książkowo-filmowej o Harrym Potterze, czy corocznych orgii
naigrawania się z ludzi nieżyjących, tuż przed świętem Wszystkich
Świętych i Świętem Zmarłych.
Na demoniczne wypociny o Harrym Potterze kontry światu i Polsce nie
zaoferuje współczesna polska literatura, gdyż podobnie jak znaczna
część innych gatunków polskiej kultury naszych czasów, nie potrafi
wydobyć się z bagna, w które wpadła bądź w które została wepchnięta i w
nim przytrzymywana do utraty tchu, co kończy się widocznym niedotleniem
mózgu i serca piszących po polsku. Z takimi literatami zaborów byśmy
nie przetrwali i II Rzeczypospolitej na pewno nie zbudowali.
Ale na halloween jest rada. Są to imprezy Holly Wins, czyli Święte
Zwycięża, czy to w postaci festynów, czy w formie filmowej Nocy
Świętych, jaką proponuje od niedawna o. Remigiusz Langer, franciszkanin
z Tychów. Warto już na początku roku pomyśleć o tym, jak w każdej
miejscowości w Polsce i wszędzie tam, gdzie są Polacy, zaproponować
ludziom na koniec października atrakcje pod szyldem Holly Wins – Święte
Zwycięża. Od czegoś trzeba zacząć, aby zwyciężyć w sprawach
najważniejszych. Jeśli nie my, to kto? Objawienie Pańskie nas i dotyczy
i zobowiązuje bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bowiem dzisiaj w
Betlejem stoi betonowy mur wysokości 8 metrów.
14. stycznia 2011
Mogłoby się wydawać, że chrześcijanie są dobrze obeznani ze znaczeniem
słowa podłość. Podłe traktowanie Jezusa Chrystusa przez naród wybrany,
a zwłaszcza jego przywódców, zarówno przy narodzinach w Betlejem, jak i
w wydarzeniach związanych z męką Syna Bożego, od dwóch tysiącleci budzi
niepokój w ludzkim sumieniu. Można powiedzieć, że podłość Heroda,
Judasza, Kajfasza, czy wreszcie tłumu żądnego niewinnej krwi jest
glebą, z której wyrasta chrześcijańskie sumienie. A ponieważ to siła
chrześcijańskiego sumienia ukształtowała znany nam świat, świat którego
mechanizmy rozpoznajemy dzięki chrześcijańskim kryteriom dobra i zła,
stając obliczu podłości czujemy się zupełnie zagubieni, nie wiemy co
powiedzieć, jak się zachować, jak argumentować swoje racje. Mówiąc
obrazowo, zderzamy się z nosorożcem, którego zachowań i motywacji
postępowania nie rozumiemy, albo uznajemy je za zbyt drastycznie obce,
abyśmy mogli podjąć choćby próbę ich analizy, oceny i nowej syntezy
detali, tym razem służącej obronie przed atakiem podłości.
Pojęcie podłość ma w języku polskim szereg synonimów. Są to: łajdactwo,
niegodziwość, łotrostwo, bezeceństwo, cios poniżej pasa, draństwo,
nikczemność, szubrawstwo, a w języku potocznym – mniej precyzyjnie, ale
za to dosadnie – złośliwość, chamstwo i świństwo. Podłość to uczynek
podły, nikczemny, niegodziwy, niecny, niehonorowy, niegodny,
nieszlachetny, łajdacki, haniebny. Podły jest człowiek, który dopuszcza
się podłych uczynków. Według Słownika Języka Polskiego podły jest
uczynek będący rezultatem wymierzonego przeciw komuś, prowadzonego
nieuczciwie, podstępnie działania i podły jest człowiek, który wzbudza
odrazę swym podstępnym, płynącym z niskich pobudek postępowaniem.
Inne znaczenie słowa podły, to kiepski, zły, marny, lichy, nędzny,
niedobry, byle jaki, słabej jakości, kiepskiego gatunku, niewiele wart.
I w tym rozumieniu słowa podły, a mianowicie, że podły równa się byle
jaki, słabej jakości, niewiele wart, kryje się prawdziwa dla Polaków
pułapka pojęciowa. Zgodne z chrześcijańskim sumieniem potępienie dla
podłości prowadzi nas dalej niż zdrowy rozsądek nakazuje, bowiem
przyczynia się do lekceważenia podłości, niedoceniania podłości w
polityce, w gospodarce, a nawet w zwykłych stosunkach międzyludzkich,
czy nawet rodzinnych. Patrząc z góry na podłość, bujamy w obłokach, tak
długo aż wektory podłości spowodują nasz upadek i szok wybudzenia z
pięknego snu o tym, że co podłe to byle jakie.
Najwyższy czas zdać sobie sprawę, że podłość to cecha zwycięzców na
arenie zmagań tego świata. Do najbardziej podłych należą najbardziej
skuteczne działania dyplomatyczne, militarne, finansowe przynoszące
władzę i pieniądze prowadzącym je narodom i ludziom stojącym na czele
tych narodów, czy też dynastii, rodów, korporacji, grup kapitałowych,
mafii, szajek i innych organizacji, nieraz noszących nazwy partii
politycznych. Tak było, jest i będzie aż do końca świata. Komu to
mówić! Jako ofiary podłości Polacy biją rekordy historii i
współczesności. Czy dalej tak będzie, zależy od właściwej oceny – też w
sferze nazewnictwa – podłości w każdym jej przejawie. Lekceważąc podłe
zachowania i ich narastające prodromy tracimy z dnia na dzień wszystko
i dalej tak będzie, o ile nie zaczniemy wyraźnie i jednoznacznie
nazywać podłości po imieniu. Nie możemy żyć złudzeniami. Podłość
naszych sąsiadów wykreślających paktem Ribbentrop – Mołotow bękarta
traktatu wersalskiego z mapy Europy nie została właściwie odczytana w
jednostkach Wojska Polskiego składających broń przed Armią Czerwoną, co
ułatwiło Sowietom czystkę etniczną, włącznie z ukrywaniem o prawdy o
ludobójstwie z arcypodłym objaśnianiem losów polskich oficerów słowami
“uciekli do Mandżurii”. Ten przejaw podłości mógł zaistnieć bez
globalnego potępienia, gdyż przed wojną zbyt mało polskie władze
informowały światową opinię publiczną o terrorze i dywersji komunistów
nasyłanych przez Moskwę oraz składających się na piątą kolumnę
organizacji niemieckich działających legalnie w Polsce, jak
Jungdeutsche Partei fur Polen, Deutsche Vereinigung, Deutscher
Volksbund, Deutscher Volksverband, w których to i im podobnych
przygotowywała się do czystki etnicznej Polski z Polaków 1 Niemców
zamieszkałych w Polsce. Podłość takich sąsiadów niejeden z tych, co
przeżyli, pamięta do dzisiaj.
21. stycznia 2011
Z czarnych chmur, które tak grubą warstwą spowiły niebo nad Polską,
mało kiedy spada na nas coś więcej niż kolejne nieszczęście. Nie są to
nieszczęścia osobiste, rodzinne, zakładowe, lokalne, branżowe, czy też
ograniczone do jakiejś innej grupy ludzi charakteryzującej się
określonymi cechami. Nie są to też nieszczęścia sporadyczne, ujawniane
z rzadka przez reżimowe środki masowego rażenia w konwencji Telewizji
Nocą Aleksandra Małachowskiego, tak, aby nie kompromitować systemu, ale
jednak pozwolić ludziom na kontrolowany upust pretensji i żalów. Nie są
to też nieszczęścia bagatelne w rodzaju zgubienia kilku złotych.
Od ponad dwudziestu lat spada na nas grad nieszczęść narodowych, przed
którymi niewielu umie się uchronić i to nie dzięki opanowaniu
umiejętności uniku a tylko poprzez współudział w ściąganiu tych
nieszczęść na głowy innych. Oczywiście do czasu. Kiedy nie będzie już
czego kraść, kiedy nie będzie więcej brudnej roboty do wykonania, kiedy
pojawią się jeszcze bardziej pozbawieni skrupułów konkurenci, wtedy
trzeba będzie przesiąść się z samolotu do samochodu i spróbować
przejechać choćby z Poznania do Wrocławia, szlakiem łączącym od ponad
tysiąca lat dwie kolebki Państwa Polskiego, a w XXI w. przerwanym z
powodu dwóch dekad zaniedbań w zakresie melioracji i ochrony
przeciwpowodziowej. Gdyby władze Niderlandów leżących na polderach
wyrwanych morzu dopuściły się podobnych zbrodniczych zaniedbań swoich
obowiązków i doprowadziły do uszczerbku na mieniu, życiu i zdrowiu
mieszkających tam ludzi, zdroworozsądkowa reakcja Holendrów byłaby
energiczna i natychmiastowa. Ale Poland to nie Holland. Tu za zalanie
polderów pomiędzy Odrą a Oławą nikt nie odpowiada, a zalecenie klasyka
"trzeba było się ubezpieczać”, brzmi tu jeszcze bardziej szyderczo,
skoro ubezpieczyciel żąda 800 zł od hektara właśnie z uwagi na wysokie
ryzyko zalania wynikające z zaniedbań w zakresie melioracji i ochrony
przeciwpowodziowej. Podobny, często jeszcze gorszy los, zgotowali
rządzący państwem, województwem, powiatem i gminą swoim wyborcom w
wielu, bardzo wielu innych miejscach Polski. Część z nich lokowała
ciężkie pieniądze zagarnięte w postaci niezasłużonych pensji, nagród,
premii i odpraw oraz wprost ukradzione z budżetu krajowego lub funduszy
unijnych właśnie w nieruchomości i to nie na Florydzie, ani nie na
Lazurowym Wybrzeżu – co jest obecnie trendy wśród nagle wzbogaconych
Polaków, dopowiednika Nowych Ruskich – a właśnie w Polsce, na terenach
z ich własnej winy pozbawionych ochrony przeciwpowodziowej i dostępu
drogowego. Po drogach zdemolowanych w ciągu minionego dwudziestolecia i
nie uzupełnionych nowymi, po których dałoby się jeździć, bonzowie
dwudziestolecia nie przejadą nawet swoimi najdroższymi zabawkami z
napędem na cztery koła. Gdyby zdołali wpakować się na rowery, mogliby
na krótkim dystansie pojechać po ścieżce rowerowej, ale nie we
Wrocławiu, gdzie wojna Klubu Złośliwych i Niedobrych Cyklistów z
prezydentem miasta toczy się w najlepsze, bowiem dla wrocławskiego
magistratu europejskość polega na pielęgnowaniu zaledwie dwóch wieków
tradycji pruskiej w tysiącletniej śląskiej metropolii Piastów i na
wydawaniu milionów na szczepienia dzieci przeciwko chorobom wenerycznym.
Z powodu niewybudowania z własnej winy dróg, niektórzy decydentów,
spośród tych pozbawionych już przywileju wożenia samolotami, mogliby
przemóc jaśniepański wstręt do podróżowania koleją w towarzystwie
obrabowanych wyborców, gdyby wszakże kolej w Polsce nie też została
rozkradziona, za co konstytucyjnie odpowiedzialny minister został
nagrodzony w Sejmie owacją i pięknym bukietem kwiatów. Wypadałoby
podzielić się tym bukietem z równie zasłużonymi dla sprawy swoimi
poprzednikami, panie ministrze.
Najbardziej martwić nas wszystkich powinno to gdzie też decydenci
minionego dwudziestolecia będą się leczyć. Nie chodzi tu nawet o
leczenie w Tworkach, na które skierowania od ręki wystawia naukowiec,
intelektualista, autorytet moralny rządzącej partii, a tym samym
wszystkich Polaków – wicemarszałek sejmu profesor Stefan Niesiołowski.
Ze względu na stan lecznictwa psychiatrycznego w Polsce, w
szczególności na zagrożenia zdrowia i życia pacjentów pozbawionych
należnej opieki w związku ze stanem kadrowym personelu i technicznym
obiektów dobrze byłoby wcześniej poddać się samemu hospitalizacji
psychiatrycznej, panie marszałku, w trosce o kierowanych tam
konkurentów, oczywiście.
Znaczna część prominentów minionego dwudziestolecia trafiła do
instytucji Unii Europejskiej, gdzie w nagrodę za poczynania w rodzimym
bantustanie, dostaną wystarczająco dużo euro i różnych innych korzyści
w skali niewyobrażalnej dla europejskich podatników. O tych nie musimy
się martwić. Ci się wyleczą.
Nam pozostawili reformę. Reformę ochrony zdrowia. Leży przede mną
ulotka wydana w grudniu 1998 r. przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki
Społecznej oraz Departament Koordynacji Reform Społecznych Kancelarii
Prezesa Rady Ministrów. Dużymi literami ówcześni decydenci, z obecnym
przewodniczącym Parlamentu Europejskiego na czele, obiecali Polakom, co
następuje:
1.Ubezpieczenie zdrowotne będzie powszechne
2.Postawą ubezpieczenia będzie składka
3.Każdy będzie miał zapewnioną opiekę medyczną
4.Każdy będzie mógł wybrać u kogo i gdzie chce się leczyć
5.Za nasze leczenie zapłaci Kasa Chorych
Kolejny decydent, tym razem z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, czy jak
tam oni wtedy się nazywali, złapał pieniądze z kas chorych w jeden
Narodowy Fundusz Zdrowia. Dzisiaj ówczesny minister, kardiolog,
profesor nauk medycznych występuje w programach telewizyjnych
reklamujących tzw. medycynę niekonwencjonalną, wespół z panią
uprawiającą masaż kaukaski. I to dopiero jest rzetelna oferta dla
Polaków.
28. stycznia 2011
Do najmniej rozsądnych zachowań ludzkich należy wishful thinking, czyli
myślenie życzeniowe. Nie jest to przesadny optymizm, ofiarna wola walki
o swoje racje, ani nie jest to pozytywny ogląd rzeczywistości z jego
samospełniającymi się prognozami. Myślenie życzeniowe nie ma też nic
wspólnego z poświęceniem się dla jakiejś idei, religijnej,
patriotycznej, która powoduje, że płyniemy pod prąd na wzór naszego
mistrza Jezusa Chrystusa i za przykładem niestrudzonej służby ojca
Tadeusza.
Tutaj myślenie życzeniowe oznacza przekonanie, że inni zachowają się
według naszego wyobrażenia, zgodnego z naszym życzeniem
niedopuszczającym możliwości istnienia innych przesłanek do podjęcia
działania niż nasze własne. Na przykład przesłanek moralnych. Człowiek
przekonany o swojej wyższości moralnej nieraz pada ofiarą niedoceniania
zagrożeń ze strony sposobu myślenia kierującego się innym systemem
wartości, dla niego samego zgoła niemoralnym. Dla myślenia życzeniowego
dotyczącego zachowań innych ludzi charakterystyczne jest wygłaszanie
opinii: “nie wierzę, żeby on mógł tak postąpić”"oni nie byliby do tego
zdolni”, “oni nie mogliby tego zrobić”. Wygłaszanie tego rodzaju opinii
to nasza narodowa specjalność. A to z nadmiaru okazji. I to od dawien
dawna.
Usprawiedliwiające ludobójstwo hasła rewolucji francuskiej “wolność,
równość i braterstwo” wyniosły do władzy Napoleona. Ten, pomimo
zawarcia pokoju z Austrią w 1801r. wykazał czarną niewdzięczność wobec
dzielnych wiarusów z Legionów Polskich i zamiast przywrócić im wolną
Ojczyznę, wysłał ich na Haiti, gdzie mieli stłumić powstanie
niewolników, którzy uwierzyli w hasła rewolucji francuskiej i
proklamowali niezależną republikę. Z 6 tysięcy legionistów, czterystu
pozostało na wyspie, dając początek polskim rodom na Karaibach, trzystu
wróciło do kraju, reszta zginęła w walkach z powstańcami, zapewne pod
sztandarem z napisem “Za wolność waszą i naszą”. Do udziału Polaków w
tego rodzaju ekspedycjach władcy Zachodu najwyraźniej przywykli, co
obecnie jest tak samo sprzeczne z naszym narodowym interesem jak za
czasów Napoleona. W kilka dni po obchodach XI Dnia Islamu w Kościele
katolickim skupionego na temacie “religie przeciw przemocy” warto po
raz kolejny przypomnieć żywiołową aktywność Jana Pawła II na rzecz
ratowania ludzi przed wojną w Iraku i odwrotne decyzje tych ówczesnych
władców Polski, którzy i z Jana Pawła II szydzili i obiecywali wielkie
korzyści z udziału w inwazji. Osobiście sami te korzyści niewątpliwie
pozyskali. Kto wtedy oddalał myśl o oszustwie, mówił sobie: “nie
wierzę, żeby on mógł tak postąpić”"oni nie byliby do tego zdolni”, “oni
nie mogliby tego zrobić” i umacniał się w życzeniowym myśleniu jak
legioniści przed wyniszczeniem na San Domingo, jak Wojsko Polskie i
ludność cywilna w obliczu najazdu bolszewików, Niemców, Sowietów, jak
Polacy wobec zdrady narodowej i zaprzaństwa tych współobywateli, którzy
w służbie obcych, odbierali im zdrowie, życie i majątek. Większość z
nas pamięta podniosłe nastroje powiewu wolności tuż przed wprowadzeniem
stanu wojennego. Owszem, co kilka tygodni pojawiały się ostrzeżenia, że
pacyfikacja tuż tuż, że należy zwalniać łóżka w spitalach, aby było
gdzie położyć rannych. Ale właściwie panowało przekonanie, że “oni nie
byliby do tego zdolni”, “oni nie mogliby tego zrobić”. A jednak 13.
grudnia okazało się, że “on mógł tak postąpić”, że Polacy byli do tego
zdolni…
Niezależny Samorządny Związek Zawodowy “Solidarność” uzyskał w
legendzie narodowej status Legionów, tych od Piłsudskiego. Obok
prawdziwych bohaterów, głodni władzy byli działacze “Solidarności”
przybierają pozy legionistów, czy też rewolucjonistów
narodowo-niepodległościowych z czasów zaborów, kroją się na miarę
niezłomnych patriotów, niemal jak ci, którzy kończyli życie dla Polski
przed plutonem egzekucyjnym, na szubienicy, w syberyjskiej tajdze lub
niemieckim lochu. To dopiero maskarada! Panie i panowie, tylko partyjną
nalepką odróżniacie się od towarzyszek i towarzyszy najbardziej
spolegliwych wobec obcych, a ze swojej solidarnościowej przeszłości
zrobiliście zasłonę dymną dla grabieży Polski. W razie wątpliwości
porównajcie dorobek waszego i międzywojennego dwudziestolecia. Myślenie
życzeniowe Polaków potrzebujących – jak wszyscy – patriotycznych
przywódców, sprzyja wam jak mało komu. Nie zostało udowodnione, że
służycie Polsce, a zatem nie jej służycie. Przyznajcie się do winy,
naprawcie choć część wyrządzonych krzywd, a może Naród wam odpuści. Już
mało kto o was mówi “nie wierzę, żeby on mógł tak postąpić”, “oni nie
byliby do tego zdolni”, “oni nie mogliby tego zrobić”.
4. lutego 2011
W pewnej mierze wszyscy jesteśmy Egipcjanami. Korzenie kultury
europejskiej sięgają przecież nie do Chin a za Morze Śródziemne, do
Nilu. Niemal nikomu nieznana najstarsza cywilizacja Europy pokrywająca
się z obszarem kultury łużyckiej, z której rozwinęła się kultura
autochtonicznych Prasłowian, poza krótkim artykułem w The Independent
(tutaj) nie daje światu o sobie znać, bowiem nie pozostawiła po sobie
prawie żadnych śladów. Za to kultura egipska co do rangi dotychczas
odkopanych zabytków zdecydowanie dzierży palmę światowego
pierwszeństwa. Te nadal nieodkopane bodaj nadal kryły się pod ziemią
przed ludzkością zbyt mało jeszcze dojrzałą, aby potrafiła zapewnić
bezpieczeństwo niepowtarzalnym dziełom sprzed tysięcy lat. Sam miałem
okazję w 1972r. podziwiać pyszniące się pełnią barw reliefy pokrywające
mury i kolumny świeżo złożone przez ekipę profesora Kazimierza
Michałowskiego w świątynię Hatszepsut w Tebach, czyli Deir el Bahari.
Po 25 latach ekspozycji na słońce po wspaniałych kolorach sprzed
tysięcy lat pozostałt marne ślady, a i same płaskorzeźby za niedługo po
prostu znikną. Rozjechanie czołgami Babilonu podczas najazdu tzw.
koalicji na Irak, sprowadza odpowiedzialność za tak wielką zbrodnię na
wszystkich podejmujących w tej sprawie decyzje i/lub nie podejmujących
decyzji wymagających minimum ucywilizowania. Ale obecnie efekty
kilkuwiekowej aktywności archeologicznej w Egipcie są jak nigdy
wcześniej narażone na rabunek i zniszczenie, co obok możliwych do
przewidzenia skutków toczącej się tam rewolucji i kontrrewolucji musi
budzić zgrozę wszystkich ludzi dobrej woli na całym świecie.
Podwyżki cen chleba, bezrobocie wśród młodych, korupcja i dyktatura są
ogłoszone jako powody wystarczające do pojawienia się burzliwych
niepokojów społecznych, a prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama
nakłania do podjęcia politycznego dialogu z manifestującymi na ulicach
stolicy. Stolicy Egiptu. Bo gdyby ludzie doprowadzeni do rozpaczy
galopującą drożyzną, brakiem pracy, możliwości założenia i utrzymania
rodziny, korupcją, nepotyzmem, regresem cywilizacji mierzonym brakiem
transportu, dostępu do leczenia i sprawiedliwości, wyszli na ulice
stolicy Polski, pies z kulawą nogą by się o nich za granicą nie
upomniał.
Od czasów Ronalda Reagana miłość prezydentów Ameryki do narodu
polskiego niezwykle wyziębła, o co trzeba winić nie tylko kreatorów
globalnej polityki USA, defamatorów Polski, czy destruktorów jedności
amerykańskiej Polonii, ale przede wszystkim krajowe elity minionego
dwudziestolecia, polityków znanych z imienia i nazwiska, którzy
doprowadzili do tego, że – jak skonstatował prezes Jarosław Kaczyński –
niedoścignionym wzorem dla nas jest Turcja, państwo poważne, z którym
wszyscy się liczą. Stany Zjednoczone z Turcją się liczą się i płacą za
jej zbrojenia. Podob